To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Archiwum X - Polowanie Verny(Schedel)

Anonymous - 5 Październik 2011, 20:27
Temat postu: Polowanie Verny(Schedel)
Dzień był pochmurny. Na niebie nie było ani jednego promienia słońca, wiał silny wiatr. W Dyniowym Miasteczku nie było ani jednej żywej duszy, ponieważ zbierało się na burzę. Drzewa kołysały się na wszystkie strony, niebezpiecznie się uginając. Ale, oczywiście to nie jest powód, by nie wybrać się na małe polowanko, prawda? Ale gdzie Verna ma szukać Schedela?
Odpowiedź przyszła sama.
Nagle pojawiło się zrozpaczone dziecko. Miało ono może z siedem lat. Całą twarzyczkę miało we łzach,a w oczkach chłopca, bo był to młody przedstawiciel niepięknej płci, malowało się przerażenie. Krzyczał na cały głos:
-Latunku! Potwól! Mama!
Chłopczyk zwrócił uwagę kobiety. Niecodziennie widzi się przerażonego bachora, który widział jakąś bestię. Może coś jej powie? Zdradzi Vernie gdzie widział owego potwora? Ale może też nic nie powiedzieć, ponieważ przeżył szok. Zapewne żerował sobie na jego mamusi... och jaka szkoda, prawda?

Verna de Clare - 10 Październik 2011, 18:57

Verna szła jednostajnym, spokojnym krokiem, patrząc prosto przed siebie. Wiatr targał czekoladowymi włosami kobiety, związanymi tym razem w prosty koński ogon. Przez półmrok, który panował dookoła ich barwa była bliższa satynowej czerni. Chłód wciskał się lodowymi igiełkami pod skórzany gorset, pomimo tego, że na ramionach spoczywał czarny prochowiec, łopoczący tajemniczo w takt uderzeń kroków. Zimne, bezwzględne oczy przypominające swą barwą bezduszną akwamarynę nie wyrażały niczego, co mogłoby dać poczucie bezpieczeństwa, czy też ciepła. Twarz Ludożerki była obojętna, blada, czerwone usta ściągnięte w wyrazie ulotnej pogardy. Zaciskała co jakiś czas szponiaste, chitynowe palce w pięści. Szare chmurzyska kotłowały się na niebie, sunąc w lawirującym, chaotycznym tańcu, niemal tuż nad ziemią, jakby chciały pochłonąć karykaturalne Dyniowe Miasteczko, by zagubić je w otchłani wilgoci, a także skrzącej się elektryczności. Ulice były opustoszałe, martwe i jedynie natura wykazywała jakiekolwiek przejawy życia i ponurej radości. Drzewa skłaniały się w uległych ukłonach, nie zdolne do tego, by przeciwstawić się kapryśnemu Zefirowi.
Celem Pani Paw było odnalezienie intrygującej istoty, aż nazbyt podobnej do niej, która od jakiegoś czasu zawładnęła umysłem kobiety. Niby duch utkwiony w ciele swej ofiary z koroną czaszek... Tak, byłby to ciekawy towarzysz. U boku Królowej sunął niemal leniwie wielki, dwu i pół metrowy, młody Argos, wąż o kremowej sierści, parze rogów, o oczach mających coś wspólnego z opalem, a także o ogonie zakończonym kolcami jadowymi. Argos syknął cicho, a z jego paszczy, wraz z rozwidlonym jęzorem, wychynęły kłęby pary. Kobieta wiedziała, że samiec denerwuje się, co sugerowały jego myśli, z którymi była połączona dzięki swej mocy. Zapach rozkładu i zbliżającej się burzy dekoncentrował zwierzę. Schyliła się i przesunęła dłonią po miękkim futrze.
"Spokojnie, kochanie, damy radę" Przesłała myśl ulubieńcowi, a wąż liznął jej rękę. Uspokoił się. Paw nie dziwiła mu się, wszakże przywykł do gęstego lasu, a nie do otwartych przestrzeni.
Wtem do wrażliwych uszu kobiety wdarł się krzyk zrozpaczonego... dziecka? Uniosła wolno głowę w kocim ruchu, chociaż w tej chwili przypominała bardziej przyczajoną Modliszkę. Ślepia Jaskółki zwężyły się, gdy dostrzegła drobną postać chłopca, biegnącego w jej stronę. Łzy skapywały z drobnej twarzyczki. W sercu Pawia zaiskrzyło dawne wspomnienie uczucia, gdy to jej dziecko płakało. Przełknęła ślinę. Kucnęła i wyciągnęła dłonie w stronę przerażonego dziecka.
-Spokojnie, kochanie, chodź do mnie, powiedz mi, co się stało, może uda mi się ci pomóc - przemówiła zaskakująco kojącym, ciepłym głosem, uśmiechając się delikatnie. Cóż, obawiała się, że chłopczyk przerazi się jej jeszcze bardziej, wszakże nie była zwyczajną, ludzką kobietą. Na głowie Modliszki znajdowały się imponujące, zawijające się do tyłu rogi, dłonie pokryte chitynowym pancerzem, zakończone szponami... To nie wyglądało najpiękniej.

Anonymous - 15 Październik 2011, 15:03

Chłopczyk był przerażony. Nie tym, że jakaś dziwna pani z rogami na głowie się na niego patrzyła i pytała co się stało... tylko tym, że jego mamusia gdzieś zniknęła. Nigdzie jej nie było, a on chciał do swojej rodzicielki, którą tak bardzo kochał.
Szkrab pociągnął kilka razy nosem i zaczął płakać jeszcze bardziej. Oczka miał całe czerwone, nosek także. Na policzkach małego mężczyzny były ślady łez, które wciąż ciekły mu z oczu. Nagle chłopiec się przytulił do Verny i z paniką w głosie, zaczął opowiadać to, co się stało:
-No...em... bylem z mamą na spaceze, zawse na nie chodzimy... no i kiedy wracaliśmy do domku nagle zoacilem takieeego duzego potwola!-przez chwilę nic nie powiedział, lecz po minutce kontynuował swoją opowieść-Byl bzydki. Lysy i taki chudy... i co dziwne mial kilka casek na glowie! Dziwne, bo zazwycaj caske ma sie wewnatrz glowy, prawda prose pani?-pociągnął noskiem-No i zacieliśmy uciekac. Mama powiedziala, że mam biec i sie nie zatsymywać. Nagle nigdzie już jej nie było!-i to powiedziawszy zaczął płakać jeszcze bardziej.
To co ten bachor powiedział, bardzo Vernę zainteresowało. To może być ta bestia którą szuka...



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group