Archiwum X - Polowanie na Bean Ar (Bezimienna)
Anonymous - 31 Grudzień 2011, 00:33 Temat postu: Polowanie na Bean Ar (Bezimienna) Malinowy Las, w którym jak zawsze panował spokój i nigdy niezakłócona cisza. Stoicki spokój jaki panował w tymże lesie był zadziwiający, biorąc pod uwagę większość innych, ekscentrycznych miejsc w Krainie Luster. Las zawsze, niemalże rozświetlał teren swoją roślinnością, temu miejscu z pewnością nie brakowało uroku, jak i tajemniczości. Kto by pomyślał, że gdzieś za gęstymi, blisko siebie rosnącymi drzewami mogła kryć się taka bestia jak Bean Ar? Oczywiście, smoki nie pokazywały się przechodnim od tak, musiały mieć wpierw jakiś powód by ujawnić się i ukazać swoje zielono-brązowe cielsko. I w tym wypadku w pobliżu, jeśli ktokolwiek by się zjawił ni widu, ni słychu po takowej bestii, widocznie nie zamierzały wylegiwać się gdzieś na widoku, a skrywać w mrocznych i ciemnych jaskiniach, będąc pewne, że żaden człowiek się tam nie pojawi.
Niewielki kamień, na którym jednak bez problemu można by spocząć i odpocząć. W pobliżu nie było żadnych niebezpiecznych zwierząt, chodź jak wiadomo - w lesie trzeba być zawsze ostrożnym, nigdy nie jest się pewnym, czy za drzewem nie czai się jakieś wygłodniałe, agresywne zwierze, albo co tak na prawdę szeleści w zaroślach, na pozór dźwięki mogą przypominać jakieś małe zwierzątko, może dzikiego zająca, a w rzeczywistości to być stworzenie, z którym nikt o zdrowym umyśle nie chciałby walczyć. Kraina Luster to mimo wszystko świat, o którym nie wie się za wiele, na każdym kroku czyha niebezpieczeństwo, nawet w tak spokojnym lesie.
Apropo kamienia, niestety to miejsca zostało już zajęte przez kogoś. Konkretnie przez niewielkiego, puchatego, smolistego kota, którego ślepia przypominały nieco gadzie. Na szczęście z gadem miał on niewiele wspólnego, dlatego nie ma co się bać o to, czy przypadkiem nie posiada żadnych gruczołów, które odpowiadałby za wydzielanie jadu. Nie posiadał również żadnej obroży, czy czegokolwiek innego, co wykazywałoby na to, że należy do kogoś. W lesie raczej nieczęsto spotyka się tego typu koty, które ewidentnie są domowymi zwierzakami, ten również był typowym, domowym pupilem, bo wylegując się na kamieniu nie zwracał większej uwagi na drepczące nieopodal ptaki. A jak wiadomo każdy dziki kot oddałby wszystko by takowego złapać i zjeść. Czy zwierzę czekało na kogoś? Cóż, dla jakiegoś postronnego obserwatora, trudno byłoby stwierdzić, czy to prawda, wszak, niema niczego dziwnego w tym, że na kamyczku wyleguje się kot, prawda? W rzeczywistości w głowie zwierzaka było tyle chaotycznych myśli, które nawet naukowiec nie potrafiłby zrozumieć. Przede wszystkim jego myśli krążyły wokół pytania - czy ktoś w końcu się zjawi? Jak to zwykłam ostatnio mówić - pożyjemy, zobaczymy.
Anonymous - 31 Grudzień 2011, 15:01
Krokiem sprężystymi, na pewno nie spiesznym po lesie poruszała się cichutko niewielka postać. Owy osobnik szukał czegoś, najprawdopodobniej jednak, było to coś cennego dla istoty. Postać poruszała się w ciemno zielonym płaszczu, wtapiając się w barwy lasu. Miejsce było znane już od dawna. To właśnie tu niedaleko musiało się coś zgubić, czyżby naprawdę coś ważnego? Można tak wnioskować, po nieco zgarbionej sylwetce, wpatrującej się w ziemie. Po dłuższym czasie postać przykucnęła rozglądając się. Kaptur opadał na oczy, a jego cień całkowicie spowił twarz istoty. Po rozejrzeniu się z kieszeni płaszcza ukazała się jasna dłoń, która schwytała coś w swe „szpony”. Owy przedmiot zamigotał lekko złotem między palcami. Postać szybko schowała rękę do kieszeni wraz z przedmiotem. Zielony płaszcz przemieszczał się dalej bardziej giętkim krokiem. Nie spoglądał już pod nogi, a przed siebie. Najwyraźniej zadowolony osobnik postanowił iść dalej, w niewiadomym celu. Ścieżka, którą można było się tu dostać zniknęła między licznymi drzewami i krzakami. Zielona istota kierowała się w mroczne strony lasu, te najbardziej nie przeniknione i zapomniane przez życie stworów humanoidalnych Krainy Luster. Tym głębiej w te nieznane okolice tym wiatr milkł coraz co bardziej efektywnie. Jedynie krzewy szeleściły pod wpływem jakiegoś zwierzątka, a może i bestii? Nic w tym świecie nie było pewne. Po długiej drodze postura zielonego osobnika była o wiele bardziej wybrakowana w gracji ruchów niż na początku. Kroki robiły się cięższe, a ruchy powolniejsze – tak właśnie działa zmęczenie. Dobrym motywem tejże chwili było by znalezienie miejsca odpoczynku, tylko, że między tymi niezbadanymi drzewami nie koniecznie było bezpiecznie. Lepiej byłoby się tam nie zatrzymywać. W końcu i ukazał się szaty kamień, porośnięty mchem od strony północnej (między innymi świetny kompas leśny), który byłby idealnym miejscem odpoczynku. Niestety owy „azyl” był już czyimś miejscem. Mianowicie znajdował się na nim piękny puchaty kot o smolistej barwie futra. Jego oczy niczym gadzie mogłyby naprawdę takimi być. Postać podeszła do owego kamienia na odległość metra i usilnie wpatrywała się w dachowca. Pomimo rzucającego cień na oblicze osobnika wlepiony wzrok w kota był bardzo wyczuwalny. Osoba ta nie była zadowolona, że jej miejsce wypoczynkowe było zajęte przez kota. Szczęściem było, że istota w zielonym płaszczu nie wierzyła we wszelkie przesądy dotyczące czarnego kota, w ogóle to raczej darzyła te zwierzęta szacunkiem i przepadała za nimi i ich towarzystwem. Bynajmniej obecność kota niczym ze świata ludzkiego była trochę podejrzana w związku z bytami zamieszkującymi te lasy. Postać była cały czas czujna, może i to paranoja, ale ostrożności nigdy za wiele.
|
|
|