Eventy - Prawie jak Arka.
Tyk - 13 Kwiecień 2013, 14:12 Temat postu: Prawie jak Arka. Jak to jest w jednej chwili spacerować sobie po plaży z uśmiechem na twarzy, podskakiwać po rozgrzanym piasku i zimnej wodzie, a chwilę później otworzyć oczy i ujrzeć ciemność, a z niej wyłaniające się tylko gdzieniegdzie promyki światła układające się w prostokąt i kilka pionowych w nim dziur. Może światło takie nietypowe, bardzo słabe, a może drzwi drewniane, albo też inne w ścianie dziury w tak osobliwy kształt ułożone?
Kilka promyków było jednak najmniejszym zmartwieniem dla naszego bohatera. Nieco ważniejsza była niemożność poruszenia rękoma, co najwyżej palcami oraz całkowita absurdalność tego wydarzenia. W końcu niecodziennie człowiek, czy też kot zostaje porwany i znajduje się w jakimś miejscu, nazwijmy je osobliwie Miejscem. Rozmiarów miejsca nie dało się ocenić, za to można było łatwo zrozumieć, że nie jest się tutaj samym, a to przez oddech, który dało się w tej nieprzeniknionej ciszy usłyszeć z prawej strony. Jego źródło czymkolwiek było, było oddalone o kilka metrów, około trzech i nic nie wskazywało na to, że się porusza.
Na początek prosiłbym o opisanie tego co masz przy sobie, przy czym pamiętaj, że nie ma mowy o broni, która zostałaby odebrana.
Anonymous - 13 Kwiecień 2013, 14:34
I po co Sanae akurat DZISIAJ postanowiła pójść na spacer? No tak, chciała się dotlenić. I oto, co z tego dotlenienia wyszło - siedziała teraz ze związanymi rękoma, dosłownie. Przy sobie miała jedynie długopis i kauczukową kulkę, nie miałaby z tego pożytku. Raczej nie zadźga kogoś wkładem. A piłeczką chyba nie ogłuszy. Z jej siłą? Co najwyżej uda się jej rozśmieszyć kogoś swoimi staraniami. Uczucia kotki były dosyć proste - bardzo się bała. Pot lał się z niej. "A co, jeśli mnie zabiją?" - myślała. Kiedy już wyrównała oddech, usłyszała też czyjś. Może ta osoba ją uratuje? Po takiej myśli zorientowała się, że gdyby ktoś umiał uratować ją, to już dawno byłaby na wolności. Bardzo długo zbierała się na odwagę, by coś powiedzieć. Otwierała usta, ale już po chwili je zamykała, coraz bardziej się kuląc. Trwała tak dziesięć minut, marnując czas. Po tym czasie mruknęła coś niezrozumiale. Chwilę potem powtórzyła to, jednak dało się już zrozumieć jej ciche słowa.
- K-kim jesteś? - zapytała. Ledwo dało się ją usłyszeć. Miała małą nadzieję, że ktoś jej odpowie. Spróbowała wstać. Była jednak dosyć słaba, więc po chwili kucnęła, by się trochę zregenerować. Zawsze tak miała, gdy strach ją ogarniał. Po tym znów podjęła się próby podniesienia. Tym razem ustała trochę dłużej. Nic jednak to nie dało, nie widziała więcej, chociaż bardzo tego chciała. Zamrugała kilkakrotnie - też nic. Podeszła bardzo powoli w stronę źródła światła, ale po chwili wywróciła się, ponownie straciła energię. Myślała o tym, czy może doczołgać się do towarzysza, ale jednak zrezygnowała. Rozsądek podpowiadał jej, by uważać na to coś, póki nie pozna, kim/czym jest.
Tyk - 13 Kwiecień 2013, 15:05
Liczne upadki mogły być spowodowane stanem dachowca, jednak gdyby się uważniej nad tym zastanowić to jakby wszystko się poruszało. Sanae zrozumiała to dobitnie dopiero wtedy, gdy z nieznanego sobie powodu przesunęła się po ziemi nieco w prawo. W prawo, gdzie zapewne był jakiś korytarz, tuż za źródłem światła. Dało się słyszeć kroki, bardzo głośne, stawiane w pośpiechu, a przy tym stawiane zapewne po drewnie, lecz o tym z czego zbudowano pomieszczenie można się było przekonać już wcześniej. Wszystko bowiem było drewniane, a przyzwyczajenie oczu do ciemności pozwoliło ujrzeć jakieś kształty. Klatki? Tak, to chyba były klatki oraz leżące w rogu kształt, którego nie dało się bliżej określić. Wszystko co można o nim powiedzieć, to że jest niewielki i być może jest długopisem, czy czymś podobnym. Obok niego leżał jakiś koc, czy może ubrania? Nie dało się dostrzec szczegółów, tak jak i nie udało się Sanae dostrzec kto poza nią przebywa w tym pomieszczeniu. Udało się jej jednak zrozumieć, że oddech jak i późniejszy głos pochodzą ze stosu klatek.
- Jestem sobą, co nie znaczy, że Ty jesteś mną, a więc pytasz nie wiedząc, a ja odpowiadam nie chcąc.
Głos mógł się wydawać dziecięcy, chociaż różnił się nieco od każdego głosu słyszanego dotąd przez Sanae. Jakaś mała różnica, nie można nawet powiedzieć co dokładnie, lecz była to różnica wyczuwalna, nawet jeśli niemożliwa do nazwania.
Anonymous - 13 Kwiecień 2013, 16:58
Głos wydawał się jej dziewczęcy, więc pomyślała, że osoba towarzysząca jej w niedoli jest dziewczynką, bo raczej nie kobietą - był też trochę dziecięcy. O dziwo jednak nie taki, jak na przykład 6-latka. Po chwili jednak zorientowała się, że skoro to głos podobny do dziecięcego, to nie musi pochodzić wcale od kobiety, jak to jest z dziećmi.
- Wiem, że jesteś sobą... Ehh. Jak się tu znalazłaś... lub znalazłeś? - zapytała, tym razem trochę głośniej. Nagle przesunęła się w prawą stronę. Była zdziwiona. "Jesteśmy na statku?" - zapytała sama siebie w myślach. Chciała przesunąć się w stronę głosu, z którym rozmawiała, ale niestety zamilkł. Dzięki temu jednak usłyszała kroki. Serce zaczęło jej bardzo szybko bić, zrobiło się jej gorąco, znów spociła się na czole. Podniosła się, chwiejąc i podeszła powoli do źródła dźwięku i światła. Przyłożyła ucho do zapewne drzwi, ale po chwili odsunęła się, bo mogła zostać uderzona. Nie myślała długo - chciała się jedynie stąd wydostać.
- Je-jest tam kto?! - krzyknęła. Ale co, jeśli to był ktoś, kto ją porwał? Na pewno nie miał dobrych zamiarów. Zorientowała się, że nie powinna była tego mówić. Teraz było już za późno! Odsunęła się od drzwi w stronę klatek. Gdy na nie wpadła, jedna z nich, mniejsza, uderzyła ją. Jęknęła z bólu cicho.
- Jak się nazywasz? - spróbowała jeszcze raz zagadać do tej osoby.
Tyk - 13 Kwiecień 2013, 19:38
Wołanie osoby idącej tak głośno, w miejscu gdzie zapewne zostało się porwanym na pewno nie było genialnym pomysłem. Przez chwilę Sanae mogła nawet zrozumieć, że ktoś jej krzyk dosłyszał. Kroki ucichły, lecz gdy ta szybko się odsunęła i wywołała niemałe zamieszanie straciła możliwość nasłuchiwania, a zresztą kto w takiej sytuacji myśli o tajemniczych krokach za drzwiami. Już właściwsza była by odpowiedź "głosu" jeszcze sprzed nierozważnego posunięcia dachowca.
- Jak sądzę tak samo jak i Ty.
Oczywiście było to zanim kilka klatek zostało przewrócone przez nieostrożnego kota, który raczej na cztery łapy nie spadł, choć możliwe, że na cztery klatki przewracając je i przy okazji wywołując tym wcale nie cichy okrzyk bólu i późniejszą krytykę poczynań Sanae.
- Uważaj!
Gdy już wszystko ucichło znów pojawiły się kroki, tym razem znacznie cichsze. Ktokolwiek tam był, a był na pewno, już odszedł, a przynajmniej odchodził.
- Nazywam? Dobre żarty!
Odparł głos, którego źródło dało się zlokalizować pod dachowcem, który leżał teraz na jednej z klatek.
Anonymous - 13 Kwiecień 2013, 19:59
Dachowiec odetchnął z ulgą, gdy kroki zaczęły cichnąć. Zaczęła analizować słowa stworzenia. Musiała przyznać, nie były one zbyt miłe. Usiadła na podłodze i porozglądała się trochę, jej oczy już nawet przyzwyczaiły się do ciemności. Mimo wszystko, nie mogłaby jeszcze policzyć tych klatek. Sanae westchnęła, a potem zaczęła mówić.
- Nie masz imienia? Jejku... Ale do rzeczy! Jeśli chcesz się stąd wydostać, bardzo proszę, odpowiadaj mi normalnie. Naprawdę chciałabym móc uciec z tego miejsca... W której klatce jesteś? - powiedziała. Założyła, że osoba ta, albo może nawet zwierzę, jest w klatce. Po chwili uświadomiła sobie, że lepiej byłoby jednak zerwać te liny, żeby mieć większą swobodę. To, co teraz postanowiła zrobić, było trochę dziwne, ale jednak pomocne. Przyłożyła czoło do liny. Okazało się, że jest związana jedną liną. Była ona jednak zawiązana na rękach jak złożona "ósemka" - najpierw tworzyło się ósemkę z liny związanej w koło, a potem składało oba "brzuszki" i wkładało na rękę. I tak kilka razy. Sanae musiałaby rozerwać tylko jeden raz linę, a udałoby się jej uwolnić. Byłoby to jednak bardzo ciężkie. Ale w końcu warto próbować. Zaczęła kręcić nadgarstkami, by zrobić trochę miejsca na nogę. Potem włożyła ją tam, wyglądało to bardzo dziwnie. Zaczęła stopę z butem pchać jak najmocniej mogła, żeby lina w końcu się zerwała. Często postękiwała z bólu, ale ważne było, by się w końcu uwolnić z tych lin. Po tym na pewno pozostanie ślad. Teraz jednak nie liczyło się to - nie może przecież zostać w tym statku na zawsze!
Tyk - 22 Kwiecień 2013, 17:40
Wielki trud zawsze przynosi efekty, choć nie zawsze skutkuje tym czego byśmy szukali. Tak więc starania odnalezienia mitycznego Graala mogły dać krzyżowcom niezapomniane przeżycia, a przy tym doprowadzić do kilku zgonów, karkołomne próby przebicia głową muru mogą przysporzyć bólu głowy lub kilku nieco mniej błahych uszkodzeń, próba wyrwania się z pułapki bez wyjścia jest jakby realizacją planów oprawcy, który zmęczywszy swą ofiarę niczego nie będzie się musiał obawiać, natomiast dążenie do uwolnienia się z więzów zawiązanych nieporadnie mogło doprowadzić do tego samego, ale też do upragnionej wolności, a przynajmniej nieskrępowania, gdyż ucieczka ze statku, zapewne płynącego, o czym Sanae mogła się przekonać gdy spadła z klatek i uderzyła o ścianę po uprzednim wzbiciu w powietrze kurzu osiadłego na nieużywanych częściach okrętu.
Nasz dachowiec nie był czysty, nie był też wolny, a na pewno nie był pewien sytuacji, w której się znalazł mając ledwie kilka trafnych lub nie domysłów, na pewno jednak jego ręce zostały uwolnione, a liny opadłszy na ziemię przestały już ciążyć, co nie zmienia faktu, że wciąż oczy nie były wstanie dojrzeć nic więcej jak tylko nieokreślona sterta klatek i światło przebijające się przez drzwi. Co natomiast robił głos? Głos zniknął, a wraz z nim na chwilę jakakolwiek informacja o jego właścicielu.
- Nie ma? Może i nie mam, kto tam wie, nie używam. Do niczego mi nie jest potrzebne. I Ty, Ty to nie pomagaj, bo to jest bolesne.
|
|
|