Dyniowe Miasteczko - Stara Kolej - Stacja Dynia - Peron Dyniowy
Dark - 26 Luty 2012, 20:45 Temat postu: Stara Kolej - Stacja Dynia - Peron Dyniowy
W każdym nawiedzonym miasteczku, musi być miejsce na którym znajdzie się od wieków opuszczony peron, bo jaka by była frajda bez tego? Opuszczony peron, zniszczone ławki, przechylony szyld i duch gdzieś przelatujący raz na jakiś czas to konieczny wymóg takich miejscowości jak Dyniowe Miasteczko, nie uważacie tak? Zastanawia Was pewnie jak wygląda Stara Kolej. Mianowicie, wszędzie stoją stare lokomotywy, z jeszcze starszymi wagonami uczepionymi z tyłu. Żadna z nich nie opuściła Dworca Kolejowego już od lat. Jednak podobno raz na jakiś czas, przez jeden, zupełnie opuszczony peron przejeżdża pociąg-widmo. Podobno osoby, które do niego wsiadły nigdy już nie były widziane oczyma żywych. Na owym, opuszczonym peronie stoją poniszczone ławeczki, na które można oczywiście usiąść, ale niektóre deski są tak spróchniałe, że łatwo mogą się załamać pod człowiekiem. Oprócz tego jest tu też rozkład przyjazdów i odjazdów tajemniczej linii nr 96. Nikt nie zdaje sobie sprawy z tego, że to właśnie statek-widmo, ani z tego, że rozkład jest strasznie przedawniony, a pociąg jeździ tu co pół roku. Tak jak już wcześniej mówiłam mamy tu przechylony szyld z zatartym i prawie niewidocznym napisem "Dyniowy Peron". Na jednym ze słupów wisi tu dodatkowo głośniczek, z którego jakimś cudem, raz na kilka miesięcy można usłyszeć słowa "Tu stacja Dynia, tu stacja Dynia. Pociąg osobowy nr 96 zjawi się na Peronie Dyniowym za pół godziny." Pół godziny, które w tym miejscu zdaje się wiecznością... A może to rzeczywiście wieczność?
Panienka Wind obudziła się dziś dość późno i trzeba przyznać, że była w podłym humorze. Nie dość, że wspominała ciągle rozmowę z jej bratem, to dodatkowo pogoda dziś była strasznie ponura, a jej stany lękowe się okropnie nasilały, a wręcz zaczęła wychodzić poza stany lękowe. Rano, gdy przyniesiono jej śniadanie myślała, że służąca chce ją zabić widelcem i prawie doprowadziła do śmierci jednej z najwierniejszych jej osób. Dodatkowo dwa razy prawie uwierzyła dziwnemu głosowi, który podpowiadał jej, że Tencio i Pączek planują na nią zamach. To chore, nie uważacie? Jednak jej strach był silniejszy od wszelkiego racjonalnego myślenia i takim sposobem na jakiś czas Tencio wylądował w kufrze, a Pączuś został wykąpany, ab wiedzieli co się stanie jak jej się sprzeciwią. Teraz schizy na temat jej przyjaciół trochę jej przeszły. Była na etapie "jak zostanę w tej komnacie, to włamią się tu Rebelianci i mnie zabiją". Z tego powodu postanowiła się ubrać i wyjść stąd wraz z jej pomocnikami, aby zwiększyć szansę na swoje przeżycie. Zrzuciła z siebie koszulę nocną i nałożyła bieliznę, do tego czarne rajstopy i zaczęła dobierać resztę stroju. Tym razem padło na beżową sukienkę z materiałowym pasem, czarne, wiązane kozaczki na szpilce, sięgające do pół łydki, klasyczny, hebanowy płaszczyk zimowy oraz białe rękawiczki, szalik i czapkę. Gdy tylko się ubrała, wsadziła Tencia do torebki, przywołała Pączusia i w trójkę opuścili Różaną Wieżę. Wędrowali i nie wiadomo kiedy trafili do Dyniowego Miasteczka. Sennej Maniaczce się to nawet na początku podobało, ale później było tylko coraz gorzej. Dostała z tej okazji pięknego napadu, w czasie którego zaczęło jej się wydawać, że dynie mówią jej o tym, że są tam ludzie z Anarchs i już niedługo zginie. W panice próbowała opuścić Miasteczko, ale za nic nie mogła znaleźć wyjścia. Musiała się ratować, jej ostatnią szansą, jak jej się wydawało, było znalezienie Stacji Kolejowej i powrót pociągiem. Jakaż była jej radość, kiedy takową znalazła! Chodziła z Pączusiem i Tenciem po peronach, ale na każdym stały stare pociągi i nie było żadnych rozkładów. Kiedy już traciła nadzieję jej oczętom ukazał się ostatni peron, przy którym nie stała ani jedna lokomotywa. Ruszyła w tamtą stronę.
- Dy-nio...wy... Pe-ron?
Odszyfrowała napis na poniszczonym szyldzie po czym natrafiła na rozkład. O rany, w końcu znalazła.
- Jak myślisz, Pączuś? Dokąd on jedzie? Powinien być niedługo... Co na szkodzi, poczekamy i zapytamy maszynisty, gdzie wędruje.
Wiele się nie zastanawiając Czarna Róża podeszła do ławki i zamierzała usiąść. Jednak zauważyła, ze ta jest spróchniała, a nie chciała ubrudzić swojej ślicznej sukienki. Wyciągnęła z torebki starą bluzę i rozłożyła ją na ławce, po czym na niej usiadła.
- O rany, beznadziejny dzień.
Wymruczała pod nosem. W jej głowie za to zatliła się krótka i rzeczowa myśl: "boję się". Było z nią coraz gorzej... Kiedyś nie przyznawała się do takich odczuć nawet przed sobą.
Zerknęła w dół. Poniszczone kafelki, musiała być w niezłym szoku skoro nawet na szpilkach udało jej się po nich przejść. Dopiero teraz zaczęła zauważać ból w nogach. Głupie nogi, jak one śmią boleć?Tyk - 26 Luty 2012, 21:29 W niemal tym samym miejscu, a więc na stacji kolejowej dyniowego miasteczka, pojawił się również ktoś inny. Co dziwniejsze zgadzał się również czas chociaż przybycie białowłosego nastąpiło później niż pojawienie się Dark. Mimo wszystko te dwie postacie miały okazję się spotkać. W takim wypadku, jak również na wojnie, ważne jest kto pierwszy podejmie jakieś działanie. Tutaj chodziło o coś tak błahego jak spostrzeżenie drugiej osoby, a w wypadku wojny o przejęcie inicjatywy. Na nieszczęście dla biedaczki, której nogi dokonały jawnej zdrady i wbrew rozkazom zaczęły boleć, to Rosarium ją zauważył jako pierwszy. Przez pierwsze pięć sekund nie zwrócił uwagi na siedzącą na ławeczce osobę aż do czasu gdy zdał sobie sprawę, że już ją gdzieś widział i to nie raz. Szybko też w jego umyśle pojawiły się tak oczywiste informacje związane z odbytym jakiś czas temu spotkaniem. Wtedy też pomyślał, że za jego ostatnie zachowanie należałoby nieco przeprosić. Nie to żeby czegokolwiek żałował, ani też nawet nie dlatego, że uznał swój czyn za zły w jakimkolwiek, nawet najmniejszym procencie. Dark zachowała się bardzo niedobrze, a więc kara jaka ją spotkała była w pełni słuszna. Dlaczego więc w jego głowie pojawiła się myśl o okazaniu skruchy? Tylko po to aby pokazać, iż nie zrobił tego przeciw Dark, a jedynie został do tego zmuszony. Poza tym trzeba było się jednak jeszcze przywitać, bez względu na to czy został już zauważony czy wciąż jeszcze pozostał niewykrytym. Jeśli jednak pewna osoba była zajęta utrzymywaniem swoich wasali - nóg to Rosarium nie miał innego wyjścia jak tylko podnieś dłonie i klasnąć by dźwiękiem zwrócić na siebie uwagę rozmówczyni. Bez względu na to, które z dwóch wyjść zostanie wybrane już po chwili zaczął mówić. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że najpierw nawet się delikatnie ukłonił, ściągając przy tym kapelusz.
-Z wielką radością mam okazję cię powitać. - Po tych słowach jego włosy znów zostały zakryte. Głos zarówno podczas tej wypowiedzi, jak i każdej kolejnej był przepełniony spokojem i jakby niepasujący do starej zniszczonej stacji, w której odpowiedni jest krzyk przerażenia na widok duchów istniejących bądź wyimaginowanych. Kontynuował jednak -Mam również wielką nadzieję, że nie chowasz do mnie urazy za incydent podczas naszego ostatniego spotkania?
I tyle z jego wielkich przeprosin. Nie było ani standardowego "przepraszam", ani nawet nieco rzadszego "Wybacz". Z drugiej zaś strony jasno pokazał to co miał w intencji, a więc, że jego zachowanie nie było w żadnym wypadku skierowane przeciwko Dark i nie ma zamiaru z czegoś tak błahego się kłócić. I co prawda kto inny nie uznałby tego za błahe, jednak nie to jak wielki był incydent ma tutaj znaczenie! Teraz jednak czas na małą dygresję i opisanie w jakim stroju przybył w to miejsce Agasharr. Oczywiście jak zawsze był to strój pięknie zdobiony, tym razem mający za motyw przewodni biel. Do tego dodać należy trochę złota i zdobienia często mające wiele wspólnego z roślinami, (Jak na przykład guziczki w kształcie kwiatów) a zyskamy obraz stroju, do którego należy tylko dodać kształty. Miał na sobie bowiem płaszcz, który zapewne służył do jazdy konnej, a skrywał wszystko poza spodniami, które jednak zostały do niego idealnie dobrane. Do tego jeszcze kapelusz, część stroju, o którym zapominać nie wolno. Również biały, lecz ze nie ze złotymi, a ze srebrnymi piórami. Tym razem na twarzy nie ma żadnej maski, chociaż wciąż ręce są zdobione rękawiczkami i tym razem z dwiema różami. Przy boku piękna szpada, która prawdopodobnie jest również zabójca. Mówiąc prościej nic niezwykłego. Oznacza to, że cel, w którym tu przybył nie jest jakoś specjalnie istotny. Możemy więc zatem zadać pytanie co jest powodem pojawienia się Rosarium w dyniowym miasteczku. Oczywiście nie jest tutaj po to by spotkać Dark, a zobaczył ją przypadkiem. Nie można nawet mówić o szpiegach, których rzekomo wynajął by ją śledzili i donosili o wszystkim co robi. Zupełną bzdurą jest twierdzenie, że właśnie dlatego się tutaj pojawił. (Co do szpiegów to się nie wypowiem) Właściwym celem było po prostu obejrzenie dawnej kolei krainy luster, która mogła by być pomocna przy budowie nowej linii. Można tutaj stwierdzić, że magnaci z braku zajęć mają durne pomysły, lecz nie oznacza to, że ktokolwiek odwiedzie Tyka od zamiaru budowy czegokolwiek. Chyba, że zbrojnie z nim wygra, ale to jest raczej mało realne ze względu na taką politykę Tyka, która daje możliwość nie plątania się w bezsensowne wojny czy innego typu starcia. Poza tym był to również zwykły spacer, w końcu czasem trzeba opuszczać dom, tym bardziej, że po przebudowie nie wszystko jest jeszcze ukończone. W teatrze na przykład nie ma jeszcze kurtyny, a jak można sobie wyobrażać przedstawienie bez niej? Teraz jednak powróćmy już do głównego wątku, a więc spotkania Rosarium i Dark. Skończyliśmy na tym, że białowłosy podchodził do niej powoli, lecz zatrzymał się. Miało to miejsce około dwóch i pół metra od niej czyli akurat tyle by móc swobodnie rozmawiać, a przy okazji nie na tyle blisko by któreś poczuło się zagrożone atakiem. (Szczególnie było to ważne w wypadku Dark, która ostatnio widziała wrogów wszędzie o czym ja wiem z lektury posta, a Tyk nie wie w ogóle co może doprowadzić do wielu interesujących sytuacji.) Białowłosy na twarzy miał uśmiech, który należy do tych ledwo dostrzegalnych i przy złym świetle czy cieniu z kapelusza niedostrzeżonych przy nieuważnym patrzeniu.Dark - 27 Luty 2012, 18:51 Gdyby Darkiś zdawała sobie sprawę z tego, kto jest tu z nią, na pewno ani by nie usiadła, ani w ogóle może zwiałaby w końcu na pieszo. Kobieta, lekko mówiąc, nie przepada za spędzaniem czasu z kimś kto jej podpadł, a tym bardziej jak podpadł po dwudziestu latach nienawiści do niego. Cóż, może zamiast uciekać dalej, zrobiłaby mu krzywdę? Nie wiadomo. Na razie jednak siedziała zapatrzona na poniszczony bruk, głaszcząc po grzbiecie rozleniwionego po długiej podróży Pączka, który leżał tuż obok niej, wtulając się w bok uda Czarnej Róży. Cóż, widocznie oboje byli wykończeni już tą podróżą. Dodatkowo nie usłyszała zbliżającego się Tyka, ponieważ była zajęta myśleniem nad rzeczami niezwiązanymi z tym miejscem. Gdy głaskała Arlekina, udało jej się w końcu uspokoić i zapomnieć na chwilę o strachu. Wykorzystała chwilę i jej myśli skierowała na inny tor. Będzie się dołować, rozbawiać, czy nie wiadomo co, byle tylko strach nie wrócił.
Takim sposobem w głowie panienki Wind kłębiły się tematy zarówno związane z Organizacją, jak i z różnymi osobami, które ostatnio na chwilę poprawiały jej humor, a później niszczyły ją jeszcze bardziej.
Całe rozmyślania zaczęły się od bólu nóg, później w jej głowie pojawili się trzej panowie, który jej coraz mocniej mącą w głowie, choć dawno już ich nie widziała, tym razem najsilniej jej myśli tkwiły przy Lokim. Tamta chwila słabości... w końcu mogła się zachowywać tak jak chciała, mogła być sobą. Jednak to już minęło, teraz była tylko ze swoim Arlekinem i pluszowym Królikiem... Żałosne! I nie wiadomo dlaczego, ale nie mogła przestać myśleć o tamtej nocy. Może powinna mu wtedy ulec? Szybko pokiwała głową na boki. O czym ona myśli do diaska? Zaraz za Amadeuszem w kącie jej głowy tlił się Blaise, który zrobiłby dla niej wszystko, kochał ją, a ona go odtrąciła... i co on w tym momencie zrobił? Poleciał za swoją narzeczoną. I jeszcze dodatkowo Tsukichi, który nie wiadomo czemu tkwił w jej głowie. Jeszcze Pożeracz Dusz miał z nią wspólny język, Biały Królik był wiernym, chyba najwierniejszym z jej sług, a co ona widziała w Lunatyku, który nic nie czuł? Może był dla niej po prostu ciekawą zagadką do rozwiązania? I tak zrobił jej się takie trójkąt myślowy i myślała o wcześniej wymienionych osobach. Pomyśleć, że to osoba, która uważa, że nie może się do nikogo przywiązać. Beznadziejne! Po prostu beznadziejne. I co z tego, że w żadnym wypadku nie była to miłość? Ona sobie zdawała sprawę, że za dużo o nich myśli. Zapewne by się zdenerwowała wiedząc, że Amadeusz od ostatniej rozmowy zdążył już sobie znaleźć kogoś bliskiego i tą osobą była narzeczona Blaise'a. Nie no, urocza telenowelka. O Tsukiego właśnie się martwiła, bo nie widziała go od na prawdę dawna. Może coś mu się stało? Bo skąd ona miała wiedzieć, że mężczyzna siedzi teraz na okręcie rozmawiając z niejaką Suzanne i oboje myślą na wzajem, ze są duchami? Z tych wszystkich myśli zapomniała o Matce, za którą tak bardzo tęskniła i o swoim Braciszku.
Był jednak pewien problem, Tyk szybko jej o sobie przypomniał i była to jedna z najbardziej zadziwiających rzeczy w ostatnim czasie. Pączek zeskoczył z ławki i podbiegł gdzieś, gdzie stanął i się nastroszył. Senna Maniaczka powędrowała wzrokiem za swoim futrzakiem i jej oczom ukazały się buty... męskie buty. Wtem usłyszała klaśnięcie i uniosła wzrok, a jej oczom ukazała się znajoma twarz. Automatycznie na twarzy Cienia pojawił się grymas niezadowolenia. Wysłuchała jego słów nadzwyczaj cierpliwie, choć widać było jej niezadowolenie, a przy okazji szok. Na ostatnie słowo zaśmiała się zarówno nerwowo, złośliwie, jak i z nutką cynizmu.
- Po pierwsze, łaskawie mógłbyś na mnie nie klaskać? Co ja jestem? Twoja służba, zwierzak, czy co? Phi, z resztą czego ja się spodziewam po wielkim arystokracie.
Pokiwała głową z zażenowaniem. Starała się nad sobą zapanować, ale jej ton był okropnie pretensjonalny, choć jak na nią mówiła bardzo spokojnie.
- Po drugie, jaką wielką radością? Czy to jakieś żarty? Mało śmieszne, powiem.
Cóż, była niemiła, ale Arystokrata nie spodziewał się chyba, że rzuci mu się w ramiona i powie, że się również cieszy?
- Po trzecie, masz tupet, żeby nazywać to incydentem? Szczyt bezczelności. Myślisz, że od tak to Tobie podarowałam... Braciszku?
Ostatnie słowo powinno zabrzmieć przyjaźnie, jednak w tym przypadku wcale tak nie było. Włożyła w wypowiedzenie tego tyle cynizmu i wyrazu niesmaku ile się dało. Cóż poradzić? Pielęgnowała swą nienawiść przez tyle lat, nic dziwnego, że teraz się tak zachowuje, choć trzeba przyznać, że na pewno nie było to uprzejme z jej strony.
Pączek nastroszył się jeszcze bardziej, jednak Madeline go uspokoiła krótkim: "Daj spokój."Tyk - 27 Luty 2012, 19:38 Dark rozmyślała o swoich problemach życiowych gdy tymczasem Tyk był zajęty aktualnie rozgrywaną sceną. Nie myślał o brakujących elementach teatru, ani nawet o niesprawnej fontannie, do której dopiero trzeba było doprowadzić wodę. Z jednej strony dlatego, że on już wiedział o obecności tutaj swojej siostry, a z drugiego o wiele bardziej istotnego powodu ze względu na wagę spraw. Wszystko co trapiło Rosarium było raczej błahostką, która sama, nawet bez jego wiedzy, gotowa była się rozwiązać. Dla ludzi pracujących u Tyka były to problemy istotne bo oni musieli je rozwikłać. Inaczej było w wypadku Dark, która była jedyną osobą zdolną poradzić sobie z istotą swych przemyśleń, a przecież tak nieszczęśliwie podczas tych egzystencjalnych rozmyślań wpadł Agasharr, który jej we wszystkim przeszkodził i jeszcze przy okazji zdenerwował. Czy jednak to naprawdę była jego wina? Nie można przecież zaprzeczyć, że wypowiedziawszy te same słowa i wykonawszy te same gesty do kogoś z kim żyje w przyjaźni, nie został by skrytykowany, a przywitany uśmiechem. Problem więc nie tkwił w samym pojawieniu się tutaj arystokraty, a z hodowanej przez długie lata nienawiści do niego. Powodem było też oczywiście ostatnie spotkanie, na którym dokonało się zmniejszenie zdolności obronnych garnizonu darkisiowej fortecy. Z drugiej zaś strony nie czuł się winny. Co więcej w przeciwieństwie do jej podwładnych nie był osobą, na którą można dowolnie krzyczeć i wobec której można nie okazywać szacunku. Mówiąc prościej trafiły na siebie dwa kamienie, do których nie dotrą żadne argumenty strony przeciwnej, chyba, że będą tożsame z własnymi. Zresztą wcale nie musiał zbytnio się wysilać aby znaleźć środki przeciwko Dark. Nie zapomnijmy, że on ładnie się ukłonił, a klaśnięcie miało na celu jedynie zwrócenie na siebie uwagi. To prawda można tak również wzywać służbę, lecz w tym wypadku nie liczył, że Dark do niego przybiegnie, ani nawet nie miał takiego zamiaru. Z drugiej zaś strony jest bezczelny siostrzyczka, która na biednego brata nakrzyczała i nawet się nie przywitawszy mówiła o tym jakoby on był tym złym. Tak, ta dyskusja potrwa długo, bardzo długo można by rzecz i zakończy się statusem quo albo bezwarunkową kapitulacją jednej ze stron. Nie było bowiem mowy na żadne, nawet najmniejsze porozumienie. To jak walka białych i czerwonych podczas rewolucji bolszewickiej. Jedna ze stron chce zagłady drugiej i odwrotnie. Oczywiście tutaj nie ma jeszcze tak drastycznych scen jak walka, lecz kto wie czy do tego nie dojdzie. (Oby nie) Tyk jednak swoje ręce schował za plecami wysłuchując tego co jego siostra ma mu do powiedzenia. Zresztą od początku nie spodziewał się miłego przywitania. Można nawet powiedzieć, że był pewien iż dojdzie do rzucenia argumentami w stylu "Jesteś zły durny i daj mi spokój", a tutaj mile zaskoczenie! Rzeczowa krytyka, chociaż niezbyt trafna jak miałem już okazję udowodnić dla punktu pierwszego. W drugim było oczywiste, że brat cieszy się z nieoczekiwanego spotkania ze swoją siostrą, a pamiętajmy, że on do niej nie żywił żadnej urazy. Jeśli zaś chodzi o trzeci punkt to nim właśnie rozpoczął swoją przemowę Rosarium.
-Siostrzyczko czy wiesz czegoś Ty się dopuściła? Przybyłem do ciebie poinformowany o spotkaniu oficjalnym listem, a więc przybyłem jako poseł, a posła, nawet jeśli ten reprezentuje największego wroga, strażnikami straszyć nie można. Złamałaś tym wszelkie naturalne i stanowione prawa dyplomacji.
Tutaj przerwał i przeszedł dwa kroki w kierunku torów, po czym odwrócił się ponownie do Dark.
- Natomiast strata kilku żołnierzy, pomimo, że z personalnego punktu widzenia jest tragedią to zdarza się często, nawet w czasie pokoju, a tym bardziej w tych niespokojnych czasach. Mogę więc w pełni mówić o incydencie uwzględniając jeszcze to, że działałem w obronie.
Pomińmy fakt, że strażnicy nie mieli czasu nawet dobyć mieczy. Nie to było istotne bowiem Rosarium nie miał zamiaru być wyprowadzany jak jakiś więzień. Może trochę jest to wynikiem jego dumy, a wręcz pychy, z drugiej jednak strony czy Dark nie poniosło za bardzo? Mogla przecież powiedzieć by odszedł, a on by to zrobił, ale nie tak się zdenerwowała, że straże wezwała! Ale wracając do mowy białowłosego. Nie skończyła się ona na punkcie trzecim. Ujął również dwa poprzednie.
- Nie mam powodu żartować, ani też smucić się z powodu spotkania własnej siostry, z którą co prawda moje stosunki nie są ostatnio zbyt dobrze ułożone, lecz nie ma to znaczenia. Radziłbym jednak uważać na swoje ataki gdy samemu nie zachowało się jak należy. Taka dobra rada, którą pragnę byś rozważyła.
Właściwie na tym powinien skończyć. Dotąd jego głos był stanowczy, choć wciąż nie można było tego nazwać krzykiem. Powiedział co miał do powiedzenia w tych sprawach, po czym wrócił do łagodnej wypowiedzi znanej z wcześniejszego posta. Właściwie miał już to na języku gdy tylko podszedł do torów, które wciąż były całkiem daleko. Słowa te oczekiwały jednak w kolejce aż nie załatwione zostaną wcześniejsze sprawy. Powiedział zatem coś co mogłoby być tematem do dyskusji, gdyby nie fakt, że Dark zapewne bardziej będzie interesować wzajemna krytyka, a i Tyk nie odpuści i nie odda ostatniego słowa w ręce siostry.
-Czy za równie niestosowne uznasz pytanie o cel twojego pobytu w tym miejscu?
Na tym zakończył i dał głos Dark, która miejmy nadzieję nie rozpęta tutaj trzeciej wojny światowej. Z drugiej strony lepsza od walki będzie dyskusja, w której każda ze stron będzie mówić co myśli całkowicie ignorując oponenta. Pytanie tylko w jakim oni celu się w ogóle kłócą. Nie było tutaj celem zwycięstwo. Znając Dark, oraz wiedząc, że Tyk to mimo wszystko jej brat, łatwo dojść do wniosku, że nieważne jak skończy się kłótnia i tak każde z nich uzna siebie za zwycięzce, a drugiego za przegranego. ( Tu się kończy post, ale forum nie działa, więc dodam jeszcze jakieś dygresyjki malutkie) Trzeba więc spytać czy nadmiar płomieni w temacie nie spowodował czasem zepsucia forum. Jest to jednak zapewne bzdura, gdyż forum nie działało już wcześniej gdy SRPW nie było jeszcze zebrane.Dark - 1 Marzec 2012, 23:45 Cóż, Dark, jak już się można było domyśleć nie przepadała za ludźmi którzy palili jej strażników! A tym bardziej nie przepadała za byciem dotykaną, a co dopiero klepaną po głowie! O nie, nie. Jej zdaniem Arystokrata ją znieważył i popełnił błąd! Złamał niemalże wszelkie prawa, które Madeline wymyśliła sobie dla swoich potrzeb i gdyby nie fakt, że była ostatnio rozbita emocjonalnie to zapewne z radością nasłałaby na niego swoich ludzi i kazała skrócić go o głowę. Bo choć ona też była piromanką i lubiła palić innych, to jednak nic jej tak nie cieszyło jak wydawanie rozkazów ścięcia głowy, mogła się wtedy poczuć niczym Królowa Kier. No może jedyną rzeczą na równi było dla niej wykorzystanie i pozbawienie życia ofiar, którym ukradła sny w czasie głodu. Ach te ludzkie fetysze...
Wracając jednak do rozmowy z Tykiem, Madeline słuchała go, jednak coraz mniej cierpliwie. Co on za bzdury paplał? Nie mogąc zrozumieć jego toku rozumowania denerwowała się coraz bardziej, choć na początkowe "siostrzyczko czy wiesz czegoś ty się dopuściła" po prostu parsknęła pogardliwym śmiechem i podniosła się z ławki, wolała wstać, mimo, że nogi wciąż ją trochę bolały i choć on się cofnął, ona się do niego przybliżyła dosłownie o te dwa kroki.
- Jaki poseł? Ty chyba kompletnie powariowałeś... chociaż możliwe, że zawsze taki byłeś, ale ja błagam, czy ty nie przesadzasz? Arystokrata, arystokrata, tak, nie powinno mnie to dziwić! Wszyscy jesteście tacy sami. Jeszcze głupsi niż ci wszyscy ludzie. Co mnie jakaś dyplomacja? To ty przesadziłeś! Wyśmiałeś mnie. MNIE, się nie wyśmiewa. Ty wiesz kim ja jestem? Ugh. Jakaś mania wyższości wśród tej arystokracji panuje! A pomyślałeś, że moje prawa też złamałeś? Nie! Bo ważna jakaś dyplomacja. Wiedziałam. Wiedziałam, że nie możesz być inni niż cała reszta twojej rasy.
Nie wiadomo dlaczego, ale bardziej brzmiała na zrozpaczoną niż na złą. W pewnym momencie odwróciła się od niego. Wzięła głęboki wdech, co się z nią dzieję? Zadrżała delikatnie, to nie wróżyło nic dobrego, przynajmniej nie dla niej. Znowu odwróciła się do mężczyzny i kontynuowała swój wywód.
- A co do OSTATNIO niezbyt dobrych stosunków... One nigdy nie były dobre! Bo ich wcale nie było. Nie mów o "ostatnio", kiedy wiesz, że jesteś moim bratem od niedawna. Nigdy nie będziemy się dogadywać dobrze, rozumiesz? Nie cierpię samej myśli, że istnieje jakiś dzieciak mojego ojca i to nie mój właściwy brat. Moja matka tyle wycierpiała, ale nie! On musiał mieć jeszcze dodatkowo dziecko z jakąś... ugh. I nie będę słuchać Twoich niby dobrych rad! Nikt mnie nie obchodzi, cały świat mógłby dla mnie nie istnieć! Od osiemnastego roku życia byłam sama i zawsze będę sama... Nie potrzebuje nikogo.
Ostatnie zdanie wypowiedziała cicho i ze spuszczoną głową, mimo, że jeszcze przed chwilą mówiła podniesionym tonem, a wręcz nawet krzyczała. Czy ona na prawdę powiedziała to wszystko? Przecież to było niepotrzebne, nigdy nie mówiła o swoich odczuciach i nadal miała tego nie robić, więc co w nią wstąpiło? Czyżby przy Tyku ból po stracie matki odczuwała podwójnie?
Milczała po tym dość długo, aż do zadania przez Tyka pytania wyrwanego z kontekstu. Skąd takie pytanie? No właśnie, skąd? Dlatego z pretensją w głowie powiedziała krótkie:
- A co się robi na stacji? Zazwyczaj się czeka na pociąg, nie uważasz?
Czy on był jakimś dziwakiem, czy to jej coś umknęło? Nie, chwila, nie czas na zastanawianie się nad tym, w końcu nadal pozostaje fakt, że Tyk spalił jej strażników i dodatkowo poklepał ją po głowie! Zrobił dwie niewybaczalne rzeczy i ona mu szybko tego nie daruje, o!Tyk - 2 Marzec 2012, 02:04 Było to całkowicie zrozumiałe. Nawet Agasharr nie przepadał za ludźmi, którzy zabijali jego straż. Z drugiej jednak strony potrafił docenić kunszt przeciwnika, gdy ten rozbił siły magnata. Żeby jednak nie odbiegać za bardzo od tematu wróćmy do Dark. Zauważyć należy pewien cudowny paradoks ich piromanii, której efektem jest niemożność spalenia drugiej strony w zwykłym spotkaniu. Każdy bowiem operując ogniem jest wstanie zablokować zdolność "przeciwnika". Z drugiej zaś strony nie było raczej mowy o tak drastycznych krokach. Na razie ich wojna to zwykłe harce. Po obu stronach pułki uderzeniową wciąż jeszcze znajdują się poza polem bitwy. W walce bierze udział zaledwie idące w rozsypce czoło tyraliery. Tak więc przesadą jest mówić o paleniu, tym bardziej biorąc pod uwagę, że Tyk kierujący się pewnymi zasadami nie ma za co palić swojej siostry uwzględniając ten ważny fakt pokrewieństwa. Dark natomiast byłaby nieusatysfakcjonowana tak lichą zemstą. Zbyt krótko trwała i zbyt mało okrutna jak na tyle lat cierpień, na którą skazana została Dark bez jej i Tyka woli. Bardziej realne było starcie zbrojne, chociaż tutaj większe szanse miał Rosarium, który w walkach był bardziej doświadczony, a ponadto miał w herbie dwie róże, a jego siostra była tylko jedną. Taki mały szczególik, a ile zmienia. Miejmy jednak nadzieję, że do niczego takiego nie dojdzie, a rodzeństwo nie rzuci się sobie do gardeł uzbrojone w sztylety, muszkiety i jeszcze inne ety jak np bukiety, które wbrew pozorom są potężną bronią obuchową. Na razie jednak przynajmniej jedna ze stron zachowywała spokój, a przynajmniej przybrała zewnętrzną maskę dyplomacji. Inaczej było z Dark, która wyraźnie pokazała swoje egocentryczne spojrzenie na ich ostatnie spotkanie. Tyk jednak niezbyt się tym przejął. Zresztą on przyjął tę samą co jego siostra zasadę, czyli całkowite ignorowanie racji drugiej strony, a przecież obie strony miały trochę racji. W tym heglowskim tragizmie nastąpiła kłótnia o to, które prawo ma prym. Wszelkie protokoły dyplomatyczne, czy raczej żelazne zasady narzucone przez Dark na wszystkich jej podwładnych. (Tutaj też niezbyt się różnią. Tylko, że siostra jako ta bardziej złowroga ścina ludziom głowy, a Tyk jako grzeczniejszy tylko ich delikatnie przypieka. W obu wypadkach jednak podwładni nie mają prawa do sprzeciwu. Gdy jednak spotyka się dwójka takich autokratów to pewnym jest, że nie dogadają się łatwo) Na słowa Dark na twarzy pojawił się lekki uśmiech. Łatwo zauważył to czego dotychczas jeszcze nie wiedział, a mianowicie wrogość jaką Dark darzy arystokracje. Było to o tyle zabawne, że sama żyła jak prawdziwa arystokratka. Oczywiście odpowiedział na to, akcentując szczególnie swoją reakcję na pierwsze ze słów.
-Pragnę ci przypomnieć, że nieznajomość prawa szkodzi, a prawo dyplomacji jest na pierwszym miejscu przed prywatnymi zachciankami. - Powiedział tonem dość łagodnym, po czym dodał nieco bardziej stanowczo. -Mnie natomiast się nie obraża. - Nawet nie dodał komentarza, zresztą był on całkowicie zbędny. Z drugiej zaś strony zarówno "wyśmianie" Dark jak i "obrażanie" Tyka było grubą przesadą. Czas jednak na właściwą część wypowiedzi, która odnosi się do wrogości Dark wobec wszelkiej arystokracji.
-Siostrzyczko mogę zrozumieć twoją złość wobec mnie, co prawda niesłuszną, lecz mającą fundamenty. Nie rozumiem jednak wrogości wobec arystokratów, szczególnie, że żyjesz tak samo jak My. Może jednak po prostu nie lubisz konkurencji? Zresztą nieważne. - Ton wypowiedzi był dość spokojny, lecz przy dwóch ostatnich zdaniach zmienił się w monolog. Właściwie wyszeptał te słowa spoglądając w bok i tylko od Zuzu zależy czy Dark to usłyszy! Zresztą białowłosy całą winę zrzucił na stereotypy i uprzedzenia wobec jego rasy, które bujnie wyrosły w umyślnie Dark. Natomiast jeśli chodzi o stosunki niemal niezwłocznie chciał jej wyjaśnić co się stało. Miał nawet już powiedzieć, że skoro nie było ich to nie mogły być złe. To prawda, że dobre również nie, z drugiej zaś strony neutralne są zawsze lepsze niż złe, a więc w pewnym sensie dobre. Można też zwrócić uwagę, że Tyk kocha wszystkie swoje siostry i szerzej całą rodzinę, a więc również Dark kochał nawet przed tym jak się dowiedział kim ona dla niego jest i w ogóle przed tym jak się dowiedział, że ktoś taki istnieje! Nie miał jednak zamiaru pozostawić jej rozgoryczonych słów bez komentarza, nie miał jednak zamiaru jej pocieszać. Nie! Nie będzie jej teraz przytulał i mówił, że powinna się mniej tym przejmować. Zresztą w obecnym stanie doprowadziłoby to do rękoczynów raczej niźli do skutków pozytywnych.
-Niezależnie od tego czy znajdziemy język, w którym będziemy mogli się porozumieć - Najprędzej będzie to język płomieni, ale kto wie czy co innego ich nie połączy, na przykład prowadzenie kłótni. Niektóre rodzeństwa spotykają się by wspominać, inne spędzają razem wakacje, a ta oryginalna dwójka będzie się kłócić! -Musisz pamiętać, że sama nie będziesz póki masz brata. Możesz już rozpaczać, ale nie odbiegajmy zbytnio od tematu. - Paradoksalnie zdanie, które nastąpiło później było kontynuacją tendencji dygresyjnej w istotnej rozmowie o tym kto zawinił. (Aktualnie oba obozy mają odmienne stanowisko w każdej ze spraw) Jeśli zaś chodzi o same wypowiedziane wcześniej słowa to chciał bardzo przypomnieć Dark, że jest mimo wszystko jej krewnym i tak łatwo się go nie pozbędzie. Biedaczka! Tyle lat się męczyła, żeby go uświadomić, a teraz gdy on już wie to nie chce dać jej spokoju, bądź też sam przyjść i dać się zabić w mękach dla satysfakcji swojej siostry. Wróćmy jednak do tego co mówił.
-Brawo! Na stacjach czeka się na pociąg. Czy jednak wiesz co jest potrzebne do tego aby czekać na pociąg? - Tutaj przerwał i raz jeszcze rzucił okiem na to miejsce. Widać było, że od dawna nikt go nie używał, chociaż w krainie luster rzadko cokolwiek jest takie na jakie wygląda. Rosarium nie czekając na odpowiedź na swe retoryczne pytanie kontynuował. -Stacja, ale nie taka zwykła stacja, a taka, która jest udekorowana przymiotnikiem "działająca". Niestety, ta nie posiada tej ważnej cechy. - No to trochę ze swej siostry pokpił, ale tylko dlatego, że wciąż jej nie wybaczył nasłania na niego strażników! Następne jego słowa były już jednak w pełni poważną ofertą.
-Wielką przyjemnością będzie dla mnie móc cię odwieźć do domu, a po drodze zaprosić do siebie. Napijemy się herbaty i dokończymy naszą dyskusję. Oczywiście tylko jeśli zechcesz. - Po tych słowach uśmiechnął się już całkowicie przyjaźnie. W końcu Dark mimo wszystko wciąż była jego siostrą. Co prawda ona nie wiedziała o niedalekim oddziale, który był ochroną Tyka, ale przecież nie miał zamiaru jej wcale więzić! Z drugiej zaś strony czy nie lepiej byłoby zgodzić się na propozycję niż czekać na stacji bez pociągów bądź pieszo wrócić do domu. (Przy bólu wasali-nóg nie było to wcale nic przyjemnego, a droga daleka.) Oczywiście równie dobrze mogą tutaj stać i kłócić się aż nie dojdą do porozumienia lub się nie pozabijają. Bowiem gdy się pogodzą Agasharr może ją spokojnie zabrać ze sobą, a gdy się pozabijają to nie będzie problemu z jakimkolwiek transportem. Ach, biedny Tyk nie zobaczyłby nowej kurtyny swego teatru. Trzeba też przyznać, że mam wielkiego pecha. Zawsze gdy chcę wysłać posta to forum nie działa! Dodam więc jak Rosarium ocenił swoją siostrę. Początkowo dość surowo jako dziwaczkę, która bez powodu go nie lubi, a stara się poinformować go o ich pokrewieństwie. (Tak co do bezczelności to trzeba wspomnieć o ich najpierwszym spotkaniu, w którym to Dark postąpiła niewybaczalnie, ale nie po to tu jesteśmy by sobie wzajemnie wszystko wypominać ot!) Teraz jednak sobie wymyślił, że tak naprawdę to biedna osóbka, ze szczególnym naciskiem na biedna. Nawet się jej Tykowi nieco żal zrobiło i zapomniał, że najchętniej to by go rozszarpała, albo sklonowała aby móc jak najwięcej razy go zamordować ze szczególnym okrucieństwem. Nawet sobie wymyślił, że to całe zamieszanie z uświadomieniem go co do ich pokrewieństwa było spowodowane samotnością Dark, z której chciała się jakoś wyrwać. Co prawda całkiem zapomniał, że jego siostra go nie znosi i wcale nie chce z nim przebywać. Nie zauważył też licznych podobieństw związanych z autorytarnym spojrzeniem na świat. Uważał, że to on ma rację gdyż jego racja jest bardziej prawdziwa, a tymczasem Dark się myli i w ogóle nie wiadomo o co robi tyle zamieszania. Przecież przeprosił! (Kto by się tam przejmował trzema strażnikami, czy poklepaniem po główce) Podsumowując... Łatwo się nie dogadają co już wielokrotnie zostało stwierdzone.Dark - 12 Marzec 2012, 19:57 Jedynym człowiekiem, z tych co zabijali Darkisiowe straże, którego ona lubiła była sama Madeline. A może tak na prawdę siebie lubiła z nich najmniej? Tego prawdę mówiąc nie wie nikt, nawet sama Darkiś. Dziewczyna nie miała pojęcia, czy bardziej siebie nienawidzi, czy kocha. Psycholog powiedziałby, że nienawidzi, ona że kocha. Dlaczego? Bo nawet jeśli złe uczucia przeważają, ona nigdy tego do siebie nie dopuści. Podświadomie pragnęła by ktoś ją w końcu pocieszył po stuleciach cierpienia, ale jej samej wydawało się, że tego nie chce ani trochę i wolałaby, żeby wszyscy się od niej oddalili.
Spojrzenie na cały spór mogłoby się w końcu u nich zmienić i powinni dojść niczym Heidegger i Gadamer, że oboje patrzą na wszystko z perspektywy swojej dziejowości i nigdy nie będą w stanie porównać swoich punktów patrzenia, ponieważ nie mogą wyjść ze swojej poglądowości. Aby myśleć identycznie musieliby mieć podobny wachlarz doświadczeń... no i nie być egoistami. Ale na to się na razie nie zapowiadało.
Nagle usłyszała jego wywód na temat praw i to nie zadziałało na nią na pewno ani trochę łagodząco. Podeszła jeszcze bliżej do brata i dźgnęła go delikatnie palcem wskazującą w klatę... Raz, no może trzy, ale kto by się tym przejął. Jednocześnie odpowiadała na jego słowa.
-Oj nie, mój drogi. Skoro nieznajomość prawa szkodzi, to Tobie też zaszkodzi, braciszku. Już ja tego dopilnuje. I nie waż się mówić, że prawo mojego domu to jakieś "prywatne zachcianki", wlazłeś na mój teren, spaliłeś MOICH ludzi i jeszcze ważyłeś się MNIE poklepać po głowie. Nie wstyd Ci? No proszę, arystokrata, a taki bezwstydnik.
Wtem miała ochotę tupnąć obcasem w bruk, ale się powstrzymała. W zamian gwałtownie się obróciła i odeszła od niego na trzy kroki. Znów odwróciła się do niego, z naburmuszoną minką trzymając się pod boki. Tuż obok niej stał Pączek, nadal nastroszony, ale chyba nie miał już takiej ochoty atakować. Senna Maniaczka założyła za ucho zwisający luźno, zakręcony kosmyk włosów i uśmiechnęła się delikatnie, aczkolwiek mało sympatycznie.
- A co do arystokracji... Jak śmiesz mówić, że żyję jak Wy. JA, nieskazitelna panienka Dark nie jestem jak arystokraci! Nie. Zapamiętaj to sobie, nie jestem i nigdy nie będę. Z resztą, nie obchodzi mnie Twoje zdanie, daj mi żyć swoim życiem i zniknij, to może Ci daruję swe przewinienia. Zrozum, bracie, my nigdy nie będziemy dobrym, kochającym się rodzeństwem.
Jednak po tym usłyszała jego kolejne słowa, na które szybko spuściła wzrok.
- Nie gadaj bzdur.
Wyszeptała pod nosem. Poczuła się dziwnie zmieszana, nie spodziewała się takiej odpowiedzi. Nigdy nie pomyślałaby, że kiedyś usłyszy takie słowa od osoby, którą osobiście uważa za podwójnego wroga - arystokratę i brata z nieprawego łoża... Mimo wszystko to było dziwnie miłe. Trochę się tego wystraszyła, aż z tego wszystkiego zrobiła jeszcze jeden krok w tył.
- Mówię, że nie potrzebuję nikogo, nie wyskakuj mi więc z takimi wiadomościami. Nie będę sama póki mam brata, co to za dziwne deklaracje? Za dużo książek się naczytałeś.
Starała się aby jej głos brzmiał jak najbardziej ironicznie i pogardliwie, ale nie miał on w sobie nawet 1/4 pogardy, którą ona potrafi z siebie wyzwolić. na szczęście tamat szybko się zmienił na pociągi i na nowo poczuła się wyśmiewana, wybawienie!
- T...to było... Bezczelny! Znowu śmiesz się ze mnie nabijać? Tu nie jeżdżą pociągi! Tak, dobrze to wiedziałam... udawałam tylko, żeby...
I wtem uświadomiła sobie wszystko co usłyszała i powiedziała. Tu nie jeżdżą pociągi! A ona jest tu narażona! W końcu chciała pojechać do domu aby uciec przed oprawcami, a tu co się dowiaduje? Zamilkła i zaczęła drżeć, cofać się, a w jej oczętach zaczął się zbierać przeźroczysty płyn, który nie witał tam od wieków. Nie, nie płakała, ale wyglądała jakby tak się miało stać. Nie zwróciła uwagi na propozycję herbacianą. Miast tego ukucnęła i wtuliła się we własne nogi drżąc. Nie zwracała uwagi na Tyka. Pączuś za to się uspokoił i zaczął się delikatnie ocierać grzbietem o swoją panią aby ją uspokoić, jednak nic nie pomagało. Czarna Róża z sekundy na sekundę drżała coraz bardziej. Co choroba robi z ludzi? Nawet nie wiadomo kiedy wyszeptała pod nosem.
- To już koniec... tym razem mnie dorwą.
I wtem na nowo zaczęły powracać głosy dyń, które nadchodziły z oddali i wołały, aby uciekała, albo się gdzieś schroniła. Wszystko wkoło zaczęło się kręcić. Niewiele brakowało aby zemdlała ze strachu. Takiej Dark świat jeszcze nie widział. Widocznie choroba nasilała się. Coraz dotkliwiej odczuwała strach... z dnia na dzień bardziej i gwałtowniej.Tyk - 12 Marzec 2012, 21:39 Tak się jednak składa, że rodzeństwo, nawet wbrew chęci jest do siebie podobne. Jak się bowiem okazało Dark utraciła swój dotychczasowy monopol na palenie własnej straży, a stało się to za sprawą nie obcej korporacji pragnącej większych zysków, a potencjalnego wspólnika w osobie Tyka. Ile więcej niepotrzebnych gwardzistów można spopielić we dwójkę! Oto nowy koncept na życie pierwszego rodzeństwa forum! Oczywiście nie można stwierdzić, że dwójka tak kreatywnych ludzi, którzy są mistrzami we wzajemnym oskarżaniu siebie o wszelkie nieszczęścia i całkowitym ignorowaniu drugiej strony, będzie się nudzić i ograniczać tylko do karmienia wieczystej pożogi coraz to nowymi ciałami obrońców Darkisiowej twierdzy. Innymi zajęciami jest chociażby odpowiednie ukaranie niegrzecznych ludzi, którzy wbrew wszelkim prawom logiki starają się z dobrych ludzi zrobić tych złych, a samemu są najgorszym złem tego świata! Oszczercy, którymi jednak nie można się przejmować, gdyż są teraz tak samo istotni jak wymyślone potwory kryjące się w głowie Dark. Stworzenia te, będące tylko wymysłem, nie ujawniły się jeszcze, na szczęście. Teraz jednak w dość zabawny sposób podeszła do niego i zaczęła go atakować tymi samymi co poprzednio argumentami o jego braku znajomości zasad. On jednak wiedział swoje i jako dyplomata miał prawo opuścić wieżę dobrowolnie. Zresztą sam gest poklepania po główce, jako przyjazne pożegnanie siostry był jak najbardziej na miejscu. Przynajmniej dla tej strony szalonego rodzeństwa, które było czynną stroną wspomnianej wcześniej czynności. Nieco inaczej odbierała to strona bierna, która z uporem maniaczki próbowała wydźgać coś we własnym bracie. Prawdą jest jednak, ze Rosarium się tym niezbyt przejął, zresztą jego siostra, jakby obawiając się o kontratak cofnęła się wkrótce po słowach wypowiedzianych przez białowłosego nieco później. Zresztą na dyskusje o prawach już nie odpowiedział tylko się uśmiechnął co było w jego ustach warte więcej niż najbardziej wyszukana kpina. Nie mógł jednak zignorować jej kolejnych słów, na które tylko złączył swoje dłonie za plecami i zrobił krok w kierunku swojej siostry, jednocześnie, postawiwszy nogi nieco bardziej w prawo jakby się od niej oddalił. Wciąż jednak uważnie ją obserwował. swoją siostrę. Tak, widać, że niezbyt się jej spodobały jego słowa o braterskiej miłości, a może raczej spodobały się tylko nie chciała się do tego przyznać, a ponad to wolałaby usłyszeć je od kogoś innego. Choćby mniej znienawidzonego o kropelkę odjętą z morza nienawiści do Tyka.
-Wszystko co mówię jest prawdą, zarówno o popełnionych przez ciebie błędach jak i o naszym pokrewieństwie, którego się nie wyprzesz. Twoja starannie budowana samotność może być przeze mnie zniszczona, ale nie jest to wcale tak bardzo istotne. Tym bardziej, że uznałem cię za potrzebną moja Siostro.... - Przerwał. -Zdradzisz mi swoje imię?
Tak! Znów z niej zakpił uznając, że skoro on potrzebuje siostry, to ta nie pozbędzie się go tak łatwo. Można nawet rzecz, że Dark za mało książek się naczytała i nie wiedziała jak uparci są ludzie gdy się uprą. Właściwie cała ich rozmowa to starcie dwóch mistrzów odrzucenia wszelkich słów drugiej strony. Tak upartej pary pościarzy nie było na niejednym forum, a co najlepsze (Dla Tyka) Dark jest osłabiona przez swoją chorobę, o której jej brat nic jeszcze nie wie, ale się domyśli. Chwilę jednak później, nim wspomniana dolegliwość się ukazała, Rosarium nie mógł powstrzymać się od szerszego uśmiechu słysząc z ust siostry tak oczywiste i nieporadnie ukryte kłamstwo o jej świadomości co do pociągów. Nie wiedział jednak, że to ją aż tak przestraszy toteż zdziwił się niezwykle. Biedaczka! Niby taka potężna zło czyniąca osoba, a tak naprawdę to była taką malutką dziewczynką, która się boi "ciemności" (Czytaj czegoś co w ogóle straszne nie jest), a przynajmniej właśnie tak była teraz spostrzeżona przez Tyka. Białowłosy podszedł do niej nieco korzystając z tego, ze ta zupełnie nie zwracała na niego uwagi. Zdziwił się wielce słysząc, że ktoś ją dorwie. Przecież nie było tutaj nikogo, a najgroźniejsze co mogło się jej stać to porwanie przez brata. W końcu całkiem niedaleko znajdował się cały oddział straży. Oczywiście ona o tym nie wiedziała, ale jak przypuszczał Agasharr to jej strach był niczym nieuzasadniony. Dlaczego? Bo przecież wcześniej spokojnie siedziała, a przeraziła się dopiero gdy zrozumiała, że nie odjedzie stąd do swojego domu. Nawet mu się zrobiło jej trochę żal, chociaż ta potraktowała go tak niestosownie. Dlatego też zgiął lekko kolana i pochylił się nad nią i ot przytulił swoją siostrę po raz pierwszy. Oczywiście tragiczne następstwa tego gestu mogą stać się naprawdę interesującą książką, nie to jednak teraz było ważne. Zresztą wszystko działo się szybko. W jednej chwili dotknął jej swoimi dłońmi, a już chwilę później jego usta wyszeptały jej nad uchem postanowienie... (Tak! Bo nie była to prośba)
-Zabieram cię Siostro do siebie. Odpoczniesz! Spójrz tylko jak się cała z tego zimna trzęsiesz.
Pierwsze zdanie wypowiedział na tyle stanowczo by Dark mogła zrozumieć, że nie jest to prośba, a oznajmienie czy raczej rozkaz. Zresztą czy opłacało się jej zostać z "onymi?" Z drugiej zaś strony mogła podejrzewać Tyka o spisek, lecz on uznał, że ją zabiera do siebie. W końcu nie może zostawić własnej siostry w takim stanie. Nie był też aż tak głupi by uznać, że ta się boi, lecz wiedział, że wyjawienie, iż zna prawdę byłoby bezcelowe i tylko zdenerwowało Dark. Zresztą postanowił, że godniej jest marznąć niż drżeć ze strachu jak małe dziecko, a więc chciał zachować siostrze chociaż odrobinę godności prawda?Dark - 15 Marzec 2012, 22:54 Czy oni na prawdę byli aż tak do siebie podobni? Ja osobiście nie byłabym tego tak bardzo pewna, ale nie dlatego, że nie widzę cech wspólnych, tylko dlatego, że dostrzegam również różnice. Owszem, charakterki mieli dość podobne, oboje byli uparci i pewni swojego zdania, oboje mogliby zdenerwować najspokojniejszego swoją zawziętością i patrzeniem na wszystko ze swojej perspektywy, jednak każdy z nich miał chyba delikatnie inne poglądy, które jednocześnie nakreślały ich podobieństwo i różnicę. Każda z tych cech i wartości, które mieli w głowie była dychotomiczna. No bo na przykład upierali się, że jedno prawo jest najważniejsze, ale jednocześnie dla każdego z nich to prawo było inne. Podsumowując, choć rodzeństwo to miało cechy wspólne, to jednak ich doświadczenia sprawiały, że patrzyli na świat odrobinę inaczej.
Swoim wrednym uśmieszkiem pan Rosarium dodatkowo rozdrażnił panienkę Wind. Co on sobie myśli? Że może się z kpiną uśmiechać do Czarnej Róży i to tak bezkarnie! Już ona mu pokaże co o tym myśli! Ale nie teraz, w głowie planowała już wytworną zemstę, w wyniku której to po raz kolejny zapewne dojdzie do ich kłótni i wymiany uszczypliwości wobec siebie. Przez chwilę Madeline zastanawiała się, czy to nie jest przypadkiem pewien rodzaj wyrazu ich sympatii względem siebie, rozumiecie takie od lat znane "kto się lubi ten się czubi." Jednak prędko odgoniła od siebie tę myśl, ona go nie lubi i tyle, a on nie ma prawa lubić jej! Zamierzała zrobić wszystko co w jej mocy, aby braciszek miał ją za swoje utrapienie, a nie kochaną siostrzyczkę. Jak na razie jej plan był wywrócony do góry nogami, to on był jej utrapieniem i nie chciał się od niej odczepić.
Że też to akurat mnie spotyka. Tencio, co myślisz o tym wszystkim? - pomyślała, odzywając się do królika siedzącego w jej torbie.
Myślę, że powinnaś pogodzić się z bratem, w końcu miałabyś brata nie-królika, na pewno mógłby cię wspierać lepiej niż ja. Nie mów bzdur, po co ja ciebie w ogóle o to pytam, lepiej milcz, jak masz mi proponować takie rozwiązania. A co, mam kłamać i mówić, żebyś go spaliła i wróciła do domu zapominając o nim?
Obrażona Darkiś, nie odpowiedziała już bliźniakowi zaklętemu w pluszaku, była zażenowana jego radą i wcale jej się nie podobał fakt, że królik próbuje ją namówić do zgody z bratem. Nie, nie. Nie po to hodowała nienawiść tyle lat i planowała zemstę, aby teraz rzucić się Arystokracie w ramiona i oznajmić, że mu wybacza wszystko co zrobił, w tym to, że się urodził. Tak, brzmiało to okrutnie, szczególnie gdy myślała tak o swoim bracie. Ale czy ona na prawdę tak bardzo chciała aby Agashar nigdy się nie urodził, czy też była to maska, pod którą chciała się ukryć?
- Potrzebną? Do czego potrzebną?
Powiedziała nagle wyrwana ze swych rozmyślań jego, stosunkowo krótką wypowiedzią. Nie podobało jej się to wszystko, dlaczego on nie denerwuje się na nią? Dlaczego nie zachowuje się jakby miał jej dość? W końcu wcale nie była dla niego miła, więc skąd takie zachowanie?
- Po co tobie moje imię, bracie? Ja nie widzę powodów, dla których miałabym ci je zdradzać. Nie zamierzam utrzymywać z Tobą kontaktu, nawet jeśli ty zamierzasz!
Kontynuowała swoją wypowiedź, którą zakończyła z dumą i wyższością w głosie, ach ten jej nastrój, wahał się jak huśtawka.
Co do tego co działo się później, był to wyraz jej choroby, ale skąd biedny Tyk miał to wiedzieć? W piersi Sennej Maniaczki z uporem i ogromną prędkością bił organ, którego według wielu ludzi ona nie posiadała, lub posiadała, ale zimny, wstrzymany i z kamienia - tak, chodzi o serce. Uderzało ono z wielką prędkością, chyba jedynie po to by po jakimś czasie, na chwil kilka zamrzeć i pozostać w bezruchu, wraz z jego właścicielką i jej płucami. Tak, oddech Cienia wstrzymał się, chwilę po tym jak poczuła, że coś oplata jej ciało, a tym czymś były ręce jej brata. Chwila, czy ona właśnie została przytulona? Gdy to do niej dotarło(a także fakt, że jak nie zacznie oddychać to zaraz zemdleje x D) wzięła głęboki wdech i powiedziała ciche:
- Z...zostaw mnie, nie potrzebuję twojej pomocy, puść...
Przez chwilę próbowała odepchnąć Tyka, ale strach sparaliżował ją do takiego stopnia, że nie była w stanie odsunąć od siebie mężczyzny. W końcu jednak zamilkła. Miała ochotę głośno się rozpłakać i powiedzieć, żeby ją tulił i nie puszczał... tak bardzo było jej ciężko, a teraz przez chwilę poczuła się bezpiecznie. Nie zaznała tego uczucia od czasu kiedy ukończyła osiemnaście lat i utraciła swoją matkę. To ona była jedyną osobą, która ją obejmowała i wspierała. Zapomniała już, jak to jest być przytuloną. Nim się zorientowała, przestała się trząść, a po jej policzkach popłynęły łzy. Rozkaz brata wcale do niej nie trafił. Po kilku chwilach jej głowa oparła się o jego ramię, a oczy się zamknęły. To niemożliwe! Zasnęła jak małe dziecko, uspokojona i z mokrymi od łez policzkami. Zaufała Tykowi? Nie, tak tego nie można było nazwać, po prostu zasnęła ze zmęczenia i po opadnięciu wszelkich emocji związanych ze strachem. Pączuś nastroszył się podchodząc do Tyka.
Jego wzrok wręcz krzyczał: "Nigdzie jej nie zabierzesz, beze mnie. Nie myśl sobie, że na to pozwolę." Tak, z jakim przystajesz, takim się stajesz, Arlekin bywał bardziej uparty niż jego pani, więc lepiej, żeby Rosarium z nim nie zadzierał.Tyk - 15 Marzec 2012, 23:54 Nie popadając w zbytni relatywizm należy z czystym sumieniem stwierdzić, że podobieństwo było różnicą jeśli za kryterium przyjąć nieco inne czynniki. Ten paradoks bliźniaczych charakterów połączonych ze skrajnie przeciwnymi poglądami pokazuje wiele rzeczy. Z jednej strony fakt, że żaden pogląd nie jest przeznaczony dla osób o konkretnej osobowości, lecz to wydaje się mało istotne w świetle całej kłótni. Najważniejszym faktem wynikającym z absurdu ich relacji było stwierdzenie, że ci dwoje albo zostaną najlepszymi przyjaciółmi, albo śmiertelnymi wrogami. Nie ma wyjścia pośredniego, ale co dziwne i w tym się różnią. Agasharr jako człowiek łagodny i pokojowy (pali bowiem ludzi zwykle w pokojach swego pałacu) przyjął wyjście pierwsze czyli opcję kochającego się rodzeństwa. Natomiast Dark będąca wcieleniem zła oraz przywódczynią potężnej złej organizacji, zrzeszającej sporą grupę członków forum wybrała opcje konfliktu rodzinnego. Dla niej zapewne nie ma różnicy jak wielu ma przeciwników. Dowodem na potwierdzenie tej tezy jest fakt wymyślania sobie ich. Tak, to na pewno jest ukryte pragnienie siostry Rosarium i tym właśnie została wywołana jej choroba. Jednak odkładając brednie na bok trzeba stwierdzić, ze BEZIMIENNA wybrała przeciwną stronę barykady. Wiązały się z tym pewne problemy jak na przykład zmiana miejscami utrapienia i ofiary. Piękne plany nie zostały jednak zniweczone całkowicie bowiem nie musiała się już kryć ze swoją nienawiścią względem brata.
Ciekawym jest również fakt, że i w drugim dzierżycielu zaszczytnego tytułu Brata nie znalazła oparcia dla swej nienawiści, chociaż podsunięty jej został całkiem ciekawy pomysł. Mianowicie chodzi o stos. Wiemy dobrze, że nie miało to szansy poskutkować ze względu na opanowanie sztuki władania ogniem przez drugą stronę. Oznaczałoby jednak mniej więcej to co wystrzał z armat, a więc początek prawdziwej bitwy, która byłaby uwieńczeniem starań Dark o nienawiść rodzeństwa. Tak się jednak nie stało i bardzo szybko zwyciężyła choroba Czarnej Róży, która była niemalże jak piąta kolumna ONZ. Działać tajnie i na terenie wroga lecz nie po to by osłabić, a dla zachowania pokoju. Trzeba jednak się zastanowić nad tym o czym myślał Rosarium gdy spoglądał na swoją siostrę. Zadał sobie pytanie podstawowe, na które każdy z nas zna odpowiedź. Dotyczyło oczywiście wrogości Dark wobec niego. Nie mógł jej zrozumieć, a starał się. Wynikiem tego jest oczywiście fakt, że on nigdy nie hodował nienawiści. Nigdy nawet nie pomyślał o tym, aby z jakąkolwiek siostrą walczyć, a tym bardziej z taką, o której istnieniu nie miał nawet pojęcia. Nie był wstanie traktować jej jako rywala do ostatniej kropli krwi. Dla niego mogła zostać co najwyżej opozycjonistką w dyskusji oraz bezczelną krewną, która nasyła na niego swoich strażników. WBREW ZASADĄ! (Co trzeba zaakcentować, gdyż Rosarium mógł wyjść sam.) Nawet do tego jednak nie doszło, a wszystko to przez zbytnią szczerość Dark, która nie wytrzymując " Z tym idiotą, który niczego nie rozumie" otworzyła się żaląc mu się ze swej nienawiści i z tego, że powinien być jej wrogiem bo tak sobie to wymyśliła. Zresztą nie traktował jej całkowicie poważnie, a przynajmniej od czasu gdy zrozumiał, że tak będzie łatwiej wygrać w tej dyskusji. Na pytanie po co jest mu potrzebna nawet nie odpowiedział. Zresztą, wkrótce padło inne i to na nim się skupił. Niech się Dark sama domyśli do czego to ją Tyk chce użyć. Może kiedyś powstanie teoria spiskowa o jakiejś maszynie wykorzystującej siostry do zasilania armii zombie? Wątpię! Zresztą nie było na to odpowiedzi, która by usatysfakcjonowała biedną siostrzyczkę. Przecież nie chciał niczego od niej, a jedyny powód to ich pokrewieństwo i fakt, że nawet ją polubił. Czego oczywiście nie przyzna tak szybko, a przynajmniej nie jej samej, bowiem do siebie dopuścił tę myśl. W końcu bratnia dusza, z którą można było się pokłócić. (Właściwie to tylko dlatego mógł prowadzić z nią spór, że ta będąc jego siostrą miała pewien malutki immunitet i nie trafiała na stos po pierwszym słowie sprzecznym z wolą Rosarium.) Trzeba też dodać, że tym razem Tyk postanowił z niej nie drwić, a już chciał ją zacząć nazywać bezimienną. Ostatecznie jednak po prostu uśmiechnął się do niej i odrzekł:
-Zamiar tak od zamiaru jest różny. Z drugiej jednak strony czy nie będzie to dopełnienie twych starań? - Przemilczmy, że te same starania zostały przez niego skrytykowane. O ile dobrze pamiętał to nawet stało się to casus beli małego incydentu. - W końcu powiedziałaś mi, że jesteś moją siostrą, lecz kto nią jest? Wciąż nie mogę cię nazwać, a w pewnych grupach byłoby to uznane za tożsame z twoim nieistnieniem. - Tak, znów sobie pozwolił na nutkę kpiny, lecz tym razem było to niezwykle łagodne. Przynajmniej względem nazywania Dark bezimienną oraz uznaniem, że jej prawdziwe imię jest okropne i to właśnie jest powód, dla którego nie chce go zdradzić. Później jednak nadszedł czas na atak choroby! Na szczęście nie dotyczył on Tyka, a na nieszczęście dotyczył jego siostry. Rosarium nie mając problemów z oddechem mógł spokojnie ją przytulić. Na nic był rozkaz Dark, który został skomentowany nieco mocniejszym złapaniem jej ramion oraz kucnięciem obok niej. Nowe swoim policzkiem dotknął jej głowy. Bo on mimo wszystko to się tulić lubił... Tylko nie miał do kogo! Bo jak skoro wszystkich spalił. Zresztą tym razem nie postąpił całkiem wbrew jej woli i prawidłowo odczytał międzywiersz wypowiedzi siostry. Dla tych, którzy nie pojmują w jaki sposób odebrał wiadomość Tyk podam poniższe tłumaczenie:
-Nie z...zostaw(wiaj) mnie, potrzebuję twojej pomocy, nie pu(szczaj).
Możliwe, że nie tylko Dark ma problemy z głową. Może i Tyk powinien pójść do jakiegoś psychiatry. Problem w tym, że pewnie takiego by spalił. Z drugiej strony wszystko może tkwić nie w mózgu, a w uszach. Czyste są i ta ich pozytywna cecha okazuje się przekleństwem, gdyż jeśli teza o uszkodzeniu słuchu jest prawdziwa, to znacznie gorsza niż po prostu brak higieny. Może jednak po prostu rozumiał dobrze czego tak naprawdę jego siostra potrzebuje, a tutaj można się zwrócić się tylko do egzorcysty, ale niewiele on pomoże. Zresztą nie musiała to być żadna magiczna więź, a po prostu zwykła obserwacja. Tak dochodzimy do banalnych wniosków poprzedzonych wielce abstrakcyjnymi hipotezami, które jedna za drugą zostały obalone niczym mur berliński. Nie miało też żadnego znaczenia, że Dark nie zwróciła uwagi na jego rozkaz. Można powiedzieć, że Agasharr i tak postawiłby na swoim w sposób mniej lub bardziej pokojowy. Wybrany został jednak dość prosty, choć nie całkiem wygodny. Brak komfortu nie jest zawarty w konieczności przeniesienia swej siostry. O wiele gorsza jest możliwość jej obudzenia i kto wie czy nie doprowadzi to do bolesnego upadku zarówno Tyka jak i Dark. Nim jednak postanowił ją podnieść musiał się upewnić, że śpi. Właściwie to spojrzał tylko na jej twarz wciąż ją delikatnie, acz pewnie przytulając. Przy okazji nie ściągając rękawiczek otarł jej łzy. Przecież śpiąca raczej płakać nie będzie, a gdyby usłyszała, że jego gwardia wie o jej płaczu to doszłoby do kolejnego "incydentu" tym razem spopielenie zostaliby zapewne ludzie Tyka. Już miał ją podnieść gdy ujrzał kota. Tak, był tam jakiś kot. Chyba, nie był tego pewien. Tak bardzo zajął się siostrą oraz wykłóceniem się czyje prawa mają prym, że nie zwracał uwagi na zwierzę. Postanowił jednak uznać tezę, że jest to kot Dark, a więc również trzeba go zabrać. W końcu jeszcze nie ustalili, że to jego racja jest prawdziwa, a więc nowy konflikt nie jest potrzebny. Zwierzęciem, które dość wroga na niego patrzyło się jednak tak bardzo nie przejął. Zawsze można było je spalić, a wierzył w inteligencje stworzenia, które nie zaatakuje go podczas gdy jest tak blisko Dark, albo gdy będzie ją niósł. Przecież oznaczałoby to rany również dla jego właścicielki. Tak więc wziął Dark na ręce, zachowawszy przy tym ostrożność, aby jej nie zbudzić zbyt gwałtownym ruchem. Chciał jej pozwolić spać. Gdy już stał spojrzał tylko na kota, który jeśli wykonał atak to oczywiście został spalony specjalnym męczącym płomieniem, o którym dawniej rozmawialiśmy. Jeśli jednak zachował się jak należy, a więc pozostał na swych pozycjach to Rosarium mógł do niego powiedzieć następujące słowa.
-Idziesz z nami. Właściwie tylko tyle. Zresztą nie aż tak wiele teraz mówił. Powód jest prozaiczny. Nie miał go kto słuchać. Nawet chwilę wcześniej, gdy zdał sobie sprawę, że jego siostra śpi, ograniczył się do zwykłego: "Miłych snów siostrzyczko". Zanim jednak odszedł musiał poczekać na reakcję kota. (Chociaż tutaj naprawdę nie było to aż tak istotne... W końcu jeśli zaatakuje to zostanie spalony, a jeśli postanowi stać to Tyk wróci po niego później i będzie mieć zabawę w "złap kota". Wiedział o tym i uśmiechnął się gdy przez jego głowę przeszła myśl, że to nie jest jednak zwierzę Dark, ale przecież ono chyba tam było od początku!)Dark - 25 Marzec 2012, 02:02 Ciężko było określić na chwilę obecną, czy będą z nich przyjaciele, czy wrogowie, a jeszcze ciężej, czy Darkiś, jeśli polubi w końcu brata się przyzna do tego, bo ona zazwyczaj nie lubi takich rzeczy mówić. Z resztą wiadomo jak to jest z tym charakterkiem panienki Wind. Zapewne, nie ważne co się stanie, nie ważne co będzie czuła, ona będzie twierdzić, że nadal nienawidzi wszystkich w koło, łącznie z Rosarium i będzie sobie wmawiać, że nigdy się to nie zmieni. Jak zostało tu pięknie zauważona, ona naturalnie wiecznie wybierała opcję "wróg", nigdy "przyjaciel", nawet kiedy zgodziła się na pójście do domu Lokiego i poczuła jakąś więź między nimi, ani razu nie pomyślała o nim jako o osobie, z którą mogła by się zaprzyjaźnić, czy też spotkać jeszcze raz. Miast tego, w jej głowie ułożyła się myśl, że po rozstaniu już nigdy nie zechce rozmawiać z Amadeuszem, odetnie się i zapomni o nim. Większość jej planu na razie dała się wypełniać, gorzej było z jednym z aspektów - mianowicie z zapomnieniem. Ciężko było jej wyrzucić wszelkie myśli o Pożeraczu Dusz z głowy, jednak powróćmy do tematu, bo
nie mówimy tu przecież o Darkisiowym uciekaniu od wszelkich pozytywnych relacji.
Agasharr miał rację, dla Madeline nie robiło różnicy ile wrogów miała, bo i tak bez przerwy czuła się inna, samotna i odsunięta od całej reszty świata, nie śpieszyło jej się do przyjaźni i wszystkich traktowała jako potencjalnych "najgorszych wrogów".
U Tencia nie było dla niej szansy znalezienia oparcia w swej nienawiści, on od dawien dawna był niczym jej sumienie, a także osoba, która hamowała ją przed nieopowiednim zachowaniem. Zawsze się starał, aby siostra wyszła z wszystkiego szczęśliwa. Widział, że Tyk był dla niej nawet miły, więc chciał, aby dała mu szansę, ale dobrze wiedział, że nie ma takiej możliwości, mimo wszystko walczył zagadując ją i starając się ją namówić do jakiejkolwiek ugody, choć było to niesamowicie ciężkim zadaniem.
Denerwował ją fakt, że Tyk nie traktuje jej poważnie, wręcz doprowadzał ją do szewskiej pasji. Nie mogła go tak po prostu skrzywdzić, to by nie była wystarczająca zemsta, jedak traciła cierpliwość widząc jego uśmiech, słysząc beztroskie słowa i mierząc się z jego bezczelnością. Nadal nie mogła dopuścić do siebie faktu, że mężczyzna zachowuje się w taki sposób, miała już dość tego wszystkiego.
- Nie jestem zobowiązana by mówić Ci jak mam na imię, mój drogi. Niech sobie dla ciebie nie istnieję, ale nie zdradzę ci swojego imienia, ponieważ mało kto je zna i tak powinno pozostać.
Tak, tak było dla niej bezpiecznie, póki nikt nie wiedział jak na prawdę ma na imię Czarna Róża, ona była wiele bardziej bezpieczna... Choć pewnie niedługo się to zmieni, wbrew jej marzeniom.
Później jednak sprawa imienia nie była już ważna, panianka Wind była przytulana przez swego brata, nie udało jej się wyrwać, a wręcz została przytulona silniej. Nic więc dziwnego, ze poczuła się bezpiecznie, prawda. Nie chciała, aby Rosarium widział, ze ona płacze, ale to odczucie kłucia w sercu było silniejsze. Tyk odczytał dobrze wspomniany już międzywiersz, choć sama Madeline nie zdawała sobie sprwy z tego co czuje. Wstyd dla niej jako Czarnej Róży, kucać płacząc i będąc przytuloną przez osobę, którą się uważało za wroka.
Senna maniaczka spała jak zabita, w końcu na chwilę udało jej się spokojnie zmróżyć oczy i odpocząć z dziwnym odczuciem bezpieczeństwa.
Pączek nie miał w planach ranić Tyka, ale od momentu, kiedy mężczyzna chwycił w ramiona jego panią, on zdążył już trochę powiększyć swoje rozmiary, w końcu potrafił urosnąć do wielkości tygrysa w kilka sekund. Na razie było to coś pomiędzy najmiższym i najwyższym wzrostem Arlekina.Nie trzeba tu się rozpisywać o tym, że kot mógł stać się niewidzialny i ciężej byłoby go znaleźć aby go spalić, czy też większy, a więc i niebezpieczniejszy, ale on tylko na słowa Tyka skinął głową, niczym zwykły człowiek i ruszył za Agasharrem. Trzeba pilnować pai, a jak Tyk ją zrani, to Pączek się z nim policzy. Należy jeszcze pamiętać o Tenciu w torebce, ale królik był o wiele bardziej spokojny od zwierzaka i na razie nie planował żadnego ataku, uhm.Mogli ruszać w podróż.
(zt x2)Anonymous - 6 Kwiecień 2012, 15:14 Na Peronie Dyniowym rozległ się z początku cichy, lecz z czasem coraz donośniejszy dźwięk obuwia uderzającego o jego marurową podłogę. Można było zauważyć również ciemny zarys jakiejś spowitej tajemnicą persony, pokrótce jednak z mroku wyłonił się chudy chłopak. Spod kaptura zakrywającego jego twarz można było zauważyć żółte ślepia uważnie lustrujące wszystko dookoła. Trzymając ręce w kieszeniach, kroczył zuchwale przed siebie, jakby całkowicie nie zważając na ponure otoczenie. Przyodziany był klasycznie w wytarte rurki z dziurami tu i ówdzie, oraz czarną bluzę z nadrukiem „I’m your NIGTHMARE” w barwie fioletowej. Tak, to zdecydowanie były jego kolory.
Chłopak wydawał się być pogrążony w zadumie, jednak w rzeczywistości miast głęboko nad czymś rozmyślać, rozglądał się uważnie. Nie, żeby się bał, ale w takich miejscach trzeba było być przygotowanym na wszystko. Toteż lustrował obszar dookoła wzrokiem, nie przeoczając nawet nieznacznie poruszanego przez wiatr, szeleszczącego rozkładu jazdy, który cudem jeszcze nie oderwał się od drewnianego słupa utkwionego na środku peronu. Jakby komuś był jeszcze potrzebny.
Kazame usiadł na jednej ze spróchniałych ławek. Dopiero teraz, gdy już upewnił się, że nic mu nie zagraża, odchylił głowę do tyłu, zamknął oczy i pogrążył się w posępnym zamyśleniu. Mimo wszystko jego zmysły, szczególnie słuch i węch, pozostały wyostrzone wystarczająco, aby usłyszeć bądź wyczuć kogoś doń się skradającego.
Ach, czemu życie musiało być takie nudne, monotonne? Z pewnością by takie nie było, gdyby Shirashi dalej mógł wchodzić do cudzych snów, bawić się nimi, operować nimi jak marionetkami. W sumie, nie wiedział, czy jest to możliwe. Lecz wolał nie próbować – obawa przed zostaniem tam na zawsze była zbyt silna. Przepraszam, jaka obawa? Kazame skrzywił się, odrzucając tę myśl od siebie. On niczego się nie bał. Strach był mu obcy. Szczerze? Jeszcze nigdy go nie doświadczył.Anonymous - 6 Kwiecień 2012, 15:25 Dzisiejszy dzień nie należał do najpogodniejszych. Było ponuro i szaro, co jakiś czas kropił deszcz, jakby tego było mało to w dodatku wiał porwisty wiatr, który właśnie w tej chwili z głowy rudowłosej dziewczyny wyszarpał kapelusz zabierając go ze sobą. Poddenerwowana istotka stanęła wryta i swoimi ślepiami podążyła za kierunkiem wiatru, który w tym momencie gdyby tylko mogła pobiła.
Tupnęła dyskretnie, wściekle nóżką. A niech to. Znowu to samo! Aby uspokoić swoją niespokojna duszę wzięła głęboki wdech i wzruszyła bezradnie ramionami.
-Pech.... - mruknęła i pokręciła niezadowolenie głową. Chwilę potem wiatr przywiał kapelusz dziewczyny niemalże parę kroków od niej. Ta widząc okazję schwytania swojego przedmiotu ruszyła z miejsca biegiem. Jak na złość wiatr wzmocnił swe "siły" i zaczął sprzed niej zabierać kapelusz. Ruda chcąc go dogonić biegła szybciej i znowu pech,a może na dzień dzisiejszy fatum?
Przewróciła się potykając o własne chude nogi. Rozgoryczona leżała na zimnej, brudnej ziemi. I jakby chcąc pokazać ,że wcale się tym nie przejęła i jakby chcąc zabrać satysfakcję panu "Wiatrowi" nie podnosiła się, a wciąż się podpierając na jednej z dłoni druga zaczęła wystukiwać rytm radosnej melodii.
Dobra. Dość tego. Zimno tu.. Podniosła się w końcu ,rozejrzała dookoła nagle przypominając sobie,że wcale nie musiała być tu sama. Na jej policzki wkradły się rumieńce. Bezsilnie wypuściła powietrze i zaczęła otrzepywać sukienkę z kurzu i brudu. Co się stało,że tutaj się znalazła?
A no dopiero co przyjechała od ciotuni Magdaleny, która jak się okazał jako jedyna z jej rodziny przetrwała. A gdzie reszta? Tego nie wiadomo. Jak widać młoda wysiadła w niewłaściwym miejscu.
Prawdopodobnie miała ten gorszy dzień.Anonymous - 6 Kwiecień 2012, 15:46 Kazame prawie odleciał, gdy nagle usłyszał stukot butów, huk i jakby niezadowolone mruknięcie jakiejś postaci. Otworzył oczy, po czym wychylił trochę głowę i zmrużył oczy, próbując coś dojrzeć. Szybko dostrzegł niezwykle rzucającą się w oczy bufiastą, marchewkową sukienkę. Na jego twarzy zawitał chory uśmiech. Czyżby towarzystwo?
Chłopak wstał z ławeczki, która zresztą i tak nie była na tyle wygodna, aby pragnął spędzić na niej choć odrobinę więcej czasu, po czym ruszył w stronę drobnej, pokładającej się na ziemi postaci. Po drodze nie umknął mu nawet jeden, mały element – kapelusz prawdopodobnie będący parą do reszty stroju ów istotki. Tak, zdecydowanie należał do niej.
Nie, żeby Kazame bawił się w dżentelmena, którym z pewnością nie był, jednak podniósł leżące pod drewnianym słupem nakrycie głowy, po czym, jeszcze szybszym i pewniejszym krokiem niż wcześniej skierował się w stronę otrzepującej się dzierlatki. Chciał się jej dokładniej przyjrzeć. W końcu stanął przed nią w całej swej okazałości. Podetknął jej prostacko kapelusz pod nos.
- Tego szukasz? - zapytał szorstko. Głowę miał przechyloną pod takim kątem, by ów dzierlatka widziała tylko jego wykrzywione w parszywym uśmiechu usta. Z pewnością pokazując jej swoje oczy nawet nie wzięła by kapelusza tylko uciekała by w te pędy. A przecież nie chciał jej przestraszyć, choć pewnie i tak nie umknęły jej jego rogi, które były do tego wystarczającą zachętą.Anonymous - 6 Kwiecień 2012, 16:04 Dziewczyna widząc swój kapelusz pod nosem myślała przez chwilę,że mogłaby zionąć ogniem by go spalić, w tej chwili ten przedmiot niemiłsiernie działał jej na nerwy. Miała ochotę się wsciec i tupac nogami do upadłego, aż zawalił by się pod nia beton.
Jednak ochłonęła w szybkim orientując się,że to ktoś go jej podaje, gdy usłyszała głos podniosła swoją bladą twarz, na której piękie się prezentowały różane wypieki.
-Tak. tego szukam, a w sumie szukałam. Ale tak czy siak, dziękuję. - Wzięła kapelusz z rąk chłpaka, choć tak naprawdę miała w tej chwili go ochotę spalić czy też rzucić na tory pod pociąg. Byle by go nie było i nie musiała się więcej martwić czy jej zaraz odfrunie czy też nie.
Wniosek nasuwał się jeden: zero korzystania z kapeluszy, a już na pewno nigdy gdy trzeba się gdzieś wybrać na dłużej.
Rudowłosa w tym momencie swoimi oczami świdrowała po owej postaci. Widziała jego rogi , przełknęła ciho ślinę. Generalnie bała się istot z krainy luster ,ale w tej chwili i tak stała już przed faktem. Tak więc jak wymagała kultura delikatnie się ukłoniła i sunęła dłnią speszenie po swoich lokach.
-Zaraz, a ty długo już tu jesteś? i chcesz mi powiedzieć,że byłeś świadkiem mojego "gapczego biegu"? - Zapytała i przekrzywiła lekko głowę w prawą stronę. Próbując nie ukazywać strachu nie uciekała oczami od owego rozmówcy. Może wcale nie będzie zły ,ani groźny jak mówią, może okaże się bardzo sympatyczny i Letka wystarczająco go polubi.
Chwila, a ona w ogóle w dobrym miejscu wysiadła?
-A niech to ! Mał tego wysiadłam nie tu gdzie trzeba.... no nie. - Ponownie wzruszyła bezradnie ramionami. Dzisiejszy dzień ani troche nie należał do najlepszych, o nie.