Kartoteka - Vega
Vega - 1 Kwiecień 2014, 21:46 Temat postu: Vega Imię:
Vega, czyli angielska nazwa najjaśniejszej gwiazdy w gwiazdozbiorze lutni. Oryginalna nazwa pochodzi z języka arabskiego i oznacza spadający.
Nazwisko:
Jardine, odziedziczone po ojcu, oznaczające tak właściwie tyle, co ogrodniczka.
Pseudonim:
Ze względu na krótkie imię, raczej nikt nie kusi się o zwracanie się do niej w inny sposób niż Vega. W latach szkolnych rówieśnicy naśmiewali się z niej przez przekręcanie imienia i nazwiska w słowa: „veg-a-jar-dine”, które co prawda nie mają żadnego sensu, jednakże zajadanie się warzywami towarzyszyło jej już od dawnych lat, a na studiach słoiki z jedzeniem od mamy stanowiły jej częsty jadłospis. Oczywiście, nie darzy najmniejszą sympatią tego przydomka i karci wzrokiem każdego, kto go w jej towarzystwie użyje.
Wiek:
28 lat już żyje, choć zdaje się jej, że minęło znacznie mniej.
Rasa:
Człowiek, człowiek i jeszcze raz ludź!
Ranga:
Kolekcjonerka Kości to idealny dla niej tytuł, zważywszy na zamiłowanie do archeologii oraz wymuszone studiowanie medycyny. O ile to pierwsze zawsze było jej pasją, tak do drugiego zmusili ją rodzice, chcący kontynuować lekarską tradycję.
Co więcej, zwykła kolekcjonować kości znalezionych przez siebie szczątków. To zdaje się nie być uzależnieniem, ani nie być jej hobby – to nawet coś więcej niż przeznaczenie – to ONA; to po prostu Vega.
Jednakże, z uwagi na istnienie już kolekcjonerów u Lunatyków oraz potrzebę wyboru zawodu, poproszę o rangę: Bioarcheolog.
Miejsce zamieszkania:
Świat Ludzi. Innych światów nie zna, choć coś tam się dosłuchała o jakimś przejściu i Lustrach...
Moce: -
Umiejętności:
- Skarbonka wiedzy zagnieździła się w jej umyśle i otwarła dla niej wieko, pozwalając ulokować w niej wiedzę z zakresu medycyny oraz archeologii. Wolne miejsce wyłożyła kryminalistyką, choć już nie tak obficie. Te trzy dziedziny nauki niewiele łączy, ale Vega zdaje się być wręcz stworzona do pochłaniania rozmaitej wiedzy.
- Ta Pani detektyw czasem potrafi z kilku dowodów i poszlak dojść jak po nitce do mordercy. Udało jej się to parę razy poświadczyć przez zabłyśnięcie na oczach kolegów z wydziału zabójstw i tyle – więcej się w to nie mieszała. Można powiedzieć, że po prostu ma intuicję do takich spraw i przez domysły zgaduje, gdzie powinna szukać elementów kryminalnej układanki.
- Zdolności manualne pozwalają jej radzić sobie z małymi elementami, zwłaszcza przy wykopaliskach, gdzie musi operować pędzelkiem i szczoteczką, a przy tym sporą uwagę tej żmudnej pracy poświęcać, by niczego nie przysypać, niczego nie zniszczyć.
- Wytrzymałość psychiczna, lecz proszę nie mylić tego z odpornością psychiczną. Potrafi wytrzymać sporo czasu przy książkach, ale z kolei nie daje sobie rady, gdy jej emocje stają się burzliwe za sprawą jakiejś nieciekawej sytuacji. Ciężko jej się przemęczyć od natłoku wiedzy, właściwie to musiałaby nie sypiać, by sobie w ten sposób nagrabić.
- Urodziwości pozazdrościsz! Z natury wygląda ładnie i zadbanie, wygląda na znacznie mniej niż sobie liczy, bo niektórzy jej nawet osiemnastkę dają. To wszystko bez malowania się, bez zbędnego strojenia. Co więcej, nawet gdy pobrudzi się błotem czy też piaskiem, ani na centymetr nie zbliży się wyglądem do brzydkiej wiedźmy - wręcz przeciwnie! Niejeden może się przez to w niej od pierwszego wejrzenia zakochać czy coś…
Charakter:
Vega ma tą tendencje, że stresuje się dość szybko i wówczas ręce latają jej jak głupie, i nie da rady sobie poradzić z rozwiązywanym problemem. Potrzebuje spokoju, opanowania i znajomości sytuacji. Wszelkie nowe doświadczenia prędko ujawniają jej niedoskonałości i sprowadzają ją na manowce. Nie jest osobą, która potrafi pracować pod presją, co potwierdza nerwowym obgryzaniem paznokci. Azylem Vegi jest zacisze laboratorium – miejsce, gdzie nic i nikt „nie ma prawa” zamącić jej spokoju.
Jest cierpliwa, choć nie w pełnym tego słowa znaczeniu. Gdy wszystko dzieje się znanym jej torem zdarzeń, może pędzelkiem bezskutecznie gmerać w ziemi i całą dobę, ale gdy tylko stanie w obliczu niecodziennych komplikacji, jej cierpliwość gaśnie jak zapałka na wietrze i po prostu potrzebne jest wiadro lodowatej wody, by móc ją ugasić. A gdy zniszczeniu ulegnie jej ciężka praca… Nie podchodzić, nie patrzeć… nic nie wolno, a psik! Choć zdaje się to być jednak potrzebne, bo nie raz pokazała, że z furii potrafi się pokaleczyć.
Niezdarność, to kolejna wada, która jednak sukcesywnie unika tego, co Vega robi najlepiej. Się potknie na prostej drodze o byle powietrze; przy krojeniu cebuli przetnie palca; czasem coś przypali… Przypali nie tylko na gazie kuchenki, ale i żelazko na przykład. Jej niezdarność ma wiele twarzy.
Dla znających ją osób jest praktycznie nieobecna. Na studiach wielki kujon, za młodu nigdy nie wychodząca z koleżankami na miasto. Samotnik, który całe życie pracował na swoją pasję, na kości. Jej kontakty w telefonie to w dziewięćdziesięciu procentach numery służbowe, a reszta to stan konta i dosłownie kilka koleżanek ze studiów, które zwykły nie dawać jej spokoju i wyciągać co jakiś czas na miasto.
Kości wiele w jej życiu znaczą, a ona sama nie jest w stanie stwierdzić od czego się to zaczęło i dlaczego tak jest. Po prostu stało się. Bywa, że ma potrzebę zabrać kość, najlepiej całą, ze szczątków które odkopała bądź aktualnie bada. Chęć tym większą, czym okaz jest ciekawszy z archeologicznego punktu widzenia. Nie interesuje ją, że jest to nieładne, niezgodne z etyką – gdy nadarzy się okazja, to po prostu po cichu weźmie do swojej kolekcji kolejny przedmiot. Schowa do woreczka z karteczką wskazującą miejsce i datę odkopania i zaaplikuje do gamy szuflad, w których te trofea przetrzymuje. I zdaje się, że nie ma siły, która jej tego zabroni i nie ma takiego okazu, z którego cząstki dla siebie nie zabierze.
Lubi też chować zmarłych na pobliskich cmentarzach. Tak, zawód grabarz – ubiera się w czarne łachmany, zakrywa twarz kapturem i kopie doły. Dlaczego to czyni? Otóż potrzebuje co jakiś czas oderwać się od przesadnej pielęgnacji miejsca wykopalisk – pomachanie łopatą na cmentarzu to dla niej forma relaksu – względnie ciężki sprzęt, którego bycie operatorem ją uspokaja.
Ma pewien rodzaj fetyszu do dotykania wystających kości u innych. Mogą to być czyjeś zwłoki, jak i facet z którym jest na randce. Nie jest to żaden rodzaj zboczenia seksualnego – po prostu taki dryg w rękach, takie ubarwienie zawodowe. Jeśli więc poczujesz czyjś dotyk na ramieniu, masujący kość zamiast mięśni, będziesz wiedział, że to jest urocza Pani Vega, którą być może zaprosiłeś na drinka, bądź do przyszłaś pogadać o babskich sprawach.
To wszystko powyższe sprawia, że osobowość Vegi jest nieco zdeformowana, podatna na zachodzące szybko zmiany, które równie szybko mogą zostać odwrócone, zapewniając dynamiczność jej postawie i nie pozwalając poznać jej przy zaledwie kilku spotkaniach. Takich spotkań potrzeba więcej, ale znów nie każdy jest w stanie z nią tyle wytrzymać, a też i poza służbowymi, innych mało co miewa. Ale wielce prawdopodobne, że po pierwszym spotkaniu, jej twarzy się już nie zapomni…
Wygląd zewnętrzny:
Jest niskiego wzrostu, bo sięgającego sześćdziesiątego drugiego centymetra na drugiej setce miary. Przywykła do patrzenia na większość społeczeństwa z dołu, bo i, co więcej, w obcasach zwyczajnie nie potrafi i nie chce chodzić, to też czasem ciężko ją dostrzec, zwłaszcza pochyloną nad odkrywanym właśnie szkieletem bądź czytaną książką. Jest też szczupła, przez co jej drobna postura znika niemal w jej własnym cieniu. Lubi jednak swoje kształty, szczególnie zadowolona jest ze swoich bioder, które nie wystają i jednocześnie zachowują kobiecą szerokość.
Wspomnianą skarbonkę wiedzy zakrywają różowe włosy z bardzo lekkimi prześwitami jasnego blond, sięgające jej do ramion, zaczesane zazwyczaj po skosie i ułożone w spiczaste kolce po prawej stornie oraz w luźne, dłuższe i falowane kosmyki po lewej. Jej oczy są szarego koloru, aczkolwiek czasami przebarwiają się w zamglony błękit. Nad nimi góruje szereg gęstych rzęs, dodających im zmysłowości i głębi. Posiada wąskie usta, w barwie delikatnie dojrzewających malin, które bardzo rzadko się wykrzywiają w jakąkolwiek formę. Jej cera jest nadal gładka, wręcz dziewczęca, i nie jeden daje jej maksymalnie dwadzieścia pięć lat, a pracodawcy nie dowierzają, że osoba przed nimi zasiadająca kończy drugi doktorat i jeszcze miała czas na pełnoetatową pracę.
Od lat upiera się przy jednej fryzurze, nie zamierzając jej w ogóle zmieniać. Nie maluje się, bo nie ma na to czasu i chęci. Woli poczytać kilkanaście stron książki więcej niż zaglądać do łazienki w drugorzędnych potrzebach, które i tak są jej niepotrzebne.
Nie cierpi zakładać sukienek ani innych typowo damskich części garderoby. Zwykła nosić spodnie, koszulki i koszule, czasami pozwalając sobie na wybryk i zabranie czegoś ze specjalnej półki. Tyczy się to zwykle oficjalnego spotkania na których wie, że nie wypada jej paradować w spodniach. Chyba, że w czarnych, na kant zaprasowanych.
Krótka historia:
Jakby się nie próbowało opowiadać, ciężko jest dotrzeć z własnym obrazem do odbiorcy. Często to, co się widzi, to tylko cienie na ścianach jaskini, pośrodku której płonie ognisko, a wokoło siedzą czytelnicy, zwróceni plecami do siebie i plecami do ogniska. Niekiedy ktoś się obróci i dojrzy to, co narrator chce przekazać - dojrzy trójwymiarowe, tańcujące płomienie, zamiast płaskiej czerni na ścianie, jakże podobnej do słów drukowanych na kartce.
Nawet nie wiecie, jak bardzo to porównanie pasuje do rodziców Vegi, którzy nie potrafili spojrzeć tam, gdzie powinni - zwykle widzieli cienie swojej córki. Dwójka bogatych rodziców potrafi napsuć dziewczynie życie, ale niekoniecznie zmarnować. Nie pozwolą zająć się swoimi zachciankami - będą ją wozić szoferem wedle z góry przez nich ustalonej ścieżki życia. Na co dzień zajęci pracą, nie mieli czasu zadbać o rodzinne dobro, wypływające od serca w sposób czynny, a nie tylko bierny w tej luksusowej willi. Wysłana do prywatnej szkoły, zajmowała się tym co musiała, po cichu przemycając źródła wiedzy o dinozaurach. Tak, jeszcze za dziewczynki o dwóch warkoczach i szkolnego mundurka wykazywała zainteresowanie daleką przeszłością, prehistorią, które starała się ukryć przed każdym zbyt ciekawskim wzrokiem. Niestety, prawda wyszła na jaw po kilkunastu tygodniach. Dla rodziców stratą czasu było spędzanie go nad jakimiś bajkami, teoriami o czymś, co nie wróci, co wyginęło. Jeszcze gdy była w drewnianej kołysance, miała zapisane na jednym z kont bankowych pieniądze na liceum ukierunkowane na biologię, a dalej na studia medyczne. Żadne inne kierunki, byle tylko kolejny lekarz podpisywał kartę pacjenta nazwiskiem Jardine.
Wiem, straszę teraz oklepanym schematem bogatych dzieci, którym rodzice robią wszystko na przekór. Ale naprawdę tak było, pamiętniku!!
Zabraniali wszystkiego, co uznawali za zbyteczne, przy tym chyba zapominając, że sami mieli rozrywkowe życie. Nie mogłam przyprowadzić chłopaka; nie wolno było się włóczyć po byle restauracjach; nie korzystać z komunikacji miejskiej, tylko szofera zamawiać… No tak, jedna, jedyna córka i oślepienie akcjami na giełdzie, to i czułość i opiekuńczość stają się tylko synonimami opłacania nauk i dbania o zdrowie!
Nie żebym ich jakoś nienawidziła, ba Przecież ich lubię, w sumie to bardzo, ale w sumie cieszę się, że w końcu zdołałam się usamodzielnić i to za ich zgodą! Oczywiście, odwiedzać kochaną córkę muszą… Ale – znów – częściej przez pośredniczących służących niż osobiście składać wizyty.
Ale i tak dobrze jest mieć rodziców.
Po szkole średniej zaczęły się studia medyczne, a w wolnym czasie spotykałam się z ludźmi z kręgu archeologii, uczestniczyłam w otwartych wykładach, dyskusjach i prywatnych spotkaniach. W tej ogromnej gałęzi nauki skupiałam się głównie na badaniu szczątków roślinnych i zwierzęcych, a także ludzkich, czyli po prostu na bioarcheologii. Ale także poznawanie najstarszych kultur było częścią mojej nauki. Nie starałam się zaś nad dodatkowymi kursami medycyny w czasie studiów – wystarczyło mi odbębnić to, co musiałam, bo robiłam to tylko dlatego, by rodzice byli zadowoleni. Po uzyskaniu papierka potwierdzającego wiedzę lekarską, głównie ukierunkowaną na kardiologię i ortopedię, zdołałam usadowić się, po wielu próbach i z pomocą rodziców, na medycynie sądowej. Pozwoliło mi to być bliżej zwłok, bliżej kości. Ustalone godziny pracy na popołudniowe i nocne, pozwoliły mieć wolne dni na pogłębianie wiedzy z drugiego kierunku studiów. I muszę w końcu zająć się dokończeniem tej pracy doktoranckiej.
I szkoda, że to powyższe, to tylko pojedyncze myśli, głównie mówione w przypływie złości, wypowiedziane przez nią na przestrzeni kilku tygodni, które wyłapałam i zapisałam w sobie. I tym oto sposobem streściłam wam jej żywot, a teraz idę już go dalej wspomagać.
Podpisano: kości Vegi.
Anonymous - 4 Kwiecień 2014, 18:03
Akceptuję i życzę miłej gry. Kolor dostaniesz później. A i napisz mi, który z poniższych przedmiotów chcesz:
- Bursztynowy Kompas
- Blaszka Zamartwienia
- Rubinowe Serce
- Czarodziejska Wstęga
|
|
|