Archiwum X - Domek Calvinne
Anonymous - 15 Luty 2013, 18:55 Temat postu: Domek Calvinne Niski płot, właściwie płotek złożony z prostokątnych palików w siedmiu kolorach tęczy okala dwupiętrowy, niezbyt duży domek oraz przylegającą do niego stajnię.
Do domu prowadzi wydeptana ścieżka. Zaczyna się on gankiem z zawieszoną lampą oraz hamakiem. W środku - przedpokojem z wieszakiem na ubrania oraz szafką na buty i schodami po lewej stronie. Po prawo jest kuchnia, a w niej - szafki, szuflady, lodówka, zlew, kuchenka, piekarnik oraz mały stolik z dwoma krzesłami. Obok kuchni - salon. W nim dwuosobowa kanapa, fotel, biblioteczka z książkami i kominek. Naprzeciwko drzwi wejściowych znajdują się drugie, prowadzące na tył domu, do stajni. Pod schodami jest mała łazienka, w której zmieściła się tylko umywalka z małym lusterkiem oraz ubikacja. Na drugim piętrze też, ale jakże odmienna od poprzedniej. Do wyboru wanna lub prysznic, mieści się tam także ogromne lustro. A obok - sypialnia z dużym, dwuosobowym łóżkiem i szafą.
Stajnia z tyłu domu także nie jest duża, jest w niej tylko jeden boks, oddzielne wieszaki na siodło i ogłowie oraz na kantar i lonżę. Znajduje się w niej też kilkanaście kostek siana, pudełko ze szczotką, zgrzebłem i kopystką, widły i szczotka do zamiatania na długim kiju. Ponadto na zewnątrz jest drążek do przywiązania konia oraz kran z wężem do umycia wierzchowca.
Anonymous - 16 Luty 2013, 20:05
Hmm...
Z dołu wyglądało, jakby osiedle stało na głowie, lecz kiedy weszłam na górę, doszłam do wniosku, że musiało mi się coś pokręcić. Fajne.
Przechadzałam się wolnym krokiem i przyglądałam się okolicznym domom.
Niektóre rozmiarami przypominały pałac, a niektóre były malutkie.
Spodobał mi się domek, który był cały otoczony krzewami białych róż.
Minęłam jeszcze willę, gdy moją uwagę przykuło coś kolorowego.
Stanęłam jak wryta, zalała mnie fala wspomnień. Jak kłóciliśmy się, co do koloru płotu. Jak w końcu zdecydowaliśmy się nie na jeden, lecz na siedem. Jak się ubrudziliśmy przy malowaniu go.
Popchnęłam furtkę, wolnym krokiem przeszłam po udeptanej przez nas ścieżce. Przypomniało mi się, jak z trudem wnosiliśmy meble do domu.
Weszłam na ganek. Spróbowałam otworzyć drzwi, były zamknięte. Sięgnęłam wtedy do kieszeni i z westchnieniem ulgi wyjęłam z niej klucze. Otworzyłam dom i obejrzałam każdy kąt. Wszystko było na miejscu, tak jak to zostawiliśmy. Niezmyte naczynia w zlewie, rozrzucone ubrania na łóżku w sypialni, moja korona na kominku. Wzięłam ją w ręce i usiadłam w fotelu, zamyśliłam się. Ja i wszystkie moje rzeczy są tutaj. Jakim cudem... Jak on to zrobił? I gdzie ja w ogóle jestem? Kto jest moim wrogiem, a kto przyjacielem? Będę się musiała tego dowiedzieć...
Z zamyślenia wyrwało mnie rżenie konia. Zerwałam się, odłożyłam koronę i wybiegłam na ganek. I uśmiechnęłam się szeroko na widok mojej przyjaciółki. Biała klacz z gracją przeskoczyła niskie ogrodzenie i podeszła do mnie.
- Frie, moja kochana... - przytuliłam się do niej
Zaprowadziłam ją do stajni, rozsiodłałam i wyczyściłam. Wypuściłam ją na trawę. Nie bałam się, że ucieknie, a nawet jeśli - na pewno wróci.
Jej przybycie uspokoiło mnie, a zajęcia pozwoliły zająć czymś myśli.
Umyłam się i położyłam spać. Wiedziałam już, co zrobię jutro.
Anonymous - 17 Luty 2013, 20:52
Obudziłam się. Przez chwilę byłam zdezorientowana, nie miałam pojęcia, gdzie jestem. Ale po chwili wszystko sobie przypomniałam. Walkę... i śmierć...
Odrzuciłam od siebie smutne myśli razem z kołdrą i poszłam pod prysznic. Kiedy wyszłam, zerknęłam przez okno na dwór. Frie gdzieś pobiegła, dobrze, niech oswoi się z nowym światem. Ja też powinnam się oswoić. Ubrałam się w ciemnobrązowa bluzka, biała kamizelka i różowy krawacik, dżinsy oraz niebieskie tenisówki. Poszłam do kuchni, zrobiłam sobie płatki. Przypomniałam sobie przepis na ciasteczka, którymi miałam poczęstować sąsiada lub sąsiadkę i przy okazji wypytać o informacje. Zmywając po sobie, zmyłam także poprzednie naczynia, po czym zabrałam się do roboty.
Wyciągnęłam z szafek bądź lodówki składniki: margarynę, biały ser (tłusty), mąkę pszenną, torebkę budyniu i torebkę cukru waniliowego oraz własnej roboty dżem truskawkowy. Posiekałam margarynę, wymieszałam ją z serem i mąką (przedtem posypałam nią kuchenny blat), po czym zagniotłam. Do powstałego ciasta dodałam pół torebki budyniu waniliowego oraz łyżeczkę cukru (waniliowego) i ponownie zagniotłam, po czym schowałam do lodówki. Przeszłam do salonu. Co poczytam? Postanowiłam, że "Krzyżaków" Henryka Sienkiewicza, którą miałam w jednym tomie. Nie przepadam za nią, ale wolę poczytać to, niż siedzieć smutna przed domem. Zabrałam książkę do kuchni i usiadłam na krześle. Po godzinie wyjęłam ciasto z lodówki, rozwałkowałam i pocięłam na niezbyt grube talarki. Na każdy z nich nałożyłam łyżeczkę dżemu. Rozgrzałam piekarnik do temperatury 180 stopni, po czym posmarowałam blachę do pieczenia margaryną i posypałam mąką. Mogłabym przysiąc, że piekarnik buczał nieznaną mi melodię, aby poprawić mi humor. Rozweselona, uśmiechnęłam się do niego (wiem, że to głupie, ale naprawdę tak mi się wydawało!) i włożyłam do niego ciasteczka na 25 minut. Przez ten czas zdążyłam dokończyć rozdział. Wyjęłam ciasteczka na talerz, zostawiłam je, aby ostygły. Wybiorę się do tego domku z białymi różami - postanowiłam.
Odłożyłam książkę na półkę, miałam już dosyć po jednym rozdziale. Usłyszałam rżenie Frei, wzięłam z kuchni kilka kostek cukru, przywitałam się z nią i tak jak wczoraj, wyczyściłam. Poczęstowałam ją przysmakiem, bardzo lubi cukier.
- Idę odwiedzić sąsiadów, niedługo wrócę - powiedziałam.
Poklepałam ją po szyi na pożegnanie, wzięłam ciasteczka ze stołu w kuchni, po czym wolnym krokiem ruszyłam w stronę domku, otoczonego białymi różami.
[nmm]
Anonymous - 15 Marzec 2013, 18:33
Radosna, poprowadziłam Mirę w kierunku mojego domku. Energicznym krokiem przeszłam przez furtkę, a potem przez wydeptaną ścieżkę, po czym wyciągnęłam klucze z kieszeni spodni i otworzyłam drzwi za pomocą jednej ręki (w drugiej trzymałam talerz, jakimś cudem jeszcze go nie upuściłam).
Zniknęłam na moment z oczu kotki, weszłam do środka i włożyłam talerz do zlewu. Nie przejęłam się brudnymi naczyniami po moim porannym gotowaniu - w końcu miały iść do sąsiadów. Zerknęłam przez okno na tył domu - Frie nadal stała w tym samym miejscu i flegmatycznie żuła trawę. Wyszłam na ganek.
- Czeka na ciebie z tyłu domu - powiedziałam z uśmiechem i ponownie zniknęłam wewnątrz. Tym razem minęłam przedpokój i wyszłam tylnymi drzwiami. Oparłam się o ścianę i założyłam ręce. Wyszczerzyłam ząbki, nie powiedziałam przecież Muzykantce, że Frie to klacz.
Ciekawe, jaką będzie miała minę - pomyślałam.
Anonymous - 15 Marzec 2013, 18:53 Temat postu: Dom Mira pozwoliła się prowadzić Cal. Tamta na chwilę zniknęła w domku, zostawiając Muzykantkę na zewnątrz, przez co miała sporo czasu na przyjrzenie się mieszkaniu nowej znajomej. Stwierdziła, że był równie pogodny i radosny, co jej właścicielka.
Calvinne wyszła jeszcze na chwilę na ganek, by oznajmić Mirze, iż przyjaciółka czeka na nią z tyłu domu. Zaintrygowana udała się we wskazane miejsce, zastanawiając się, dlaczego akurat na tyłach. Wkrótce wszystko się wyjaśniło.
- A więc... to jest koń? - wykrzstusiła osłupiała, by zacząć się śmiać. - Hej, zażartowałaś sobie ze mnie! Chociaż, z drugiej strony, wiem doskonale, że zwierzęta potrafią być dobrymi przyjaciółmi. Czasem lepszymi niż ludzie, bo są wierniejsze.
Podeszła ostrożnie, lecz nie strachliwie do konia, który po bliższych oględzinach okazał się być klaczą. Zachowała pewien dystans, tak na wszelki wypadek.
- Mogę ją pogłaskać? - zwróciła się do Cal. Gdyby się zgodziła, poklepałaby klacz po szyi, uprzednio dając jej powąchać swoją rękę.[/quote]
Anonymous - 17 Marzec 2013, 16:00
Roześmiałam się. Żart może nie jest wysokich lotów, ale zawsze to jakieś urozmaicenie dnia.
- Jasne, że możesz - odpowiedziałam. Zamyśliłam się chwilę. A gdyby tak... Kiedy Mira zajęta była głaskaniem, poszłam do stajni. Wzięłam zgrzebło i szczotkę, wróciłam do nich. Zgrzebło podałam kotce, której poleciłam wyczesywanie z jednej strony, ja zaś zajęłam się drugą. Później poprosiłam o zmianę miejsc. Po skończeniu czyszczenia poklepałam Frie po łopatce. Przesunęłam jeszcze rękę niżej, aż do pęciny, Frie posłusznie uniosła nogę. Sprawdziłam - miała czyste kopyta. Pogłaskałam ją miękkich chrapach.
- Chodź, pomożesz mi w czymś jeszcze - poprosiłam Muzykantkę, po czym znowu weszłam do stajni. Włożyłam szczotkę do pudełka, po czym skinęłam głową, żeby kotka zrobiła to samo. Podeszłam do wieszaka z uzdą, zdjęłam ją i podałam Mirze, sama wzięłam siodło i lonżę, którą przerzuciłam przez ramię. Pokazałam Muzykantce co i jak, dziewczyna była pojętna i właściwie poradziła sobie bez mojej pomocy. Kiedy już wszystko było zrobione, przyczepiłam lonżę do uzdy. Spojrzałam na Mirę.
- Wskakuj - uśmiechnęłam się.
Anonymous - 22 Marzec 2013, 17:27 Temat postu: Dom Mira głaskała konia, podczas gdy Calvinne poszła na chwilę do stajni. Wyszła ze zgrzebłem i szczotką, po czym obie zabrały się za wyczesywanie. Muzykantce całkiem się to podobało. Pozwalało zapomnieć o wszystkim, a końcowy efekt był widoczny, przez co miało się poczucie dobrze wykonanej pracy.
Cal sprawdziła jeszcze kopyta klaczy, a następnie poprosiła Mirę do stajni. Tam podała jej uzdę. Razem wróciły do Frie. Dziewczyna pokazała kotce, co i jak. Mirze zaczynała naprawdę lubić opiekę nad koniem. Na końcu Cal przyczepiła lonżę do uzdy i z uśmiechem rzekła 'wskakuj'. Muzykantka odczuła ekscytację, że może wsiąść na konia, jak również lekki strach, bo koniec końców są to zwierzęta sporych rozmiarów.
- Tylko... jak mam właściwie to zrobić? - spytała nieco niepewnie - Nie chcę spłoszyć albo jakoś niechcąco uderzyć konia przy wsiadaniu.
Gdy Calvinne udzieli jej wskazówek, Mira zastosuje się do nich, w pełni skupiona, i pozostanie taka przez całą jazdę, w głębi duszy wciąż jednak będzie odczuwać pewną euforię. Trudno powiedzieć, które z jej emocji udzieli się Frie i czy w ogóle się udzieli.
Anonymous - 27 Marzec 2013, 18:28
- Frie jest spokojna, nie martw się. Po prostu chwyć obiema rękami za siodło, włóż jedną nogę w strzemię i się podciągnij - zademonstrowałam.
Kotka poradziła sobie, nie tylko z tym, ale i z całą lekcją jazdy. Choć na początku wyglądała na spiętą, po chwili rozluźniła się i w skupieniu wykonywała moje prośby. Frie chyba zrozumiała, że ma na grzbiecie nieobeznanego z koniem jeźdźca i zachowywała się bez zarzutu. Mira zrobiła kilka prostych ćwiczeń, próbowała także stać w strzemionach w stępie. Później zrobiła to samo w kłusie, a także uczyła się anglezować. Pokazałam jej, w jaki sposób się kieruje koniem, a kiedy uznałam, że jest gotowa - odpięłam lonżę. Kotka prowadziła pewnie konia, poprosiłam, żeby przeszła do kłusa. I z tym dała sobie radę.
Żadna z nas nie zauważyła, że niebo stawało się coraz ciemniejsze. Nagle z nieba zaczęło spadać mnóstwo gradu. Frie, nieprzyzwyczajona do takiej pogody, zdezorientowana, zawróciła i pogalopowała w stronę stajni.
Zaniepokojona, pobiegłam w stronę stajni.
A niech to! Tak jej dobrze szło! Oby nie spadła!
Anonymous - 27 Marzec 2013, 18:44 Temat postu: Dom Raptem z nieba spadł grad, zaskakując całkowicie pogrążoną w ćwiczniach Mirę. Frie pogalopowała w stronę stajni, najwyraźniej spłoszona. Muzykantka czuła, że traci równowagę, więc pochyliła się na moment do przodu. Starała się powstrzymać klacz, ściągając wodze i siadając na siodle, ale tamta pozostawała jakby głucha na jej wysiłki. Skupiła więc całą swoją uwagę na utrzymaniu się, ponieważ zdecydowanie nie życzyła sobie spaść. Czuła na sobie bolesne uderzenia lodowych kulek, które jednakże nie były zbyt duże. Szczęśliwie, klacz wyhamowała, kiedy znalazły się już w stajni. Na miękkich nogach kotka zsiadła, nie wypuszczaac wodzy. Pogłaskała klacz po szyi, aby nieco ją uspokoić, choć to raczej ona potrzebowała ukojenia. Jej serce wciąż łomotało dziko.
Pozostała tak z Frie, oczekując na przybycie Calvinne.
Anonymous - 2 Maj 2013, 09:14
Przed stajnią wyhamowałam, nie powinnam biegać, to mogłoby wystraszyć Frie. Ona nigdy nie widziała gradu, z resztą to też był mój pierwszy raz.
Weszłam do środka, rozmasowałam sobie głowę. Uderzenia kilkucentymetrowymi kulkami zamarzniętego deszczu były dość bolesne.
- Jak się czujesz? - odezwałam się dopiero po chwili. Pytanie było skierowane do Miry, ale kiedy podeszłam do klaczy, ta otarła się o mnie łbem. Pogrzebałam w kieszeni i znalazłam kilka kostek cukru, z uśmiechem jej podałam dwie.
- Dzielna dziewczyna... - przytuliłam się do niej. Czułam się trochę rozkojarzona...Delikatnie wyjęłam jej z ręki wodze, uśmiechnęłam się.
- Może usiądziesz? Nie mam tu żadnych krzeseł, ale możesz usiąść na sianie. - wskazałam ręką kilka kostek siana obok - Chcesz cukru?
Zostawiłam pozostały cukier na sianie, odwiesiłam lonżę i zaprowadziłam Frie do boksu. Odpięłam popręg, zdjęłam siodło i ogłowie, po czym odłożyłam je na stojak.
- Odpocznij, zasłużyłaś - zamknęłam boks.
Podeszłam do Miry, położyłam jej rękę na ramieniu.
- Będziemy musiały przełożyć odwiedziny naszych sąsiadów. Ale zapraszam cię do siebie, co powiesz?
Uśmiechnęłam się. Dzisiejszy dzień trochę mnie zmęczył, miałam ochotę usiąść przy kominku lub w kuchni, pogadać, poczytać książkę.
Anonymous - 8 Maj 2013, 14:45 Temat postu: Dom Po chwili, która nieco wstrząśniętej Mirze zdawała się wiecznością, Cal weszła do środka. Na jej widok kotka poczuła niewysłowioną ulgę. Tamta wyjęła jej z rąk wodze, pytając uprzednio o samopoczucie, odpowiedzią była jednak głucha cisza. Nie dlatego, że Muzykantka się obraziła bądź z podobnych względów - zwyczajnie umknęło to jej uwadze. Gdzieś na obrzeżach jej umysłu błąkało się bezwiednie odbijające się echem pytanie, czy usiądzie i inne zadane pytania. Mira przysiadła na sianie, wpatrując się z dziwną miną w przeciwległą ścianę, gdy raptem potrząsnęła gwałtownie głową i poczuła, jak gonitwa myśli w jej głowie się skończyła. Wtedy dłoń Calvinne dotknęła jej ramienia. Kolejne pytanie usłyszała już czysto i wyraźnie.
- Ja... przepraszam, nie odpowiedziałam na żądne z twoich pytań, ale... nie potrafiłam się skupić, zebrać myśli. - mówiąc to, Mira wyciągnęła ręce przed siebie. Drżały lekko. - Chyba bardziej się tym przejęłam, niż sądziłam - zaśmiała się z przymusem. - Poza tym czuję się dobrze. Jeżeli chodzi o odwiedziny... - koniuszek jej ogona zadrgał - przykro mi, ale może kiedy indziej?... Czuję się zmęczona i wydaje mi się, że ty też jesteś.
Zamilkła na chwilę.
- Tak więc... do zobaczenia?... - odezwała się, wstając i wyciągając na pożegnanie szczupłą dłoń do Calvinne.
Anonymous - 8 Maj 2013, 19:32
Przez moją twarz przemknął wyraz zaskoczenia, po czym szybko zamienił się w trochę wymuszony uśmiech. Cóż... powiem wprost: nie miałam ochoty być sama.
- ... no dobrze, do zobaczenia - uścisnęłam rękę kotki.
Poczekam, aż wyjdzie, po czym zamknę stajnię i wrócę do domu.
To będzie długi wieczór, pomyślałam.
Anonymous - 8 Maj 2013, 20:18
'Aj, chyba ją uraziłam' przemknęło Mirze przez myśl, widząc minę Calvinne. Dziewczyna uścisnęła jednak jej rękę, dlatego Muzykantka zaczęła niespiesznym krokiem odchodzić, czemu towarzyszyło rytmiczne kiwanie się jej rudego ogona. Stuliła nieco uszy, czując kiełkujące wyrzuty sumienia, zdusiła je jednak. Tłumaczyła sobie, że będzie jeszcze inna okazja do spotkania.
W drodze zaczęła śpiewać dla umilenia sobie ciszy. Piosenka oparta była na jednej melodii wykonywanej w różnych, improwizowanych wariantach, a śpiewana przez Mirę wysokim głosem. Polepszyło jej to znacząco humor. W myślach planowała już kolejny utwór.
[z/t]
|
|
|