To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Malinowy Las - Leśny Sklep

Anonymous - 13 Maj 2013, 19:17
Temat postu: Leśny Sklep
*
Aby trafić do Leśnego Sklepu trzeba wejść w najgłębsze czeluści malinowego lasu, po czym znaleźć czarną ścieżkę oblepioną poranną mgłą, która praktycznie nigdy nie znika.
Dom, a raczej sklep znajduje się na środku średniej wielkości polanki. Z przodu widnieje mały, ziołowy ogródek, z boku zaś dość spory czarny staw po którego powierzchni pływa tuzin czarnych, rzadko spotykanych kwiatów.
Sklep zbudowany jest z drewna, a po jego dachu i ścianach spływają zielone fale bluszczu i innej roślinności. Często zasłaniają okna , jednak czerwone, nigdy nie zamknięte drzwi bardzo dobrze widać na tle ów krajobrazu.
Kiedy wchodzi się do sklepu słychać delikatny dźwięk dzwoneczka. Wnętrze pierwszego pokoju jest duże i dobrze oświetlone. Oprócz typowej dla sklepów lady widać tam dwie mosiężne drewniane półki podpierające obie ściany i noszące ciężar tysiąca słoików wypełnionych jakimiś płynami, czy roślinami.
W sklepie znajduje się jeszcze mała sypialnia z wbudowanym w ścianę kominkiem oraz pokój z wielkim czarnym kotłem, jeszcze większą ilością słoików i różnymi przyborami takimi jak nożyki, szczypce, łyżki.

< zapraszam do odwiedzania sklepu, każdy będzie mile widziany ^^ >
*

Wena - 9 Kwiecień 2014, 21:52

Nudno. Tak nudno i przez ten bezmiar nudy wylewający się ze wszystkich obrazów zgromadzonych w tajnej kryjówce Weny spowodował wielki smutek i konieczność podjęcia działań mających zapobiec nieszczęściu jakim jest niemiłosierna epidemia nudy. Stąd też podjęcie wyprawy, wcale nie krótkiej, która doprowadziła Wenę na skraj polanki, gdzie niewysoka postać ujrzała jakiś śmieszny domek. Domek w takim miejscu? Trzeba odwiedzić!
Skupmy się jednak na tym czym była nasza mała Wena, a dziś przeszła samą siebie w wymyślaniu wizerunku. Skoro bowiem postanowiła wyprawić się na długi spacer przybrała postać wędrowca, tylko niestety pomyliły się jej postacie i zamiast wyglądać jak groźny przestępca, który ostatnie dwadzieścia lat spędził w więzieniu, wyglądała jak mała dziewczynka w jasno niebieskiej, nieco zniszczonej sukience i szarym płaszczyku. Wszystko to wyglądało przeokropnie i w ogóle chciałoby się taką po prostu wyrzucić, bo nie wiadomo skąd to przyszło. Najgorsze było jednak to, że Wena idąc w stronę sklepu nie zdawała sobie sprawy ze swej pomyłki i przekonana była o tym, że jest dorosłym mężczyzną, który co więcej wygląda jak przestępca. Mówiąc prościej może z tego wyniknąć dziwna historia.
Tylko kim w tej historii będzie sprzedawca i przede wszystkim kiedy Wena odkryje, że to przed nią nie jest dziwacznym domkiem, a po prostu sklepem, który również można opisać tym samym przymiotem.
Wesoło podskakując dotarł w końcu do drzwi, nucąc przy tym jakąś piosenkę. Dopiero, gdy już stał na progu zorientował się, że dorosłemu mężczyźnie nie wypada podskakiwać wesoło, nucąc piosenkę. Zatrwożona Wena stanęła na baczność jak pruski żołdak z przerażenia z tej pomyłki. Co gorsze nie zdając sobie sprawy z nieco większego błędu.
Przekroczyła próg i od razu zaczęła się rozglądać po tym miejscu, wypełnionym dziwacznymi słoikami, na których na dodatku ktoś nawet postanowił gdzieniegdzie dodać cenę.
- Może to nie jest dom?
Spytała się pod nosem Wena, tak zamyślona tym miejscem, że nie spostrzegła, że głos nieco nie pasuje. Nie mówiąc o tym, że nie zauważyła, że drzwi są nieco za duże.

Anonymous - 10 Kwiecień 2014, 15:40

Ów dzień zaczął się zupełnie normalnie. Normalnie wstało słońce, normalne ranne zwłoki pewnej zielarki nie chciały się wygrzebać z łóżka i normalne ptaki świergoliły wesoło pod oknem zarośniętej chatki nie zwracając uwagi na ów właścicielkę domu, która w tamtym momencie nie była w nastroju do podziwiania ćwierków rannych ptaszków.
W końcu, kiedy otworzyła najpierw jedno spuchnięte oko, po tym drugie, a słońce zaskoczyło ją swoim wysokim położeniem postanowiła wstać, ubrać się i przygładzić nieco swoje powykręcane w każdą stronę różane włosy.
Jako szanująca się zielarka jedną z pierwszych rzeczy jakie uczyniła było udanie się do pokoju, z którego wydobywał się nieciekawy odór gotujących się powoli zielonych krzewów, które zebrała zeszłej nocy. Anabel założyła wolnym, wręcz leniwym ruchem swój kapelusz z białym piórkiem, po czym z trudem wymieszała wielką, drewnianą łychą zawartość dużego, czarnego kotła, wprawiając tym samym w szaleństwo gotowaną przez siebie masę, która natychmiast zaczęła bulgotać i zagrażać jej podstępnym wylaniem się z kotła i szydzeniem z niej wprost z czystej, drewnianej podłogi chaty.
Jednak dziewczyna szybko poradziła sobie z tą niebezpieczną substancją dodając jakieś dziwne proszki wzięte z zakurzonej pułki, oraz kopiąc w spód kotła parę razy. Kończąc ów czynność wyszła z zaparowanego pokoju zamykając drzwi do niego prowadzące na klucz i przechodząc do Sali głównej sklepu.
Było pusto, jak zwykle. Od czasu kiedy zamieszkała w owej opuszczonej chacie jeszcze nikt jej nie odwiedził. Anabel miała ukryte przypuszczenia, że być może jest to jej wina, ponieważ tak naprawdę nigdy nikomu nawet nie wspomniała o tym, że ma w planach otworzenie sklepu z ziołami, maściami i miksturami gdzieś pośrodku wielkiego, czarnego lasu.
Westchnęła cicho podchodząc do jednego z większych okienek w jej domu. Szybkim ruchem odchyliła drewniane „zastawnie” mrużąc przy tym jasne oczy od nadmiaru słońca. Wpuszczając odrobinę powietrza do wypełnionej zapachem zielska chałupy. Wystawiła głowę za okno pochylając plecy i wciągając pełną piersią świeże powietrze. Przymykając oczy oparła łokieć na tym, co miało służyć za parapet, a podbródek na lewej dłoni. Prawą rękę zaś wyciągnęła w stronę gąszczu żółtych kwiatów, których zielone, zdrowe łodygi pięły się ku górze jakby pragnąc sięgnąć jej zasłoniętych rękawiczką palców.
Anabel uśmiechnęła się lekko chłonąc ów ciszę która w tym momencie nastąpiła, i niestety została dość szybko przerwana przez dziewczęcy głosik nucący jakąś melodyjkę.
Zielarka zmarszczyła czoło przybierając zwierzęcą, ochronną pozycję rozglądając się dookoła jak jaki przestępca przyłapany właśnie na kradzieży. Jednak w następnej chwili uspokoiła się wstając i otrzepując wierzch swojej aksamitnej spódnicy. Wciągnęła powietrze, po czym wypuściła je powoli przyjmując pozę miłej pani, która na pewno nie ma nic złego na sumieniu.
Podeszła do lady swojego sklepu trącając palcem jeden z kwiatków tkwiących w szklanym wazonie, po czym utkwiła swój wzrok w sklepowych drzwiach oczekując swojego pierwszego klienta.
I w końcu się doczekała, przez drzwi, czemu towarzyszył delikatny sygnał dzwonka, przeszła mała dziewczynka ubrana w szary płaszczyk i niebieską spódnicę. Być może osóbka ta mogła przez moment dostrzec złowrogi błysk w oku postaci znajdującej się w kącie, która przyglądała się jej stojąc za drewnianą ladą, dobrze ukryta w cieniu ów pomieszczenia.
Anabel uśmiechnęła się delikatnie, po czym zrobiła krok do przodu, stukając swoim obcasem o drewnianą podłogę , wolnym ruchem ręki chwytając szkiełko ze złotym obramowaniem i zakładając je sobie na lewe oko.
-Witam pierwszą klientkę mojego sklepu.-Odezwała się dość cichym, lekko zachrypniętym głosem. Odkaszlnęła zakrywając usta pięścią – Czy ma panienka jakieś specjalne oczekiwania? Z góry uprzedzam iż nie posiadam niczego co by mogło wzbudzić w kimś miłość, mogę za to zaproponować coś bardzo podobnego…..-
Urwała przyglądając się tej dziwnej dziewczynce. Być może nie kontynuowała swojej zwyczajnej, wyszkolonej mowy dlatego, że była ciekawa ów dziwnej panienki błądzącej samej w tym wielkim ciemnym lesie? A być może uznała, że dziewczynka ta jest za młoda żeby poczuć co to jest desperacja miłosna, która prowadzi do szukania środków niecodziennego użytku?

Wena - 10 Kwiecień 2014, 20:20

Wena się przestraszyła, gdy usłyszała jakieś kroki. To prawda, że wchodząc tutaj spodziewała się spotkać wewnątrz jakąś żywą istotę, inaczej by nawet nie próbowała otwierać drzwi, które były dziwnie trudne do przesunięcia. Nie spodziewała się jednak, że właścicielką tego domu jest ponad dwumetrowa osoba, która właśnie tu idzie. Oczywiście, wszystko jest wynikiem tego, że zjawa błędnie szacuje własną wysokość. Z początku z tego całego przerażenia cofnęła się o krok w tył, po czym jednak wyprostowała się i stanęła naprzeciw Anabel, pokazując jej, że się niczego nie boi.
Zresztą trzeba przyznać z pełną powagą, że słysząc słowa kobiety rzeczywiście Wena przestała się bać, a zaczęła zastanawiać dlaczego ona mówi do niej jak do dziewczyny? Z początku całą winą została obarczona biedna Anabel, którą oskarżono o wadę wzroku tak ogromną, że ta widzi tylko jakieś szare kształty, Już miała niegrzecznie ją oświecić, gdy jednak wszystkie elementy układanki zaczynały łączyć się w pewną spójną całość.
Najpierw wszystko było większe, wyglądało jakby należało do jakiegoś olbrzyma, ale przecież jeżeli... to by wszystko wyjaśniało. Na dodatek jej słowa.
Zastanawiająca się Wena, z szeroka otwartymi ustami i oczyma wpatrzonymi w twarz właścicielki sklepu musiała wyglądać naprawdę zabawnie. Wszystko to trwało do czasu, gdy dziewczynka zaczęła się oglądać. Najpierw spojrzała na swoje dłonie, później poruszyła sukienką, następnie zerknęła na włosy. Wszystko to nie pasowało do planu, wszystko idzie nie tak!
Dziewczynka upadła na ziemię, a raczej dość energicznie upadła i uderzyła małymi rączkami o ziemię, szepcząc przy okazji pod nosem coś o jakiejś wpadce. Wszystko to mogłoby trwać wiecznie, lecz przecież Anabel wciąż czekała, a nie wypadało tak rozpaczać przy obcej osobie. Dlatego też Wena w końcu wstała i postanowiła wreszcie odpowiedzieć! Przy okazji wyciągając w stronę Anabel rączkę.
- Ja... bo ja to nie bardzo wiem gdzie jestem!
Powiedziała szczerze, nie przejmując się wcale tym, że przed chwilą odegrała tutaj scenę jakby przegrała całe życie i to w karty! Z drugiej strony wszystko można zrzucić na wiek. Na tym jednak się nie skończyło, gdyż Wena zdała sobie sprawę, że było coś o jakimś sklepie i coś o miłości. Ciekawe! Naprawdę ciekawe, tylko czy Wena nie szukała raczej sztuki?
- A jest coś ze sztuką?
Powiedziała bez zastanowienia, nie wiedząc wciąż gdzie się właściwie znajduje. Z drugiej strony już przekroczyła wszelkie limity braku ogarnięcia, więc można jej wybaczyć tę małą wpadkę.

Anonymous - 11 Kwiecień 2014, 15:43

Całkiem zabawne było przyglądanie się tej małej dziewczynce strachliwie wycofującej się w głąb pokoju tylko i wyłącznie z powodu stukotu obcasów Anabel, z których zresztą zielarka była bardzo dumna.
Dziewczyna przyglądała się klientce, jej drastycznej zmianie zachowania i dezorientacji, która dość szybko ukazała się na twarzy ów panienki.
-Hm
Mruknęła pod nosem po czym zrobiła parę kroków w tył i zgrabnym ruchem przysiadła na brzegu swojej masywnej, drewnianej skrzyni, którą potocznie nazywała ladą, i bagatela, którą zrobiła sama na wzór ów ludzkich, najzwyczajniejszych w świecie sklepowych lad znajdujących się w każdym małym pomieszczeniu, które choć śmie coś sprzedawać.
W momencie, w którym mała zjawa zaczęła sobie uświadamiać jak wielki popełniła błąd, nasza gospodyni odchyliła się do tyłu sięgając po drewnianą fajkę, i nie zważając na zjawę zajrzała do kopciucha sprawdzając czy jest tam jeszcze choć odrobina mieszanki złożonej z różnych roślin, które hodowała z tyłu domu i które należały do jednych z jej ulubionych.
Z radością stwierdziła, że i owszem, ostatnio kiedy wypaliła fajkę uzupełniła jej wnętrze przewidując swoją przyszłą natychmiastową chęć ponownego palenia. Sprawnym ruchem odpaliła swój mały przyrząd umilający jej dzień. Parę razy to pociągnęła z czarnej rurki, to podmuchała wprost na rozpalającą się mieszankę, po czym uznając, że już wystarczy w końcu porządnie zaciągnęła się aromatycznym dymem przymykając na chwilę oczy.
W tamtym momencie Wena akurat kończyła swoje małe przedstawienie waląc małymi rączkami w podłogę i mrucząc coś o jakiejś wpadce. Anabel wypuściła dym z ust obserwując swoją małą klientkę, która zaczęła ją lekko intrygować.
Dziewczyna westchnęła zakładając nogę na nogę i odsłaniając tym ruchem swoją wełnianą pończochę. W tamtym momencie zastanawiała się nad swoim losem, wręcz go przeklinała, bo przecież czemu ta mała panienka musiała przyjść akurat do niej, czemu nie mogła pozyskać jakiegoś normalnego, zdrowego na umyśle klienta, który po prostu zainteresowałby się jej wyrobami, a nie wił jak piskorz jakiś po jej dopiero co nie tak całkiem dawno przetartej podłodze.
Kiedy mała zjawa podniosła się i wyciągnęła w jej stronę swoją małą dziecięcą rączkę Anabel uniosła lekko prawą brew zastygając z fajką w ustach. Na pierwsze słowa swojej klientki jej usta wykrzywiły się w lekkim uśmiechu. A więc to do tego już doszło. Jeszcze parę godzin, a zostanie prawdziwą matką dobrodziejką pomagającą każdemu, kto się napatoczy pod jej lekko piegowaty nos.
-Jest panienka w moim sklepie. Sprzedaje tu własnego wyrobu….hmmm… substancje? Jeżeli jest panienka czymkolwiek zainteresowana…Mogę doradzić-
Uśmiechnęła się całkiem przyjaźnie podnosząc podbródek do góry i wypuszczając kolejny kłąb lekko otumaniającego dymu.
-Ze sztuką?..
Anabel przeciągnęła te dwa słowa bawiąc się nimi jak mała dziewczynka ucząca się słów. Jej twarz wykrzywiła się w grymasie trudnym do rozpoznania, po czym poprawiając złote szkiełko i wyjmując fajkę z buzi zeskoczyła lekko z lady. Okrążyła ją i pochyliła się sięgając rękami do jednej z wielu szuflad swojego wyrobu.
Po krótkiej chwili umilonej odgłosami stękania i szurania wyprostowała się trzymając w okrytych rękawiczkami dłoniach małe pudełeczko w którego pokrywkę dmuchnęła wzbijając w powietrze chmurę kurzu.
Kichnęła odwracając głowę i wracając szybkim krokiem na miejsce znajdujące się tuż przed małą Weną. Wyciągnęła ręce w jej stronę, jednak później westchnęła szybko zmieniając zdanie i samodzielnie odchyliła wieko ów tajemniczego pudełeczka, po czym wyjęła z niego mały, porcelanowy przedmiot.
Odwróciła się do Weny plecami równocześnie kręcąc jakąś korbkę po czym postawiła ów przedmiot na ladzie odsuwając się od niej, i pozwalając delikatnym smugą światła przebijającym się przez drewniane okiennice oświetlać ów sztukę, którą chciała zaprezentować swojej klientce.
Sztuką tą była mała pozytywka przedstawiająca pomalowaną jakimiś farbami śliczną tancerkę kręcącą się wokół własnej osi, pozwalając, aby jej zrobiona z materiału sukienka i sztuczne włosy falowały wraz z nią. Tancerka miała otwarte usta z których wydobywał się dźwięk imitujący śpiew, była to jedna z tych krótkich, melancholijnych melodii, które śpiewa się w najsmutniejszych momentach swojego życia.
-Może i nie jest to sztuka o jaką Ci chodziło, ale ta tancerka jest jedynym uosobieniem sztuki jakie posiadam w tym sklepie.
Mówiąc to Anabel odjęła fajkę od ust wpatrując się w na wpół uchylone okno i wsłuchując się w cichą melodię swojej sztuki.

Wena - 12 Kwiecień 2014, 03:51

Mawia się, że rodziny się nie wybiera i choć jest w tym wiele prawdy, choć nie można zdania tego traktować jako niezaprzeczalny aksjomat, gdyż przeczą mu takie działania jak choćby małżeństwo, rozwód, czy również adopcja, to nie wolno nam zapominać, że analogicznie jest ze sprzedawcami w sklepach. Tutaj również nie ma mowy o wyborze klientów, którzy są jedynym i wyłącznymi dysponentami potencjału dokonania wyboru. Całe nieszczęście pojawia się jednak, gdy ten potencjał nie zostanie w należyty sposób wykonany i przez lekceważące podejście do sklepu trafi ktoś, kto nie zdaje sobie sprawy z faktu wejścia w rolę klienta sklepu.
Tak właśnie było z Weną, która w obliczu popełnionej pomyłki nie przejmowała się dziwnymi bytami na półkach, które choć niejednokrotnie były oznaczone, dla Zjawy były jedynie abstrakcyjną dekoracją, która nie ma większego znaczenia, niż jej wielokrotne wykorzystanie w różnych przedstawieniach. W końcu popełnienie omyłki tak znacznej, a pomimo to brak odpowiedniego zorientowania mógł w istocie być oznaką jakowejś choroby, co szczególnie dotkliwie ugodziło Wenę.
Szybko jednak zdała sobie sprawę, że sama będąc wytworem ludzkiego umysłu, a tym samym istotą jej jestestwa było właśnie ocieranie się o twór wykreowany w umyśle szaleńca przez chorobę, nie może postradać rozumu. Nie mówiąc o tym, że wszystko sobie dość szybko (jak na Wenę) wyjaśniła przez ogromne zaciekawienie tym miejscem i zamyślenie, co wywołało brak jakiejkolwiek uwagi wobec świata, a wykonywanie wszystkich działań niejako automatycznie. W końcu na poparcie tej tezy były wesołe podskoki, pasujące do dziecka, którym aktualnie Wena była.
Świadomość zjawy, zajęta snuciem planów i postacią galernika odpłynęła od rzeczywistości i poszybowała ku odbiciu rzeczywistości w świadomości, gdy podświadomość Zjawy została na właściwym miejscu, nie tracąc kontaktu ze światem zewnętrznym.
Wszystkie te przemyślenia, a także uderzanie piąstkami w podłogę sprawiły, że Wena całkowicie zapomniała zważać na gospodarza i dopiero po dłuższej chwili zrozumiała, że ta trzyma w dłoni fajkę, która bez pojawiła się na scenie bez wiedzy Weny.
Zjawa cofnęła dłoń i złapała nią za materiał sukienki, przyglądając się wielkimi, zielonymi oczyma mówiącej kobiecie. Pierwsze na co zwróciła uwagę Wena to zwrot jakim posługiwała się nieznajoma w odniesieniu do jej osoby. No tak! Nie przedstawiła się, a przecież nie ma imienia, kiedy miała je wymyślić, jak najpierw pewna była, że inną przybierze postać, a później zbyt zajęta była rozpaczaniem nad własną nieudolnością? Stąd dziewczynka postanowiła pozwolić sobie na małe przedstawienie, w którym wyreżyseruje i zagra próbę dygnięcia zakończoną upadkiem.
Wena uniosła więc leciutko sukienkę, bez większej gracji w miejscu, gdzie wcześniej złapała, a przy tym ugięła zbyt energicznie kolana, co przy lekko uniesionej stopie spowodowało widowiskowe upadnięcie bokiem na podłogę sklepu, któremu towarzyszyło nagle długie A, a następnie dość krótkie Au, któremu towarzyszyły słowa "to bolało". Wszystko oczywiście dla zyskania tych kilku minut, w których Wena mogła wymyślić imię.
- Jestem Avril
Powiedziała nie będąc do końca pewna, czy jest to imię, czy też po prostu pseudonim jakiejś postaci z książki, którą kiedyś czytała. Nieszczęście jednak chciało, że akurat w tamtej książce pojawiła się bohaterka, która pracowała w sklepie ze wszystkim, a połączywszy to z nikłą znajomością Weny z literaturą sklepikarską, mamy wyraźny powód takiego właśnie wyboru.
Wkrótce po tym rozmówczyni powtórzyła słowa Weny, co wywołało u dziewczynki pewien niepokój, a to dlatego, że nie rozumiała powodu do takiego zachowania. Szybko jednak obawy ustąpiły miejsca zaciekawieniu, gdy sprzedawczyni coś wyciągnęła. Jakieś pudełeczko? Może w środku jest zaginiony egzemplarz dramatu nieznany dotąd żyjącym, ani umarłym, największe dzieło mistrza, które było kwintesencją epoki i pokazem wspaniałego pióra. Ta myśl spowodowała, że już miała dotknąć pudełeczka, ciekawa zawartości, kiedy ku wyraźnemu zdziwieniu Weny cel cofnął się, jakby była to marchewka na sznurku. Przez to wszystko dziewczyna prawie tupnęła nogą, choć ostatecznie skończyło się tylko na rozszerzeniu oczu, otwarciu ust, a także cofnięciu ręki.
Dopiero po chwili zrozumiała, że to nie żadna marchewka, a jedynie wątpliwość w jej zdolności - co tak na marginesie też było dla Weny niedopuszczalne. Zielony oczka wpatrzone były w pozytywkę, a dokładniej w maleńką postać, która zaczęła właśnie tańczyć. Wena już wiele razy widziała podobne twory, lecz zawsze ją fascynowały. Były w końcu połączeniem malarstwa, tańca, śpiewu i rzeźbiarstwa. To wszystko sprawiało, że dziewczynka nie mogła oderwać się od tego widoku i nawet nie spostrzegła kiedy sprzedawczyni znów zaczęła mówić, wsłuchana w melodię.
Nie miało dla podziwu znaczenia, że mała istotka w rzeczywistości nie tańczy i nie śpiewa. W końcu była sama wytworem snu, który co więcej nie miał swojej postaci, do jakiej przyzwyczajeni są ludzie. Mimo to była realna, a więc gdzie kończy się rzeczywistość, a zaczyna sen? Czy może to jest właśnie tak, że wszystko jest snem?
Wena szybko jednak porzuciła te filozoficzne rozważania za sprawą głosu Anabel. I tak ominęła połowę wypowiedzi, lecz gdy już zdała sobie sprawę, że ktoś do niej mówi, słuchała w skupieniu i z uwagą.
- Śliczne! Kto ją zrobił? - Spytała niezwłocznie, nie przejmując się nawet tym, że kobieta zniszczyła jej marzenie o znalezieniu się w miejscu pełnym sztuki, a co wspanialsze znalezieniu również artysty, w którym Wena będzie mogła z rozkoszą zatopić swoje kiełki.
- Um... mówiła pani coś o wzbudzaniu miłości... A czy jest... - Zawahała się, kierując swoje oczka w stronę okna. - A czy jest coś co. Chodzi o to że... Muszę kogoś do czegoś zmusić!
Cała niepewność słowa była tylko częściowo wywołana formą, jaką przybrała Wena. Znacznie ważniejszy była próba uniknięcia odkrycia tajemnicy Weny, a przy tym - o ile to możliwe - zdobycia czegoś, co pozwoli małej Wenie przekonywać artystów, żeby stworzyli dla niej jakieś piękne dzieło i podzielili się z Aristide swoją krwią. Dziewczynka ponownie spojrzała na kobietę w wyczekiwaniu, chociaż nie można ukryć, że szybko jej oczka powędrowały w dół na tancerkę, która to okazała się dla żądnego sztuki umysłu Zjawy znacznie bardziej interesującym punktem do nań wzroku.

Anonymous - 13 Kwiecień 2014, 11:38

Kiedy Anabel powoli wsłuchiwała się w tą cichą melodię wydobywającą się z ust porcelanowej tancerki kątem oka przyuważyła dziwne zachowanie swojej rozmówczyni. Klientka z dziecinną gracją, czyli praktycznie żadną uniosła rąbek swojej sukienki i próbowała stworzyć coś na rodzaj dworskiego ukłonu, jednak ów próba skończyła się naprawdę tragicznie.
Anabel przygryzła dolną wargę wyjmując fajkę z buzi. W jej oczach zaigrały ogniki rozbawienia, rozbawienia, które zaraz przemieniło się w melancholię, a jej umysł zalała fala przykrych wspomnień jak to ona uczyła się dworskich ukłonów pod okiem jakiejś starej kucharki, która o ironio wiedziała więcej o byciu szlachcianką niż niektóre z nich.
Zielarka wyciągnęła rękę w stronę małej Weny, jednak widząc, że dziewczynka jako tako sama się podnosi cofnęła się chowając dłoń w swojej obszernej spódnicy. Kiedy panienka leżąca, bądź już wstająca z podłogi sklepu zdradziła jej swe imię zielarka zmarszczyła brwi patrząc się w te małe zielone oczęta z lekką drwiną.
-Dla mnie jest panienka klientką mojego sklepu, nie zawiązuje w nim znajomości, to nawet lepiej kiedy moi klienci są anonimowi- Odwróciła głowę wpatrując się w kończącą już swój taniec małą pozytywkę -Nie muszę później zastanawiać się nad ich czynami, kiedy usłyszę, że kogoś złapano na próbie otrucia…-Mruknęła pod nosem wtykając sobie fajkę do ust, równocześnie czując, że jej wargi są niesamowicie suche.
Machinalnie dotknęła ich palcami, jednak zamiast poczuć suchości jej warg na palcach, poczuła śliski, delikatny materiał na ustach. Oderwała rękę i na powrót ukryła ją w fałdach swojej spódnicy.
-Podoba ci się?
Było to bardziej stwierdzenie. Kiedy Anabel zerknęła na dość zainteresowaną jej pozytywką dziewczynkę, na jej buźkę i oczy wpatrujące się w magnetyzujący, acz odrobinę nudny ruch porcelanowej tancerki. Zielarka uśmiechnęła się pod nosem wydychając kłąb szarego dymu i unosząc swoje jasne brwi do góry.
Jednak kiedy ujrzała, że dziewczynka lekko ją ignoruje i nie wysłuchuje do końca jej jakże dobrze przemyślanej wypowiedzi na temat sztuki lekko się zdenerwowała. Nie lubiła kiedy ktokolwiek ją ignorował. Oznaczało to brak zainteresowania lub szacunku. Anabel nie potrafiła sobie wyobrazić co jest dla niej gorsze. Z drugiej strony jednak, była sprzedawczynią, a ów dziewczynka jej klientką, jako sprzedawczyni musiała się zachowywać przyzwoicie i nie zwracać swojej klientce uwag na temat jej niegrzecznego zachowania w stosunku jej osoby.
Westchnęła wkładając fajkę na powrót do ust. Forma jaką przyjęła coraz mniej zaczynała się jej podobać. Ciekawe co by na jej miejscu zrobiła dawna Anabel, ta która…
Jej zagłębianie się w swoje myśli przerwał nagle cichy głosik dziewczynki.
-Nie wiem, ktoś mi ją dał.
To stwierdzenie sprawiło, że Anabel miała ochotę bardziej zagłębić się w swoich myślach, jednak przybrała tylko jakąś dziwną, nie ido zinterpretowania dla otoczenia minę wpatrując się w tancerkę, która właśnie skończyła swą jakże ujmującą serenadę i przestała tańczyć, a raczej kręcić się wokół własnej osi sprawiając, że w pokoju zapadła jakaś taka dziwna cisza spowodowana przerwaniem hałasu, do którego uszy Anabel zdążyły już przywyknąć.
-Musisz kogoś do czegoś zmusić? Ohhh, to dosyć ciekawe, do czego musi kogoś zmusić taka mała dziewczynka
Uśmiechnęła się dość przyjaźnie zaczynając powątpiewać w dziecinność swojej klientki, po czym odwróciła się do niej plecami i podeszła do jednej z wielkich szaf na których pułkach stały różnokształtne i różnokolorowe słoiczki z pastami, maściami, roślinami i miksturami.
Jej wzrok powędrował do najwyższej pułki, do słoików, które stały tam, aby nie przyciągać niczyjej uwagi.
-Mam parę substancji, jednak zależy jakie działanie panienka sobie życzy, czy ów osoby mają stanąć na granicy przytomności i stać się podatne na panienki czyny, czy raczej chce panienka ich otumanić, aby bezmyślnie wykonywały panienki zachcianki, albo chce panienka ich wysłać do krainy, w którą najczęściej powinny się udawać artyści w poszukiwaniu swojej weny?
Uśmiechnęła się odwracając głowę w kierunku dziewczynki. W jej myślach pokazywały się obrazy styczności ze wszystkimi tymi substancjami, które wymieniła, i wszystkie były takie ciekawe!
-Jednak musi panienka wiedzieć, iż jest to sklep, a ja jako sprzedawca oczekuje czegoś w zamian, i nie interesują mnie pieniądze, których właściwie nie potrzebuję
Wzruszyła ramionami wydmuchując z ust kolejny już kłąb dymu i wpatrując się w małą buźkę swojej klientki.

Wena - 13 Kwiecień 2014, 21:21

Anonimowość może i była wygodna dla Anabel, z drugiej strony mogła również jej szkodzić. Dla dobrego funkcjonowania sklepu trzeba znać dobrze klienta, który chętniej zjawi się u kogoś, kto zawsze przywita go z imienia, znać będzie jego ulubiony towar i zawsze doradzi w sposób zindywidualizowany. Z drugiej strony Wena nie miała zamiaru w ogóle się nad tym dłużej zastanawiać, bardziej zajęta przecudowną melodią i tańczącą w jej rytm postacią.
- Um... dobrze!
Powiedziała niepewnie i ze strony Anabel można nawet uznać, że mała dziewczynka przestraszyła się nieco, gdy usłyszała o usiłowaniu użycia trucizny. W końcu małe dziecko raczej nie często próbuje kogoś otruć, a samo słuchanie o tym może wywołać lęk u takiego słodkiego, nieurosłego paranoika. Z drugiej strony Wena wcale nie musiała dosłyszeć słów sprzedawczyni, a więc równie dobrze mogła jedynie uznać, że rozmówczyni jej nie lubi - też dziecięcym zwyczajem.
Przez cały ten czas oczy Weny skierowane były jednak na pozytywkę i tylko, gdy Anabel przemawiała, lub gdy nadszedł czas udzielenia odpowiedzi, przenosiły się na rozmówczynię. Stąd trudno się dziwić, że gdy do uszu dziewczynki dotarło pytanie, ta jedynie kiwnęła głową, radośnie się przy tym uśmiechając.
To zachowanie nie oznaczało jednak wcale braku zainteresowania, czy szacunku względem sprzedawczyni. Trzeba zauważyć, że z samego stwierdzenia, że coś jest bardziej interesujące nie można wyciągać wniosku, że coś innego już takiego przymiotu nie posiada. W końcu nawet najciekawszy film ustępuje miejsca w uwadze widza, gdy nagle ktoś z tylnych rzędów zaczyna strzelać. Tak było i tutaj, po prostu Wena, miłująca sztukę, znacznie bardziej zaciekawiła się pozytywką, która była przecież swojego rodzaju sztuką, niż sprzedawczynią, która oczywiście była intrygująca, jak cały jej sklep zresztą, lecz nie była uosobieniem sztuki, choć względem pozytywki właściwszy jest termin urzeczowieniem, który jednak rzadko pada w tym kontekście. Nie można też mówić o braku szacunku, gdyż Wena pomimo swojej filozofii raczej starała się okazywać wszystkim szacunek, choćby dlatego, że było to zacznie wygodniejsze. Szukanie konfrontacji z ludźmi wcale nie pomagało w odnalezieniu artystów i wypiciu ich krwi. Stąd Wena raczej starała się szanować drugą osobę, choć oczywiście zawsze starała się robić to odpowiednio do formy, którą przybrała. W końcu więzień, który 20 lat spędził na niewolniczej pracy nie będzie się grzecznie kłaniał, prawda?
- To musiała być bardzo dobra osoba, w końcu nikt zły nie zrobiłby czegoś tak pięknego.
Powiedziała wesołym głosem, w którym trudno było szukać śladów wcześniejszej niepewności, tuż po tym jak Anabel wyraziła swoją niewiedzę odnośnie powstania przeuroczej pozytywki. Następnie kobieta odwróciła się i po coś poszła. W tym czasie Wena skupiła się na oglądaniu sklepu, któremu dopiero teraz mogła się lepiej przyjrzeć. Dopiero, gdy sprzedawczyni wróciła Zjawa miała okazję odpowiedzieć na zadane wcześniej pytanie.
Oczywiście chciała zmusić artystów do tego, żeby tworzyli dla niej sztukę. Można nawet stwierdzić, że Wena w pewien sposób uzależniona byłą od ciągłego zdobywania nowych utworów artystycznych, a także od picia krwi ich twórców. Nie można było jednak w pełni powiedzieć Anabel o co chodzi, więc trzeba było wymyślić jakąś historyjkę pasującą do dziecięcych pragnień. Toteż Wena spojrzała na ziemię i już miała zacząć mówić, już otworzyła usta, kiedy usłyszała nagle rozmówczynię. Krótkie zerknięcie, które przedłużyło się do czasu, gdy z ust Anabel przestały wydobywać się słowa mogło wyglądać całkiem zabawnie.
- Chodzi o to, żeby ktoś namalował mi piękny obraz, może nawet portret! Dokładnie taki sam jak w tym pięknym pałacu wisiał, co w nim kiedyś byłam!
Oczywiście dziewczynka nie tylko nie wyglądała jak ktoś, kto bywa w pałacach, ale także nie przypominała osoby, która nadawałaby się na portret, chyba że turpistyczny. Z drugiej strony przecież każdy może mieć jakieś marzenia i Wena postanowiła twierdzić, że to jest właśnie jej pragnieniem - dość egocentrycznym zresztą.
I na tym właściwie skończyłaby się kwestia Weny, gdyby nie została zaintrygowana dziwnie brzmiącą informacją o zapłacie, która w oczkach Weny przybrała wręcz wymiar cyrograficzny. Oczywiście nie oznacza to, że dziewczynka uciekła, obawiając się o złożenie jej w ofierze, a jedynie pytanie wypowiedziane głosem przepełnionym ciekawością:
- Coś w zamian? Co takiego?

Anonymous - 17 Kwiecień 2014, 19:12

Dobra osoba? Anabel uśmiechnęła się na samą myśl o osobie, która teoretycznie zrobiła tę pozytywkę. Jej myśli powędrowały do jednego z tych miejsc gdzie nie powinno puszczać się niewinnych panien i dzieci samych. Mowa tu o pewnych ciemnych zaułkach, które kiedyś przynajmniej pełniły funkcję czarnego rynku w krainie luster. Anabel nie miała pojęcia, czy jeszcze istnieją, ale wiedziała, że ten kto sprzedawał tam pozytywki i podobne rzeczy nie mógł być osobą dobrą.
Zerknęła na małą Wenę z delikatnym uśmiechem.
-Kto wie? Zależy co rozumie panienka przez określenie dobry, bądź zły?- Jej oczy na chwilę zasłonił pukiel różanych włosów, odgarnęła go jednak szybko –Być może nasze rozumienie zła czy dobra jest zupełnie nie na miejscu, w końcu kto wie jak jest naprawdę..hm?
Kiwnęła głową przypatrując się dalej słoikom z swoimi wytworami. W jednym z nich, bardzo dużym, widziała swoje zniekształcone oblicze. Pochyliła głowę sprawdzając jakby wyglądała gdyby jej oczy znajdowały się koło uszu, a nos byłby tak wielki, że zająłby jej całą centralną część twarzy.
Jej zabawę przerwała jednak mała dziewczynka, która tak bardzo zapatrzyła się w pozytywkę, że nawet nie zauważyła, iż tancerka już dawno przestała się kręcić, a muzyka ucichła. Nawet wtedy, kiedy chciała coś powiedzieć do zielarki ta zastanawiała się, czy usłyszała już koniec piosenki, czy jeszcze nie?
Patrzyła tak na Anabel z otwartymi ustami chcąc coś powiedzieć, jednak czekając grzecznie, aż wypowiedź zielarki się skończy. Ta dziewczynka wywoływała u niej uczucie irytacji i zaciekawienia oraz obawy. Obawy czy ów dziewczynka jest naprawdę małą dziewczynką, czy tylko jednym z wielu zmiennokształtnych istot żyjących w tej swoistej krainie czarów. Tą obawę przywiódł do umysłu Anabel fakt, iż w krainie luster nie ma zbyt wielu dzieci błądzących samotnie po Malinowym lesie.
Anabel podeszła do Weny chwytając jej podbródek i delikatnie podnosząc go do góry. Wcale jednak nie pochyliła się w jej stronę, patrzyła się w jej zielone oczy, całkiem wyprostowana, po czym uśmiechnęła się zabierając swoją odzianą w aksamit rękę i podchodząc powoli do drewnianej lady z pozytywką. Wzięła tancerkę w prawą rękę nakręcając ją z powrotem, mimo wszystko bardzo lubiła tę cichą, dźwięczną melodię.
-Portret? Jakiż to portret? Jaką pozę byś przyjęła na tym portrecie? Pozowałabyś sama, czy ktoś by ci towarzyszył? -
Odstawiła grającą już pozytywkę wpatrując się w tańczącą porcelanową zabaweczkę. Korzystając z chwili ciszy skrzyżowała ręce na piersi i spojrzała się na swoją małą klientkę.
-W pałacu? Byłam kiedyś w jednym, rzeczywiście obrazy, które wisiały na niektórych ścianach były niezwykłe. Może mogłabyś mi pokazać ten obraz, wtedy ja mogłabym polecić ci jakiegoś artystę?
Przechyliła głowę lekko w prawo wpatrując się w dziewczynkę. Zaraz jednak odwróciła się na pięcie i podeszła do małej pułki stojącej pod oknem w tym samym pokoju. Pochyliła się biorąc jakąś małą saszetkę z jej wnętrza. Szybko wróciła do Weny podając jej paczuszkę z czymś szeleszczącym w środku.
-To liście krzewu, który wywołuje małe, nieszkodliwe acz twórcze halucynacje, jeśli podasz go jakiemuś artyście w trakcie pracy, na przykład w formie herbaty być może stworzy jakieś wspaniałe arcydzieło?
Kiedy Wena wzięła od niej saszetkę Anabel usadowiła się na powrót na swojej ladzie, tym razem jednak miała utrudnione zadanie, ponieważ nie chciała potrącić przypadkiem grającej właśnie pozytywki, dlatego usiadła z wielką rozwagą na skrawku lady. Wyjęła fajkę z ust i odwracając głowę w lewo uwolniła swoje płuca od szarawego dymu.
-Pytasz się o cenę?
Jej jasne oczy skierowały się na Wenę. Smuga żółtego światła padła na jej twarz rozświetlając i tak już blade policzki. Zielarka uśmiechnęła się lekko nadając temu groteskowemu widokowi jeszcze większego uroku.
-Ów cena jest różna w stosunku do nabywcy, czasem jest to drobnostka, czasem naprawdę wielka rzecz. Jednak, cóż mogę chcieć od panienki? W końcu jest panienka tak mała, że z pewnością nie ma panienka przy sobie niczego na wymianę
Anabel zamyśliła się zaciągając się fajką, jednocześnie podniosła prawą rękę do góry i podparła ją lewą ręką, którą złapała się swojej talii.
-Zresztą nawet nie wiem, czy panienka chce zakupić ów przedmiot, przecież nawet nie wiemy czy zioła zadziałają, ale jeśliby panienka pragnęła zabrać saszetkę ze sobą będzie mi panienka winna…hm…powiedzmy, że małą przysługę.
Stwierdziła po krótkim zastanowieniu się i na powrót zajęła się swoją fajką, której małe zdobienia przyciągnęły jej całą uwagę.

Wena - 25 Kwiecień 2014, 20:28

Wena będąc dzieckiem nie mogła sobie pozwolić na filozoficzne rozważania nad istotą dobra i zła, czy chociażby niewinne odniesienie się do intelektualizmu etycznego Sokratesa. Wszystko to mogłoby się wydać w ustach małej dziewczynki, która ponadto wygląda jakby była bezdomną, błąkającą się po świecie istotką, mogłoby zabrzmieć dziwnie i spowodować, że Anabel będzie miała powód do otwartego oskarżenia Weny o bycie kimś innym, niż ten za kogo się dziewczynka podaje. Toteż Wena nawet nie siliła się zbytnio na zastanawianie się nad tym, co wolno nazywać dobrym, a co złym, a także o wzajemnej relacji tych dwóch pojęć abstrakcyjnych, które same w sobie niezdolne do istnienia, mienią się jedynie jako cechy innych nazw.
- Um... dobre jest wszystko co jest ładne! Tak, jak jest ładne to musi być dobre!
Powiedziała stanowczo Wena, co przy jej dziecięcym głosiku wywołało dość zabawne wrażenie małego dziecka, które nie wiedząc co mówi, pragnie za wszelką cenę postawić na swoim. Może i tak było w tym wypadku? Tylko na ile Wena odgrywała przyjętą rolę - w co się zawsze niezwykle wczuwała - a na ile działania Zjawy były spowodowane jej przemyśleniami na temat dobra i zła. Może wzorując się na platońskim idealizmie Wena głęboko wierzyła w to, że nie może być brzydkie to, co jest dobre, choć pojmowała piękno w sposób znacznie bardziej relatywny niż absolutystyczne piękno sztuki renesansu. Może właśnie interesując się sztuką, uznała, że często to co na pierwszy rzut oka wydaje się brzydkie, po bliższym przyjrzeniu zachwyca swym pięknem.
Gdy podbródek dziewczynki został uchwycony przez dłoń Anabel, a twarz uniesiona lekko do góry, to maleńkie usta otworzyły się na krótką chwilę, wydając z siebie ciche "Am?", po czym zamknęły się, na chwilę przed tym, nim kobieta cofnęła swoją dłoń. Dłonie dziewczynki nie ruszyły się jednak nawet na milimetr, choć później jedna zamknęła się z materiałem sukienki wewnątrz, co by to sobie Wena mogła sukienką wesoło pomachać, jakby to jakiś sztandar był. Tak się bawiąc doczekała się pytania o portret, który był dla Weny wyjątkowo osobistym rodzajem sztuki. W końcu w ogromnym stopniu z portretem łączyła się historia Zjawy. Toteż jeżeli Anabel pytała, nie chcąc uzyskać odpowiedzi, popełniła ogromny błąd.
Dziewczynka stanęła na palcach, wyciągając ręce w bok i machając nim, jakby dopiero co miała odlecieć, a to wszystko jako oznaka radości, w związku z tak cudownym pytaniem. Zresztą radość było widać również na twarzy - w szerokim uśmiechu i szeroko otwartych oczach.
- Mogę? Mogę?
Padło krótkie pytanie, tuż przed tym jak Wena ponownie stanęła całymi stopami na ziemi, a jej dłonie zatrzymały się w pozycji prostopadłej do podłoża. Zjawa nie miała jednak zamiaru czekać, od razu zaczęła odpowiadać, ażeby czasem się sprzedawczyni nie rozmyśliła.
- Piękny portret! Chciałabym na nim być na krużgankach tego pałacu, o którym mówiłam! Były takie śliczne! I chciałabym stać obok białego konika... Nie! Konik ma być czarny, ale ma mieć białe plamy. Ot! I miałabym złotą sukienkę, taką ładną we włoskim stylu. Te hiszpańskie są okropne. Jak w ogóle można było coś takiego na siebie ubrać? To razi! - Wena przerwała na chwilę, bo już miała tutaj zacząć wykład na temat sztuki, a przecież małej dziewczynce nie wypada. Oczywiście nie zmienia to faktu, że opis portretu nie został jeszcze ukończony, do czego też Wena po krótkim namyśle powróciła. - I trzymałabym jedną rękę na grzywie konia. On musiałby być taki malutki... Nieważne!
Dopiero w tej chwili Wena zdała sobie sprawę, że trochę zbytnio się rozgadała i zawstydziwszy się tym faktem, spuściła oczy i chwyciła mocno materiał sukienki.
- Um.. No to taki portret właśnie...
Stojąc tak do Weny dotarły kolejne słowa, które tym razem nie wróżyły tak szybkiej odpowiedzi. Dziewczynka co prawda uniosła wzrok, lecz mówiła już z mniejszym entuzjazmem i nieco ciszej.
- Ja już mam jednego! Tylko on nie chce współpracować.
Co nie zmienia faktu, że gdy tylko Anabel wyciągnęła w jej stronę jakiś dziwnie wyglądający byt, to Wena bez zastanowienia chwyciła niezwłocznie saszetkę w swoje małe rączki i zaczęła się przyglądać w zdumieniu. Właściwie dla Zjawy było niepojęte, że coś takiego może mieć takie właściwości jak sprzedawczyni opisała. Może nawet nie tyle dla samego celu, który Wena chciała osiągnąć, lecz z ciekawości, czy to rzeczywiście działa, postanowiła wypróbować i niestety zapomniała o tym, że świadczenie musi być odpowiednio oznaczone i Anabel będzie mogła powołać się na nieważność zawartej między nimi umowy, a także żądać zwrotu świadczenia w naturze. Co wtedy zrobi biedna Zjawa, gdy zużyje już daną jej przez sprzedawczynię rzecz? Będzie biedna musiała zapłacić odszkodowanie w związku z odpowiedzialnością ex contractu! [Wybacz]
Gdy rozmówczyni małej dziewczynki powiedziała o wymianie, ta niezwłocznie zaczęła przeszukiwać swoje kieszenie, jakby w nadziei na odnalezienie tam czegokolwiek, co mogłoby się nadać na kupienie tej dziwnej saszetki, a tym samym empiryczne sprawdzenie, czy to rzeczywiście działa. Nie trudno się domyślić, że w brudnej i lekko poszarpanej sukience nie znalazła.
- Dobrze! To co mam zrobić?
Powiedziała tylko wesoło, gdy usłyszała, że może zwolnić się z długu przez wykonanie małej przysługi. Przecież to nie może być nic strasznego! Szybko pomoże tej miłej kobiecie, a później pójdzie szukać artysty, na którym wypróbuje nowy nabytek, a jak się nie uda to po prostu będzie zmuszona działać konwencjonalnie. Już nawet miała w głowie nową formę, którą przyjmie. Każdy lubi satyry, prawda?

Anonymous - 30 Kwiecień 2014, 22:44

-Hmmm
Anabel uśmiechnęła się do małej dziewczynki zastanawiając się nad jej teorią dobra. Cóż, być może naprawdę jej klientka była tylko małym, zbłąkanym dzieckiem, któremu wydawało się, że jeżeli ktoś jest ładny i się uśmiecha to znaczy, że jest dobry.
-A co myśli panienka o mnie?- Zapytała z zaciekawieniem wskazując na siebie przez przypadek palcem i prostując się trochę co nadało jej pozie lekko majestatycznego wyglądu.
Orientując się o zaistnieniu ów lekko niegrzecznego gestu położyła rękę na kolanie ukrywając ją praktycznie całkowicie w fałdach swojej kloszernej spódnicy. Z rozbawieniem patrzyła jak mała panienka kołysze się na jej drewnianej, nie tak dawno umytej podłodze, i bawi się swoją wyblakłą już sukienką.
-Hm?....
Chciała już zapytać się na co takiego ma pozwolić ów małej dziewczynce, ale ta ją uprzedziła zalewając ją swoim dziecięcym słowotokiem. Wtedy właśnie zielarka lekko pożałowała swoich starych przyzwyczajeń do wypytywania się ludzi którzy przebywają w jej otoczeniu o ich historię. Co prawda jej delikatne pytania dawały jej sporo bezpieczeństwa, gdyż zawsze mogła wywnioskować z odpowiedzi z jakim rodzajem człowieka ma właśnie do czynienia, ale w stosunku do ów panienki spodziewała się jakiejś nudnej, zwykłej historyjki typu „uciekłam z domu, mama kazała ugotować mi zupę robiąc ze mnie pomywaczkę, a ja chciałam zająć się jakimś tam obrazem..”
Jednak historia dziewczynki wielce ją zaciekawiła.
Dotknęła czubkiem języka swojej spierzchniętej warki uśmiechając się delikatnie, wręcz niezauważalnie i wyjmując z ust swoją fajkę. Odłożyła ją z lekkim stukotem obok tancerki, która właśnie kończyła swoje słodkie tańce.
-Hiszpańskie? Włoskie? Cóż to za słowa?
Anabel wiedziała tylko iż są to jakieś nic dla niej nieznaczące ludzkie słowa, których taka mała dziewczynka jak ów panienka nie powinna znać. Oczywiście istniała też możliwość, że dziewczynka nie jest zwykłą panienką. Mogła być dziewczynką chytrą wiedźmą, mogła być dziewczynką przebiegłą zabójczynią, albo….
-Dziewczynką, brzydkim ogrem!
Zielarka wypaliła nagle wpatrując się w smugę światła na przeciwległej ścianie. Zapadła chwila ciszy w której to Anabel zastanawiała się nad swoim dość dziecinnym tokiem myślenia.
-Ach, niech panienka nie zwraca na mnie uwagi, czasem moje myśli wymykają się spod mojej kontroli.- Uśmiechnęła się dobrotliwie dotykając ręką ust- To musiał być bardzo piękny portret, i jakże piękna sukienka! Cóż się z nim stało?
Zapytała się chcąc jak najszybciej zapomnieć o tej głupiej wpadce która postawiła ją w dziwnym świetle. Mrucząc coś pod nosem poprawiła złote szkiełko i na powrót zaczęła bawić się z swoją fajką podnosząc ją wcześniej z lady.
-Och, naprawdę?-Rzekła z nutką zaciekawienia w głosie –Bardzo chciałabym go poznać. Uwielbiam sztukę, a tu jest jej strasznie mało
Mówiąc to wypuściła z ust kłąb dymu i wskazała machnięciem ręki ciemne pomieszczenie izby swojej chaty.
-Właściwie to nie wiem co panienka potrafi. Przysługa musi mi się przysłużyć.- Spojrzała się na Wenę błyszczącymi z zaciekawienia oczyma –W czym panienka jest na tyle dobra aby umilić mój szary dzień?
Uśmiechnęła się przechylając głowę lekko w prawo co sprawiło, że na jej złote szkiełko padła smuga światła, odbijając się od niego i zatrzymując się gdzieś na którejś z ścian zielarskiego sklepu.

Wena - 1 Maj 2014, 20:11

Pytanie Anabel o jej postać zdziwiło dziewczynkę do tego stopnia, że przez kilka chwil stała w miejscu z oczami wpatrzonymi w sprzedawczynię. Po głowie chodziło Wenie o co też może jej chodzić, czy może podejrzewa ją o jakieś nieczyste zamiary? Jednak przecież wcale nie chciała wypić jej krwi! Nie, to nie mogło o to chodzi. Na pewno nie chodziło o to!
- Myślę, że - powiedziała, robiąc następnie długą przerwę, w której rozglądała się kątem oka po całym miejscu, myśląc co też powinna teraz powiedzieć. Początkowo chciała zalać Anabel komplementami, lecz później sobie przypomniała, a raczej dostrzegła kątem oka pozytywkę i natychmiast z jej ust wypłynęła odpowiedź.
- Pani jest dobra, pokazał mi taką piękną sztukę!
Mówiąc to wyciągnęła swoją malutką dłoń i wskazała na byt, który jeszcze chwilę temu Zjawa obserwowała zafascynowana.
Nie można jednak powiedzieć, że Zjawa zdziwiła się, że w tym świecie nie znają Hiszpanii, czy też Włoch. Oczywiście zrozumiałe było, że odległość była naprawdę znaczące. Wszystko jednak psuł fakt, że Wena, sama pochodząc z Italii sądziła, że wiedza o tej krainie jest najbardziej podstawową wiedzą, którą każdy posiada.
- To takie miejsca, tak miejsca!
Chwilę jednak później stało się coś, co jeszcze większe zamyślenie wywołało w maleńkiej główce Zjawy, która usłyszała coś o dziewczynce i jeszcze na dodatek ogrze. Co to mogło znaczyć? Czy to jakiś szyfr? Może Anabel przypomniała sobie o jakiejś istocie, która będąc małą dziewczynką zamienia się następnie w wielkiego ogra? Może to ogr był alegorią takiej dziewczynki, która choć mała i niegroźna okazała się równie, lub nawet bardziej niszczycielska niż ogromne stworzenie ze skórą grubszą niż pancerz ze stali.
Wyjaśnienie kobiety wcale nie było dla Zjawy bardzo pomocne. Skoro więc były to myśli, które wymknęły się z jej umysłu, to musiały coś oznaczać. Musiały mieć ukryte sens, które dziewczynka zapragnęła poznać. Jak to dziecko, nie miało oporów przed zadaniem pytania.
- A co to były za myśli? O co chodziło z tym ogrem? To jakiś piesek dziewczynki? Co to za dziewczynka?
Zadawała niezmiernie szybko pytanie, za pytaniem, po czym jednak przestała, gdy Anabel postanowiła przerwać jej i kontratakować własnym zdaniem. Przecież Anabel pytała na jakim obrazie Wena chciałaby być i właśnie z tego powodu dziewczynka opisała wymarzone portret, który jednak nigdy jeszcze nie powstał. Dziewczynka zatrwożyła się, że coś pomyliła i spuściła raz jeszcze wzrok, patrząc teraz na podłogę między nimi, a dłonie chowając za plecami.
- Przecież... przecież on nie powstał!
Tuż przed wypowiedzeniem powyższych słów raz jeszcze spojrzał na Anabel, po czym zrobiła krok w prawo i przechyliła głowę, zastanawiając się, czy naprawdę możliwe jest, żeby ktoś lubił sztukę i jednocześnie nie miał jej w miejscu, w którym mieszka.
- To ja przedstawie! Przy okazji!
Następnie Wena usłyszała jak to Anabel sama nie wie, czego chce od niej. Wena uśmiechnęła się wtedy wesoło i klasnęła w dłonie, jakby nagle zapominając o wcześniejszych wątpliwościach i uczuciach targających nią jeszcze kilka sekund wcześniej. Co zresztą nie było wcale nietypowe w wypadku dzieci. Po wykonaniu obrotu, podbiegła do kobiety i stanęła na palcach, żeby chociaż trochę spróbować jej dorównać wzrostem, co zresztą wcale się nie udało.
- Jestem małą dziewczynką! Umiem się tylko bawić, pobawimy się?
Mówiąc to uśmiechała się radośnie, jakby naprawdę wierząc, że dorosła kobieta, która prowadzi sklep zgodzi się oddać swój towar za to, że jakaś nieznajoma, nie całkiem czysta dziewczyna będzie chciała się z nią bawić w jakąś dziecięcą grę.

Anonymous - 10 Maj 2014, 18:38

Przyglądała się ów zdziwieniu z niemałym zaciekawieniem. Wręcz chłonęła je z tej małej, rumianej, wręcz anielskiej twarzyczki. Dziewczynka wydawała się dość niewinna i autentyczna, jednak denerwowała się takimi błahostkami, ciekawe. Choć, może była nieśmiała?
Anabel uśmiechnęła się delikatnie patrząc na ten niefrasobliwy wyraz twarzy małej panienki. Nieśmiałość była cechą, którą rzadko mogła podziwiać, dlatego postanowiła uwierzyć w ten dziecinny przywilej, aby ukoić swoje mordercze instynkty i na powrót stać się kochającą zieleń młodą panią z leśnego sklepu.
-Więc sztuka i piękno jest dla panienki wyznacznikiem dobra? Jednak dla mnie sztuka może być zupełnie czym innym- Powiedziała z rozbawieniem machając ręką w powietrzu.- W końcu mogłam panience pokazać trupa królika, którego miałam zamiar dzisiaj zjeść na obiat, i nazwać go sztuką.- Pokiwała głową zastanawiając się przez chwilę co właściwie zje dzisiaj na kolację, w końcu miała już dosyć tych nikczemnych, jednakowo smakujących korzeni.- Dla mnie sztuką mogą być całkiem krwawe rzeczy, złe rzeczy. To chyba świadczy o tym iż wcale nie jestem dobrą osobą. Chociaż, ten kto podzielił czyny na dobre i złe był głupcem!
Uśmiechnęła się lekko, wręcz delikatnie gładząc swoje różane, falowane włosy i przymykając oczy. Przyjrzała się małej pozytywce, która już dawno przestała umilać im czas swoimi pląsami. Teraz była tylko zwykłą porcelanową laleczką bez jakichkolwiek zachwycających szczegółów. Nagle, bez żadnego powodu znowu powołała ją do życia przekręcając parę razy kluczyk w jej plecach.
- Miejsca? Takie jak kraina luster? W takim razie z pewnością są to miejsca znajdujące się w świecie ludzi!
Zielarka zastanowiła się przez chwile. Jeśli były to miejsca, których nie znała, w takim razie musiały być to miejsca znajdujące się tam, gdzie Anabel wcześniej nigdy nie była. W świecie ludzi nigdy nie była. Tak, jej tok rozumowania musiał być słuszny.
Jej myśli zakłócił głos panienki, która koniecznie postanowiła się dowiedzieć o jakiegoż to ogra jej chodziło, co lekko zdenerwowało Anabel. Nie chciała o tym rozmawiać, był to wybryk jej szalonego umysłu. Następnym razem będzie go bardziej kontrolować…..Przynajmniej spróbuje.
-Ogr? To taki potwór, niech panienka omija go szerokim łukiem. Z pewnością by się panienką posilił.- Stwierdziła z lekkim rozbawieniem zadowolona z tego żartu, którym karmią swe dzieci wiejskie dziewki aby zmusić je do bycia posłusznym i grzecznym.
Powolnym ruchem dotknęła białego pióra, które widniało przyczepione do jej czarnego kapeluszu. Nagle zaciekawiło ją, czy dziewczynka ma pojęcie co ów kapelusz oznaczał w tej krainie, jednak nie zdecydowała się na zapytanie jej o to, w końcu bycie szaleńcem nie było czymś czym chciała się chwalić ów przypadkowej klientce.
Kiwnęła głową z wdzięcznością, kiedy dziewczynka zaproponowała jej przedstawienie swojego artysty, jednak nie zwróciła zbytnio uwagi na nieścisłości związane z nieistnieniem i istnieniem obrazu. Właściwie bardziej zainteresowała ją jej fajka w której zaczynało brakować ziela.
Właśnie wtedy, kiedy Anabel przestała skupiać swoją uwagę na klientce ta zrobiła jakiś prze dziwaczny obrót i podbiegła do niej stając zdecydowanie za blisko niej i biurka po czym stanęła na palcach najwyraźniej próbując zrobić coś naiwnego, na co tylko dzieci mogą wpaść.
Anabel przestraszyła się lekko odchylając się na ladzie do tyłu i przyciskając fajkę do piersi. Jednak kiedy dziewczynka zaproponowała jej zabawę w zamian za paczkę halucynogennych ziół prychnęła lekko zapominając o etykiecie i dobrym traktowaniu swoich klientów.
Położyła prawą rękę odzianą w rękawiczkę na blacie, po czym znowu odchylając się do tyłu podniosła prawą nogę w górę i opierając złoty pantofelek na piersi dziewczynki odepchnęła ją lekko, wręcz delikatnie do tyłu, jakby nie chciała jej zrobić krzywdy a tylko zasygnalizować, iż nie lubi niespodziewanych zbliżeń do jej osoby.
-Przykro mi panienko. Nie lubię zabaw. Jednak możesz wziąć paczkę za darmo. W końcu jesteś pierwszą klientką tego sklepu, niech to będzie dla ciebie prezent, może kiedyś, kiedy będziesz bardziej dla mnie przydatna czymś mi się przysłużysz?
Przechyliła głowę lekko w bok czując jak delikatne macki bólu zaczynają pełzać po jej potylicy. Nie była pewna czym jest wywołany ów bój. Czy to pogoda, czy to brak snu, czy to jej szaleństwo go wywołuje? Zamrugała parę razy starając się pozbyć tego budzącego się do życia uczucia.
Po krótkiej chwili Anabel dotknęła porcelanowej laleczki czubkiem wskazującego palca i nacisnęła przekrzywiając ją w bok.
-Wybaczy mi panienka mój kolejny czyn. Uwielbiam sztukę, jednak dopiero teraz uświadomiłam sobie, że sztuka którą lubię nie jest ani miła dla uszu ani piękna.
Mówiąc to zepchnęła pozytywkę ze stołu. To, co nastąpiło zaraz po tym niegodziwym czynie było dość zabawne. Chwilę ciszy zastąpił niebywały hałas, a na drewnianej, nie tak dawno mytej podłodze zielarskiego sklepu rozprysło się mnóstwo porcelanowych kawałeczków. Wcześniej tworzyły one coś pięknego, jednak teraz stworzyły tylko niepotrzebny bałagan.
Zielarka wpatrzyła swoje jasne oczy w ten niecodzienny bałagan i uśmiechnęła się lekko. Zeskoczyła z lady z lekkim stukotem obcasów nadeptując na niektóre kawałki delikatnej porcelany, która jeszcze przed chwilą była grającą panienką.

Wena - 18 Czerwiec 2014, 14:52

Wena nie mogła uwierzyć słowom, które wypowiedziała właścicielka sklepu. Dziewczynka zmarszczyła czoło, otworzyła szeroko oczy i myślała, czy osoba przed nią czasem nie żartuje. W końcu jak można twierdzić, że sztuka może być czymś innym? Przecież sztuka jest sztuką, a nie fabryką, owcą czy wampirem. Nie będzie też sztuką martwe zwierzątko, nawet jeżeliby jego organy ułożyły się w majestatyczny obraz końca życia, gdy serce ostatni raz wypluło z siebie krew, a jelita niczym wąż wyślizgnęły się z rozciętego brzucha szukając desperacko ucieczki od śmierci, z którą przecież były nierozłącznie związane. To wszystko jednak mogłoby być piękne w swym turpizmie, lecz nie byłoby sztuką. Delikatnie otwarte usta Weny nie zdołały jednak wydobyć z siebie dźwięku, poruszyły się tylko bezgłośnie jakby należały do ryby. Zdołała jedynie zacisnąć swoje małe rączki na zniszczonej sukience, a na dźwięk krwi spuściła oczy, zawstydzona faktem, że jej wyobraźnia podsunęła jej smak krwi, na sam dźwięk tego słowa.
- Przecież krew jest dobra! Tak, dobra! Bez niej nie można żyć, jest potrzebna jak powietrze i woda i, i jest piękna! Tak, w krwi nie ma nic złego.
Powiedziała nagle Wena, zupełnie nie rozumiejąc przesłania Anabel, a jedynie broniąc swoich racji i podążając nieco za swym smakiem, który w tym wypadku przezwyciężył wszelki rozsądek i umiar. Dziewczyna wykrzyczała te słowa, no może poza ostatnim zdaniem, które powiedziała już znacznie ciszej. Kiedy tylko Wena zdała sobie sprawę z tego co zrobiła, cofnęła się o krok i zaczęła patrzeć się z wielkim zamiłowaniem na swoje rączki. O dziwo, Wena nie znalazła w nich nic wartego uwagi. Na słowa o świecie ludzi, powtórzyła tylko za Anabel jej dwa ostatnie słowa, udając, że nie ma pojęcia o co chodzi i jest tylko małą, zagubioną dziewczynką, która nie pojmuje wielkiego świata i przez to nie ma pojęcia czym jest świat ludzi, czy kraina luster.
Ożywiła się jednak słysząc o ogrze, który by się chętnie nią posilił. To znaczy zaraz po tym, gdy zrozumiała, że ogr nie może być krwiopijcą jak ona. To byłoby przecież dość nieprzyjemne, żeby wampirowi krew odbierać. Jeżeli kiedyś powstanie karta praw wampira, na trzecim miejscu powinno w niej zostać zapisane, że zbrodnią nieulegającą przedawnieniu będzie odebranie wampirowi choćby kropli jego krwi. Chociaż... nieco w tym hipokryzji jest, lecz zostawmy to już.
- Widziałam Ogra! On na mnie warczał i szczekał, ogry są złe!
Tylko ze zwyczajnego nieogarnięcia zapomniała powiedzieć, że myślała, że to nazywa się psem, jednak pewnie w świecie ludzi i krainie luster istnieje inna nazwa na to samo zwierzątko. Poza tym Wena, przyjmując nieco ze swojego wyglądu, dziecięcym sposobem nie pomyślała, że może istnieć inne zwierzę, które chciałoby ją zjeść, chociaż takich zwierząt potrafiłaby wymienić jeszcze setkę. Kto by się tym jednak przejmował?
Za to wielkim przejęciem było, gdy kobieta postanowiła odsunąć dziewczynkę od siebie. Zrobiła to ostrożnie, to prawda. W normalnych warunkach pewnie nie wywołałoby to upadku dziewczynki, lecz ta przestraszona faktem, że została kopnięta, a przynajmniej ona tak to odebrała, odskoczyła gwałtowanie do tyłu, a lądując niewłaściwie postawiła nogę i wylądowała plecami na ziemi, z oczyma skierowanymi w górę. Z tej pozycji nie mogła widzieć tego co Anabel robi, słyszała tylko słowa, które znów wywołały u niej niezmierne zdziwienie. W końcu jak sztuka może nie być miła i piękna? To były dla weny essentialia negotii sztuki! O turpizmie i kubizmie słyszała, owszem, lecz zawsze to bagatelizowała, bądź szukała piękna nawet w brzydocie. Dla wielbicielki piękna i sztuki było nie do pomyślenia, że można inaczej pojmować te dwa pojęcia i nie uznać, że o ile to pierwsze może istnieć bez drugiego, o tyle drugie może być tylko i wyłącznie tam, gdzie piękno.
Przemyślenia przerwał jednak dźwięk uderzenia porcelany o podłogę. Wena z pierwszą chwilą przeraziła się, lecz zaczęła łudzić się, że nie jest to upadek pięknej tancerki. Obawiała się podnieść, jeszcze okazałoby, że jej przeczucia są prawdziwe. Ciekawość jednak zwyciężyła i dłonie dziewczynki oparły się o ziemię, a po chwili Zjawa już siedziała na ziemi z wyprostowanymi nogami i patrzyła na setki maleńkich kawałeczków sztuki, którą się jeszcze chwilę zachwycała.
Oczy płaczącej osoby mają swój urok, spojrzenie zaburzone przez ledwo dostrzegalne kropelki są naprawdę piękne, w przeciwieństwie do wykrzywionych ust, zmarszczonego czoła i innych elementów twarzy właściwych płaczącym osobom. Nie jednak ze względów estetycznych wyłącznie w szeroko otwartych oczach Weny było widać krople, które nie spływały jeszcze po policzkach, lecz które już zapowiadały co stanie się w najbliższych sekundach. Zjawa patrzyła na kawałki, lecz pytająco spoglądała co chwilę na Anabel, jakby oczekując, że ta jej wyjaśni dlaczego zrobiła coś tak okropnego.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group