Archiwum X - Historia Samanthy
Anonymous - 15 Listopad 2014, 00:17 Temat postu: Historia Samanthy
Serdecznie zapraszam Dachowca Samanthę Nuciforę na Wielki Bal z okazji XIV roku panowania Lorda Irdo na Zamku Aavarton. Podczas balu wśród zaproszonych Dachowców, Lord Irdo wybierze jednego, który odznaczać będzie się wyjątkowym kunsztem w dziedzinie muzyki. Ów szczęśliwiec dostąpi zaszczytu zagrania osobistego koncertu dla Lorda na Pajęczym Moście [...]
Samantha leciutko zacisnęła dłoń na zmiętej już karteczce żółtawego papieru zdobionego pięknymi ornamentami, i zerknęła na tłum istot przed nią. Kotka raz po raz czytała słowa napisane czarnym atramentem na zaproszeniu, nie wierząc we własne szczęście. Pierwszy raz miała okazję być na tak ważnym i wielkim wydarzeniu. Chłonęła każdy szczegół otoczenia, zachwycona niezwykłą misternością w wykonaniu kamiennych ozdób, między innymi tych, okalających wielkie, dębowe drzwi, przez które wchodzili teraz goście. Wśród stojących w kolejce istot było bardzo dużo Dachowców. Sam wiedziała, że wszyscy dostali zaproszenie takie jak ona, tworząc jej konkurencje. Spodziewała się też, że wybicie się ponad nich nie będzie rzeczą prostą, i być może przyjście tutaj będzie dla niej kompletnie nieopłacalne. Jednak gdyby udało jej się zostać zauważoną przez Lorda, i mogłaby zagrać na Pajęczym Moście, drzwi do światłej kariery muzyka stałyby przed nią otworem.
Kotka drgnęła, gdy w końcu przyszła jej kolej na okazanie strażnikom świstka papieru. Z drżącym sercem wręczyła go rosłemu Cyrkowcowi, i w pełnym napięcia milczeniu obserwowała jak czyta on treść zaproszenia. W końcu, skinął głową w jej stronę, a ona zadowolona przeszła przez wielkie, dębowe drzwi. Gdy przekroczyła próg, otoczyły ją światła, muzyka, wystrojeni goście, co sprawiło, że Sam wyszczerzyła do siebie zęby, nie mogąc uwierzyć w to, że się tam znalazła. Dziarskim krokiem ruszyła do innych Dachowców, którzy zaczęli już rozkładać swoje instrumenty. Stanęła w małej grupce znajomych sobie kotów i żartując między sobą przygotowywali się do wspólnego grania.
Samantha grała na swoim flecie, ku uciesze gości zajadających wykwintne dania z bufetu. Jednak najbardziej zależało jej na Lordzie, którego cały czas obserwowała kątem oka. Pan na Zamku Aavarton siedział na podwyższeniu i pozornie rozmawiał z wyższej rangi istotami, ale kotka widziała, że co jakiś czas skupiał wzrok na Dachowcach. Co jakiś czas patrzył wprost na nią, i wtedy serce podchodziło jej do gardła. Tak bardzo miała nadzieję, że to właśnie ją wybierze...! Cały wieczór uśmiechała się do gości, grała najlepiej jak umiała, oraz świeciła swymi wdziękami.
W końcu, Lord Irdo wstał. Zaklaskał na znak, by goście zamilkli, a instrumenty Dachowców ucichły. Rozejrzał się po zebranych, po czym głośno oznajmił :
- Teraz, wybiorę Dachowca, który podczas balu zaprezentował się najlepiej! - Sam poczuła ucisk w gardle. Spróbowała przybrać na twarz najmilszy uśmiech jakim dysponowała, jednak była zbyt podekscytowana. Stojąca obok niej kotka o lśniących, białych włosach przebierała nogami.
Istoty z uprzejmym zainteresowaniem obserwowały, jak Lord z gracją schodzi z podwyższenia, i kieruję się na środek sali. Mijane przez niego koty jęknęły zawiedzione. Samantha z łomocącym sercem zauważyła, że mężczyzna kierował się wprost w jej stronę. Mało tego, on na nią patrzył! Białowłosa kotka szturchnęła ją w ramię.
- On chyba cię wybrał...! - szepnęła, wyszczerzając zaostrzone zęby w szczerym uśmiechu. Samantha nie była w stanie wydobyć z siebie głosu. Patrzyła szeroko otwartymi oczami, jak Lord powoli, wręcz majestatycznie szedł do niej.
Stanął obok kotki, spojrzał jej znacząco w oczy i wyciągnął ku niej rękę, a ona, drżąc lekko, podała mu swoją. Lord uśmiechnął się, i ruszył ku wielkim schodom, najwidoczniej prowadzącym na Pajęczy Most. Samantha wpatrywała się w mężczyznę z zachwytem, nie dowierzając swemu szczęściu. Pozostałe koty obserwowały ją ze złością i zazdrością, inne zaś z radością i życzliwością. Jednak Sam nie zwracała na nich uwagi, teraz liczyło się tylko to, że dostała swoją szansę, i pokonała konkurencję. Rzuciła rozbieganym spojrzeniem na wielką salę, dostrzegając lekko znudzonych gości i ciągle podekscytowane Dachowce, po czym znów wpatrzyła się w Lorda. Na jego ramieniu siedział wielki kruk, łypiąc czarnymi oczkami. Irdo miał proste, jasne blond włosy sięgające ramion, ciemnozielone oczy i szare rogi o kształcie jak u byka, jak to przystało na Upiornego Arystokratę. Był wysoki, przez co Samantha wyglądała przy nim na jeszcze mniejszą. Oczywiście ona się tym nie przejmowała, bo skoro Pan ją wybrał, to znaczy, że jej wzrost mu nie przeszkadzał.
Opuścili salę, wchodząc coraz wyżej na schody. Lord trzymał kotkę za rękę, prowadząc ją za sobą. Stopni wykutych w białym marmurze było tak wiele, a obrazy na ścianach tak wspaniałe, że Sam zrozumiała, jak bogaty musi być Irdo, by pozwolić sobie na tak wielki zamek. Po drodze dostrzegła również dużo różnych drzwi, ale najwidoczniej żadne nie były tymi właściwymi, bo mężczyzna ciągle szedł dalej.
- Dziękuję, że to mnie Pan wybrał - powiedziała nieśmiało. Zacisnęła kurczowo swą wolną dłoń na flecie. Miała nadzieję, że jej muzyka spodoba się Lordowi.
- Oh, zasługiwałaś na to, z całą pewnością - oznajmił jej z uśmiechem. - Wiesz może, dlaczego to akurat na Pajęczy Most się kierujemy? - spytał.
Kotka pokręciła przecząco głową, wlepiając w niego zaciekawiony wzrok.
- To moje ulubione miejsce na całym zamku. Łączy główny gmach budynku z jedną z wież, i jest niewiarygodnie wysoko nad ziemią. U stóp skały, na której został wybudowany zamek, rozciąga się ogromny las. Stojąc na moście, masz wspaniały widok na okoliczne tereny - wyjaśnił, nie przestając prowadzić Samanthy po wysokich schodach.
Sam nie mogła doczekać się momentu, gdy ujrzy ów piękny krajobraz, o którym usłyszała. Oczami wyobraźni już go widziała - zielona puszcza, wystające z niej gdzieniegdzie skały, oraz świecący nad nią jasny księżyc. Uśmiechnęła się do Lorda, pełna zachwytu.
W końcu, stanęli przy drzwiach, najprawdopodobniej właściwych. Irdo nacisnął srebrną, zdobioną klamkę i otworzył je. Zaprosił gestem kotkę, a ona posłusznie wyszła na zewnątrz. Gdy tylko przekroczyła próg, zabrakło jej tchu w piersiach. Most zrobiony był jakby z metalowych nitek, utkanych w srebrzystą sieć. U góry tworzyły one kopułę, przez którą wpadało rozszczepione światło księżyca, a po bokach splatały się w niskie balustrady. Na końcu mostu pojawiały się zakręcone schodki, prowadzące do jakiejś wieży. Najprawdopodobniej to przejście zostało zbudowane po to, by podziwiać niesamowitą panoramę.
- To jest... piękne! - wykrzyknęła Samantha, patrząc zafascynowana na otoczenie.
Lord Irdo podszedł do niej i położył rękę na jej ramieniu. Kotka odwróciła się do niego i wyszczerzyła swoje ostre ząbki w uśmiechu.
- Życzy Pan sobie, bym coś zagrała? - spytała uprzejmie.
- Na razie nie - odparł mężczyzna, po czym podprowadził Sam do balustrady. Zerknęła w dół, i poczuła jak serce zaczyna jej mocniej bić. Pierwszy raz była tak wysoko, więc trochę zakręciło jej się w głowie. Nie miała jednak zamiaru mówić tego głośno, by Irdo nie uznał jej za niewartej przyjścia tutaj. - To miejsce ma swoją legendę - powiedział, wpatrzony w gwieździste niebo. Spojrzał na kotkę, nagle wyciągnął w jej stronę rękę i podrapał ją za uchem. Sam zdziwiła się tak nieoczekiwanym ruchem, ale z zadowoleniem mu się poddała. Z głębi jej gardła wydobyło się głośne mruczenie, a oczy się przymknęły. - Jak byłem mały, i wychowywałem się na tym zamku, ktoś mi ją opowiedział. Wywarła na mnie duży wpływ, głównie dlatego, że głupiutkie, dziecięce umysły posiadają niezłomną wyobraźnię. Wszystko, co usłyszałem, zostało wyolbrzymione i głęboko zakorzenione w mózgu - Lord urwał, a kotka zerknęła na jego zamyślone oblicze. Po chwili podjął przerwaną opowieść. - Legenda jest głupawa. Nieprawdziwa. Ale niepokojąca, przynajmniej dla mnie. Podobno, z tego mostu ktoś kiedyś został zrzucony. Umarł, jakżeby inaczej. Istniał jednak pewien problem. Powiadają, że powrócił, odzyskawszy życie za sprawą wielkiej pajęczycy, mającej swe leże tam, na dole. Nieszczęśliwiec posiadł moc panowania nad pajęczakami. Jako dziecko panicznie bałem się pająków, dlatego ta legenda tak bardzo mnie zmieniła. Po za tym, odzyskanie życia jako coś tak zniszczonego, zainfekowanego przez to plugastwo na dole, to rzecz niepokojąca. Skąd możesz wiedzieć, czy ktoś taki nie zamierza przypadkiem ci zagrozić?
Samantha spojrzała na Irdo, i lekko uchyliła się przed jego ręką, ciągle drapiącą ją za uchem. Nie podobał jej się jego wzrok. Stawał się zamglony, i jakby... szalony.
- Oczywiście, to nie jest prawda - wymamrotał do siebie. Kotka przestała mruczeć, teraz obserwując go z pełną czujnością. - Ale właściwie, kto to wie... - oczy Dachowca zwęziły się, a mięśnie się napięły. - Można by to sprawdzić jeszcze raz - powiedział Lord i odwrócił się do Sam.
Dziewczyna błyskawicznie się wykręciła spod jego ręki, i odskoczyła. Kruk zerwał się z ramienia Irdo, poruszony jej nieposłuszeństwem, i zaatakował kotkę. Ta uchyliła się, unikając najgorszych obrażeń, ale niestety, jeden z pazurów ptaka głęboko przeorał lewą stronę jej twarzy, zostawiając mocno krwawiącą ranę ciągnącą się od brody aż do łuku brwiowego. Samantha syknęła wściekle, odwróciła się i zaczęła uciekać do wyjścia. Nagle zatrzymała się, unieruchomiona. Mężczyzna zdecydowanym ruchem chwycił ją za kark, co skutecznie uniemożliwiło jej ucieczkę. Z łatwością uniósł kotkę na wysokość swoich oczu, uśmiechnął się do niej niepokojąco, i podszedł do barierki.
Samantha obserwowała przerażona, jak zostaje wystawiona poza bezpieczną sferę mostu, i pod swoimi stopami widzi skałę i las, tak od niej odległe! Chciała przezwyciężyć swą słabość, wymsknąć się, ale jej wrodzony słaby punkt nie pozwalał się ruszyć. Mogła jedynie rzucić bezradne spojrzenie na Lorda, prosząc go o łaskę. Przerażenie ściskało ją za gardło, wywracało wnętrzności, przyspieszało puls.
- Legenda jest nieprawdą, ale właściwie, któż może to wiedzieć, prawda? Zawsze lepiej upewnić się po raz kolejny - mężczyzna wyszczerzył zęby, a na jego ramieniu przysiadł kruk.
- Kraaa...! - wrzasnął ptak, przekrzywiając łepek i wpatrując się czarnymi ślepiami w kotkę.
Dłoń zaciśnięta na karku dziewczyny rozluźniła się, i Sam poleciała w dół. Nie krzyczała, nie była w stanie. Spadała plecami w kierunku ziemi, więc jeszcze przez chwilę patrzyła na niknącego w oddali Lorda, wyjmującego chusteczkę, by wytrzeć swoje zaplamione krwią ręce.
Mężczyzna pełnym pogardy ruchem kopnął leżący na moście flet. Instrument poleciał w dół, za swoją właścicielką.
|
|
|