Archiwum X - Fairytale gone bad.
Anonymous - 30 Lipiec 2012, 11:14 Temat postu: Fairytale gone bad. Zwykły dzień w świecie ludzi. Zwykły człowiek, wracający późnym wieczorem z pracy do domu, w którym czekała żona z dwójką dzieci. Nie było w tym nic nadzwyczajnego. Nawet w tym, że mężczyzna się martwił. Martwił się dlatego, że miał problem. Duży problem. Firma, w której pracował powoli acz nieubłaganie chyliła się ku upadkowi, a on przecież miał rodzinę z potrzebami. Pensja żony nie wystarczyłaby na wszystko to, na co pozwalali sobie do tej pory. To on zarabiał tyle, aby zapewnić rodzinie dostatnie życie. Musiał znaleźć dla siebie nowe miejsce zatrudnienia, aby nie skazać siebie i rodziny na całkowitą nędzę, ale wiedział, że tak czy owak będą musieli z czegoś w swoim życiu zrezygnować.
Kiedy otworzył drzwi, napotkał ciszę, przerywaną jedynie odgłosami z telewizora. Żadnych głosów. Wobec tego wiedział już, że jego dzieci spały. Nie potrafiły oglądać telewizji bez rozmów. Uśmiechnął się, ściągnął buty i wszedł do salonu, witając się z żoną. Ta już na wstępie zauważyła, ze coś jest nie tak, jak powinno. Chciała jednak zaczekać, aż mąż sam opowie jej o wszystkim. Nie naciskała. Póki co, nic jej nie powiedział, oboje jednak wiedzieli, że będą mogli na siebie liczyć, nieważne co się stanie. Długo jeszcze siedzieli w salonie, milcząc, aż w końcu zmęczenie wzięło górę i oboje udali się w objęcia Morfeusza.
I właśnie ze snu strapionego mężczyzny narodziła się dziewczyna. Dziewczyna, która nie miała imienia, ale była w pewnym sensie, choć nie dosłownie, uosobieniem jego lęków. Nie atakowała go. Patrzyła na niego z wielkiego budynku, symbolizującego jego firmę. W końcu z impetem uderzyła zakończonymi pazurami rękoma w strukturę wieżowca. Pęknięcie. Kolejne, następne. Obudził się i potarł czoło, próbując uspokoić ciężki oddech.
Śniła mu się przez następny rok, dopóki nie stracił pracy. Z każdym snem budynek coraz bardziej się rozpadał, aż w końcu pozostały z niego jedynie nic niewarte gruzy... Aż całe dotychczasowe życie stało się jedynie przeszłością, do której nie warto wcale wracać, bo to za bardzo boli. Niebawem mężczyzna znalazł nową pracę, która dawała mu w miarę przyzwoite zarobki, a sny o tajemniczej dziewczynie odeszły w zapomnienie. Więcej mu się nie ukazała. Sama nie wie, co się z nią działo. Znajdowała się jakby w niebycie, w miejscu, z którego nie było ucieczki i w którym znalazła się nie wiadomo jak. Klatka - tak o nim myślała. Nie słyszała żadnych dźwięków, sama więc zaczęła je wytwarzać. Śpiewała. Nie było żadnego echa. Tylko jej głos, niesamowicie czysty, spokojny, choć niecierpliwy i przepełniony tęsknotą do czegoś, czego nigdy nie miała.
Aż w końcu przyśniła mu się ostatni raz. Po prostu się tam pojawiła, wiedziała, że ją zobaczył, wręcz tego chciała. "Hej, zobacz, to ja, twój koszmar.," chciała do niego zawołać, tak bez powodu. Wtedy jednak sen zaczął znikać. Wbrew sobie, przestraszyła się. Wiedziała, że tak nie powinno być. Wobec tego... uciekła. Wyrwała się z rąk Cienia, pojawiła się w realnym świecie i uciekła byle gdzie. Ot, gdziekolwiek, żeby być względnie bezpieczną. Szybko zauważyła, że jej wygląd bardzo kontrastuje z ludzkim. Równie szybko odkryła też w sobie umiejętność iluzji, która umożliwiła jej w miarę normalne funkcjonowanie w ludzkim świecie. Dopiero wtedy całkowicie odetchnęła i mogła zaaklimatyzować się w nowym życiu. Nadal jednak się jej to nie udało. Ten świat jest bardziej skomplikowany, niż ciemna klatka, w której przebywała tyle czasu. Wciąż próbuje.
Jednym z mniej przyjemnych epizodów w jej życiu była konfrontacja z członkami Karcianej Szajki. Kilka bardzo nieprzyjemnych osób upatrzyło sobie ją jako obiekt dręczeń. Wyszła z tego, w sumie sama nie wie jak. Pozostała jej jednak blizna na prawej ręce. Zrobili jej ją chyba tylko po to, aby pamiętała, że nie jest całkiem bezpieczna. Od tego czasu stale unika kart albo osób, które noszą rzeczy z motywami karcianych symboli.
Niedawno doszła do wniosku, że potrzebuje kogoś, kto jej pomoże, ale nie chce się do tego przed sobą przyznać. Na razie jej największym sukcesem jest fakt, że udało jej się przeżyć. Ma jednak nadzieję, że niebawem ulegnie to zmianie.
|
|
|