Archiwum X - Historia Blair Lavelle
Anonymous - 20 Kwiecień 2014, 19:50 Temat postu: Historia Blair Lavelle
Otworzyłem notes, który od niej dostałem. Na okładce widniał tytuł – „Historia Blair Lavelle”. Zacząłem czytać, to co dla mnie napisała.
Mój żywot nie jest zbyt ciekawy. Ba, powiedziałabym nawet, że ani trochę. Przyrzekłam sobie jednak, że w dniu naszego ostatniego spotkania Ci go opiszę, aż do dnia dzisiejszego. Mimo, że nigdy się już nie zobaczymy, uzupełnisz informacje, których o mnie nie wiedziałeś. Ostrzegam też, że nie jest to przyjemna historyjka, pełna miłości i przyjaźni. Jednak obietnica to obietnica. Zapraszam Cię do lektury.
Urodziłam się 21 marca, w pierwszy dzień wiosny, już 21 lat temu. Słabo pamiętam dzieciństwo, więc chyba nie było przepełnione niczym ciekawym. Czas spędzałam głównie na siedzeniu w swoim pokoju i grze na pianinie, rysowaniu, czytaniu i ćwiczeniu walki bronią białą. Typowe czynności, żeby się nie nudzić. Nie miałam żadnych znajomych, żadnych koleżanek, o przyjaciółce nie wspomnę. Byłam samotna, wśród czterech ścian mojego pokoju. I smutna, co się nie zmieniło po dziś dzień. Spytasz pewnie - co z rodziną? Matka zginęła, kiedy miałam 3 latka, ojciec odszedł po moich narodzinach. Nie znam go i pewnie nigdy nie poznam, z czego się cieszę. Nie wiem kim był, nawet jak miał na imię. Znam tylko nazwisko, które po nim odziedziczyłam - Lavelle. Rodzeństwa nie miałam, tak przynajmniej mi się wydawało, aż do pewnego dnia, ale o tym później. Za to mama… jej także nie pamiętam. Mam jedno wspomnienie, związane z nią. Siedzimy na łące pełnej kwiatów, obie się śmiejemy. To jednak nie trwało długo. Po jej śmierci, wywołaną chorobą, zamieszkałam z ciotką… zaraz, jak ona się nazywała? Ach tak, ciotką Smith. Starałam się zapomnieć jej nazwisko, wszystko z nią. Była kobietą bez uczuć, chyba że liczymy nienawiść. Zaopiekowała się mną, tylko z powodu przymusu. Miała też nadzieje, że jak dorosnę i zacznę pracować, dostanie ode mnie pieniądze. Śmieszne, doprawdy. Niestety, musiałam z nią żyć aż do moich 16 urodzin. Wtedy wszystko się zmieniło.
Nigdy nie świętowałam tego dnia szczególnie, ciotka w ogóle się tym nie przejmowała. Najczęściej symbolicznie kupowałam jakieś małe ciastko w piekarni obok domu, wbijałam świeczkę, zapalałam i zdmuchując myślałam życzenie. Mogę je tu napisać, gdyż się spełniło. Co ja bym dała, żeby było inaczej! Brzmiało: Zabierzcie mnie stąd. Z tego świata.
Tego samego dnia wybrałam się na spacer do pobliskiego parku. Urocze miejsce, choć ledwo je pamiętam. Szłam alejkami, ale czułam się nieswojo. Jakby ktoś mnie obserwował, strasznie nieprzyjemne uczucie. Moje podejrzenia się sprawdziły - po kilku minutach podszedł do mnie przystojny młodzieniec. Nie znałam go, moje oczy ujrzały jego twarz po raz pierwszy. Stwierdziłam, że jeśli chodzi o cechy wyglądu jest całkiem podobny do mnie. Miał czarne włosy i oczy, był dość wysoki, jego rysy twarzy przypominały moje. Przywitał się, po czym spytał, jak trafi na dworzec. Miłym głosem odparłam, że mogę go tam zaprowadzić. Uśmiechnął się.
- Chętnie - powiedział. - A więc prowadź.
Postanowiłam pójść na skróty, przez dość ciemne zaułki miasta. Nagle poczułam mocny ból w głowie. Rozejrzałam się po okolicy i zauważyłam, że chłopak trzyma w dłoni jakiś ciężki kamień. Po chwili zrobiło mi się ciemno przed oczami.
Obudziłam się. Mało pamiętam z tamtej chwili, jedynie silny ból i fakt, że znajdowałam się w jakimś ciemnym zaułku, wypełnionym czarną mgłą. Ręce i nogi miałam związane, tak że nie mogłam nimi ruszyć. Nagle z mgły wyłonił się chłopak, ten którego miałam zaprowadzić na dworzec. Teraz z jego pleców wyrastały duże, nietoperze skrzydła, co strasznie mnie zdziwiło. Czy to makieta, czy o co chodzi? Podszedł do mnie, odgarnął włosy z twarzy.
- Witaj, siostrzyczko - wyszeptał do mojego ucha.
Na te słowa zamarłam. Czy on sobie żartuje?! Byłam jedynaczką! Ale jego podobieństwo do mnie wydało się podejrzane. Zupełnie nie wiedziałam, o co chodzi. I gdzie ja jestem? Nie kojarzyłam tych okolic, wyglądały dość mrocznie. Już chciałam otwierać usta, żeby spytać, co jest grane, kiedy on przemówił.
- Z góry odpowiem na twoje wszystkie pytania, które sobie zadajesz - zapowiedział. - A więc, zacznijmy od początku. Nie wiedziałaś że masz brata, prawda? Ja widziałem cię tylko raz, po twoich narodzinach. Byłaś słodkim dzieckiem, od pierwszych chwil cię pokochałem. Nie było mi to jednak dane. Tego samego dnia, ojciec oznajmił, że wyjeżdża. Odparłem, że dobrze, ale ja zostanę z resztą rodziną. Nie przepadałem za tym facetem, wolałem nadal mieszkać z tobą i mamą. On jednak uderzył mnie czymś i wywiózł. Oprzytomniałem w jakimś dziwnym domu. Okazało się, że on tak naprawdę nie był człowiekiem. To zupełnie inna historia, ale oznajmił mi, że znajdujemy się w krainie po drugiej stronie lustra. Zaśmiałem się, a wtedy on kazał mi wyjść. Wyrzucił mnie na ulicę, po prostu. Były to mroczne zaułki, czyli miejsce, gdzie znajdujemy się teraz. Ta mgła wydała mi się dziwna. Po kilku dniach zmieniłem się. Zaczęły mi rosnąć nietoperze skrzydła. Wtedy przyrzekłem sobie, że odnajdę cię i ty też staniesz się opętańcem, dotknie cię anielska klątwa. A później, zobaczymy. No i się stało.
Siedziałam zadziwiona, z otwartymi ustami patrząc się na niego. Brzmiało jak jedno wielkie kłamstwo, ale ton miał wiarygodny. Próbowałam rozerwać więzy, uciec. Jeśli mówił prawdę, z moich pleców miały wyrosnąć skrzydła. Miałam zostać… jak to szło? Ach tak, opętańcem. Po swojej przemowie, brat, o ile naprawdę nim był, odszedł.
Następnego dnia zaczęłam czuć mocny ból w plecach. Chłopak nie wypuścił mnie nadal, więc siedziałam tam jeszcze 3 dni. Po nich, miałam już pokaźne, nietoperze skrzydła. Wypuścił mnie, a ja skorzystałam z okazji. Próbowałam go uderzyć, zabić, za to, co zrobił własnej siostrze. On jednak zamienił się w mgłę i zwiał. Po prostu. A ja, zostałam tam, bezbronna.
Jako że braciszek mnie niczym nie karmił, byłam strasznie głodna. Postanowiłam pójść gdzieś, znaleźć pomoc, gdziekolwiek się znajdowałam. Szłam przed siebie, aż wpadłam na pewną osobę. Na Ciebie .
Co było dalej, wiesz, lecz mimo tego to opiszę. Jakbyś zapomniał, a zostanie ci pamiątka na całe życie.
Odbyliśmy krótką rozmowę, wymieniliśmy się swoimi danymi. Dowiedziałam się, że ty też nie jesteś człowiekiem. Wyszedłeś z krainy snów, byłeś czyimś sennym wyobrażeniem. A jeśli chcemy być dokładni, wyrzucili cię stamtąd. Byłeś zapomniany. Szukałeś przyjaciół już od kilku miesięcy, nadal nie mogłeś ich jednak znaleźć. Przedstawiłeś mi się jako Pan Bezimienny. Nikt nie zadał sobie trudu, żeby Cię nazwać. Bardzo zasmucił mnie twój los, mimo że mój też nie był fantastyczny. W przeciwieństwie do mnie, miałeś dom w tej krainie. Znalazłeś jakiś na uboczach i zamieszkałeś tam, nie patrząc na jego zaniedbanie. Zaoferowałeś mi pomoc, żebym z Tobą zamieszkała. Przyjęłam ją, nie mając lepszego pomysłu co z sobą zrobić.
Lata mijały, a nasza przyjaźń pogłębiała się. Dzięki mnie, miałeś kogoś bliskiego. Nie byłeś już sam i porzucony. Ja nauczyłam się żyć w krainie luster, wspierałeś mnie. Mimo, że miałam Ciebie, nie czułam się w pełni szczęśliwa. Często miałam smutne myśli, co by było, gdyby coś ci się stało. Gdybyś nagle zniknął. Nie wytrzymywałam. Stwierdziłam, że jest jedyna opcja. Że pewnie w końcu i tak cię stracę, a żeby do tego nie doszło, odejdę sama. Do tego, z moją psychiką było coraz gorzej. Miałam chwilę, kiedy przestałam tracić kontrolę. Bałam się, że Cię zaatakuje. Skrzywdzę.
Z łzami w oczach, podeszłam do Ciebie. Miałam w ręku małą torbę z moimi rzeczami. Przytuliłam Cię na pożegnanie, dałam Ci ten notes. I odeszłam.
Dotarłem do ostatniej kartki. Myślałem, że to już koniec, ale na okładce widniało jeszcze kilka słów.
Panie Bezimienny, wiedz, że cię kocham. Wiedz, że cię uwielbiam. I że musiałam cię opuścić, ale tak naprawdę gdzieś w głębi serca wierzę, że kiedyś się zobaczymy. Obiecałam sobie, że niedługo do ciebie napiszę. Żegnaj.
Blair Lavelle.
Zamknąłem notes ze łzami w oczach.
Rok później na ganku mojego domku odnalazłem niedużą kopertę, zaadresowaną do mnie. Nie miałem nikogo, więc zdziwiłem się, od kogo pochodzi. Okazało się, że to list od niej. Od Blair.
Drogi Bezimienny,
Wiedz, że mam się całkiem dobrze. Nie, co ja gadam. Mam się cholernie źle. Tęsknię za Tobą, ale wiem że dobrze zrobiłam. Ostatnio mam myśli samobójcze, głównie przez to, że zaatakowałam pewną dziewczynę. Szłam ulicą i nagle poczułam, że muszę ją zabić. Wyjęłam sztylet, wbiłam jej go w serce. Nie wiem, czemu to zrobiłam. Czuję się źle. Czuję, że wariuje. Płaczę na myśl, że mogłam to zrobić Tobie. Dobrze, że cię opuściłam. Jestem osobą, z której anielska klątwa zrobiła potwora. Nie mam uczuć, mimo, że chciałam je posiadać. Wiem, że próbowałeś coś z tym zrobić, ale Ty także miałeś problemy. Potrzebuję najlepszego psychiatry po tej stronie lustra, ale takiego nie znalazłam. Nie powinnam tego wszystkiego pisać, żebyś się nie martwił. Nie potrafię. Mam nadzieję, że z tobą jest lepiej. Jeśli chodzi o moje życie, mieszkam w jakiejś ruderze. Przynajmniej sama, nikogo nie skrzywdzę. Mam pianino, mam jedzenie. Pod tym, względem, mam się dobrze.
Twój Nietoperz
|
|
|