Upiorne Miasteczko - Ciemna uliczka
Tyk - 8 Październik 2014, 17:33 Temat postu: Ciemna uliczka To prawda, że w upiornym miasteczku wszystko można nazwać strasznym. Jednak niewiele jest miejsc, w których nie ma żadnych specjalnych atrakcji, wąskich uliczek po jednej stronie mających mur, za którym dojrzeć można wejście na dworzec, a po drugiej stronie budynek, na którego piętrach paliło się nawet kilka świateł, jedno z okien zostało nawet otwarte, na parterze zaś były tylko sklepy, których szyby dawno już zostały rozbite i teraz tylko nieliczne z okien nie zostały zabite deskami, strasząc całkowitą pustką, w której czasem tylko da się dostrzec jakiegoś bezdomnego dachowca, na tyle odważnego, by mieszkać w tych warunkach.
Miejsce zatem wyjątkowo urokliwe, doprawione szczyptą mgły, było idealne na spotkanie z dawno niewidzianymi osobami. No dobrze, było beznadziejne, ale wiedząc, że Tyk jest despotą i tak zobligowani jesteście do chwalenia jego wspaniałych pomysłów!
Sam Arcyksiążę zjawił się w tym miejscu na kilka sekund ledwie przed godziną, na którą było umówione spotkanie, tym samym dopełniając wymogu punktualności i wyprzedzając odrobinę swojego rozmówcę, dzięki czemu zyskujemy nieco czasu, by opisać strój naszego monarchy.
Przede wszystkim jest to długi do kolan czarny płaszcz dwurzędowy z naprawdę sporą ilością guzików, przypominający nawet nieco mundur używany w czasach wojny secesyjnej, na głowie zaś miał tego samego koloru kapelusz, a w dłoni laskę zakończoną białą gałką i trzymaną przez dłonie schowane w czarnych rękawiczkach. Wszystko to za sprawą tego, że dzisiejszy dzień nie należał do najcieplejszych. Pod odzieniem wierzchnim miał jeszcze granatowy garnitur, białą koszulę, lecz na razie nie jest to zbyt istotne.
Do uliczki przyszedł od strony dworca AKL, na którym zatrzymał się Helios, którym Arcyksiążę zwykł ostatnio podróżować. Rozglądał się spokojnie po miejscu, uśmiechając się lekko i snując myśli o treści mogącej być opisaną jednym zdaniem: "W istocie doskonały wybór", pamiętając o jakże ważnym dostrzeganiu w jego słowach ironii.
W humorze był jednak wyśmienitym, w końcu ten dzień rozpoczął się niezwykle miłym porankiem, uświetnionym przez wyśmienitą herbatę, której delikatny, różany zapach wypełnił arcyksiążęcy pokój wraz ze wschodem słońca.
Żałował jedynie, że pośród sklepów żaden z nich nie może poszczycić się cechą otwartości - nie mówiąc tu nawet o czymś tak pożądanym jak otwartość na klienta, lecz zwykłą gotowość do funkcjonowania - ponadto będąc przytulanką kawiarenką, gdzie będzie można napić się czekolady w oczekiwaniu na drugą osobę, bądź też podczas tych etapów rozmowy, które są jeszcze zbyt wczesne, by przejść do Heliosa i pozwolić sobie na podróż do Różanego Pałacu.
Anonymous - 8 Październik 2014, 19:13
Owszem..kręciły się tu przeróżne dachowce, ale jeden z nich wyróżniał się swymi oczami, które były zielone o nieco jaskrawym błysku, szczególnie wieczorami i nocą.
Uwielbiałam taką późną porę do spacerów i zaczepiania nieznajomych , czasem udawało mi się zakradać do ludzkich domów i dzięki im dobrym sercom przenocować w czymś miłym przyjemnym i ciepłym. Czymś innym od swojego. Nudziły mnie czasem moje standardowe cztery ściany, dlatego tak często lubiłam je zmieniać, jak większość.
Pojawiłam się w owym miejscu tak jak pozostałe koty, tyle... że moje zielone oczy wwiercały się w Tyka już z drugiego piętra budynku. Rzecz jasna wyglądałam zza okna. W końcu musiałam się wydostać, więc powróciłam na parter wychodząc przez rozbite okienko.
Kocim skokiem przemierzyłam parę kroków by móc się znaleźć zaraz przy nodze znajomego mi mężczyzny. Czułam jak serce biło mi szybciej. Radość we mnie jakaś się wiła , wręcz nieznośnie. Otarłam się swym kocim bokiem o nogę Arystokraty. Miauknęłam dość długo , acz melodyjnie. Na koniec ogonem objęłam niejako jego łydkę. Zadarłem wtem łeb źrenicami wbijając się w jego twarz. Ciekawe swoją drogą czy zapamiętał moją kocią naturę. Na pewno nie ruszy stąd beze mnie.. prędko go nie opuszczę. Muszę sporo nadrobić..
Tyk - 8 Październik 2014, 19:34
Zacząć muszę nie od konkretów, a od małego smutku! Piąty raz już zaczynałem pisać post na balu i pięć razy go kasowałem, niezadowolony rezultatem. Mimo wszystko postanowiłem, że na razie dam sobie z tym spokój i zajmę się powrotem do pisania, które będę dzielił z przeuroczymi podręcznikami.
Przechodząc zatem do kwestii merytorycznej stwierdzić należy, że Arcyksiążę nie od razu spostrzegł kota, który spoglądał na niego z wyższych pięter, nie dostrzegł też go, gdy znalazł się w ciemności jednego ze sklepów, dopiero, gdy sprawnym skokiem przebył granicę budynku zauważył maleńkie stworzonko wyposażone w uszka i ogon. Oczywiście nie od razu mógł mieć pewność, że jest to właśnie ten kot, z którym miał się tutaj, zgodnie z wcześniej poczynionymi ustaleniami, spotkać. Dopiero gdy zwierzątko podeszło bliżej i zaczęło się łasić do jego nogi nabrał pewności co do kociej tożsamości.
Wtedy też uśmiechnął się do zwierzaka, dłonią dotykając kapelusza i poruszając nim lekko, razem z lekkim kiwnięciem głową.
- Gdzie to się nasz mały mruczek zapodział?
Powiedział cicho, na tyle żeby jego głos nie poniósł się zbyt daleko, choć jednocześnie był słyszalny dla dachowca patrzącego na niego swoimi zielonymi oczkami.
Jedna z dłoni mężczyzny powędrowała do kieszeni Rosarium, druga zaś w stronę zwierzaka, co wraz ze zrobieniem kroku w tył - pomimo kociego sprzeciwu - pozwoliło na dotknięcie zwierzęcej głowy, palcami drapiąc za uchem przyozdobionym w futerko.
Pieszczoty nie trwały jednak długo, w końcu trudno jest rozmawiać ze zwierzątkiem, które nieustannie trzymać musi swój nos skierowany ku niebu gwieździstemu. Owszem, taki widok potrafi zachwycić, lecz nie jest najbardziej praktyczny, toteż mężczyzna niewiele zwlekał, by się wyprostować i raz jeszcze zrobić krok do tyłu, tym razem dla zrobienia miejsca do przemiany kota w swoją bardziej ludzką formę.
- Liczę na to, że wraz z rozkosznym uśmiechem przynosisz jakieś dobre wieści koteczku. - Powiedział do niej, tym razem jednak upewniając się czy na pewno się nie pomylił i to rzeczywiście poznana jakiś czas temu persona, a nie przypadkowy dachowiec, najzwyklejszy i niemy, który gdzieś usłyszał o kociej miłości do kotowatych i wieści postanowił sprawdzić.
Anonymous - 8 Październik 2014, 19:45
Gdy tylko Tyk dorwał się do mojego ucha nie mogłam zaprzestać pomrukiwaniom, które wydobywały się z mojej gardzieli. Jakież to było przyjemne, cholera... drapaniem za uszkiem mógł mnie przekupić niemal każdy. Przekręciłam nieznacznie łebek w przeciwną stronę do radarka, za którym byłam pieszczona. Cóż, nic co przyjemne nie może trwać wiecznie. A szkoda. Mężczyzna odsunął się, a ja w końcu kryjąc się jakoś za nim wyrosłam na damę o alabastrowej cerze z nieznacznymi wypiekami na policzkach i długich białych włosach.
Zielone oczy teraz były nieco spokojniejsze, już bez tak rażącego blasku. Chwyciłam boki sukni w drobne palce i przemieściłam się tak by stać przodem do Arcyksięcia. Ugięłam jedno kolanko chowając zaraz stópkę za drugą nóżkę i ukłoniłam się jednocześnie obdarowując pana swym tajemniczym uśmiechem.
- Wieści? Są wstępnie tylko jedne. A ich słowo rozpoczynające to - tęsknota. - Oświadczyłam spokojnym głosem nie spuszczając swych bystrych oczu z Rosarium. Jednocześnie lewą dłonią pozwoliłam sobie na nieco pewny ruch. Sunęłam palcami wzdłuż jego dłoni, która pokrywała skórzana, czarna rękawiczka.
- Opuściłam Cię i pozostałych na jakiś czas. Z przyczyn.. dość niecodziennych. Aczkolwiek jak widzisz, powracam.. w tej samej osobie, może z nieco lepszym stażem. -
Mówiąc to uniosłam jeden z kącików warg ku górze. Obdarowując tym samym mężczyznę przyjemnym spojrzeniem. Nono.. ciekawe. A nóż już dziś, zaraz dostanę zadanie?
Tyk - 8 Październik 2014, 20:57
Mężczyzna oparł swoją lewą dłoń na lasce, której koniec dotknął kamiennej ścieżki, na której stała nasza dziwaczna dwójka - despota i kot. O ile obecność tego drugiego nie powinna dziwić, zwierząt tych zawsze jest sporo, gdziekolwiek by nie spojrzeć, szczególnie jeśli mowa o wodach Oceanu Internetowego. Natomiast despoci zdarzają się szczególnie rzadko, a jeszcze rzadziej miast uciskać poddanych, spotykają się z nimi i obdarzają ich łagodnym uśmiechem.
Co więcej, gdy kotek postanowił wyrazić swoją tęsknotę, a następnie dość łagodnie wypomnieć Rosarium, że sam wysłał ją na misję, na której to była od czas ich ostatniego spotkania w Różanym Pałacu, które to nie zostało objęte materią fabularną. Oczywiście było to konieczne, ze względu na przygotowania balu i dalsze jeszcze plany, do których było potrzebne poczynienie kilku obserwacji, a ponadto dało to możliwość przetestowania zdolności nowego kota, który dobrowolnie zgodził się być poddanym Arcyksięcia.
- Powracasz i mam nadzieję, że jesteś gotowa mi służyć w każdej chwili. - Powiedział do niej spokojnym głosem, wyciągając prawą dłoń przed siebie i sprawiając, że materiał czarnej rękawiczki oparł się na policzku kobiety, przesuwając się po nim łagodnie, a następnie wędrując na kocie ucho, poruszając się przy nim kilka razy, jakby nagrodę, a jednocześnie zachętę do pełnego potwierdzenia swej gotowości. Szybko jednak jego ręka cofnęła się, a on obrócił się lekko w stronę, z której jeszcze kilka chwil temu przyszedł.
- Na razie jednak mamy czas na krótki odpoczynek, pokazanie Ci twojego nowego pokoju - zamieszkasz w Różanym Pałacu, by być pod ręką.
Po ostatnim słowie wyciągnął w jej stronę rękę, tak że kotka mogła ją łatwo objąć i tym samym ta dwójka mogłaby wolnym krokiem ruszyć dalej. Nim jednak to się zdarzyło, Arcyksiążę postanowił kontynuować.
- Mam nadzieję, że twoja misja upłynęła spokojnie.
Anonymous - 8 Październik 2014, 21:58
Otóż to , nie zapominajmy.. że jednym z powodów mego zniknięcia było spełnianie misji..aczkolwiek nie Tyka. I to był jeden z tych wyjątków. Kiedyś się musiało to wydarzyć. Aczkolwiek ten ktoś nie tuła się po naszych krainach i na pewno nie zagrażało to Tykowi , ani jego najbliższym. Spokojnie więc mogłam realizować się z dala od Rosarium. Choć czy to się powtórzy? Bez niego było mi jakoś inaczej, trochę ciężej.
Gdy poczułam dłoń Arcyksięcia na swej twarzy przymknęłam nieznacznie oczy wtulając się niemalże policzkiem w jego dłoń. Po dłuższej chwili powoli otworzyłam oczy lustrując nimi jego twarz.
- Oczywiście. Po to też tu wróciłam. Zresztą.. komu służyć i pomagać jak nie Tobie? Nie zapominając też o wspieraniu. -
Uśmiechnęłam się znów na ten swój tajemniczy sposób, zaraz krzyżując swe ręce na krągłych piersiach.
W zasadzie.. dawno nie bywałam w tych okolicach i choć miejsce nie należało do najprzyjemniejszych to i tak czułam się dobrze. Potrzebowałam tego..spectofobii. Nigdzie indziej nie ma takich różnorakich miejsc, jak tu.. nigdzie.
No nic.. powracając do rzeczywistości.. do mych uszu dobiegły słowa o Różanym Pałacu. Znów jedna z moich górnych kończyn powędrowała ku dłoni Arystokraty. Zacisnęłam nań palce, bezboleśnie ale odczuwalnie.
-Cieszą mnie te słowa. Będę niczym ochrona.. kobieca pani bodyguard. -
Zaśmiałam się cicho pod nosem oblewając iskrzącym się spojrzeniem facjatę Lorda.
-Zawsze im bliżej tym łatwiej i sprawniej można załatwić interesy, nieprawdaż? - Przechyliłam nieznacznie łebek i nawet w ludzkiej postaci czując palce drugiej osoby za swoim uchem nie potrafiłam powstrzymać się od pomruku. Tym razem ciche "mmm" wydobywało się spod pełnych, różanych warg. Zdradzałam to co lubię, ale tym którym ufałam, mogłam to ukazywać. Mogłam się otwierać i poniekąd karmić sobą.
-Tak, misja upłynęła spokojnie i zgodnie z założeniami. Jak zawsze.. mało kiedy się mylę, o ile kiedyś w ogóle. -
Szturchnęłam delikatnie łokciem bok Rosarium.
Towarzyszyłam mu cały odcinek drogi.
Tyk - 10 Październik 2014, 13:14
Najważniejsze jest, że Arcyksiążę zajęty niezwykle kilkoma ważnymi sprawami nie miał nawet czasu przejmować się, że pewien kot niesfornie nie był pod ręką. Na szczęście nie był też wcale w tym czasie potrzebny, więc można mu tę zaniedbanie tym razem wybaczyć.
- To dobrze. - Powiedział krótko idąc powoli w stronę, gdzie uliczka się kończyła i wystarczyło skręcić w lewo by znaleźć się przy wejściu do arcyksiążęcego dworca, na którym już czekał pociąg, który miał tę dwójkę zabrać do Różanego Pałacu.
Szli powoli, spokojnie, na razie puszczając w niepamięć urokliwe pomruki kota. Cechą tych rozkosznych stworzonek jest między innymi właśnie to, że potrafią zauroczyć nawet najbardziej wredne osoby i sprawić, że te nie chcąc się na nie złościć, po prostu podrapią je za uchem. Mówiąc prościej kot jest całkiem przydatnym tajnym agentem, który złapany zacznie się mądrze i słodko rozglądać i udawać, że nie wie gdzie jest i co się wokół dzieje, prawda?
Teraz jednak przyszedł czas na zejście z prostej drogi i skierowanie się na dworzec, na którym to napiszesz kolejny post. Zanim jednak jeszcze do tego doszło, Arcyksiążę musiał odpowiedzieć na słowa, które wypłynęły z ust Vivienn, prawda?
- Cieszy mnie, że wszystko poszło zgodnie z planem, choć należy uważać na zbytnią pewność siebie. W końcu są przeciwnicy straszniejsi niż starsi domownicy, których trzeba przekonać do przenocowania kota. Dowiedziałaś się podczas swojej podróży czegoś wartego opowiedzenia?
<ztx2 o>
|
|
|