To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Archiwum X - "(...) Boks to nie sport, tylko (...) styl życia."

Anonymous - 20 Grudzień 2010, 22:05
Temat postu: "(...) Boks to nie sport, tylko (...) styl życia."
    Gdzie jestem...? Kim jestem...?
    Patrzysz na mnie?
    Odwróć się.
    Nie, nie powiem ci.
    Może nawet nie wiesz, czego sam chcesz.
    Ty to powiedziałeś.
    Zamilcz. Zamilcz i odejdź... ekstremalnie.




Moja historia nie jest długa. Wbrew pozorom dziewiętnaście lat to nie jest dużo. Ot co, urodziłem się i nagle jak z bicza strzelił minęło ekstremalne dziewiętnaście lat. Co ja na to poradzę?
Więc jesteś tu, aby posłuchać o moim króciutkim życiu, ta? No to opowiem ci. Rozsiądź się wygodnie, to nie potrwa długo...


Ciemno. Bardzo. Dziwnie się czuję. Jakbym żył w nieważkości. Nic nie widzę. Pomacham ręką. O kurde, ale ciasno. Jakby stąd wyjść.. Uh, zasypiam.


Otworzyłem oczy. Dużo ludzi pochylało się nade mną. Chwyciłem łapczywie powietrze w płuca i zacząłem płakać. Czemu? Sam nie wiem. Po prostu miałem taką ochotę. Było mi zimno, ale tylko chwilę, bo zaraz owinęli mnie białym kocem, odcięli czarne zwisające paskudztwo i wręczyli w ręce kobiety, do której czułem coś dziwnego. Coś na kształt przywiązania, zaufania i sympatii? Powiedziała coś. Ciekawe co. Nie rozumiałem, co mówi, ale ten głos mnie uspokajał. Chciałem, żeby zawsze mówiła do mnie tym głosem. Spokojnym, cichym i melodyjnym. O rany, ale byłem śpiący...

Znowu otworzyłem oczy. Tym razem nad sobą widziałem sufit. Zielony. Ładny. Wyciągnąłem ręce przed siebie. O rany, jakie krótkie, jakie śmieszne. Byłem ciekaw ile spałem. Poczułem wstrętny zapach. Ja go zrobiłem? Nie wiedziałem. Znowu chciałem zasnąć, kiedy zobaczyłem siedzącą na poręczy łóżeczka osobę. Właściwie to nie była osoba, tylko zwierzę. Wyglądało dziwnie. Sterczące uszy i długi ogon, ale ludzki kształt. Dziś powiedziałbym na to - kot. Ale to przypominało człowieka o kocich cechach. Nie lubiłem być sam, więc wyciągnąłem rękę i chwyciłem to coś za ogon. Było puszyste i ciepłe. Istota syknęła, w ciemności zabłysły białe kły. Przestraszyłem się. Krzyknąłem głośno. Przybiegli rodzice i wzięli mnie na ręce. Wypatrywałem po całym pokoju tej dziwnej istoty, ale zniknęła. Zacząłem płakać. Czemu? Sam nie wiem. Po prostu miałem na to ochotę...

Zaczynałem już rozumieć, co do mnie mówią. Nauczyłem się nawet odpowiadać. No i dostałem imię! Nazwali mnie Rockuro. Ładnie. Ta kobieta to moja mama, a ten wielki mężczyzna to tata. Dowiedziałem się o znaczeniu wielu słów. Czuję się wielki, silny i mądry. W telewizji zobaczyłem dziwnych ludzi, którzy okładali się rękami. Tata powiedział mi, że to boks. Śmiał się bo myślał, że nie rozumiem. Spodobało mi się, więc już w następnych dniach machałem rączkami na kształt tego, co widziałem. Uderzyłem mamę. Była smutna. Płakałem. Tym razem wiedziałem już czemu. Bo ona była smutna...

Umiałem chodzić! Biegałem! Mogłem sam poznawać mój dom! Spotkałem innych tak samo małych jak ja. Tata mówił, że to nazywa się przedszkole. Podobało mi się. Któregoś dnia uderzyłem kolege bawiąc się w boks. Płakał. Nie wiedziałem, co się dzieje. Kiedy wróciłem do domu mama krzyczała: "Dlaczego bijesz inne dzieci?" Nic nie poradzę. Boks za bardzo mi się spodobał.

Kiedy jeszcze bardziej dorosłem to poszedłem do szkoły podstawowej. Tu mieliśmy coś takiego, jak lekcje wychowania fizycznego, więc byłem bardzo szczęśliwy. Tata zapisał mnie na lekcje boksu, byłem prymusem. W samej szkole też uczyłem się bardzo dobrze. Ponadto doskonale wychodziło mi rysowanie. Któregoś dnia dopadli mnie jacyś chuligani poza szkołą. Chcieli mnie pobić. Grozili mi. Nie podobało im się, że mam tak dobre oceny. Znokautowałem ich. Uciekając krzyknęli: "Jesteś ekstremalnie niebezpieczny!" Spodobało mi się to i jako moje życiowe motto obrałem "Ekstrema".

Dowiedzieli się w szkole o moim incydencie. Koledzy klepali mnie po plecach i krzyczeli "Rocky, jesteś ekstremalnie nienormalny." Myślę, że mówili to z sympatią. Ta, miałem przyjaciół, ale odeszli. Nie wiem czemu.

Któregoś dnia siedziałem na łące z tatą i on pokazał mi ptaka siedzącego na gałęzi drzewa.
- Widzisz tam, synku? To jest aegithalus caudatus.
- Co?
- Taki ptak. Raniuszek.
- Ładny. O zobacz, tam jest więcej raniuszek.
- Raniuszków.
- No przecież mówię!
Usiadł mi na ramieniu. Miał takie małe czarne oczka. Wpatrywał się we mnie przechylając główkę. Reszta zaczęła ćwierkać i on poleciał. Przez chwilę jeszcze patrzyłem w ślad za nim.
- Chodźmy, synku.
Tata wstał i wziął mnie na barana, po czym ruszyliśmy w stronę domu. A ja? A ja pokochałem ptaki.

Gimnazjum. Te lata były dla mnie najtrudniejsze. Kiedy tylko zacząłem naukę byłem bardzo nielubiany i samotny. Nikt z moich rówieśników mnie nie zaakceptował. Szydzili, atakowali. Nie miałem przyjaciół. Nauczyciele traktowali mnie przeciętnie, ale moje oceny nie spadały. Wyszedłem z gimnazjum jako wzorowy uczeń, świadectwo z czerwonym paskiem, a na koncie sporo bójek poza szkołą. Żadnej porażki. Rodzice w domu byli przerażeni, średnio co tydzień wracałem do domu z obitą twarzą, rozbitą wargą, podbitym okiem albo czymś jeszcze. Nic im nie mówiłem. Po prostu miałem na to ochotę.

Gdy poszedłem do liceum dostałem nóż w plecy. Ale nie dosłownie. Po prostu pewnego dnia po powrocie ze szkoły zadzwoniła do mnie policja i poinformowali mnie, że moi rodzice zginęli w wypadku samochodowym. Mój świat zawalił się. Jedyni bliscy, których miałem odeszli. Od tamtej pory kiepsko było mi się pozbierać. Moje stopnie nieco zmalały, ale wyszedłem z liceum z niezłą frekwencją. Matura nie stanowiła dla mnie problemu. Jednak wiedziałem, że moje życie nie będzie już nigdy takie samo. Ulokowałem sprawy bankowe, pochowałem rodziców i wyjechałem na studia. Przeprowadziłem się na odludzie, spokojna okolica, cicha i malownicza przede wszystkim. Do pobliskiej wsi zajeżdżałem tylko po zakupy. Postanowiłem nigdy nie wracać do rodzinnego miasta.

Któregoś dnia dopadłem w bibliotece książkę o jakimś Świecie Luster. Mówiła o wojnie ludzi z tymże światem, opowiadała o jakichś dziwnych rasach, eksperymentach... Przeczytałem jednym tchem. Uznałem ją za fikcję autora i nie myślałem już o tym więcej.

Nawet się zakochałem, ale to była kolejna porażka w moim życiu. Rozegrałem kilka zawodów boksu "na czarno". Przegrałem bardzo mało walk. Zacząłem zajmować się nawet grą na perkusji i rozwijać talent w rysowaniu. No a życie toczy się dalej.


    A teraz idź i nie zajmuj mi już więcej czasu. Muszę ekstremalnie trenować.
    Czemu?
    Bo boks to nie sport, tylko mój osobisty styl życia.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group