Archiwum X - Ciąg dalszy.
Anonymous - 17 Wrzesień 2013, 15:11 Temat postu: Ciąg dalszy. Jakiś czas później, podczas tego samego wywiadu.
- Ulżyło Ci?
- Pytanie, czy ulżyło Tobie.
- To nie ja ją zabiłem, Christensen.
- Coś ty, kurwa jego mać, powiedział?
- To nie ja ją zabiłem, Christensen.
- Pan.
- Pan? Pan, co?
- PAN CHRISTENSEN.
Jego oczy były zimniejsze niż cokolwiek, czego bym w świecie nie dotknął, nie posmakował, nie zobaczył. Wychylały się śmiało na wierzch i dzięki tej swojej niebotycznej wielkości odnosiłem wrażenie, że lada moment to te same gały wyskoczą z oczodołów, by dyndać beztrosko na nerwach - bo są cholernymi miłośnikami bungee. Powróciłem prędko do wywiadu, nim jedyna okazja na dorwanie niejakiego Godnego S. w porze zwierzeń minie. Minie bezpowrotnie. Zupełnie jak schwytany w ciepłą dłoń, idealnie ośmioramienny płatek śniegu pozostawiający po sobie kapkę chłodnej wody...
- Bardzo przepraszam, panie Christensenie... Chciałbym...
- Ależ nic się nie stało. Mów mi Pan Dracy.
- Pan Dracy? Dlaczego nie jest już pan panem Christensenem, jakim był pan piętnaście sekund temu?
- Najnowszy wizerunek sceniczny. - odparł z zagadkowym półuśmiechem zarezerwowanym tylko dla niego przez kojarzące podobne anomalie niebo, drwiącym, a jednocześnie wilgocącym damskie majtki. Cieszyłem się, że przysłali mnie na ten wywiad. Naprawdę. Stracony przez natarczywość spojrzenia mojego gościa po raz kolejny zabawiłem się w operatora torów, by nasz wyrazowy pociąg mógł znów zmierzać we właściwym kierunku.
- Pozwolisz, że wrócimy do wywiadu, panie Dracy. Opowiedz od początku.
- Naturalnie. Był chaos, z niego wyłoniła się para bóstw... Który początek Ci zaserwować? Może ten o wielkim wybuchu?
- O Twój początek mi chodzi, panie Dracy.
- Gówno mnie obchodzi, czego ty ode mnie chcesz. A nie, wybacz... Dziś zgodziłem się na tę zabawną rzecz. Dziennikarstwo, nie mylę się? To takie pocieszne.
Chrząknąłem cicho zamiast odpowiedzieć, bo niepisana przynależność do klubu dżentelmenów zdecydowanie nie zaaprobowałaby tego, gdybym postanowił dać takiemu w ryj.
- Gdzie to się zaczęło, Panie Dracy?
- W burdelu. Moja matka była główną atrakcją coniedzielnego nabożeństwa wyuzdania, była również specjalistką od inicjacji seksualnych młodzików. Zajmująca historia, aczkolwiek to nie o dziwkach mamy mówić, nieprawdaż?
- Tak, zdecydowanie nie o nich. Gdzie w tym Twoje miejsce... - przywołany do porządku przez kolejne zlinczowanie wzrokiem, dopowiedziałem jeszcze bez przekonania dwa, oczywiste słowa. - …panie Dracy?
- Ćwiczono na mnie najnowsze numery. To okrutne, że człowiek dopiero z biegiem lat uświadamia sobie, jakim był szczęściarzem za młodu.
- Tak, to okrutne. A co potem, panie Dracy? Kiedy już się od niej uwolniłeś?
- Znów wracamy do punktu wyjścia, nie widzisz tego? Gdzie Twoje pieprzone kompetencje? Zabiłem ją, zatem to ja uwolniłem ją, zresztą nad wyraz wspaniałomyślnie, ode mnie.
- Dlaczego sądzisz, że to ty tu byłeś tyranem, panie Dracy?
- Od dziecka taką wybrałem sobie rolę i z konsekwencją ją tylko realizowałem. To wysoce naganne, że na palcach jednej ręki potrafię policzyć konsekwentnych ludzi w dzisiejszych czasach.
- Czyli "po trupach do celu?"
- Niekoniecznie. Po stosach trupów do celu brzmi... Bardziej przekonywująco.
- Ilu zabiłeś ludzi?
- Zabiłem wielu złych ludzi.
- Czemu sam mianowałeś się sędzią ostatecznym, panie Dracy?
- Łączę przyjemne z pożytecznym. Wyobraź sobie gładkie, apetyczne gardło bez jednej skazy. Pożądasz go na tysiąc różnych, pokręconych sposobów. Chcesz je polizać... Chcesz je ugryźć... Chcesz pocałować... Powąchać... Dotknąć. Dotykasz go więc, możesz sobie wyobrazić, że Twoje dłonie ostatecznie decydują o początku i o końcu. Zamiast dłoni szarej istotki, masz wymierzające karę, bądź nagrodę dłonie Pana. W jednej chwili te same ręce są śliczną biżuterią na szyi, a w innej pętlą. Słyszysz zduszony krzyk. Sam już nie wiesz, czy to z narastającej w absurdalnym tempie rozkoszy, czy być może lęku. Krzyk to ostatnie zawahanie, nim przepchniesz swój umysł tam, gdzie dotąd nie był, bo dostępu TAM wzbraniała nadopiekuńcza, protekcjonalna podświadomość. Dzikie rave pulsu pod opuszkami palców podnieca Cię jeszcze bardziej, zatem decydujesz się nie na zabójstwo, po prostu na dotarcie do tego zadziwiającego, obecnego gdzieś w oddali dudnienia. To boskie uczucie. Spróbuj koniecznie. Nie jestem katem, ani sędzią, mój drogi. Jestem osobą wybitną, która przez różne niepojęte zabiegi dąży do samodoskonalenia. Czy nigdy nie zastanawiałeś się, dlaczego zarówno słowo hedonizm, jak i kanibalizm oraz indywidualizm noszą jedną i tą samą końcówkę? To krewniaki.
Za profesjonalizmem (mącił mi w głowie, znów pieprzony 'izm") próbowałem ukryć narastający przestrach. Przypuszczałem, że Godny S. nie należał do najstabilniejszych umysłowo, ale dla zdrowego, przykładnego obywatela jak ja, ściśle trzymającego pod rękę wszystkie możliwe normy i zasady etyki, omawiane kwestie włączały wszystkie ostrzegawcze lampki w głowie. Ba. Te żarówki pękały już, wysypując na wierzch iskry najbardziej nienasyconego, jaskrawego ognia.
- Rozumiem. A co z ludzkimi odruchami? Musiałeś mieć przebłyski ludzkich odruchów. To nieuniknione.
- W tym cała rzecz. Miewam wyrzuty sumienia robiąc coś nieprawego. Naprawdę.
- Reasumując... Opuściłeś mat... Rodzinne strony. Co robiłeś potem?
- Dokształcałem się w wielu rozmaitych dziedzinach.
- Dość wymijająca odpowiedź, panie Dracy.
- Bla, bla, bla. Co robiłem tam i siam, musisz zgadnąć sam.
- Wywiad nie jest rebusem, ani tym bardziej zgadywanką, panie Dracy.
- Kto tak twierdzi?
- Wszyscy.
- Doskonale. Mogę zmieścić w nosie wszystkich. Ależ to pojemne miejsce.
- Tak... A co z...
- Co z czym?
- Mam w notatkach jakieś dane. Anna Sun. Kim ona jest, panie Dracy?
Nie tego się spodziewałem. Zakładałem, że mój rozmówca zdradzi się co najwyżej błyskiem zbłąkanym w cyjanowym oku, aczkolwiek chyba musiałem przyznać rację tym, którzy sądzili w zaparte, iż zdolność przewidzenia zachowania Dracy`ego była wprost proporcjonalna do zdolności fruwających strusi. Zerwał się z miejsca tak nagle, jakby był nie tyle człowiekopodobnym, co rozjuszoną kobrą, która namierzywszy cel ataku wyciągała ku niemu gibkie ciało w poszukiwaniu miejsca idealnego do wpięcia się weń śliskimi od jadu kłami. Porwał z oddzielającego nas stolika świstek papieru skrzętnie pokryty moimi hieroglifami, z którego jak na złość, odznaczał się jedynie wielki nagłówek z imieniem i nazwiskiem kobiety. Serce, dużo mądrzejsze ode mnie, wyrywało się histerycznie z klatki piersiowej, podczas gdy ja - słup soli – wciąż pozostawałem wpatrzony w zwróconego na powrót ku mnie Christensena, czy jak tam on się wabił.
- A tak nawiasem mówiąc... Cztery razy zapomniałeś o dodaniu do swoich wypowiedzi wskazanej w rozmowie formy grzecznościowej. Nieładnie. Za karę... Konfiskuję wszystko. Nie mówiłem, że Twoi czytelnicy nie będą mieć problemu z interpretacją czegoś, czego nie ma?
Pełen zatwardziałej złośliwości uśmieszek wypchnął do góry kąciki warg szajbusa, kątem popadającego w śpiączkę oka zaobserwowałem, jak młóci w zaciśniętych palcach felerną karteczkę, z której na dodatek, jakby drwiąco, wystawiały się na widok publiczny litera "A" i litera "N".
Wyszedł.
Moje niedoświadczone w obcowaniu z rzeczywistością inną niż błękit jego tęczówek oczy spadły do poziomu blatu. Patrzyły na ocalałe, samoprzylepne cuda; cytaty...
Splądrowali wszystkie moje nadzieje... Mogłem albo jęczeć jak potłuczony, albo pogodzić się z faktem, że kto raz dostał po ryju przynajmniej wie, iż nie jest ze szkła. W moim przypadku, totalnie poranionego na umyśle zagorzałego przeciwnika władzy, przygoda w krainie luster była abstrakcyjnym, kiepskim żartem. A jednak. A jednak smutek jest dopiero wtedy, kiedy kwitnąca natura cierpi razem ze mną. Farmazony. Wszystko to cuchnące, sprasowane gówno.
Autor X.
Na co było wertowanie stron książek? Na co badania, analizy, nadęte sympozja przybliżające wszystkich do ogromnej, przygnębiającej prawdy? Istny debilizm. Jeśli chodzi o mnie... Umywam ręce. Odcinam pępowinę trzymającą mnie blisko czegokolwiek. I wiesz co? Dobrze mi z tym.
Autor: KIM JEST AUTOR X?
Okej. Znów tu jestem. Bycie perfidnym, który zapomniał o grzecznościach i żywił stale nieuzasadnione animozje oraz kiedy niekiedy odwrotności tych wspomnianych, to było niemal równoznaczne jak to, aby nazywać się mną. Chciałeś prawdy to ją masz. Świat niekoniecznie jest czarno-biały. Zadowolony? Nie? To spierdalaj i nie przeszkadzaj mi w tworzeniu indywidualnej wizji arcymistrza.
Autor: Ktoś, kto nie jest człowiekiem.
Bywały takie dni, kiedy nawet niemoralność przestawała być po dawnemu atrakcyjna. Mój pociąg pędził ku wykolejeniu, a ja... Ja zamiast z niego wysiąść wystawiłem durny łeb przez okno.
Autor: Jakiś Cień.
Po co bawić się w budowanie płotu odgradzającego od wrogów, skoro można ot tak przed nimi zwiać? No właśnie.
Autor: Przedstawiciel Cieni z Krainy Luster.
Powiedzmy, że wcale nie byłem tym Aniołkiem z rogami. Byłem po prostu pieruńskim czortem.
Autor: Christiansen?
Czasem mnie poniosło, ale... Chyba w ostatecznym rozrachunku wezmą pod uwagę moje dobre chęci, prawda? Okej. Wątpię. Ale jak to mówili w moim świecie... Jeszcze się taki nie narodził, co by Pana Christensena bardziej uszkodził.
Autor: Christensen?
Majstrowanie w życiu innych było jedynym rozwiązaniem przychodzącym do głowy, aby uniknąć starcia się z faktem, że życie własne nie istniało. Cholera. Pierwszorzędna refleksja dla pierwszorzędnego Skurwysyna raz proszę!
Autor: Christensen.
Czasem jedynym twoim marzeniem (tak, cholernym marzeniem) jest upić się do nieprzytomności tak, żeby cały świat mógł co najwyżej cmoknąć Cię w tyłek. Tak dla Twojej informacji... Ta dewiza była moim zamiennikiem pacierza.
Autor: PAN Christensen.
Drżącą ręką, jakiej nie powstydziłby się pan w pierwszym stadium Parkinsona, dopisałem pod spodem szlaczek, co przy pomyślnych prognostykach ktoś będzie w stanie później rozszyfrować, oczytać, przełożyć na język ojczysty i zinterpretować.
Miewam wyrzuty sumienia robiąc coś nieprawego. Naprawdę.
Autor: PAN DRACY!
|
|
|