Anonymous - 29 Listopad 2014, 17:56 Temat postu: Odcięta kopalniaWejście do kopalni zaledwie w minimalnym stopniu wyglądało tak, jak mogłoby się zdawać, że powinno. Aczkolwiek na pewno sugerowało, że kiedyś faktycznie było wejściem do kopalni. Teraz bardziej przypominało marną dziurę w olbrzymiej skale, ziejącą czernią i mrocznym chłodem z podziemi. Drewniana konstrukcja podtrzymująca wejście dawno temu przegniła i tylko jeden samotny słup po prawej stronie delikatnie starał się insynuować, że będzie stał tu tak długo póki nie zapuści korzeni, choć zdaje się, że prędzej przemieni się w kolejny kryształ niż w drzewo.
A jednak nie było mowy o pomyłce - oto wejście do kopalni kryształów, do którego postanowili udać się Vega i Raccoon. Czy to jednak było jedyne wejście? Niekoniecznie, ale jednak to przed nie przeniósł ich Bursztynowy Kompas, więc raczej nie powinna narzekać. W końcu zawsze mogła trafić o wiele gorzej lub nie trafić wcale. Co więcej nie było możliwości szukania innego wejścia, gdyż to coś, gdzie się znajdowali można by porównać do bardzo niewielkiej polanki, bardzo szczelnie otoczonej bardzo dużą ilością niezwykle ostrych i szpiczastych kryształów nie dających się nigdzie przemieścić. Co prawda dało się zauważyć, że w jednym miejscu kiedyś pewnie było przejście, którym to dało się dojść do wyjścia, jednak sterta kryształów sugerowała, że coś się zawaliło i stanowczo odradzała próby ich ruszania. No chyba, że ktoś chce pozbyć się możliwości używania dłoni na dłuższy czas.
Rzeczą niezwykle rzucającą się w oczy po wejściu do jaskini była kolejna drewniana belka, ostatkiem sił przytrzymująca strop, do której to przyszpilona była jakaś kartka, poruszająca się pod wpływem powietrza ziejącego z środka. Czyżby coś było w jaskini takiego, że aż powodowało wiatr? A może owa kopalnia jest o wiele bardziej skomplikowana, niż by się mogło wydawać? W końcu nigdy nie wiadomo, jakie dziwa znajdzie się pod ziemią, szczególnie, że już na samej ziemi bywało okropnie dziwnie.
Już z odległości można było zobaczyć, że na kartce wyrysowana jest tylko jedna, zygzakowata czerwona linia, której górny koniec zaznaczony był strzałką i jakimiś nieczytelnymi napisami. Po chwili wiatr ucichł na chwilę i oczom pary ukazał się równie czerwony napis w lewym dolnym rogu brzmiący "MAPA". Cóż, skoro innej nie ma to chyba i ta się przyda, no nie?
Tuż po belce podtrzymującej strop pojawiało się pierwsze rozgałęzienie, w tym wypadku na dwa tunele. W głąb lewego prowadziła linia kolejowa, zaczynająca się po środku dopiero na skraju tego tunelu, zaś prawy zapraszał sporą dziurą na progu i sypiącymi się ścianami. Kłopot w tym, że to właśnie ten prawy wskazywała mapa. Vega - 1 Grudzień 2014, 22:05 Raccoon i Vega to nie było przypadkowe towarzystwo.
Przeniosła się w miejsce jej nieznane. Wokoło pełno było kryształów, a niewiele dalej wzniesienie po którym spodziewała się posiadania wejścia do kopalni. W kryształach już była, ale to nie były te przez różowowłosą poszukiwane. A może jednak te?
Spojrzała dokładniej wokoło, wykręcając się na pięcie - ze wszech miar otaczały to miejsce, a nad nimi tliło się niebo - to były raczej zwyczajne, pospolite jakby chwasty.
Przynajmniej jest na dobrym tropie. Uśmiechnęła się na tę myśl. Czuła się też lepiej niż w ostatnich długich dniach, a było to zasługa powrotu do normalnej postaci - 28letniej, dorosłej. Nie miała jednak sposobności tego po sobie zauważyć bo przecież... najzwyczajniej byłą sobą!
I po chwili zjawił się tuż obok niej Raccoon. Ucieszyła się na jego widok. Spojrzała jeszcze raz na trzymany kompas i schowała go do plecaka, po czym podeszła do niego i objęła go wokoło szyi, splatając za nim ręce.
- Widzisz? Udało się!
Na długo jednak nie zamierzała pozwolić mu na tę chwilę czułości - głód wiedzy ciągnął ją do poznania tego miejsca. Ale najpewniej nie pozwoli jej prędko odejść, bo ta twarz... Nie, to nie brak nałożenia choćby szminki, cienia pod rzęsami czy czegoś do liców zwracał uwagę, choć to pewnie tez. Ona wygląda zdecydowanie inaczej, niż spojrzał na nią ostatni raz.
Co posiadała w plecaku? Spory zasób przedmiotów, upchany po różnych kieszeniach i przegrodach. Zaczynając od drobnych, takich jak: chusteczki, woreczki foliowe, pędzelki archeologiczne, rękawiczki foliowe, młoteczek, lupa. A dalej był cięższy kaliber: kilof małego rozmiaru, robocze rękawice, latarka i zapasowe baterie. No i kask ochronny z możliwością zagnieżdżenia tejże latarki, ale ten akurat pałętał się przywiązany do plecaka. Znalazła się też butelka wody i kilka kanapek zrobionych przed wyjściem z domu. W ostatniej chwili zaś spakowała kilkumetrowy odcinek linki, zakończony hakiem.
Być może na tym jej zestaw się nie kończył, ale w tej chwili nie mam pomysłu, co jeszcze mogłaby wziąć na tę wyprawę.
Przejdźmy teraz do kwestii ubioru. Buty były najzwyklejszymi glanami, które wygrzebała z zakątków szafy, mające zapewnić jej nieprzemakalność, ochronę kostki oraz możliwość solidnego kopnięcia w stare deski w celu utorowania sobie przejścia.
Spodnie dresowe ciemnego koloru, koszulka, ciepły golf i kurtka jesienna ciemnobrązowej barwy, która była już trochę przyniszczona i swoje lata miała, ale wciąż się dobrze sprawdzała.Raccoon - 2 Grudzień 2014, 19:45 Nie był pewien dokąd zniknęła mu Vega i czy on sam trafi tam gdzie i dziewczyna, co na szczęście szybko się wyjaśniło. Odetchnął z ulgą, że nie zostali rozdzieleni, przez co cała wyprawa mogłaby się skomplikować. Jak się też okazało, musieli wylądować w miejscu, do którego pragnęli dotrzeć. To znaczy - Vega chciała, on szedł tylko w ślad za nią, by nie wpakowała się w żadne kłopoty lub też nie napotkała na swojej drodze niechcianego towarzystwa. A we dwójkę, wiadomo, zawsze raźniej... Choć przed zobaczeniem jej po latach nie użyłby tego stwierdzenia.
Z całą pewnością teraz rozglądałby się zdumiony przedziwnymi dla niego widokami, a całkiem normalnymi w Krainie, gdyby nie wzrok utkwiony w dziewczynie. To już nie była ta sama Vega, jaką przed chwilą dosłownie miał przed sobą, tego różowowłosego dzieciaka. Teraz wydoroślała, była inna, a jednak wciąż ta sama. Rysy się wyostrzyły, kształty nieco zmieniły. Czy to ten świat tak na nią zadziałał? Czy teraz wygląd odzwierciedlał jej prawdziwy wiek, albo była starsza lub wciąż jeszcze trochę młodsza?
- Vega... - Wyprostował rękę i wskazującym palcem pokazywał wprost na nią, lecz nim wykrztusił więcej ta nie będąc niczego świadomą uwiesiła się na nim przez co dokładniej jej się przyjrzał. Zdecydowanie była inna. Odsunął ją lekko od siebie uważnie obserwując jej twarz. - Czy ty kiedyś przestaniesz mnie tak zaskakiwać? Tym magicznym przedmiotem nie udało ci się nas przenieść, to postanowiłaś przestać bawić się w nastolatkę? - Przeszedł za nią, by mogła dostrzec swoje odbicie w jednym z ogromnych kryształów. Teraz dopiero i on sam zwrócił uwagę na ich majestatyczność. Olbrzymie ich słupy zagradzały wszelkie przejścia, a ostre krawędzie oraz zakończenie nie zachęcało do prób przedostania się przez nie. Za nimi znajdował się za to otwór w skale, który musiał dokądś prowadzić. Czy to właśnie tu dziewczyna chciała się dostać? Odpowiedź chyba otrzyma dopiero po sprawdzeniu tego wejścia, nic innego im nie pozostało. Miał mieszane uczucia co do tej wyprawy, na własnej skórze przekonał się jak zwodniczy może być urok takich miejsc. - Chodź, nie będziemy tu tkwić jak kołki, w drodze mi może opowiesz coś więcej. - I pociągnął ją za dłoń w stronę kopalni.
Teraz co do wyglądu, a raczej ubioru Szopa, a także jego wyposażenia, jakie zabrał ze sobą na tę misję. O dziwo nie ubrał się w typowy dla siebie sposób - elegancki, a doszedł do wniosku, że skoro po części wie czego się spodziewać, nie będzie do tego przywiązywał uwagi stawiając na wygodę. Tak też się stało. Zamiast typowej koszuli okrytej długim rozpiętym płaszczem, miał na sobie zwykłą koszulkę, a na nią narzuconą ciepłą bluzę z obszernym kapturem, dwiema kieszeniami i zapinaną na ekspres przez całą długość. Do tego zwykłe, ciemniejsze spodnie, których nie było mu żal zniszczyć oraz wygodne buty przypominające wyglądem trapery, ale raczej nimi nie były, po prostu je jedyne znalazł schowane w szafie nadające się na poszukiwania Kryształów. Przez ramiona miał zarzucone szelki od workowatego plecaka, a w nim... No właśnie. Długi czas zastanawiał się jakie wyposażenie będzie odpowiednie, przecież zupełnie się na tym nie znał. Przeszukał wiele stron w internecie, oczywiście większość z nich w żaden sposób mu nie pomogła. Jedna wydała się dość konkretna, ale przecież szedł tam bardziej jako osoba towarzysząca, nie zależało mu na tych kryształach. Dlatego w pierwszej kolejności oczywiście nie zapomniał o wrzuceniu paczki papierosów z schowaną w niej zapalniczką, następnie pomyślał także o jakiejś butelce wody, bandażach na wszelki wypadek, latarce (niestety nie był tak pomysłowy jak Vega i zabrał tą zwykłą, trzymaną w dłoni), notatnik z długopisem, z którymi rzadko się rozstawał oraz od niechcenia mały młotek i dłuto - cóż zapewne mu się nie przydadzą, ale zawsze coś. Vega pewnie zaopatrzona była lepiej, przecież się na tym znała. Ach! Do plecaka także przyczepił kwiat Lilioróży umocowany na niewielkiej broszce. Dodam także, że ma przy sobie pistolet, znajdujący się w kaburze przypiętej do paska spodni, ukryty pod nieco dłuższą bluzą.Vega - 3 Grudzień 2014, 11:01 Pokazał brzydko palcem, ale zignorowała ten fakt. Zaczął jej pochlebiać i sprawił, że poczuła się wyjątkowo, powoli zaczynając podejrzewać, że coś tu nie pasuje.
- Spokojnie, to tylko Kraina Luster. - odparła mu z właściwym sobie urokiem, a więc z nikłym okazywaniem choć odrobiny czułości.
On jednak nie poddawał się - zaciągnął ją między kryształy, nakazując się przejrzeć. Nie rozumiała wcale a wcale, po co ten wybryk. Wyglądała dla siebie całkiem standardowo, a korzystając z okazji, poprawiła parę kosmyków włosów. Nie malowała się, no bo po co te sztuczności na siebie nalewać, kiedy wciąż dają jej niewiele ponad dwudziestkę, a nawet czasem mniej?
Patrzyła, aż w końcu zrozumiała.
- Przecież wyglądam normalnie, tylko wcześniej było... troszkę inaczej! Mógłbyś tak nie straszyć, jakby nie wiadomo co się ze mną stało!
Chwila powagi i padła w śmiech. Liczyła na to, że powrót do krainy wróciłby jej normalny wygląd, ale dostała go prędzej niż się spodziewała. Nie będzie już musiała się ukrywać, udawać młodszej siostry i będzie mogła wrócić do pracy! O ile wciąż ją jeszcze posiada…
- Tak, chodźmy, świat na nas czeka!
Przemierzyła ponownie panoramę wzrokiem, uznając, że z trudem będzie im stąd uciec. Zostawała im tylko jaskinia. Nie to, żeby dla niej było to wielkim problemem, bo ile to razy wskakiwała w dziury wykopaliskowe i drążyła głębiej i głębiej, zapominając o drabinie by wyjść z dołka? Na szczęście, nie bywała sama w takich pracach, no może poza jednym wyjątkiem… Kiedy to przespała całą noc tylko z jednym, nieśmiałym opadem deszczu. Trochę zmarzła, ale ciepły koc, herbaty cały dzban i ruszyła dalej paprać się z gliną i błotem. I dopiero na wieczór złapały ją objawy przeziębienia.
Byle kryształy nie popsują jej planu!, dodawała sobie pozytywnej myśli.
Podeszła do proszącego się o remont wejścia. Na Dzień Dobry przyszło im zmierzyć się z potencjalną niestabilnością. Przecisnęła się z dbałością obok spróchniałego bala. Założyła kask, włączyła lampę i ubrała solidne rękawice, w jednej z nich trzymając kilof.
- Jak sądziłam, opuszczona kopalnia. Widzisz? Mówiłam ci, że to będzie proste! – Oczywiście tony głosów dopasowała do warunków, bo nie chcą wypłoszyć stada nietoperzy czy bardziej działających jej na nerwy magicznych wynalazków. - Teraz tylko labiryntem korytarzy dostać się do tego, który jest jednym ze świeższych, a w nim urąbać kryształ i wrócić tą samą drogą…
Czuła, że piwa sobie naważyła zdecydowanie za wiele. Nie powinna była wybierać się na taką misję z tak lichym rozeznaniem. Tak, dorosłości jej przybyło i już doskonale zauważała swoje błędne postępowanie.
A jak prędko napotkała pierwsze rozgałęzienie, tak była pewna, że pośpiesznym kursem sprawy nie załatwią.
- Uważaj po czym chodzisz. Domyślasz się chyba, jak bardzo nie lubię - zahamowała się, by nie powiedzieć więcej - gdy ktoś nieostrożnie depcze po cennych śladach historycznych! A tutaj każda wskazówka przyda się nam w drodze powrotnej, zaś każdym śladem zagrażamy zniszczeniem znaków szczególnych, mogących do nas przemawiać ze skróceniem naszej wizytacji tutaj. – Oczywiście nie zamierzała iść żółwim tempem – po prostu patrzyła pod nogi co parę kroków.
Przyjrzała się dokładnie napotkanej mapie, a kolejno okolicznym ścianom i rzuciła ponownie wzrokiem na kartkę, uznając, że czas na pierwszą sprzeczkę.
- Dobrze byłoby, gdyby oba tunele zostały przez nas zbadane. Mapą bym się nie sugerowała choćby dlatego, że nie było tabliczki z napisem: >>wstęp wolny<<.
Ruszyła wzdłuż torów, nie zamierzając oddalać się dalej niż około stu metrów. Zabranie kartki zostawiła jemu, a gdyby postarał się ją naciskać na ruszenie jednak tym drugim tunelem, koniec końców zgodziłaby się, bo rozdzielenie się było ostatnim, co na ten moment zamierzała.
Istnienie szyn kolejowych mogło być tak wskazówką jak i zmyłką. Póki zostawiła za sobą niezbadaną drogę, nie zamierza odkrywać w nieskończoność obecnie badanego tunelu. Szukała jakichś przejść, zawałów oraz niespodzianek. Milczała, nie chcąc zagłuszać dźwięków podziemi.Raccoon - 4 Grudzień 2014, 18:33 Nic dziwnego, że dla niej ta drobna zmiana w wyglądzie, czyli powrócenie do swojej teraźniejszej formy nie zrobiło większego wrażenia, przecież zapewne tego chciała, bo nie łatwo żyje się wyglądając zdecydowanie młodziej niż dzień wcześniej. Ale on takiej jej jeszcze nie miał okazji widzieć, stąd to całe zamieszanie. Jednak skoro zignorowała ten fakt, żądna przygód ruszając z nim w stronę kopali, postanowił nie drążyć i nie robić scen. Przecież nie był babą.
Wejście do kopali ani trochę nie zachęcało do przekraczania go, a już tym bardziej do zagłębiania się wewnątrz wszystkich tych korytarzy. Kto wie ile lat już sobie liczą jej konstrukcje, czy coś nie czai się w zakamarkach i czy w ogóle będą w stanie znaleźć odpowiednią drogę – nie liczył na to, że jest tu jeden korytarz, który po minucie wędrówki doprowadzi ich do celu. A na dodatek „cel” zostanie podany im na tacy i bez żadnych komplikacji wrócą… No właśnie, jak wrócą, skoro dookoła rósł kryształ obok kryształu, tak ciasno, że jeśli nie będą potrafili latać, to nie było możliwości się stąd wydostać? Ale tym martwić się będzie później, bo teraz przywitał go chłód uderzający w niego zaraz po wejściu do jaskini. Wtedy też upewnił się w przekonaniu, że całość lada chwila może na nich runąć, a jakieś pojedyncze i zapewne również wiekowe słupy tyle nacisku na siebie nie przyjmą. Że też nie została zamknięta! Takie to realia Krainy Luster…
Po słowach Vegi zrozumiał, że jest ona zbyt optymistycznie do całego tego przedsięwzięcia nastawiona i miał nadzieję, że nie da się zbytnio ponieść chęci zdobycia kryształu narażając przy tym ich oboje. A skoro on postanowił w tym przypadku zostać pesymistą, to uzupełniali się idealnie.
- W twoich ustach wydaję się to być takie proste. Tylko proszę, nie zapominaj, że jestem tu kompletnym laikiem, a mimo to wiem, że łatwo nie będzie. – Ale im dłużej Vega marudziła i czuł, że ma zamiar tu pouczać go na każdym kroku, coraz mniej mu się uśmiechało iść dalej, ale odwrotu już nie było, obiecał pójść, więc to zrobi. Inna sprawa, że chciał tu się z nią zjawić, by w razie czego mieć dziewczynę na oku, dlatego też nie powinien tak łatwo dawać się wyprowadzać z równowagi i mieć do niej większą cierpliwość. Sam pewnie też miałby co do niej wiele zastrzeżeń, gdyby nagle robiła to, co i on. Vega i bycie projektantką to zdecydowanie złe połączenie. Uśmiechnął się pod nosem do swoich myśli, czego zapewne nie zauważyła. – Dobrze, Pani Archeolog, będę patrzył bacznie, gdzie stawiam kroki, żebyś w drodze powrotnej mogła stąd jeszcze wynieść całą kopalnię, która będzie nie lada znaleziskiem. – Kiedy już dorzucił kolejną kąśliwą uwagę, do jego uszu dotarł cichutki, ale mimo wszystko dosłyszalny szelest, coś jakby trzepot. Przeszli kawałek dalej, a źródło dźwięku samo im się ujawniło. Na kolejnym drewnianym słupie ktoś celowo, a może podstępem, przyczepił kartkę radośnie poruszaną powiewami. Stanął tuż za Vegą, by samemu dokładniej się przyjrzeć, opierając podbródek o jej głowę okrytą kaskiem. Ha, nawet dorosła, wciąż pozostawała sporo niższa! I już na pierwszy rzut oka umieszczanie informacji o poprawnej drodze było za bardzo podejrzane. Dlaczego mieszkańcy Krainy mieliby tak łatwo oddawać swoje, zapewne cenne, kryształy? Równie dobrze mogliby je dawać przypadkowym przechodniom na ulicy. – Rozdzielić? Rozumiem, na wszelki wypadek wolisz, żeby chociaż jedno przeżyło. – Westchnął, ostrożnie odrywając kartkę z mapą od pala, zastanawiając się czy tym nie uruchomi jakiejś zasadzki. Cóż, może będzie ona na nich czyhać na dalszych etapach podróży. Sam wyciągnął swoją latarkę, kiedy Vega nieco się oddaliła, przez co dookoła niego zrobiło się ciemniej, mapę wsadził do kieszeni bluzy i dogonił dziewczynę. – Pozwól, że tu ci jeszcze potowarzyszę, może później uda ci się mnie wygonić. Podejrzewam, że tylko w naszym świecie bywałaś na wykopaliskach. – Chyba cieszyło go to, że sama wybrała drogę niepokrywającą się z tą wskazaną. Czy dobrze zrobili i dokąd ona może ich zaprowadzić? Cóż, skoro była linia kolejowa to coś i skądś musiała transportować. Lecz niekoniecznie to musiały być kryształy. A może prawy korytarz, choć nieprzyjemnie wyglądający i wcale niezachęcający do podążania nim, był swego rodzaju drogą na skróty, którą ktoś wydrążył, by ułatwić sobie wynoszenie tych surowców? Eh, zdecydowanie za dużo wątpliwości. Wybór padł, nie miał teraz po co zmieniać zdania.Anonymous - 12 Grudzień 2014, 23:29 Migotliwe światło latarki w ciemnym tunelu zapewne niejednego przyprawiłoby o chorobliwy strach. Szczególnie, że czasami kątem oka można było dostrzec, jak coś co ma się za kamienie umyka w odległy zakątek tunelu.
Wraz z kolejnymi krokami tory były coraz bardziej zniszczone. Tak jakby patrzyli na przyspieszony film z rozkładu metalu i drewna. A w pewnym momencie rozsypujące się szyny były ostro wygięte w dół, jakby miały biec pod ziemię, choć trasa nie kończyła się wcale w tym miejscu, ani żaden uskok nie występował. Może to tylko czyjś żart, by pobudzić wyobraźnię przemierzających starą kopalnię poszukiwaczy przygód?
Kolejny kamień umknął w cień, jednak tym razem zrobił to tuż spod nogi Szopa. Niestety, stworzenie postanowiło uciec zbyt późno i nie udało mu się uratować swojego ogona spod stopy Raccoona. Pisk stworzenia rozniósł się echem po korytarzu budząc tym samym cały ciąg kolejnych kamieni. Nagle na idącą parę patrzył nieskończony ciąg wielkich, przerażonych oczu, osadzonych w głowach istot przypominających połączenie nietoperza z lemurem. Dodatkowo wrażenie niezliczonej ilości potęgował fakt, że zamiast pary oczu stworzenia miały trójki patrzadeł, które w odleglejszych obszarach tunelu były jedynym znacznikiem ich obecności.
Synchroniczne mrugnięcie całej rzeszy wyglądało jak ostrzeżenie. Syczenie brzmiące jak zaczątek lwiego ryku wydobywające się z ich gardeł potwierdziło to wrażenie. Raccoon - 15 Grudzień 2014, 18:45 Im dłużej wędrowali wgłąb jaskini, czy też kopalni, jak zwał tak zwał, tym intensywniej rozmyślał, co też może ich spotkać jako pierwsze. Oczywiście na myśli miał przeszkodę, coś co utrudni dalsze przedostawanie się, a może i nawet uniemożliwi, bo i takiej opcji nie wykluczał. W tym świecie nic nie powinno iść zbyt prosto, doświadczony wydarzeniami z teatru, tym razem wolał przygotować psychikę na najgorsze, bez względu na to czy ono nastąpi.
Nie raz, nie dwa, miał dziwne wrażenie… Takie uczucie bycia obserwowanym i chyba każdy coś takiego na sobie kiedyś poczuł i doskonale wie, że nie jest ono przyjemne, szczególnie w ciemnej kopalni. Teraz cieszył się, że postanowił iść jako drugi, bo jeśli coś by miało ich zajść od tyłu, to padnie na niego, Vega może zdąży się uratować lub wymyślić sposób działania. Tak, usilnie chciał w to wierzyć. Jednak wracając… Całości dopełniło złudzenie, a przynajmniej to sobie wmawiał, niewielkich poruszających się cieni w miejscach przejściowych, gdzie niby to kończyło się światło ich latarek, a zaczynał mrok tunelu. Lecz póki temu czemuś się lepiej nie przyjrzał i nie zauważył w tym nic dziwnego, dał mu spokój. Równie dobrze mogło mu się zwyczajnie przywidzieć.
Oczywiście nie mogło braknąć myśli o tym, co by mogło ich czekać, gdyby poszli drugim tunelem, bo z reguły autorzy dający dwie opcje do wyboru sugerując jedną, zdają sobie sprawę, że osoba będzie chciała zrobić na przekór i wybierze tą drugą. I oni tak właśnie zrobili. Pytanie teraz kim jest autor mapy?
Tory kolejki były w coraz bardziej opłakanym stanie, na tym odcinku z pewnością nie były używane lub ktoś wyeksploatował je tak bardzo, że doprowadzone zostały do ukazanego ich oczom stanu. Cóż, w takim razie odpada opcja powrotu w wagoniku, jeśli takowy by znaleźli. Szczególnie, że i te resztki metalu nagle się urwały. Choć jeśli by się temu lepiej przyjrzeć, to zniknęły gdzieś pod ziemią, czego nie do końca rozumiał. Może to jakieś ukryte przejście? Albo jedna z tych produkcji, które nie mają kompletnie żadnego zastosowania, a ktoś miał kaprys, by je tu umieścić. Zapewne gdyby odwiedził jakieś muzeum sztuki nowoczesnej w Świecie Ludzi, znalazłby odpowiednik tej konstrukcji.
Przeszli dalej, a ziemia się ani pod nimi nie zapadła, ani szyny nie wynurzyły się spod ziemi, by ich zaatakować kawałami rdzy i rozpadającym się tworzywem. Ale! Przecież nie może być łatwo, co by to za przygoda w opuszczonej kopalni była. Przez całą drogę kroki stawiał pewnie, ale tym razem zaczął się zastanawiać jakim cudem to podłoże przesuwa się względem jego stopy, a nie na odwrót. Dosłownie ziemia uciekała spod podeszwy! Zatrzymał się w miejscu, a tym samym stworzonko zostało częściowo uwięzione pod jego nogą, na którą teraz przerzucił nacisk.
- Co do…? – Jak równie szybko zaczął, tak samo szybko skończył, bo jego wypowiedź przerwał nieprzyjemny pisk tego oto kamyka. Zmarszczył brwi na dźwięk wydawanego przez niego odgłosu, nie rozumiejąc co właśnie miało miejsce, lecz kiedy zaświecił latarką na przeciwną ścianę tunelu, dotarło do niego, że pora na kłopoty nadeszła. Ogrom małych istot, takich jak ta przydepnięta siedziało i… I patrzyło wielkimi oczyskami. Przez głowę nawet przemknęła mu myśl, że wszystkie one są jednym organizmem, bo ich synchronizacja była doprawdy zdumiewająca. – Vega, spójrz jakie one urocze, może i takiego zechcesz zabrać do domu, będziecie do siebie idealnie pasować. – Powiedział cicho, bo być może wcześniejszy pisk już wybudził ze śpiączki jakieś inne licho lub zapoczątkował lawinę, która teraz czekała tylko na ostateczny sygnał. Toteż z tego powodu nie uważał za dobre rozwiązanie cofnąć się od kamyków pod ścianę i wzdłuż niej postarać się uciec, mimo to trzymał się w, jak myślał, bezpiecznej odległości, lecz zawsze pozostawał krok przed Vegą, by móc bohatersko ją uratować. Niestety w tym momencie nie przyszło mu do głowy, że z reguły to zwierzę – o ile można je tak nazwać – jest bardziej wystraszone od człowieka i jeśli atakuje to tylko, aby się obronić przed potencjalnym zagrożeniem, którym teraz stała się ich dwójka. Oczywiście Racc nie deptał już ogona jednego ze stworzeń, przecież nie przyszedł tu by je dręczyć. Więc co teraz? Jeden czy dwa nie stanowiłby problemu, bo jak widać w pojedynkę wolały się ukrywać, ale cała ich chmara stanowiła nie lada wyzwanie. A robiło się coraz mniej przyjemnie, nie było czasu aby zwlekać. Jedynym sensownym rozwiązaniem, jakie przychodziło mu do głowy to rozdzielenie gromadki, by znów w pojedynkę straciły na pewności. – Z bardziej racjonalnych pomysłów przychodzi mi do głowy wystraszenie ich, pewnie jak większość boją się ognia, choć płomień zapalniczki wiele nie zdziała. Huk też mógłby być skuteczny, jednak nie wiem co na to te wiekowe ściany. Ale jesteś kobietą, masz pewnie milion innych, lepszych rozwiązań. – Czy Vega w ogóle wiedziała o jego broni? To dość dobre pytanie. W każdym razie zapewne użyłby któregoś z tych rozwiązań, które zaproponował, jeśli i ona je poparła. Bo dla zwiększenia obszaru płomienia mógł użyć swojego notatnika, a by uzyskać huk, wystrzelić z pistoletu. Jeśli nie i stwierdziła, że ma lepszy pomysł, to postąpił według niego. Rzucanie w nie młotkiem, czy innymi zabranymi przyborami, mogło być zabawnym doświadczeniem.Vega - 17 Grudzień 2014, 19:14 Westchnieniem potraktowała jego wzmiankę o przeżyciu jednej istotki z ich wspaniałej pary. Niestety, było w tym trochę prawdy, ale z pewnością nie chciałaby go stracić. Ani Vinn samego zostawić.
Odrzuciła te myśli machnięciem dłoni. Nie czas na kalkulację skutków czarnych scenariuszy.
Potwierdziła skinieniem głowy obecność przy wykopaliskach tylko w swoim świecie.
Sto metrów, powiedziała sobie za limit. Czyli ponad setka uważnych kroków, stawianych wraz ze światłem zaglądającym nie tylko przed nich, ale także opierającym się na okolicznych ścianach. Ale chyba przekroczy tę wartość. Czy żałowała wyboru? Nie, zarówno tego wobec obranej drogi, jak i wizytacji tutaj. Uznała, że jest wystarczająco przygotowana na spacer po kopalni w poszukiwaniu mitycznych kryształków i jeszcze nie miała powodów rozważać pomyłki.
Umykające cienie spod latarki były zastanawiające, a nie znała się na tyle we fizycznych prawach, by ich znaczeniem nie posiłkować się. Ponadto dobrze wiedziała, że czasem mózg sugeruje więcej niż oczy faktycznie dostrzegają. A czasem odwrotnie. Zniszczone tory stały się niczemu nieprzydatne, aż w końcu urwały się, zaciągając wzrok pionowo w dół.
Posłyszała pisk spod nóg Szopa. Pierwsza poważna oznaka istnienia czegoś obok nich, a wyposażonego w życie. Zatrzymała się, spojrzała kątem oka pytającego o to, czy pyta, czy też to słyszała. Odruchowo chwyciła jego dłoń i ścisnęła z całej siły.
Widząc chmarę ruchomych punkcików przed sobą, pomyślała, że czas najwyższy się ewakuować. Serce zabiło mocniej - w końcu jest tylko człowiekiem. I na dodatek kobietą. Sugerując się złudzeniem osuwających się spod strumienia światła cieni, nadepnięciem czegoś oraz tunelowi pełnemu oczu, poleciła mu:
- Sprawdź na co wlazłeś.
Nakazywała mu patrzeć pod nogi, ale na ten moment o tej uwadze nie pamiętała, ani tym bardziej wypominać mu jej nie zamierzała.
Odparł jednak stwierdzeniem którego mógł już żałować.
- Licz na to, że nie zostawię cię z nimi samego.
Bała się, ale tylko głupiec się nie boi. Adrenalina robiła swoje i koniecznie chciała wiedzieć, co się... świeci.
Jednakże...postawił już te parę kroków dalej, stworka zostawił za sobą i nie ma sensu się za nim rozglądać, bo inne są na zasięg latarki lub nawet bliżej; bo może go już tam nie być.
- Sądzę, że trzeba pokazać im, że nie jesteśmy szkodliwi. Rozważam zawrócenie, ale... wciąż nie mam pojęcia czym są.
Przybliżyła się do niego tak, że pies z budą spokojnie wyminąłby ich po obu stronach, ale między nim kot goniący za myszą miałby problem przebiec bez smyrnięcia ich po nogach.
Serce biło, wewnętrznie drżała. Jeszcze nie spotkała zagrożenia większego od człowieka z bronią w ręku, tak więc do zwierzyny miała dziecinne zaufanie. W pogotowiu był kilof, w ramach samoobrony, ale wolałaby nim zdecydowanie wydobyć ze ściany kryształ niźli zatłuc stworka, który ma do jej osoby przeuroczo pasować.
Też mi dopasowanie.
Ich lwi ryk sprawił, że różowowłosa zadrżała i jeszcze bardziej zwolniła kroku.
Gdy wyjdą cali, postara się posiąść z tej przygody jakąś pamiątkę po tych cienio-stworkach. Najbardziej liczyłaby na truchło, które podrzuciłaby Szopowi w nocy pod pierzynę.Anonymous - 19 Grudzień 2014, 22:08 Pokazanie, że nie ma się wrogich zamiarów mogłoby być niezłą taktyką, gdyby nie to, że zwierzęta już były przekonane, że mają do czynienia z złem wcielonym. Fuczenie narastało i coraz mniej przypominało ryczenie lwa. Teraz to już raczej było ryczenie silnika rakiety kosmicznej przygotowującego się do startu.
Z każdym kolejnym krokiem pary głosy się wzmacniały a stworzenia patrzyły się intensywniej. Tak, jakby im wyrosło jeszcze jedno, albo dwoje oczu tylko po to, by bardziej przerazić. Co prawda w Krainie Luster wszystko było możliwe, ale tym razem chodziło raczej o psychiczną siłę tego ostrzeżenia, niż faktyczne zmiany w ich budowie.
I kolejny krok i atmosfera zgęstniała. I kolejny krok i napięcie wzrosło. I kolejny krok i gniew stworzeń był bardziej wyczuwalny. Jeszcze chwila a tą skoncentrowaną nienawiść będzie można pokroić i zacząć sprzedawać na rynku kilogramami.
I kolejny kroi i jakby na znak dany z nieba stworzenia wzbiły się w powietrze ujawniając przy tym niedostrzegalne wcześniej skrzydła. Zmienił się przy tym dźwięk jaki wydobywał się z ich gardeł i niejednolity pisk uderzył w uszy wędrowców w bolesny sposób. Cała gromada zaczęła przecinać powietrze w różnych kierunkach, często smagając skrzydłami różne części ciał Vegi i Szopa, czasami zostawiając lekkie zadrapania, kiedy indziej zaledwie czerwone pręgi od uderzenia, ale żadna rana nie była na tyle poważna, by zaczęła się sączyć z niej krew.
Po chwili w ich locie można było zacząć dostrzegać jakąś jednolitość. Bo to wcale nie tak, że kierowały się ku wyjściu, oj nie, one zdecydowanie starały się jak najbardziej utrudnić wyjście z owej odnogi, przez co w pierwszej fazie ich lotu nawet jeśli nasi nowi odkrywcy starali się poruszyć to nie wyszło im to bardziej niż o krok czy dwa. A teraz zaczęły tworzyć zwartą krążącą wokół ludzi kolumnę, że to wyglądało tak, jakby znaleźli się oni w oku cyklonu. Jedyny dźwięk jaki do nich w tej chwili dochodził to szum powietrza, ewentualnie własne krzyki.
A później ciemność. Uczucie spadania w samotności, nie wiadomo skąd, nie wiadomo dokąd. Gdzie, jak, dlaczego? Gdzie się podziała ta druga osoba? Gdzie się podziała jaskinia? Co z stworzeniami? Co zostało przeoczone? Czyżby zgubiła się część pamięci? A co w ogóle stało się z światem? Co z tą czarną czernią? Może coś nie tak z twoim wzrokiem? A jeśli tak, to dlaczego...?
Nieznacznie kręciło się w głowach naszych podróżników gdy znów zaczęli odczuwać świat tak jak powinni. Znów stali w jaskini, lecz tym razem przed murem utworzonym z wciąż unoszących się w powietrzu istot skutecznie zagradzających dalszą drogę.
Tak, to było ostrzeżenie na miarę Krainy Luster. Chyba żadna istota nie powstydziłaby się straszenia wroga poprzez wepchnięcie go w jego własne lęki. Raccoon - 22 Grudzień 2014, 12:39 Czując na sobie dotyk Vegi, oprzytomniał nieco, przestając rozmyślając o tym, która z opcji wystraszenia stworzeń byłaby najlepsza i wraz z nią powoli zaczął się wycofywać. Krok za krokiem, ostrożnie by jej przypadkiem nie nadepnąć, bo jeszcze pojawi się przez to niepotrzebne zamieszanie, oraz by nie prowokować bestii. Niestety odnosił wrażenie, że były one już wystarczająco sprowokowane i ich dalsze zachowanie nie miało większego znaczenia, bo w niewielkich móżdżkach pojawiła się informacja o intruzach, których należało za wszelką cenę wypłoszyć. A przynajmniej Nathan by tak zrobił, gdyby ktoś ot tak pojawił się na jego terenie, będąc bardzo nieproszonym gościem. W końcu to nie była Wigilia, żeby wszystkich witać z otwartymi ramionami, a nawet jeśli, to te cosie nie miały o niej pojęcia. One również jakby potwierdzając ten tok myślenia, wzmagały wydawane przez siebie dźwięki, co tylko wydawało się pogarszać ich sytuację.
- Chyba nie jesteśmy tu mile widziani. Zastanowimy się czym one są, kiedy już wyjdziemy z tego cało. Ech, zachciało ci się jakichś kryształów. – Mimo, że mogło to wyglądać na wypomnienie jej czegoś, takim nie było.
Westchnął ciężko, ale nawet w tej sytuacji pod nosem się uśmiechnął. Tak, z Vegą u boku na pewno nie będzie się nudził. Jego spokojne życie... Cóż, pora zamknąć ten rozdział. I choć sam chciał dodać i jej otuchy, zdobył się jedynie na chwycenie i lekkie ściśnięcie jej dłoni, swoją nieco roztrzęsioną. Racc, nie bój się, weź się w garść, zacznij normalnie myśleć. W przeciwnym wypadku możesz więcej stracić, zamiast wyjść z tego chociaż z początkowym stanem. Stworzenia nie miały zamiaru łatwo im odpuszczać, czuł, że nawet to powolne poruszanie się w kierunku początku kopalni im nie odpowiadało. Bo nagle jakby ich przybyło, albo to już w oczach zaczynały mu się dwoić, może troić. Nie wiedział ile ich jest, ile jeszcze będzie, do czego są zdolne. Kompletne zero przygotowania. Człowiek w Krainie Luster nie miał dużych szans.
I tym razem klął w myślach, że miał rację. Ożywione kamyki ukazały im swoje skrzydła, z których od razu zrobiły pożytek i wzbiły się w górę. Nie nadążał z kontrolowaniem wszystkich ograniczonym światłem latarki, a dodatkowo utrudniły zlokalizowanie ich słuchowo, wszystkie zgranie zaczęły piszczeć w bardzo zbliżony sposób, kiedy to nadepnął na jednego z nich. Nie było to przyjemne, miał wrażenie, że zaraz eksploduje mu głowa od natężenia, że te dźwięki nie rozchodzą się po całej jaskini, a każdy z nich kierowany jest z impetem wprost do jego ucha. Nawet udało mu się poczuć jeden z tych pisków... Ale zaraz, jak to? Kolejny i kolejny. Od kiedy to może czuć dźwięk. Dopiero, gdy cios został mu zadany w twarz, uświadomił sobie, że żarty się skończyły, a atak stworzeń został rozpoczęty. W tej sytuacji nie było co się skradać i udawać, że ich nie ma. Błyskawicznie odwrócił się w stronę Vegi, obejmując ją jak najszczelniej - w końcu wolał sam zostać poturbowany, niż pozwolić wyrządzić krzywdę komuś, na kim mu zależało – i wraz z nią, już pewniejszym krokiem planował udać się z powrotem, w stronę głównego wyjścia. Sam nie wierzył, ale jeśli jakimś cudem uda im się zostawić stworzenia za sobą i dziewczyna będzie miała jeszcze ochotę, to zbadają drugi z korytarzy. Czyżby twórca mapy rzeczywiście chciał dla odwiedzających kopalnię dobrze i zaznaczył prawidłową drogę?
Teraz nie było czasu się nad tym zastanawiać. Ataki się wzmagały, a coraz śmielej pozbywając się intruzów z korytarza. Do pewnego momentu, kiedy to oboje zostali otoczeni, a ciemne skrzydła wirowały dookoła nich. Odnosił także wrażenie, że jest ich tyle, że nie może dostrzec nic przez tworzącą się ścianę z ich ciał. Tak też się stawało, zostali zamknięci w ich objęciach, wciąż obrywając od uderzeń. Coraz bardziej tracił ochotę do dalszego poruszania się. Z ran nie sączyła się na szczęście krew, ale były one dotkliwe na tyle, iż całe ciało miał obolałe, co narastało, gdy kolejny cios padał w to samo miejsce. Czyżby zrobiło mu się na tyle słabo, że zemdlał? Co się stało, czemu do cholery wszędzie jest ciemno? Mdlał jak nic, leciał w dół nie mając władzy w swoich kończynach, aby utrzymać się w pionie. Ale przecież nie mógł zostawić samej Vegi. Czy chociaż z nią wszystko w porządku?
- Vega? Vega! Jesteś tu? Vega, nic ci nie jest?! – Nie wiedział już czy naprawdę krzyczał, czy jedynie otwierał usta nie wypuszczając z nich żadnego ze słów. Czy w ogóle nimi poruszał? Sama świadomość wędrująca pośród czerni, a raczej swobodnie spadająca, oto czym się stał. Nie było już stworzeń, nie było jaskini, nie było jego, nie było Vegi... Vega. Ten bodziec poruszył jego umysł, poddanie się nie było żadnym wyjściem, nie mógł tego zrobić!
Otworzył szeroko oczy, a cały świat, który zniknął, wrócił teraz na swoje miejsce. Chociaż on już nie stał obejmując dziewczynę, a klęczał na ziemi podpierając się jedną z dłoni. Był całkowicie wyssany z energii, a dodatkowo widok dookoła wirował, jakby umysł jeszcze pamiętał o latających wokół potworkach. One jednak stworzyły zaporę, wyraźnie dając do zrozumienia, że nie życzą sobie towarzystwa ludzi. Jednak najważniejsze, że jeszcze oboje żyją. Od razu obrócił się w stronę Vegi sprawdzając czy wszystko z nią w porządku, ale zapewne wydała mu się być w podobnym stanie do jego.
- Damy radę, musimy. Możesz dalej iść? – Szepnął ujmując jej twarz w dłonie i patrząc prosto w oczy, choć nie wiedział czy dodawał tym otuchy bardziej jej czy sobie samemu, ale usilnie starał się wierzyć w te słowa.
Z trudem wstał z miejsca i przyległ do ściany jaskini, która znacznie ułatwiała utrzymanie pionu oraz lekko odciążała organizm. Jeśli Vega znajdowała się w podobnym położeniu, to i jej pomógł wstać, a później nie puszczając jej dłoni kierował się konsekwentnie do wyjścia, pragnąć dać i otrzymać spokój stworzeniom.Vega - 23 Grudzień 2014, 11:21
Ryczenie porównywalne do startu rakiety zapewniłoby skazę w uszach, a przynajmniej w normalnych warunkach, o czym można poczytać choćby tutaj. Jednakże, w tej kopalni posiadamy magię i wszystkie skutki przyjmować mogą różne formy, dzięki czemu znane prawa i twierdzenia fizyczne bywają czasem nieaktualne. A przynajmniej taką mam nadzieję i Mistrzyni Gry trwale słuchu pozbawić nie zamierza.
Niemniej, dla Vegi musiał to być wystarczający powód do odwrotu, bo przecież takiego harmideru nie da się znieść! Nie osobie, która w pośpiechu zrzuca jeden talerz za drugim, przypala trzecie żelazko w miesiącu i drugi raz wysyła Vinniego w zafarbowanej koszuli, bo jej się proszki pomyliły - a biedak nie wie, że coś jest nie tak, bo jest ślepy.
Wycofali się i niedługo potem ich zaatakowano. Latające – tego im brakowało. Wolałaby pełzające, bo wówczas przynajmniej można by pomyśleć nad skuteczną obroną; mieć złudną nadzieję, że na taką ich stać; móc dłużej udawać, że wszystko jest w porządku… cokolwiek.
- Przestań pieprzyć! – Rzuciła mu, będąc poddenerwowana nadciągającymi lawinowo stworkami i przerażona ich liczebnością. Wtrącenie o jej „zachciance” przeszło koło nosa, ale dla Nathaniela wcale nie musiało to być tak oczywiste – mógł to uznać nawet za jedyny powód takiego, a nie innego brzmienia wypowiadanych przez Gwiazdę słów.
W pewnym momencie puściła dłoń Szopka, nie zdając sobie za bardzo z tego sprawy. Przecięła kilofem powietrze, jak gdyby niewyrzucony dysk w niedokończonym piruecie lekkoatletycznym. Przegoniła drugą dłonią kilka stworów z okolic twarzy i ponownie poczuła na niej dotyk mężczyzny.
Chciała ucieczki, już sobie za cel postawiła biec, ile miała sił, na ile pozwalałaby jej na to przestrzeń dookoła. Szkoda tylko, że ten bieg musiał się zakończyć tak wcześnie: na jednym kroku. I wcale nie tylko dlatego, że Mistrzyni Gry na więcej nie pozwoliła – towarzysz wyprawy objął ją, zapewniając osłonę. Wyrywała mu się początkowo, dopóki nie zrozumiała, co takiego czyni – chroni ją. On! Głupi, głupi! Czas uciekać!
Tak, zaczęła panikować – ukucie jej pazurów na ramieniu z pewnością nie byłoby przyjemne, dlatego miała robocze rękawice, które tylko przetarły powierzchownie skórę. Ten zmasowany atak był okropnym doświadczeniem i wcale bym się nie zdziwił narośnięcia z tym wydarzeniem fobii wobec nietoperzy, pochowanych w jaskiniach. Albo do jaskiń Krainy Luster. Albo..
Nie, czekaj! Musi ten kryształ zdobyć: Muszę ten kryształ mieć!
Spojrzała dookoła, ujrzała lej cyklonu. Krzyknęła z przerażenia, że ich pochłoną!
Ze wszech miar przeraźliwych dźwięków, choć nie zamknęła oczu, nastała ciemność.
Co z nią, co z Szopem, co z Vinnem? Czy ich nigdy już nie dane będzie spotkać? Czy to już koniec, czy lej zaprowadził ich w głębie podziemi niczym wiertło platformy wiertniczej? A może to tylko ropa trysnęła z odwiertu i ich zapaćkała?
Na którekolwiek z pytań chciałaby poznać chociaż przybliżoną odpowiedź, a nie obdarowywać się rozsianą wątpliwością, tym większą czym w kolejne wspomnienia doglądała; próbowała doglądać.
Spadała. Spadała w czerń najgłębszą, nieokrzesaną z nadziei. Nie słyszała jego nawoływań. Nawet jeśli jakieś były, z jego pochodzeniem ich nie integrowała.
Ile to trwało? ile minut, sekund? Dni, godzin? Żyć?
Nie, nie może, nie może być!
Choć podnieść się chciała, odczuła z opóźnieniem efekty upadku. Byli na powrót w jaskini – zaobserwowała paskudnym wzrokiem. Rozejrzała się wokoło i dostrzegła wyciągniętą rękę Szopka, którą chwyciła mocno i przytuliła się doń - nie tylko dlatego, by lepiej móc utrzymywać równowagę.
Sama nie miała pojęcia, czego teraz pragnie. Łzy pojawiły się w jej oczach, ale nie był to akt załamania. Wiedziała, że nie może wyjść stąd z pustymi rękoma, ale miała także świadomość grożącego im niebezpieczeństwa. Co prawda, nic poważnego im się nie stało, ale kto wie, czy to tylko ostrzeżenie, czy dobra wola krainy, czy może skutków ubocznych przyjdzie im się jeszcze (niebawem?) doczekać?
Chwycił jej twarz w dłonie i przemówił motywacją. Czy dał jej to uczucie? Powoli się nim napełniała, ale nie działo się to w zabójczym tempie.
- Czekaj, zwolnij, nie ogarniam…
Wcale z nią źle nie było – chciała, aby był po prostu lepiej niż „średnio dobrze” się poczuć. Spostrzegła czarny mur nieopodal. Wróciło niemal żywym wspomnienie o leju tworzonym przez te – pieruńskie! - stworzonka. Szukała pozytywnej myśli i w końcu takowej się uchwyciła:
- Nie zrobiły nam krzywdy, prawda? Nic ci nie jest? Jedynie nas ostrzegły, prawda?
Potrzebowała pogodnych myśli, by wspiąć się na nich i zyskać pełną jasność umysłu. Rzuciła mu się na szyję i ucałowała w policzek. Za to, że jest, za to, że ja chronił; bo gdyby poszła sama… Kto wie, jakich głupstw by już dokonała?
Taką determinacje do działania, pomimo przeciwności losu, miewała dotąd tylko w kontekście goniącego ją terminu i w końcu, po paru dniach zastoju, postępujących odkryć archeologicznych. Teraz jednak bliskość Szopa napełniała Vegę nieznaną jej dotąd energią. Nie miała myśli nazywać tego po bardziej znanym imieniu, chciała po prostu czerpać z tego radość.
- Gdy się stąd już wydostaniemy… Wynagrodzę ci trudy tej podróży, bo to ja Nas zaciągnęłam w tę kłopoty…. A zawczasu wyjść nie chcę.
Chwyciła go za dłoń, spojrzała raz ostatni na - skrzydlatych dziękuchów! - mur i ruszyli w stronę powrotną.
Oczekiwała spotkać tory wynurzające się z ziemi – potwierdzenie, że wciąż są w tym samym korytarzu, a nie w zgoła innym miejscu. Sto stóp jeszcze przyjdzie jej co najmniej poczynić do napotkania rozdroża. Dokładnie nie liczyła, ale starała się co do dziesiątek być w miarę dokładną.
- Zastanawia mnie, co jest w niezbadanej części tego korytarza. I czuję, że gdy wyjdziemy z kopalni, nigdy się tego już nie dowiemy.
Szalona nastolatka w niej się budziła, czy jak? Gdzie rozsądek, świadomość bezpieczeństwa?..
Czekaj, przecież to tylko głośne myśli, nadające motywacji, a nie poważne plany, ot co!
Napotkają rozdroże, przyjrzą się mapie i ruszą niezbadanym korytarzem.
No chyba, że coś jeszcze zapragnie ich zaskoczyć?Anonymous - 30 Grudzień 2014, 21:18 Dalszy droga przez korytarz z torami przebiegła spokojnie, żadnych zmian, ot, wracanie się po własnych śladach. Tylko jedno z stworzonek dłuższą chwilę podążało za dwójką, jednak stanęło w momencie dojścia do torów. Czyżby to była ich granica?
Po chwili już tylko pieczenie drobnych zadrapań przypominało o tym, co się wydarzyło.
Drugi tunel na początku mógł wydawać się sporym kłopotem, bo wielka dziura na samym wejściu mogła mocno deprymować człowieka i przekonywać, że nie powinien się tam zapuszczać. Zagłębienie miało kształt niezwykle głębokiego, ale niezbyt szerokiego leja, można było spróbować przejść przez nie, ale niewielka przestrzeń między nim a ścianą jakby sama się prosiła, by ją wykorzystać.
Dosłownie dziesięć metrów za dziurą okazało się, że w tym tunelu też są tory, ba, i to w o wiele lepszym stanie niż w poprzednim. Zdawało się, że nawet dałoby się jeszcze po nich jeździć, gdyby znaleźć jakiś wagonik.
Wręcz jak na zawołanie po kilku krokach trafił się taki wagonik. Miejscami rdza przeżarła go w całości, a miejscami lśnił jakby był nowy i dopiero co ustawiony. Może znajdzie się w nim trochę kryształów? Albo coś przydatnego? Choć w sumie równie dobrze może się okazać siedliskiem jadowitych węży i to tylko jeśli będą mieć szczęście co do stworzeń Krainy Luster.
Kawałek dalej stał jeszcze jeden taki wagonik. Znaczy no, powiedzmy, że wagonik. W sumie to raczej resztka wagonika. Dokładniej rzecz ujmując to samo dno i kółka ustawione na torach i jasno mówiące: "uuuużyyyj naaaas, takiego skrzypienia jeszcze nigdy nie słyszałeś, ale uuuuużyyyyyyj naaaaaas".Raccoon - 31 Grudzień 2014, 18:33 Nathan naprawdę, z całych sił pragnął zapewnić ją o tym, że wszystko jest w porządku i nie musi się niczym, a przede wszystkim nim przejmować. Lecz nie dlatego, że pragnął zgrywać przed ukochaną twardego, nie łamiącego się przy pierwszej lepszej okazji. Nie chciał po prostu, aby się nim przejmowała, czy też nie daj Boże, pomyślała, że wszystko to jej wina. Zgodził się, właściwie nie pozostawił jej wyjścia, żeby go ze sobą zabrała, dlatego powinien wiedzieć na co się pisze.
- Już wszystko w porządku, gwiazdko. Nie martw się o mnie, nic mi nie jest. Mam nadzieję, że tobie również? – Spojrzał na nią bacznie, ale szybko i na krótko objął szepcząc w jej włosy coś na podobieństwo „nie wiem czy uda ci się wypłacić”. Tym samym też próbował ukryć na twarzy lekki grymas bólu. Może i ataki stworzeń nie wyrządziły wielu szkód, ale i on w pamięci miał jeszcze swoją wyprawę do teatru, po którym to, nawet psychicznie, czuł się obolały.
Całe szczęście, że potwory pozostały niewzruszone w korytarzu, który właśnie udało im się już bezpiecznie opuścić. Dalsze użeranie się z nimi zapewne oboje by wykończyło lub co gorsza doprowadziło do takiego stanu, że jeśli choć jedno powróciłoby do Świata Ludzi, to i tak wiele. Tylko jeden, mały szpieg nie odpuścił. Musiał odprowadzić wędrowców do samego końca, do wyjścia z tego tunelu. Sprawdzał, czy przypadkiem nie zechcą wrócić? Huh, o to mógł być pewien. Kryształy, kryształami, ale resztek rozumu przy tej kobiecie jeszcze nie pozjadał.
- Nie wyjdziemy, sprawdzimy co tam jest. Przecież nie chcemy chyba wracać z pustymi rękami, bo pojawiły się pierwsze komplikacje? Idziemy zbadać korytarz, do którego od samego początku prowadziła nas mapa. – Zaśmiał się cicho, lecz szczerze. Chwycił jej dłoń, żeby przypadkiem żadne z nich nagle nie postanowiło zrezygnować, a wiadomo, że z kimś u boku zawsze jest łatwiej. Cóż, prawdę mówiąc droga, którą teraz obrali wcale mu się nie podobała. Zniechęcała do siebie w każdy możliwy sposób. Powiedziałeś A, powiedz i B. Rzucił do siebie w myślach i już pewniejszym krokiem podążał w stronę dziury.
Zatrzymał się tuż przed nią światłem latarki umożliwiając sobie dokładniejsze jej obejrzenie. Jeśli w środku stan korytarza jest podobny, będą musieli zachować większą ostrożność. Zawalenie się kopalni w niczym by im nie pomogło, chyba, że w przedostaniu się na drugą stronę. Oczywiście mówię o tej martwej. Raz szopowi... to znaczy kozie śmierć.
I nie małe było zdziwienie, kiedy spodziewając się ujrzeć ledwo co trzymające się na spróchniałych słupach sklepienie oraz zniszczone ubieganiem czasu ściany, a także napadające na nich inne stworzenia, zauważył korytarz zdający się być w jeszcze lepszym stanie niż poprzedni, który kawałkiem zwiedzili. Przetarł oczy w niedowierzaniu. Jak to pozory bardzo mogą mylić.
- Może zechce się panienka przejechać w towarzystwie osobistego szofera? – Spojrzał na nią, a następnie znacząco na stojące w niedalekich od siebie odległościach wagoniki, zdecydowanie różniące się między sobą stanem. Jednak jak już mu raz ta kopalnia pokazała, niekoniecznie musi ufać temu co na pierwszy rzut oka wydawało się lepsze.
Oczywiście obu tym wagonikom się przyjrzał, tak samo jak całą drogę uważnie patrzył pod swoje nogi. Może i latające kamyczki tej części jaskini nie zamieszkiwały, ale kto wie cóż innego dane będzie im tu spotkać? Przygotował się psychicznie, że i tym żelastwom zaraz wyrośnie po kilka par kończyn, do tego może metalowe kolce i skrzypiące dźwięki. Na takich niestety rady nie znał. Mógłby zaproponować filiżankę smaru, gdyby takowy przy sobie posiadał. Nie mniej, z całą pewnością nie znajdowały się one tu przypadkiem.
Tory sprawne, środek transportu – żyć nie umierać.Vega - 1 Styczeń 2015, 21:31 O istnieniu granicy na torach zapadających się pod ziemie nie miała pojęcia. Stworek ich gonił, później nie było po nim śladu. Ulga jeszcze szerzej zagościła w jej duchu. Zagadka zapadłych torów pozostała nierozwiązana. Bardzo chętnie zmierzyłaby się z nią, ale obecnie nie bardzo jest na to odpowiedni moment - powtórki nie chce, nie tak prędko.
Upewniła go, że nic jej nie dolega. Parę niegroźnych zadrapań było błogosławieństwem w odniesieniu do niezwykłości przygody jaka ich spotkała. Przecież takie rzeczy widziała jedynie na filmach!
Nie podejrzewała go o takie zaangażowanie w tę wyprawę. Pierwsza komplikacja, czyli odwrót i wyjście na zewnątrz - tego się po nim spodziewała. Vedze widok świeżego powietrza pomógłby odświeżyć umysł, ale wraz z tym mogłaby stracić chęci na powrót do kopalni. A po powrocie do świata ludzi byłaby rozczarowana, bo przecież mogli sprawdzić drugi korytarz. Tak się dzieje zwykle wtedy, kiedy ostrożności jest za wiele.
A filozofy śmieją powiadać, że jej nigdy nie jest dosyć!
- Ta-ak, oczywiście. Idziemy tam, to nasz cel.
Początkowe zawahanie nie przełożyło się na późniejsze słowa - chciała iść, czuła to w sobie. Od kiedy znalazła na wykopaliskach bursztynowy kompas i przypadkiem go zabrała ze sobą, a Mori pragnął go odzyskać; wie, że teraz nie może polegać na zasadach archeologa.
Czas najwyższy polegać tylko na sobie. I na towarzyszu, choć... wcale by się nie zdziwiła, gdyby MORIA go nasłała, to jednak o istnieniu takiej możliwości nie wiedziała.
Drugi korytarz zmusił do zatrzymania się już na samym początku. Objęła lej wzrokiem i stwierdziła z przekonaniem przelewanym stopniowo w wątpliwość:
- Jak sądziłam, mapa prowadzi nas w błędną drogę, w przepa-ść, aczkolwiek... - Przyjrzała się padającemu światłu z ich latarek na gzyms przy ścianie i dodała pewniejszym głosem, z delicją zaskoczenia: - da się tu przejść.
Chwytała się rowków w skale i stawiała małe kroczki. Dziecinne proste, jeśli tylko nie goni się i nie rozgląda wokoło. A o takie błędy Vegi nie ma co podejrzewać. Po udanym przejściu, obejrzała miejsce z którego przyszli.
- Zastanawiające, że ta dziura się znajduje akurat tutaj... Nie bez powodu, najpewniej.
A na takowy długo czekać nie musiała - jak na zawołanie, przed parą rozciągnęły się tory i coś kwadratowego, ciemnego, ustawionego na nich - "Wagoniki!". Przyjrzała się obu z dalsza i oceniła:
- Nie podoba mi się, że tak tutaj beztrosko stoją. Że ten w gorszym stanie jest pierwszy. Tak jakby ten ze ściankami nie nadawał się do potrzeb górników. Albo po prostu ktoś tego drugiego zanurzył podczas ostatniej wyprawy w solance. Z kolei pokonany przez nas lej jakby miał zapewniać nas o tym, że ciężkiej zdobyczy nie wywieziemy.
Zamiast analizy znalezisk, pozwolił sobie na odezwy poprawiające humor. Dobre i tyle, bo przecież to ona była dziewczyną z bystrym okiem, a on... tragarzem?
- Osobisty szofer? Wiesz, wolałabym gdybyś poniósł mnie na rękach, ale wagonik też może być.
Wybredna, nikła romantyczka, po raz kolejny nieulegająca z entuzjazmem wobec jego szlachetnych pomysłów. Bo nie lubi tej wyniosłości - żyła w tym połowę swoich długich latek - wystarczy jej.
- Sądzę, że lepiej będzie jechać tym pierwszym.
Ostrożnie podeszła do wagonu będącego w lepszym stanie, koniecznie chcąc ujrzeć jego zawartość. A raczej pustkę, bo tego się spodziewała, choć dobrej klasy kilofem czy kawałkiem skały nie pogardzi. Jak brzmi jedna z zasad wykopalisk? Nie zostawiaj niezbadanych przedmiotów i korytarzy!
Akurat tej zasadzie będzie nagminnie ulegać podczas dzisiejszej wyprawy. Musi. Potrzebuje zwiedzić wszystko. O ile tylko rozsądek nie powie, że nie powinno się, a rozwój akcji pozwoli jeszcze na taki odwrót.
Zatrzymała się o około krok od wagonu, tknięta gorąca myślą:
- A co, jeśli coś w środku jest na tyle niebezpiecznego, że nikt nie odważył się tej zawartości ruszać i dlatego korzystano z tego zniszczonego?
I już nie zamierzała samotnie, bez ubezpieczenia z jego strony, badać wnętrza.
- Zajrzyj co tam jest, jesteś przecież ode mnie wyższy.
Poprosiłaby o wzięcie na barana, ale sufit raczej na to nie pozwalał.Raccoon - 2 Styczeń 2015, 18:13 Szczerze trzeba przyznać, że Raccoon za grosz nie interesował się wszystkim dookoła tak jak Vega, nie sprawdzał dokładnie każdego jednego kamyczka, ani też nie wyczekiwał z niecierpliwością wielkich przygód, w których to z wielkim szczęściem ujdzie cało. Czy był nudnym człowiekiem czy nie, ciężko po tym określić, jednak z całą pewnością przybył tu w zupełnie innym celu niż kobieta. Nie znał się też na tych całych archeologicznych zabiegach, ani go to nie interesowało, w przeciwnym wypadku na pewno poświęciłby temu tematowi większą uwagę. Był tu, bo się o nią martwił. Jej bezpieczeństwo stało na pierwszym miejscu, dlatego może nie umiał odnaleźć choć odrobiny radości w tej niecodziennej wyprawie. Chyba już o tym wspominałam, ale podkreślę jeszcze raz – drugiej bliskiej mu osoby stracić nie zamierzał.
- W tej kopalni wszystko wydaje się być innym niż by nakazywała logika. Bardzo możliwe, że ten wagonik, który jest w gorszym stanie okaże się być nam przydatniejszym. A może wcale nie uda nam się ruszyć, bo zaraz pojawi się kolejna chmara przedziwnych stworzeń. – Pokręcił głową zastanawiając się czy Vega naprawdę pragnęła aż tyle stąd wynieść, żeby nie wystarczyło jej przejście w ścianie. Kto niby będzie to dźwigał? Ech, chyba był pierwszym i jedynym na liście kandydatów. I jak się jeszcze dowiedział do jego zadań również zaliczać się będzie noszenie Vegi. Czy naprawdę aż tak kiepskim pomysłem było jechanie wagonikiem? Skoro już tu są, można by z nich skorzystać.
- Obawiam się, że z całym twoim wyposażeniem – Tu zerknął na jej plecak. - Mógłbym nie dać rady. – Za nisko czy też nie, Nathan atletą nie był. Choć sama drobniutka Vega zapewne wiele sobie nie ważyła i z nią pewnie nie miałby większych problemów.
Podszedł do niej, kiedy sama postanowiła zbadać zawartość całego wagonika. Wcześniej nie miał myśli, że wewnątrz nich może znajdować się coś niepokojącego. Chyba dałoby już o sobie znać słysząc odgłosy, które codziennymi tutaj nie były. Może potwór spał?
- Dobrze, przyjmę na siebie te straszności, żeby przypadkiem moja Pani Archeolog nie ucierpiała. Jeśli zaatakuje mnie jadowity wąż, odessiesz truciznę z rany? – Rzucił w jej stronę nie spuszczając z nią kontaktu wzrokowego, kiedy stawał już przy samym wagoniku. Dopiero po chwili obrócił twarz zaglądając w poszukiwaniu tych wszystkich potworów.