Archiwum X - Pechowy Narzeczony
Anonymous - 4 Marzec 2013, 19:09 Temat postu: Pechowy Narzeczony Pech. Chaos. Nieszczęście. Katastrofa. Ta czwórka podąża za nim co krok od zawsze…
… 26 lat temu
- Mój mały kiciuś – mruczała kobieta trzymając w rękach zawiniątko z którego wystawał wypłowiały puszysty ogonek. – Mój Alonso Char…
- Znowu? Mamooo…. – stojąca w kącie pokoju dziewczyna zastrzygła burym uchem, teatralnie przewracając oczami. Spojrzała na matkę leżącą na łóżku i trzymującą na rękach jej nowonarodzonego brata. Westchnęła ciężko. Nie rozumiała tej dziwnej tradycji. Jej Oba braci nosili już takie imiona. Zarówno ten który siedział w pokoju obok, jak i zmarły, którego nawet nie zdążyła poznać.
- Czemu nie może być po prostu Charles? – mruknęła zanim Matka zdążyła się odezwać.
- Nie, muszą być oba. „Porządny kot nie mniej niż trzy imiona ma” – poprawiła synka na rękach drapiąc go za uszkiem. – A trzecie sobie wybierze jak będzie duży. Prawda, malutki?
Obie podskoczyły, a raczej córka podskoczyła. A Matka wzdrygnęła się przyciągając dziecko do piersi. Stary, ścienny, rzeźbiony w ciemnym drewnie zegar spadł na podłogę roztrzaskując swoją obudowę. Wskazówki zastygły wskazując godzinę pierwszą. A mały spał jak wcześniej, może tylko trochę bardziej się uśmiechał.
***
… 20 lat temu
Biegł. Nie patrzył gdzie. Ważne że do przodu. Z przymkniętymi z lubością oczami przebiegł po krawędzi dachu, żeby się zaraz odbić i wylądować na kolejnym daszku. Przy lądowaniu obluzował parę dachówek, które poleciały na rozstawiony pod nimi stragan z kryształami. Na huk tłuczonych szkieł zagregował jak pies Pawłowa, ruszył do przodu jeszcze szybciej. Jak zwykle na swoje nieszczęsne. Przebiegł zaledwie kilkanaście metrów po jednym z tarasów. Już miał się z niego ewakuować na kolejny, ale doniczki z pelargoniami pokrzyżowały mu plany. Zahaczył łapą o jedną z nich i dalej wszystko poszło jak lawina. Runął w dół. Targ stał się jednym wielkim dominem. Każdy zaczął wpadać na każdego, owoce potoczyły się po bruku. Sam nie wiedział jak się znalazł prawie na samym środku placu ze skrzynką jabłek na głowie. Gwar, trzaski, piski i przekleństwa ucichły. Wzrok każdego sprzedawcy był wpatrzony w chłopca, który próbował zniknąć dość nieudolnie pod stertą skrzynek.
- Same z tobą nieszczęścia. Tamten pożar, bójki, to! – burknął postawny mężczyzna wyciągająca chłopca spod stosu desek. – Jesteś gorszy od zbicia lustra w Piątek Trzynastego. Powinni cię przenumerować. Ja nie wiem jak twoją matka za to zapłaci… – mężczyzna mówił ściszonym głosem, żeby słyszał go tylko malec, któremu zdążyły napłynąć łzy do oczu. Nie płakał ze wstydu, płakał bo wiedział, że kara nie będzie miła. Ale było warto. Ci wszyscy ludzie patrzący na niego, ich strach, zdezorientowanie. Lubił to. Chyba za bardzo lubił.
***
…10 lat temu
Spojrzał na czarno białe klawisze i jeszcze raz na ręcznie rozpisane nuty. Jak zwykle dreszcz podniecenia przeszył jego ciało. Rozejrzał się po pustym pokoju wyobrażając sobie wielką salę koncertową. Ludzi i nieludzi odświętnie ubranych, wpatrzonych w niego, czkających w ciszy na pierwsze akordy. Gdy zamknął oczy wizja stała się jeszcze wyraźniejsza. Palce przebiegły po klawiaturze, dźwięki posypały się jak perełki. Co raz oprócz tradycyjnych odgłosów fortepianu słychać było brzęczący pazur. Nie niszczy melodii, wręcz przeciwnie, wzbogacał ją, nadawał charakter. Kocur usłyszał jak ktoś wchodzi do pokoju, pewnie siostra, ale i tak nie przestawał grać. Fałszywa nuta, wibrująca nie pasująca, wprowadzająca chaos. Kolejna. I jeszcze jedna. Uśmiechnął się, zrobił to specjalnie. Grana przez niego melodia zmieniła się diametralnie. Nie były to już perły rozsypujące się po aksamitnym obrusie, a trzask drewna strawionego przez płonie. Kreował świadomie, kreował swój własny świat.
- Co raz lepiej ci idzie – stała za nim patrząc w nuty. – Prawie hipnotyzujesz, jak Muzykant…
- Oni robią to magią, ja palcami – fuknął odrywając dłonie od klawiatury. Jeden z pazurów porysował klawisz.
- Jak byś stał się jednym z nich, mógłbyś być poważnym zagrożeniem dla Wirtuoza – zaśmiała się opierając się o plecy brata a jednocześnie wpatrywała w jego zapiski. Rozszyfrowanie tych skreśleń odnośników było strasznie trudne. Jak on mógł z tego grać?
- Kiedyś nim będę.
- Tia, obalisz Największego z Muzyków? Marzenia… Czym, muzyką? Koncertem?
- Wystarczył by pojedynczy utwór… Najwyżej go zabiję. Będzie łatwiej.
Zaśmiał się wesoło żeby przerwać niezręczną ciszę. Siostra wpatrywała się w niego z niepokojem. Dobrze wiedziała, że jest do tego zdolny. Do obu rzeczy. Zarówno do opanowania gry na najwyższym poziomie, i tak mu mało brakowało, jak i do posunięcia się do poderżnięcia gardła. Odetchnęła z ulgą, to był żart. Miała nadzieje że to był żart.
- Zostaw już fortepian, i napraw w końcu ten zegar. Obiecałeś matce… A i jeszcze szafkę kuchenną.
***
… 5 lat temu
Ledwo się wtoczył do domu. Krew ciekła mu z rozciętej brwi, naderwanego ucha i chyba połamanego nosa. Próbując dostać się do łazienki przewrócił lampę stojącą na korytarzu. Syknął rozwścieczony, zaraz cała zgraja tu przyleci. Nie mylił się. Na schodach już pojawił się Drugi, a z nim siostra. Czwarty pewnie już spał.
- Dziecko! Coś ty zrobił?! - matka w podomce wyleciała z salonu, gdzie pewnie na niego czekała cały wieczór. – Znów tam byłeś?! I po co się znów biłeś?!
- Dla kasy – burknął próbując przepchnąć się do łazienki. I dla adrenaliny, zabawy, dla znajomych. Uliczne walki byłby bardzo dobra formą relaksu, dopóki nie trafi się na jakiegoś byczka, tak jak to się dzisiaj stało.
- Czy mój syn, Alonso Charles Trz…
- Trzynasty!!! – obaj bracia przerwali jej jednocześnie, jako jedyna upierała się przed tym żeby syna nazywać ciągle Trzecim.
- Parszywa, pechowa Trzynastka, pecha przynosząca! Ale nie sobie, a innym! – Drugi wesoło zawołał zbiegając po schodach, żeby rozluźnić atmosferę i zbieg ze schodów. Bracia zrobili tradycyjnego miśka.
- Kto wygrał? – szepnął, żeby żadna z pań nie usłyszała.
- A czy tak wchodzi zwycięzca? Dobrze wiesz, że lepiej sobie radzę z muzyką – odpowiedział wymykając się z nieco bolesnego uścisku. Skrzywił się widząc że zostawi dość dużą plamę krwi na ramieniu brata.
- Uważaj na rączki i na twarzyczkę. Bo i swój fortepian stracisz i żadna z dam cię nie zechce. Lu, weź mu pomóż się ogarnąć – zakomenderował siostrze, a matkę zaczął powoli wypychać z korytarza.
***
… wczoraj
Przypomniał sobie słowa brata. Jak to nie zechce?! Miętosił nerwowo małe puzderko. Gdzie Ona jest?! Miała być 5 minut temu…
|
|
|