Archiwum X - Ktoś kto nie wiedział kim jest.
Anonymous - 2 Grudzień 2013, 17:14 Temat postu: Ktoś kto nie wiedział kim jest. Ten który dał mu imię
-Gdzie ja jestem?! - Gorączka paliła jego ciała, zimne poty oblewały go całego, jednak się wybudził. Był zmęczony, jego ciało go bolało. Miał ciężki oddech, poczuł pulsujący ból w głowie, zachciało mu się wymiotować, jednak przez ból nawet ruszyć się nie mógł.
-Leż chłopcze, leż, należy Ci się. - Głos był spokojny, dojrzały oraz zachrypły. Widać rozmawiał z kimś starym. Starszym niż on o wiele lat, nie wiedział jeszcze jak szybko mu to przeminie.
-Wody. - Wychrypiał cicho, zaschło mu w gardle. Staruszek podał mu drewnianą chochle z wodą, poczuła drewno w ustach oraz chłód wody. Zasnął.
-Widzę, że się obudziłeś chłopcze. Jak się czujesz?
-Lepiej staruszku, o wiele lepiej. Ile spałem?
-Prawie dwa dni, jest wieczór, już się ściemnia.
-Rozumiem. - Rozejrzał się, był w drewnianym domku. Nie widział innego łóżka poza tym w kącie, w który był, zauważył jednak schody na górę.
-Jak się nazywasz chłopcze?
-Nie wiem, nie pamiętam.
-Amnezja, tak? Nic dziwnego. - Odpowiedział staruszek znad książki i okularów. - Po Twoich obrażeniach i stanie...
-Mów o co chodzi. Nie lubię owijania w bawełnę.
-Powinieneś nie żyć, nie wiem jakim cudem.
-A ja nie wiem tylko jak się nazywam.
-Mogę coś zaproponować? Mój nauczyciel chciał napisać kiedyś książkę. Jej bohaterem był szczęśliwiec, który przeżył dziwny wypadek. Miał na imię Rethario.
-Rethario? Niech i tak będzie. - Odpowiedział chłopak wzruszając ramionami i padł ponownie na łóżko zasypiając
Pierwsza chwila po obudzeniu mocy.
-Nic Ci nie jest staruszku?
-Nie to tylko koszmar. A Twoje oczy nie są miłym widokiem po przebudzeniu.
-Nie przejmuj się, śpij dalej.
-Nadal czytasz?
-Tak, skoro mieszkam u Ciebie chce Ci pomóc z pacjentami.
-Rozumiem – odpowiedział staruszek zasypiając ponownie. Koszmary go męczyły już którąś noc z rzędu. Reth poczytał jeszcze trochę i zerknął na dziadka. Stanął nad nim i dotknął jego czoła czy czasem znowu nie ma gorączki jak w ostatnich dniach. To co się potem wydarzyło zdecydowało o jego przyszłość.
-Nie jesteś człowiekiem tak?
-Niestety. Na to wygląda, albo przynajmniej jakimś innym dziwnym.
-Rozumiem, dlatego masz czerwone oczy?
-Chyba tak.
-Więc kim jesteś?
-Nie wiem, ale żywię się Twoimi koszmarami.
-To dobrze, więc nie ma problemu. Mam mniej koszmarów. A Ty się nie krępuj. Coś jeszcze chcesz mi powiedzieć?
Rethario nie odpowiedział, po prostu zamknął oczy a z jego ciała zaczęła wypływać ciemność. Kim był nie wiedział, jak się narodził, tym bardziej. Co ma zamiar robić? Być pomocą Staruszka póki mógł. Dziadek zaakceptował ten fakt. Żyli tak we dwójkę pomagając sobie w pracy.
Druga moc i początek końca starego życia.
-Musiałeś umrzeć staruszku. - Mruknął Reth czytając nagrobek. - Kelioth Grath 1740 – 1815 Lekarz, Medyk, oddany pacjentom do samego końca.
-I ten ostatni go zabił. - Rethario z torbą zobaczył na dom. Wszedł ostatni raz do środka, miał już tu nie wracać. Zapalił świecę i trzymał ją przed sobą, w końcu na nią dmuchnął skupiając się chwile na płomieniu. Ogień leniwym delikatnym płomieniem objął obrazy, książki i łóżko, świeczka upadła na podłogę. Zabrał swoją torbę i wyszedł, dom w którym mieszkał, przez ostatnie pięć lat palił się. Zmierzał ku wschodowi, tam gdzie uczył się jego Staruszek. Może będzie medykiem jak on?
Historia toczy się inaczej.
-Macie jedną misje! - Wrzeszczał japoński generał. - Macie zabić tego człowieka! To Wasza misja!
Celem był amerykański pułkownik prowadzący misje zwiadowczą na terenie Japonii. Druga wojna światowa była fatalna w skutkach, ale o tym Reth miał się dopiero dowiedzieć. Jednak teraz wiedział kim jest. Rethario Umbra Ignis, samotny wilk w szeregach zabójców.
-Mamy misje, a chuj Nas nie wyszkolił nawet, na kamikadze idziemy. - Marudził osobnik obok niego w stroju maskującym. Reth nawet nie wiedział jak ma na imię, wiedział za to, że ma mnóstwo koszmarów, przez co on ciągle był pełen energii. Leżeli w tych krzakach od trzech godzin i nic z tego nie wyszło. Wszystko było dobrze gdy jego partner się zamykał, lub spał. Jednak w ,,dzień" miał ochotę go zabić. Który to już rok po tym jak odszedł za zakonu shaolin? Pięćdziesiąty? Będzie jakoś tak. Potem z powodu pewnego głupiego incydentu został zaproszony do zakonu ninja by poznać tajniki ninjutsu. Nie było to takie łatwe, jednak jego moc mu pomagała, chociaż ciężko było wytłumaczyć zniknięcia.
-Spójrz zwiadowca! - Reth ocknął się ze wspomnień.
-W takim razie mamy jeszcze jakieś dwie godziny minimum. Obudź mnie, gdy wszyscy zjadą.
Cień wstał i wspiął się na drzewo rosnące obok, zrobił to bezceremonialnie. Jego czarne ubranie maskujące na noc było widoczne jak na dłoni aktualnie, po chwili jednak ostatni skrawek zniknął w koronie drzewa. Reth westchnął i zniknął we własnych wspomnieniach.
Nigdzie miejsca nie zagrzejesz
Przez trzy lata błąkał się od chaty do chaty przemierzając miasta w południowym Nepalu. Pewnego ranka jednak po przekroczeniu granicy z Indiami i ruszył w kierunku morza. Tam niedaleko Kalkuty zaciągnął się jako pomoc medyczna by dopłynąć do Chin. Podróż była nużąca jednak pełna koszmarów które zjadał, dzięki czemu miał prawdopodobnie siłę znosić jęki wszystkich, że im niedobrze. Wszystko się zmieniło gdy zaatakowali ich piraci. Reth po jednym ciosie opadł na ziemię jak dętka. Obudził się na bujającej się szalupie wraz z grupką innych mężczyzn. Właśnie teraz poznał gorszą stronę ludzkości. Bujali się tak ze sobą przez trzy dni nim jakiś statek ich odnalazł, prądy zniosły ich w pobliże wyspy Nicobar i tylko dlatego ich znaleziono. Gdyby załapali się na odpływ pewnie zniknęliby na oceanie indyjskim dzięki prądom morskim. Przez ten czas Reth dowiedział się co się z Nimi stało.
Gdy on upadł nieprzytomny piraci zajęli statek handlowy, a ich wszystkich wyrzucali za burtę - tych nieprzytomnych i rannych - lub wsadzali do szalup łaskawie tych przytomnych. Widać mieli dobry łup, że humor i łaskawość dopisywała. To tak w skrócie. Po wyjściu w porcie w Medan, Reth zaczął pracować jako medyk, a niedługo potem uzbierał na tyle pieniędzy by wznowić swoją podróż do Chin. Tym razem obyło się bez dziwnych niespodzianek w stylu piratów.
Nowe życie, nowe wiadomości
-Pssst, obudź się! Ktoś jedzie..! - Ach te szepczące krzyki. Reth otrząśnięty z zamyślenia zerknął na około. Nadjeżdżał konwój. Światła już same za siebie mówił o tej porze dnia. Cień zeskoczył z drzewa i wturlał się w krzaki.
-Pokaż to. - Mruknął wyrywając partnerowi lornetkę. Faktycznie już jechali, jednak to ni był ich cel. - To nie on, nie ta twarz. Obudź mnie...
-Jak przyjadą następni..? Idź już na to drzewo Jebańcu skurwiały! - Tak też zrobił, ehh cholerna druga wojna światowa. Wykończy go to, szczególnie, że ma bardzo pyskatego podopiecznego. Na szczęście po piętnastu minutach ponownie zwiedzał krainę swojego umysłu gubiąc się we wspomnieniach.
Rethario ukłonił się przed mnichem. Miał zacząć swój żywot pełen medytacji i spokoju za zamkniętymi drzwiami zakonu. I tak zrobił. Przez wiele lat wraz z mnichami ćwiczył swoje ciało i umysł. Sprawność fizyczna i lepsza kontrola ducha, a za czym idzie mocy, która była trenowana gdy nikt nie widział, sprawiały, że stawał się niebezpieczny. Przeczyło to jednak jego spokojnemu usposobieniu. Mnisi tak rozumieli jego ,,nazwisko" Niebezpieczny jak ogień i mrok, a jednocześnie dający ukojenie i ciepło. Lata mijały zdecydowanie szybciej niż Reth by chciał. Fakt, że się nie starzeje został zauważony przez mnichów, część z nich się niepokoiła. Minęło już dwadzieścia lat, a on się nie zmienił, nadal taki młody, nadal spokojny. Mnisi się bali. Drastyczne kroki nastały w chwili gdy ktoś przyłapał go na treningu ze świecą i swoją mocą. Rethario odszedł, następnym razem był już widziany jedynie na pogrzebie Mistrza Zakonu Hyo nu Jinga. Po pogrzebie Cień już nigdy nie wrócił w te okolice.
Podróżował na wschód by w końcu trafić do Japonii. Był wtedy rok 1845. Rethario długo szukał zajęcia, w końcu trafił jednak na coś co wyglądało jak świątynia, w ramach rozterki za miejscem gdzie spędził dwadzieścia lat swojego życia postanowił tam wejść. Jak się okazało była to świątynia ninjutsu, czyli osób szkolących się na ninja. Z powodu nieporozumienia Reth walczył z jednym z nich. - Myślano, że chce okraść świątynie - Walki nie rozstrzygnięto, a Cień już został w klasztorze. Tam nauczył się walczyć by zabijać. Shogunowie chętnie korzystali z sił ninja by walczyć między sobą i knować na dworze, tak samo chętnie korzystali z mocy, których Rethario czasem używał na potrzeby zakonu. Szybko opanował je najlepiej jak mógł by wspomóc swoje umiejętności. W klasztorze okazało się, że posiada jeszcze jedną moc. Może zmieniać wygląd przedmiotów. Nauczenie się tego miało swoje kłopotliwe strony. Różnie się kończyło. Czasem z powodu odbicia energii lądował w dwu dniowej śpiączce, jednak wiedział, że ta moc mogła być przydatna. Dlatego ustalił do Niej prawa, które nazywał Siedmioma Prawami Kowala. Jednak mimo tego wszystkiego nadal nie wiedział kim jest.
Odpowiedź przyszła kilka lat później gdy jeden z Shogunów przyjął go na audiencje. Chciał on by Rethario mu służył, w zamian za to on mu powiem kim, a raczej czym jest. Rethario nie zastanawiał się. Zgodził się na umowę. Shogun dał mu trzy dni oraz wręczył papirus. Był to zbiór legend o tzw Zjadaczach Sennych. Lektura wciągnęła Cienia, po trzech dniach wrócił do Shoguna i powiedział, że dziękuje i w ramach zapłaty wykona jego dziesięć zleceń. Shogun odmówił, chciał złapać i torturować oraz co najważniejsze zmusić do niewolnictwa istotę magiczną o takich mocach. Tak to zdecydowanie było jego celem. Jedynym problem Shoguna było to, że żarówki nie były jeszcze dostępne, a wokoło było pełno świec.
W samotnej chatce żył sobie spokojnie przez kilkanaście lat. Jednak świat nie dał o sobie zapomnieć. Z pewnej błahostki chciał zobaczyć jak ludzie żyją, ile się zmieniło. Kraina Luster była zbyt spokojna. Kiedy wrócił trwała właśnie wojna, Rethario delikatnie się uśmiechnął. Następnego dnia został zabójcą w oddziele najemników. Trzy dni później spał na drzewie rozmyślając o przeszłości.
Los samotnego wilka
Rethario zszedł ze sceny, był cały przepocony, nic dziwnego. Granie koncertu to nie przelewki. Szczególnie, przed młodą energiczną publiką jako support jednego ze słynniejszych zespołów który miał zagrać już za dwadzieścia minut.
-Piwa! - Wykrztusił z siebie zziajany. Podane mu piwo wypił niemal natychmiast. Komórka za wibrowała mu w kieszeni, gdyby nie to, że dźwiękowiec już go odłączył było by piękne sprzężenie. Sięgnął po telefon i odczytał sms: ,,Jutro na odwróconym osiedlu planują zasadzkę. Masz ściągnąć przywódcę." Rethario odłożył telefon, ten już był spalony, ten niby przypadkowo upadł i się zniszczył. Kupi sobie nowy. Póki co jego problemem był bis, a oni już skończyli materiał. Czas na papierosa i kilka głupich słów pod publikę. Roudi podał mu paczkę, on wyciągnął zippo i potem już tylko krzyk i muzyka.
|
|
|