Noritoshi - 23 Sierpień 2012, 22:31 Jeden z większych lasów rozciągających się za miastem, który w większości porasta na grząskim terenie - bagnie, zdradzieckim bagnie, które poprzez pozornie stabilnie rosłe drzewo wciągnęło w swą otchłań niejedną osóbkę i rozłożyło na części pierwsze.
Ale w tym lesie, pełbym wilgoci, łatwo o dorodne grzyby, czy do słodkości dzikie jerzyny bądź poziomki. Mało który człowiek zadbał o ukształtowanie tej okolicy po swojemu, to też można zasmakować namiastki dziczy...
Dodane po 39 minutach:
Noritoshi nie dawał za wygraną - dążył do wygrania tego wyścigu o kolacje.
Ścieżka zaprowadziła ich w las, a może inaczej - sami wytyczyli sobie trasę w jego kierunku. Po kilkudziesięciu sekundach byli już pośród gęsto porosłych drzew i chyba czas zakończyć ten bieg i skupić się na tym, co pod nogą rośnie - jaki korzeń wystaje, jaka kępa trawy skrywa dołek.
- Uff... Dobra, wygrałaś/przegrałaś. Przyrządżasz/m kolacje (wybierz se kto był ostatni :))
Rozejrzał się dookoła i już wiedział gdzie są i w jakie dziadostwo ją zaciągnął. Wpadł na pewienpomysł, tylko że... Jak jej to wytłumaczy i czy będzie miał na to odwagę?
- Te istoty z krainy luster... Podobno niektóre są na prawde dziwne..mają skrzydła...
Powoli wchodził na niewygodny dla siebie temat...Iskra - 24 Sierpień 2012, 21:04 Kiedy i blondyn wystrzelił do przodu jak pocisk, już wiedziała, że ich mały wyścig nie będzie dla niej jedynie przebieżką.
Raz, że Noritoshi swoim zachowaniem dał jej do zrozumienia, że pokonać się nie da - co odnotowała z radosnym śmiechem i zadowoleniem, że nie trafiła znów na ciapę - a dwa, patrząc na jego ruchy okazało się, że jakie takie pojęcie o bieganiu ma.
Nie darmo jednak Iskra jest jednym z dwóch najlepszych biegaczy wśród swojego roku. Wydłużyła krok, złapała tempo... i zaczęła doganiać Noritoshiego. Jeszcze przyspieszyła i już była obok niego. Stwierdziła, że ma wystarczająco sił, by zaatakować i właśnie zbierała się do wyrwania do przodu... gdy wyścig się skończył.
Była najlepszym długodystansowcem pośród rocznika, jednak oczywistym jest, że tylko pomiędzy dziewczętami.
Z chłopakami, z powodu zupełnie innych atrybutów fizycznych, sprawa ma się inaczej i Eva po zatrzymaniu się właśnie to odczuwała. Mężczyźni, bez względu na to jak dużo by ćwiczyła kobieta, są z natury silniejsi i bardziej wytrzymali. To oczywiste, bo to mężczyzna ma chronić kobietę, a nie na odwrót. Dziewczyna sądziła również, że akurat w ich konkretnym przypadku różnica pomiędzy długością nóg również ma pewne znaczenie.
Pochyliła się i oparła ręce na kolanach, równając ciężki oddech.
- Oczywiście, że wygrałam - odpowiedziała po chwili, z szerokim uśmiechem i niezachwianą pewnością siebie w głosie, pomimo że do rozstrzygnięcia wyniku potrzeba by było jeszcze przynajmniej kilkunastu metrów.
- Ale cieszę się, że to ty będziesz organizował kolację - wspaniale gotujesz - pochwaliła. - Może pójdziemy na taki układ: ty pichcisz, a ja zmywam?
Faktycznie, otoczenie zupełnie się zmieniło. Rozglądnęła się i ona, a widok nie przypadł jej jakoś specjalnie do gustu - zbyt wiele ostrzeżeń słyszała od znajomych przed tymi bagnami.
Potem jednak uwagę Evy przykuła nagła zmiana tematu. Podeszła z dwa metry w stronę blondyna, bacząc jednak na każdy stawiany krok, bo z tak grząskim terenem nie ma żartów.
- Myślisz, że to bezpieczne tak się tu pchać? - zapytała jeszcze, wyciągając pospiesznie stopę z kałuży, której nie było w tym miejscu, gdy stawiała nogę. Następnie odpowiedziała na rzucone wcześniej pytanie:
- Tak, słyszałam o tym, że czasem posiadają części ciała, których zwykli ludzie nie powinni mieć: skrzydła, ogony. Dziwne? Z pewnością wydają się dziwne, skoro posiadają takie elementy wyglądu, ale czasem... zastanawiam się, czy i my nie jesteśmy dla nich dziwni. Podobno posiadają nadprzyrodzone moce - stwierdziła z entuzjazmem - jak herosi z komiksów Marvela. Dla nas to dziwne, ale dla nich to pewnie codzienność. Jak możemy wydawać osąd o nich, skoro zupełnie ich nie znamy?
Chwila zamyślenia i zwrot pytania:
- A ty co o tym myślisz?Noritoshi - 25 Sierpień 2012, 22:09 - Hm.. Chyba podświadomie nie chciałem smakować twoich wybryków i wolniej biegłem... - sztucznie udał zadumanego, ale po chwili powrócił już do odpowiedniego zachowania.
- Tak, może tak być. Ale nie chce mi się za domową kucharkę robić, komuś swój talent muszę wszak w części oddać!
Wygrała... No bywa, chyba za duży opór swym gigantycznym ciałem powietrzowi stawia, by zwycieńsko się ścigać. No ale skrzydła z powodzeniem ma niezmaterializowane od dluższego czasu, wiec go nie mogły spowalniać. No wlaśnie, skrzydła, tak piękne, barwne, motyle..
- Racja, niebezpiecznie tu... Ale jeszcze nie jest najgorzej - ciekawe opowiastki dla turystów za swe miejsce akcji obierają nieco dalsze tereny.
...Ale i tak, te tutaj, są już wystarczająco niebezpieczne by myśleć o powrocie.
Dodane po 1 minutach:
Posiadają dziwne narządy, moce... Słysząć o tym od niej czuł się stojącym na gorszej pozycji. Dopiero jej końcowe słowa przywróciły mu nieco radości. Uśmiechnął się do niej, chwycił za jej dłoń i postanowił postawić wszystko na jedną kartę...
- Zaufaj mi i zamknij oczy... - zaczął swoje przedstawienie - Wskakuj na barana, Evo!..
Zagranie dość ryzykowne, ale czegoż to się nie zrobi dla drugiego człowieka.
Dodane po 2 minutach:
Gdy tylko poszła za jego pomysłem, ruszył przed siebie, po czym przyspieszył, a następnie skacząć, omijał kolejne przeszkody terenowe. Jednakże pinkt kulminacyjny osiągnięty został, gdy przez dłuższy czas po wyskoku pozostał w powietrzu - wówczas jego zmaterializowane skrzydła, wychodzące mu spod łopatek, kołysząć się, umożliwiały im lot między koronami drzew, nad rozległymi bagnami.
- Hm... Możesz otworzyć oczy...
A widok musiał być jak wyjątkowy i cudowny, tak i niespodziewany i przerażający. W końcu nie każdy człowiek potrafi latać, i nie każdy lubi z intencji nieznajomego...Iskra - 26 Sierpień 2012, 13:19 Koniecznie chciał, by i ona gotowała? Och.
To byłoby możliwe, najpierw jednak Eva musiałaby pozmieniać nieco swój plan dnia - a raczej właśnie go zorganizować, by znaleźć czas na poprzebywanie w kuchni. ...No i odkopać zeszyt z przepisami, których nauczyła się od rodziców - bez nich na ciepło jest w stanie zrobić tylko jajecznicę oraz ugotować ryż i makaron.
- W porządku, mogę od czasu do czasu gotować, ale to może ustalmy już w domu, przy kolacji nieprzygotowywanej przeze mnie - skwitowała z zadowoleniem. - A jeśli twierdzisz, że teraz dałeś mi fory, to musimy sobie zorganizować prawdziwy wyścig, na regułach fair play. Nie dam się lekceważyć byle chłystkowi! - powiedziała z szerokim uśmiechem.
- Słyszałam, że znikają tam ludzie, a pojawiają się znikąd zupełnie inni - powiedziała, acz w jej tonie można było wyczuć sporą dozę powątpiewania. - No i te opowieści o wyłaniających się z bagnistych jeziorek potworach o rozmiarach godnych samej Nessie - uśmiechnęła się, ale tym razem krzywo.
Po wygłoszeniu swojego - dość heretycznego zresztą; oj, przyjaciele z MORII nie byliby zadowoleni gdyby słyszeli - zdania dotyczącego istot z Krainy Luster dziewczyna spojrzała na blondyna, ciekawa co powie.
On jednak podszedł, złapał ją za rękę i, wyglądając jakby powziął jakąś decyzję, nakazał jej zamknąć oczy.
Raz, że Iskra nie miała pojęcia co za niespodziankę może otrzymać w tym miejscu - wszak o to zazwyczaj chodzi w komendzie "zamknij oczy"? - a dwa:
- Wiesz.. z tym zaufaniem to ja mam trochę problemy...
Następne: "wskakuj na barana!" nie poprawiło sytuacji w żaden sposób.
Po chwili jednak, patrząc na szczery uśmiech chłopaka, na szkarłatne oczy, w których mieszały się w jakiś sposób wesołe błyski wraz z zaniepokojeniem, dziewczyna westchnęła tylko:
- Jeśli mi się nie spodoba, ubiję cię i własnoręcznie powieszę na ścianie w pokoju jak trofeum.
Następnie przymknęła oczy i, sunąc dłonią po ramieniu Noritoshiego, po omacku doszła do jego pleców. Kiedy już się wdrapała, objęła go mocno, jednak to nic w porównaniu z tym jak musiała go przydusić, gdy zaczął biec.
Cóż, sam się prosił.
- Ubiję! - rozległ się jej zduszony krzyk, gdy nabierali prędkości. Ukryła twarz w barku blondyna i zacisnęła mocno powieki. Niech no tylko się zatrzymają!
Wtedy właśnie chłopak po raz ostatni skoczył. A później nie wylądował.
Kolejnym krzykiem prawie się zakrztusiła, bo blondyn zasugerował, by otworzyła oczy.
Zrobiła to, jednak najpierw objęła szyję towarzysza z całą swoją siłą - z pewnością pozbawiając go dopływu sporej ilości krwi do mózgu.
Gdy zobaczyła, że płyną, dosłownie płyną w powietrzu nad bagnami, mijając korony naprawdę wysokich drzew, aż się zatchnęła. Nie wiedziała, czy to możliwe, ale jeszcze mocniej przylgnęła do Noritoshiego.
- Oszalałeś?! - chciała wrzasnąć - a nie wiedziała, czy z zachwytu czy z przestrachu - ale z jej ust wydobyło się ledwo westchnienie.
- Jakim cudem? - spróbowała jeszcze raz, głośniej, i tym razem wydawało się jej, że dana kwestia mogła zostać usłyszana przez blondyna.Noritoshi - 26 Sierpień 2012, 19:26 Niech gotuje, a co, przynajmniej się co nauczy, skoro bez przepisu prawie nic nie umie. A cała esencja kucharzenia w tym by samemu na wyczucie dopasować ze sobą produkty, ich proporcje i sposób przyżądzienia - niczym trzy wymiary, dzięki którym garnek z daniem ma prawo istnieć - i umieścić to w zgodzie z czasem, i vuala - tak definuje nasz fizyk, chemik i matematyk całość kucharzenia. (ale mi metafora siadła).
Dla niego nie ma rzeczy niemożliwych i każdy może się wszystkiego nauczyć, a że ma chęcil to chce to Iskierce umożliwoć. Ależ on jest dobroduszny, lecz kiedyś może na tym stracić...
Dodane po 1 minutach:
Niechętnie przystała na jego propozycje, niepotrzebnie, bo nie było się o co raczej zamartwiać. Gdyby bardziej protestowała i stawiała groźniejsze warunki, nic by z tego nie wyszło. Jej "ubiję!" potraktował dość na dystans, dzięki czemu dodało mu pewności siebie i zakomunikowało, jakoby Eva dobrze się bawiła, choć raczej tak nie było, jeszcze...
Wzniesiona w powietrzu, ściskając jego szyję w niezgrabnym chwycie duszenia, bo ciężko by dała radę w takich warunkach skutecznie go objąć i pozbawić przytomności, o ile to w ogóle możliwe w jego przypadku, mogła poczuć jak coś ją po udach i bioderkach smyra - właśnie w tych okolicach jego skrzydła wyrastały z pleców. Mogło to być z lekka łaskoczące czy może nawet przyjemne uczucie, o ile pozwoliła swemu umysłowi się nad tym zasgtanawiać.
Dodane po 1 minutach:
Zaczęła coś krzyczeć a przy tym i dość mocno go obejmując - i dobrze, bo inaczej spadłaby w bagno i by miała darmową kąpiel błotną, kto wie czy niezakończoną utratą przytomności i medycznym ratunkiem Noriego... Ale raczej mocno się do niego kleiła i nie zamierzała go puścić. Jej oczy powinny dostrzeć jego falujące cieniutkie skrzydła, dokładnie takie jakimi pochwalić się mogą najpiękniejsze motyle świata.
- Ekhm... Cóż, potrafie co nieco, rozejrzyj się a zobaczysz ten cud...
I naszła go myśl by pokazać coś jeszcze swoich umiejętności. Chwila skupienia by następnie wywołać silne podmuchy wiatru, a następnie wir powietrzny, mały, ale za to dość szybki, na tyle by solidnie nimi zakręcił, lepiej jak na niejednej karuzeli, niejednej zabawie i po niejednym alkoholu - wszystkim razem wziętym. Oj, zafunduje jej dzisiaj niezapomnianą dawkę wrażeń, oby tylko jej organizm nie zaklmunkował w nieprzyjemny sposób jak to jej niedobrze jest...
Dodane po 1 minutach:
- Trzymaj się! - krzyknął ostrzegawczo i z entuzjazmem.
Nori musiał oddać się sile powietrza, którym mógł dowolnie władać, w przeróżny sposób - zmieniać ciśnienie i ułożenie w przestrzeni nawet pojedyńczych cząstek jakiegokolwiek gazu.
- Oj... Jakieś tornadko nas porwało...
Po jakimś czasie rozproszył cząstekczki powietrza i w konsekwencji rozwiał wir powietrza, po czym skierował się na jedną z gałęzi pobliskiego drzewa i usiadł na niej.
- I jak?Iskra - 28 Sierpień 2012, 14:45 Jakąż przykrością jest to, że czasem gotowanie bez przepisu okazuje się większą katastrofą niż hańba skorzystania z zapisu!
Każdy ma swój sposób i swój sposób stopniowania ryzyka. Eva wystarczająco dużo pożarów i powodzi spowodowała w domowej kuchni, by w końcu ulec prośbom gosposi i nie robić nic poza wytyczne książki kucharskiej.
Jej "ubiję!" oznaczało to, co oznaczało: że niech tylko zejdą na ziemię.
Nie to, że dziewczyna nie przepadała za wysokością - mało rzeczy było jej strasznych. Tu rozchodziło się raczej o to, że nie była przygotowana na taki obrót rzeczy. Na brak gruntu pod nogami. Na niepewność i konieczność polegania na innej osobie. Na niemożność korzystania jedynie z własnych sił i umiejętności.
A ściskała, ściskała, bo bardzo lubiła swoje ciało w całości, a upadek z takiej wysokości z pewnością nie pozostałby bez odzewu. Z tego samego też powodu nie była świadoma obecności skrzydeł Noritoshiego - zobaczyła je dopiero gdy spoczęli na gałęzi.
Równocześnie, pomimo strachu, że runą w dół i niedowierzania całą tą sytuacją, cieszyła się widokiem. Cieszyła się pędem powietrza na twarzy i przesuwającą się zielenią w dole.
A później, gdy zarzuciło nimi nagle, przestała się cieszyć. Dopiero słowa blondyna: "jakieś tornadko nas porwało" sprawiły, że domyśliła się, że to również jego sprawka.
Gdy przysiedli na szerokim konarze i Eva mogła nareszcie? niestety? już zejść, odsunęła się nieco od towarzysza i spoglądała na niego w milczeniu.
Nie, nie przerażał jej. Fakt, że pokazał jej swoją "prawdziwą" postać ukazywał, że czuł do niej jakieś zaufanie, a ona nie wiedziała, co to może oznaczać. Później zauważyła skrzydła wystające zza jego pleców i już, poniekąd, wiedziała.
- Jesteś Opętańcem! - wykrzyknęła cicho. - Jak to...
...się stało? Co za głupie pytanie, uświadomiła sobie Eva. Przecież dziwny wirus był jedną z niewielu rzeczy, które wiedziano o Krainie na pewno. Przecież ponad siedemdziesiąt procent obiektów badawczych w laboratoriach MORII to Opętańcy..
Spojrzała na niego ponownie; tym razem z lekkim przestrachem, czy poprzednimi słowami go nie zraniła, nie napiętnowała - bo przecież nie o to jej wtedy chodziło.
- Jesteś Opętańcem - rzekła ponownie. - To... niezwykłe - stwierdziła w końcu, trochę nieudolnie, ale całkowicie szczerze.
Sęk w tym, że od tej chwili nie miała pojęcia, w jaki sposób z nim rozmawiać. Ja reagować na jego ...inność. Jak on reagował na swoją inność.Noritoshi - 28 Sierpień 2012, 20:38 No pożary i powodzie to raczej nie zjawiska godne takiej wąskiej przestrzeni jak kuchnia. Tym żywiołom potrzeba hektarów by ich byt miał sens...
"Ubiję" - definicja oczywista, ale nie zaszkodzi przyjąc swoją, nawet przesadnie naginając co się tylko da. No a jak obiecała, to niech się dokona, czyż nie? Chyba nie jest osobą niesłowną?
Podróż dobiegła końca i siedząc na konarze zwalonego drzewa usłyszał to, czego się spodziewał - a dokładnie mówiąc, to nic nie usłyszał, gdyż milczała. Następnie zaś słowo "opętaniec" przyjął zbyt osobiście - jakby właśnie nazwała go chorym na umyśle, czy też diabłem opętanym.
- Eto, wybacz....jeśli... Tak, wiem, jestem beznadziejny....
Już wstawał odejść gdy to próbowała go jakoś pochwalić. Troszkę zachwytu się w nim zatliło.
- Jestem, a nawet... - ...byłem - tego już nie dopowiedział, nie chciał wzbudzać w niej podejrzeń że może być kimś bardziej innym.
Dodane po 18 sekundach:
No pożary i powodzie to raczej nie zjawiska godne takiej wąskiej przestrzeni jak kuchnia. Tym żywiołom potrzeba hektarów by ich byt miał sens...
"Ubiję" - definicja oczywista, ale nie zaszkodzi przyjąc swoją, nawet przesadnie naginając co się tylko da. No a jak obiecała, to niech się dokona, czyż nie? Chyba nie jest osobą niesłowną?
Podróż dobiegła końca i siedząc na konarze zwalonego drzewa usłyszał to, czego się spodziewał - a dokładnie mówiąc, to nic nie usłyszał, gdyż milczała. Następnie zaś słowo "opętaniec" przyjął zbyt osobiście - jakby właśnie nazwała go chorym na umyśle, czy też diabłem opętanym.
- Eto, wybacz....jeśli... Tak, wiem, jestem beznadziejny....
Już wstawał odejść gdy to próbowała go jakoś pochwalić. Troszkę zachwytu się w nim zatliło.
- Jestem, a nawet... - ...byłem - tego już nie dopowiedział, nie chciał wzbudzać w niej podejrzeń że może być kimś bardziej innym.
Dodane po 1 minutach:
Przeszedł się kilka kroków przed siebie, próbując powstrzymać łzy napływające mu do oczu. Tracił już nadzieje na to, że którykolwiek człowiek zdoła go w pełni zrozumieć, ale nie umiał w to nigdy zwątpić.
- Jestem taki, bo tak się stało, nie miałem na to wpływu. Próbuje żyć normalnie, ot co. Jesteś jedną z nielicznych osób która to o mnie wie, doceń to... I tak by się to kiedyś wydało, bo nie potrafie trwale skrzydeł ukrywać, a nie chcę mieć przed Tobą takich tajemnic.
Odwrócił się w jej stronę, z twarzą doprowadzoną już do pożądku. Nawet mu się powoli uśmiech zaznaczał. Kucnął na ziemi i wpatrywał się w wilgotne grudy, porosłe kępami trawy.
- Byłem tam, nie pamiętam już jak to się stało... To było okropne, i każda myśl o tym miejscu, każde słowa Kraina Luster, przywracają mi je wspomnienia. Dlatego tak niechętnie do tego nawiązuję, ale miewam się już z tym lepiej.
Dodane po 2 minutach:
Wstał i podszedł do Evy, obejmując ją delikatnie ramieniem.
- Czasem dziękuję Bogu że taki jestem.
Nie lubił mówić o sobie jako będącym za marginesem społeczeństwa - chce być traktowany jak człowiek i robi wszystko w tym kierunku.
- Może przejdziemy się dalej? pora jeszcze wczesna. Przejść... No, możemy i... Przelecieć... - Chwilowe załamanie nie miało już w nim śĺadu.Iskra - 29 Sierpień 2012, 21:13 Zazwyczaj pogróżki typu "ubiję" i/lub "niech cię tylko dostanę w swoje ręce" były w ustach Evy pogróżkami żartobliwymi, a więc czczymi; jeśli atakowała na poważnie, to z zaskoczenia i z naprawdę błahych powodów - ach, ten urok choleryków.
Teraz jednak zarzucono jej niesłowność. A to powszechny błąd ludzi będących w otoczeniu Iskierki, oj tak.
Ona: niesłowna? W porządku, niech blondyn da tylko znak, a przekona się cóż znaczy słowo, które pada z krwistoczerwonych ust tego dziewczęcia.
Na stwierdzenie chłopaka, iż jest "beznadziejny" Eva silnie zmarszczyła, równie rude co i włosy, brwi. Silnie, i z niezrozumieniem, a można by i odczytywać, że poniekąd z gniewem.
Nie znosiła ludzi, którzy się nad sobą użalają. Była zdania, że życie jest zbyt krótkie, by tracić część czasu na litowanie się nad sobą samym.
Fakt, może nie rozumiała do końca Noritoshiego: może nie była świadoma, co przeszedł, nie znała jego doświadczeń; jednak sama nie była naiwną, nienaruszoną, niewinną dzierlatką, by nie rozumieć, że płakanie nad samym sobą nie da żadnych wymiernych efektów. Może jedynie dana osoba utopi się w swoim bólu i łzach.
Po chwili odzyskał humor. No, dobrze. Już myślała, że będzie musiała strzelić wykład o woli ognia i pokonywaniu samego siebie, rodem z Naruto.
Taaaak, zdecydowanie zbyt dużo anime.
-A nawet? - zapytała o końcówkę zdania. W zasadzie z uśmiechem, ale jakimś takim delikatnym, bo naprawdę nie miała pojęcia jak odnosić się teraz do niego; szczególnie po tym ..załamaniu? chwilowym przytłoczeniu prawdą?
- Cieszę się, że obdarzyłeś mnie takim zaufaniem - tym razem uśmiechnęła się naprawdę szeroko, ale i tak jakoś tkliwie.
Na kolejne wspomnienia i zwierzenia zareagowała tak jak zawsze robiła w takich sytuacjach, a miała naprawdę dużo doświadczenia. Mianowicie, delikatnością, taktem i łagodnością. I dobrocią, którą też starała się w sobie pielęgnować.
- Rozumiem. Nie żądam, nie proszę cię, nawet w obecnej sytuacji, byś pokazał mi drogę do Krainy. Jakoś sobie poradzę.
To akurat naprawdę rozumiała. Nikt nie zmusiłby jej, by przekazywała komukolwiek jakiś wieści o MORII, lub, o zgrozo, pokazała, którędy się dostać lub by po prostu poprosiła o wprowadzenie danego osobnika do gmachu.
- I.. nie zrozum mnie źle.. Ale wcale nie powinieneś nie spać po nocach z tego powodu, że nie jesteś już w pełni człowiekiem. Wielu.. po prostu z tym żyje. Nie wychyla się, by nie sprowadzać sobie na głowę MORII, ale ich natura nie spędza im też snu z powiek. Wielu... jest, wybacz mi, bardziej dziwacznych od ciebie. I nie mówię tu o istotach rodem z Krainy.
Zamyśliła się. Tak, dziedzictwo naprawdę jej ciążyło. Jednak... żyła z tym. Co dzień budziła się z nim i chodziła spać. Trwała. Nawet już przestała samą siebie zwalczać, a to wielki krok naprzód.
Po chwili, w świetle jego następnych słów, tych o Panu, wiedziała, że zrozumie, co chciała mu przekazać.
Gdy ją objął, nie odsunęła się - pomimo tego, że jednak był dość obcym facetem - jakby chciała odpowiedzieć na rzucone przez niego nieme wyzwanie: nie, nie boję się ciebie. Nie, nie brzydzę się tobą. Dlaczego? Bo w gruncie rzeczy jesteś człowiekiem. Bo nie uczyniłeś mi krzywdy, choć mogłeś tyle razy. Bo, w gruncie rzeczy, jestem taka sama.
- Tak, chodźmy dalej - rzekła, uśmiechając się promiennie.Noritoshi - 31 Sierpień 2012, 20:25 Życie zbyt krótkie jest by się nad sobą użalać? Racja, ale nie w wydaniu Noritoshiego który może żyć dopóki siła wyższa mu tego nie zabroni. Tak, długowieczność to jego kolejne przekleństwo.
Ufność? Ma do niej, ma bo uwielbia wierzyć w ludzi, może to tylko głupia naiwność, ale dzięki temu nie ma możności użalać się nad sobą i żyć bez smutów jak na deszczowego samotnika z natury przystało.
- widzisz, chyba zbyt ufny jestem dla ludzi, powinnaś mnie chyba za to ubić, jak obiecałaś - tak, zdecydowanie mu humor powracał.
Dodane po 1 minutach:
- Pokazać drogę? Nie wiem jaka tam prowadzi, nawet jakbym chciał wiedzieć nie wiedziałbym gdzie szukać.
Puścił ją i lekko się odsunął rozglądając dookoła. Ciężkobyłp mu stłumić fakt że nawet połowy jego dziwaczności nie poznała a już mu mówi o innych okazach.
- Pozwolisz że spytam, skąd ty w ogóle masz taką wiedzę o tym wszystkim? Masz jakieś powiązania z Morią? - zmiana tematu, tak to dobry pomysł gdy się słyszy coś niezgodnego z prawdą, której wyjawiać się nie chce.
Dodane po 1 minutach:
Ruszył przed siebie, uniematerializując sobie skrzydła. Dość już się ich raczej obejrzała, a gapiom nie chce się pokazywać.
- Myślę, że dobrze nam się może powodzić w jednych ścianach... Czas pokaże jak bardzo się myle, prawda?
Ruszył tak, by oddalić się od bagien i nie iść tą samą drogą, co było możliwe,bo pomocny ku temu kierunek w locie obrał.
// napisz tu z zt posta,i potem gdzie indziej napisz, dwa posty, rozpisz się za jeden i jeden szrajbniesz dzisiaj :)Iskra - 31 Sierpień 2012, 21:01 - Ubić cię za zbytnią ufność? Tak, to może być dobry powód, bo, jeśli ktoś cię wcześniej nie uświadamiał, życie z zasady jest brutalne i okrutne, a Miłe-Słodkie-I- Tak-Bardzo-Łagodne-Baranki zazwyczaj się zjada.
Nie miała pojęcia, dlaczego wpadła w ten ton, skoro Noritoshi raczej tylko żartował. Może spowodowały go wspomnienia, a może po prostu podświadomie tak strasznie tęskniła za uśmiechem Joanne?
Objął, puścił i odsunął się. Ciąg prostych, krótkich, następujących po sobie czynności, opisywanych w czasie Present Simple.
Nie znosiła niezdecydowanych facetów.
Jej powiązania z MORIĄ? Z MORIĄ?
Stłumiła atak paniki, przezwyciężając ogarniające ją zimno oraz nagłą sztywność mięśni i ruszyła wolnym krokiem przed siebie, usilnie zastanawiając się, dlaczego doszedł do takich wniosków.
- "Taką wiedzę"? - zapytała. - To za wiele powiedziane. Znam kilka osób, które mają kontakt z ludźmi zarażonymi Anielskim Wirusem, osobiście jednak nikogo nie spotkałam. Dotąd - poprawiła się.
Czyżby zbyt wiele o tym myślała? Lub po prostu takie rzeczy czają się w podświadomości? Wróciła wspomnieniem do swojego zachwytu, że istoty z Krainy posiadają nadprzyrodzone moce. Teraz było jej do tego zapatrzenia daleko.
A jeśli blondyn czytał w myślach? Albo coś w ten deseń? Nigdy wcześniej więcej o tym nie myślała, ale na różne niebezpieczeństwa będzie narażona po Drugiej Stronie Zwierciadła.. Musi się bardziej pilnować.
Choroba! Ona i jej gadulstwo!
- Czy wiedza o Krainie musi pochodzić od MORII? - spytała, patrząc na niego. - Gdyby tak było, nie musiałabym szukać Karminowych Wrót, czyż nie?
Tak, ta odpowiedź była dobra i wiarygodna. I, co najlepsze, prawie że prawdziwa.
Słysząc jego następne słowa, wbrew sobie uśmiechnęła się.
- Stwierdzenie: "jak bardzo się mylę", jest niezwykle adekwatne - roześmiała się.
Gdy to on obrał kierunek spaceru, ruszyła za nim. I miała nadzieję, że zna drogę, bo nie miała już ochoty na optymizm, ze na pewno wyjdą z tych bagien cali.
Grząskie bagna, otulone przez dzikość. Czasem jakiś człek im przeszkadza, zbierając owoce lasu. Czasem zwierzyna nawinie się na zapadlisko. Ptactwo z góry obserwuje jak życie tutaj pędzi swoim czasem, a z wód wyglądające płazy zastanawiają się, co jeszcze smakowitego dla nich los zgotował. Od strony miasta, po swoich ścieżkach, mrówki tworzą ogromną sieć, coraz starając się przetrwać nadchodzącą zimę. W tym świecie na pozór nic się nie dzieje. Spokój, leśna cisza. Ale on w rzeczywistości ma bogate życie.
Mirana w świecie ludzi dawno już nie była. Z dobre kilka lat temu może. Na ogół ma trudności tutaj się znaleźć - musi zadbać o bezpieczną podróż, a na jej końcu i tak czeka ją betonowy świat niemrawo otulany zielenią.
Znalazła się wśród drzew. Ale nie były one s a m e - śniegi je pokrywały, liście leżały pod ich ciężarem, przykrywały kępy traw, a z których co większe wystawały nad kilkunastu-centymetrowe warstwy puchu.
Przybyła jako bujne drzewo, lecz odnajdując to miejsce, zaczęła wnikać w podłoże, oddając mu drzewiastość. Uformowała jednak wiele gałązek i liści, które zostawiła sobie na okrycie. Były zielone i ż y ł y - mogła nimi oddychać. Co prawda mróz szalał wokoło, jednakże zdołała kontrolować w pewnym stopniu temperaturę swojego ciała i nie zamarznąć. Usiadła na jednej z wyższych gałęzi, spoglądając na miasto pogrążone w zimie. W okolicach Ksawery chyba trochę namieszał, hihi ^^ W każdym razie większą uwagę niż do pogody, przyciągała do tego, gdzie są ludzie - co robią. Dawno ich nie widziała. Chłód chciał ją strącić z gałęzi, lecz stanowczo się niemu przeciwstawiała, otulając się w większych warstwach liści, tak, że tylko twarzyczka wyglądała zza ich objętości oraz drobne dłonie. Czas mijał, ale czas dla niej nic nie znaczy. Ma na niego czas...Anonymous - 7 Grudzień 2013, 20:43 Maggie zapragnęła spaceru. I co z tego, że źle się czuła? W jej aktualnym stanie nie jest to niczym dziwnym. Była chora na AIDS, ludzie z tą chorobą mieli bardzo słaby układ odpornościowy i łapali szybko przeziębienia. Mag nie była wyjątkiem, wystarczyło, żeby spadł śnieg, a już chodziła z katarem i bólem gardła. Jak tak dalej pójdzie to szykuje się zapalenie płuc i wizyta w szpitalu, ale w sumie to nic nowego u niej. Powinna mieć kartę stałego klienta, tak często tam bywa. Lekarze znają ją po imieniu, pielęgniarki również. Lądowała tam średnio raz na dwa miesiące i przebywała tam dobre parę tygodni. Trudno o to, żeby człowieka nie znać, prawda?
Chciała odpocząć od miejskiego zgiełku, tego wszystkiego co się ostatnio działo. Ksawery dał ostatnio ludziom nieźle popalić. Całe szczęście jej dom, a zarazem i apteka, stały na swoim miejscu. Ech, tyle dobrze. Kobieta spojrzała na komórkę. Ciągle czekała na wiadomość od pewnego chłopaka, ale pewnie zgubił jej numer. No cóż... jakoś będzie musiała to przeżyć.
Las. Idealne miejsce do wypoczynku, tylko szkoda że była taka paskudna pogoda. Westchnęła ciężko i spojrzała w górę. Padał śnieg. Niezbyt mocno, ale jednak. Całe szczęście była ciepło ubrana, więc nie czuła jeszcze chłodu. Za to nasilił się jej katar, a biedaczka nie miała chusteczek higienicznych przy sobie... pech.Mirana - 7 Grudzień 2013, 21:16 Wypatrzyła z dalsza zbliżającą się tutaj duszyczkę. Miała sporo na sobie ubrań, więc najpewniej ludzie ciężko zimy znoszą - no tak, przypominała teraz sobie - mają zwyczaj ubierać na siebie więcej objętości niż sami zajmują... Właściwie Ona czyniła to samo, tylko że przy tym... nie deptała trawy! A te wystające źdźbła trawy nad śniegiem, zmuszone były znieść jej ciężar, spoczywający na jej butach. Obserwowała ją uważnie, aż do momentu gdy spojrzała w górę, tuż nieopodal miejsca na którym sobie wygodnie siedziała, jak sowa za nocy, tylko że mieliśmy raczej pełnię dnia. Nie chciała jej przestraszyć - wiedziała, że jest i n n a. Że nie należy do osób spotykanych na co dzień. Na jej niekorzyść, podmuch wiatru zakręcił gałęzią. Musiała zadbać o utrzymanie równowagi, przez co trochę nahałasowała - pod osłoną wiatru, ale jednak. Dłońmi i stopami silnie chwyciła się gałęzi, skacząc na pień drzewa i mocno się go chwytając, po czym zgrabnie spadła na podłogę, na cztery łapki, Liście szeleściły na wietrze, Teraz z pewnością zdradziła swoje istnienie, a co za tym idzie - trwającą już najpewniej trochę obserwację. Niewielkie zakłopotanie wypełniało jej twarz, zdające się mówić: "Ups... nie, nic się nie stało..". Jednakże milczała, nie wiedząc za bardzo jak powinna się zachować. Dawno ludzi nie widziała...Anonymous - 7 Grudzień 2013, 22:28 Jeżeli chodzi o Maggie to ona zawsze nosiła na sobie parę warstw. Nawet w lato nie odważyłaby się wyjść w krótkim rękawku. A co jak ją zawieje? U niej o przeziębienie naprawdę nietrudno, a z tym się wiąże także to, że zwykłe przeziębienie może przeistoczyć się w coś gorszego. Jej grzybicze zapalenie płuc się nie marzyło, a z jej układem odpornościowym o nie bardzo łatwo. Już raz to paskudztwo złapała, ledwo żywa wyszła. Od tamtej pory stara się bardziej przykładać wagę do swojego ubioru.
Dla Mag nie było nowością spotkania kogoś spoza ludzkiego świata. Miała bursztynowy kompas, a za jego pomocą mogła bezproblemowo podróżować bo światach. Na swojej drodze spotykała już wielu ludzi, na przykład takiego Azazela który chciał, by Maggie u niego pracowała, ale jakoś słuch o niem zaginął. Ludzie- i nieludzie również- którzy pojawiają się w jej życiu znikają zawsze niczym mgła. Po koncercie Andree wyparował. Agapit, chłopak który był niemową, również się ulotnił. Nie mogła zawrzeć żadnej znajomości a bardzo kobiecie na tym zależało. Miała dość samotności, smutku... chciała normalnie żyć, chociaż wiedziała, że w jej przypadku może być to trudne. Brak możliwości założenia rodziny bardzo ją bolał, a najbardziej to, że nie będzie mogła mieć dzieci- tych uroczych kruszynek, którym oddałaby całe swoje życie i miłość.
Usłyszała szelest liści. Odwróciła się w tamtą stronę, a jej oczom ukazała się dziwna istota. Jednakże na jej twarzy nie było ani szoku, ani zdziwienia. Po prostu się delikatnie uśmiechnęła do nieznajomej (wywnioskowała to po delikatnie zarysowanych krągłościach).
- Dzień dobry- powiedziała.Mirana - 7 Grudzień 2013, 22:56 Zadziwiło ją śmiałe podejście rozmówczyni do niej. Spodziewała się strachu, paniki, ucieczki, a nie miłego...
- Dzień Dobry... - Powtórzyła za nią. Z początku bardziej z zadziwienia, ale później z kultury. Tak, Mirana to osoba, której zasady savoir vivre trzymają się nierozłącznie od zawsze. - Wybacz... wiatr zahulał i strąciło mnie na wspak niż chciałam ten świat podziwiać...
Powstała, podchodząc bliżej niej, na kilka metrów swobodnego dystansu prowadzenia rozmowy. Zgarnęła z twarzy liście, dając światłu więcej swobody w doświetleniu jej oczu. Kolory malujące się w mieszance lazuru, wypełniające jej oczy, spoglądały na nią z wysoka, niemal dwóch metrów. Idąc, stawiała delikatne kroki po dywanie śniegu. Liście poruszały się nie tylko za sprawą jej kroków, ale także łatwo było dostrzec, że mają swoje życie. Uciekały od bezpośredniego kontaktu ze śniegiem, podnosząc się i pokazując jak jej stopy suną po puchu. Gdy przystanęła, wdrążyła nogi wgłąb warstwy śniegu, chcąc zakorzenić się i zadbać o utrzymywanie temperatury kilku stopni, by nie zamarznąć.
- Srogie tutaj, Drodzy Ludzie, macie warunki. - Skomentowała te płaty śniegu targane na wietrze wcześniej i zapewne jeszcze nie raz dzisiejszego dnia.