Archiwum X - I saw you look away...
Anonymous - 31 Sierpień 2012, 00:01 Temat postu: I saw you look away...
- Blake, szybciej – popędzała ją starsza kobieta, stojąc nad czarnowłosą dziewczyną. Zniecierpliwienie widać było na jej twarzy, gdy tylko zerknęła na Blake. A robiła to nadzwyczaj często i dziwne szybko, jakby za długo nie chciała patrzeć na Cienistą.
- Dobrze, mamo – burknęła rozeźlona córka z niemałym sarkazmem w głosie i wstała gwałtownie z fotela. Stał on w salonie, a salon znajdował się pośrodku niewielkiego domu, należącego do Leandre i jej rodziców – Hayden i Rena. Ich miejsce zamieszkania niby nie różniło się niczym od pozostałych domów w Krainie Ludzi, acz pewien szczegół czynił ten dom wyjątkowym. Nie miał kuchni. No bo po co Cieniom kuchnia, skoro nie jedzą? No, przynajmniej tego ludzkiego jedzenia. Sąsiadom tłumaczyli się po prostu, że nie jadają w domu, bo nikt nie umie gotować, więc chodzą do przeróżnych restauracji. Choć wpierw ludzie patrzyli się na nich podejrzliwie, z czasem zaakceptowali dziwny nawyk rodziny Lively.
Było już późno. Noc zdawała się zakwitnąć na dobre. Za oknami widać było jedynie wątłe światło, jakie dawały latarnie. Blake zaczęła się ubierać w płaszcz, gdyż o tej porze było dość zimno. Dopiero w połowie tej czynności zdała sobie sprawę, że to bez sensu. Przecież i tak za długo nie zabawią na dworze. Dziś noc „posiłku”, jak to jej ojciec pieszczotliwie zwykł nazywać pożeranie snów. Blake uśmiechnęła się gorzko. Nie lubiła tego, ba! Nienawidziła. To, co robili było okropne. Rodzice tłumaczyli, że muszą. Muszą, bo inaczej nie przetrwają. Kochała ich, oczywiście. Była dobrą córką – pracowitą, szczerą, wesołą. Ale gdy tylko podejmowali temat ich pochodzenia i powołania, Leandre momentalnie pochmurniała i chodziła naburmuszona. I jeszcze te jej chore upodobanie! Do pięknych snów! Odziedziczyła po matce, jak wszystko inne. Czemu nie może być Koszmarem, jak ojciec? On przynajmniej jest pożyteczny, nie to co Morfeusz... Zapięła płaszcz do końca i wróciła do salonu.
- Przez Ciebie znów będziemy mieć mało czasu. Już trzecia! Nasi sąsiedzi śpią najwyżej do siódmej – skarciła ją matka, patrząc ukradkiem na męża, który już ledwo wytrzymywał z głodu. W takim stanie zawsze był wściekły na wszystko. A że one były akurat w pobliżu dziesięciu metrów, to na nich wyżywał swoją złość. Teraz burczał jedynie przekleństwa pod nosem.
- Dobrze, dobrze – mruknęła Leandre. Wyraźnie posmutniała. Gdyby miała moc... tworzenia iluzji! Snów zastępczych! Byłoby wspaniale... Wyrwała się z zamyślenia, gdy zauważyła przed sobą dwa kłębki czarnego dymu. Ta moc w rodzinie była dziedziczna – zamiana w cień. Widząc, że na nią czekają, skupiła się mocno i po chwili czuła, jak jej ciału odbierane są kilogramy. Chwilę potem zniknęli w półmroku, za drzwiami domostwa.
<center>* * *</center>
Smoliste obłoczki krążyły po domu, szukając swych ofiar. Winny być tu trzy osoby – matka, syn i córka. Blake zazwyczaj odwiedzała umysł córki. Była od niej dużo młodsza, więc jej wyobraźnia nie była skalana sprośnymi myślami – jak u jej brata, na przykład, którym zajmował się ojciec Leandre. Matkę dwójki dzieci już zarezerwowała sobie pani Lively.
Z pokoju chłopca dało się usłyszeć ciche sapnięcie, jakby westchnienie ulgi. Nastolatek był nieco spocony, ale spięta uprzednio twarz, teraz rozluźniała się. A to wszystko zasługa jej ojca. Poruszyła się niespokojnie i zorientowała, że bez potrzeby przyglądała się młodej twarzy chłopaka. Znów będą na Ciebie czekać, pomyślała i szybko pomknęła do sypialni dziewczynki. Skrzywiła się i targnęła nią fala poczucia winy i nagłego żalu. Już zaraz miała zostawić tę słodką pannę z najczarniejszymi koszmarami, nie pozostawiając na tę noc żadnych pozytywnych wizji w jej umyśle. Może, jak bardzo się postaram, to wreszcie... nie, to niemożliwe. Gdyby miała taką moc, już by się jej objawiła. Chociaż.. kiedyś ojciec wspominał, że do niektórych zdolności trzeba „dojrzeć”. Przyleciała bliżej głowy dziewczynki. Po prostu to zrób, skarciła się w duchu. Takim sposobem chwilę potem znalazła się w świecie snu. Było tam bardzo przyjemnie. Znajdowała się w jakimś parku, gdzie drzewa chciały wybić się jak najwyżej, uwieńczone zieloną koroną. Gałęzie wiły się ciągle, wykonując nad ich głowami skomplikowany, radosny taniec. Kręte ścieżki, wyłożone lazurowymi kamykami, prowadziły w najdalsze zakamarki tajemniczego parku. Jedna z nich miała koniec w miejscu, gdzie dzieci lubiły przebywać godzinami. Mianowicie plac zabaw. Blake dostrzegła na huśtawce kreatorkę tego snu. Jej matka stała z tyłu i popychała ją lekko. Obie miały doskonały widok na nieco starszego chłopaka, bawiącego się w piaskownicy. Obok niego kucał przystojny, ciemnowłosy mężczyzna i śmiał się do syna, spoglądając też z troską, od czasu do czasu, na żonę i córeczkę. Blake westchnęła. Mała marzyła o tym, by znów spotkać się z tatą. Na twarzy Leandre pojawił się blady uśmiech. Teraz, pomyślała. Rozwarła usta i wciągnęła ze świstem powietrze. W tym momencie piękny światek zawirował i zniknął. Z każdej strony zaczęły przyłazić brzydkie kreatury, duże i małe, ale bez wątpienia wszystkie były groźne i na pewno nie jedno miało ochotę narobić bałaganu w psychice dziewczynki. Zacisnęła mocno powieki i zdała sobie sprawę, że nie jest już w postaci cienia. Zwinęła dłonie w pięści, po czym przyłożyła jedną do drugiej kostkami i mocno przycisnęła. Powoli zapominała o złych stworzeniach i poczęła wyobrażać sobie nowy widok – dziewczynka była w podobnym miejscu – w lesie. Szła za rękę ze swoim bratem, który miał za zadanie ją pilnować. Kilka metrów przed nimi szli ich rodzice, rozmawiając ze sobą głośno. Zatrzymali się niedługo. Dzieciaki podbiegły do nich, a dziewczyneczka przytuliła się do swego ojca z siłą. Posłała tę wizję ku myślom małej. Wtem poczuła ostry, palący ból w okolicach lewego przedramienia. Potem widziała tylko kującą w oczy jasność i czyjeś ręce, które potem jakby opadły bezwładnie. W tej samej chwili pojawiły się kolejne, większe i silniejsze. Następnie nastała ciemność. Straciła przytomność.
<center>* * *</center>
Leżała chyba na podłodze. Była zimna i nieprzyjemnie twarda. Przesunęła prawą ręką po podłożu. Znajomo chropowata – musieli więc znajdować się w domu. Poruszyła ręką drugą i syknęła z bólu. Rany piekły niemożliwie, a wraz z tym nieprzyjemnym uczuciem, wróciły wszystkie wspomnienia uprzedniej nocy. Oprócz jednego. Próbowała sobie przypomnieć, co to takiego, ale nie dała rady. Czuła, że to coś bardzo ważnego. Wiedziała to. Głowa jednak odmawiała posłuszeństwa, pokazując jedynie białe plamy. Po raz kolejny sunęła bolącą ręką, a wtem jej serce zamarło. Poczuła leżące obok ciało. Tata? Wciąż nie otwierała oczu. Bała się. Musiała jednakże przemóc ten strach. Powoli rozwarła powieki i zerknęła w bok. Jakaś kobieta. Dziwnie... dziwnie podobna do niej. Zmarszczyła brwi. Usłyszała kroki w pokoju i, domyśliwszy się, że to jej ojciec, zapytała:
- Tato... – jej głos drżał. - Kto to jest?
Nie widziała, jak źrenice mężczyzny zwężają się, wyraźnie przestraszone. Co się stało z moją córką? - myślał. Straciłem żonę... a ona nawet zdaje się tego nie pamiętać.
Blake poczuła, jak dłonie taty unoszą ją, a potem kładą na sofie. Spojrzał na nią uważnie.
- Na pewno nie wiesz, kto to jest? - zapytał.
Dziewczyna przecząco pokręciła głową. Jej ojciec ujął swoją twarz w obie ręce. Zapłakał wkrótce, nie patrząc już na swoją dumę...
~ Leandre Blair Lively w czasie tworzenia swojej pierwszej w życiu iluzji, ugryzło magiczne stworzenie, które wymazało jej wspomnienia dotyczące rzeczy, czy też osoby, które prawdziwie kochała. Takim sposobem wszystkie myśli o matce zniknęły z jej umysłu, a wraz z nimi rzeczy, które o niej przypominały. Pamięta wszystko, co działo się tamtej nocy – wszystko, prócz tego. Gdyby nie pomóc jej taty, z pewnością straciłaby więcej pozytywnych wspomnieć. Ojciec Leandre próbował wszystkiego. Rozmawiał o swej żonie, często o niej wspominał. Blake nigdy nie wiedziała, o kogo chodzi. Wkrótce ustąpił. Od tamtej pory nigdy ze sobą nie rozmawiali o Hayden Lively. Blake postanowiła też, że wyprowadzi się z rodzinnego domu i pójdzie w swoją stronę. Dotarła tu. Do Krainy Luster. ~
|
|
|