Archiwum X - The past is gone…
Anonymous - 22 Sierpień 2012, 17:59 Temat postu: The past is gone…
Nie wiemy kim jesteśmy, ani skąd przybyliśmy. Jedyną pewną rzeczą w jaką nauczyłam się wierzyć jest to, że jakoś trwamy. Choć przemija dzień za dniem, a sekundy stają się nic nie znaczącymi przesunięciami na zegarze wskazówkowym, istnieje to coś co trzyma mnie z dala od myśli dziwnych. Głód jest wyznacznikiem nowej drogi. ..
Narodziny kojarzyły jej się zazwyczaj ze Szklanymi Ludźmi. Chociaż może wydać się to dziwne, ale w pewnym sensie miała rację. Powstanie Szklanych, choć owiane tajemnicą, kojarzyło się z pięknem, bo oni sami byli niesamowici. Cóż dalej? Ich egzystencja sprowadzała się do tego, aby nie zostać rozbitym. Istniała bowiem pewna przestrzeń między życiem, a śmiercią. Cienka, krucha linia, której przerwanie oznaczało nieodwracalny w wielu przypadkach koniec. Stworzeni dla absurdu – utkani z cudownych nici, tylko po to, aby czekać? Bać się i dumać nad tym jak się od końca uchronić? Tylko po to coś powstaje, rodzi się, kształtuje? Później i tak wszystko rozbije się na kawałeczki.
Siedząc na trawie wpatrywała się w gwiazdy i niepełną tarczę księżyca. „To już niedługo…” – pomyślała wypuszczając z ust ciche westchnięcie. Nieboskłon wydawał się ciemniejszy niż zazwyczaj, dlatego skrzące się jasno plamki na niebie kontrastowały z nim jeszcze mocniej. Ostatnimi czasy siadywała w tym miejscu coraz częściej czując błogi spokój i wszechogarniającą pustkę samotności. „Jeszcze dzień, dwa nim nastąpi pełnia.” A po niej, kolejne bezsensowne zabijanie czasu, szare, smutne, nic nie warte życie.
Wiele było snów, pięknych, dostojnych, o heroicznych walkach, potyczkach dzielnych bohaterów, snów i marzeń, czasem nie do końca odpowiednich dla ludzkiego wzroku. Wszystko czego się pragnie, lecz nie uzewnętrznia zapisane zostaje w podświadomości, która później jak na złość podsuwa kolorowe obrazy, kiedy ciało zasypia, a umysł przejmuje kontrolę nad istnieniem.
Głód mógł doprowadzać do obłędu. Sny od podszewki zostały skonstruowane w podobny sposób do uzależnienia. Alkohol, narkotyki, środki odurzające… Jeśli nie dasz czegoś szaleńcowi, ten przyjdzie i sam weźmie sobie upatrzoną nagrodę za swoje dzielne powstrzymywanie się. Szaleństwo, bo inaczej tego nie nazwiesz, doprowadziło pewną białowłosą do obsesji. Czekając całe dni na swoją upragnioną pełnię, umiłowała sobie szczególnie jeden świat snów. Chłopiec miał na imię Aleksander.
• • •
„Pierwszy miesiąc miał być jego ostatnim…”
Sny małego Olka przybierały najpiękniejszą barwę. Rzadko kiedy spotyka się osoby z tak bujną wyobraźnią. Pierwszym marzeniem jakie zobaczyła za pośrednictwem jego umysłu, był obraz pożeraczy pianek. Chłopiec zbudował całą krainę słodyczy, która rozpływała się w świecie wiecznej zabawy. Moonlight lądując w tym śnie została dobrana do tła jakby była częścią tego co sobie maluch wyśnił. Ubrana w beżową sukienkę ze zdobieniami w kształcie cukierków, jak osiemnastowieczna dama z wysoko i dumnie wzniesioną głową. Dostała również do ręki świąteczną, biało-czerwoną laskę mikołajkową. Wspierając się na niej próbowała przemierzać zastępy trzciny cukrowej, która zamiast tajemniczego puchu, miała w sobie ptasie mleczko. Trzeba wspomnieć, że cały kłopot polegał na tym, że trudno było się w takim wdzianiu poruszać. Kraina słodyczy mogła niejedną osobę obdarzyć nadwagą, całe szczęście, że Cienie nie są smakoszami ludzkiego jedzenia. Na każdym drzewie o smaku chałwy i zapachu dojrzałych pomarańczy wisiały podłużne, różowo-białe, mięciutkie, słodziutkie pianki. Zamiast listków – inne pianki – tym razem w kształcie prawdziwych, zielonych liści, lecz wciąż mniejszych niż owoce piankowego drzewa. Wyspa na wyspie – rzekłbyś widząc ten obrazek. Po paluszkowym mostku schodziło się na trzeci brzeg. Do pierwszego brzegu, czyli przystani koktajlowej zacumował niewielki statek. Musiał mieć niewielkie problemy, bowiem wiatr wskazywał na sztorm, a sztormy na Morzu Czekolady bywały niebotycznie ciężkie i przerażające! Zaschnięta czekolada na pokładzie statku jest dużym utrudnieniem, a pozbycie się jej nie jest takie łatwe. Załoga opuściła drewnianą machinę i przedostała się na ląd. Z miejsca, gdzie stała Moonlight ciężko było orzec kim były istoty posuwające się z lekkim mozołem w – wydawać się mogło, choć do końca prawdą być nie musiało – jej kierunku.
- Nie mogli cię dostrzec moja pani! – krzyknął piskliwy głos jakiegoś dziecięcia. Elisabeth odwróciła głowę, lecz na swojej wysokości nie dojrzała nikogo. Dopiero, gdy zwróciła jąw dół, zorientowała się, że zwraca się do niej sam właściciel krainy. Uniosła brwi zastanawiając się dlaczego chłopiec się jej nie obawia. Uśmiechnęła się uprzejmie, uniosła skrawek sukni lekko w górę i chyląc głowę, drygnęła witając się z jegomościem. Aleksander ukłonił się i odszedł zatapiając w wysokiej trawie żelkowej.
Każdy sen, który przyśnił się Olkowi miał podobny przebieg. Moonlight pojawiała się w samym jego centrum ubrana odpowiednio do scenerii. Trójka ludzi wysiadała z coraz to różniejszego pojazdu – pociągu, statku, powozu, samochodu – kilkanaście minut później malec oprowadzał dziewczynę w milczeniu po swojej wyśnionej krainie. Były dni, kiedy Elisabeth postanowiła z tym wszystkim skończyć, jednakże zdołała tylko usiąść gdzieś z boku, użyć swojej mocy i stać się wiatrem, który nigdy nie czuł się tak samotnie jak wtedy. Zimno przeszywało ją nawet, gdy przebywała z Aleksandrem. Co dziwniejsze, wydawało jej się, że wszystko płynie od niego. Pierwszy miesiąc miał być ostatnim, w którym wyśni coś pięknego, nie skończyło się na piątym, ani szóstym, czy siódmym. Przerwy im nie sprzyjały, chłopiec zaczął miewać koszmary. Nagle wszystko zniknęło. Sny, chłopiec, koszmary. Siedziała pod gwieździstym niebem, wpatrywała się w księżyc. Cała tarcza została pogrążona w czerwieni. Ty płaczesz miesiącu? – zadawała sobie to pytanie. Funkcjonowanie osoby uzależnionej od drugiej osoby musiało się zmienić. Kiedy tej drugiej osoby zabraknie, można tylko siedzieć i tępo wpatrywać się w niebo, czyż nie? Splamiony krwią księżyc śmiał się z niej i jej słabości. Zaczął jej szeptać do ucha jak ważną rzeczą będzie dla niej głód.
• • •
Ile minęło? Za cholerę nie mogła sobie przypomnieć kiedy ostatni raz jej oczy przybrały normalny, spokojny kolor. Od jakiegoś czasu wszystko sprowadzało się do tego, że siadywała w tym samym miejscu i wpatrując się w księżyc, po jakimś czasie zamykała oczy udając, że zasypia. Pod powiekami przemykały pomruki jakichś scen, wyobrażeń. Sny, które widziała, bądź zrabowała. Więcej było tych złych, jakaś część Moonlight nie pozwalała zabierać ludziom tych pięknym wymysłów. Dodatkowo kiedy smakuje się jednej rzeczy nie wybrzydzając w poszukiwaniu czegoś nowego, można się przyzwyczaić, nie chcieć niczego więcej.
Ann była jedną z wielu nastolatek, które uczęszczały do szkoły blisko samego centrum miasta. Nic nie wyróżniało ją z tłumu, a przynajmniej nie dawała tego po sobie poznać. Elisabeth ostatkiem sił zdołała wdrapać się na szkolną wieżę i kładąc swój tyłek na murowanym zakończeniu dachu, po raz kolejny tamtego dnia zamieniła się w „wiatr”. Słońce chyliło się już ku zachodowi, ale to nie przeszkodziło w denerwującym uczuciu łaskotania. Nie lubiła przebywać w Świecie Ludzi za dnia. Z tamtego miejsca mogła spokojnie obserwować gwiazdy. Nikt jej nie przeszkadzał, dawno już skończyły się zajęcia. Pewnego dnia, zmęczona głodem, wędrówką między światami nie zamieniła swojego ciała w postać eteryczną. Zdarzało się to wielokrotnie, lecz nikt do tej pory nie zauważył obecności panny Cień. Fakt, że wpatruje się w nią jakaś persona przypadł jej do gustu jakoś niespecjalnie, zamiast tego po prostu wpatrywała się bezczelnie w dwie ciemne plamki, którymi miały być oczy dziewczyny. Tak ją poznała. Historia kolejny raz zatoczyła koło. Jeśli mowa o obsesji, nie było tak jak w przypadku Aleksandra, Moonlight została oczarowana wytworem wyobraźni dziewczyny.
W tym przypadku nie popełniła najmniejszego błędu. Obserwowała sny dziewczyny z ukrycia. Zamieniała się ciałem w powietrze, więc rolę tajemniczej siły zewnętrznej odgrywała znakomicie. Mogła rozburzyć świat snów Ann, ale powstrzymywało ją jedno. Jedna rzecz, jedna zjawa, jeden człowiek, którego imienia nie miała zaszczytu poznać. Nastolatka zagubiona w świecie rzeczywistym wolała zagłębiać się w kreowany przez samą siebie fikcyjną przestrzeń. Z miejsca w którym znalazła się Elisabeth, czyli praktycznie wszędzie gdzie była Ann, Cień dopatrzył się drobnych szczegółów. Relacje, gesty, reakcje dziewczyny zawsze były takie same. Pełne podziwu dla młodzieńca o białych jak śnieg włosach. Był bohaterem każdego snu, jednak nie uczestniczył w nim tak jakby chciała tego Ann. Moonlight czuła, że brunetka pragnie bliskości wojaka, ale ten zajęty wyższymi celami wolał ratować świat marzeń. Rozpłynąwszy się już dobrze w wyimaginowanym świecie wyobrażeń Ann, panna cienista przeniosła swoje zainteresowanie na żołnierza. Można się domyślać, że w jej sercu zakiełkowało ziarenko zazdrości. Nie spoglądała na kreatorkę tak jak zazwyczaj, z obojętnością. Dodała do tego spojrzenia nutkę podejrzliwości. Coś się szykowało. Pewnej nocy, a może dnia – czas nie miał znaczenia, Moon wtargnąwszy do umysłu dziewczyny, jak zwykle przyczaiła się w jakimś ciemnym, niewidocznym dla wzroku miejscu. Akcja rozgrywała się w przestronnym pokoju ze starannie dobranymi meblami. Wewnątrz, pośród dziwnego napięcia półmroku przesuwały się dwie postaci. Jej ulubiony charakter i dziewczyna, którą mogła rzucić o ścianę. Całe szczęście, że Cień wyszła z ukrycia. Gniew, który zaczął ogarniać całe jej ciało w połączeniu z głodem musiał uzewnętrznić się demoniczny sposób. Wpatrywała się zamglonym wzrokiem w Sunniego. Spojrzał na nią. Pierwszy raz odkąd weszła do świata Ann. Coś sprawiło, ze mimowolnie uniosła kąciki ust w wyraz szaleńczego uśmiechu. Kiedy zwróciła swój wzrok na dziewczynę, mężczyzny już nie było. Uciekł. Udało mu się opuścić nieprawdziwy świat. A Ann mogła być pewna, że już nigdy nie przyśni się senne marzenie.
"Nie widziałam Cię już od miesiąca.
I nic. Jestem może bledsza,
Trochę śpiąca, trochę bardziej milcząca,
Lecz widać można żyć bez powietrza."
|
|
|