To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Miasto - Centrum Miasta

Anonymous - 5 Styczeń 2012, 01:10
Temat postu: Centrum Miasta
    Ulice, aleje, uliczki, skrzyżowania, budynki mieszkalne, sklepy... I przede wszystkim wielu, naprawdę wielu ludzi. Wszak centrum to niewątpliwie najbardziej ruchliwa część całego miasta. Niezależnie od tego, czy akurat jest noc, czy dzień, miasto tętni życiem. Tramwaje dzwonią na blokujące im tory samochody, te zaś trąbią na ludzi, a ci, próbując przekrzyczeć wszystkie odgłosy nowoczesnych wynalazków, rozmawiają między sobą, bezpośrednio, twarzą w twarz, czy też przez telefony komórkowe, śpiesząc się wciąż i wciąż, chociaż czasami nawet im samym trudno powiedzieć gdzie.


Co w takim miejscu mógł, więc robić on? Na co dzień zamieszkujący Krainę Luster, Marionetkarz, twórca lalek z zawodu, jak i z pasji, a także starszy brat z miłości?
W tym wypadku niewiele różnił się od ludzi... Ponieważ, tak właściwie, to sam nie wiedział.
Szukał czegoś, ponieważ potrzebował czegoś... Ale czym było to coś? Żeby chociaż dla niego ta rzecz nie pozostawała tajemnicą, wszystko niewątpliwie byłoby o wiele prostsze.
Potrzebował czegoś w rodzaju... Natchnienia. Tak, to chyba najwłaściwsze w tym wypadku słowo. Dostał kolejne zlecenie na Marionetkę... Ale nie potrafił jej zrobić. Nie potrafił się przełamać i złapać za dłuto, czy inny przyrząd stolarski i po prostu tworzyć, tak jak robił to zawsze. I nawet zamkniecie się w swoim pokoju, na kilka dni, jakoś niezupełnie pomagało... A przecież to nigdy nie było takie trudne. Z reguły od razu wiedział, jak powinna wyglądać laleczka, co miał robić... A teraz coś go blokowało i potrzebował czegoś, by tę blokadę przełamać, by mógł się w końcu zabrać do pracy, a potem poświęci Riccio, należący się jej czas.
Zapadał zmrok, przynajmniej w Świecie Ludzi i Riccio już od dawna leżała w swoim łóżeczku, śniąc piękne sny, o baśniach, które czytali na dobranoc...
Ciekawe czy dzisiaj będzie Czerwonym Kapturkiem i znów obudzi się z płaczem, gdy Leśniczy wyciągnie ją z przepastnego, tłustego, wilczego brzucha, nie doczekając późniejszego podwieczorku? Czy może wcieli się w Królewnę Śnieżkę, a on potem godzinami będzie musiał wyganiać niezwykle uparte Krasnoludki spod jej łóżka...?
Ale teraz Riccio spała, a on mógł spokojnie wybrać się na spacer i spokojnie pomyśleć.
Czasami zajmowanie się dzieckiem było rzeczywiście bardzo męczące. Może dlatego, że potrzebowały tak wiele uwagi, a akurat teraz jego uwagę rozpraszało coś innego... Ale może o dzieciach przy innej okazji?
Wiktor stanął pod jednym z budynków, chowając się w jego cieniu i stawiając kołnierz czarnego płaszcza, w ochronie przed wiatrem, który dzisiaj wiał zadziwiająco mocno. Uważnie rozejrzał się dookoła, śledząc zajętych wyłącznie sobą ludzi. Może akurat tutaj, dzisiaj, znajdzie to, co było mu potrzebne?

Anonymous - 5 Styczeń 2012, 01:36

Centrum miasta zawsze było zatłoczone i bynajmniej chłopakowi to nie przeszkadzało. Wtapiał się w ten cały tłum ludzi i mało kto go zaczepiał, znaczy do póty dopóki nie rozpoznała go chociaż jedna osoba. Gdy się stało wszystko toczyło się lawinowo a on klął pod nosem swoja głupotę. Tym razem jednak było inaczej. Przynajmniej postanowił oszukać ludzi. Skupił się na telefonie, niejako chowając twarz. Mało kto na niego zwracał uwagę. Większość pochłonięta była swoimi sprawami. Niektórzy ważnymi a niektórzy tymi mniej. Można było słysząc z jego ust dosyć nieprzyjemne słowa gdy odczytywał zasypana skrzynkę z sms'ami. Zastanawiał się skąd u diabła fani biorą jego numer! To był szczyt wszystkiego. Musi dorwać tego kto go rozpowszechnia, kurna tak sie nie godzi, to prywatny numer kurczę. Westchnął tylko i burknął pod nosemn.
-Nie znosze tego całego szumu, są jak ćmy co lecą do światła..
Telefon wylądował w jego kieszeni gdy przystanął i oparł się o jeden ze słupków a raczej latarni co było dosyć zabawne. No cóż i takie sytuacje się zdarzają. Po chwili dostrzegł niefortunność miejsca i poszedł kawałek dalej opierając się o jakiś murek, gdzie było pełno plakatów. Akurat w tym momencie Wiktor skryty w cieniu miał na niego idealny wręcz widok. Zaś Andre żył w błogiej niewiedzy, że ktokolwiek go obserwuje cóż. Bynajmniej w takim miejscu ciężko odczuć obserwacje. Schylił się i ukrył przez chwile twarz w dłoniach, poczochrał trochę włosy złorzecząc pod nosem.
-Omae a korosu, omae.. ( Zabije ich, zabije..)
Zaczął też coś nucić pod nosem nieświadom, że ktokolwiek może go słuchać, no nie ważne w każdym razie było to coś w rodzaju kołysanki na dobranoc. Powolnej i miłej melodii dla ucha. Śpiewała mu ją kiedyś babcia, przybrana babcia, która już nie żyje. Dziadek z resztą też, pamiętał gdy go przygarneli. Mieszkał z nimi kilka miesięcy do czasu a zdarzył się ten paskudny wypadek i znów wrócił do sierocińca. Schylił się dłonie opierając o udach. Widocznie posmutniał, coraz częściej zdarzały mu się skrajne stany.

Anonymous - 5 Styczeń 2012, 02:09

Obok niego przeszła matka, prawie ciągnąca za sobą, trzymane za dłoń dziecko. O tej porze dzieci powinny spać... Wręcz miał ochotę zwrócić tej kobiecie uwagę, jednak powstrzymał się, jedynie posyłając dziewczynce delikatny uśmiech. Dla dzieci Wiktor zawsze był jakby bardziej milszy... Może dlatego, że każde dziecko było, w jego wyobrażeniu, równie słodkie i niewinne, co jego Riccio? Ale dzieci dorastają...
Dziewczynka nie zauważyła go jednak, najwyraźniej cień rzucany przez budynek całkowicie go skrywał, a może po prostu była zbyt skupiona na nadążeniu za matką? Bez większego zainteresowania odprowadził je wzrokiem, póki nie znikły zalane tłumem ludzi.
Ludzie. Wciąż wzdrygał się na samą myśl o nich i skutecznie tracił humor... Sam siebie nie rozumiał, po co, wiec znalazł się w miejscu, w którym akurat tych istot najwięcej? Wszak czego innego można by szukać, w tak zaskakująco nazwanym miejscu, jak Świat Ludzi?
Skulił ramiona w pozie tak do niego nie pasującej, wyglądając na trochę zagubionego. Marzł. I sam nie wiedział, czy po prostu w tym świecie rzeczywiście jest tak zimno, czy, co innego było tego powodem, jednak marynarka i płaszcz, były stanowczo zbyt cienką osłoną.
Roztarł dłonie w czarnych, skórzanych rękawiczkach. Już czuł jak drętwieją mu palce. Będzie musiał niedługo wracać. Jeżeli zmarzną mu dłonie, dzisiaj nie zrobi już zupełnie nic...
Rozejrzał się znów ponad głowami przechodniów i już miał odwrócić wzrok... Gdy ktoś jednak przykuł jego uwagę.
Ludzki chłopak... Przeczekał dreszcz, który spłynął mu po kręgosłupie, uważnie się w niego wpatrując.
Dlaczego akurat on? Dokładnie zlustrował jego osobę wzrokiem, zastanawiając się nad tym. Sam sobie nie umiał wytłumaczyć... Ale to spowodowało tylko tyle, że miał ochotę podejść bliżej i się przekonać...
I rzeczywiście zrobił parę zdecydowanych kroków w jego stronę, na szczęście chłopak chyba nie zwracał na niego uwagi, więc, czyżby niezauważony, znalazł się zaledwie kawałek, może o krok, od niego.
Dopiero teraz usłyszał, że chłopak coś nuci. Aż pochylił się w jego stronę, żeby lepiej słyszeć cóż to takiego, skupiony bardziej na samej melodii, niż na osobie chłopaka.

Anonymous - 5 Styczeń 2012, 02:33

Tak tak oparty o murek nie zważając na to co się dzieje wokół niego. Za bardzo pochłonięty myślami i wspomnieniami o ludziach, którzy w tak, krótkim czasie dali miłości ile nie jedna osoba by nie potrafiła przez lata. Naprawdę doceniał to co zrobili dla niego i bardzo często odwiedzał groby. Jednak czasem zdarzały mu się chwile takie jak ta. Można wtedy go uznać zagubionego dzieciaka. Taki przynajmniej stwarzał wizerunek. Nawet nie zauważył gdy podszedł bliżej mężczyzna zainteresowany jego osobą ale potem bardziej tym co śpiewał. nie było to nic nadzwyczajnego, znana wielu osobom kołysanka. Jednak mająca swój urok a brzmiała ona tak
- Już gwiazdy lśnią....
Już gwiazdy lśnią.
Już dzieci śpią.
Sen zmorzył mą laleczkę.
Więc główkę złóż, oczęta zmruż,
Opowiem Ci bajeczkę.

Był sobie król.
Był sobie paź
I była też królewna.
Żyli wśród róż, nie znali burz,
Rzecz najzupełniej pewna.

Kochał się król,
Kochał się paź,
W królewskiej tej dziewoi.
I ona też kochała ich.
Kochali się we troje.

Lecz straszny los,
Okrutna śmierć,
W udziale im przypadła.
Króla zjadł pies, pazia zjadł kot,
Królewnę myszka zjadła.

Lecz żeby Ci
Nie było żal,
Dziecino ma kochana,
Z cukru był król, z piernika paź,
Królewna z marcepana


Po zakończeniu piosenki westchnął i się uniósł, aby ogarnąć bo przecież nie przystoi tak się rozkleić na środku ulicy. Co można powiedzieć o głosie Sebastiana? Na pewno to, że był niesamowity, miał w sobie jakąś nieuchwytną w słowa magię. Potrafił z głosem zrobić wiele. Może to właśnie był fenomen powodzenia zespołu. Naturalny talent musiał odziedziczyć, bowiem nigdy się w tym kierunku nie szkolił. Tak czy siak zostawiając kwestie głosu przejdźmy do tego co zobaczył po uniesieniu. Nieco zdziwił się widząc mężczyznę przyglądającemu i wyraźnie przysłuchującemu mu. Zagryzł wargi w nadziei , że nikt więcej na niego uwagi nie zwrócił, fani są mu w tej chwili najmniej potrzebni, chociaż jakieś towarzystwo się przyda. Blondyn zmrużył swoje miodowe oczy w zamyśleniu. nie odezwał się, nie widział chwilowo powodu, póki nie rozgłosi on całej ulicy kim jest chłopak co właśnie nucił najzwyczajniejsza kołysankę.

Anonymous - 6 Styczeń 2012, 19:07

Kiedy tylko chłopak rozchylił usta i wydobył się z nich ten niesamowity dźwięk, dla Wiktora przestało mieć znaczenie to, co znajdowało się dookoła. Nie interesowało go to, że właśnie stał w samym środku Świata Ludzi... Obok człowieka, a przecież od tylu lat tak bardzo nienawidził tych istot...
Przymknął oczy, opierając dłonie na murku, na którym wsparł się chłopak. Wyglądał teraz zadziwiająco niewinnie, w wręcz świętym skupieniu, tak wsłuchując się w śpiewaną przez blondyna piosenkę.
Kołysanka przypomniała mu lata dzieciństwa... Ten krótki okres w jego pamięci, gdy żyli rodzice... Ale też dzieciństwo małej Riccio, czas, gdy był jeszcze szczeniakiem, a ona pyzatą kulką w kołysce, gdy mimo tego, że on sam był jeszcze dzieckiem, któremu obce było zło świata, zajmował się nią troskliwiej niż wynajęta niańka, opowiadając małej przepiękne historie, usłyszane kiedyś, gdzieś, mimo iż sam nie umiałby powiedzieć skąd i od kogo je znał, lub grał na pianinie niekończące się symfonie i sonaty... A potem bardzo szybko musiał dorosnąć...
Wzdychając, otworzył oczy i spojrzał na chłopaka spod tych nietypowych dla mężczyzny, długich rzęs. Blondyn już dawno przestał śpiewać, a jemu wciąż wydawało się, że słyszy w głowie jego słodki głosik, sprawiający iż miał wrażenie, że przez te sekundy, gdy dźwięk wciąż drgał w powietrzu, wszystko było na swoim miejscu, a okropny mętlik w jego głowie jakoś stracił na swoim rozmiarze.
Ten głos był uspokajający, kojący... I uzależniający wręcz.
Idealny.
Wiedział jednak, że ideały były przecież tak bardzo niebezpieczne. Marionetki, które tworzył były idealne, posiadając tyko jedną wadę, w szerokiej palecie swoich zalet. Przecież takie laleczki nie miały serca... Ludzie byli tacy sami, potrafili tylko niszczyć tych, którzy kochali ich ponad wszystko, dla których oni byli całym światem.
Wiktor był przecież wyższy i lepiej zbudowany od chłopaka, ale mimo to, teraz, gdy tak na niego patrzył spod rzęs, wyglądał jak chłopiec, zagubiony w zupełnie nieznanym sobie świecie, który kiedyś, bardzo dawno temu, stracił wszystko, w co wierzył.
Mężczyzna zadrżał, mocniej opatulając się płaszczem, najwyraźniej musiało być mu bardzo zimno i na chwilę spuścił wzrok, by zaraz zmrużonymi oczami, rozejrzeć się uważnie dookoła. Wyglądał na zamyślonego, jakby rozpatrywał w głowie tysiące możliwości i próbował wybrać tę najlepszą, może w sprawie obecnej sytuacji, a może na temat czegoś innego, zupełnie z nią nie związanego, co zaprzątało jego myśli od dawna.
-Masz piękny głos – szepnął niskim, lekko zachrypniętym tonem, którym mówi mężczyzna po całonocnej pracy, nad kubkiem z mocną i gorącą kawą. A gdy już mowa o kawie...
-Wiem, że nawet mnie nie znasz... Ale pozwolisz, że gdzieś cię zabiorę? – spytał, wpatrując się w niego intensywnie, tymi smutnymi i w świetle latarni, zdecydowanie zdającymi się być w kolorze szlachetnego złota, oczami.

Anonymous - 7 Styczeń 2012, 01:39

Andre można powiedzieć, że w pewnym sensie także nienawidził ludzi, winił za wszystko co go spotkało ale nie zamierzał się z tym zdradzać. Miał kilka zaufanych osób i ich się trzymał, zatracony w tworzeniu muzyki i życiu gangu. Nie skupiał się na niczym innym, nie pragnął niczego innego. Nawet względnego szczęścia o ile takie istniało, co było dla niego bzdurą. wolał jednak zbytnio nie dać komuś odczuć jakie żywi do niego uczucia, bo kolejna ważna osoba by umarła a on by się obwiniał. Jak było w przypadku jego Mishki. Kochani dziadkowie, którzy dali mu tyle radości nie zwykli opowiadać bajek, właściwie tego nie chciał nawet. Zawsze, codziennie wieczorem śpiewali mu tę kołysankę, bardzo upodobał ją sobie i ma sentyment od czasu do czasu ją śpiewając gdy najdą go właśnie takie refleksje. Co do dorośnięcia to chłopak także, musiał to szybko zrobić inaczej by sobie nie poradził a jak wiadomo ludzie dla sierot potrafią być okrutni, zwłaszcza pokolenie blondyna. Właściwie to zaraz, czy on był sierotą. Nie, po prostu wyrzutkiem, którego nie chciała matka bądź nie miała odwagi wychować, lecz żalu o to nie miał, już nie. Teraz nawet gdyby pojawiła się niczym kamfora byłaby dla niego obcym człowiekiem.
Fakt, głos Andre był niezaprzeczalnie świetny lecz czy idealny? Raczej nie, jak każdy miał swoje wady. Na pewno mógł coś poprawić, lub też dodać. Zawsze coś można było zmienić. Nie czuł jednak potrzeby, śpiewał jak umiał, z serca i chęci a nie wyuczając z nut po to by mieć kasę. Nie, to była jego pasja, której oddał całe życie a przynajmniej jego większość nie trzymając się stereotypowych nauk czy modelowania głosu. Muzyka miała mieć w sobie część jego a nie idealność. Co do oceny ludzi Andre tego nie robił miał świadomość, że każdy człowiek jest inny i nie w nich tkwił problem tylko w nim samym, palił wszystkie mosty swoim nieokrzesanym charakterem. Mężczyzna wydawał się być zagubiony, chyba nawet bardziej jak on sam, co go nieco zaskoczyło ale i zainteresowało. sporo większa od niego istota, z tak smutnym wzrokiem. Było w tym coś innego, nowego, przynajmniej dla blondyna. Słysząc zaś komplement uśmiechnął się delikatnie wsuwając palce w błąd kosmyki i lekko się rumieniąc jak dzieciak jakiś przyłapany na czymś złym. Jako, że było ciemno raczej nie można tego było dostrzec chociaż lekkie zmieszanie było widoczne.
- Dziękuję
Mruknął lekko spuszczając głowę, miał jeszcze dodać: "wiele osób mi to mówi" ale czy to miało sens. Wystarczyło same dziękuję i tyle. Ręce znalazły miejsce w kieszeniach jak zwykle z resztą, myślał, że facet po prostu pójdzie, ale nie stał dalej. Słysząc propozycję zabrania gdzieś lekko się wzdrygnął, kurcze w takich sytuacjach czuł się nieswojo. Ale widząc te smutne oczy, nie mógł zrobić nic innego jak się zgodzić, po prostu. Chociaż może to być głupotą bo wcale go nie znał.
-Zgoda..
Powiedział kiwając głową, w sumie wiele do stracenia nie miał. Przynajmniej w jego mniemaniu.

Anonymous - 7 Styczeń 2012, 04:05

Wiktor cały czas uważnie śledził każdy ruch chłopaka, gdy ten wplótł dłoń we włosy, podążył za nią wzrokiem, przez chwilę obserwując blond pasma, a potem uśmiechnął się trochę w ten sam sposób, w jaki Wiktor uśmiecha się zwykle do dzieci, ale może to dlatego, że Wiktor uśmiecha się tylko do nich, dorosłych uważając za istoty niegodne, by spotkał ich ten zaszczyt...
Jego uśmiech poszerzył się, gdy usłyszał padającą z ust chłopaka zgodę, jednak wciąż nie obejmował tych smutnych oczu, jakby mimo tego iż w tym momencie, można powiedzieć, zdawał się być szczęśliwym, w głębi jego duszy, wszak oczy są przecież zwierciadłem duszy, czaił się nie tylko smutek, ale wręcz głęboko skrywana przed innymi rozpacz, może wspomnienie dawnych lat, zanim jeszcze nauczył się, że żeby przetrwać to wszystko, wszystkie smutki musi odsunąć od siebie, skupiając się na rzeczach ważniejszych niż użalanie nad sobą. Ale przecież nie mógł całkowicie zniszczyć w sobie wszystkich uczuć, gdyby było możliwe wyrwać sobie serce i schować je w kryształowej szkatułce, tak, żeby móc na nie patrzeć, ale nie móc przez nie cierpieć, pewnie by to zrobił... Wszak jednak nie mógł, a wszystko, co mógł to zrobił... Tylko czy to wystarczyło?
Skinął głową, a potem najwyraźniej coś mu się przypomniało, ponieważ wykonał nieznaczny ruch dłonią, jakby chciał zwrócić na siebie uwagę.
-Na imię mam Wiktor – przedstawił się, w trochę dziwny sposób, bo jakby nie chciał zdradzać nic więcej, a może właśnie tak było i wyciągnął w jego stronę rękę, jak to zwykle bywa przy przedstawianiu się, kłaniając się lekko, co dla człowieka mogło wydać się dosyć dziwne, wszak ilu ludzi robi tak w dzisiejszych czasach, zapewne niewielu, tak zachowywała się może dawna arystokracja... Ale przecież w Wiktorze nie tylko to było dziwne. Od tego zaczynając, ale też niespotykany krój garnituru, stanowczo nie wyglądający jak te nowoczesne, czy wstążeczka pod kołnierzykiem, a nie krawat, a kończąc na bliźnie przecinającej jego twarz...
Wiktor właściwie nie wiedział, gdzie mógłby zabrać chłopaka.. To rzeczywiście bardzo nieroztropne z jego strony, że nie pomyślał o tym, zanim zaproponował, jednak się nie zastanowił, cóż poradzić. A przecież w Ludzkim Świecie bywał naprawdę rzadko, tylko wtedy, gdy było mu potrzebne coś, co mógł znaleźć jedynie tutaj, a takich rzeczy było jak na lekarstwo...
Pewna myśl musiała mu jednak wpaść do głowy, może przypomniał sobie jakieś miejsce, które tutaj kiedyś odwiedził, a może postanowił po prostu zabrać go gdziekolwiek, byleby jak najdalej od tej hałaśliwej ulicy i stanowczo jak dla niego, za głośnego tłumu, ważne jednak jest to, że łapiąc chłopaka za dłoń, pociągnął go za sobą.
Szedł spokojnie, wyraźnie nigdzie się nie śpiesząc, wszak on miał całą noc przed sobą, Riccio będzie spała smacznie do rana, a jeżeli nie zajmie się nią Marionetka wykonana specjalnie do roli niańki, gdy Wiktor ma zbyt wiele na głowie by zająć się małą. Cały czas delikatnie trzymał chłopaka za rękę, chyba po prostu przyzwyczajony do tego, że małą Riccio zawsze prowadzi za rączkę, albo dla bezpieczeństwa, by blondyn za nim poszedł, a nie zginął gdzieś, gdy tylko odwróci głowę, ale widocznie nie zwracał większej uwagi na ten, dla wielu jednak dużo znaczący gest, bo mimo wszystko wciąż wydawał się myślami skupiony zupełnie na czymś innym, a nie podążającym przy jego boku człowieku.
W końcu doszli do miejsca, które Wiktorowi przypominało bardziej zwyczajny park, jednak nosiło szlachetną nazwę Ogrodów Rozalii i rzeczywiście było o wiele spokojniejsze i cichsze od ruchliwej ulicy.

[zt obaj]

Anonymous - 7 Maj 2012, 22:05

Po raz kolejny znalazł się na środku miasta, sam właściwie nie wiedział czego tutaj szuka. Chyba zbyt doskwierała mu nuda. Wszak ten osobnik znany jest z tego, że nie lubi długo siedzieć w jednym miejscu. nic więc dziwnego, że wybrał się na mały spacerek. Po drodze wszedł do jakiejś kawiarenki i zamówił sobie kawałek ciastka na wynos, właśnie szedł i szamał je z lubością na twarzy. Lubi słodycze, oczywiście bez przesady, nigdy się nimi jakoś specjalnie nie opychał. Co z resztą widać po jego posturze, chude toto, mizerne takie niczym patyczak. Taki już jednak jest i raczej mało pewne, że to się zmieni. Nie dopisywał mu zwykle apetyt, więc po co miał się przymuszać? Niewiele z resztą jadał i zobaczenie go z takim chociażby ciastkiem graniczyło z cudem. Jak zwykle zatłoczone centrum wcale go nie zaskoczyło, dziwnym by było uświadczyć tutaj pustki. Niezależnie od godziny, zawsze coś tutaj się działo, ludzie uwijali jak mrówki w ukropie brnąc przed siebie, nie oglądając na nikogo.Od kiedy pamiętał lubi te miejsce. Od małego. mimo, że w tym tłumie było się samotnym to jednak coś dawało poczucie bezpieczeństwa, jakieś małe ciepło. Nie potrafi tego wytłumaczyć, zwyczajnie tak jest, więc przywykł.
Właśnie skręcił w kolejną uliczkę i bach! Zderzenie czołowe, z czym? A no ze słupem moi kochani. Nasza Eliottowa ciamajda jak zwykle musiała się z czymś spotkać. Na szczęście nie przywalił mocno, ale czoło musiał rozmasować i pewno urośnie jakiś siniak, ostatki ciasta wyleciały mu z dłoni i fantazyjnie wylądowały na chodniku, marnotrawienie, ale co mógł zrobić. Z ziemi przecież jadł nie będzie, to bardzo niehigieniczne, no i obrzydliwe przede wszystkim. Tak czy inaczej szybko znalazł się amator na kwaśne jabłka. Za chwilę podreptał do ciasta jakiś pies, lekko wychudzony o zmierzwionej sierści na co chłopaczyna zamrugał oczyskami w zaskoczeniu. Odsunął o krok od zwierza i objął je całe wzrokiem, trochę szkoda mu było, że nie mógł go wziąć, jednak rodzice to rodzice a ich słowo święte. Wyminął psisko i powędrował dalej, tym razem na jego drodze stanął jakiś karton, więc z całą premedytacją nad nim przeskoczył i poszedł dalej wsuwając dłonie w kieszenie.
Czasem takie bezcelowe połażenie w centrum było przeczyszczające o ile atmosfera taka mogła tam być. Każdy ma jednak swoje gusta i guściki, a Eliottowi jak najbardziej centrum odpowiadało. Zawsze na jego ustach gościł uśmiech w takich sytuacjach. Czasem zdarzały się gorsze sytuacje, jakieś bójki, czy nawet sporadycznie natrafiał na wypadek. Dzisiaj do tej pory nic się takiego nie zdarzyło, no i bogu dzięki, nie chciał mieć zepsutego humoru do końca dnia, albo i dłużej bo bóg wie ile czasu do siebie by dochodził.

Anonymous - 10 Maj 2012, 06:15

Miejsce to było dzisiaj wyjątkowo tłoczne. Z niewiadomego nikomu powodu, chyba większość mieszkańców w mieście, postanowiło się wybrać na zakupy, na spacer, do kawiarni, bądź przybyli z powodu innych atrakcji, jakie proponowało im miasto. Z pewnością mieli swój mały bądź duży powód, dlaczego się znaleźli, ale pytam się was, jak to możliwe, że osoba, która nienawidzi wychodzić spoza czterech ścian swojego mieszkania, a zatłoczone miejsca i hałas powodują u niej silne migreny, mogła się tu pojawić. Sądzić można na pewno, nie przyszła tu ona z własnej woli, a wręcz powiedzieć można, że została tu zaciągnięta siłą, co prawda w mniej brutalny sposób, ale siłą. A mianowicie, jego ojciec, wspaniały biznesmen, rekin interesu, jak i dość zasadniczy człowiek, postanowił dziś urządzić w swoim wspaniałym apartamencie kolacje, a jako iż jego syn, z pewnością po raz kolejny by go zawstydził, zdecydował, że biedny chłopak, powinien wyjść na miasto i coś porobić, tak jak to robią nastolatkowie w tym wieku. Oczywiście, pierwsza reakcja Kaoru to był sprzeciw i to nie byle jaki. Strasznie pożarł się z ojcem i w końcu jednak zrobił to, o co go prosił, co prawda nie z tego powodu, po prostu był zły, i nie chciał nasłuchiwać ciągły narzekań rodziciela, który wciąż mówił o jego obowiązkach, jako dziedzica firmy, jak i przypominał ile to dla niego zrobił. Takie ględzenie potrafi człowieka naprawdę doprowadzić do szału, a z pewnością zirytować. Dlatego też blondyn powolnym, może trochę niepewnym krokiem maszerował, przez chodnik, a jego mina oprócz bólu, z powodu panującego wszędzie hałasu, wyrażała też zdenerwowanie i złość. Był strasznie wkurzony na swojego ojca, jak i na wszystkich otaczających go ludzi. Czy musieli się tak pchać? Czy nie mogli uważać jak idą i przy okazji go nie deptać? Czy musieli ciągle krzyczeć i puszczać jakąś durnowatą muzykę ze swoich telefonów? Oczywiście, że musieli! Inaczej nie byliby ludźmi, członkami tego zapyziałego i ledwo trzymającego się społeczeństwa, które zamiast wiązać ludzi i pozwalać im na przyłączenie się do niego, odpychają ich i selekcjonują. Istnieją przecież niepisane i jak i spisane zasady, dzięki którym możesz zostać, tym całym poprawnym obywatelem. Niestety, Kaoru to nie obchodziło, a z ludźmi chciał mieć jak najmniej do czynienia. Denerwowali go wszystkim, co robili. To, że głośno przeżuwali nie pozwalało mu na pozbieranie myśli, wszelakie śmiechy i chichy powodowały, że dekoncentrował, a ciągłe szturchnięcia czy nadepnięcia, z pewnością zostawiły po sobie jakieś siniaki. No i te komentarze typu „cześć laleczko” były strasznie denerwujące i z pewnością nie podbudowywały samooceny chłopaka.
Ubrany był w zieloną koszulę w kratę, z rękawami sięgającymi do łokci, na to miał zarzuconą ciemną kamizelkę od jakiegoś garnitury. Na nogach ciemne rurki z brzęczącymi łańcuchami, a na stopach glany do kolan z czerwonymi sznurówkami. Włosy oczywiście były upięte w koński ogon, lecz nie było widać na nich niebieskiej farby. Ostatnimi czasy, po prostu się nie malował, iż, ponieważ, specjalnie mu się nie chciało, lecz postanowił, że jutro jedna zmieni kolor swoich włosów, a naturalny blond zastąpi błękit nieba, ot co! Z pewnością można powiedzieć, że przyciągał wzrok, i nie tylko swoim ubiorem, ale też urodą, która była wręcz kobieca, przez co ludzie, często, naprawdę często mylili go z kobietą. A przez to zawsze ciśnienie mu skacze, albo proście, denerwuje się, gdy ktoś bierze go za płeć piękną. Powód jego zachowania jest wręcz oczywisty, przecież jest FACETEM, czy nikt nie może tego pojąć? Od niechcenia od czasu, do czasu spoglądał na przedstawicieli rasy ludzkiej i z coraz większym powątpiewaniem stwierdzał, czy są oni inteligentni. Na przykład, kobieta, która właśnie obok niego przed chwilą przechodziła, ubrana była w bardzo obcisły strój, a sama była dość tęga, więc wiadomo, nie wyglądała dobrze. Lecz jej oczy mówiły coś innego, że jest pewna siebie, i tego jak wygląda. Czyż arogancja ludzi, nie jest szczytem ich głupoty. Wszyscy uważają, że są wspaniali, idealni, a tak naprawdę jest wiele rys, które szpecą ich diamentową osobę. Oczywiście, nie tyczy się to Patrysia, który w całej swej osobie jest idealny i w ogóle. I nie jest to przejaw skrajnego samouwielbienia, w ogóle.
No dobrze, jedna z postaci, zaintrygowała trochę chłopaka, na którego twarzy wykwitł mały uśmieszek, gdy nieznajomy uderzył głową w słup. Jaką to trzeba być ciapą, żeby nie zauważyć wielkiego, metalowego słupa przed sobą? Rozumiał, że chłopak mógł się zamyślić, czy coś, ale mimo wszystko powinien uważać. No cóż, pierwsze wrażenie, jak i zrozumienie sytuacji, dość szybko minęły, i niebiesko włosy podniósł się, po czym poszedł dalej. Tak szczerze, to Patrick myślał, że chłopczyna się rozpłacze, ale jak widać, nie jest taki miękki. Oczywiście, zaraz musiał się przypałętać jakiś pies, wygłodniały, ze zmierzwioną sierścią… Powinni go złapać i zabrać, do schroniska, a nie pozwalać mu wszędzie łazić i robić, co chce. Przecież no tylko ludzi, straszy i wzbudza w nich poczucie winy, nic więcej. Więc nie potrzebują go w swoim społeczeństwie – pomyślał, z ironią chłopak wpatrując, jak biedne zwierze, zjada pozostałości po jakimś łakociu, a o tym, że był to jakiś deser z pewnością świadczyła śmietana, czy krem na nosie kundla. Scena mogłaby się wydać urocza, gdyby nie to, jak ten pies jadł. Z zapałem, jak gdyby nie miał nic w pysku od tygodnia, co było dość prawdopodobne, patrząc na procent współczucia u ludzi. Odwrócił, więc wzrok, przecież sam był człowiekiem i mimo wszystko nie chciał się kłopotać w żaden sposób. Zauważył też, że niebiesko włosy zniknął z jego pola widzenia, prawdopodobnie, nadal zmierzając do swojego celu. Blondyn rozczarował się trochę, ponieważ myślał, że w końcu znajdzie coś, co na chwilę pozwoli skupić uwagę na sobie, dzięki czemu mógłby odciąć się od tego wszystkiego, co się w okół niego dzieje i niezmiernie go irytuje. Niestety zapomniał swojej ukochanej komórki w pośpiechu i nie miał ja, bezmyślnie patrzeć się w ekran, by odizolować się od panującego hałasu i bałaganu, jaki wciąż powodują ludzie. To chyba bardziej go wkurzyło od samej kłótni z ojcem, ale przynajmniej dostał od niego jakieś pieniądze i może znajdzie jakąś zaciszną knajpkę w której napije się kawy i poobserwuje, z pewnością tandetne, obrazy na ścianach, albo uda się do kina, na jakiś kiczowaty film, w którym główną rolę będzie grać jakiś, przestarzały kasanowa i cycata blondi, której tekst ograniczałby się tylko do paru „och”. Było tak wiele możliwości! A tak mało chęci. Kaoru, nie miał ochoty na żadną z tych rzeczy i choć stało go na to, by robić to tysiące razy (Dostał naprawdę, naprawdę dużo pieniążków, od szczodrego kochanego tatusia „Wyjdź z domu”) nie zamierzał zrobić ani razu.
Postanowił jednak znaleźć jakiś sklep z grami komputerowymi, by znaleźć coś, w co jeszcze nie grał, a wierzcie mi, to nie jest takie łatwe zadanie. Mimo wszystko większość życia spędził w domu, odcinając się od społeczeństwa, więc miał naprawdę dużo czasu, by przetestować wszelakie gry dostępne na rynku. Zresztą nie tylko, ponieważ przeczytał teść dość dużo książek, ma nawet własną biblioteczkę w domu, gdzie przetrzymuje to, co jakoś mu przypadło do gustu. No dobrze, ale o tym koniec. Ruszył przed siebie, i szedł w tym samym tempie rozglądając się dookoła w poszukiwaniu sklepu, który go interesował. W mgnieniu oka, czytał wszystkie tabliczki, informacje na słupach, co jakiś czas spoglądając też na tytuły gazet. Umiejętność szybkiego czytania, bardzo przydawała się w takich sytuacjach, jak ta, gdy było trzeba coś znaleźć, nie wiedząc gdzie to jest. Bo gdzieś musi, mimo wszystko to dość duże miasto, więc nie może zabraknąć sklepu z grami komputerowymi, które ostatnimi czasu stały się bardzo popularne wśród młodzieży, dla której komputer stał się czymś, w stylu azylu. Tak, Patryś co o tym widział. Niestety, nie znalazł jak na razie nic, co strasznie go wkurzało. Dlaczego, nie było tu żadnego sklepu? Gdzie się te cholerstwo mogło podziewać! Był tak zdenerwowany, że nawet nie zauważył, że na kogoś wpadł, a może ten ktoś wpadł na niego? Nie ważne. Mierzący góra sto sześćdziesiąt centymetrów chłopak, o niebieskich włosach, okazał się tym, którego widział nie dawno, w czasie, gdy uderzał w słup. Blondyn odsunął się od niego trochę, gdyż naprawdę nie lubił mieć fizycznego kontaktu z innymi ludźmi, a już na pewno z chłopakami. Zilustrował go jeszcze raz uważnym spojrzeniem, po czym powiedział z wyższością głosem, dość spokojnym, może niezbyt miłym, ale nie też do końca takim złym.
Uważaj jak leziesz – Tak, to z pewnością, był idealny sposób, na próbę przeproszenia, za zamyślenie. No cóż, gdyby nie był tak wkurzony, to może by to zrobił, ale w obecnym stanie, nie było o tym nawet może. Był w dość kłótliwym nastroju i wystarczy jeden zły ruch, by doprowadzić do poważnego konfliktu. Zresztą, na jego delikatnej twarzy widać, było niezadowolenie, z sytuacji ,w jakiej się znalazł, która mu w żadnym stopniu nie odpowiadała. Choć był zainteresowany nieznajomym, to w żadnym razie nie chciał na niego wpadać, czy w jakikolwiek inny sposób się z nim integrować. Od czasu, gdy dowiedział się o Krainie Luster, zrozumiał, że ludzie o niebieskich włosach, czy złotych tęczówkach, nie zawsze mają peruki, bądź noszą szkła kontaktowe, a częściej po prostu są potworami z tej dziwacznej krainy. A ich nie lubił. Oczywiście, nie każdy musiał nim być, a chłopak stojący przed nim, mógłby być zwykłym chłopakiem, bez żadnych nadnaturalnych zdolności. Nawet na takiego wyglądał, ale przezorny zawsze ubezpieczony. Patrick odwrócił na chwilę wzrok, czekając, jako tako, na przeprosiny. Ha! On przepraszać nie będzie!

Anonymous - 11 Maj 2012, 22:03

Patyrś nie był osamotniony w swej frustracji do teksów godzących w płciowość, ponieważ u Eliotta było podobnie, choć w mniejszym natężeniu, nigdy jednak takimi komentarzami się nie przejmował, a do czynienia z tak bezczelnymi ludźmi co zaczęli by się do niego dobierać to nie miał póki co, ku jego szczęściu. Nigdy też się nie złościł specjalnie gdy myloną go z dziewczyną, bo niby jaki miał do tego powód, uważał iż skoro tak myślą to znaczy, że są po prostu zwyczajnie ślepi i prędzej zdałby się im okulista niźli skopanie tyłka. Kwitkował zwykle wzruszeniem ramion i pójściem w swoją stronę, ot. Eliota od Kaoru odróżniała jeszcze inna rzecz, a mianowicie podejście do ludzi. Niebieskowłosy należy raczej do tych co uwielbiają towarzystwo, być w tłumie. Nie jest też typem, który ocenia książkę po okładce, zawsze najpierw osobę poznaje a potem jest w stanie wydać w jej sprawie jakikolwiek osąd.
Nasz Fotograf Duchów faktycznie jest niemiłosierną ciapą, jak wskazało na to walnięcie w gigantyczny słup, który z pewnością pozostawi na jego czole dosyć spory siniak, na razie jednak tym się wcale nie przejmował, bo po co? Nad stratą ciastka także nie ubolewał, przynajmniej się nie zmarnowało, zwierzak skorzystał. w tym wszystkim uwadze Eliotta umknął fakt, że jest przez kogoś obserwowany, ani iż tym bardziej, że wzbudził zaintrygowanie, to zawsze lepiej niż wzbudzić niechęć, czyż nie? Może gdyby wiedział, że ktoś miał ochotę go zaczepić to by został, kto wie.. Postąpił jednak jak każdy inny człowiek, ruszył dalej, czy do konkretnego celu, tego akurat powiedzieć nie można, szedł bo szedł, tyle.
Przemierzając uliczki, natrafił na kilka ciekawych zdarzeń, któe jednak mimo wszystko nie zatrzymały go na długo, jakby chciał. Sam szukał czegoś co zajęło by jego umysł, jak i też ciało. Najzwyczajniej w świecie nie miał z sobą co zrobić, nudził się niemiłosiernie a ile to też fotografować można, zbrzydło mu to już ostatnio. Kawiarnie, kina, kafejki czy centra handlowe całkiem odpadały, to nie gust Elliego, nie znosił tych miejsc, zwłaszcza gdy nie ma czegoś konkretnego do kupienia czy też znajomi nie wyciągnął. Co jak co, ale łażenie po centrum było po prostu upierdliwe, tego zdania nie zmieni, koniec i kropka. Niebieskowłosy jednak było z pewnością więcej chęci do wszystkiego niźli w osobie blondyna, który to wcześniej sobie upatrzył go na obiekt obserwacji. Może to przez optymizm jakim zawsze pałał a może fakt, że mu tłumy nie przeszkadzały nie był typem "kota" domowego? Cóż, tego się chyba nie dowiemy, a przynajmniej nie w najbliższych minutach. Kolejne stawiane kroki poniosły go bóg wie gdzie, że aż się zatrzymał i zmarszczył brew starając dociec gdzie to się znalazł.. Czyżby dała się we znaki słaba orientacja w terenie czy zwyczajnie może nigdy tu nie był? Kij wie, tak czy inaczej po kilku dłuższych chwilach stwierdził, że musi zakręcić, bo inaczej całkiem się pogubi, tak też zrobił. Przy okazji wyciągnął z kieszeni telefon i zaczął coś w nim grzebać, od czasu do czasu wydawał z siebie przeciągłe westchnięcie świadczące o tym, że wcale nie był zadowolony tym co zobaczył. Nawet można powiedzieć, że był lekko zniesmaczony. Brat jak zwykle przesadzał ze swoja opiekuńczością, o czym z pewnością świadczyły nieodebrane połączenia jak i wiadomości, które od razu, kolejno zaczął kasować. Znalazła się też jednak wśród tego wszystkiego wiadomość od znajomego, który napisał, że chce się jutro spotkać, podał też konkretne namiary i godzinę. To zawsze młody Eliott chwalił, zaznaczenie od razu czego się chce. Przynajmniej wiedział, jak ułożyć sobie plan na kolejny dzień. Szybko więc odpisał a potem zamknął klapkę i wsadził z powrotem tam gdzie był przedmiot wcześniej, swojej kieszeni.
Idąc tak dalej, krok za krokiem miał już wrażenie iż zawróci i po prostu da sobie na wstrzymanie z tą całą beznadziejną wędrówkę, która nic nie wnosiła ciekawego, zaczęły go też powoli piec stopy, trzeba zaznaczyć, że sporo kilometrów dzisiaj już przeszedł. On w porównaniu do Patryczka nie interesował się plakatami czy tym co było pozawieszane na witrynach czy bóg wie czym. Jego zamyślenie oczywiście po raz kolejny musiała zaowocować fantazyjnym zderzeniem z obiektem średnio twardym ciepłym, o wzroście średnim. Tyle wywnioskował upadając na tyłek przez siłę odrzutu.
- Ajajaj
Zamruczał pod nosem krzywiąc się i dopiero wtedy uniósł twarz by obdarzyć blondyna spojrzeniem szarych oczu, szczegół, że jedno z nich miał zakryte grzywką, która trochę przydługa urosła, to nie jego wina przecież, że nie znosi nożyczek.. Na pewno by wstał i przeprosił, przynajmniej taki miał zamiar, do czasu, aż usłyszał słowa chłopaka, które sprawiły, że lekko się zawstydził jak i zdenerwował. Nie przepada za ludźmi, którzy uważają się za ważniejszych od innych, działali mu tacy na nerwy dobitnie, zwłaszcza na chwile obecną gdy dorwało go zniechęcenie dosłownie do wszystkiego i akurat chciał wracać. Zapewne gdyby miał torbę, to Eliott zastosował by cios zwany "na starą babcię, albo kobietę" jak kto woli z resztą i przydzwonił by nią Patrickowi aż by zahuczało. Nie3 miał takowej więc tylko prychnął.
- Daj mi spokój.. la.
Już chciał powiedzieć te słowo, ale się powstrzymał, to było by zbyt chamskie, a nasz niebieskowłosy taki nie był, przynajmniej starał się być miły. Chociażby przez wzgląd na to, jak on czuł się gdy mylili go z dziewczyną, co do przyjemnych sytuacji nie należało. Szybko jednak się podniósł i nawet nie było w nim krzty zamiaru szczerych przeprosin, warknął więc.
- Sory..
Po czym zaczął się otrzepywać z piachu i innych przywarłych do niego obiektów, przeróżne ciekawe rzeczy bywały na chodnikach, chciał się więc upewnić, że wtopy żadnej nie walnie, to wszystko. Swoją drogą za co miałby z chęcią przepraszać skoro on zachował się wobec niego chamsko? No i młody wcale nie wnikał w to czy ten się nim zainteresował i tak dalej, jakie miał zamiary to było mało ważne dla Eliotta, który już miał dość wpadania na rzeczy i ludzi co stało się robić krępujące, zważywszy na to, że nie jest już dzieckiem. co jednak wieku się tyczy, to chyba są w podobnym, no może Kaoru starszy, ale niewiele.
Dziwnym jednak nie był też fakt, że Ellie mógł być odebrany jako osobnik z krainy luster, mylne to jednak wrażenie bo jak najbardziej jest człowiekiem, a nie jakimś baśnipisarzem czy coś. Zwykli ludzie też noszą barwne włosy, to żądna reguła iż przez to należy do jakiejś magicznej rasy. Z resztą młody Brown o tej drugiej stronie nie miał i nie ma zielonego pojęcia.

Anonymous - 14 Maj 2012, 17:05

Oczywistą oczywistością było to, że nie wszyscy farbowani bądź dziwnie wyglądający ludzie, byli mieszkańcami tej przebrzydłej Krainy Luster, która potrafiła omotać ludzi i zrobić im pranie mózgu. No proszę was, przecież to nie było żadne ciekawe, fantastyczne miejsce, a raczej kraina, którą zamieszkiwały same potwory, które wcześniej czy później na pewno postanowią zrobić rasie ludzkiej krzywdę. Poznać najczęściej ich można było, po ciekawym wyglądzie jak i dziwnym, nietypowym zachowaniom, jak i ogólnej postawie, jaką sobą prezentowały te magiczne istoty. Oczywiście nie było to zbyt łatwe, ponieważ ludzie od pewnego czasu, sami postanowili być inni niż wszyscy. Każdy chce się przebić przez szereg, pokazać, że jest oryginalny, jedyny w swoim rodzaju i nie można go było nikim zastąpić. Jaki to śmieszne, przecież, gdyby Patrick umarł, to jego kochany ojczulek z pewnością zaadoptowałby sobie inne dziecko, które zostałoby dziedzicem jego fortuny vel. Dorobku życia. Tak więc, blondyn uważał, że nawet ludzi można zastąpić, bo przecież swoje uczucia, zawsze można przenieść na kogoś innego i z niego zrobić tą jedyną w swoim rodzaju wyjątkową osobę, którą kocha się tylko raz. Z pewnością, było to dość cyniczne, jak i głupie myślenie, ale nie przejmował się tym. On tak uważał i koniec, nie będzie na ten temat z nikim polemizował, to jego zdanie i kropka. Tak… to z pewnością przejaw dorosłości. A był dorosły! No dobrze, miał te szesnaście lat, ale to nie znaczyło, że był jakimś szczylem czy coś, po prostu był to wielki umysł, zamknięty w młodym ciele, tak, to na pewno to
Tylko, dlaczego jego ciało musiało być taki inne, a nie wyglądać jak u typowego chłopaka. Szerokie bary, wąskie biodra, długie nogi i męską twarz, z pewnością by mu nie przeszkadzały, zamiast tego ma wąskie ramiona, kobiecą posturę i piękną twarz, w której zakochało się dość wielu facetów, przez co miał dużo kłopotów, bo niektórzy nie rozumieli, że chłopaka nie interesowali chłopcy. Nadali mu nawet przezwisko, Francuzka. Nie wiadomo jednak, z jakiego powodu rozprzestrzeniło się ono po całej szkole i chyba teraz każdy się do niego zwraca Francuz, chodź między sobą określają go tym bardziej kobiecym mianem. No mają szczęście, że on o tym nie ma pojęcia, gdyż z pewnością ich buźki byłby nieźle przemodelowane. Patrick nigdy nie puszczał takich uwag płazem i w przeciwieństwie do Eliotta, nie ignorował tego. Może to przez jego buntowniczy charakter, zadziorność, a może to tylko zwykły ośli upór. Nie ważne, nie da z siebie robić tego, kim nie jest. Przecież nie nosi sukienek, a ubiera się dość modnie, ale nie kobieco, więc, dlaczego wszyscy go mylą i zamiast widzieć w nim delikatnego chłopaka, który jest inteligentny, miły, uczynny, wspaniały, wręcz boski… dobra, dobra, nie zapędzajmy się tak. Po prostu blondyn nie raz, nie dwa chciałby by widziano w nim przedstawiciela płci brzydszej, niż piękniejszej, ale tak, bardzo rzadko się działo.
Dlatego też, można sądzić, że gdyby wiedział, iż niebiesko włosy nie widział w nim dziewczynki do obrobienia, to nie byłby dla niego taki niemiły, ale ten niestety już zaczął, a to, że nie skończył owego słowa wcale nie znaczyło, że Patricka to nie zdenerwowało. Już sama próba, mogła i została przez niego, jako błąd, który jest niewybaczalny. Zilustrował po raz kolejny chłopaka lekko zirytowanym jak i chłodnym spojrzeniem, po czym zimnym, jakże nie przyjemnym głosem powiedział.
No dalej, co chciałeś mi powiedzieć? – aż ciarki po plecach przechodziły. W niektórych momentach Kaoru potrafił być naprawdę straszny, a były to chwile, gdy jakiś bezbronny przechodzień zgłosił się na ochotnika, jako ofiara wyładowań wszelkiego stresu i złości skumulowanej w chłopaku. Można powiedzieć, że dziś był szczęśliwy dzień Eliotta, po został najprawdopodobniej kozłem ofiarnym, ale cóż, miejmy nadzieje, że chłopczyna przeżyje.
Francuz wciąż bacznie obserwował, nieznajomego, gdy ten wstawał i się otrzepywał, no i jeszcze burknął gniewne „sorry”, co niezbyt się spodobało naszemu narcyzowi. On przecież nie był byle kim i zdawał sobie z tego całkowicie sprawę. Widział, jakie ma obowiązki i jak powinien się zachowywać w danych sytuacjach, lecz niestety, albo stety wciąż się przeciwstawiał i robił wszystko na opak, tylko po to by dopiec rodzicom i społeczeństwu, które postanowiło samo ustalić zasady, jakie co ma być i jak kto powinien się zachowywać, a to mu się już bardzo nie podobało. Był osobą, wolną i mógł robić, co mu się żywnie podoba. Więc myślał jak typowy nastolatek. Czyli był dość ograniczony i uważał siebie za centrum wszechświata, a jego wola jest niepodważalna. Z pewnością, w życiu się jeszcze przekona, że nie zawsze jest tak kolorowo i lepiej być uległym niż buntowniczym, a skromność często popłaca. Ale przed nim jeszcze długa droga, długa pełna przeszkód droga, na której czeka wielkie rozczarowanie. No cóż, może jak kiedykolwiek znajdzie kogoś, na kim będzie mu zależeć (raczej można w to wątpić) to może, ten upadek z piedestału nie będzie, aż tak bolesny.
Teraz, jednak wciąż stał na podium i jako osoba, która nie lubi być lekceważona, (co innego jak nikt jej nie zauważy, albo ją ominie szerokim łukiem, to mu się podoba), i nie zbyt pasowało mu zachowanie niebiesko włos ego, który natychmiast, teraz, w tej chwili powinien go przeprosić. Zasztyletował, chłopaka wzrokiem, po czym przeciągając, co kolejną samogłoskę, powiedział :
- Przeproś - Wymówił to z dość obojętnym wyrazem twarzy (czyt. Mniej gniewnym niż na początku) jak na niego. Ale nadal widać, było na niej ślady rozdrażnienia. Można pomyśleć, że blondyn żartował, ale on mówił całkiem na serio. Musiał zostać p r z e p r o s z o n y. Przecież, to nie on wpadł na chłopczynę, tylko ona na niego. Chyba. Zaczął nawet tupać nogą w oczekiwaniu, co było dość trudne z powodu glanów.

Anonymous - 17 Maj 2012, 12:31

No cóż jak widać, nie każdy jest stamtąd, bo dziwnie wygląda. Tak czy inaczej Eliott wyglądał widocznie schematycznie, dla tej krainy, co jest mylne bo nawet nie ma pojęcia o jej istnieniu a co tu tym bardziej mówić o istotach tam żyjących. Po prostu taki kolor włosów podobał mu się i wcale nie zamierzał go zmieniać, zawsze gdy kolor się zmywał to je farbował i tak pozostanie, chyba iż najdzie go ochota na inny kolor, ale to już inna bajka, bo z nim to różnie bywa, baardzo różnie. Może gdyby miał chociaż nikłe pojęcie o drugiej stronie lustra to zastanowiłby się dlaczego przytrafiają mu się takie a nie inne sytuacje, że może to być sprawka sennych zjaw czy cieni. Jednak brał jak na razie te wszystkie wydarzenia za sprawkę duchów, istot niematerialnych, tak mu się przynajmniej zdaje.. To też nie tak, ze chce wybić się przed szereg, bo wcale takiego planu nie miał, jest po prostu sobą, a taki wygląd mu odpowiada dlatego wygląda jak wygląda i można myśleć, że robi to celowo, co jest totalną bzdurą. Nigdy nie zależało mu jakoś specjalnie na wyróżnianiu się czy nawet na byciu lubianym. To rzeczywiście miłe gdy ktoś patrzy na ciebie z ciekawością, zaintrygowaniem, czy nawet twierdzi, że super wyglądasz i tak dalej. Jednak nie jest to istotne tak naprawdę w życiu, są ważniejsze sprawy, na które Eliott woli zwracać uwagę niż wygląd.
Swoją drogą smutne to, że Patrick sądzi iż ludzi można zastąpić. To w pewnej części prawda, ale też smutne, że tak nisko się ceni, że przyrównuje się do istoty, którą można zastąpić, chociaż to brutalna racja. Nikt tutaj w tej kwestii polemizować z Patrysiem nie zamierza bo i po co? Skoro sam ma takie mniemanie o sobie i nawet nie zamierza go zmieniać, baa jest tego świat to o czym tutaj rozmawiać ? Takie myślenie jednak nie raz doprowadzi go na skaj załamania czy czegoś gorszego nawet. Nie ma w to jednak po co wnikać. Niebiesko włosy znał jednak ból związany z tym jak ktoś mylił płeć, mu samemu nie raz się to zdarzyło, bo wyglądał także dziewczęco, aczkolwiek nie tak bardzo jak Francuz, jakie to ma znaczenie, uczucia to uczucia, a je też można mocno zranić. Niemiłe rzeczy także mają tendencje do szybkiego rozprzestrzenianie się, dokładnie jak plotka. Zaraz każdy wie, a rozpowszechnia się pocztą pantoflową zwykle. Szkoda, że takie osoby nie zwracają uwagi na to, jak może to boleć drugą osobę. Jednak znieczulica to powszechne zjawisko w społeczeństwie. Eliot i Patrick po prostu się różnią, w porównaniu do niego niebiesko włosy nie zamierza walczyć z wiatrakami niczym Don Kichote, a za coś takiego uważa stawianie się, gdy ktoś myli go z dziewczynką. Już wspomniane było, skoro mylą, to znaczy iż są ślepi, więc to im potrzebny jest okulista a nie modelowanie buźki, bezsens bo i tak to nic nie nauczy. Chyba jedynie tego, że jednak wolą chłopców, co powinno dla nich być bardziej krępujące, skoro wcześniej uważali się za zagorzałych heteroseksualistów. Eliott naprawdę nie brał Kaoru za dziewczynę, przecież widział jak jest ubrany, widział wiele innych cech, męskich cech, więc niby czemu miał brać za dziewczynę? A słowa wymknęły mu się bo.. zwyczajnie chciał dopiec. To nie tak też, że był złośliwy cały czas, nie spodobało mu się to, że chłopak tak na niego naskoczył, jakby stało się bóg wie co. Nie skończył, w porę się pohamował to powinno dać blondynowi jakiś wgląd prawda, chociażby taki, że szanował uczucia, bo w końcu nie skończył, prawda? Młody zerknął także na Francuza od stóp do głów i chłodnym, acz obojętnym spojrzeniem i odpowiedział.
- Nie ważne, nie wnikaj..
Warknął trochę zirytowany, bo przecież sam także miał powód jako tako to złości, bo to ten wrogo zaczął, zamiast po prostu powiedzieć "nic się nie stało" i pójść w swoją stronę to temu zachciało się przeprosin, to ma ot. Może gdyby sytuacja inaczej się potoczyła to niebiesko włosy by przeprosił? Zapewne tak by było, a Patryczka schrzaniła sprawę. Żeby też blondyn nie przeliczył się co do kozła ofiarnego, bo się może przejechać i to niezbyt przyjemnie. Może i nasz fotograf duchów wygląda niepozornie, ale dopiec umie. Chociaż zwykle tego nie robi, wyjątek jednak potwierdza często regułę i może mu się "zachcieć" czyż nie? Tak, życie jeszcze Patryczkowi da w kość, pokaże iż nie warto czasem zadzierać i wziąć przysłowiowe nogi za pas, albo po prostu ulec, często to popłaca i daje spokój, człowiek nie musi się użerać. Niedobrym jednak sposobem się zabrał do zmuszenia Eliotta do przeprosin, powinien inaczej, ale jak widać, musiał być niemiły i tępy, nie myśląc ani trochę, że gdyby zachował inaczej, dawno byłby przeproszony i to szczerze a nie wymuszenie, jak przed chwilą.
- A ja chciałbym słonia na złotym łańcuchu co trąbiłby mi piosenki, ale jakoś go nie ma... - Prychnął i spojrzał nieco pogardliwie gniewnie, lustrując Francuzkę od stup do głów. - Nikt Cię nie nauczył, ze bycie miłym to nie poniżenie i prędzej coś tym zyskasz
Nie z fotografem duchów numery w stylu "jestem ważny musisz ulec". Phew, jeszcze co, takiego bubka uważającego się za pępek świata ma przepraszać i to szczerze? Chyba się z głupim na głowy pozamieniał. Eliott nie patrzy na ludzi przez pryzmat rodziny i tego, czy są wpływowi tylko pod względem charakteru a Patrick pokazał, że uważa się za centrum wszystkiego. To się mu nie spodobało, ot.
- Po za tym, że masz wpływową rodzinę nie upoważnia Cię to do rozstawiania innych po kątach.

Anonymous - 20 Maj 2012, 20:08

Za to włosy i ubiór Patricka, były wyraźną oznaką buntu młodzieńczego, jaki obecnie chłopak. W jego rodzinie ostatnio działo się najlepiej. Ojca nigdy nie było w domu, matka jeździła wciąż na zakupy do Francji, tak naprawdę blondyn nie miał, z kim porozmawiać. Co prawda od czasu, do czasu zwierzał się służbie, ale ona chyba nie brała jego wyznań na poważnie i zbywała je ręką, pytając się : „To co chce dziś panicz na śniadanie?” Bezczelni, po prostu bezczelni! On im tu mówi o swoim życiu osobistym, a tym tylko jedno w głowie, jedzenie! Do tego, przecież, po co się pytać o takie rzeczy? Chyba żyli z paniczem Miyazawą dość długo, by się nauczyć, że ona zawsze zaczyna dzień od swoich ulubionych płatków zbożowych z kawałkami czekolady. Bez tego, dzień można zaliczyć do nieudanych, więc straszną jest sytuacja, gdy się rano okazuje, że ulubiony przysmak Patricka się skończył. W takich chwilach słudzy muszą uważać, ponieważ ich miejsce w pracy jest zagrożone, więc potrafią nawet pobiec do sklepu na końcu miasta, by kupić chłopakowi jego codzienną dawkę energii. Jak widać, gdy stabilna sytuacja życiowa człowieka jest zagrożona, to potrafi on, wiele poświęcić, by utrzymać ją taką, jaka jest. Dlatego też, sposobem chłopaka na przeszkodzenie rozpadowi rodziny jest zwrócenie na siebie uwagi rodziców. Może jest i to trochę dziecinne zagranie, no i może jak widać, niezbyt skutkuje, ale chyba ważnym jest, że coś próbuje robić, w przeciwieństwie do rodziców, którzy niezbyt kwapią się do współpracy. Szlag ich! A tak się stara. Nawet farbuje włosy na niebiesko (co mu się mimo wszystko podoba) a oni nic! Jak ojciec go zobaczył pierwszy raz, po prostu zamrugał i powiedział, że uprzedzi go jak odbędzie się następne spotkanie czy uroczystość, by na ten dzień swoje śliczne włoski zostawił w spokoju. Przecież, jak to będzie wyglądać w oczach innych! Przyszły właściciel wielkiej korporacji z niebieskimi włosami? Wstyd! A świstak siedzi i zawija w te sreberka, ot co! Ludzie nie raz naprawdę potrafili być ograniczeni. Szufladkowanie i przypinanie innym jest z pewnością jednym z ulubionych zajęć tych istot. Tak przynajmniej uważał Patrick, który wiele razy spotykał się z taką opinią, że skoro wygląda jak dziewczyna to jest pedałem. A przecież wcale nie interesował się mężczyznami, wcale. Od zdrady jego najlepszego przyjaciela został mu uraz, no i ciągłe molestowanie przez różnorakich facetów, też z pewnością nie należało do miłych doświadczeń, dlatego też, często denerwował się, gdy jakiś chłopa chciał się z nim umówić. Zdarzały się też takie sytuacje, że wielbiciel wiedział, że Kaoru jest mężczyzną. Przecież, to… to było chore. No cóż, tego typu osoby najczęściej dostawały od niego miły prezent w postaci lima po okiem. Tak na przyszłość, by zrozumieli, że związki przeczące naturze, to nie z nim.
Zaś, jeśli chodzi o mniemanie o sobie tego chłopaka, to jest ono naprawdę duże. Patryś wcale się tak nisko nie cenił i z pewnością nigdy nie porównywał do osoby, którą da się zastąpić. Bo jego nie da się zastąpić. Nie, te zdanie wcale nie przeczy temu napisanemu przeze mnie wyżej. Patricka nie da się zastąpić, ponieważ on nigdy się nie da zastąpić. Nie ma mowy, nie ma bata. Nigdy nie należał do osób, które łatwo się poddają (no może w niektórych przypadkach potrafi skapitulować) tak, więc, z pewnością nie podda się w momencie, gdy ktoś będzie próbował zająć jego miejsce, o nie! Będzie nawet gryźć, więc uważajcie!
Jeśli już o przemocy mowa, to trzeba powiedzieć, że w przeciwieństwie do Eliotta, chłopak, wcale nie uważa, że nie pomaga ona w różnych konfliktach. Co prawda nie potrafi zmienić czyjegoś myślenia, ale człowiek po porządnym kopniaku, z pewnością dwa razy się zastanowi niż znowu coś powie, na temat wyglądu blondyna. A może będzie omijać go szerokim łukiem? Tak, to z pewnością spodobałoby się naszemu Francuzikowi, który woli, gdy ludzie nie mają z nim kompletnie nic wspólnego i nie wchodzą mu w paradę. W końcu zawsze go irytują, podobnie jak owy jegomość, który na niego wpadł. Całe zaintrygowanie szybko wyparowało i zostało zastąpione przez złość i irytację postawą nieznajomego. Przecież on był wyższy rangą w społeczeństwie, ba, należał do elity światowej, a ten tu chłoptaś, po prostu mu się przeciwstawiał. Niesłychane. Każdy normalny człowiek, już dawno by uległ blondynowi i zrobiłby wszystko, by ten w jakikolwiek sposób zwrócił na niego uwagę i pomyślał w pozytywnym sensie. Przecież, skoro ma pieniądze, to chłopak może mu pomóc. Wystarczy się podlizywać i już ma się go w Okół palca. Patrick znał to na pamięć. Ta cecha w ludziach była naprawdę żałosna, ale jakaż wygodna. Niestety prawda jest, taka, że za pieniądze można kupić wszystko, nawet uczucia, a jak ktoś nie wierzy to niech zobaczy skrzynkę mailową chłopaka, na której są tysiące, jak nie miliony listów od dziewczyn (i mężczyzn), które „Są w nim obłędnie zakochane i mogą wziąć ślub już tej chwili, jeśli tego chce”. Wcale nie lecą na kasę, wcale. Tak, więc jak widać, nawet sojuszników można kupić a wrogów przekupić, ot co! Ludzie to naprawdę chciwe istoty, więc wcale się Miazawa nie dziwił, że Cienie, gustujące w tej cesze, nigdy nie są głodne, a są wręcz pełne. Przecież na ziemi, było tyle jedzenia! Nawet nie trzeba było szukać, wystarczyło znaleźć pierwszą lepszą istotę i już trzydaniowa kolacja! A chciwość, wręcz najwyższej klasy.
- No co? Dlaczego nie chcesz dokończyć tego, co chciałeś powiedzieć? – powiedział, ze złością, ale i drwiną w głosie. W jego oczach można było dostrzec małe iskierki, które wyrażały triumf jak czystą wyższość, jak i też świadomość tego, że to pytania postawia nieznajomego w dość niezręcznej sytuacji. Ale taki już był w momentach, gdy się złościł. Wyłaził z niego prawdziwy dupek i jakoś nie miał z tego powodu jakichkolwiek wyrzutów sumienia. Przecież ten kurdupel sam zaczął, więc ma. A to, że się powstrzymał nie znaczyło kompletnie nic. Przecież c h c i a ł to powiedzieć, i to już wystarczyłoby trafił na czarną listę młodego dziedzica. I to nie Patrick schrzanił sprawę, tylko niebiesko włosy, który postanowił być buntowniczy, a nie po prostu poczuć się, chociaż przez chwilę winnym i okazać skruchę. Ale nie! On musiał się stawiać, wielki buntownik, który spowodował, że nastrój blondyna pogorszył się jeszcze bardziej. Nie lubił, gdy ktoś mu się sprzeciwiał. Aż mu słów zabrakło, gdy ten mały knypek, mini fasolka, jak postanowił go nazywać w myślach Francuz, zaczął mu pyskować. Pierw na niego wpada, potem nie chce przeprosić, a teraz to! Chłopak głośno prychnął , po czym przeszył wzrokiem Eliotta. Mógłbym przysiąść, że z jego oczu strzelały błyskawice. Był naprawdę wkurzony, przecież, nie często ludzie mu się sprzeciwiali, wiec był a to dla niego nowa i niezbyt przyjemna sytuacja.
Właśnie to oznacza. – powiedział z wyższością Kao – Jestem bogaty, mam wpływy, więc mogę robić ,co chcę. Wiec droga mała fasolko, powinnaś się przymknąć i już zacząć mnie przepraszać. Chyba, że chcesz mieć kłopoty. Ale po plebsie, wszystkiego można się spodziewać – stwierdził przy okazji teatralnie wzdychając, jak gdyby uważał to, za coś naprawdę kłopotliwego

Anonymous - 20 Maj 2012, 22:03

Nawet i na tej płaszczyźnie się różnili oboje. U Eliotta, taki a nie inny ubiór czy kolor włosów wcale nie był oznaką buntu, ba, nawet nic takiego w planach nie ma i nie miał. Wszak na rodzinkę nie może narzekać, jest w porządku, tak samo jak i jego życie. Na brak uwagi nie narzeka, czasem nawet cierpi na jej nadmiar, nie zawsze ze strony ludzi, ale jednak. Nie należy też do osób konfliktowych, no chyba iż ktoś mu zajdzie za skórę swoim charakterkiem jak w tym wypadku Francuz. Nie można też powiedzieć, by był przesadnie rozpieszczony, bo nie zawsze miał czy ma co chce. Ma jednak tę świadomość, że pieniądze to nie wszystko a sława bywa bardzo bolesna, o czym zapewne już Patrick mógł się przekonać, nie raz czy dwa. Co jednak nie oznacza, że Eliott by pogardził swoimi pięcioma minutami, kto wie.. Może nawet teraz strzelają im jakąś fotkę z ukrycia czy coś. Ludzie bywają brutalni i chyba nigdy nie przestaną tacy być. Miał też jednak swoje przyzwyczajenia jak i blondyn, może nie chodziło tutaj o płatki, ale na jedno i to samo wychodzi. Złamanie tego sprawiało, że nasz niebiesko włosy się irytował, psioczył na wszystkich i buczał jakby go skrzywdzono najgorzej na świecie. Nie jest jednak w tak podbramkowej sytuacji, żeby musiał walczyć o zainteresowanie rodziców. Więc można powiedzieć, że jego sytuacja życiowa jest bardzo stabilna, co jednak nie oznacza, że gładka jak pupcia niemowlęcia. Czasem zdarzają się takie dni, że ma naprawdę ochotę płakać i żalić się jaki to świat okrutny, na dłuższą metę jednak wie, że sensu to nie ma i robi dalej swoje. Nie dostaje wszak miłosnych mailów i tak dalej, bo po prostu nie jest tak znany, ale kto wie czy nie byłoby tak gdyby był na miejscu Kaoru? Może tak samo byłby zamęczany i stał młodym gniewnym krzywiącym się na wszystko i wszystkich. Fotograf duchów bowiem też nie byłby zachwycony proponowaniem mu małżeństwa czy innych tego typu związków. To jest po części obleśne a po drugie nie czuje potrzeby mieć drugiej połówki, nigdy jeszcze o tym nie myślał, ot.
Może i Patryś ceni się wysoko, ale tego Eliott jeszcze nie wie, tak czy inaczej to tylko dywagacje na ten temat. Sam niebiesko włosy wcale nie uważa się, za osobę, którą można zastąpić, także by się nie poddawał, ale do czasu, kiedyś zbrakło by mu cierpliwości i chęci. Nie jest typem zbyt nachalnym i w końcu stwierdziłby, że skoro go gdzieś nie chcą to na cholerę się tam pchać i zwyczajnie by skapitulował odnajdując inną drogę życia, czy jak to tam można nazwać. Próbowałby jednak z całych sił nie dać się zsunąć na niższy plan niż obecnie.
Eliottek przemocą to się brzydzi, a więc jej nie toleruje i raczej nie praktykuje, nawet jeśli odniesie chwilowo jakiś skutek. Bo jak zmieniać to sposób myślenia, a nie chęci na dzień czy dwa, a potem wróciłoby wszystko do dawnego stanu. Przemoc jest już ostatecznością gdy naprawdę sytuacja jest patowa, a nawet wtedy nasz szarooki fotograf kilka razy się zastanowi. Taki typ z niego już, po prostu. Nie lubi tego i koniec, nawet muchy nie skrzywdzi, no dobra przesadzam, w dzieciństwie pajączkom nóżki wyrywał.. Nie zmienia to jednak ogólnego spojrzenia na świat chłopaka, jest raczej chodzącym pacyfistą niżeli awanturnikiem, no bywają gorsze dni, jak dzisiaj, na taki po prostu Patrick trafił i to niczyja wina generalnie. Z drugiej też strony blondyn nie miał aż tak wielkiego powodu o co się spiąć, no wpadł na niego Ellie, jednak czy to coś takiego strasznego by od razu traktować chamsko i z góry, jakby był śmieciem? To właśnie najbardziej go irytuje i przyprawia o białą gorączkę, gdy ktoś traktuje go jak, kogoś nic niewartego. Takie mniej niż zero... Jest zdania, że i taka osoba nie zasługuje na miłe traktowanie. Prosta dedukcja, nic więcej. Więc zachowanie jego jest jaki najbardziej w porządku. No i bynajmniej nasz fotograf wcale nie liczył i nie chciał koniecznie uwagi Kaoru, niezależnie o tego czy przychylna, czy też nie. Nie zależy mu na czymś takim. Ma swoje zdanie i nie jest lizodupem, czy kim tam innym, różnie to w tych czasach jest określane. Od niego aż bije szczerością, a że w nieprzychylnym sensie w chwili obecnej to już nie Browna wina. Nie zawsze też jest spokojniutki i wszystko przyjmuje z pokorą, chociaż generalnie jest ugodowy, co nie oznacza, że do każdego będzie się mizdrzył. No ludzie, trzeba zachować umiar i zdrowy rozsądek. Smutna prawda jest taka, że jak masz kasę to kupisz wszystko, ale na to co szczere musisz zapracować dobra opinia i szacunkiem innych, inaczej to.. Chusteczka wyjdzie. Patrick się kiedyś o tym przekona i przypomni takiego niepozornego Eliotka "plebsa".
- Może dlatego, że nie chciałem Cię całkiem urazić, bo wiem jak to jest gdy biorą Cie za dziewczynę?
Pytanie Eliotta było raczej retoryczne i w tym momencie jakoś uleciała z niego chęć sprzeczania się z Francuzką. Widział, że to do niczego nie prowadzi a wręcz przeciwnie, tylko zaognia cały ich bezsensowny konflikt, co się naszemu Elliemu nie podobało. Coraz bardziej cała sytuacja zaczynała młodego Browna męczyć. Tutaj od razu widać było, że wcale nie jest takim buntownikiem w gruncie rzeczy tylko jeden z wybuchów, jakie zdarzają niezwykle rzadko, sam Eliott chciał ich unikać jak diabeł święconej wody, po prostu wiedział, że wrzaski i tupanie nogą nic nie dadzą. Widząc jak Francuz przeszył go wzrokiem zrobił krok w tył i nieco skulił. Nie podobało mu się te spojrzenie, zawsze zwiastowało coś złego. Po następnych słowach mina fotografa zbladła, zrobiło mu się cholernie przykro, ale tak naprawdę, mina wygięła chwilowo podkówkę, i już miał coś powiedzieć, ale milczał jak zaklęty dłuższą chwilę. Tak naprawdę, uraziło go to, że został nazwany Plebsem, czyli praktycznie nikim.
- Nie wiem co mógłbyś mi zrobić, ale z pewnością nic z czym nie miałem do czynienia, nie zaskoczysz mnie, a nie przeproszę ze względu na te chamskie słowa, sam pokazujesz, że "plebs" jest od Ciebie lepszy, możesz krzyczeć, tupać, złościć się, ale taka jest prawda. - Podniósł dłoń i wskazał swój policzek. - No uderz, pokaż to jaki z Ciebie chojrak, no ukarz, bo przecież wszyscy są od Ciebie gorsi i zasługują tylko na lincz. Wsunął dłonie w kieszenie i uniósł głowę, rzucając harde spojrzenie Patrickowi. Spodziewał się, że może oberwać, ale z drugiej strony może to da wielkiemu paniczowi do myślenia. Swoją drogą wszystkiego młody Brown mógł się podziewać po takim osobniku.

Anonymous - 30 Maj 2012, 17:21

Sława jest bardzo bolesna, a już na pewno, gdy jesteś zbuntowanym nastolatkiem, a inni próbują wtykać nos w nie swoje sprawy. Dorastanie jest to czas, gdy młody człowiek potrzebuje pewnej intymności, miejsca, które należałoby do niego, i nikt nie miałby prawa go naruszyć. Przynajmniej tak pisało w jednej z książek podwędzonych przez Patrysia matce, gdy ten był jeszcze młody, a ta interesowała się losem swojego dziecka. Jednak młody Miyazwa do owej intymności prawa nie mógł mieć, przez głupich fotografów, którzy tylko czychali, by zrobić mu zdjęcie, jak i przez jakichś niedorozwiniętych umysłowo fanów, którzy z niewiadomego powodu go wielbią, choć sam nie jest jakimś celebrytą, czy inną osobą publiczną, którą można znać. Jest tylko, synem szefa jednej z największych firm w kraju, jak nie na świecie, i tylko to przesądziło o jego losie. Więc kto wie? Może robią im teraz zdjęcia z ukrycia. Blondyna przestało już to obchodzić. Przyzwyczaił się do tego i zaczął traktować to wszystko, jak nieodłączny element swojego życia. Jak takie coś, od czego nie da się uwolnić, więc trzeba to zaakceptować i już. Lecz tego, że ludzi brali go za jakąś łatwą blondynkę zaakceptować nie potrafił. Przecież był facetem, ubierał się jak facet, a to, że nie wyglądał jak on, to wcale nie znaczyło, że od razu mogą do niego zarywać. Z resztą zirytowało go, to co powiedziała ta mała fasolka. To prawda, że brano go za dziewczynę, ale nie zamierzał się do tego przyznawać. To było poniżej już i tak nadszarpniętej godności. Zresztą jak ten knypek mógł tak pomyśleć, ehh… ludzie nie mają w dzisiejszych czasach za gorsz wyczucia, więc dlatego, mimo że są biedni, muszą płacić.
No może ty wiesz, ale ja nie. Czy ja ci wyglądam na dziewczynę? – warknął, po czym spiorunował chłopaka wzrokiem, najgorszym, najstraszniejszym, jakim tylko potrafił. Niech on sobie nie myśli, że wszystko mu Wolo. Eliott, za to, że nie wie, kiedy się zamknąć, z pewnością w przyszłości zapłaci równie dużą cenę jak blondyn za swoją arogancję. Niebieski chciał dobrze, a niestety mu to nie wyszło i swoimi słowami, jeszcze bardziej zdenerwował Patrysia, którego dłonie powoli zaciskały się w pięść. Musiał się wręcz powstrzymywać by nie uderzyć chłopaka, a z jego temperamentem, było to dość trudne zadanie. W końcu, rzadko, kiedy, ktoś mu się sprzeciwił, a do takiej sytuacji był kompletnie nieprzyzwyczajony. Lekko go przerażała i przytłaczała, ale nie dał skubaniec tego po sobie poznać. Zwykle było widać na jego twarzy wszystkie uczucia, jakie kłębiły się w jego sercu, lecz tym razem, udało mu się jakoś je opanować, co kosztowało go dużo wysiłku.
Przemoc dla chłopaka, jak już mówiłem, była dobrym rozwiązaniem, ponieważ mógł się wtedy wyładować, na tych, którzy zrobili mu przykrość. Co prawda, Eliott miał rację, nie dawała on właśnie nic, po za tym, ale jednak propozycja obicia jednej czy dwóch gęb, była dla młodego panicza dość kusząca. Może był małym sadystą? A może po prostu potrzebował w jakiś sposób rozładować swoją frustrację, jak ciągle w nim narastała. Powód był tak naprawdę nieważny, ważne było to, że dzięki sile się go bali, a jak wiemy strach jest najlepszym sposobem, by wszyscy omijali cię szerokim łukiem. No proszę was, przecież on nie terroryzuje małych dzieci i słabych staruszek z morderczymi torebkami. Po prostu chce się odizolować, a inni mu w tym tylko przeszkadzali. Tak jak na przykład niebiesko włosy, który powinien po prostu przerosić i sobie pójść, zostawiając chłopaka, samego sobie. Ale nie, on musi się spierać, więc niech ma za swoje.
- Ty chyba nie pojmujesz sytuacji. Ja mogę wszystko. Twoi rodzice mogą stracić pracę, ty możesz wylecieć ze szkoły. Wystarczy tylko jeden telefon do ojczulka, z obietnicą, że na następne spotkanie przyjdę ubrany normalnie i będę się dobrze zachowywać, a zrobi dla mnie wszystko. – uniósł jedną brew do góry – Czy ty naprawdę myślisz, że będę się tobą przejmować? Masz przeprosić, i to teraz. – Ostatnie słowo wręcz wycedził. Nikt, nie będzie się mu sprzeciwiał. A już na pewno nie jakaś mała fasolka, o zbyt wysokim mniemaniu (oczywiście, jeśli możemy powiedzieć, że Eliott jest arogancki wobec Patricka. Hahaha, a to dobre.). Popatrzył się na niego twardo. Pier ujrzał palec, który przystawiał do policzka, pokazując mu, gdzie go ma uderzyć. No, ale skoro sam tego chce? – pomyślał chłopak, po czym zamachnął się i… PLASK! Francuz uśmiechnął się triumfalnie na widok swojego dzieła. Czerwony ślad na policzku nieznajomego, wyglądał wręcz uroczo.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group