Anonymous - 31 Październik 2011, 18:24 Temat postu: Nawiedzona Kamieniczka
Dlaczego nawiedzona? Otóż jest to bardzo prosta sprawa. Owa, zbudowana z czerwone cegły, kamieniczka zamieszkana jest przez pewną dziewczynę, która, och ironio, jest Strachem. A o ile mi wiadomo przedstawiciele tej rasy wyglądają jak duchy. Parcele tą nazwali tak mieszkańcy Dyniowego Miasteczka, którzy od dłuższego już czasu unikają tego miejsca szerokim łukiem. Nie dość, że nikt nie ma zamiaru przyjaźnić się z biedną Brook, to do tego kamieniczka wygląda naprawdę strasznie. No, ale nie teraz o tym.
Budynek znajduje się centrum lasu, niedaleko Dyniowego Miasteczka. Jedyną oznaką życia w tym miejscu są czerwone róże posadzone dookoła, o które widać, że się ktoś troszczy. Po prawej stronie widnieje kawałek muru, który otaczał kiedyś posiadłość, lecz z wiekiem po prostu popękał i zniszczył się. Pod nim stoi mała ławeczka ustawiona akurat w cieniu dużego, starego drzewa, na którym powieszona jest drewniana ławeczka.
Sam dom wygląda jakby nikt tu nie mieszkał. Drewniane okna poniszczone, a same szyby popękane. Drewniane belki, z których zrobione są schodki prowadzące na obszerny ganek są popękane i ledwo trzymają się na zardzewiałych gwoździach. Na "tarasie" stoi mały stoliczek oraz bujany fotel, który skrzypi poruszany delikatnym wiatrem.
Wszystko to wygląda mrocznie, nic dziwnego, że nikt tu nie przychodzi. W środku jest jednak inaczej. Na parterze znaleźć można spory salon z kominkiem i kolorowymi kanapami, kuchnię, biblioteczkę oraz łazienkę. Na piętrze znajdują się dwie sypialnie, łazienka oraz pusty pokój, do którego dostęp ma jedynie Beatka. Wszystko ściany pomalowane są na beżowy, a dodatki oraz meble są raczej kolorowe.
Anonymous - 31 Październik 2011, 18:28 To był ponury, deszczowy dzień. Wiatr wiał mocno, kołysząc drzewami, których liście cicho szeleściły. Kałuże powiększały się z każdym uderzeniem kropli deszczu w podłoże. Zaś tam, gdzie ich nie było, zrobiło się obrzydliwe błoto.
Nagle powozem gwałtownie szarpnęło. W jednej chwili zbudziłem się, z trudem otwierając sklejone oczy. Rozejrzałem się niespokojnie, bojąc się, że coś złego się stało. Woźnica, który to przyuważył, uśmiechnął się i zwrócił do mnie:
- Obudziłeś się w dobrym momencie, zaraz będziemy na miejscu – powiedział, ukazując mi swoje zniszczone, brudne zęby. Mimo swojej wrednej, przebiegłej twarzy, wydawał się być miły, ba! taki był na pewno. Przypomniałem sobie, jak to on jedyny postanowił mnie tu dowieść całkowicie za darmo, gdyż nie miałem przy sobie żadnych pieniędzy. Patrząc jeszcze, że był to taki kawał drogi, to tak, bez wahania mogłem stwierdzić, że jest sympatyczny.
Rozejrzałem się po okolicy. Powoli zza drzew ukazywała mi się kamieniczka. Dokładnie się jej przyjrzałem. I musiałem stwierdzić, że gdy nie widziałem jej w całej okazałości, robiła na mnie dużo lepsze wrażenie. Nie, żebym wybrzydzał, ale jej widok od razu skojarzył mi się z lekka z jakąś mroczną personą, zwłaszcza, że wcześniej mieszkałem w wielkich willach, lub kolorowych, pomalowanych na jaskrawe barwy domach. W każdym razie były one z pewnością bardziej przytulne.
Parcela ta była pewnie otoczona kiedyś murem, teraz pozostał jednak z niego tylko wolno stojący kawałek, w dodatku jeszcze obrośnięty jakimś zielskiem. Stała pod nim mała, stalowa ławeczka. Obok niej zaś znajdowało się wielkie, stare drzewo, na którym zawieszona była drewniana huśtawka. Ta, lekko kołysana przez wiatr sprawiała, iż ciarki przechodziły po plecach. Zabrudzone okna, z popękanym szkłem w drewnianych framugach robiły prawie takie samo wrażenie, jak te zabite deskami. Zaś popękane belki prowadziły na mały ganek. Znajdował się na nim drewniany stoliczek, przykryty zielonym obrusem. Jedynie dzięki posadzonym dookoła kamieniczki czerwonym różom można było się domyślić, że ktokolwiek tu mieszka.
W pewnej chwili usłyszałem donośne rżenie. Konie zaparły się kopytami w ziemię, tym samym gwałtownie hamując powóz.
- No, wysiadaj – powiedział woźnica. Uśmiechnąłem się do niego na pożegnanie, po czym wziąłem swoje bagaże.
- Dziękuję – dodałem i zwinnie wyskoczyłem z wozu. Moje nogi zanurzyły się po kostki w błocie. Wykrzywiłem twarz w grymasie. Nie spodobała mi się ta ‘niespodzianka’, toteż wyszedłem z błota na mokrą trawę. Wytarłem w nią trochę buty i skierowałem się w stronę domu. Chociaż wyglądałem na spokojnego, w duchu aż byłem rozpierany emocjami. Rozważałem różne scenariusze mojego przyszłego życia, a wszystkie póki co były oparte tylko i wyłącznie na podstawie wyglądu kamieniczki. Czyli nie najlepsze.
Zatrzymałem się przed drzwiami. Wziąłem głęboki oddech, uniosłem drżącą rękę do góry i zapukałem niepewnie.Anonymous - 1 Listopad 2011, 15:51 Raczej nie wychodziła z domu, a przynajmniej nie opuszczała lasu, który go otaczał. Czuła się tu bezpiecznie, znała każdy zakamarek, każde drzewo. Doskonale wiedziała gdzie mogłaby się skryć w razie potrzeby. Prościej mówiąc - jeszcze nigdy się nie zgubiła w tym lesie. Tu czuła się jak ryba w wodzie. Z dala od reszty mieszkańców Krainy Luster. Doskonale zdawała sobie sprawę, że nie przepadali tu za Strachami, dlatego trzymała się na uboczu. Wolała się nikomu nie narażać i widocznie było to doceniane przez Potworki, które mieszkały w Dyniowym Miasteczku. Nikt jej niepotrzebnie nie nachodził, dzieci jej nie denerwowały, nikt nie obrzucał jej kamieniczki brzydko pachnącymi przedmiotami. Było idealnie, tak mogło się wydawać.
Mimo to nie lubiła samotności. W poprzednim życiu była osobą towarzyską i najwidoczniej jej to zostało. Lubiła mieć z kim pogadać, czasami się do kogoś przytulić. Otwieranie buzi wyłącznie do siebie nie było jej na rękę, wychodziła wtedy przed sobą na jeszcze większą wariatkę. Szkoda gadać.
Wyszła z domu tylko dlatego by się przejść. Nie miała większego celu, po prostu miała ochotę na mały spacer, a gdyby jeszcze po drodze znalazła jakieś maliny to byłby to całkiem udany dzień.
Przeszła spory kawałek, lecz opłaciło jej się to. W swojej ulubionej części lasu, gdzie jeszcze nikogo nie spotkała, pod jednym z krzaczków cytrynowych znalazła kilka truskawkowych grzybków. Były to słodkie roślinki przypominające ludzkie podgrzybki, tylko smakowały całkiem inaczej - jak truskawki, of kors.
Zadowolona z dzisiejszej zdobyczy ruszyła w powrotną drogę do domu. Z uśmiechem na ustach, co jakiś czas odgryzała kawałek owocu rozkoszując się słodkim smakiem grzybka. Zjadła tylko jeden, drugi postanowiła zachować na później, gdy znowu będzie głodna, a jeśli chodzi o owoce... Cóż, można powiedzieć, że na nie zawsze miała chęć.
Zgrabnie wymijała wielkie drzewa oraz przeskakiwała wystające korzenie jakby znała całą trasę na pamięć. Po części tak było, chociaż co jakiś czas musiała się opamiętać i spojrzeć pod nogi by przypadkiem się nie przewrócić. Była jak w transie. Z przymkniętymi oczyskami i palcami zaciśniętymi na rękawach sweterka nuciła pod nosem jakąś piosenkę, która dopiero co wymyśliła. Czuła to. Czuła ten słodki zapach róż zasadzonych dookoła jej domu,
Otworzyła oczy i przeczesała znajomy teren wzrokiem. Coś jednak jej się nie zgadzało. Zatrzymała się na dłużej przy drewnianych drzwiach. Ktoś tam stał, a najdziwniejsze było to, że nie znała tego kogoś.
Zmartwiona i nieco przestraszona schowała się za najbliższym drzewem rzucając na ziemie truskawkowego grzybka. Miała teraz coś poważniejszego na głowie niż miłość do owoców. Przylgnęła do kory plecami oddychając spokojnie. Czyżby ktoś chciał zająć jej kamieniczkę? Przecież nie była na tyle zaniedbana by... Mniejsza o to. Przecież nie będzie tu stała cały dzień.
Odepchnęła się od drzewa i wychyliła się zza niego zerkając w stronę nieznajomego.
- A pan do kogo? - Spytała cichutko. Wiedziała, że ją usłyszy. Był Dachowcem, a oni mieli naprawdę dobry słuch.Anonymous - 1 Listopad 2011, 16:35 Stałem zestresowany przed drzwiami, lekko przytupując nogą. Jako, że przez jakiś czas nikt mi nie otwierał, zapukałem mocniej. Dalej nic. Może moja przyszła pani wyszła?
Wtem usłyszałem cichy szmer. Rozejrzałem się i w duchu modliłem, żeby ten dom nie był nawiedzony. Bo w sumie tak czy siak będę musiał spędzić w nim noc, choćby nikt w nim nie mieszkał. Wiatr zawiał, sprawiając, że huśtawka zaczęła się lekko bujać. Przód, tył, przód, tył... Ciarki przeszły mi po plecach.
Nagle usłyszałem cichy głos. Szybko zlustrowałem teren wzrokiem. Czyżby duch? Mój wzrok przykuło drzewo, zza którego niepewnie wychylała się głowa. Zaparło mi dech w piersiach. Chyba mam jakieś schizy...
Zamrugałem kilka razy, jednak dalej widziałem tam tę białowłosą dziewczynę. Postanowiłem więc odpowiedzieć na jej pytanie. Może się, hmm... odczepi.
- Ymm, no... nie bardzo pan - jąkałem się. Zdenerwowany wyszczerzyłem się w szerokim uśmiechu i podrapałem się ręką po głowie, lekko przymrużając prawe oko. Mój ogon niekontrolowanie latał w tę i we w tę, obijając się o wszystko, co napotkał. Westchnąłem.
- Ja do... - spojrzałem na rękę, na której zapisałem sobie imię i nazwisko mojej przyszłej pani. - Beatrice Brooklyn... Avarse. Kojarzysz ją może? Mam być jej, ymm... sługą.
Przenosiłem ciężar ciała z nogi na nogę. Kompletnie zapomniałem o mojej walizce przepełnionej ubraniami, które nawpychałem na siłę. Dlaczego miałem ich tyle, skoro byłem niewolnikiem? Cóż, kapelusznik dał mi trochę tych swoich starych, które nie były mu potrzebne, a które mi mogły się z całą pewnością przydać.
Pod naporem ubrań, nie do końca zapięta walizka nagle się otworzyła i wypadły z niej wszystkie moje ciuchy - bluzki, spodnie, bielizna... Zakłopotany wziąłem się natychmiast za zbieranie rzeczy. Może nie musiałem zgarniać jak najszybciej bluzek i spodni, ale bokserki jednak wypadałoby, zanim dziewczyna je zobaczy.Anonymous - 1 Listopad 2011, 18:31 Dopiero po dłuższej chwili, gdy wzrok nieznajomego padł na nią, zdała sobie sprawę, że zdanie, które padło z jej ust było całkowicie bezsensowne. Bo niby do kogo miał sprawę jeśli tylko ona tu mieszkała? No chyba, że został źle poinformowany i myślał, że znajdzie tu kogoś innego. Niestety, musiała go poinformować, że źle trafił, ponieważ normalny mieszkaniec Krainy Luster, jeżeli w ogóle ktoś o kolorowej skórze czy z rogami na głowie może zostać nazwany normalnym, raczej by tu nie zamieszkał. Wszyscy inni woleli trzymać się od tego miejsca z daleka i w jakimś tam stopniu Beatka im za to dziękowała. Miała po dziurki w nosie wszystkich wyzwisk oraz pogardliwych uśmieszków kierowanych w jej stronę.
- Ach tak. - Mruknęła nieco zbita z tropu. Jej oczy na chwilę zaszły mgłą jakby nad czymś rozmyślała, zaraz jednak znowu stały się tak samo intensywnie niebieskie jak kilka sekund wcześniej. Opuszkami chłodnych palców jeździła po chropowatej korze badając każdą bruzdę, każdą dziurę. Nie wiedziała czemu, ale uspokajało to nieco jej oddech, który nieznacznie, prawie niezauważalnie, przyspieszył.
Śledziła każdy nawet najdrobniejszy ruch Dachowca z niemałym zainteresowaniem. Wydawał się być osobą miłą i nieświadomą tego, że właśnie rozmawiał z Strachem. Cieszyło ją to, musiała to przed sobą przyznać, może trochę uda jej się z kimś porozmawiać.
Wsłuchała się w jego słowa mając nadzieje, że nie powie zaraz czegoś głupiego, co zmusiłoby ją do użycia swoich mocy. Wolała tego nie robić, uwierzcie. Nie była typem, który przepadał za przemocą. Wolała wszystko załatwiać słowami, po dobroci, jednak jeśli to nie mogło pomóc... Cóż, słaba nie była.
Ale to co powiedział było jeszcze bardziej bolesne niż jakiekolwiek wyzwisko. Te dwa ostatnie imiona przywodziły złe wspomnienia związane z jej dawnym życiem. Miała ochotę na niego nawrzeszczeć, kopnąć w dupę mówiąc by się stąd wyniósł, ale... Nie mogła go winić. Skąd miał wiedzieć, że to tak ją bolało?
Uśmiechnęła się nieśmiało i nieco głośniej odpowiedziała oznajmiając przy tym, że jest osobą, którą szuka:
- Wystarczy Beatrice. - Odepchnęła się od drzewa, po czym powoli, niczym spłoszona kotka, zaczęła kierować swoje kroki w stronę kamieniczki. Z każdą sekundą była co raz bliżej. Przechylała na różne strony głowę chcąc przyjrzeć się twarzy chłopaka pod różnym światłem i jego natężeniem.
Była na siebie nieco zła; całkowicie zapomniała o wizycie nowego sługi. Z drugiej jednak strony był to dobry moment na wizytę. Za bardzo zaczynała doskwierać jej samotność.
- Ty jesteś Anaru, tak? - Spytała przypominając sobie jego imię. Podniosła nogę i weszła na schody. Pokonała je prawie w podskokach, choć cały czas zachowywała dystans co jej się opłaciło. W najmniej odpowiednim momencie, walizka Dachowca upadła na ziemię i podzieliła się ze światem swoją zawartością. Beatka nie mogła się powstrzymać od śmiechu - przystawiła dłoń do ust i cicho zachichotała opierając się o drzwi. Nie zamierzała mu pomagać, wolała nie znaleźć wśród tych ubrań czegoś dziwnego.Anonymous - 1 Listopad 2011, 18:59 Dziewczyna wydawała się być miłą osoba, ale Anaru mimo wszystko nie spodziewał się pomocy z jej strony przy zbieraniu ubrań. W końcu ona była panią, on sługą.
Chłopak szybko wyszukał bieliznę i wrzucił ją do walizki, po czym zajął się za zbieranie innych rzeczy, gdy wtem usłyszał wydobywające się z ust dziewczyny słowa. Spojrzał na nią kątem oka.
- Dobrze. - uśmiechnął się. Szybko wepchnął resztę rzeczy do walizki i wziął się ja jej zamykanie. Ta jednak za nic nie chciała się zapiąć. Chłopak usiadł na niej, ale widocznie był zbyt lekki, gdyż nic to nie dało. Próbował jednak dalej.
- Tak, Anaru. Anaru Moitschel - dodał nazwisko, zanim w ogóle powiedział, że białowłosą niespecjalnie będzie to interesowało.
Siedząc tak na walizce i próbując ją dopiąć, Anaru przyglądał się dziewczynie dokładniej.
Beatrice była blada. I tyczyło się to nie tylko jej skóry, a całej dziewczyny. Jedynie lekko zaróżowione policzki jakoś odstawały kolorem od bieli. Lekko zadarty nosek, sprawiał, iż wyglądała trochę zadziornie. Dołeczki w policzkach dodawały jej również uroku, tak samo jak i wielkie, błękitne oczy.
Beatrice była szczupła i niska, ale mimo wszystko ładna. I niestety z lekka przypominała mu Lloile.
Anaru odrzucił od siebie tę myśl, wymazać ją z pamięci. Problem był jednak taki, że jeżeli już zaczął myśleć o dziewczynie, to za nic nie potrafił przestać.
Zrezygnowany nieudolnymi próbami zapięcia walizki, Anaru wstał, złapał ją z dwóch stron i podniósł.
M-mogę wejść? - zapytał, patrząc na drzwi.
Wiem, że krótkie, ale nie bardzo wiem, co jeszcze napisać.Anonymous - 5 Listopad 2011, 16:02 Uśmiechnęła się niepewnie, chociaż z widoczną ulgą w niebieskich oczach. Chłopak nie zadawał zbędnych pytań, po prostu przytaknął i nie brnął w ten trudny dla niej temat. Szczerze, to Beatka była bardzo zadowolona z tego faktu, przynajmniej nie musiała się denerwować z byle powodu i to już na starcie.
Starała się wszystkim pomagać, naprawdę. W tym momencie miała również ochotę ukucnąć i pozbierać jego ubrania, ale... Ale na serio. Nie znali się jeszcze tak dobrze, a wolała nie znaleźć niczego dziwnego. Oczywiście nie chciała go posądzać o nic złego, po prostu byli w Krainie Luster, a tu nawet najpiękniej wyglądający i pachnący kwiat potrafił zjeść małe dziecko w mgnieniu oka. Dlatego wolała nie ryzykować. Tak na wszelki wypadek.
Stała więc z boku śledząc wzrokiem każdy ruch chłopaka. Przyglądała się jego twarzy, dłoniom, które nerwowo zbierały bieliznę ze spróchniałych desek, ogona, który kiwał się na boki zahaczając co jakiś czas o stolik. Uśmiechała się pod nosem jakby rozbawiona jego nerwowymi ruchami. Gdy usiał na walizce by ją zamknąć oparła dłonie na biodrach czekając na koniec tego przedstawienia, chciała już wejść do domu, pokazać mu jego pokój i zabrać się za książkę.
- Bardzo mi miło. - Przywitała się w końcu porządnie wyciągając w jego kierunku dłoń. Powstrzymała się jednak w połowie drogi lustrując jego sylwetkę ciepłym wzrokiem. Tak... Nie był to najlepszy moment na podawanie dłoni, szczególnie, że Anaru właśnie starał się nie upuścić walizki, która najwidoczniej znowu chętnie padłaby na ziemię i pokazała całemu światu swoją zawartość.
Na jego słowa pokręciła gwałtownie głową jakby nagle sobie o czymś przypomniała. Zaczęła macać się po wypchanych niekreślonymi przedmiotami kieszeniach mrucząc coś do siebie pod nosem. Zaraz jednak opuściła ręce zrezygnowana i podeszła do drzwi, po czym pchnęła delikatnie, a te z cichym skrzypieniem ukazały nieznajomemu wnętrze domu. Beatka miała jakieś dziwne zachowania, które zostały jej po tamtym życiu. Zawsze, gdy chciała otworzyć drzwi, próbowała zrobić to kluczami, których nigdy nie używała do zamykania kamieniczki. Po prostu w dawnym domu... Tam musiała to zrobić. Wiem, głupie, ale to ją właśnie bolało - nie mogła zapomnieć o przeszłości.
- Zapraszam. - Uśmiechnęła się do Dachowca zachęcając go do wejścia ruchem ręki.Anonymous - 13 Listopad 2011, 19:41 z/t Nie wiem co mam odpisać, skoro Beatka została skasowana.Anonymous - 22 Maj 2012, 00:13 Targanie walizki pozostając bezdomną duszyczką nie należy to najcudowniejszych. Ogólnie, brak zamieszkania, nawet jeśli nie miał by nic. Noc razem ze zmarzniętym kociakiem nie należy do najlepszych kompozycji znanych społeczeństwu. Otóż, widok kamienicy, wywołał ciche westchnięcie. Nie miał sił szukać innego miejsca, pomimo mało przyjaznego widoku. Gdy podsunął się do drzwi taszcząc za sobą kilogramy wspomnień i przedmiotów niezbędnych, nieco zgarbiony już z wysiłków, zapukał do drzwi. Słysząc jakiś szelest poczuł tylko dreszcz przechodzący go od stóp do głów i tyle go było, znaczy, schował się za walizką, co z jego budową ciała nie powodowało większych utrudnień. Nic się nie stało. Pukanie nie wywołało żadnego efektu, a mimo to nie był zachwycony wizją nocowania w tej ruderze, nawet jeśli to miał by być tylko jeden raz, jedna noc, przelotnie. Po cholerę w ogóle kiedykolwiek wpadło mu do głowy, by emigrować.
-No i masz babo placek...
Burknął sam do siebie, jakkolwiek ni dodał sobie tym otuchy. Nacisnął klamkę i minimalnie uchylił drzwi wyglądając zza nich do środka. Nie, nie był to zaczarowany pałac, który z zewnątrz miał odstraszać, a wnętrza miał wygrawerowane złotem i wymalowane marmurem z odrobiną ciepła i czerwonych dywanów, a powinno tak się stać! Wtoczył się z bagażem byle dalej. Zamknął za sobą drzwi najciszej jak był w stanie. Z każdym skrzypnięciem podłogi pod naciskiem swego anorektycznego cielska przechodziły go ciarki. Natłok negatywnych scenariuszy wypełnił mu łepetynę ledwo co nie wylewając się nosem. Pod człapał do salonu, czym bliżej kanapy na której widok coś błysnęło mu w oku. Usiadł, przy czym pod nim samym pojawiło się kilka miękkich poduch, na wszelki wypadek natrafienia na konstrukcję mebla. No tak, powyciągał się, powyginał pomrukując zadowolony. Kij z tym, że atmosfera miejsca była niekorzystna. Zsunął tułów, nogami pozostając na miękkim. Otworzył klamry walizki po czym chwilę poszukując, triumfalnie wyciągnął świecę i zapalniczkę czym prędzej ją zapalając. To ustrojstwo ze świata ludzi było niezwykle przydatne. Miał chociaż jakiś płomyczek nadziei, że zobaczy swego oprawcę w ostatnich chwilach życia, jak by taki miał się pojawić. Świeczka stoi, kilka rzeczy an krzyż widać i cienie. Dużo cieni. Światło chyba było złym pomysłem... Wcisnął głowę w poduszkę błagając los by pozwolił mu zasnąć, jednak ten niełaskawy wywołał donośne burknięcie z brzucha, przypominający mu tylko o jedzeniu, z którym to dzisiaj nie miał okazji obcować.
-Szlag by cię trafił świecie!
Krzyknął do poduchy co stało się niezwykle stłumionym dźwiękiem. Obrócił się na plecy patrząc w sufit. Wytargał z walizki jakiś koc i się nim okrył, podkładając ręce pod głowę. W sumie, to sam zgotował sobie taki los.Anonymous - 22 Maj 2012, 17:16 Kolejna wędrówka, nie przyniosła nic ciekawego toteż Vanillio po prostu wędrował bez celu korzystając z wolnego jakie dostał od Panicza Jaspera, co nie zdarzało się raczej często, nie z powodu podejścia młodego arystokraty, lecz z powodu tego, że sam Vani jakoś nie kwapił się do opuszczania rezydencji. Wszak na jego karbach był cały ten budynek, i musiał po prostu robić wszystko by nie przynieść wstydu. Tym razem on chciał trochę wolnego, może po prostu wszystko zaczęło go już zbytnio męczyć. A po za tym miał małe zakupy dla panicza zrobić, szczegół, że zakupy niemało przejdą, czy w ogóle dotrą do rezydencji podczas tego całego zwiedzania, które niestety kota wciągnęło.
Miasteczko, do którego trafił swoim wizerunkiem go zdziwiło. Słyszał o nim sporo, ale nigdy nie miał okazji tutaj trafić, dlatego też gdy tak przemierzał uliczki jego uszy nieznacznie drgały, ogon poruszał spokojnie acz w wyrazie zaciekawienia. W miarę wędrówki trafiał coraz głębiej w las, albo przynajmniej tak mu się zdawało a jakim zaskoczeniem było gdy trafił na budynek, który wydawał się być ruderą, lecz ktoś musiał w nim przebywać, ponieważ róże, które od razu Vanillio zauważył były zbyt zadbane jak na miejsce opuszczone. Położył uszy po sobie i zaciskając mocniej palce na rączce reklamówki zastukał, tylko dwa razy, uznał jednak iż to bez sensu i po prostu wszedł. Fakt, to było niegrzeczne, ale nie miał zamiaru czekać aż ktoś mu otworzy, o ile ktokolwiek tutaj był.
Drzwi cicho skrzypnęły a sylwetka kociego lokaja wsunęła do środka, oczami łowiąc tylko ciemność,.. Przeszedł kilka kroków i spostrzegł płomień świecy, co wywołało lekkie zdziwienie na jego twarzy. Ogon zaczął omiatając powietrze a uszy raz po raz drgały niepewnie. Nie to, żeby się bał czy coś, ale po prostu zdziwiło go to, że jednak ktoś tutaj jest, oparł dłonią o framugę drzwi wejściowych do salony i przyglądał się sylwetce która spokojnie leżała na kanapie.
-Szlag? Nie można było tego jakoś ładniej ująć ?
Zapytał marszcząc brew po tym co przed chwila usłyszał a mianowicie krzyki Dulce, który i tak był zagłuszony lekko przez poduszkę. Kotowate są jednak znane z dobrego słuchu i wzroku, więc nic w tym dziwnego, że Vanillio usłyszał. Ciemne włosy dachowca oplotły ramiona gdy ten pukał się jednym palcem w podbródek. Czerwone oczy Kota czarnoksiężnika jednak nie schodziły z sylwetki drugiego kotołaka, no to spotkały się dwa męskie osobniki tego samego gatunku, może być ciekawie. Dopiero teraz spostrzegł, że dalej trzyma reklamówkę w dłoni, więc schylił się i ją postawił by potem pstryknąć z palców, zadał kolejne pytanie. - Te miejsce nie wydaje się być odpowiednie do zamieszkania, przez kogoś takiego jak Ty, co tutaj robisz?Anonymous - 22 Maj 2012, 17:41 Gdy tylko usłyszał kilkukrotne puknięcie do drzwi, czy jakiś hałas przy nich już miał się zerwać, ale gdy wszystko ucichło uspokoił się. Był padnięty i jakoś nie myślało mu się nad teoriami spiskowymi. Równie dobrze ktoś mógł sobie pójść zaraz po tym. Już miał przysnąć, ale niewdzięczna przyszłość nie była tak łaskawa jak sobie obmyślił. Wystarczył głos, aby jego sylwetka niemal teleportowała się do walizki usiłując się w niej zamknąć. ie pomyślał jedynie o ogonie, który spływał po zewnętrznej ściance kończąc się na podłodze. No i jak by możliwie najmniej ukazywał tylko zielone ślepia które wręcz się świeciły w zaciemnionym bagażu. Gdy zorientował się, że udawanie iż tak naprawdę nie istnieje nie ma większego sensu, Westchnął cicho. Wyłonił się po czym stanął gdzieś pośrodku pomieszczenia - to jest obok walizki lekko dygocząc. Do tego pytanie, o preferencje lokalowe? Nieźle się wkopał! Przecież ten rozmówca z pewnością był mieszkańcem tej rudery.
-No ten... Ja przepraszam. Nie przypuszczałem że tutaj ktoś mieszka... To znaczy! No że pięknie tu i w ogóle, ale po pukaniu nikt nie odpowiadał, a drzwi były otwarte... No i tak jakoś wyszło...
Zaczął się plątać, od czasu do czasu jąkając się. Westchnął z rezygnacją zbierając swoje rzeczy, które w międzyczasie opuściły przynależny im kuferek.
-Przepraszam. Zaraz się stąd wyniosę.
Mruknął z rezygnacją. Oczywiście, w momencie gdy już chwycił walizkę i miał zamiar się eksmitować, jedna klamra już nie wytrzymała i puściła, natomiast jedna która została, nie wytrzymała naporu i wzięła przykład z koleżanki. Co cudownie spowodowało wysyp całej zawartości. Spojrzał kątem oka na rozsypkę, po czym na nieznajomego, ponownie na bambetle. Zamknął ślepia. Wziął głębszy oddech by się uspokoić chociaż trochę. Znów rozszerzył powieki, tym razem jedynie jednego oka zerkając czy aby na pewno wszystko się wydarzyło. Niestety tak. Westchnął tylko z rezygnacją.
-Może... Jednak mogę ostać na noc? Nie sprawię kłopotu.
Zaczął zapewniać wbijając wzrok w buty rozmówcy. Gdyby tylko wiedział, że ta kamienica w najmniejszym stopniu nie ma za właściciela tego kota z którym ma okazję przebywać, z pewnością jego stosunek do niego zmienił by się co najmniej bardzo.Anonymous - 24 Maj 2012, 12:53 Vani miał ochotę się zaśmiać widząc ten spływający ogon. Jego nowy "znajomy" widocznie należał do tej strachliwej części dachowców. To było w połowie żałosne, ale w większej jednak części urocze, aż ma się ochotę takim kotem zająć. No cóż, każdy inny na miejscu Vanillia, właśnie tak by pomyślał, lecz ten kotołak ma trochę inne spojrzenie na świat i na takie istotki jak Dulce. Zmarszczył jedną brew przyglądając się jak ten wychodzi na środek pokoju jeszcze dygocąc. Zmarszczył lekko nos i powiedział spokojnie.
- Nie musisz się mnie bać, nic Ci nie zrobię.- słowa jednak jakie blondyn wypowiedział nieco zbiły z tropu naszego kociego lokaja. Zrobił minę jakby Dulce głupoty wygadywał a zarazem jakby był zdziwiony faktem, że mógł pomyśleć iż Vanillio mieszka w tej zapyziałej ruderze. To niedorzeczne, on jest czystym kotem! Przenigdy by tak nie zaniedbał i przede wszystkim miło przywitał gościa swoich progów. - Nie mieszkam tutaj, nie musisz mnie przepraszać.
Długowłosy westchnął i poczynił kilka kroków w stronę nowego towarzysza rozmowy po czym obszedł go. Co chwila pukał się jednym paluszkiem w podbródek. Gdy stanął naprzeciw niego powiedział.
-Nie musisz się stąd wynosić, oboje jesteśmy gośćmi, których nie przywitano, to nietakt ze strony mieszkańców tego domostwa.
Wzruszył ramionami zniesmaczony tym, że ich odpowiednio nie przywitano, jak wiadomo Vani to kot z kulturą, wyuczony dworskiej etykiety, więc mu taki stan rzeczy się nie podobał. Nagle usłyszał trzaśnięcie oznaczające, że coś się otworzyło a potem wysyp na podłogę, czegoś miękkiego. Wystarczyło jedno spojrzenie i wszystko było jasne, walizka Dulce rozwarła się z hukiem ukazując swoją zawartość. Słysząc zawód w jego głosie ciemnowłosemu zrobiło się go żal. W sumie to nie jego dom, więc nie ma prawa, zabronić został, ale czy też miał przyzwolenie by pozwolić. Zastrzygł niepewnie uszami i zamachał ogonem.
- Przecież nie każę Ci stąd iść, sam z resztą chyba na noc zostanę, do domu daleko, a już zmierzcha.
Kucnął i zaczął zbierać rzeczy Dulce i układać je z wyraźną wprawą w kostkę, i wkładać z powrotem do walizki. Nie miał pojęcia jak to wcześniej wyglądało, lecz zwykła uprzejmość i pomoc nie zawadzi. Z resztą Vanillio nie jest kotem egoistycznym, wręcz odwrotnie, bardzo przyjaźnie nastawionym do innych acz zachowującym pewną dozę dystansu.Anonymous - 24 Maj 2012, 17:54 Dulce nie był strachliwym kotem! A skąd! Tylko nieco nieogarniętym i ewentualnie z bujną wyobraźnią oraz wszechobecną nadinterpretacją sytuacji. Takie czary mary. Słysząc zapewnienia o nietykalności zdecydowanie się uspokoił. No cóż, w tej sytuacji był to nijaki kamień z serca.
-No to... Cieszę się.
oznajmił niby to się uśmiechając, chociaż nie był święcie przekonany o niewinnych planach tej dystyngowanej osóbki! Nie raz słyszał jak ktoś mówił innym, że nic im nie zrobi, a później takie historie kończyły się brakiem głowy czy kilku innych kończyn! Tak właśnie było na niektórych filmach które miał okazję widzieć jeszcze w świecie ludzi! Horror! Nie można powiedzieć, o nim, aby fakt zostania nieprzywitanym go specjalnie zmartwił. Całe szczęście nikt nie raczył mu otworzyć drzwi. W innym wypadku, pewnie nawet nie został by tu wpuszczony. No ale to już takie życie. Wolał już się położyć i pójść dalej spać, no ale z drugiej strony głupio mu było tak bezczelnie uczynić przy drugiej osobie. W sumie chyba dobrze kombinował bo to wychowane stworzenie które się błąkało nieopodal, wyglądało na przewrażliwione na tym punkcie zwracając uwagę na jego słowa. Co prawda, poczuł się jak eksponat i miał najmilszą ochotę zapaść pod ziemię. To nie było przyjemne.
-A co jeśli ten dom jest opuszczony? Nie wygląda na zbyt... Zamieszkały.
Miał już dość walizek, lepszym pomysłem byłoby kupienie torby na suwak, ale takiej olbrzymiej! Najchętniej większość rzeczy teleportował by w miejsce niedostępne. Jakoś nie czuł się na siłach by inni oglądali na przykład jego bieliznę. Jakkolwiek, następna część była nawet przyjemna. Może ma szansę na towarzystwo! Będą zmieniać warty, raz jeden będzie spał, raz drugi! Tym sposobem w momencie pojawienia się jakiegoś potwora mięliby szansę na uratowanie!
-Jest to idealny pomysł! Na wypadek jakby miał nas zaatakować tuzin rozwścieczonych lam... Gdy jeden będzie spał, to drugi może czyhać na warcie czy aby jest bezpiecznie, no i tak na zmianę!
Tak, uspokoił się i rozpromieniał! Przynajmniej wydawało mu się że ma ku temu argumenty. Zmieszał się jednak, widząc taki zapał do pomocy w zbieraniu jego rzeczy. Ukląkł obok. Gdy to kot miał by już chwycić jakiś biały materiał w serduszka, czym prędzej wyrwał te że bokserki niemal spod dłoni nieznajomego przyjmując odcień cery buraczkowej, chwycił całą resztę rzeczy czym szybciej wrzucając to i upychając na siłę. Klamry może się już nie zamkną, ale rano wykombinuje z pewnością coś równie ambitnego.
-Dziękuję za pomoc, naprawdę nie trzeba...
Wbił wzrok w walizkę nadal zawstydzony zawartością. Jak by dzięki swojej pozycji miał stać się niewidzialny. Przysłonił usta dłonią aby zasłonić ziewnięcie przy którym to pojawiły się łezki w kącikach oczu kończąc spojrzał nieprzytomny w przestrzeń, jednak po kilku mrugnięciach powrócił do świata rzeczywistego.
-Dulce, miło poznać.
Uśmiechnął się sympatycznie i wystawił dłoń w jego kierunku. Ot naturalna sprawa.Anonymous - 26 Maj 2012, 16:21 Dulce różnie może tłumaczyć swoją reakcję, przede wszystkim jednak związana ona ze stresem, bo nieogarnięcie, nieogarnięciem, ale chyba chowanie się za przedmiotami czy w nich, po usłyszeniu czy zobaczeniu czegokolwiek z całą pewnością jest oznaką strachu, a przynajmniej zdenerwowania. Przechylił delikatnie głowę.
- To dobrze.
Vani jak coś powie to dotrzymuje słowa, przynajmniej stara się to robić za wszelką cenę, co innego gdyby Dulce sam zaczął robić jakieś niestworzone rzeczy tym samym narażając na gniew Vanillia. Ten kot jest spokojną istotą, lecz jak wszystkie inne ma swoją granicę, której przekroczenie grozi wybuchem, oraz nieprzyjemnymi wiążącymi się z nim konsekwencjami. Tak samo też drugi kotołak ma prawo do myślenia przeróżnych rzeczy o osobie lokaja. Zawsze był chowany w etykiecie, dodatkowo dworskiej, wiec to było uwłaczające mu, że nikt nie raczył go przywitać, no może z pewnym małym, strachliwym wyjątkiem, który najwyraźniej nie miał się gdzie podziać, o czym świadczyła walizka. Fakt, długowłosy jest przewrażliwiony na punkcie etykiety, co jednak wcale nie mówi o tym, że dulce nie może iść spać, przecież wystarczy poprosić i powiedzieć, że jest się zmęczonym, prawda? Fakt, spojrzenie czerwonawych oczu Vaniego z pionową źrenicą mogło być nieprzyjemne, tak samo jak i to robił, aczkolwiek starał się trochę spuścić z tonu i bardziej wyluzować, innymi słowy dostosować do towarzysza rozmowy. Z pewnością też drugi kotołak, mógł czuć od kota czarnoksiężnika zapach wanilii.
- Jeśli tak to, możesz sobie tutaj zamieszkać, doprowadzić te miejsce do porządku?
Posunął mu pomysł oczywiście ze szczerego serca, na razie jednak nie zapowiadało się, by budynek był opuszczony, może mocno zaniedbany, lecz róże na zewnątrz świadczyły o czyjejś obecności, chyba iż ktoś z dyniowego miasteczka o nie dba, acz wątpliwa sprawa. Co zaś do torby na suwak, to raczej ten ciemniejszy kot by nie pochwalił, jest tradycjonalista, więc dla niego walizki na klamry mają swój urok, po prostu. Choć nie można zaprzeczyć, że te na suwak, są wygodniejsze.
Co do ataku jakiś istot, to faktycznie, we dwójkę szybciej idzie się bronić, jednak śmiem powątpiewać, by Dulce odważył się walczyć u boku Vanisha, jest chyba zbyt strachliwy.
-Z pewnością warty można prowadzić, aczkolwiek dłużej jak noc tutaj nie zabawię.
Kot jakoś specjalnie nie przejmował się jaką część garderoby składa, jest pomocy. Tak czy inaczej nawet nie zdziwiła go tak silna reakcja ze strony nowo poznanego znajomego. Uznał, że chyba jednak przesadził z tą uprzejmością i tylko wzruszył ramionami widząc jak ten siłuje się i wciska ubrania na siłę, nawet lekko się uśmiechnął, wyglądało to naprawdę przeuroczo. Ziewnięcie, nawet jeśli zakryte dłonią nie uszło uwadze Vanillia, nic jednak nie mówił, bo już chwilę potem ten się ogarnął i przedstawił, przy czym ucho długowłosego zastrzygło, a ogon poruszył w zaciekawieniu, dosyć oryginalne imię.
-Mi także miło, ja się nazywam Vanillio.
Także wyciągnął dłoń w jego kierunku na przywitanie, cóż, raczej takiej formy nie praktykował, ale zawsze warto spróbować, zwykle tylko się delikatnie kłaniał.Anonymous - 27 Maj 2012, 22:59 To już nie jego wina, że w momencie pół snu jakiś ktoś porwał się na mówienie do niego w tak upiornej atmosferze zrujnowanego domku. Się przestraszył ot tak jednorazowo. Nie licząc tych następnych chwil których pewnie będzie bez liku... Jednak mniejsza z tym, w momencie gdy ktoś coś mówi, nawet jeśli jest to odpowiedź na stwierdzenie. Dobrze że cieszy się z powodu braku niebezpieczeństwa z jego strony? To w sumie całkiem pozytywnie.
-Czyli nie ma niebezpieczeństwa byś jednak coś mi zrobił? Tak to rozumiem.
Uśmiechnął się zakłopotany, a niby to sympatycznie. Taka sobie mieszanka kilku emocji. Wersja z chowaniu się otoczonym nauką manierami i innymi bzdurami wydawała się na tyle odległa, że nikt się nim w większym stopniu nie zajmował, a już tym bardziej nie wpadł na pomysł, że można by powiedzieć o kilku rzeczach odnośnie relacji międzyludzkich. Tym oto sposobem wyrosło z niego takie ciapowate kociątko, które nie ma większego pojęcia o niczym. Co do zapachu wanilii jakkolwiek nie był przyjemny, znaczy pachniał niesamowicie, jednak był na tyle denerwujący w chwili głodu, że i ugryzł by sprawdzić, czy rozmówca nie smakuje jeszcze jak ów wanilia. Może i by do tego doprowadził, jednak z krótkiego letargu wybudził go głos, a dokładniej propozycja.
-Myślisz że nikt by się zbytnio nie pogniewał za to? W sumie jeśli jest to niczyja kamienica, to raczej nikt, głupie pytanie... Wystarczyło by nieco tu umyć, odmalować ściany i wyglądało by o wiele lepiej!
Podłapał pomysł, rozglądając się na wszystkie strony z wizją, jak mogło by tu wyglądać po odświeżeniu. Jednak wracając do skomplikowanej sprawy wart, z pewnością by wolał gdyby nie musiał mieć większego kontaktu z czymkolwiek, co chciało by mu krzywdę zrobić. Dlatego wersja drugiej osoby, która możliwie mogła by posłużyć za żywą tarczę na pierwszy ogień, czy w porywach uporała by się z ewentualnym zagrożeniem wydaje się mieć sens w towarzystwie takiej ofermy jaką jest.
-Domyślam się...
Zgasł na wieść o krótkim pobycie Vanillia w tym że miejscu, nie stąd że go polubił, bo nie miał jeszcze na tyle czasu, ale z samej świadomości, że rozmówca ma gdzie wracać, a patrząc po jego ubraniu, jest to pewnie ciepłe i zadbane miejsce. Tak czy inaczej nie dał po sobie dłużej poznać tej konsternacji, kończąc ją uśmiechem.
-Skoro wyglądasz na tyle elegancko, pewnie masz olbrzymią willę, w takim bądź razie co tu robisz?
Takie pytanko narodziło się w jego głowie w międzyczasie i miało swoją logikę. Przynajmniej w jego oczach - skoro miał by mieć zapewniony ciepły dom, to po jaką cholerę kiedykolwiek się z takiego miejsca ruszać? Tak czy inaczej, skoro walizka była wypchnięta wszystkimi rzeczami, przywitali się uściśnięciem dłoni, to miał nareszcie szanse by chociaż usiąść i odpocząć, z czego bezceremonialnie skorzystał wydając z siebie jedynie pomruk zadowolenia i równocześnie przymykając oczy. Może i kanapy nie były najnowsze, jednak nadal niezwykle wygodne. Do szczęścia brakowało mu jedynie rozgrzanego kominka naprzeciw, jednak wolał nie wybrzydzać, bo i aktualna sytuacja przechodziła jego najśmielsze oczekiwania. W końcu przebywanie tutaj, a pod jakimś wilgotnym wiaduktem, było rzeczą nieporównywalną.