Archiwum X - And if you know where I'm going -
Anonymous - 11 Styczeń 2014, 15:49 Temat postu: And if you know where I'm going - Słońce podąża ku widnokręgu nieba
W oddali słychać jak drzewa śpiewają swą pieśń
Liście i kwiaty grają znów chorą melodię
Zwierzyna uciekła dzisiejszej nocy
Dzień Pamiętny. Rok Zapomniany.
Czas zatrzymał się; zatrzymał w biegu płochą zwierzynę, zatrzymał docierające do głębi gleby promienie słońca, zatrzymał przy tym rozkwit pąków kwiatów, zatrzymał ciężką pracę zmęczonych ludzi, a nawet krew, która płynęła w ich żyłach i serce, które ją pompowało, przy tym pozwalając na funkcję zwaną życiem.
Utkwiłem. Bezwładnie patrzę na to jak małe śnieżynki spajają się z moim ciepłym ciałem. Ciałem? Czy aby na pewno mogę zwać owo powłokę, która okrywa wszystko to, co znajduje się wewnątrz mnie? Tak bardzo odległa jest mi rzeczywistość... Bowiem zapomniałem już kim tak naprawdę jestem.
Leżę w bezruchu i w bezładzie. Widzę ją. Jest piękna. Pragnę podziwiać jej kształty, łakomie wzrokiem pożerać ten obraz ideału. Długie po kolana ciemne włosy, blado-rumiany odcień jej skóry. Przewiewna, czarna suknia niedokładnie osłaniająca jej sutki. Nie mogę dostrzec jej twarzy, lecz widzę jak jej złote tęczówki przeszywają mnie począwszy od mojej duszy, a kończąc na sercu. Tak, nigdy nie było mi dane zatopić się w otchłani czyiś oczu. I to tak niezwykłych.
- Wspomnienie dziewczyny, która dla niepoznaki utożsamiła się z płcią męską.
Dzień Zapamiętany. Rok Zapomniany.
Pusty dzień biegnie za pustym dniem, a ja - Post Scriptum, wciąż pamiętam bajkę, którą mi opowiedziała. Cóż. Może moja pamięć nie jest aż tak zawodną?
"Jest bezdenna, wspaniała noc. Wokół zapanowała całkowita cisza. Na ulicach nie ma już ani jednego ludzkiego cienia. Wszystko okryte jest ciemnością. Miasto zasnęło, a Lodestar siedzi na parapecie i patrzy w otchłań doszukując się w niej iskry nadziei na to, iż będzie wolna.
Tego samego czasu, gdy miasto zasnęło, obudził się odwiecznie śpiący las. Wysokie, zmarznięte drzewa kołyszą się otulane ciepłym, lecz jednak i chłodnym wiatrem, a ich liście grają nostalgiczne pieśni. W oddali słychać skowyty samotnika. Wilka, który błądzi tu od dnia swych narodzin walcząc o to, aby przetrwać. On nauczył się tego jak żyć samotnie. W końcu był wolny, lecz zarazem i okuty w łańcuch pamięci. To, co pozostało mu - to gwiazdy, które darzył wielką miłością, gdyż każda z tych gwiazd była jego marzeniem, podobnie jak księżyc, do którego składał swe ciche, wilcze modlitwy. Dziś jednak stało się tak, iż patrząc w niebo zapragnął iść dalej. Tak też znalazł się w obcym i niemałym mieście.
Lodestar nadal obejmowała spojrzeniem czystą otchłań. Gdyby tylko ktoś wiedział o tym, cóż dzieje się z jej sercem. Ten nieskazitelny organ zmieniał się powoli z dnia na dzień w kamień, który w głębi siebie chował lęk i nienawiść do innych ludzi.
Jej załamane spojrzenie przesunęło się w lewą stronę i utkwiło na brązowych, mosiężnych drzwiach pokoju. Ojciec nie rozumiał dziewczyny, zawsze narzucał wszystkim własne zdanie. Każda należąca do niej pasja była dla niego zbędną cechą. Nigdy też nawet nie chciał z nią porozmawiać.
Jego krzyk był tak donośny, iż można było porównać go z wrzaskiem bólu obdzierania ze skóry. Był na nią zły, ba, był wściekły. To kolejny papieros, który znalazł w kieszeni u jej kurtki. Dla niego było to zbrodnią, za którą trzeba ponieść karę, lecz dla Lodestar dawka nikotyny stała się lekiem. Lekiem na bezradność. Póki nie przestał się unosić, ani nie mrugnęła, nie zrobiła ani jednego ruchu. Czekała, dzielnie przyjęła chłostę. Kiedy wyszedł, bez zastanowienia ubrała się i wymknęła z domu z niemałą precyzją kota.
Była świadoma tego, iż nie miała już siły, a pomimo tego wmawiała sobie, że jest silna.
Błąkała się tak połowę nocy szarymi uliczkami, które zdawały się nie mieć końca, aż dotarła do mało znanego jej parku. Nie miała co ze sobą i tak począć, a więc zatrzymała się, i usiadła na jednej z ławek. Zaczęła nucić ukochaną melodię dzieciństwa, której nauczyła ją mama, zanim zmarła. W pewnym momencie usłyszała szelest liści i wystraszona wycofała się. Chciała biec, gdyż wyczuwała, że coś jest nie tak. Gdy się jednak odwróciła, dostrzegła dwa ślepia, które się w nią wpatrywały. Było ciemno, ale błyszczały tak jasno, iż dostrzec było można, że były koloru karmelowego.
Zesztywniała. Odczuła jak na jej ciele pojawia się dreszcz. Mocno zacisnęła dłonie na swej sukience i zamknęła oczy.
- Kim jesteś?! Nie podchodź! Ja już sobie idę! - Powtarzała załamującym się głosem. Gdy otworzyła oczy, nikogo już nie było. Uciekła jak najszybciej do domu.
Tak. To był on. Wilk, który przybył z lasu. Dziewczyna się go bała, a więc nie mógł tam pozostać i wywoływać u niej paniki. Wracając - miał w myślach jej słodki głos, który nucił zasłyszaną przez niego melodię, gdy ta ją nuciła. On nie zaśnie. Nie dziś.
Lodestar również nie zasnęła przez resztę tej nocy. Cały czas miała w głowie karmelowe spojrzenie, które wypalone zostało pod jej powiekami. Uspokoiła się i postanowiła, iż kolejnego wieczoru wróci do parku.
Tak jak postanowiła, tak i też postąpiła. Gdy tylko jej ojciec zasnął - wymknęła się z domu i pobiegła tą samą drogą, co dnia wczorajszego. Co jest dziwne? On również odczuł, że musi się tam zjawić. I tam też się spotkali, jednakże gdy Lodestar spostrzegła go leżącego pod jednym z drzew, wykonała jeden krok w tył, bowiem nie chciała przykuć jego uwagi. Dotarło do niej, że wczorajszej nocy musiała ujrzeć wilka. Oniemiała. Wstrząs.
Ciekawość jednak wzięła nad nią górę, więc zakradła się w jego stronę.
Doskonale wiedział, że się zbliża. Ostrożnie wstał. Chyba stała się bardziej pewna siebie, tak, on to czuje. Jego czarna sierść połyskiwała światłem księżyca. Z jednej strony nie chciał, aby zbliżała się w jego stronę. Z drugiej - czuł, że coś go do niej przyciąga. I uległ. Pozwolił jej być bliżej siebie. Lodestar zrobiła to niepewnie, ale podeszła do Niego. Chociaż wyglądał na groźnego, miała przeczucie, iż musi go dotknąć.
- A więc nie chcesz zrobić mi krzywdy... Masz jakoś na imię? Ach, tak, nie mówisz... O! Nazwę Cię Moonlight. - Ostatnie słowa wyszeptała mu do stojącego bacznie ucha i wtuliła się w jego posturę tak mocno, jak tylko potrafiła. Samotnik odczuł coś, czego od tak dawna nie mógł zaznać. W końcu poznał, czym jest ciepło.
Od tego dnia każdego kolejnego wieczoru widywali się w parku. Oboje się zmienili. Lodestar pokochała chwile, w których mogła położyć się, wtulać się w jego sierść i patrzeć w niebo pełne gwiazd. To ono ich połączyło. To gwiazdy skleciły dwie dusze w jedną. On - wilk, którego serce tkwiło w łańcuchach, wznosił modlitwy do księżyca, ona - nierozumiana dziewczyna chciała odnaleźć się w otchłani. Wilk i człowiek połączeni jednym pragnieniem. Nieprawdopodobne? A jednak tak się stało.
Lodestar czuła się przy nim bezpiecznie. Zawsze nuciła mu do snu tą samą melodię i powtarzała, że nigdy go nie opuści, ani nigdy też o nim nie zapomni.
Cóż... Było to dla niego bezcenne. I chociaż czasem wciąż czuł w swoim sercu łańcuch, to przy niej wszystko stawało się lepsze. Dzięki niej posiadał to, czego nigdy nie miał. Wpływała na to, że dostrzegał sens w walce o życie i chciał to robić dla niej, gdyż wcześniej walczył o dni sam dla swego bytu.
Tak mijał im piękne dni, lecz i ten czas osunął się o ostrze gilotyny. Owszem, to nie jest jedna z tych szczęśliwych historii, choć środek swój taki miała.
Jedna z nocy była nad wyraz niespokojną. Ojciec dziewczyny dostrzegł, iż ta się wymyka i naturalnie ruszył za nią. Nie mógł uwierzyć, gdy zobaczył córkę obejmującą takie stworzenie, którym był Moonlight. Zdenerwowany pod wpływem szoku i adrenaliny, wybiegł w ich stronę i zaczął krzyczeć tak jak to robił zawsze, próbując zabrać ją od niego. Dla Lodestar w tym momencie upadł Za wszelką cenę nie chciała poddać się ojcu. Wilkowi też się to nie podobało. Chciał jej bronić, lecz jego obrona została odebrana jako atak...
Nagle, bum... Strzał. Awantura ucichła. Dziewczyna upadła na ziemię, ale to nie ona została postrzeloną. Jej ociec odebrał jej w ułamku sekundy to, co było dla niej całym światem. Strugi gorzkich łez spływały z jej oczu. Łkała, że go nienawidzi. Zapierała się, nie chciała odsunąć się od wilczego ciała. Błagała, aby powstał, wrzeszczała z całych sił, że to co się stało jest nieprawdą.
Po długim mentalnym umieraniu w sobie jak on, wróciła z ojcem rozstrzęsiona do domu. Zamknęła się w swym pokoju na wiele godzin, które mijały niezwykle długo.
Kiedy jej ojciec chciał z nią o tym porozmawiać, było za późno. Wyważył drzwi do pokoju i zastał tam ciszę. Znalazł jedynie karteczkę ułożoną na parapecie otwartego okna, na której pisało: "Nie zapomnę. Zawsze będę. Gwiazdy są naszym schronieniem."
Spojrzał w dół... Zamarł.
Oboje - Lodestar i Moonlight, który zginął przy jej boku, odzyskali wolność. Dziewczyna tak jak obiecała, została przy nim. Poświęciła dla Niego swe jedyne życie. Kto wie? Być może ich wolne dusze krążą między gwiazdami do dnia dzisiejszego."
- Ta historia została opowiedziana jej przez zmarłą dziewczynkę, którą poznała, gdy przechadzała się wśród ciszy po starym, opuszczonym parku.
Dzień Popamiętny. Rok Zapomniany.
"Zmrok zakradł się cichutko krokiem skrytobójcy nad widnokrąg świata. Lunarny Pan unosi się wysoko na niebie, święcąc w swojej niesamowitej, pełnej, a przy tym dumnej okazałości. Z oddali dochodzą potworne krzyki wywołujące spowicie toksycznym dreszczem; dają początek ziemskiej panice. To tak jakby obedrzeć człowieka z jego własnych ubrań, a kolejno ze skóry, nie zostawiając na jego ciele ani jej najdrobniejszego skrawka. Co jakiś czas słychać skowyt tak głośny, iż przy każdym jego kolejnym nadejściu, odczuwa się łamanie kości od wewnątrz. W powietrzu unosi się zapach siarki splecionej w tańcu z benzyną oraz dodatkiem nuty świeżej krwi. Ludzkiej krwi. Tak, nazwijmy to odorem śmierci, który zwiastuje swą obecnością nieszczęście.
Kolejno - jedno drzewo za drugim uderza o mokrą ziemię, okrytą płaszczem smolistego, gęstego deszczu. Zmęczone sekundy bez ustanku uganiają się za minutami, które z kolei podążają za efemerycznymi godzinami, a przy każdym ich ruchu - jak z ukrycia, wyłaniają się jaskrawe, wypalające oczy błyskawice. Dziś tylko one są widoczne na sklepieniu dwóch światów, które całkowicie pochłonęła ciemność. Oto właśnie nadszedł ten dzień, w którym kula ziemska została odziana w łachman chaosu i zniszczenia.
- Tatusiu! Ale co to znaczy? To znaczy... to znaczy, że my umrzemy i nie będzie już nic? - Przerwała niemalże zduszonym szeptem istotka, której imię nadano Aditi. Jak na swój ośmioletni wiek była mądrą, inteligentną i pełną pasji dziewczynką. Jej oczy nieustannie tliły promyki ciepłego światła, a długiej jasne włosy opadały bezwładnie na jej delikatną, blado-rumianą cerę twarzyczki. Była drobniutka, często nazywana Kruszynką, choć mimo tego żarzył się w jej sercu potężny, olbrzymi ogień.
Mężczyzna odchrząknął, a jego spojrzenie utkwiło w złotych tęczówkach córeczki. W jego głowie kłębiło się teraz wiele myśli. Była tak bardzo podobna do matki, a zarazem jego ukochanej, iż zawsze gdy na nią patrzył jakaś niematerialna siła ściskała mu serce, które tak bardzo ją kochało. Aditi była jego całym światem. Gdyby nie ona, nie widziałby ani krzty sensu w swoim istnieniu. Zawsze, gdy siadała mu na kolanach tak jak teraz, odczuwał, że posiada wszystko to czego zawsze pragnął - rodziny, a fakt, że słuchała jego opowieści sprawiał, że był najszczęśliwszym człowiekiem na świecie."
-Jest to wycinek z jej notatnika, gdzie opisywała sytuację, obserwowanej jej dziewczyny.
Wczoraj to już wczoraj, a dziś jest dniem dzisiejszym
Błądzę pośród maratonu moich dramatycznych wierszy
Milknę w centrum drzew oziębłych lunarnym deszczem
A moje ciało jest spowite tej tragedii dreszczem
Chłodny pot, silny dreszcz, a w sercu adrenalina
Klamka, pytanie, cisza, dajcie - potrzebna kodeina
Krok za krokiem w nieznane, dziecięca nieświadomość
Jego słowa w jej głowie, to już ostatnia wiadomość
Przerażenie, niepewność, dziewczynko, nie przekraczaj progu
Może nie wiesz, lecz za chwilę wyłoni się śmierć zza tego rogu
Nie posłuchałaś, więc patrz - tragik wijący się pod sznurem
I od niegdyś tak beztroskie oczy - do dzisiaj są ponure.
|
|
|