To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Archiwum X - Czarna próżnia

Anonymous - 18 Czerwiec 2014, 18:32
Temat postu: Czarna próżnia
Wciąż padało. Małe krople delikatnie stukotały o metalowoszklane róże, które doprowadzały go wręcz do szału. Od kilku dni nie wichodził z domu i dokładnie tyle czasu minęlo odkąd czarna próżnia zawędrowała na kryształowe pustkowie. Taka wymówka wystarczyła, aby nie wystawiać nogi za próg miejsca zwanego domem. A wyglądał on bardziej jak czarna dziura, którejnikt nie chce odwiedzać. Zrobiona jedynie z wirującej materii, jaką zbierała w momencie przemieszczania, nie powiększając się jednak z pewnych względów.
Wstał z kanapy i machnął dłonią, a ściany utworzonego pomieszczenia przesunęly sie do tyłu, wciągając do środka kwiaty. Zrobiło sie nieco ciszej, co sprawiło mu małą przyjemność, pozwalając zatopić sie we własnych myślach. Dlaczego musiał zaplątać się akurat nad pustkowie, gdzie nawet nie miał co upolować. Jego postura przypominala wygłodniałego psa. Musiał w końcu coś upolować, a żołądek i nadpobudliwość nie dawały mu o tym zapomnieć. Pstryknął kilka razy palcami, a jego dom przybrał kształt domu, delikatnie owiany mgłą. Nie mógł nic więcej zrobić. Zostało tylko czekanie na ofiarę.

Anonymous - 18 Czerwiec 2014, 21:52

...Merkuriusz późnym popołudniem przechadzał się po pustowiach, wędrując kilka metrów ponad ziemią po cieniutkiej warstwie błękitnego luksynu. Padało już od dłuższego czasu, ale nie przejmował się tym. Lubił deszcz, delikatnie muskający go po głowie i ramionach. Nagle czarny obłok, obok którego przechodził, pochłonął kilka kwiatów, po czym uformował się w coś na kształt domu, nadal otoczonego lekką mgiełką. Zaintrygowało go nowe znalezisko, więc podszedł bliżej, porzucając świetlistą ścieżkę. Zapukał. A raczej chciał zapukać, bo drzwi otwarły się delikatnie na widmowych zawiasach. Wszedł do środka, odruchowo rozszerzając źrenice tak, by bez problemu widzieć w mroku. W środku była tylko jedna osoba, siedząca na kanapie. - Witam, nazywam się Merkuriusz. A Pan? - Zapytał...
Anonymous - 18 Czerwiec 2014, 22:12

Z niecierpliwością, jak gdyby ktoś mialby sie zapędzać bezmyślnie w te strony, przechadzał się po pomieszczeniu, starając się nie nadepnąć ani jednej ze swych podopiecznych, jak czasem zwykł mawiać na róże. Czasem bywało, że te martwe kwiaty podlewał i pielęgnował jakby szkło i nierdzewny metal tego potrzebowały. Tak było lepiej, bo odkąd został zupełnie sam, to one dotrzymywały mu towarzystwa. To on nadał im kształt, każdej zupelnie unikatowy, jak i charakter.
Po godzinie oczekiwań usłyszał cichy zgrzyt starych drzwi. Najwyraźnjej jego twór wydawał się bardzo pociągający, jak kolory i zapach dla owadów. A może... ktoś potrzebował pomocy? Trudno. Był na tyle głodny, że zadowoliłby się nawet ranną zwierzyną. Gorzej jeśli to szklany człowiek, albo marionetka. Żadnie z nich pożywienie. Z czeluści wyłaniając się, drzwi połączyły się z pokojem. Zerknął w tamtą stronę, kto był na tyle odważny, aby zagościć w jego progach. A kiedy wyłonił się młody chłopak, Czterdzieści Cztery uraczył go drobnym uśmiechem. Tamten sie odezwał. Dinistrio prawie klasnął w dłonie. Czego jeszcze mógł oczekiwać. Był tak cholernie niewinny, jakby zupełnie nie spodziewał się, że coś może grozić mu w tym miejscu.
- Witaj - powiedział tak cicho, że ledwo można było go usłyszeć.
Co go tam obchodziło jak nazywa się ofiara, a tym bardziej ona nie powinna znać jego. Zresztą, i tak nie uwierzyłaby że jego nazwa to cyfra. W jednej ze ścian pojawiła się luka, odsłaniająca labirynt, a on powędrował w jej kierunku i swobodnie szedł do przodu, przechodząc przez mur. Miał nadzieję, że chłopak ma ochotę na małą partyjkę gry logicznej.

Anonymous - 18 Czerwiec 2014, 22:26

Mężczyzna uśmiechnął się i niemalże w tej samej chwili ściana obok niego otwarła się. Merkur zaciekawiony szybko spojrzał na labirynt i najdelikatniej jak umiał oznaczył nieznajomego powoli ulatniającą się smużką parylu, właściwie chyba tylko do tego naprawdę przydawał się ten kolor. Mając nadzieję, że tamten niczego nie zauważy utkał długą, cienką linkę z nadfioletu, przyczepiając jeden z końców do drzwi wejściowych. - Zabawmy się. - Szepnął do siebie z łobuzerskim uśmieszkiem na twarzy, wchodząc za mężczyzną do labiryntu.
Noritoshi - 19 Czerwiec 2014, 00:35



Kryształy wabią nie tylko z racji legend o ukrytym między nimi skarbie. Wabią także i padlinożerców, bowiem nie ma dnia by ktoś nie rozciął się do krwi, choćby w drobną ranę, na tych kolcach, w które to owe pustkowie opiewa w całe mnóstwo.
Stado wygłodniałych malutkich zwierzątek chmara nacierało kilkadziesiąt metrów od domostwa Pana Czterdzieści i Cztery. Było ich ze sześćdziesiąt sztuk, a każda z nich o tym samym, wygłodniałym pysku i o tych samych, skocznych kończynach. Przemierzały teren nie po gruncie, a skacząc od jednej gałęzi kryształu do drugiej. Jako malutkie stworzonka były bardzo zwinne i z łatwością umykały groźbom rozcięcia się na ostrych krawędziach tych błyszczących posagów. Ich ostre, szponiaste pazury ścierały się o fakturę kolców, tworząc przy tym świszczący hałas, bez problemu docierający do uszu dwójki lokatorów w pobliskiej budowli. Towarzyszyły temu bojowe okrzyki owych stworzonek. Dom trochę po łuku zabierały, ale zajmie im to trochę, nim oddalą się ku dalszym częściom pustkowia, bowiem nie mają szaleńczego tempa. Jedno jest pewne, a właściwie dwie rzeczy: Te pokucie są głodne. I mają ze sobą cenną przekąskę nie tylko z ich punktu widzenia, ale i cenną na czarnym rynku z pewnych, na ten moment tajemniczych, względów. Zatem, zignorować czy nie zignorować? Oto jest pytanie!

Anonymous - 19 Czerwiec 2014, 07:15

Na tak specjalną okazję, jaką miało być to dziwne i oczywiście zupełnie niespodziewane spotkanie, postanowił wymyślić coś wyjątkowego. Utrzymać ofiarę w nadziei, że gdzieś tam uda jej się wyjść, a potem brutalnie złamać jego duszę, aby na koniec poskładać ją na nowo, jak u dawnych radzieckich mistrzów tego fachu. Pewnie nawet Czterdzieści Cztery im nie dorównywał, ale czy to miało być jakąś przeszkodą?
Poruszał się zupełnie swobodnie. Czego miał się bać? Wszystko działało się na jego komendę. Co więcej! Najmniejsza cząsteczka materii czekała jedynie na jego uwagę, aby kierowana przez jego wolę, utworzyć coś nowego, wręcz niesamowitego w swej istocie. Ściany labiryntu przybrały kolor ostro żółty. A gdy oddalił się wystarczająco, pod nogi gościa spadła mała kartka. Wszystko było już zaplanowane. Grę czas rozpocząć.
Cichy szmer dobiegł do jego uszu. Zupełnie irytujący, psując mu zabawę dźwiękami nie z jego małego świata fanaberii. A może to i dobrze... będą przypominać chłopakowi o krainie luster, dajac nadzieję, że skoro je słychać, gdzieś tam można się wydostać. Jednak z chwili na chwilę dzięk stawał się coraz bardziej uciążliwy, irytujący... wszystko zniknęło, tworząc czarna przestrzeń. Jeszcze go zaciągnie so zabawy, a tym razem czas się uporać z tym czymś.
Od chłopaka dzieliło go zaledwie kilka kroków.
- Wybierz sobie broń. Czas się ich pozbyć. Tu wrócimy potem.

Anonymous - 19 Czerwiec 2014, 09:06

- Ehh, no dobrze, możemy dokończyć zabawę później. - Powiedział krzesząc okrągły pojemnik z nadfioletu. Wcześniej, gdy ściany zabarwiły się na żółto, zebrał odrobinę, i napełnił skorupę płynnym światłem. Cisnął prowizorycznym granatem błyskowym przez wciąż otwarte drzwi wprost w tę niewielką armię. - To powinno ich na chwilę zatrzymać. - Wyszczerzył zęby w stronę długowłosego mężczyzny. - Nie ptrzebuję twojej broni. - Zadrwił, zakładając czerwone okulary i chowając karteczkę do kieszeni.
Noritoshi - 19 Czerwiec 2014, 11:17

Cytat:
morzemy dokończyć zabawę później.

moŻemy!


Pragnąłbym zauważyć, że nadzwyczaj bezproblemowo Wasze postacie traktują owe zagrożenie, którego nie znają przecież w żadnym stopniu, bo pokucie to nowość. I nie o charakter Waszych postaci mi się tu rozchodzi, a bardziej o informacje zawarte w postach.

Nie miały złych intencji - nacierały w jednoznacznie przez siebie ustalonym kierunku. Nagle płynne światło oślepiło część z nich. Poczęły zatrzymywać się, trzymając się struktury kryształów. Odwracały głowy w przeciwną stronę, wydając dźwięki irytacji. Ich mowa, wymieniana między sobą w małpich okrzykach, była spójna - zagrożenie im się trafiło i muszą je zlikwidować.

(Tutaj raczę nadmienić, że jako iż domy mają być omijane przez MG w kwestii ataków pokuciów, nie zamierzałem pierwszy atakować. Ale że Wy uczyniliście od razu, bez rozeznania w sytuacji, swoimi postaciami wrogie działania, to ten zapis staje się w tym wypadku nieaktualny.)

Gdy błysk zaczął blednieć, skierowały swe pyski w kierunku czarnej przestrzeni, pośród której dwójka osobników była interpretowana jako agresorzy. Rozdzieliły się na dwie grupy i ruszyły stronami, po łukach, prosto we wrogów. Jednakże z każdą sekunda zwalniały, wyczuwając, ze coś jest nie tak. Ta przestrzeń była dla nich niesmaczna i zatrzymały się tuż przed nią, szczerząc ostre zębiska do dwójki rosłych mężczyzn.

Anonymous - 21 Czerwiec 2014, 12:16

Czy ja wiem. Jest czynnik irytujący i trzeba go wyeliminować. Np. Ktoś w bloku wytwarza hałas o 3 nad ranem, a muisz rano wstaç i zdać jakiś tam test. Czy będziesz się zastanawiał, czy tamten sąsiad ma czasem w domu karabin lub piłę łańcuchową? Czas po prostu zakończyć jego działania. I tak, czytałem ale mi to zupełnie nie przeszkadza. Mieliby... zdemolować wiszącą w powietrzu materię?

- Jak tam sobie chcesz - prychnął Czterdzieści Cztery. Nie był typem stworzenia, które nagle zaczyna darzyć współczuciem nieznajome osoby i rozdaje im wszystko o co go poproszą. Wolał jednak podarować chłopakowi jakiś miecz i niech sobie tam wojuje, nie wchodząc mu pod nogi i przeszkadzając tym na linii ataku.
Pokraczne potwory stały w jednym miejscu, wciąż wydając z siebie te dziwne dźwięki. Czterdzieści Cztery przyglądał się im orzez chwilę. Był zupełnie przekonany, że nikt ich nie stworzył jako nową rasę, a raczej ślepy los sprawił, że zaczęły istnieć, ciesząc się swoim nowym życiem. I choć całej czterdziestce dziewiątce wpojono, że są jedynie śmieciami, które nie zasługują nawet na godną śmierć, ani by nawet całować buty członkom stowarzyszenia pod przewodnictwem von Loewenwolda, poczuł się znacznie lepszy od tego co otoczyło jego dom. Zupełnie chaotyczne, potrafiące zaledwie porozumiewać się między sobą. I nawet nie piękne, a paskudne w swej asymetryczności i destrukcyjnych pobudkach. Zupełnie przypadkowe. I przez te wszystkie lata nauki zrozumiał, jak pało warty jest żywot, nie trzymając się go ze wszystkich sił, jak one. A przede wszystkim Czterdzieści Cztery miał swego stwórcę i nadano mu cel swego marnego życia. Więc tańczył w swej destrukcji, kłaniając się z uznaniem śmierci, która jak cień wciąż kroczyła za nim, jak cichy pomocnik. I prawdziwym cudem było, że jeszcze trzymał się życia. Zamknął oczy, a przez jego ciało przepływała energia, docierając do najdalszych cząstek jego ciała. O ironio! Jak bezbronne musiały być te stworzenia i całkowicie zagubione, bez możliwości tworzenia ogromnych strategii. Nie mogły pojawić się w gorszym miejscu. Wystarczyłaby zaledwie chwila, aby dał się ponieść irytacji, a potem na pohybel, na śmierć i życie! Zabić, zabić ich wszystkich, niosąc czarne żniwo! Ale nie. Już go nie irytowały. Stały się ciekawe. Machnął dłonią, pozbawiając miejsca gdzie się znajdowały grawitacji. Kilka z nich zdążyło odskoczyć pozostając wolnymi. Czterdzieści cztery starannie przygotował sobie klatkę, poczym powoli zaczął zbliżać się do trzymających się ziemi pokrak.

Anonymous - 21 Czerwiec 2014, 17:06

Większość tych małych, pokracznych stworków w dziwaczny sposób zaczęła się unosić ponad ostrymi kryształami. Merkuriusz zrozumiał, że osoba, z której chciał sobie zadrwić była o wiele potężniejsza, niż mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka. Mimo to nie zawachał się, spryskując pozostałe istotki czerwoną mazią. Zaraz po tym wykrzesał z podczerwieni ogniowy kryształ, który pomknął w stronę świetlistej pułapki momentalnie zajmującej się ogniem. Wszystkie małpopodobne stworzenia, które nie były uwięzione w powietrzu niemal doszczętnie spłonęły. - Nieźle. - Odezwał się w stronę mężczyzny. - Co zamierzasz z nimi zrobić?
Noritoshi - 22 Czerwiec 2014, 14:56

Cytat:
Kilka z nich zdążyło odskoczyć pozostając wolnymi.

Cytat:
Wszystkie małpopodobne stworzenia, które nie były uwięzione w powietrzu niemal doszczętnie spłonęły.

Nie życzę sobie takich sformułowań. MG o tym decyduje, postać może mieć jedynie takie zamiary.

Cytat:
Czterdzieści cztery starannie przygotował sobie klatkę

Cytat:
spryskując pozostałe istotki czerwoną mazią.

Ciekawe z czego tą klatkę uczynił i skąd tą maść druga postać wzięła?

Cytat:
Pomknął w stronę świetlistej pułapki

Pierwsze słyszę o jakiejś pułapce.


Małpki zostały zaatakowane w sposób dość dziwaczny, bowiem nagle poczuły, jak lżej im jest przemieszczać się. Przyciąganie ziemskie (a raczej magicznego podłoża) całkowicie przestało na nie oddziaływać. Na Księżycu przyśpieszenie jest mniejsze od ziemskiego i efekt jest taki, że można by tam spokojnie po basenie chodzić. A jak ktoś oglądał oskarowy film Grawitacja, to dobrze chyba sobie zdaje sprawę, jak wielkie znaczenie ma wspomniana wielkość fizyczna.

Wobec tego część zbliżających się małpek poleciała w górę i niemal zawisła, przemieszczając się bardzo pomału, kilka dobrych metrów nad głowami dwójki naszych bohaterów, a opór powietrza sprawiał, że zwalniały, po czym zaczęły powoli opadać ku dole. Było ich około ośmiu sztuk.
Kolejne zaś, w liczebności 22, wpadły zszokowane na ostatnie kawałki kryształów znajdujących się przed czarną przestrzenią. i na siebie także wpadły. Ogółem chaos zapanował wśród nich i nie umiały się ustawić w bojowym szyku.
Ale połowa małpek (30 okazów) zdołała uchronić się od tego zjawiska. Ta część znajdująca się po stronie Pana Azotha. I one posiadały w swoich szeregach coś, co było resztkami ciała, będącego w rozkładzie. Było zawinięte w prześcieradło i trzymane przez około 8-osobowy oddział pokuciów. Zaczęły oddalać się z tego miejsca w popłochu, zostawiając swoich braci samych sobie.


//Teraz wasza kolej odpisać, a zacytowana na początku postu akcja jest przeze mnie unieważniona.

Anonymous - 22 Czerwiec 2014, 18:15

Pozwol, że się odniosę, nie odpisując. Skąd wzięla się klatka? Toż to wynika z jego mocy. Tak samo jak pojawił sie i znikał pokój, tak energia nakazala materii złożyć się w klatkę, nie musi używać gestów przy tym. I z tego co czytalem mój kolega dokladnie określił, że czerwień to latwopalna maź (nie twierdzę, że zabijanie Twoich potworkow jest dobre, ale tłumacze skąd jest). Faktycznie, nie napisał, że ją wytworzył. Wiem, że sobie nie życzycie, dlatego staralem się napisać to niewyraźnie, abyś wybrał sobie czy zostaly tylko dwa czy trzydziesci dziewięc i co się z nimi stało. O dziwo wiem co dzieje się po braku grawitacji.
P.S. komentarz nie jest negatywny. To tylko odniesienie się.

Noritoshi - 22 Czerwiec 2014, 18:57

Gdy przyjdzie mi pisać, że 44 zginął, to raczę wcześniej napisać, że na przykład: został dźgnięty nożem trzymanym w lewej ręce przez wspomnianego akapit wcześniej stwora, który miał dość zwinności w sobie, by uniknąć akrobatycznych sztuczek Pana od władania materią.
Dlatego jeśli coś tworzysz, to powinieneś napisać za pomocą czego i dlaczego tak a nie inaczej się dzieje. A że jesteśmy ludźmi, wierzę, że następnym razem odpowiednio wyjaśnisz czynności postaci, bym nie miał wątpliwości co do słów przez Ciebie napisanych.

Anonymous - 22 Czerwiec 2014, 21:23

No dobrze, dobrze. W każdym razie panowie musicie radzić sobie sami, wyskoczył mi ważny wyjazd na kilka dni.

Czterdzieści Cztery z zaciekawieniem przyglądał się poczynaniom stworzeń. Jak szybko dały się ogłupić przez mały manewr z jego strony... Ale z innej strony patrząc, ile razy w życiu spotyka się osoby, które drwią sobie z praw fizyki? Dobrze o tym wiedział, że zawsze był inny. Zupelnie dziwaczny, niezbyt akceptowany przez resztę społeczeństwa. I właśnie to gdzieś tam dało mu ciche poczucie wyjątkowości. Co nieoznaczało, że był lepszy. Był pewien, że nie zapomni dnia kiedy uświadomiono mu, że jego dzieciństwo nie było normalne, a raczej... nieco brutalna. Ale to nie był problem.
Wyciągnąl dłonie przed siebiei stworzył klatkę. Podszedł do zwierzątek i wyciągnął ręce w ich stronę, nie przejmując się pogryzieniami. Był na toprzygotowany. Cel był prosty. Włożyć do klatki i zostawić sobie na potem, kiedy będzie mial ochotę się nimi zająć. A jeśli nie, po prostu zostawi w spokoju.

Można wybrać opcje. Szkoda, że nie mam czasu tego pociągnąć, a nie chcę blokować Azotha. Z/t

Anonymous - 24 Czerwiec 2014, 22:26

Zdejmując okulary i zastępując je niebieskimi, powiedział (bardziej do siebie niż do towarzysza) krótkie - Żegnam - po czym wdrapał się na nową błękitną ścieżkę (z luksynu) i odszedł jak najciszej mógł w stronę, z której przyszedł, (przez niebieski przgnąc wszelkiej możliwej informacji) rozmyślając nad zdolnościami nowego "przyjaciela".


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group