Historie Postaci - From the old world to the new world.
Cariati - 10 Grudzień 2012, 20:49 Temat postu: From the old world to the new world. Cariati nigdy nie poznała swojej matki. Umarła przy jej porodzie. Wszyscy wiedzieli, że to właśnie wtedy umrze. Już za życia była chorobliwą osobą, łatwo się zakażała, nie mogła stykać się ze słońcem, bo miała za delikatną skórę, jej kości były słabe, a do tego nad wyraz chuda. Jednak była pełni życia, miła i szczodra, oraz piękna. Jedynym minusem w jej całym majestacie było zdrowie. Ojciec Cariati, żeniąc się z jej matką wiedział o tym bardzo dobrze, wiedział, że kiedyś obudzi się ze zmarłą żoną w łóżku, lub bez niej. To było ryzyko, które postanowił podjąć z miłości. Z czasem przyswoił się do słabego organizmu żony, jednak gdy się on krytycznie pogorszył w stanie ciąży, popadł w depresję, którą mistrzowsko ukrywał.
Z każdym nowym rokiem Cariati coraz bardziej przypominała swoją rodzicielkę, na dodatek nosiła po niej imię. Widać było, że jej widok sprawia, iż jej ojciec cierpi. Ten wyraz twarzy, gdy tylko ją ujrzał, zawsze sprawiał, że czarnowłosa miała ogromne poczucie winy, wyrzuty sumienia, za to, że w ogóle istnieje. Za wszelką cenę próbowała unikać własnego, jedynego rodzica. W sumie udawało się jej to. Nie raz nie spotykała go dwa, lub trzy dni we własnej posiadłości. Dziewczynka doskonale znała każdy zakamarek pałacu. Najchętniej przesiadywała całe dni w największym pomieszczeniu w jej domu – bibliotece. Jej ojciec, jak i dziadek i pradziadek byli wielkimi miłośnikami wszelakich ksiąg. Ta niewielka mania rodzinna, która powoli przechodziła na Cariati sprawiła, że mężczyźni musieli zburzyć kilka ścian, aby powstał pokój idealny na tą wielką kolekcję. Pośród tych wszystkich szafek z lekturami, gdzieś w środku pomieszczenia znajdowało się biurko. Stała na nim niewielka lampa naftowa, zaś obok stało wielki, skórzany fotel. Dopóty Cariati nie odnalazła tego miejsca, cały pokój porastał kurzem. Ze względów alergicznych, dziewczynka poprosiła służki o posprzątanie biblioteki, które od razu spełniły jej życzenie. Po wywietrzeniu i posprzątaniu pomieszczenie było nie do poznania, czarnowłosa była dumna „ze swojej” roboty. Wygnała czym prędzej z czystej biblioteki i już w ukochanej samotności zaczęła przeszukiwać wszystkie zakamarki, ów miejsca. Znalazła wiele książek, albo raczej notatników pisanych przez jej przodków. Wszystkie zawierały informacje na temat ich rodzinnej specjalności – robienia marionetek, bo każdy członek jej rodziny był Marionetkarzem. Jeśli jakiś potomek, chciał się związać z przedstawicielem lub przedstawicielką innej rasy niż ta, którą reprezentowali musiał się wyrzec nazwiska. Tak też pozostało do czasów, gdy ona się urodziła. Czytając te wszystkie zapiski, wiele się dowiedziała o ich głównym zajęciu. Tak bardzo ją to zaintrygowało, że to właśnie w tej bibliotece po raz pierwszy powstała jej jedyna w swoim rodzaju szalona marionetka. Nie była ona niezwykła, wręcz przeciwnie. Dziewczynka gdy tylko ją ujrzała miała ochotę ją wyrzucić. Blond włosy, przechodziły w kolor zgniłej żółci. Zaś oczy miała zrobione z dwóch guzików. Do tego Cariati zrobiła jej skrzydła z dwóch kartek z książki. Wyglądała ohydnie. Nie ożywiła jej tylko wyrzuciła przez okno. Kto wie gdzie teraz jest, ponieważ na drugi dzień jej tam nie znalazła. Tak się wkręciła w tworzenie nowych lalek, że straciła rachubę czasu. Po kilku dniach zaczęła sypiać na wielkim, skórzanym fotelu, służące zanosiły jej tam posiłki i przyniosły wiele kocyków i lamp, by dziewczynka miała choć trochę wygody. Nie przejmowała się nawet, że nikt jej nie odwiedza. Nawet słyszała, że polepszyło się jej ojcu. Niestety ta wiadomość ją bardzo zdenerwowała, przez całą noc płakała. Wiele służek do niej przychodziło, aby choć trochę pocieszyć roztrzęsione dziecko, w końcu miała tylko siedem lat. Usłyszały tylko obelgi, żeby odeszły, a jedna nawet, że nie jest jej matką. Przestawszy histerycznie płakać, stworzyła marionetkę. Naprawdę piękną i udaną. Uosobienie wściekłości oraz bólu, jaki wówczas w sobie nosiła. Miała czarne włosy, śliczne niebieskie oczy, a usta czerwone. W chwili pociągnięcia za sznurek, do głowy przyszło jej imię dla lalki – Ophelia. Resztę dnia spędziła na rozmawianiu z tą istotą. Wyglądała prawie tak samo jak jej twórczyni. Nawet Cariati starała się by była jej wzrostu, jednak brakowało jej z pięciu centymetrów. Była dumna z tego dzieła. Teraz mogła rozmawiać z samą sobą. Pewnego dnia zostawiła Ophelię w bibliotece, która przeszukiwała najwyższe półki szafek. W końcu raz na jakiś czas wypadałoby się jej pokazać w własnym dworze. Jednak najbardziej chciała się spotkać z dziadkiem. Uświadomiła sobie jak bardzo za nim tęskni, gdy czytała jakąś niezbyt długą i niezbyt mądrą książkę o wnuku, co ukradł dziadkowi buty. Jednak taka niemądra literatura przemówiła do jej zimnego serca. Szła przez korytarz zapatrzona w księgę alchemików i witała po kolei mieszkańców pałacyku. Zaczytana nie zauważyła stojącego przed nią ojca. Dopiero jak wpadła na Ophelię, zorientowała się, że jej ojciec jest w wielkim szoku.
-W-witaj ojcze – rzekła przestraszona. W myślach zabijała, albo raczej psuła marionetkę na wiele sposobów. Jedyny rodzic Cariati nic nie mówił, tylko patrzył przed siebie. Po chwili się uśmiechnął, jego córka myślała, że oszalał.
-T-tato, dobrze się czujesz? Może zaprowadzić cię do pokoju? – pomimo pogardy do niego próbowała być miłą, chciała jakoś uspokoić go przed faktem, iż ma przed sobą kopię córki, której się tak panicznie bał. Marionetka chwyciła mężczyznę za rękę, on odruchowo walnął ją w twarz z otwartej dłoni.
-Nie dotykaj mnie ty potworze!- Zrobił kilka kroków do tyłu. Najwidoczniej, nie mógł już odróżnić, która to jego córka. Cariati nie mogła powstrzymać łez po słowach ojca. Książka wypadła jej z ręki, a sama jakoś usiłowała zapobiec płynącym łzą z jej oczu. Szlochając pomogła wstać Opheli z podłogi. Ona i tak nic nie czuje, to tylko kukiełka, pomyślała z goryczą. Ojcu czarnowłosej zaczęły się trząść ręce. Bała się go wtedy okropnie. Już z samego faktu, że tak się zachowuje chciało jej się bardziej płakać. Myślała tylko o dziadku, którego tak bardzo kochała. Chciała, aby tu był i ją przytulił, obronił przed tym wariatem.
- Służki! - krzyknęła łamiącym się głosem. Rozejrzała się po korytarzu w poszukiwaniu jakiejś obeznanej w temacie obłędu ojca.
- Mary, weź go, go do pokoju. U-uspokójcie go i, i niech ci ktoś pomoże- rzekła stanowczo. Otarła łzy z policzków i obróciła się na pięcie w stronę Mary.
- NATYCHMIAST. - Podkreśliła wyraźne. Chwyciła lalkę za rękę oraz pociągnęła ją za sobą do biblioteki. Gdy tam się znalazły zastały dziadka Cariati. Puściła marionetkę i pobiegła aby go przytulić, znowu się popłakała.
- Mała beksa, co się stało? - zaśmiał się. Od razu polepszył humor dziewczynce. Nie czekał na jej odpowiedź, tylko zadawał kolejne pytania. Odpowiadała mu bez zastanowienia, a jej dzieło tylko raz na jakiś czas odrywała wzrok od książki i patrzyła na nią pogardliwe. W końcu dziadek panienki de Montefiere podszedł do Marionetki i zaczął z nią rozmawiać. Za ten czas Cariś zdążyła się przykleić do jakiejś książki o alchemii. W pewnym momencie została wyproszona przez własnego staruszka. Nie miała innego wyjścia, posłuchała go. Wróciwszy do biblioteki Opheli nie było, a prawdy o jej zniknięciu dowiedziała się kilka lat potem.
Żyła normalnie, nie widując ojca od tamtego zdarzenia. Przesiadywała całymi dniami w bibliotece, iż zostało jej to w nawyku. Jednak nie sama, z dziadkiem. Tworzyła tam nowe Marionetki, które nigdy nie zostały ożyte. W wieku szesnastu lat otrzymała od niego kuszącą propozycję, chciał jej pokazać Świat Ludzi. Zgodziła się natychmiast i jeszcze tego samego dnia, wyruszyli do Upiornego Miasteczka by spotkać się z Cieniem. Bałą się go, lecz tego nie okazywała. Jej dziadek długo z nim rozmawiał, więc wyciągnęła jakąś książkę i nie wiedząc kiedy znalazła się w innym świecie. Po zmroku dotarli do mieszkania, w którym jej dziadek często przesiadywał. Dzięki temu, iż panowała tam noc, nikt nie zwracał uwagi na ich dziwne ubrania. Wszystko ją fascynowało, a zwłaszcza technologia. Więc to, to jest miejsce, gdzie spędza czas jak nam tak znika, pomyślała. Była to prawda. Często znikał na dwa, trzy tygodnie, czasami na kilka dni lub miesięcy. Powodem było jego drugie życie. Spodobało jej się tam okropnie. Mieszkanie znajdowało się w centrum miasta, nad sklepem z lalkami. Szybko się zorientowała, iż należy on do jej staruszka. I tak oto osiedliła się w dwóch krainach, ze swoim dziadziusiem. Ze względu na pogarszający się stan jej ojca, mniej wracała do domu. Jednak jak już, to go odwiedzała. A on, ją nawet przeprosił i wręczył jej pewnego dnia Ophelię. Lecz już nie mówiła tak wiele, w ogóle nie żyła. Zmieniła się w lalkę i wówczas pojęła tajemnicę lalek ze sklepu jej dziadka. {cdn}
błędy poprawię, lecz dziś już nie dam rady. xd
|
|
|