To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Archiwum X - "Czemu świat stanął na głowie?"

Anonymous - 4 Grudzień 2010, 19:37
Temat postu: "Czemu świat stanął na głowie?"
/Historia bardzo skrócona. Błagam o wybaczenie i życzę miłej lektury. O ile komuś się zechce poznać dzieje marionetki.


„Całe życie zawieszani na sznurkach cieniutkich. Czymś ruchem poruszani, dla uciech malutkich...”

Delikatna, porcelanowa główka zwieńczyła dzieło. Przed Amadeuszem siedziała istotka ludzkich rozmiarów, z realnym wyrazem twarzy i błyskiem w szklanych oczach. Strój także był gotowy, zatem pozostał już tylko bal, Bal Marionetek, który miał się niedługo odbyć. Zostało mu już jedynie...

***

Otworzyła powieki. Potrzebowała kilku mrugnięć, by zrozumieć co się dzieje. Stała na scenie, zawieszona na wstążkach, niezdarnie poruszając się po dębowych deskach. Miała ochotę krzyczeć, wić się, płakać, jednak obecny stan pozwalał jej jedynie obserwować. Linki poruszały się gwałtownie, przez co tańczyła, bądź kłaniała się zamaskowanym kukiełkom w kapeluszach z pawim piórem. Inne damy tłoczyły się dookoła z ironicznymi uśmieszkami na wargach, jakby wyśmiewały się z Fiammetty. Nie pozostało jej nic innego, niż poddać się niekontrolowanym szarpnięciom i grać... Grać powoli ucząc się kolejnych ruchów, które w przyszłości staną się nudną rutyną.
Kurtyna opadła, w tle rozbrzmiała jedynie cicha muzyka, a wraz z nią brawa. Wszystkie lalki opadły na podłogę, by potem ktoś je zebrał, nie zwracając uwagi na ich nieme sprzeciwy. Wylądowały w pudle.
Ta sama historia powtarzała się co drugi dzień. Patrzyła, uczyła się, a strach powoli opuszczał jej pustą powłokę. Obrączki na ramionach i stopach przestały boleć, przyzwyczaiła się do tego, że coś ją ciągnie i prowadzi przez całą sztukę. Powoli zyskiwała czucie w kolejnych częściach ciała. Najpierw była to twarz – marszczyła nosek, wywracała oczętami, lub po prostu wyginała wargi w najwymyślniejszych grymasach, na uciechę nie tylko najmłodszych widzów. Kolejne były dłonie, każdy palec z osobna, a na końcu nawet nogi wzmocniły się, pozwalając jej kierować własnymi ścieżkami. Tak minęła wiosna. Tak minęło lato, a za nim jesień.
Zima przyniosła rewolucję, wraz z pierwszymi płatkami śniegu tańczącymi na wietrze. Każdy był inny, choć razem tworzyły całość. Prawie jak ludzie.
Przed jednym z większych przedstawień Amadeusz przyszedł porozmawiać ze swoim tworem. Porzucił już wstążki i co więcej - zmienił się także strój. Stawy zostały zakryte warstwami materiału, nadając jej realnego wyglądu. Została wręcz wypchnięta na scenę, by odegrać rolę swojego marnego życia.
Para kochanków. Fatalna para, która nie mogła być razem. On odszedł na wojnę by zebrać złoto i wkupić się w łaski jej ojca. Ona zaś została wplątana w sieć intryg, które zaprowadziły ją prosto w ramiona śmierci. Tam też spotkała ukochanego. Nie był to jednak Romeo, marionetka nie odegrała roli Julii. Różnica jest subtelna, jednak bardzo ważna. Kochankowie z Teruelu, których dłonie nie złączą się nawet po śmierci. Rozległy się brawa, a najgłośniej klaskał On. Był tam w pierwszym rzędzie, wpatrując się w Fiam jak w obrazek. Ona jednak zastygła, czekając, aż kurtyna opadnie. Tylko błękitne szkiełka śledziły jego ostatnie okrzyki zachwytu.

***

- Połóż dłoń na moim ramieniu. – Jak ona uwielbiała ten głos! Nie potrafiła się mu oprzeć. Nie, to nie był jedynie głos, a cały mężczyzna, który właśnie obejmował ją w talii. – I patrz mi w oczy.
- Nie jestem tancerką, nie potra... – Palec oparł się o jej usta, zakrywając też część nosa marionetki. Zamilkła, przygryzając wargę, ale bunt nadal trwał w jej ślepiach, co jedynie rozbawiło partnera do tańca. Sam ułożył jej dłoń na swoim ramieniu i poprowadził przez salony w takt wiedeńskiego walca. Raz, dwa, trzy... Mruczał, starając się jej ułatwić zadanie. I tańczyła, niezgrabnie wlokąc się za nim z błogim wyrazem twarzy, za którym ukryła całe swoje niezadowolenie.
- Marcielle, dosyć, zaraz odpadną mi stopy. – Mawiała czasem, gdy za bardzo się zagalopował i tańczyli już godzinę, a może trzy lub cztery. Wydawał się zmęczony, ale uparcie trwał w swoim zamierzeniu, a ona w trosce o niego, starała się nieco utemperować jego dalsze chęci do pląsów. Później leżeli na podłodze, a ona głaskała go czule po włosach, nucąc coś cicho. Zwykle zasypiał, pozwalając jej się wymknąć na długi nocny spacer. Najczęściej nie wracała następnego dnia i musiał jej szukać w małych kawiarenkach w stylu rokoko. Byli szczęśliwi w swoim małym światku.

***

Przyszła jednak wojna. Właśnie ta, której tak bardzo obawiali się wszyscy mieszkańcy Krainy Luster. Marionetek namnożyło się jak lodu. Wtargnęli ludzie, niszcząc i kradnąc wszystko co wpadło w ich zachłanne ręce. Ale ona... Ona nie potrafiła walczyć, nie była w stanie się nawet obronić.
Jak zwykle siedziała w opustoszałej kawiarence, popijając zmyśloną herbatę i patrząc przez okno na chaos i zniszczenie, jakby było to coś zwyczajnego. Właśnie wtedy Damon wpadł do środka, cały zdyszany. Porywali lalki, zmuszali je do starć, prowadząc praktycznie na straty. Fiammetta była załamana, już nawet wyimaginowany napój smakował gorzko. Mężczyzna jednak szybko porwał ukochaną istotkę i zaniósł do siebie do domu. Tam powinna być bezpieczna, w walizce, zapakowana i na wpół martwa. Niechętnie się zgodziła, ale co innego jej pozostało? Obiecał, że będzie przychodził codziennie, by przynajmniej z nią rozmawiać. Ale to była bitwa, a co za tym idzie, ciężko było spełnić tę obietnicę. Na początku pojawiał się punktualnie, ale dni przerodziły się w tygodnie, a te w całe miesiące, co sprawiło, że Fiam nie widziała już od dawna światła dziennego. Zaczęła popłakiwać, każdego dnia odrobinę, a gdy łzy jej zbrzydły nuciła lub śpiewała smutne piosenki.
Właśnie dzięki delikatnemu głosikowi odzyskała wolność. Cichy, żałosny śpiew dobiegał ze skórzanego opakowania, które zaciekawiło małą dziewczynkę z lisim ogonem. Zapewne cyrkowiec. Otworzyła ją więc, zostając powitana jedynie cichym westchnieniem lalki. Była wolna i mogła zrobić co tylko zechce, ale jaki to miało sens, gdy najważniejsze dla niej osoby odeszły? Ruszyła przed siebie, poszukując śladów życia dwóch ukochanych mężczyzn. Ludzie czasem się jej obawiali. Dawna świetność przeminęła, robiąc miejsce groteskowemu wyglądowi. Wszystko spłowiało, oczy stały się niemal białe, tracąc cały błękitny pigment. Nawet włosy straciły swój blask i miękkość. Dlatego skryła się pod peleryną i ruszyła dalej, tym razem przygotowana na wszelkie przeciwności losu. Przypomniała sobie jak stała na deskach... Te oklaski i zachwyt. Wykorzystywała swoje umiejętności przy każdej możliwej okazji. Przyjaciele mnożyli się dzięki radosnym maskom, wrogów odstraszał jej upiorna twarz. Nie przeszkadzało jej to, wcale a wcale. Nauczyła się bowiem rozpoznawać strach oraz panikę, a potem nawet je odgrywać. Gdy widziała karalucha piszczała, na danych wysokościach trzęsły się jej kolana... Jednak już nigdy nie grała zakochanej. Nie dotknęła niczyich włosów. Nie zatańczyła walczyka i nie leżała na podłodze, rozkoszując się zapachem sosnowych desek.
Zaczęła nowe życie. Nowe życie do góry nogami.


„Ludzie mówią: nie znają czułości,
ludzie mówią: lalki nie kochają,
są drewniane, nie znają miłości.
Mówią ludzie tak. Czy rację mają?”



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group