To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Malinowy Las - Ruiny Wioski Lazurów

Noritoshi - 11 Luty 2013, 09:17
Temat postu: Ruiny Wioski Lazurów

Każdy las ma swoją historię, a pewna wioska ma w niej swój rozdział. Kilkanaście domów zbudowanych między drzewami, trochę polany, smacznych malin i innych owoców leśnych... I rzeka płynąca tuż nieopodal. Właśnie, rzeka - owa ma ścisłe powiązania z ludnością tejże wioski, co sugeruje poniekąd nazwa, a raczej miała swe powiązania... Teraz tylko ruiny po niej zostały.



...stało się wiele, bowiem teraz znajdowały się w rwącym strumieniu rzeki, a konkretniej to Kejko znajdowała się, opleciona przez wstęgę utworzoną z krwi, w rwącym żywiole wody. Wkrótce potem została wyrzucona na brzeg – w miejscu, gdzie strome zbocza doliny przechodziły w łagodne ścianki. Zbieżność z herbacianą rzeką jest żadna – na mapie obie mają swoje źródła, ale jednak znajdują się w pobliżu. Wokoło ciemność pokrywała nieprzeniknionymi obłokami stare drzewa, budujące las pośród którego przedziera się wąwozem woda. Przytomna, czująca na sobie uderzenia kamieni rzecznych, z wodą w płucach, leżała na wilgotnej trawie, a obok zwijająca się w kłębek wstęga, spełzająca z jej ciała. Szybko na niej znalazł się rzucony, nieco za duży jak na nią, ciemny męski płaszcz.
- W porę mi się udało... - Zawołał głos, męski, dochodzący gdzieś z góry - z drzewa. Tak, to on pozbawił siebie tego odzienia, celnie nim ją nakrywając.- Ubierz się.
Tak, od razu, jak tylko zauważył dotarcie herbacianej w pobliże, przygotował się do podzielenia się płaszczem, chcąc uszanować jej prywatność. Gdy tylko zdecydowała się skorzystać z płaszcza, zeskoczył na ziemię i ujawnił swoją twarz w przedzierających się przez gałęzie promykach księżyca. Był średnio-wysokiego wzrostu i nieco szczupły. Na sobie miał ubiór w ciemno-zielonych barwach, zlewający się z otoczeniem. Na plecach posiadał łuk, a przy pasie nóż i kilka drobiazgów dopełniających jego ekwipunek. Łucznik rodem z Władcy Pierścieni, czy też modnego ostatnio Hobbita.
- Ona już nie jest groźna... Spełniła swoje zadanie, ale tylko jedno. Chciała Ciebie podle wykorzystać, być może i przeciwko mnie, a ja... ja potrzebuję pomocy. Nie wiem, co za wydarzenia ci zaserwowała i szczerze Cię przepraszam jeśli zbytnio ucierpiałaś, ale sądząc po stanie tej wsiąkającej w glebę krwi, wśród której nie ma ani krzty włosów czy płetwy, świadczących o jej obecności, to poświęciła swoje marne życie by Cię tu zaciągnąć. Powiesz, że ją wykorzystałem - nic bardziej mylnego - ta starucha dość już napsuła społeczeństwo. Ale też i najwidoczniej znalazłaś na nią sposób, co dowodzi że warta jesteś powodu zjawienia się tu. Miała szukać kogoś na tyle umiejętnego, aby zdołał ją pokonać, a wtedy skorzystać ze swych czarów i przybyć tu... Widać okazałaś się od niej lepsza, bądź po prostu… głupio oddała się walce
Zgarnął z trawy kompas służący do podróży. Dzięki interwencji swego poprzedniego właściciela mógł ją przenosić w dowolne miejsce, ale teraz powrócił do swej pierwotnej formy.
- Ja mam swój, więc mogę ci go wręczyć, może ci się kiedyś przyda, ale... jeszcze byś uciekła... Proponuję ci układ - pomożesz mi w ocaleniu wioski przed pewną niebezpieczną istotą. Nie chcę cię do tego zmuszać, ale ktoś musi mi pomóc… I tak w ogóle to... sama walczyłaś z nią, prawda? Czy był ktoś z Tobą jeszcze?
Tak, jak łatwo można się domyślić, miała przyprowadzić jedną, mocną, a nie trójkę być może tylko słabych, a w grupie już silnych istot.
Długo pozwolił sobie gadać, a w ten czas nie tolerowałby próby ucieczki czy walki, ale Kejko też nie czuła się najlepiej - podróż zakończyła się dla niej zanurkowaniem w wodach rwącej rzeki, w dodatku czarownica pod swoją ciekłą, krwistą postacią mocno ją ściskała, niezbyt pozwalając na jakiekolwiek ruchy.
- Zastanawiasz się zapewne jaką masz gwarancję - dowód mych słów... Jak się przyjrzysz temu miejscu, to ujrzysz jak bardzo zeszłej nocy płomienie strawiły te drzewa, a tu nieopodal walą ruiny domostw. Tragiczny los spotkał to miejsce, a moja próba powstrzymania wroga spoczęła na niczym... Wiedźma na siebie sprowadziła to przeklęte stworzenie. Ledwo uszliśmy z życiem, a teraz nie wiem gdzie ono jest, ale łowca to jest konkretny...
Był w odległości kilku metrów od dziewczyny i ruszył w jej stronę powolnym krokiem, wyciągając jej dłoń w geście pokojowym.
- Jestem Velarinno, ostatni ocalały z Wioski Lazurów.
Uśmiech zagościł na jego twarzy, chociaż nie – gościł momentami już wcześniej. Wyglądał na około dwadzieścia siedem, może dwadzieścia dziewięć lat. Włosy miał czarne, średniej długości, ułożone trochę w nieładzie ale z wdziękiem, nadając mu przystojności. Zdawał się być miły i godny zaufania.

Kejko - 11 Luty 2013, 18:08

Wszystko stało się tak nagle… Kiedy to miała zakończyć żywot wiedźmy ta wzięła ją w niewolę a potem zniknęła wraz z nią nie wiadomo gdzie… Nieprzyjemny ucisk i brak możności swobodnego poruszania się dokuczały teraz Kotce dotkliwie, nienawidziła kiedy to ograniczano jej ‘wolność’… Jakby tego było mało niespodziewanie znalazła się w wodzie ,której to temperatura zdecydowanie do kąpieli nie zachęcała. Przez tą chwilę mimo iż była przytomna to całkowicie zatraciła kontakt z otoczeniem, dopiero kiedy to jakimś sposobem znalazła się na brzegu to zmysły powoli zaczęły powracać. Łapczywie zaczerpnęła oddechu po czym zaczęła kaszleć, dźwięki te towarzyszyły próbą pozbycia się niechcianego płynu który to dostał się do jej dróg oddechowych. Długie czarne włosy były teraz kompletnie mokre i ich kosmyki przylegały do twarzy dziewczyny ograniczając widoczność. Poczuła tylko jak nieprzyjemny uścisk krwawej wstęgi powoli ustępuje, a ta sama ześlizguje się z jej ciała by osiąść na trawie niedaleko od dachowca. Kocie uszy momentalnie uniosły się kiedy to doszedł do nich niewyraźny głos… dość energicznie potrząsnęła głową aby pozbyć się płynu który to przyćmił jej słuch. Przyniosło to pożądany efekt bo kolejne słowa brzmiące „ubierz się” słyszała już o wiele wyraźniej. Kotna nawet dobrze nie zauważyła kiedy to na jej ciele znalazł się płaszcz, była jeszcze zbyt zdezorientowana tym wszystkim co się wydarzyło… jednak odzyskiwała już ‘jasny ogląd na sytuację’ to też szybko przyodziała podarowany jej płaszcz, dopiero kiedy szczelnie go zapięła jej wzrok powędrował za źródłem licznie wypowiedzianych teraz słów. Błękitne ślepia z czarnymi cienkimi źrenicami wbitymi niczym celownik w obcą postać zbliżającą się w jej stronę, nie omieszkały dostrzec iż owy osobnik był uzbrojony. Przez chwilę jej wzrok uciekł na bok w stronę kałuży krwi a to w celu odnalezienia własnego uzbrojenia jednak w pierwszej chwili nie dostrzegła go…czyżby sztylety przepadły w rzece ?Nawet jeśli pozbawiona sztyletów, to kotka bezbronną nie była a przynajmniej nie póki miała jeszcze swoje ostre jak żyletki pazury. Sama milczała i jedynie wsłuchiwała się dokładnie w wypowiedź ciemnowłosego mężczyzny. Odgarnęła czarne mokre włosy odsłaniając twarz i postanowiła w końcu podnieść się z ziemi. Nie okazało się to wcale takie łatwe, w chwili obecnej kotka drżała z zimna a i z zachowaniem równowagi miała krótki problem. Mimo to dokładnie słuchała kierowanych do niej słów. Mówił że wiedźma chciała ją wykorzystać… ale jakie on miał zamiary? Potrzebował pomocy i twierdził iż nie zamierza jej do niczego zmuszać jednak obawiał się iż ucieknie… więc czy aby na pewno nie była to jakaś forma ograniczenia jej wolności ? Co więcej ten człowiek współpracował z tą która przywiodła ja tu i zaatakowała… . Na pytanie o to czy walczyła sama mógł dostrzec na twarzy Kejko niepokój… Co z pozostałą dwójką z którymi to została brutalnie rozdzielona… miała teraz mieszane uczucia. Z jednej strony czuła ulgę iż tylko ona została tu sprowadzona i że wiedźma już nie będzie stanowiła dla nich zagrożenia … z drugiej jednak co z Krukiem ? W końcu jakby nie patrzeć przybył tu za jej namową i miała też zatroszczyć się o to by poznał krainę luster, w końcu był tu pierwszy raz… Kotka mogła mieć tylko nadzieję iż jasnowłosa na ten czas zatroszczy się o jej towarzysza. Z rozmyślań znów wyrwał ją głos nieznajomego, który to cały czas sprawiał wrażenie uprzejmego i raczej nie mającego wobec niej wrogich zamiarów… jednak kotka nie miała zamiaru za szybko obdarzyć go swym zaufaniem. Rękę mężczyzny wyciągniętą w geście powitania wykorzystała by w końcu podnieść się z ziemi i w końcu stanąć na równe nogi, dopiero teraz kiedy to stała z nim twarzą w twarz postanowiła się odezwać.
-Skoro potrzebna Ci była pomoc to czy nie przyszło Ci do głowy iż należało kogoś wprost o nią poprosić a nie sprowadzać ewentualne ‘wsparcie’ w tak brutalny sposób ?
W głosie dziewczyny można było wyczuć wyraźne niezadowolenie , mimo iż on obdarzył ją swym uśmiechem to ona sama nie uroczyła go swym . Nie miała ochoty ukrywać teraz swego niezadowolenia, nie dość że ich zaatakowano , została rozdzielona z swym towarzyszem to jeszcze zafundowano jej kąpiel w lodowatej rzece…. Zdecydowanie miała prawo być zła, a teraz jeszcze ktoś kto współpracował z istotą która ich napadła oczekiwał od niej pomocy… Czy to jest jakiś żart? Szybko puściła dłoń mężczyzny której to użyła by się podnieść i zaraz wycofała się o dwa kroki do tyłu , koci ogon bujał się na boki nerwowo.
-Odpowiadając na twe pytanie .. Nie , nie walczyłam sama… jednak Ci ,którzy byli ze mną nie są teraz do walki zdolni wiec nawet nie myśl o tym by i ich tu jakoś sprowadzić…
Spojrzenie kotki wylądowało na zdewastowanej okolicy, która to miała być dowodem jego słów… Rzeczywiście widok był okropny… rodziło się też pytanie kto dokonał tak okropnych zniszczeń? Z kim walczył ten którego imię brzmiało Velarinno. Na nic nie zamierzała się jeszcze godzić , ba nie wiedziała czy tak naprawdę będzie miała jakiś wybór jednak ciekawość zmusiła ją by w końcu zapytać.
-Kim lub też czym jest to z czym walczysz? I skoro zaatakowało was czy aby na pewno nie miało ku temu jakiś powodów ?
Westchnęła cicho po czym skuliła się nieco bo dalej drżała z zimna, dalej swymi błękitnymi ślepiami obserwując mężczyznę.
-Skoro zdradziłeś mi swe imię i mi wypada podać swe. Jestem Kejko…

Noritoshi - 12 Luty 2013, 00:35


Łucznik pośród spopielonych lasów – jeden żywy organizm ocalałych. Czy aby na pewno jedyny? Tak mówił, ale czy mógł przeżyć ktoś jeszcze? Nawet jeśli – nie miało to dla niego w tej chwili znaczenia, bo w tej chwili żywej bratniej duszy nie miał. Teraz musiał podołać rozmowie, a ta nie zapowiadała się dla niego najlepiej – wytłumaczyć obcemu co się stało, kim się jest i jakim prawem się to wszystko dzieje.
- Owszem, przyszło mi to do głowy. Gdybym miał większe możliwości to zapewne może i odnalazłbym cię bez potrzeby tego całego bitewnego zamieszania... Ale nie byłbym w stanie powstrzymać tego wodnego szlamu, a i tak dobrze że zdołałem ją namówić by postarała się prędko ocenić możliwości pierwszej lepszej istoty i bez szkód ją tu przyprowadziła, a nie wręcz przytargała...
Zdołał pomóc jej powstać z ziemi. Wyczuł jak się odsuwa na bok, co go zaniepokoiło. Wiedział, że łatwo mu nie będzie, a powoli zaczynał żałować, że w ogóle przeżył. I teraz jeszcze to...
- Cholera, no... Czułem że szkoda tracić czasu na jej głupie wymysły... Cóż, nie wiem czy mamy czas odszukać twoich towarzyszy, może prędko uda ci się to ocenić.
Wybór zawsze jest, a jej zamierza go dać. Pierw jednak chce by go wysłuchała a potem… potem i nawet obojętne mu będzie co dalej, bo z całej wioski został sam i nie ma nikogo.
- Właściwie to sam dokładnie nie wiem z czym... To jakieś... niby człowiek. Ale z okrzyków ludności wywnioskować można było coś o wiele straszniejszego - zdaje się że per demon się do tego odnosili. Ogień temu towarzyszył, szaleńczy, żywy. Wracałem z wyprawy i słyszałem jak moi bliscy... ginęli. Z trudem niezauważenie uciekłem.
Wspomnienia mu powracały – koszmary przez które nie był w stanie zasnąć, lecz w końcu z przemęczenia padł nie wiedząc ani dokładnie jak i kiedy. Teraz noc i rozmowa o tym znów budziły w nim emocje smutku, gniewu. Nie wiedział co zdziała, wątpił, że mu się uda, ale skądś jeszcze pokłady sił i nadziei, a może nawet wiary – tak, raczej to drugie – czerpał.
- Co teraz zamierzam? Moja wioska na swój sposób była wyjątkowa, ale nie jedyna tego rodzaju. Prawdopodobnie ta bestia już dzisiejszej nocy znajdzie się w kolejnej, może już tam jest... Ja od ścigania jej mam lepszy plan. Podejrzewam, ze sprowadzona przez nią istota jest z innego świata i jej zniszczenia ot tak nie dokonamy, ale może się to udać gdy obudzimy moc Lazurów i z niej skorzystamy. To pradawne istoty wodne, które ponoć dały początek ludziom w tych lasach. Może tym, czym władali - wodą - z tą istotą wygramy. Po co mi twoja pomoc? To oczywiste. Jestem ślepy.
Przymknął na czas kolejnych słów powieki – oczy miał, to prawda, ale nic mu po nich. W zamian posiadł lepiej rozwinięte pozostałe zmysły i jeszcze coś.
- Słyszę, czuję... Ale łukiem trafić to jedynie nieruchomy obiekt i jak mam na to czas. Znalazłem go w ruinach budynków. Od urodzenia nie widzę, nie wiem jak to jest coś zobaczyć. Jakim sposobem celnie ci płaszcz rzuciłem? Co jakiś czas używam swej jedynej mocy, dzięki której dokładnie lokalizuje przeszkody w okolicy. Żywe istoty widzę jako ogniska energii, potrafię rozpoznać ich nastawienie, ale niekoniecznie prawdziwie. Ty zdajesz się mi nie ufać, odczuwać niepewność i trząść się z zimna. Tamto... tamto było inne, nie odczuwałem zupełnie nic. A traciłem w moment na sile.
To chyba wystarczająco wyjaśnia dlaczego sam nic nie zdziałałem. Mam wiedzę, umiejętności... potrzebuję oczu, a najlepiej pełnego wsparcia. Będziesz mi nim, Kejko?

Z trudem przychodziły mu te słowa. Jemu obca walka, a już na pewno zabijanie. Skierował wzrok w jej stronę, oczekując od niej decyzji – czy pomoże, jak pomoże, czy ma z nią szukać reszty… Wraz ze śmiercią wiedźmy stracił wspólnika, za którego i tak ciężko było mu ją uznać. Z kieszeni wyjął bursztynowy kompas i rzucił w jej kierunku, prosto na rączki - taką przynajmniej miał nadzieję. Mała pomoc w przekupieniu jej? Raczej nie, zważywszy na to, że może teraz tak po prostu szybciutko uciec. Raczej gest mówiący: "swoje powiedziałem, pomagaj albo uciekaj nim Cię ogień znajdzie" - tak właśnie, chciał jej dać szansę na bezpieczne oddalenie się stąd.


//Wręczono przedmiot - Bursztynowy Kompas

Kejko - 12 Luty 2013, 13:21

W czasie kiedy wysłuchiwała jego słów jej nos poczuł intensywną woń spalenizny… nieprzyjemną a zarazem przerażającą, bowiem nie był to zapach jedynie spalonych drzew czy domostw ale czegoś jeszcze… . Szybkim ruchem ręki zgarnęła swoje długie czarne włosy po czym przez chwilę potrząsnęła intensywnie głową aby to pozbyć się nadmiaru wody ,który się na niej krył. Bose stopy muskały o wilgotną trawę, a spływające po ciele krople wody potęgowały tylko uczucie zimna za którym to kotka nie przepadała. Niebieskie ślepia dalej obserwowały mężczyznę i starały się analizować ,jego postawę, gesty z równą zaciekłością jakiej analizie poddawane były jego słowa. Gdy wspominała mu o swych towarzyszy i tym co im się przytrafiło, wyczuła w jego głosie złość ale i żal.. A bynajmniej takie odniosła wrażenie, a więc może rzeczywiście nie powinna go osądzać za postępki których to dopuściła się wiedźma. Nie wydawało jej się by próbował ją oszukać… a kiedy mówił o tym co spotkało jego bliskich jak i o tym iż jest jedynym ocalałym, kotka momentalnie posmutniała. Jej spojrzenie znów wróciło w kierunku ruiny która to jeszcze niedawno była zapewne piękną wioską dającą schronienie wielu istotom. Gdy wyjaśnił mniej więcej czym przypuszczalnie było stworzenie ,które zrujnowało jego wioskę jak i pewnie jego własny żywot skoro skazało go na samotną tułaczkę.. jak i zmusiło do współpracy z herbacianą wiedźmą, a wnioskując z jego wypowiedzi sam tym faktem zadowolony nie był.
-Współczuję… tragedia ,która spotkała Twoją wioskę jest doprawdy straszna.. .
Tylko tyle wtrąciła w trakcie jego wypowiedzi by zaraz to wsłuchać się w kolejne. Kiedy to Velarinno zaczął opowiadać o „mocy Lazurów” kocie uszy zastrzegły kilkukrotnie co świadczyło o zainteresowaniu ich właścicielki. Jednak dopadła ją w tej chwili pewna wątpliwość…. Był jedynym ocalałym z wioski która zakończyła już swój żywot.. czy chęć powstrzymania ognistego monstrum nie była jedynie przykrywką? Sposobem by zwieść kotkę by ta pomogła mu w pozyskaniu potęgi jaką mogło dać owa Lazurowa moc ?Jednak jej rozważania zostały przerwane kiedy to ciemnowłosy poinformował ją o swym kalectwie. Ponownie czuła jak ogarnia ją współczucie dla tego osobnika… było to dziwne bo chwilę temu uważała go po prostu za kolejnego potencjalnego przeciwnika , który to miał zająć miejsce herbacianej staruchy. W istocie kiedy poinformował ją o ślepocie zaczęła gdybać jak też udało mu się trafnie ją zlokalizować , jak się jednak okazało pytać nie musiała bo sam wyjaśnił wszystko. Kiedy łucznik rzucił w jej stronę niewielki przedmiot z łatwością go pochwyciła. Był to niewielki kompas wyglądający jakby ktoś uformował go z bursztynu… Słyszała pogłoski o tego rodzaju przedmiotach a z owym kompasem miała już pewne wspomnienia. Właśnie taki przedmiot posiadał pewien sympatyczny Kapelusznik zaprzyjaźniony przed laty z jej rodziną… Kejko wiedziała dzięki temu do czego owy przedmiot służył i że wręczając go jej Velerinno dał jej wolną drogę do ucieczki. Z ust kotki wydobyło się głośne westchniecie, była rozdarta… . Po chwili zastanowienia zmniejszyła dzielący ich dystans, dłoń kotki wylądowała delikatnie na ramieniu mężczyzny , zdobyła się też przy tym na ukazanie cienia uśmiechu.
-Po tym wszystkim czego się od Ciebie teraz dowiedziałam… wiedź iż nie chcę zostawić Cię samego, jednak obawiam się o stan swych towarzyszy. Jako że zostaliśmy w dość brutalny sposób rozdzieleni to teraz obawy o ich zdrowie i bezpieczeństwo wypełniają moje myśli. Jeśli będę cały czas pochłonięta tymi obawami to i moja ewentualna pomoc Tobie na niewiele na pewno by się zdała…
Dłoń dziewczyny zsunęła się po jego ręce po to by teraz zawisnąć w powietrzu na wysokości jego własnej dłoni. Ułożyła ją tak by Vel’ mógł czuć ją opuszkami palców. Nie wiedziała czy będzie mu potrzebne takiego rodzaju wsparcie z jej strony jeśli zdecyduje się opuścić z nią to miejsce. Czy przyjdzie jej wcielić się w rolę „kota przewodnika” ?
-… Dlatego też chciała bym abyś udał się ze mną by odnaleźć moich kompanów. Rozumiem iż czas zapewne odgrywa istotną kwestię w twych planach.. jednak dzięki temu być może zyskasz dodatkowe czujne pary oczu jak i wsparcie w ewentualnej walce. Nie mogę Cię w pełni o tym zapewnić bo i nie mogę przewidzieć ich decyzji.
Wzrok dziewczyny znów zaczął bacznie rozglądać się po okolicy a koci ogon bujał się na boki co było oznaką zniecierpliwienia.
-Rozdzielono nas, kiedy to byliśmy na brzegu herbacianej rzeki…
Dodała spokojnie oczekując na jego decyzję. Po wysłuchaniu całej jego historii , chciała pomóc … jednak sprawą wagi priorytetowej dalej pozostawali towarzysze. Czy teraz kiedy to kotka jeszcze niedawno zmagała się w walce z żywiołem wody ( a może raczej herbaty) ,miało jej przyjść stanąć naprzeciw ognia stanowiącego jej przeciwieństwo… ?

Noritoshi - 13 Luty 2013, 11:04

Wnioskowania i domysły jakie przytrafiały się dziewczynie były co najmniej słuszne, a już na pewno tożsame ze stanem rzeczy. Smród spalonych ciał dał się wyczuć, ale nie tyczył się każdej, do niedawna żywej istotki. Niektórzy pomarli z innych przyczyn, w niektórych domach ogień szybko dostał zadyszki, a okoliczne drzewa trzymały się podłoża i spoglądały ku górze, choć z pewnością nie wszystkie. Dokładniejsza obserwacja pozwoli zrozumieć, że ogień się przemieszczał i niekoniecznie palił wszystko do ostatniej, mogącej zajść w reakcje spalania, cząstki. Ale czy to coś zmienia? Chyba tylko tyle, że dalej nakazuje podziwiać tragedie. To już współczucie czy ciekawość? Żal czy adrenalina? Uczuciowość, czyli nadawanie barwy niekoniecznie takiej jak oczekują inni – nadawanie osobom, rzeczom – jak nieoczekiwany wybryk malarski na płótnie, budzący irytacje w obserwatorze dzieła.
- C-Co robisz?... - Niepewnie spytał, wyczuwając jak się zbliża, a potem czując jej dotyk na sobie. Swą moc jakiś czas temu odłożył na półkę - powoli tracił siły i czuł, że w tej gadaninie zaraz się zaplata, a przygniatające go wspomnienia finalnie nakażą zacząć utożsamiać go z wyżalającym się, obdartym z radości, niewiele dla świata znaczącym chłopcem.
Położył wolną dłoń na jej dłoni, która to spoczęła na jego ramieniu. Czuł, że mimo wszystko jego wcześniejsza jedyna nadzieja nie na próżno kazała mu czekać i sprowadziła odpowiednią osobę. Odpowiednią na tę chwile i zgodną z planami, ale co będzie dalej? Tyko jednym sposobem na to pytanie sobie odpowie.

- Em... racja, powinniśmy ich odnaleźć. Chyba wystarczająco wiem jak to utracić bliskich, rodzinę, braci... by pozwolić ci ich odszukać, choć... chyba nie w pełni jeszcze dotarło do mnie co się stało, a złość wzięła górę nad rozsądkiem. Wierzymy, że dusze zmarłych nie odchodzą bez niczego - żyją cząstką siebie w nas, czuwają nad nami, a po jakimś czasie narodzą się na nowo. Dlatego nie straszna mi śmierć - być znów wśród nich to dla mnie zaszczyt, lecz wiem, że nas Stwórca chciał, byśmy pierw godnie przeżyli na ziemi swoje dni, nawet jeśli patrząc nie możemy wszystkiego dostrzec.

Wyjął z kieszeni swój kompas i dotknął opuszkami palców igły, chcąc znaleźć właściwy kierunek, po czym podążył na południowy wschód, równolegle do płynącej rzeki, w tym samym kierunku w którym się udawał.

- Więc chodźmy... Mam nadzieje że zdołasz ich przekonać, bym... nie został sam, albo wcale... Ufam ci, bo nie mam komu innemu.

Mówił prawdziwie, ze smutkiem wyglądającym między wiarą, mieszkającą w jego przypalonym od ubiegło-nocnych ogni, sercu.

- Rzeka ta wpada do herbacianej jakieś cztery tysiące dwieście stóp stąd. Tam gdzieś powinni być twoi towarzysze, a przed nami dość bujny las i momentami podmokły i wyboisty teren. Będę ci wdzięczny, jeśli przeprowadzisz mnie przez to wszystko dość szybko, bo samemu będę cię spowalniał, a czas jest dla nas ważny.

Głosy przyrody i myśli wkradały się do jego uszu, słyszał je bardzo głęboko, gdzieś we własnej głowie. Mówiły różne rzeczy – las zdawał się być niespokojny, odkąd to ktoś, bądź coś, zechciało go spalić. Patrzył z odrazą na ich dwójkę, licząc że nie zrobią im krzywdy, a niepokój ten mógł kończyć się niespodziewanym, niekoniecznie zaplanowanym przez drzewa atakiem – korzenie wiją się różnie, wyglądają z podłoża – łatwo się potknąć, a ziemia tylko pozornie może wydawać się stabilna. Nawet jeśli nieruchome, to niebezpieczne na tyle, by móc sprawić im niespodziewaną utratę równowagi. Bez niej człek zostaje wyburzony z rytmu, ale przecież dobry rytm i dobry krok z nim współgrający nie powinny spełznąć na niezaplanowanym, czyż nie? Krok i rytm – we dwójkę przez las.
Woda i ogień - chłód i płomień - dwie całkowite przeciwności, a czyż Lazur nie kojarzy się z jednym z nich, zaś czarownica tym samym nie władała? Różne przeciwności spotykają się - raz w parze, raz po przeciwnych stronach frontu, a często można dopasować inne, również im przeciwne elementy. Biel i czerń to nie jedyne i nie tylko szarość im towarzyszy, a cała kolorystyka tęczy. Pytanie przez które droga do sukcesu wiedzie, która usłana różami lub co gorsza, wijąca się wężami?

Kejko - 13 Luty 2013, 17:50

Przez słuchanie jego wypowiedzi ją samą dopadał smutek. Współczuła temu mężczyźnie, nie dość że skazany był na życie w ‘ciemności’ to na dodatek stracił wszystko co było mu drogie. Zaczęła zastanawiać się jak sama postąpiła by będąc na jego miejscu, czy miała by tyle siły co on by dalej przeciwstawiać się losowi? Było to godne uznania. Jednakże Kejko nie mogła też być w stu procentach pewna jego słów i postawy, choć zdawało się iż słowa jak i emocje płynęły z serca. Jeśli by tak nie było i okazało się iż tylko ją zwodził to musiała by wznieść wiwat i brawa dla jego kunsztu aktorskiego. Jednak postanowiła mu uwierzyć jak i zaufać, cień podejrzeń istniał zawsze jednak wiara w szczerość jego słów znacznie nad nim górowała. Gdy wspominał o utracie rodziny kotka na chwilę uciekła myślami do przeszłości, wszak straciła rodziców lata temu, jednak pamięć o nich nadal pozostawała żywa. Cierpienie ,które wbijało szpony w umysł i serce pozostawiając głębokie blizny po rozłące… przez to właśnie mogła się domyśleć jak czuje się ciemnowłosy.
-Jeśli zamierzasz obdarzyć mnie swym zaufaniem, to postaram się go nie zawieść.
W głosie dziewczyny można było już wyczuć więcej ciepła jak i opanowania. Umysł był już spokojniejszy negatywne emocje powoli odchodziły w cień. Była spokojniejsza tym bardziej że zgodził się na pójście z nią by odnaleźć pozostałych. Nie wiedziała czy reszta wyrazi chęci do pomocy po tym co się im przydarzyło, z resztą nie zamierzała ich narażać na niebezpieczeństwo to też jedynie przedstawi im sytuację by sami mogli dokonać wyboru. Pytanie jeszcze czy ich stan zdrowia pozwoli na to by w ogóle myśleć o wyprawie ? Błękitne oczy śledziły ruchy mężczyzny , zwłaszcza kiedy ten sięgnął po kompas. Kiedy oznajmił o tym iż jej pomoc w drodze będzie wskazana, kotka skinęła tylko głową. Dziewczyna ujęła dłoń mężczyzny i ustawiła się tak by ten mógł swobodnie poruszać się po jej śladach .Kompas który jej wręczył zdążyła już zawiesić sobie na szyi, uznała iż to będzie lepsze rozwiązanie niż chować go do kieszeni płaszcza.
-Postaram się być Ci dobrą przewodniczką jak i wsparciem. Gdybym poruszała się za szybko.. po prostu powiedź.
Nieco pewniej ujęła dłoń mężczyzny i ruszyła w stronę lasu. Poruszała się ostrożnie i rozglądała uważniej niż miała to w zwyczaju. Idąc sama nie miała by problemu, teraz jednak drogę którą oboje zmierzali układała tak by jej aktualnemu towarzyszowi nie sprawiała większych problemów. Swój ogon ułożyła tak by trzymał się blisko łucznika i poinformował ją gdyby stracił on naglę równowagę .
[ z.t x2 ]

Noritoshi - 27 Luty 2013, 08:52

//Znów trochę to potrwało nim się zebrałem ;/ I jeszcze mi w nocy 503 wyskoczył…

W powietrzu unosił się przedawniony już trochę odór spalonych drzew i okopconych cegieł. Robactwo wiło się w trawie, po złamanych drzewach, dziurami w ścianie zaglądało do pomieszczeń, bytowało w zapasach żywności. Noc zaczynała pełnie swych łowów - jakiś czas temu na zegarach w miastach wybiła północ. W czasie podróży wiatr się wzmagał, zaś deszcz momentami cichł, by po chwili powrócić ze zdwojoną siła i gęstością. Nie dane im jednak było mocno przemoknąć, bo korony drzew robiły swoje, a opady długo nie trwały.
- Taaak... to tutaj.
Zatrzymał się miedzy ruinami domostw. Do tej pory mijali wszystko a zarazem nic - kto chciał bardziej udać się w zakamarki, może ujrzałby, z wystraszeniem się, rękę wyglądającą zza gęstwiny trawy, bądź płochliwy ruch zwierzęcia w krzakach, czy też ściek soków z rozkładających się ciał, leżących w gałęziach drzew. Szukajcie... noże, skóry zwierząt, metalowe tarcze, buteleczki z jakimiś płynami w środku. Jedzenie zawinięte w liściach, może jeszcze dobre. Może ktoś tutaj jakieś nowsze cuda techniki przemycił, a może nie był stąd a przypadkową ofiarą-tubylcem... Choć raczej to wątpliwe - wioska była raczej zamknięta dla ludności z zewnątrz.


Obok nich znajdował się jeden z głównych budynków w wiosce - trzy mury, zawalony dach, wejście szerokimi schodami. Pośrodku sporej powierzchni pomieszczenie, i centralnie w nim umiejscowione zejście do podziemi, zwalone kamieniami z murów.
- Spalone ziemie... To w tym budynku odbywały się nasze ceremonie. Kilka razy byłem tam na dole. Nie lubiłem tego miejsca. Duszności, nie widziałem co się dzieje, dużo ludzi, każdy uczestniczący w obrzędzie... Ale te rytuały miały coś w sobie - czuło się więź z wioską, czuło się energie, ale... wszystko przepadło.
Widać było po nim na powrót załamanie, ale mimo to zdecydował się na pamięć samemu przechadzać wokoło tego budynku i jakby czegoś szukać... A może tylko chciał od nich na moment odejść, by zająć się sobą?
Oparł się o słup, który się zawalił, zaciągając za sobą skrawek dachu. Taka to reakcja łańcuchowa, ale nie narobiła jeszcze za wiele szumu. Dłońmi zaczął coraz śmielej, nieco nawet szaleńczo, poszukiwać na fundamencie czegoś. Momentami przetarł skórą o nie równiejsze miejsce, zapewniając sobie chwilowe źródło bólu. Odnalazł szukaną cegiełkę, a za nią…
- Nie, nie ma tego tu!...
Nerwowo przystąpił do szukania tutaj dalej, chciał jakby złapać niecielesne coś, jakby by przekonany że na pewno to tutaj się znajduje, w końcu przeciął palucha na jednej ze skał. Czego szukał? Mapy… Mapy, którą trzymali pod cegiełką w fundamencie, od dawna – była dla niego idealna, coś jakby piso dla niewidomych, tylko że w wersji bardziej archaicznej i tyczącej się grafiki. Gdyby miał oczy.. dostrzegłby przepalone cegły, popiół i… może jakieś pojedyncze skrawki spalonego zwoju, który niegdyś był czymś cenniejszym.
- Cholera.. No nic, będziemy musieli się obyć z pamięcią, ruszajmy.
Miał na myśli dokopanie się do zejścia, a budynek nie grzeszył stabilnością – może na powrót znów będzie wejście zawalone przez jeszcze w miarę stojące ściany i kolumny?

Kejko - 28 Luty 2013, 10:27

Już jakiś czas przed tym jak tu dotarli, kotka zasłoniła sobie nos ręką. Drażniące nieprzyjemne zapachy spalenizny, rozkładu.. drażniły dotkliwie czuły nos dachowca. Nie pozostawało nic innego jak ‘przywyknąć’ na chwilę obecną do owych woni, jednak starała się czynić to stopniowo. Kiedy błękitne ślepia z bliska ujrzały w końcu zdewastowaną wioskę, dziewczyna mogła lepiej zrozumieć ogrom tragedii jaka miała tu miejsce… Widok był okropny, szczególnie kiedy to jej wzrok napotykał martw ciała, za które z chęcią zabierało się wszelkie parszywe robactwo.. Szybko odwracała wtedy wzrok bo najzwyczajniej w świecie robiło jej się od tego niedobrze. Co innego widzieć po prostu martwe ciało, a co innego przyglądać się wieczerzy insektów… Kocie uczy były teraz nisko opuszczone, a ogon nie wykonywał żadnych ruchów, mogło to świadczyć zarówno o jej smutku jak i niepokoju. Swoją uwagę wolała skupiać na towarzyszach, zastanawiała się jak bardzo cierpiał teraz łucznik i może właśnie w takiej chwili niemożność oglądania owej scenerii była dla niego ‘błogosławieństwem’. Jakie były teraz odczucia cienia ? Tego wiedzieć nie mogła, miała jedynie nadzieję iż uda jej się wychwycić kilka informacji dzięki obserwowaniu go. Kiedy Velarinno oddalił się od nich kotka zaczęła rozglądać się wśród zgliszczy za przedmiotami , które mogły by przydać się w trakcie ich wyprawy. Natrafiła na kilka tarcz jednak te nie stanowiły dla niej raczej większego pożytku, biorąc pod uwagę sposób w jaki walczyła , który głownie opierał się na szybkości jak i zwinności , balast w postaci tarczy mógł by raczej utrudnić jej działania… W końcu natknęła się na paręnaście noży nadających się świetnie do rzucania, leżały one nieopodal ciała jakiegoś mężczyzny i sądząc po skórzanym pasie w którym znajdowały się miejsca pasujące aby owe noże przytwierdzić , można było się domyśleć iż były one własnością tego człowieka. Dachowiec pozbierał z ziemi komplet sześciu niewielkich noży, by przytwierdzić je do własnego pasa. Myślała też o słowach niewidomego towarzysza dotyczących obchodzonych tu rytuałów, była ciekawa jak owe obrządki musiały wyglądać.. Chciała rozejrzeć się jeszcze za czymś co mogło by okazać się przydatne, jeśli nie dla nie samej to może dla jej towarzyszy. Pod stertą czarnych gałęzi dostrzegła metaliczny błysk, okazało się iż znaleziskiem był miecz i to całkiem spory, o dziwo biorąc pod uwagę jego wymiary zaskakującym był fakt iż broń nie była jakoś nad wyraz ciężka.. zapewne ułatwiało to bardzo manewrowanie nim podczas starcia. Ujęła miecz za rękojeść i z swą zdobyczą ruszyła w stronę cienia, zatrzymała się u jego boku a miecz wbiła delikatnie w ziemię po czym zerknęła na szkarłatnookiego.
-Wydaje się dość ‘poręczny’ jednak nie wiem czy jesteś zainteresowany tego rodzaju bronią.
Zwróciła się do niego spokojnie po czym odwróciła wzrok w stronę łucznika, który był teraz najwidoczniej czymś zajęty. Po chwili jednak słychać było jego niezadowolony okrzyk jak i resztę wypowiedzi. Dachowiec zerknął jeszcze na Kruka po czym ruszył w stronę niewidzącego.
-Czego szukałeś ?
Spytała spokojnie , rozglądając się bacznie dookoła w poszukiwaniu czegoś co tez mogła by uznać za cel poszukiwań swego kompana.

Anonymous - 28 Luty 2013, 12:22

Westchnięcie towarzyszyło mi w trakcie dochodzenia do tego miejsca. Byłem sporo za nimi, ręce usadowione w kieszeniach i beznamiętne ruszenie za tą dwójką. Cóż mogłem wielkiego rzec? Wolałem po prostu milczeć bez omawiania czegokolwiek, bo i tak wydawało mi się to nieco bezcelowe. Od kiedy ja zacząłem sobie tak marudzić i narzekać na to wszystko? Nie wiem ale zaczynam tym sposobem sam siebie irytować, to chyba wydaje się jeszcze głupszą wersją od poprzedniej. Potem będę miał okazje się zastanowić nad tym wszystkim, w końcu teraz muszę się skupić czy przypadkiem zaraz coś nie wyskoczy na Dachowca. Różne bestie jak widać polubiły ją, zapewne mogę się do nich zaliczyć bez najmniejszego problemu, przecież żerowałem na jej koszmarze. Gdy dotarliśmy do tych wszystkich nieszczęsnych szczątków, mój nos natychmiast zasłoniła gruba ilość bandaży. Nie wiem dlaczego, ale ten zapach po prostu był czasem irytujący, po prostu drażnił mnie i wkurzał. Czy to w ogóle jest normalne? Ale gdy miałem okazje zerknąć na Kejko, która również chowała wrażliwy węch, więc chyba nie mam w ogóle czym się przejmować w tej materii. A ślepiec... Może też węch ma nie za dobry? Albo my mamy stanowczo ponad normę? Pojęcia nie mam i jakąś pytać o tym póki co nie zamierzam. Nie bawiłem się w żadne szukanie jak inni, więc po prostu znalazłem sobie jedno miejsce na którym swobodnie stanąłem i oparłem się na murku tak by mieć widok na całą dwójkę. Zwłoki, robaki i wszelkie inne ustrojstwa nie robiły na mnie wrażenia. Zapewne teraz pytanie, dlaczego? Nie wiem, po prostu nie wiem o co innym chodzi, może ja tego wszystkiego nie rozumiem? Nie pojmuje tego obłoku tragedii która wisi nad tym zniszczonym miejscem. Mój wzrok więc był połączony wcześniejszą irytacją z lekkim znużeniem w oczekiwaniu aż skończą to co robią, oczywiście bez mojej aktualnej pomocy.
Zamrugałem uważnie na Kejko gdy postawiła przede mną jakieś ostrze. Teraz takie małe wrażenie wypisane w mojej mimice: "Serio mi się to przyda?". Ale skoro tak twierdziła to po prostu ująłem tą niewielką broń w dłoń, no ale skoro mam wygląda jak jakiś mroczny porąbany wojownik, to może jeszcze sobie dorzucę do pakietu tarczę? Z niechęcią podniosłem się z oparcia i poszukałem, mniej więcej sporo zakrywającą ale też nie za ciężką, najwyżej potem ją wyrzucę jak mi się znudzi. W czasie poszukiwań radośnie robiłem pętle nowym mieczykiem, choć ta "radość" jest bardzo ironiczna. Bo niby z czego mam się cieszyć? Z nowej zabawki i udawania cholera wie czego? Nie no może jeszcze będzie ciekawie i zabawnie, ale póki co się nie zapowiadało, inni również jakby mieli się zaraz popłakać. Ta atmosfera była bezsensowna.

Noritoshi - 1 Marzec 2013, 13:58

Odór na pewno nie był przyjazny dla Velarinno, który z braku wzroku miał wyostrzone trochę bardziej pozostałe zmysły - głównie słuch i dotyk - od przeciętnego Kowalskiego, czy tam Magicznego z Lusterka. Ale nie było po nim widać potrzeby zajścia w krzaki i ukazania trawie co się ostatnio jadło. Nieprzyjemnie - tak, ale miał większe zmartwienia.
- Szukałem... mapy. Zawsze ją tutaj chowałem, za mną jest dom w którym mieszkałem. Pytasz czemu nie w domu? Bo mijało czasem trochę nim odnajdywałem tą skrytkę - korzystałem z niej w ostateczności, gdy już nie wiedziałem za cholerę gdzie co jest i gdzie ja jestem...
Słyszał dźwięki broni - szelest miecza i stłumienia tarczy są mu dobrze znane, a domyślał się, czyje są - wszak kazał im szukać czegokolwiek przydatnego.
- Może się zdadzą... Teraz jednak musimy wejść do środka. A chyba łatwo nie będzie. Po murach czuję, że budynek jest zawalony. Damy rade się tam dokopać? Sieć korytarzy powinna nas doprowadzić w pobliże rzeki... A potem albo coś będzie, albo tylko sobie pospacerujemy, heh...
Nie, nie brzmiało to optymistycznie - miał coraz bardziej dość tego miejsca. By uciekł stąd jak najdalej, ale... jak nie on to kto?
Jak nie ty, to kto?
Jak tylko świat nam pozostał...
Minął w pół zawaloną ścianę i dostał się do środka. Dłońmi badał podłogę, starając się omijać ewentualne przeszkody. Po chwili zrozumiał, że to nie parę cegiełek, a cała podłoga pełna gruzu. Inny sposób? Tunele biegną pod ziemią, ale raczej się nie przedrą przez trawę, ziemie i skały...
- Zdołamy się tego pozbyć? Można iść nad rzekę i tam szukać, nurkując, wejścia do podziemi, o ile rzeczywiście owe istnieje...
Ryzyko, brak łatwej drogi...
- Szybka decyzja... I tak już dość czasu już stracone. Udać się nam musi...
I czas nagli się, zapowiadając świt, ale to jeszcze parę godzinek... Tymczasem bezchmurne niebo mieni się gwiazdami nad ich głowami, wraz z księżycem dążącym do pełni.

Kejko - 2 Marzec 2013, 12:01

Kiedy zdradził czego szuka , kotka rozejrzała się za owym przedmiotem jednak jej wzrok nie natrafił na coś z czego można by uczynić pożytek. Westchnęła tylko niesłyszalnie po czym podążała za łucznikiem. Zdecydowanie nie wyglądało to dobrze… wszędzie tylko walające się przeszkody w postaci gruzu. Budynek ucierpiał i to bardzo, dużym ryzykiem było by podążanie tą drogą. Kotka miała duże wątpliwości co do stabilności tej konstrukcji, ponadto obawiała się iż nawet jeśli zabrali by się za ‘oczyszczenie’ wejścia to głębiej mogli by już natrafić na taką przeszkodę której nie zdołają już ruszyć. Kiedy podał drugą możliwość dotarcia do ich celu ta zdała jej się bardziej rozsądną.
- Cóż może i dało by się odgrodzić to wejście, jednak nie wiem czy warto się trudzić. Martwi mnie stabilność jak i możliwość natrafienia na „ślepą uliczkę”…
Zamyśliła się przez chwilę po czym ruszyła w stronę cienia. Przyglądała się przez krótką chwilę temu jak ruchy miecza tną powietrze, miecz , tarcza cóż do kompletu brakowało jeszcze zbroi i wiernego wierzchowca. Może i w rzeczywistości owych elementów brakowało , jednak w wyobraźni kotki zdążył się już pokazać taki obrazek. Usta wygięły się w uśmiechu jednak ten nie trwał długo, bo otaczająca ich rzeczywistość szybko na powrót dała o sobie znać.
-Myślę że lepiej udać się nad rzekę. Skoro zależy nam na czasie to może nie warto tracić go na zmaganie się z tymi przeszkodami… Przynajmniej ja tak właśnie uważam.
Spojrzenie Kejko wylądowało teraz na Kruku, a sądząc po wyczekującym wyrazie jej twarzy , cień mógł się domyślić iż liczy ona na to że i on wyrazi swą opinię na ten temat.

Anonymous - 3 Marzec 2013, 11:06

Na aktualny czas ignorowałem ich słowa, a raczej po prostu nie odpowiadałem. Nie czułem bym miał coś w tym czasie wtrącić niepotrzebnego, ich dwójka wystarczy przecież by ustalić plan naszej niezwykłej podróży... Tak, to była moja słodka myślowa ironia. Choć kto wie co możemy jeszcze napotkać oprócz mojej dalszej irytacji i krzywizny z powodu odczuwalnego tutaj smrodu. Kopałem różne gruzy butem, bo byłem zbyt leniwy by się pochylić i coś odsunąć, a wszak miałem robić za krnąbrnego rycerzyka cieszącego się, "Jaki to ja rycerski nie jestem." Westchnąłem przeciągle, bo większość tarcz po prostu była dla mnie niczym, żadna nie wydawała się jakaś specjalna, po prostu było to trochę już nużące. Po jaką ja więc cholerę tego wszystkiego szukam? Spojrzałem uważnie na dziwny wyraz twarzy Kejko, a raczej niezrozumiałą radość, rozejrzałem się by poszukać powodu tej dziwnej emocji. Co znalazłem? No właśnie problem w tym, że nic. Zmarszczyłem więc brwi kierując na jej piękne błękitne kocie oczy. Spojrzenie mówiło jedno: "Że niby ja Cie bawię?". Skoro już taki był obrót chwyciłem bez patrzenia, nawet nie wiem jaką tarczę w drugą rękę, zapewne i tak mógłbym zaraz te cholerstwa wyrzucić, bo to chyba nie moja dziedzina. No ale skoro się bawić, to bawić, nie? Gdy rozmowa się rozwinęła, jak widać nie miałem wyboru. Musiałem dokonać szczytu możliwości, przebić się przez swoje rosnące ciągle lenistwo które urosło na niesamowity poziom w trakcie tej dopiero zaczynającej się przygody. Musiałem się odezwać, a moja wypowiedź była bardzo rozbudowana. Będę miał teraz dumę, że to dzięki mnie obraliśmy odpowiednią decyzje...
- Nie umiem pływać.
Patrzy na nich już bez żadnej reakcji.

Noritoshi - 5 Marzec 2013, 01:47


//Ech, za wolno odpisuje, zdecydowanie za wolno. Może w tym tygodniu pójdzie to sprawniej.


Cóż, ich wizyta tutaj do bardzo przydatnych nie należała. Trudno, będą musieli ruszać w inne miejsce, może tam będzie lepiej. Kolejnego chyba już nie będzie, bo ileż można zrobić wejść do prymitywnych podziemi, umiejscowionych pod małą wioską.
- Rozumiem twe obawy. W takim razie pozostaje nie zwlekać z działaniem. Zastanawia mnie tylko czy to już koniec komplikacji, czy ich początek.
Ruszył przed siebie, opuszczając ruiny budynku. Wedle kompasu, którego wskazania odczytywał przez dotyk igły i znaków na obudowie, obrał kierunek nad rzekę. doprawdy, pamiętał tyle geograficznych danych... ale i tak bez mapy był samodzielny na pewne odległości, zadania i sytuacje. I wystarczy nieostrożny krok, albo zbyt szybkie obrane tempo, by się zgubić.
- Rzeka jest ledwo kilkaset metrów stąd, potem zanurkujemy, znajdziemy właz i...
...i nauczymy Kruka pływać - sytuacja komplikuje się jednak dalej.
- Nosz kurcze... cóż, w takim razie może już dajmy sobie najlepiej w cholerę spokój z tym... - Obrócił się w ich kierunku, nieco się pokręcił i zboczył z kursu, robiąc kilka kroków dookoła i napotykając ścianę budynku, który zdawało się jeszcze przed momentem, że z gracją tancerza ominie. Próbując złapać równowagę, przysiadł, zaś nogą kopnął coś błyszczącego. Nie, to nie jakiś plastik, odłamek szkiełka z okna, czy kawałek metalu - coś znacznie cenniejszego, większego i z pewnością zwróciło ich uwagę. Miało trochę objętości i wagi, i umieszczone było w szklanej bryle, a ta z kolei była przewieszona na metalowym łańcuszku. Tak, to był element biżuterii, należący do zwłok leżących nieopodal i kamieniem to zwykłym nie było...
- Ech, ja tam idę, a wy jak chcecie... najwyżej się utopie, albo do studni jakiej bądź na drzewo wpadnę... co to tam dla mnie.
Tak miał dość tego wszystkiego, a szczególnie Kruka, który sprawiał wrażenie "a co ja, na posyłki? Radź sobie sam". Znów wątpił w sens tego wszystkiego, brakowało mu wsparcia i sukcesów.

Kejko - 5 Marzec 2013, 05:26

(Kruku w kwestii dostrzeżenia tego cennego ‘czegoś’ będącego elementem biżuterii , liczę na Twoje spostrzegawcze szkarłatne ślepka ;3 )

Gdy dostrzegła iż czarnowłosy odkrył jednak moment w, którym to na chwilę odpłynęła od rzeczywistości ,czyniąc sobie z niego ‘aktora’ debiutującego w jej głowie w roli rycerza … Cóż nie pozostało jej nic innego jak tylko się uśmiechnąć i szybko uciec przed pytającym spojrzeniem cienia. Gdy czekała na jego wypowiedź odnośnie dalszych planów wyprawy, odpowiedź jaką otrzymała pokrzyżowała plan , który to Kejko zaproponowała przed chwilą. Jednak z reakcji dziewczyny nie można było odczytać jakiegoś większego niezadowolenia a może jedynie zdziwienie, bo przechyliła tylko głowę wpatrując się w swego towarzysza. Natomiast po słowach jak i reakcjach mieszkańca zrujnowanej wioski łatwo dało się poznać kierujące nim teraz nieprzychylne emocje. Błękitne ślepia wylądowały na łuczniku, po czym kotka na chwilę schyliła głowę a jej twarz skryła się za kurtyną czarnych włosów. W tej chwili zapewne i ona wyglądała jakby była już bliska poddania się, i chociaż na to wskazywała teraz jej obecna postawa to wcale tak nie było. Dachowiec potrzebował po prostu chwili na przemyślenie całej tej sytuacji jak i pewnych faktów. Idąc bezpośrednio nad rzekę chciała by zaoszczędzili czas, jednak jak widać ta opcja odpadała… nie zamierzała ryzykować tym iż Kruk mógł by się utopić , z resztą niewidomy też raczej nie poradził by sobie zbyt dobrze pod wodą szukając po omacku przejścia, którego na dodatek wcale nie musiało tam być… Co pozostawało ? Zignorować swoje obawy i powrócić do pierwotnego planu jakim było odnalezienie wejścia pod gruzami zniszczonego budynku. Mogła mieć tylko nadzieję iż uda im się szybko uporać z górą kamieni i cegieł oraz ,że kiedy już to się stanie to na dalszej drodze nie natrafią na więcej niemiłych komplikacji. Dopiero gdyby tak się właśnie stało, to i ona zacznie tracić wiarę w sens tej ‘misji’ . Taką utratę wiary mogła właśnie obserwować u Velarinno , a czy to właśnie nie jemu powinno najbardziej zależeć ? Jego ostatnia wypowiedź najbardziej w tej chwili zdenerwowała Kejko… Dziewczyna podniosła teraz nieco głowę a jej spojrzenie zatrzymało się przez chwilę najpierw na cieniu zaś potem na łuczniku. Wiedziała też jeszcze jedną rzecz… raczej nie zanosiło się na to by ta dwójka miała się ze sobą prędko dogadać… . Jednak prawda była taka iż ona sama nie widziała w tym winy Kruka, w końcu Vel był dla niego całkiem obcą osobą i nie miał on wcale obowiązku udzielić mu pomocy. Jednak Kejko zobowiązała się do tego, a Cień nie zostawił jej samej w tej wyprawie, za co była mu wdzięczna nawet jeśli ten nie krył się z swym niezadowoleniem wobec okoliczności w jakich się znaleźli. Westchnęła cicho po czym ściągnęła sobie z głowy kaptur i poprawiła kosmyki opadające jej na oczy. Błękitnooka pewnym i zdecydowanym krokiem ruszyła w stronę niewidomego, po czym zatrzymała się i pochyliła nieco stając tuż naprzeciw niego. Dziewczyna wyciągnęła dłoń w kierunku głowy łucznika co mogło przez chwilę sprawiać wrażenie jakby chciała go po niej pogłaskać.. jednak zamiast takiego rodzaju pocieszenia w czoło mężczyzny zostało wymierzone delikatne uderzenie a konkretniej pstryknięcie z palców. Od tak mała nagana za tracenie ducha walki… kotka stała przed nim a jej ogon bujał się nerwowo na boki.
-Mój drogi… wytłumacz mi proszę na co ten cały trud i starania jeśli już teraz zamierzasz się poddawać? Myślałam że chcesz powstrzymać to coś, by nie doszło znowu do tego co teraz nas tu otacza. Nie każ mi proszę myśleć że pomyliła się co do Twojej osoby…
Po chwili położyła mu dłoń na ramieniu , po czym pociągając delikatnie za rękaw jego ubrania zmusiła do podniesienia się.
-Po prostu nie ma wyjścia i jednak będzie trzeba ‘posiłkować’ się trochę z tą kupą kamieni i mieć nadzieję ,że dalsza droga przebiegnie już bez zbędnych komplikacji. Ktoś tu mówił ,że podobno Bogowie nam sprzyjają… wiec kto wie, może zechcą zesłać nam nieco szczęścia.
Gdy skończyła wyminęła łucznika i równie pewnym co przed chwilą krokiem ruszyła w stronę Kruka, w końcu ten trzymał się ciągle na uboczu a tak nie powinno być. Skoro cień miał mały problem z odnalezieniem motywacji.. to Kejko w tej chwili postanowiła mu nieco w tej kwestii pomóc. Z nieco zadziornym uśmiechem na ustach zatrzymała się na jakiś krok przed szkarłatnookim po czym bez większego skrępowania wyciągnęła dłoń w jego stronę i delikatnie ujęła go za nadgarstek . W tej chwili jej uśmiech tylko się poszerzył a kotka ruszyła w stronę budynku pociągając za sobą swego towarzysza. Twarz zwróciła tak by mogli nie tracić w tej chwili kontaktu wzrokowego.
-Mam nadzieję ,że nie obrazisz się za bardzo.. I mogę Cię teraz ładnie poprosić o to byś pomógł mi w szukaniu przejścia, gdzieś w tamtym budynku… Oczywiście do niczego nie zmuszam.. tylko, że samej pewnie dłużej mi to zajmie…
W zależności od kwestii jakie wypowiadała, dostosowywała do nich płynnie swoją mimikę jak i ruchy uszu ,które te najpierw nieśmiało opadły by po chwili stały już wyprostowane w towarzystwie goszczącego na twarzy kotki uśmiechu. Tak.. nastała ta chwila iż trzeba było wykazać się nieco inną stroną swej natury i pokazać że kiedy trzeba to potrafi się wziąć sprawy w swoje łapki. Zatrzymała się dopiero kiedy znaleźli się koło łucznika i wtedy to też dachowiec oswobodził nadgarstek cienia z swego uchwytu. Zerknęła na ślepca i zaczęła podwijać sobie rękawy kurtki.
-Więc jak ? Rezygnujesz czy może jednak spróbujemy coś z tym zrobić ?

Anonymous - 5 Marzec 2013, 11:35

(Kejko, a ja mam ochotę w odpowiedzi napisać: "A co ja, na posyłki? Radź sobie sama" :3
Spokojnie Nori, liczymy na Ciebie. )


Cała ta sytuacja powodowała, że miałem ochotę się wybuchnąć śmiechem. Nie jakąś obłąkańczo, ale po prostu z tego całego wydarzenia. Myślałem że to ja jestem w sytuacji w której moje rozdrażnienie będzie największe, że to ja nie znajdę sensu pobytu w tym miejscu. Jak kto inny, że to właśnie ja będę powątpiewać w sens tego wszystkiego, a zamiast tego zrobił to niewidomy łucznik, osoba która tutaj zaprowadziła w swoim wiadomym celu wsparcia. Zamiast wykorzystać ową pomoc zaczyna się załamywać. oraz uznać że i tak można to wszystko zostawić w cholerę. Czy nie powinienem właśnie uścisnąć mu ręki i cieszyć się dokonanym wyborem? Nie, nie było niestety żadnego śmiechu pomimo moich wielkich chęci. Nie było zostawienia tego wszystkiego tak jakbym chciał. Pewne powiedzenie kierowało się wśród ludzi: "Jakby chciał, a nie mógł." Właśnie coś takiego mnie złapało, choć najlepiej zostawiłbym to wszystko losowi, to jednak mam usilną blokadę która niweluje zapał pozostawienia. Rozmyślanie nad tymi wszystkimi emocjami zaczyna w sumie też mnie bawić, ale skupmy się, skupmy.

Dachowiec postanowił pocieszać oburzonego na cały świat ślepca, więc cóż mi zostało? Chwyciłem jedną z tarcz, a może się na coś głupiego przyda, nawet nie zerknąłem jaką, ale rycerzyk to rycerzyk. A potem coś błysnęło... A cóż to może być? Podniosłem patrząc na to błyskotliwe coś z znużeniem i co by to nie było, rzuciłem w kierunku Kejko która już do mnie podchodziła.
- Jakiś błyszczący śmieć...
Mruknąłem pod nosem nie zainteresowany takimi przedmiotami. Wtedy nadgarstek w ręce której najpewniej trzymałem miecz, został wykorzystany do prowadzenia. Nic nie rzekłem, posłusznie podążyłem jak dziecko za swoją matką. Czy aby nie byłem dla niej zbyt uległy?
- Odbije sobie jeszcze to na tobie...
Kolejne cicho wypowiedziane słowa, a po nich mogłem nareszcie zostać uwolniony. Poruszyłem nadgarstek tak jakby przez całą drogę był miażdżony, choć nie zrobiła nic oprócz krótko-trwałego ciepła na skórze/bandażu. A na jej wypowiedź... Nic nie rzekłem, po prostu patrzyłem na błękitnooką z spojrzeniem: "Naprawdę muszę?" Nie wydaje się bym był chętny do zabawy w górnika. Ale kto wie do czego mnie to Kotka potrafi nakłonić?



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group