Historie Postaci - History of boy.
Maurice - 9 Grudzień 2011, 23:03 Temat postu: History of boy. ✧ Była to niezwykle burzliwa zima i niecałe dwa dni do dwunastych urodzin Maurice'go. Chłopak niezwykle nudził się w domu po wielu godzinach nauki, a na dwór nie mógł wyjść z powodu nadopiekuńczej matki. Co prawda mógł się wziąć za malowanie następnego dzieła, lecz po raz setny jego przybory plastyczne zostały odebrane, oczywiście wbrew jego woli. Cóż, pracy domowej nie miał zamiaru zrobić więc pozostała mu tylko zabawa ze służką. Podbiegł do jedynej lubianej służki i z miną szczeniaka poprosił aby pobawiła się z nim w chowanego. Zasady były proste, lecz najważniejszą była ta że można się chować na cały teren pałacu. Ogród był wielki i nawet posiadał mały labirynt, więc służąca miała do wyboru wiele miejsc. Liczyła koło głównego wejścia i nie do pięćdziesięciu ale do dwustu! Maurice potrzebował wiele czasu aby się schować, bo przecież tyle tam pokoi, skrytek, ogrodów że wybór był trudny. Gdy służka była już w połowie liczenia, chłopiec znalazł idealną kryjówkę. Strych! Nigdy tam nie był, więc pierwsze wrażenie było... nudne. Stare pudła, w nich książki, zeszyty, jakieś drobiazgi. Kilka sukien matki, jeden czarny wieszak, sofa i majestatyczne lustro. Chyba tylko ono zwróciło uwagę Maurice'go, od razu chciał je namalować. No cóż nic mu nie pozostało do wyboru jak pogrzebać w pudłach i poczekać aż służąca go tu odnajdzie. Zainteresowało go pudło, które miało w sobie piękne zeszyty, na których okładkach były różne kwiaty. Podszedł do pudełka i usiadł na brudnej podłodze a na nieszczęście matki miał na sobie aksamitne białe spodnie, zakończone koronką. Wybrał niebieski zeszyt z fiołkami i niezapominajkami. Na okładce widniał napis Własność Lynette La Tiere, gdy tylko go otworzył ukazało mu się pismo jego matki i słowa Drogi Pamiętniku.
23 Marca
Drogi Pamiętniku~
W końcu nastała ciepła i piękna wiosna, kwiaty zaczynają kwitnąć... Ahh jak ja kocham ten okres, m.in. dlatego że do Miasta Lalek właśnie przyjechało dużo młodych, uroczych i nieznanych artystów! Oczywiście wiele znanych arystokratek i arystokratów wybrało się na miasto, to i mnie tam nie mogło zabraknąć! W mgnieniu oka znalazłam się w miasteczku, na szczęście nasz dwór znajduje się niedaleko miasta. Wstąpiłam do kilku kawiarenek i oczywiście sklepów, nabyłam piękną niebieską suknię z masą kwiecistych akcentów. Mianowice udałam się do Galerii Sztuki, aktualnie znajdowała się tam wystawa nieznanego artysty, Willa Fellowsa. Cóż za prostackie imię, w ogóle nie pasuje do właściciela. Gdy tak oglądałam obrazy w końcu spojrzałam się z jego oczami, ohh te pełne niebieskie oczy! Od razu moje serce zaczęło mocniej bić. A jego włosy, też cudowne. Posiada dwukolorowe włosy, niebieskofioletowe coś pięknego. I on wtedy wstał pocałował moją dłoń iii przedstawił się! No oczywiście, ja także się przedstawiłam. Prostak nawet nie wie jak powinien być mi wdzięczny. Wracając do rzeczy, oprowadził mnie po swojej wystawie i zaprosił na spacer. Zgodziłam się. Był taki uroczy, słodki że musiałam go zaprosić do jednego z licznych dworów wakacyjnych. Oczywiście nie przedstawiłam go rodzicom bo za miesiąc wychodzę za mąż, więc miałabym okropnie przechlapane gdyby się dowiedzieli, że spędziłam noc z normalnym mieszkańcem naszej krainy. Gdy się go zapytałam on się... Zgodził! Pośpiesznie pojechaliśmy karocą do najbliższego z dworów. Resztę dnia spędziliśmy w ogrodzie i przy kominku popijając herbatę, aż w końcu ja wstałam i musnęłam jego usta, właśnie wtedy...
- Ohyda! Bleeee.- powiedział na głos Maurice i przewrócił jedną kartkę, z nadzieją że już nie ma tam tych koszmarów. Na szczęście nie było, więc zaciekawiony wrócił do czytania.
Rano gdy wstałam bo boskiej nocy, Will dalej spał obok mnie a ja poszłam zrobić sobie relaksującą kąpiel. Po jakiejś godzinie wróciłam do pokoju, lecz jego już tam nie było. Ten ból w sercu był nie do opisania! Chciałam po prostu zapaś się pod ziemię. Podbiegłam do łóżka i znalazłam tam kartkę z informacją że będzie pisać do mnie listy. Nawet jeśli by pisał to wątpię że ja mu odpiszę, najwyżej jeden raz.
Przerwał na chwilę interesujące czytanie aby obejrzeć kartkę, którą pozostawił Will jego matce. Wrócił do lektury.
Nie mogę uwierzyć że spotkałam kogoś tak nie wychowanego a zarazem uroczego. Szczerze wolałabym aby został w dworze, może wtedy przedstawiłabym go rodzinę i wszystko byłoby inaczej?
04 Kwietnia
Drogi Pamiętniku~
Ostatnio źle się czuję, miewam mdłości i nie raz zdarzyło mi się zemdleć. Niektóre służki mówią że zapewne zaszłam w ciąże, iż jestem puszczalska. Ja im jeszcze pokażę, jak niedługo wylecą na zbyty pysk i jeszcze załatwię im to aby nigdy nie znalazły pracy! No ale chyba mają rację z tą ciążą... Boję się że to będzie prawda iż niedługo nadejdzie dzień mojego ślubu.
21 Kwietnia
Drogi Pamiętniku~
Nastał dzień mojego ślubu, Benjamin la Tiere jest o wiele ładniejszy i milszy niż sobie przypuszczałam. Teraz siedzę w swojej komnacie i zakładam sukienkę na zabawę. Suknia jest dość szeroka bo zaczął się pojawiać brzuszek, ciekawe co będzie jeśli mój mąż się o tym dowie?! Przecież mam dopiero osiemnaście lat, chociaż w każdej chwili mogę go okłamać że to nasze dziecko. Tu też tak zrobię w sumie to jedyne wyjście. Jakby na tym się zastanowić chłopca nazwę albo Eleonor, albo Maurice. Dziewczynkę zaś Danielette. Chyba że mąż będzie miał ciekawsze i ładniejsze pomysły.
Ehh najgorsze jest to że nie mogą szaleć i pić alkoholu.
Teraz wszystko było jasne! To dlatego nie był podobny ani trochę do swojego taty. Nigdy nie mieli o czym rozmawiać i to dlatego że nie byli spokrewnieni. Jego dotychczasowy ojciec nie był jego biologicznym ojcem, jego tatuś także interesował się sztuką i mieszkał gdzieś daleko. Postanowił odnaleźć swojego biologicznego ojca jak najszybciej.
W pewnym momencie usłyszał że ktoś wychodzi po schodach, chwilę musiał pomyśleć kto to taki, bo w końcu nikt by tu nie wychodził. Właśnie w tej chwili przypomniał sobie że bawi się w chowanego! Zupełnie o tym zapomniał przez pamiętniki matki. Miał jeszcze chwilę aby się schować więc szybko pobiegł za stare lustro. Gdy kobieta otworzyła drzwi słyszał odgłosy obcasów, była blisko. Najwidoczniej była na tyle głupia że nie sprawdziła czy ktoś się nie kryje za lustrem, lub po prostu przejrzała się w zwierciadle i poszła dalej szukać? Maurice na pewno tego nie wie, bo siedział cichutko za wielkim lustrem. Zamykanie drzwi było znakiem że dziewczyna wyszła z pomieszczenia, jeszcze tylko musiał usłyszeć jej kroki i był pewien że odeszła. Czekał przynajmniej pół minuty dopóki nie usłyszał jej lekkich kroków. Powoli oraz ostrożnie wydostał się z kryjówki i wrócił do dawnego miejsca. Usiadł przy pudle i znowu chwycił kwiecisty zeszyt, lecz tym razem przewrócił kilka kartek, iż wiedział że jego matka opisała tam podróż poślubną, była przewidywalna. Pod koniec pamiętnika znalazł nowinkę o liście jego ojca. Matka napisała ojcu Maurice'go że mają syna i opisała najważniejsze informacje. Akurat, te które były potrzebne Mauricemu do odnalezienia ojca. Jakby przewidziała to że w przyszłości jej kochany syn znajdzie jej pamiętniki i chciała aby odnalazł ojca, ale wszystko było na odwrót. Jego ojciec mieszkał w Szkarłatnej Otchłani w jakimś Lewitującym Osiedlu. Chciał spotkać swojego syna, pisał nawet do niej o tym listy! Złość, która opanowała Maurice'go byłą nie do opisania. Wyrwał kartkę z listem ojca i kilka pierwszych stron pamiętnika, chciał wyjaśnienia. Wyszedł ze strychu i mocno zatrzasnął za sobą drzwi. Nerwowo zaczął zbiegać po schodach, aby jak najszybciej dotrzeć do głównego holu, gdzie aktualnie jego matka, pseudo ojciec i służba planowała wielkie przyjęcie dla niego. Wszedł do wielkiej komnaty ze krzykiem.
- Wytłumacz mi to! Matko!- podkreślił słowo matka i pokazał jej kartki pamiętnika. Była przerażona, zakłopotana nie wiedziała co robić. Miała łzy w oczach, gdyby nie jego złość za pewne by ją przeprosił i pocieszył ale tym razem było inaczej.
- Raczysz mi droga matko wytłumaczyć twe tajemnice? Czy raczej nam?!- przyszywany ojciec popatrzył złowrogo na Maurice'go, jakby miał mu zaraz pożądanie wlać.
- Synu co to ma znaczyć, nie podnoś głosu na matkę!- powiedział głośno Benjamin. Maurice tylko wybuchnął nie miłym śmiechem.
- Śmiesz mnie tak nazywać? Nigdy, ale to nigdy nie byłem twoim synem. Proszę przeczytaj sobie.- podał jemu wszystkie kartki i popatrzył na matkę. Stała niczym posąg z dużymi oczyma, było widać że się boi. Benjaminowi powoli zaczęły się trząść ręce. Nie wiadomo czy był taki zły, czy zawiedziony lub smutny? Nie zważając co teraz dorośli zrobią, zawołał jedną ze służących aby poszła spakować jego wszystkie rzeczy. Gdy mężczyzna przeczytał całość uderzył matkę Maurice'go. O nie, na przykre słowa by pozwolił ale nigdy, prze nigdy nie wolno podnosić ręki na jego matkę. Z całej siły walną Benjamina w brzuch, a w związku że nie należał do słabeuszy facetowi ugięły się kolana. Przytulił matkę, pomimo swej złości w stosunku do niej. Gdy służka zeszła z dwiema wielkimi walizkami i żyrafą Moą wskazał gestem ręki aby poszła za nim.
-Mamusiu jedziemy do tatusia.- powiedział to pogodnie, lecz było słychać lekką nutkę fałszywości. Matka niczym pies poszła posłusznie za nim do starego auta, chłopiec w pojeździe wziął żyrafę w swoje objęcia i wyjrzał przez okno mówiąc do szofera.
-Do Szkarłatnej Otchłani, Lewitujące Osiedle. Dom niczym obraz, w różne odcienie farby i pasteli.- powiedział i mocniej objął Moe.
W niecałe pięć godzin dotarli do domu dawnego kochanka Lynette. Pierwsze wrażenie Maurice'go gdy zauważył dom? Zachwycił się niezwykle. Wszędzie były jakieś obrazy z farb, pasteli czy normalnych kredek. Można było tam zauważyć krajobraz z piękną latarnią a tu nagle portret jakiejś damy. Gdzieniegdzie można było dostrzec pustkę, która czeka aż ktoś coś tam namaluje. Za pewne chciał zostać w tym miejscu na zawsze. Drzwi były do pół pomalowane w kwieciste wzory, niczym pamiętnik matki Maurice'go. Chłopiec popatrzył na matkę, wiedziała że to ona ma zapukać. Matka podeszła do drzwi z gracją w czarnym gorsecie pod którym kryła się jedwabista, niebieska suknia z naszytą koronką w wielu miejscach. Gdzieniegdzie można było napotkać czarne róże. Zapukała na tyle lekko, lecz głośno że w kilka sekund przy progu drzwi znalazł się mężczyzna. Wyglądał zaledwie na dwadzieścia lat.
- Lyn nic się nie zmieniłaś.- zaśmiał się i spojrzał nieco za nią. Właśnie wtedy ujrzał po raz pierwszy swojego syna. Gdy tylko go zauważył wiedział że to on i uśmiechnął się do niego.
- Mamy dużo lat do nadrobienia. Ile ty masz lat?- powiedział do niego z lekkim śmiechem. Po czym zaprosił ich do środka. Wewnątrz budynek był o wiele wytworniejszy niż zewnątrz, nie tak urozmaicony wręcz nudny. Wyglądał niczym cały pałac Maurice'go, ale o wiele mniejszy. Stare i ładne meble, piękne dywany ale jedno wyróżniało dom Willa. Praktycznie na każdej ścianie był jakiś obraz. Tak samo sypialnia artysty jak i gościnna. Była bardzo kolorowa, tak samo jak zewnątrz.
- Za dwa dni rozpocznę dwunasty rok życia.- powiedział z uśmiechem i postawił dwie walizki koło siebie natomiast żyrafę położył na ramieniu.
- Idź do drugiej sypialni, od dzisiaj to będzie twój pokój. Dwanaście lat no, no...- najwidoczniej malarz nie miał żadnych problemów z tym aby Maurice został u niego na stałe. Położył swoje walizki obok łóżka. Otworzył mniejszy bagaż i wyciągnął pieniądze aby kupić sobie nowe przybory do malowania. Dochodząc do salonu usłyszał jak jego rodzice kończą rozmowę, zapewne dlatego że usłyszeli iż ich syn wraca. Wraz z Moą w rękach wszedł do pokoju i ciepłym głosem zapytał ojca.
- Wil... Tato, czy mógłbyś pojechać tudzież pójść ze mną do sklepu z artykułami artystycznymi? Potrzebuje kilku rzeczy.- powiedział ściskając mocniej Moe. Ojciec uśmiechnął się, chwycił jego matkę za rękę wyszli z domu. O dziwo Will nie zamknął drzwi, wypowiedział jakieś słowa i jakby kolorowa magiczna bariera okrążyła dom.
Ponad godzinę potem dojechali na miejsce. Owego dnia miasto tętniło życiem, było dużo ludzi co sprawiało że Maurice trochę się bał, więc ciągle trzymał Moe za rękę. Różnorodność ras była niesamowita, tak samo jak ich wygląd. Niektórzy mieli rogi, co było dla niego czymś niezwykłym, lub niektórzy wyglądali jak zwykłe cienie. Ale największą uwagę zwróciła na niego pewna panienka, mniej więcej w jego wieku. Chciał aby tylko raz na niego popatrzyła, tylko jeden raz. To jedno spojrzenie w jego oczy od razu budziłoby u niego taką dużą wenę, że od razu chciałby ją namalować. Nie ważne jak, ale chciał. I jakby jego modły zostały wysłuchane i panienka spojrzała w jego stronę. Właśnie wtedy uroczo się do niego uśmiechnęła i nagle znikła pośród ludzi. Nagle poczuł jak ktoś ciągnie go za kołnierz, był to jego ojciec. Najwyraźniej był tak zapatrzony w dziewczynę, że nawet nie zauważył że doszli do sklepu.
- No Leo wybierz sobie co chcesz, zapomniałbym nie będzie Ci przeszkadzać jeśli od dzisiaj dla mnie będziesz Leo?- chłopak zgodził się, aby zostać Leosiem. W sklepie czuł się jak w domu, wybrał tyle rzeczy że na pewno wzbogacił właściciela. Wyszli powoli ciesząc się wspólnym popołudniem, niczym prawdziwa rodzina. Wstąpili do kawiarni i wrócili do Lewitującego Osiedla. Matka odjechała dopiero rano, zostawiając go pod opieką ojca. Już od nowego ranka, w nowym domu zaczął malować portret tej dziewczyny, zajęło mu to cały dzień! W końcu portret zawisł w honorowym miejscu, w salonie. Kilka dni potem zmienił nazwisko na Fellows, po tacie.
Pod koniec dwunastego roku życia dowiedział się że jego ojciec ciężko zachorował. Nie pozostało mu nic innego jak już zacząć być samodzielnym, więc zaczął zarabiać malowaniem obrazów, czasami matka przysyłała mu pieniądze a w miedzy czasie chory ojciec leżał w swoim łóżku powoli umierając. Nie raz malował portret słynnych i zamożnych rodzin w trzech światach, zdziwieniem dla arystokratów było to że Maurice tak zarabia. W końcu jest synem wielkiej Lynette, a on żyje niczym zwykła istota. Dla niektórych było to bardzo dziwne, a dla niektórych normalne czy też obojętne. Najgorsze było to że mógł zhańbić swoją matkę i nazwisko przyszywanego ojca, ale go to nie obchodziło. Uwierzyć że jego ojciec zmarł w dzień słoneczny, zazwyczaj wykorzystywany przez nich na piknik lub coś innego. Tym razem nie było pikniku, był pogrzeb a na nim trzy osoby. Ksiądz, Leo i jego matka. Oczywiście po pogrzebie, matka chciała aby Leoś wrócił do domu, lecz on się nie zgodził i postanowił żyć na własną rękę.
|
|
|