Archiwum X - Pdobno to polowanie, na Dziwnotwora (Gerthrude)
Noritoshi - 12 Październik 2012, 17:40 Temat postu: Pdobno to polowanie, na Dziwnotwora (Gerthrude) Podobno, czyż nie?
Jakże piękne jest to słowo, zwłaszcza gdy nada mu się prawdopodobieństwie większe niż jego przeciwność. Można śmiało uznać, że jest synonimiczne do pewne. To takie proste!, można czekać niecierpliwie, z zegarkiem w reku, aż się zamierzone rzeczy wydarzą i... NIC - rozczarowanie i pretensje do całego świata, zapominając, że nadzieja zrodziła z niepewnego tylko i wyłącznie. Nie, nie dziś, nie to, nie w taki sposób - się stanie.
Podobno to są ogrody, więc chodźmy na spacer, po drodze wręczę ci kwiatek, uciekniemy przed słonecznym światłem, tam, na drugą stronę mroku. I z powrotem, powiadasz? Nie, bilet w jedną stronę fajniejszy, ciekawszy, przyjemniejszy...
Gerthrude, czego szukasz? Drogi wyjścia? Czyż nie widzisz, że twe zamierzone polowanie na niekoniecznie-człeka, zmieniło swój krajobraz? Och tak, pogoń za ofiarą skończyła się niepowodzeniem (a może nabrała nowego tempa rozwoju akcji?) - twoje stopy zapoznały się z teorią równoległych wszechświatów i trafiły do szkarłatnej otchłani, a jakby tego było mało, jesteś tu sama, zupełnie sama jak palec i nikt ci nie pomoże bo nikt cię nie słyszy... I jesteś tu tylko ty... Oj, psychoza...
Prostując niedoczekane i niezrozumiałe - Gerthrude trafiła niespodziewanie w istną dżunglę, pełną okazałych gatunków roślin, spowitych mrokiem nocy. Lekki szum liści w dalszych częściach ogrodów dochodzi do jej uszu. Ziemia na powierzchnie wydała trochę bujnej trawy, przesiewającej bagienne i podmokłe tereny. Licznie nierówności, strome zbocza i niepewne urwiska chaotycznie kształtują ten teren. Jej nóż może być niczym w porównaniu z wszystkim co czai się pod, za i nad jej osobą. Drzewa i krzewy... - te kołyszą się, tylko pozornie będąc nieruchomymi, przytwierdzonymi do podłoża. To są ogrody, ogrody nie są dla panienek, które zgubiły się w pogoni za ofiarą.
Tutaj wszystko jest prawdopodobne.
Podobno - to pasuje do wszystkiego, cobym nie wypisał.
Gdzie pójdziesz, Droga Gerthrude?
Może tam, gdzie teren robi się stromy, a drzew jest troszkę mniej?
Może wręcz przeciwnie - spojrzysz za siebie i za cel obierzesz tą górę, niknąca we mgle?
Tutaj wszystko jest prawdopodobne.
Wytęż wzrok w jeszcze jedną stronę - może dojrzysz strumyk wody, płynącej maleńką doliną, przedzierającej się przez zerwane mosty, a raczej ich pozostałości - rozprute liny i kilka spaczonych desek.
Niebo? Nie, to tylko jakieś obłoki, jakby zorze polarne, tylko że dziwnie tajemnicze i jakby symbolizujące bardziej coś złego niż dobrego. Tylko trochę rozświetlają teren dookoła, ale jest jaśniej niż w zwykłą gwiaździstą noc być powinno...
Anonymous - 12 Październik 2012, 21:56
Ogród Strachu... czym jest przychodzenie tutaj? Kretynizmem? Szaleństwem? A jeśli czyni to szaleniec, czy nie można mu tego wybaczyć? Między zaskakującymi roślinami, które kuszą wzrok i dotyk, wyłania się zakapturzona postać, chwilowo pochylona nad ziemię w pozycji w której pies próbuje obrać trop. Pociągnięcia nosem niewiele dają. Czy istota, której poszukuje ma jakiś niezwykły zapach, który mógłby ją do niej doprowadzić? Cóż, w każdym razie brawo, dla panny Gerthrude, gdyż w tym ogrodzie nie da się wyszczególnić jednego intrygującego zapachu. Nie ma rady, trzeba się podnieść i przyglądać światu, cóż z wysoka. Czy jeśli ktoś pomyśli, że coś niepokojącego jest piękne, czy są to słowa szaleńca? A czy każda myśl szaleńca musi być zła? Zamknęła powieki, zacisnęła wręcz. Nie ma MORII. Nie ma ludzi. Jest tylko... tylko piękno. Na nowo otworzyła oczy. Czerwony ślepia patrzyły silnym spojrzeniem w dal. W jednym ręku trzymała biały worek z czerwonymi plamami, gdzie spoczywał martwy indyk, upolowany przez dziewczynę własnymi zębami. Niebieskowłosa oblizała wargi. Równie dobrze mogłaby teraz spałaszować indyka na łonie natury, ale nie... On nie był dla niej.
Szła powoli zwiedzając okazałe ogrody, prezentujące się równie groźnie, co i okazale. Włożenie palca do kwiatu, który wygląda jak gigantyczna rosiczka? To nie działania szaleńca, a zwykłego głupca. Lustrując wszystko dookoła, szła niepewnym krokiem, rozglądając się wszędzie dookoła jak spłoszone zwierze, a może jak... łowca? Granica jest cienka. Wszak na polującego zwierza, może polować inny, jeszcze większy. Dojrzała górę, otoczoną zewsząd mgłą, niczym kawałkami chmur. Dotknęła językiem opuszka palca wskazującego. O tak. To jest to. Ściskała w drugiej ręce całkiem sporej wielkości nóż rzeźnicki, który właściwie jest całkiem zbędny, biorąc pod uwagę jej pazury i zęby, no i w odruchu, mogłaby również użyć całkiem ciężkiego worka, by dołożyć napastnikowi. Westchnęła i zabrała się za wspinaczkę, a na razie zwykłą tułaczką, po coraz większych wzniesieniach. Wspinaczka NIE wysokogórska była dla niej. Dodatkowo otaczające górę drzewa, dawały jej poczucie bezpieczeństwa. W końcu czmychnąć na takie, to nic trudnego. Noc jeszcze młoda...
Noritoshi - 16 Październik 2012, 09:57
//Wybacz brak odpisu - pierw nie było mnie w domu, a potem nie miałem w nim internetu, a potem miałem zbyt krótko by zdążyć odpisać ;p
Obrała za kierunek wzgórza piętrzące się poprzez strome wzniesienia, ale także i miejscami łagodniejsze zbocza, ukryte w nocnej mgle. Może to pragnienie bycia ponad nieznanym, a może po prostu chęć patrzenia na wszystko z góry - ale jaki by inny tego wyboru powód nie był, okazał się równie nie łatwym w wykonaniu, co ruszenie w inne kierunki.
Po kilkunastu metrach przechadzania się po stosunkowo łatwym terenie nadszedł czas zająć się pokonaniem stromizny obsypanej żwirem i jakby wzmocnionej przez na wpół obnażone korzenie drzew, zarówno liściastych jak i iglastych. Niby zwyczajny las, jakich w świecie ludzi pełno, ale pozory mylą.
Przechadzanie się między korzeniami w pewnym momencie poskutkowało poślizgnięciem się. Utracona równowaga; jeden z butów zaplatał się o wystający korzeń; próba uwolnienia zakleszczonej nogi - ot, taki niewinny ciąg łańcuchowy, zwiastujący - jak czarne chmury nad miastem, jak przygaszające światła w metrze - jak cisza przed burzą, jak niepokojący stukot w wagonie - ...zwiastujący pierwsze kłopoty.
Zaraz, czy wystawał dokładnie w taki sam sposób jeszcze sekundę wcześniej?
Zdaje się, że, poczciwie i w pełni świadomie, doprowadził do zagnieżdżenia buta między sobą a podłożem. A w dodatku akurat tutaj wystawała też pewna, większa skała, która stanowiła kolejną przyczynę unieruchomienia nogi.
Te ogrody ponoć żyją własnym życiem, prawda?
Napędzając nieco akcje, powiedźmy powyższe wprost: korzeń najzwyczajniej w świecie nie chce, by nasza ludożerczymi dotarła tam, gdzie zmierza. A może nawet nie chce, by dotarła gdziekolwiek.
Tymczasem pojawił się nowy towarzysz - wiatr - zakręcił nieco gałęziami pobliskich drzew, otrzepując je z liści, a te z pewnością jeszcze nie dostąpiły końca swego żywota - nie są jesienne, by złączyć się kilka metrów niżej w szeleszczącą pierzynę.
Liście opadły, po czym, w nienaturalny sposób, po prostu przywarły do tego, na co spadły - do skał, do korzenia, do włosów Gethrude, jej ubrań - jakby zamierzały się wręcz połączyć z fakturą tych rzeczy - ale nie, tylko przywarły jak magnes, bardzo mocno, a uścisk ten z czasem się zwiększał. Może zaboleć.. Na szczęście naszej Pani tych wstrętnych liści nie opadło wiele, a ma zaklinowaną tylko jedną nogę. To jednak wystarczy w zupełności, by zaznaczyć, że przyroda tutaj włada - nigdy i nikt inny.
Anonymous - 18 Październik 2012, 18:24
/Nic się nie stało, również przepraszam za mały poślizg :'P
Ludożerczyni wspinała się dalej, czując, że jeśli znajdzie na górze to czego szuka, gra jest warta świeczki. Poruszając się wciąż w górę, nagle runęła w dół. Jak to możliwe, że nie zauważyła tego korzenia? Była świetnym tropicielem, jej węch był niezawodny, a oczy sięgały wszędzie. Więc jak to możliwe? Chwyciła kawałek korzenia, próbując wyciągnąć go bardziej z ziemy, poluźnić, czy cokolwiek... Ani drgnął. Odnsunęła się dalej i próbowała wyciągnąć kończynę na wolność. Wbiła pazury w ziemie i zaczęła wykręcać stopę, próbując ją wydostać z niespodziewanej pułapki. Wtedy powiał wiatr, zawiewając burzę włosów na buzię. Opuszkami palców, które były całe w brudnej ziemi, musnęła policzek, odgarniając kosmyki z twarzy i robiąc cztery, długie ślady wzdłuż szerokości policzka sprawiły, że wygląd dziewczyny zrobił się jeszcze bardziej dziki. Efekt ten wzmocniły liście, które przywarły bez ostrzeżenia do Gerthrudy. Zrozumiała, że nawet jak zanurzy ręce do łokci w ziemi, nie pomoże jej to w wydostaniu się. Złapała się więc najbliższego drzewa i poczęła przybliżać kolano do siebie, układając stopę równolegle do łydki i usiłując jakoś wyszarpnąć się z tej sytuacji.
-Tak szybko mnie nie pokonacie- powiedziała zaciskając zęby, właściwie nie do końca wiadomo do kogo były kierowane słowa, które szybko zaginęły w szeleście liści. Zacisnęła palce na pniu drzewa, które w sumie nie było takie chude, zagłębiając pazury w korze. W sumie łatwo byłoby na nie wleść, w razie ataku dzikiego zwierza. Dwa susy i już można wystawać wesolutko z krony.
Noritoshi - 19 Październik 2012, 14:21
Nie widziała, bo nie wydawał się być groźnym, dopóki to nie zmienił chytrze swego położenia i nie zakleszczył jej nogi. Nieco gimnastyki i noga była już wolna, mogła biec dalej, ale czy na pewno?
Liście zachowywały się iście drapieżnie, a może nawet zamierzały pasożytować - jedno jest pewne - nie można ich ignorować.
Kora wydaje się być taka twarda, niewrażliwa, odporna... Ale mimo to czuje i cierpi, a pazurska w tym przypadku to nie byle przyjemne muskanie, a dokuczanie, natrętne dokuczanie, typu: "- Nie ruszaj tego kwiatka! - Czemu?... - Bo on nie lubi!". Wiatr nieco ucichł, ale nadal grasował w pobliżu. Gdzieś nieopodal jakiś kamień staczał się po żwirze; gałązka pękała, wypluwając soki roślinne; owady zjadały jeden drugiego; pod ziemią odpoczywały gryzonie... Ogółem prawie nic ciekawego dla kogoś, kto nie jest biologiem.
Ruchy powietrza nawróciły, ponownie strzepując liście z drzewa. W okolicy zaczął panoszyć się zapach typowy dla istot gatunek stwór, podgatunek dziwny. Liście zawędrowały tym razem w bardziej chaotycznym rozrzucie, docierając do pewnej istoty i powodując u niego tradycyjną reakcje na ból, czyli w formie krzyku - dość specyficznego, stłumionego wiatrem a mimo to dobrze słyszalnego, mieszczącego się w paśmie częstotliwości nietypowych dla ludzi.
Kolejne drapieżne liście przywarły do ciała Gethrude. Było ich teraz... raz, dwa, trzy... Kurde, nie ruszaj się! Cztery, pięć... siedemnaście... dwadzieścia cztery. Nie, dwadzieścia trzy. Część zaplątała się we włosy, ale, jak poprzednio, większość z nich osiadła na ubraniu, Tyle tylko, że teraz zdołały ograniczyć swobodę ruchu w tym płaszczu, a to ze względu na zrobienie jakby "zakładek" z materiału - w rękawach, na plecach, w okolicy talii... Ale to natrętne... coś, nieprawdaż, Dziwadle? Chcesz uciekać na drzewo? Proszę bardzo: trochę mocarnych gałęzi, upiększonych liśćmi lub igłami - mniejszymi lub większymi, w zależności od gatunku. Można z nich podziwiać wspaniały widok na nic interesującego - na nocne niebo o ciekawej konsystencji, górujące nad lasem.
//Heh.. pisałem post w okienku Szybka odpowiedź, dałem Wyślij i wyskoczyło okienko z logowaniem się (nie miałem internetu w czasie pisania postu). Daje cofnij - okienka nie ma. Poklnąłem trochę, pokombinowałem z otwarciem poprzedniej strony w nowej karcie i jakoś się odzyskało, ufff...
Anonymous - 20 Październik 2012, 12:08
Udało się, wreszcie noga wyślizgnęła się z biologicznej pułapki i Gerthrude, mogła się podnieść. Wyprostowała się, wyciągnęła ręce, kopnęła parę razy powietrze i już mogła iść dalej. Tym razem obiecała sobie patrzeć dokładnie pod nogi i pilnować się, żeby nie dać się pokonać roślinkom. Po raz kolejny wiatr zawiał jej włosy na twarz, a z włosami mnóstwo liści. Zakryła twarz dłońmi, do których zaraz przyległy kolejne przywiane powiewem liście. Zapanował szelest, wzmocniony szamotaniną Ludożerczyni z naturą. Ale mimo to coś usłyszała. Drgnęła i wyprostowała się jak oparzona. Coś tak cichego, co równie dobrze mogłaby sobie tłumaczyć urojeniami. Do tego zapach. Inny, odmienny, nieznany, dziwny... Z oddali. Dźwięk się nie powtórzył, więc dziewczyna mogła skupić się liściowym odzieniu, które coraz bardziej dawało się we znaki. Miała ochotę rozszarpać każdy z listków. Odrywała, szarpała, puszczała na wiatr przez siebie. Jednak chwyciła rzucony wcześniej bez poszanowania worek z mięsem, zacisnęła na nim palce i ruszyła przed siebie, kierując się węchem. Mylny, nieomylny? Grunt, że jest to zawsze jakaś poszlaka. Biegła przed siebie, usiłując przy okazji szamotać się wolną ręką z kolejnymi liśćmi i licząc, że jeśli będzie biegła wyjątkowo szybko, one jakoś się poodrywały. Kiedy mniej więcej straciła „trop” postanowiła spełnić swój wcześniejszy pomysł. Wybrała bujne, mocno rozgałęzione drzewo z małymi, wąskimi, ostro zakończonymi liśćmi. Skoczyła, chwyciła najniższą gałąź i wspięła się na nią, sięgnęła do kolejnych, powoli stąpając na coraz wyższych częściach. Zawahała się parę razy, ale nie zleciała. W końcu była na tyle wysoko, by stać na tych wysokich, delikatnych, niebezpiecznie uginających się, słabych gałązkach korony. Wychyliła się szukając w dole czegoś, co doprowadziłoby ją do Dziwnotwora.
/Oj znam to. Dlatego zawsze zapobiegawczo kopiuję wiadomość, przed "wyślij". c:
Noritoshi - 21 Październik 2012, 12:55
Urojenia, urojenia... Tak, to chyba jednak tylko to, chociaż...
Liście lubią fruwać donikąd, najchętniej by trajektorią lotu objęły całą kule ziemską - wszak kto wie jak daleko, wgłąb oceanu, im się to już udało?. W przypadku Gerthrudy nieco uległy powiewowi wiatru i większa część z nich musiało znaleźć sobie inny podmiot do nękania.
Wracając do urojeń, to zapach, bardziej smród jak pachnidło, wlókł się gdzieś w pobliżu, lecz ciężko było go dokładnie zlokalizować, nawet komuś takiemu jak nasza morderczyni, a to z prostego powodu. Otóż, coraz bardziej zbliżając się ku szczytowi, w okolicy pojawiały się nowe gatunki krzewów i drobniejszej roślinności, rozmieszczonych jakby z rozmysłem, zbyt nieregularnym jak na przypadek. Ich kwiaty i owoce promieniowały różnorodnymi olejkami zapachowymi, przyćmiewającymi rosnącą intensywność smrodu dziwotwora.
Wdrapała się na jedno z iglastych drzew, których było tutaj mniej, jednakże wyglądały na bardziej zadbane. Może ktoś jest tutaj w roli ogrodnika? Z kilkumetrowej wysokości mogła dotrzeć wiele ciekawych, nowych widoków. Przede wszystkim stąd mogła ujrzeć przeplatankę wielu gatunków roślin, układających się w zawiłe formy, coś jakby mury obronne, tyle tylko, że z łatwością można by się przez nie przedrzeć - niemniej jednak trochę drogi należy nadrobić. W dodatku miejscowe nierówności terenów i liczne skały idealnie komponowały się z powyższym. Niewątpliwie, ktoś, kto to stworzył, musiał mieć na to patent.
Czujny wzrok, penetrujący teren w zasięgu widzenia, dostrzegł w pewnym momencie jak pewna postać przemieszcza się między drzewami. Powinna być w stanie dotrzeć, że to coś ma parę rogów wyrastających tuż znad uszu, biegnących przy skroniach i po ostrym łuku odchylającymi się do tyłu. Owe na końcu były rozdwojone i zakończone ostrymi szpikulcami, z których nadal sączyły się kropelki krwi. Dalej, pysk tej istoty był ubrudzony w czerwonej maści, której część pochodziła z nowo powstałej rany nad prawym okiem. Oprócz zdeformowanej twarzy, uwagę przyciągał swym tułowiem, pochodzącym od jakiejś pumy, czy też lwa - trudno to jednoznacznie określić, bowiem każdy kolejny skrawek ciała prezentował cechy charakterystyczne dla innego gatunku zwierza. Słusznym jest dopatrywanie się krzyżówki z homo sapiens sapiens, gdyż zgrabne rączki wydobywały się, przez chude ramiona, z miłych dla oka walorów, typowych dla żeńskich osobników - tak, to kobiece kształty, których nagość jest zniwelowana bardzo zniszczoną, niegdyś białą tkaniną, ubrudzoną przez krew i błoto.
Oto ma przed sobą hybrydę człowieka z jakimś zwinnym zwierzem, ze śladami walki na ciele. Stwórca nie był bogiem, był czymś więcej, a jednocześnie niczym - przedstawicielem MORII. Mknie on błyskawicznie ku górze, jakieś czterdzieści metrów od drzewa na którym Gethruda siedzi. W jednej dłoni dzierżąc jakiś przedmiot, który trudno jest określić na pierwszy rzut oka. A jest to najzwyklejsza habina, przybrana w ostre kolce. Cóż, na kogoś najwidoczniej to coś poluje...
Obejrzał się i dostrzegł ją... albo coś innego, znajdującego się w jej pobliżu. W każdym bądź razie jego reakcja na to była taka, że przyśpieszył biegu i wystawił swą broń w geście obronnym. Zawył jakoś tak dziwnie, aczkolwiek bojowo, coś jakby zwierze mówiło "jestem niepokonany".
Anonymous - 23 Październik 2012, 18:15
Widok roztaczający się w koło był tak piękny, że Gerthrude wychyliła się do przodu, by mieć lepsze miejsce do obserwacji. Nie obchodziło ją to, że pod nią rozciąga się spora przepaść, kończąca się czubkami drzew i innych roślin, niższych niż to, na którym teraz siedziała. Mimo to, nie był to jeszcze satysfakcjonujący widok. Szukała czego innego... szukała Dziwnotwora. Obiektu, którego Ludożerczyni tak wypatrywała mogło nie być w okolicy w najbliższym czasie, ale istniała ta nadzieja, że gdzieś się pojawi. I właśnie... czyżby to było on? Czerwonooka wytężyła wzrok. No i właśnie. Zobaczyła to. Czy to właśnie to czego szuka? Usta Cyrkowca ułożyły się w złośliwy uśmiech. Powoli zaczęła schodzić z drzewa, przy czym pod grubymi podeszwami glanów dziewczyny, pękła nie jedna gałąź. Jednak nie pierwszy raz się po drzewie poruszała, więc udało jej się sprytnie wylądować na gruncie. Kiedy tajemnicza istota przyspieszyła, kij wie czy przez Gerthrude, czy też co innego wywołało tę zmianę zachowania, a Ludożerczyni nie zamierzała osobnika tego zgubić. Zacisnęła rękę na nożu rzeźnickim, a drugą na worku z mięsem. Zamierzała z obu elementów ekwipunku zrobić użytek. Gdzie jesteś istoto? Gerthrude już na ciebie czeka. Nie stanie ci się krzywda. Chyba, że krzywdą jest dla ciebie utrata wolności i zdobycie sojusznika. Czerwonooka pochyliła się nieznacznie w pozycji, nieco bardziej, powiedzmy, zwierzęcej. Nie znikający uśmiech ukazywał śliczne kły, które uzbrojone były w rażący jad. Tak jak zwierz uniósł swą broń, tak dziewczyna ustawiła nieco przed sobą swoje narzędzie. Mordu.
Tak, Gert, szykuj się. Patrz w stronę drzew, z których wyłoni się zaraz istota. Oddychaj ciężko z podekscytowaniem. Zaraz czeka cię starcie. Musisz się obronić i przekonać do siebie stwora. Po to ci te mięso, którego worek palił wręcz twoją skórę korcąc do pożarcia surowizny odkąd tylko je upolowałaś. Nie możesz zrobić stworzeniu krzywdy. Szukasz sojusznika, bestii, zwierza, a nie wroga.
Noritoshi - 26 Październik 2012, 13:03
Hybryda nie tylko zauważyła w pobliżu człowieka, ale, i to przede wszystkim, wyczuła zagrożenie, które usiłuje od dłuższego czasu zniwelować. Choć ranna, to, wbrew pozorom, nie ucieka, a goni - co? Cóż, niedaleko grasował jakiś zajączek..
Ciężko było jej przedzierać się przez te wszystkie krzewy rosnące wokoło - jedne wymijała dość żwawo, inne siłą zmuszała, by ustąpiły drogi, a jeszcze inne najzwyczajniej raniły ją swymi ostrymi gałązkami. Odległość dzieląca pumo-kobietę od cyrkowca malała z każdą kolejną sekundą, a kolizja stała się więcej niż pewna. Na kilka metrów przed Geth przesunęła się, wymijając ją - bez zadawania jej ran, ani nawet nie dotykając jej - no chyba, że ta zdecyduje się zaatakować.
Gdyby Gethrude obejrzała się za siebie, dostrzegłaby jak dziwotwór wbiega prosto pod jeden z krzaków, gdzie pewien zając zabawiał się kłosami trawy, wśród której szukał opadłych dojrzałych owoców. Niestety, czy też stety - zależy dla kogo - uciekł przed ostrymi pazurami. Skóra dziwotwora musiała przyjąć na siebie sporą ilość kolców, głowa uderzyć z głośnym hukiem w grubsze gałęzie, łamiąc je, a zajączek jakby nic się nie stało, zwyczajnie poszedł poszukać sobie innych aromatycznych kwiatków. Okrzyk bólu podsumował tą nieudaną akcję. Podniósł się i próbował biec, ale kulał na przednie łapy, zaś oczy widziały dość chaotycznie, czego potwierdzeniem było przemieszczanie się godne niejednego pijanego człowieka. Chciał dopaść zajączka, ale zrezygnował z tego, jak tylko zapachy przekąski tkwiącej w worku zaciekawiły go.
Anonymous - 29 Październik 2012, 21:38
Ludożerczyni rozglądała się szybko, w sposób przywodzący na myśl zarówno myśliwego, jak i spłoszone zwierze. Zobaczyła ją. Zwierzę, hybryda, istota... jakkolwiek to nazwać, Gerthrude od razu przestała patrzeć na nią jak na zagrożenie, wroga, czy kawał mięsa. Można powiedzieć, że wręcz przeciwnie. Dostrzegła prężące się stworzenie, gotowe do skoku i jak widać, piorunująca porażka. Po paru chwilach, czerwonooka zauważyła zainteresowanie istoty. Dziewczyna przełknęła ślinę i uniosła worek mniej więcej na wysokość głowy.
-To dla ciebie- powiedziała patrząc w oczy hybrydzie. Właściwie nie liczyły się słowa, przecież stworzenie to, mogło niczego nie rozumieć. Ten tu nasz Cyrkowiec wiedział, że chodzi o łagodny, spokojny głos, wzbudzający zaufanie. Takim więc tonem przemówiła do dziwactwa. Opuściła nieco rękę, po chwili worek ze zduszonym hukiem upadł na ziemię. Nasza pannica pochyliła się i wyjęła martwego indyka. Wciąż miał pióra, ale brakowało kilku gryzów mięsa, w miejscach gdzie jeszcze tkwiły ślady Gerthrudowych kłów. Złapała ptaszysko w zęby i wyciągając szyję w bok, zamachnęła się odwracając głowę w lewo i puuuuf! Drób wylądował parę cali od stworzenia. Ludożerczyni się oblizała, tuż obok kącika ust, powoli spływała mała, indykowa, czerwona kropelka. –Prezent- dodała przymilnym głosem i kucnęła. Wszak wolała się zniżyć do poziomu jej cichego „rozmówcy”. A ktoś o wymiarach Ludożerczyni, raczej często się zniża. Patrzyła na martwego ptaka, licząc, że Dziwnotwór przyjmie ten dar i rozszarpie zwierzę tak, jak powinien.
Noritoshi - 30 Październik 2012, 10:47
Zrezygnował z zająca na rzecz świeżo nieżywego indyka. Ostrożnie podszedł do rzuconego mięsa. Wbił swe zębiska, wydobywając z wnętrza jeszcze lekko ciepłą krew. Prędko oddalił się, zajmujac się posiłkiem kilka krzaków i drzew dalej. Zamiary Gethrudy się spełniły - byle indyk był byle mięsem, ale czy można rzec, że zdobyła sojusznika? Oj nie, on tylko uznał to za okazję promocyjną, która teraz juz w całości wylądowała we wnętrzu dziwnotwora. Apetyt rośnie w miare jedzenia, prawda? Daj palec, weźmą rękę - a potem zjedzą w całości, a i tak będzie im mało.
Rzucił swą chabiną tak, że wbiła się w drzewo piętrzące się nieopodal Ludożerczyni. Oj tak, oznaczył ja sobie w ten sposób. "Wyglądasz smacznie, mój pokarmie" - rzekłby, gdyby tylko potrafił gadać. Tak!
A czy rozumiał jej słowa? Cóż, bardziej czytelne były dla niego gesty jakie wykonała, niemniej coś tam zrozumiał, ale to nie przeszkodziło mu w zainteresowaniu sie nią per drugie danie. Zając? A idź pan z ...! - ma tu smaczniejsze i pożywniejsze mięsko...
Wyskoczył zza krzaków, stajac kilka metrów przed Gethrude i wydając dziki koci okrzyk bojowy. Nie, nie pytał, czy ma drugiego indyka. Wypluł jjedną z kości, z której trawienia żoładek zrezygnował. Pysk miał uciapany krwią, do której przylepiło sie pierze.
|
|
|