Ogród Strachu - Obłędne jeziorko
Noritoshi - 20 Grudzień 2014, 21:55 Temat postu: Obłędne jeziorko
Między drzewami znajduje się niewielkich rozmiarów jezioro, które potrafi zaskakiwać swoją aurą. Zazwyczaj bywa spokojne, lecz bywają dni, kiedy niespokojna tafla staje się zwiastunem dla anomalii. Wówczas często pojawiają się dziwne, trwające chwile, niekompletne i ułomne iluzje tych obiektów, które w wodzie są zanurzone. Iluzje te zjawiają się nie tylko w okolicy tego jeziora, ale i na dalszych terenach Ogrodów Strachu.
Podobno kiedyś to jezioro pochłonęło kilku magików i teraz resztkami ich mocy traktuje nieproszonych gości, licząc, że okażą się kolejnymi topielcami.
-
W końcu upadł na podłogę, boleśnie. I mógł odpocząć, poczuć grawitacje.
Zrobiło się jaśniej, a wagon, zniszczony, leżał na krawędzi małego jeziora, otaczanego przez lasy i granatowo-bordową noc. Spadłeś z kosmosu, Mori, ale skutki upadku są znacznie mniejsze niż przyspieszenie jakie osiągnąłeś – powinieneś nie żyć, mówiąc krótko.
Woda chłodna, wybrzeże skalne, dno przejrzyste. Leżysz w wagonie, mając za sobą wciąż grający gramofon. Wszystko zdaje się być całkiem normalne, ale… jakim sposobem to wszystko się stało? I co to za miejsce? Ogrody Strachu, to oczywiste, ale jeszcze daleko od poszukiwanej Sonii.
Anonymous - 22 Grudzień 2014, 21:06
Ktoś pokroju mojej własnej osoby podniósł by się z podłogi klnąc szpetnie. Jednak skołowany Mori nawet nie myślał o dawaniu sygnałów, że ktoś w tym zniszczonym wagonie żyje - nigdy nie wiadomo gdzie się czają żadne krwi monstra. Znaczy tfu, wiadomo. Wszędzie. Tylko pytanie, czy właśnie w tym czasie? Oby nie, bo tak jakby Mori nie był w odpowiednim stanie by się jakoś przed tym bronić.
Czując ból w swoich mięśniach przebadał się mentalnie, gdzie ten ból jest największy po czym perfidnie zignorował jego istnienie i podniósł się na kolana podpierając przy tym dłońmi - trochę jakby szykował się do robienia pompek. Wpatrując się w podłogę zamrugał kilka razy starając się przywrócić umysł do stanu używalności. Co powinien teraz zrobić?
Uciszyć ten cholerny gramofon.
Znaczy nie, nie uciszyć! Fajnie by było, gdyby zaczął grać jeszcze głośniej, wtedy mógłby się poruszać bez obawy, że ktoś go usłyszy. Ale z drugiej strony sam fakt działającego gramofonu mógł kogoś przyciągnąć w to miejsce. Więc jednak zniszczyć!
Mózgu, proszę cię, grawitacja już wróciła, ty też możesz wrócić.
Potrząsnął głową wypuszczając powietrze. Zebrał się na tyle by usiąść i rozejrzeć się co nieco. Przedział jak przedział, prócz owego gramofonu nic wielkiego nie przyciągnęło jego spojrzenia, a w sumie samo urządzenie zrobiło to tylko dlatego, że grało tą piekielną melodię.
Był bliżej siostry niż wcześniej. Ale wciąż zbyt daleko.
Miał pomóc tej marionetce. Teraz pewnie został znienawidzony. Ale jego postanowienia się nie zmieniły.
Jednak w pierwszej kolejności siostra.
Przesunął się tak, by nie być na widoku i oparł o ścianę wagonu. Potrzeba mu chwilę odpoczynku, by móc dalej ignorować ból. Chwili spokoju by po takim odrealnieniu zrozumieć czy jego zmysły przestały już wariować. I chwili wytężenia zmysłów by zorientować się, czy nikt przypadkiem nie nadciąga i co mógłby w takiej sytuacji zrobić.
Noritoshi - 29 Grudzień 2014, 13:08
Muzyka zaczęła tracić przyjemność w brzmieniu na rzecz spowolnienia. Jeśli choć jeszcze przez moment zawahał się nad zniszczeniem gramofonu, posłyszał brodzenie dźwięków w tonacjach wyższych lub niższych – losowo – głównie o kwinty, ale także i o oktawy. Chore melodie.
Pływające krawędzie dotąd prostych przedmiotów. Nie kręcił głową, a obraz się przekrzywiał. Pokręcić chciał, by widok wyprostować? Wyszło jeszcze gorzej. Przybliżając dłoń do oczu, na niej także mógł ujrzeć to falowanie.
Oddech. Ujrzał bąbelki powietrza. Kolejny oddech – zrozumiał, że jest w jeziorze. Muzyka powolna, cichnie, zniekształcona. Wagon na dnie, a miast być ciemniej, źródeł światła na zewnątrz było wiele – całe dno pokryte małymi, lśniącymi kryształami. Magiczne kryształy, weź je!
Możesz pływać, możesz oddychać, możesz poruszać się w wodzie tak, jakby była powietrzem.
Uspokoić się najwyraźniej nie było mu dane, ale zmysły miały w czym buszować – jezioro zawdzięczało mu wiele źródeł dźwięków i sokolego wzroku. Słyszał ruchy ryb pływających wokoło wagoniku; widział doskonale, oczami wyobraźni, rosnącą roślinę pod wagonikiem. Każdy najmniejszy ruch w pobliżu był mu znany, każdy dźwięk, najcichszy, słyszał i rozumiał, skąd pochodzi.
A czy ktoś był? Na powierzchni, a owszem, był. Chcesz wypłynąć? Śmiało, ujrzysz z perspektywy trzeciej osoby wagon i to, co przed chwilą sam w nim czyniłeś.
Chcesz kryształów? Bierz garściami, bierz raz jeszcze! To na nic – przelatują przez palce i nie zdołasz ich pojmać – jakbyś chciał w garść zabrać wodę – niewykonalne.
Zasiedziałeś się w wagonie w poszukiwaniu spokoju? Zapewne przyglądałeś się tym czerwonym kotarom, zdobiącym okno. Tkanina zerwała się z szyny, zwinęła w wężową postać i rozdzieliła się na dwoje, będąc wciąż jednym węgorzem, emanującym wyładowaniami elektrycznymi, które uszkodziły gramofon, jeśli dotąd tego jeszcze nie uczyniłeś. Poruszały się idealnie symetrycznie i wypłynęły przez drzwi prowadzące na korytarz, zostawiając smugę czarnej krwi, przemieniającą się w obłoki mgiełki.
Przyjrzysz się wagonowi, a ujrzysz, że odbity jest w swojej budowie lustrzanie. Zobacz na siebie – jesteś taki doskonały, jesteś panem i władcą, wiesz to doskonale. Możesz wszystko i czujesz to w kościach.
Brednie: nieuzasadniona megalomania.
Anonymous - 6 Styczeń 2015, 17:17
No więc podsumowując - wszystko pięknie cacy ładnie, a Mori został właśnie królem wody jeziorniczej. Wody jeziora. Jeziorkowej wody królem. Jeziórem? Króziorem? Obie nazwy brzmią dziwnie, więc która dziwniejsza? Oczywiście ta trzecia. Jak to nie ma trzeciej? Pff, ślepyś!
Ale tak w sumie... Tak w sumie to o co chodzi.
Mori poruszył ręką rozganiając kolejne bąbelki oddechu. I jeszcze raz, troszkę szybciej. Czy to się nazywa zabawą? Bo ewidentnie mu się spodobało! Co tam gramofon, chore melodie doskonale pasowały do umierającej właśnie pod wagonikiem rośliny. Choć może jednak nie? W końcu zaraz obok kiełkowała nowa. A w okolicy jakaś ryba została pożarta i strawiona. A może nie? A może mu się wydawało? Nieważne. Bąbelki!
Podniósł się wciąż patrząc bardziej na bąbelki niż na resztę wykrzywionej rzeczywistości. Bo bąbelki z natury mogły mieć dziwne kształty, a ręce, nogi, siedzenia już nie. Czuł, że jeśli spróbuje skupić wzrok na czymś, co się zmienia to sam się zmieni. W pewnym sensie. Chyba. Coś w tym guście, w każdym razie. Ale pewności mi brak.
Bąbelki!
I węgorz. A może zasłona węgorza udająca? I co z tymi kryształami? Coś o kryształach słyszał, ale czy na pewno? A może to co słyszał było echem słów niewypowiedzianych? Bo nie mógł skojarzyć co z tymi kryształami jest nie tak. Prócz tego, że się nie dają złapać. Więc są całkiem nie tak. No bo kryształy zasadniczo są ciałami stałymi. Chyba że nie są? Może znowu mu się coś pomieszało? Ale przecież wszystko może, jest Królem Jeziora! Na mocy edyktu królewskiego nakazuję kryształom być zdatnymi do złapania! I nic? Bywa.
Bąbelki!
Zirytowany rzeczami na które wpływu nie ma (choć powinien) odgonił dłonią czerwony... Czerwone... Czerwoną... To coś. Nie podobało mu się. I zostanie w wagonie też mu się nie podobało. Szczególnie, że w końcu melodia zamilkła. Jak była to czuł się lepiej... Z dziwnego, niewyjaśnionego powodu, bo tak. Albo bo nie. Czy coś. Nieważne.
Bąbelki! Albo tym razem nie bąbelki.
Zamrugał odbijając się od podłogi. Umiał pływać w takim stopniu jak statystyczny człowiek. No, może odrobinę lepiej, bo takie rzeczy się przydają. Kiedyś nawet zabrali go rodzice na nurkowanie. Podczas jakichś wakacji. A może to tylko wyobrażenie? Przecież to nawet nie są jego prawdziwi rodzice. Ale jednak... Mamo, zabierz go stąd.
Po raz pierwszy w życiu nie miałby nic przeciwko, gdyby go teraz przytuliła mama... Tak odległa istota. Do której nigdy nic nie czuł. Ale - jak to u większości ludzi bywa - mama była portem stabilizującym jego życie. Nawet jeśli od dawna miał własny pokój w MORII z dala od rodziców (bo ludzie dziwnie patrzyli się na jego plecy ukrywające skrzydła, hehehe...) to jednak... Mamo!
Zamrugał. Bąbelki. Skup się na bąbelkach.
Wypłynąć przez okno? A da się? Jasne, że się da, w końcu przez jedno tutaj wpadł, no nie? Znaczy chyba tak. Więc skoro jest już jedno rozbite okno to logika podpowiada, by go użyć.
Tylko się nie utop, jak już będziesz chodzić po dnie, hehehe...
Strzeżcie się, Król Jeziora nadciąga wielkimi krokami! Znaczy... Eee... Pływami? Mniejsza, ważne, że wypłynął przez rozbite okno i skierował swe pływo-kroki ku dnu, po którym spokojnie począł spacerować. To taka urocza atmosfera, że aż szkoda byłoby, by coś się zmieniło. Tylko poddanych mógłby mieć kilku, ale i tak nie jest źle. W końcu poddanym trzeba rozkazywać, a to niesie z sobą obowiązki, a tak to ma spokój i dokładnie zero obowiązków. Miło, bardzo miło, nieprawdaż?
Aaron - 29 Styczeń 2015, 10:38
Wybrane w przedziale miejsce jest oznaką elegancji, spokoju, opanowania, ryzyka, sprawy dużej wagi, ostateczności, niewiadomej, kłopotu i sprawy przesądzającej. Czy może być wszystkim? Nie, nie może, bo gdy usiądziesz na jednym miejscu to na żadnym z pozostałych, a tylko uczynienie wszystkiego – zajęcie wszystkich miejsc naraz - jest całością.
Zatem wybór staje się negowaniem posiadania wszystkiego. A gdyby wybierać nieskończone ilości razy?
Wybierać, wybierać. Do skutku, do spełnienia, do… znudzenia.
Mori, czemu nie usiadłeś w wagonie jak należy?
Nie jesteś Altruistą, bo masz upodobanie w swojej królewskiej mości. Serdeczny przejąłby się konająca roślinką, ale dla Ciebie to nic złego. Erudytą byłbyś, gdyby za obserwacją bąbelek stał wyższy cel – na przykład próba zrozumienia, dlaczego swobodnie – i czym! – oddychasz. Nieustraszoność wyklucza wspominanie sobie mamusi, a Prawość… cóż, nie miałeś jeszcze okazji kogokolwiek poza sobą okłamać. Ale i to ci się to nie zdarzyło. I wcale nie jest to oznaką, że w tej frakcji masz upodobanie, bo z pewnością byś i do niej się niedopasował. A może jednak? Lecz nawet jeśli, jezioro tego nie wie. Nie wie.
Kim zatem dla niego jesteś? Pomyłką, błędem systemu. Nie pasujesz w swojej psychice do jakichkolwiek ram osobowości i trzeba cię zgładzić.
Mori, potrzebujesz coś upolować? Na przykład rybkę, albo skarb? Weź wędkę i poluj na jedno i drugie. Ale weź zaopatrzenie w sieć i módl się, aby nie wyskoczył pająk. Albo rekin w przypadku pierwszego wyboru.
Co dziwi bardziej: rekin w jeziorze, czy pająk tkający sieć w tymże zbiorniku?
Nie, nie ma ich tutaj, ale wędkę bądź sieć mógłbyś sobie znikąd wyczarować – tak po prostu. Spacerujesz po dnie i nie zauważasz jak coraz bardziej i bardziej oddalasz się od poziomu zero. Nie zauważasz do pewnego momentu – kiedy to robi się już zbyt ciemno by widzieć morskie żyjątka tuż pod sobą. Ciemność. I czujesz jakbyś spadał, jakbyś był w windzie. Znowu? Tak, znowu spadasz. Lecz tym razem końca nie widać, a zachowanie racjonalności w myśleniu powie ci, że zwyczajnie ciśnienie tak na Ciebie działa – chce cię zgnieść, ale nie potrafi. Oczywiście, oddychać jest ci już znacznie trudniej, ale to wciąż możliwe. I co możesz uczynić? Wszystko i nic.
I nagle złota rybka przepływa ci przed oczami, a widzisz ją jak gdyby… rybim okiem. Taki efekt. A gdybyś chciał ją złapać zaskoczysz się tym, że pływa w twoich oczach. Bo przed twarzą mógłbyś nieskończoną ilość rękami machać, zaś głową kręcić się we wszystkie możliwe i niemożliwe strony – a rybki ani nie dotkniesz, ani nie przegonisz. Złota rybka. Takie maja jakieś moce, prawda? O co ją poprosisz?
Anonymous - 4 Luty 2015, 14:43
//Stwierdzenie o zajęciu wszystkich miejsc na raz podsunęło mi wizję bardzo, bardzo grubego człowieka. To była zła wizja. XD
Krok za krokiem, pływ za pływem. W te i we wte, krążąc po okolicy i właściwie nie wiedząc po co to robi. Myśleć czy nie myśleć, oto jest pytanie. Bo nie chciał myśleć. Ale chyba powinien zacząć. Bąbelki były dobrym kierunkiem do skupiania uwagi, ale nic poza tym. A chyba powinien odwiedzić sąsiednie królestwa, czyż nie? Jakie sąsiednie królestwa, przecież tu nie ma sąsiednich królestw, tu nawet nie ma jednego sensownego królestwa, jest tylko samozwańczość.
Właśnie, samozwańczość. Samozwańczy króziór. Samozwańczy jeziór. Nawet nazwy są beznadziejne. Zarzućmy samozwańczość na rzecz logiki i otrząśnijmy się z tego wszechogarniającego idiotyzmu...
Otrząsnął się. Za późno. Ciemność, ucisk, spadanie. Niemiło, oj niemiło. Tak zwane ciśnienie to wredna rzecz. Uciska całe ciało w tym umysł, jakby chciało zapobiec uciekaniu lub wstępowaniu myśli. Ale chyba jednak bardziej pojawianiu się, bo nic nie mógł wymyślić. A może to dlatego, że chwilę temu wyzbył się myślenia? Ale krótsza chwilę temu postanowił je przywrócić, więc gdzie się podziało? Uciekło wraz z światłem, a może ciśnienie przygniotło je do podłoża?
A może ktoś złowił jego myślenie na wędkę? Albo zjadła je ta złota, złota rybka?
Złota rybka? Co tutaj robi złota rybka i dlaczego ją widzi? Wyciągnął rękę by ją złapać. Od tak, bo w końcu myślenie mu się utopiło. I co? I ręką machał i rybki nie było. Znaczy była. Ale nie tu. Nie przed nim. W nim. W oczach. Ależ to musiał być komiczny widok dla tych, co na niego patrzyli. Rybka pływająca w oczach... W jednym czy w obu? A może przepływała swobodnie pomiędzy oboma jakby była w akwarium?
Pytania mnożą się i mnożą, a z oddali dochodzi coś jeszcze, co nie pochodzi od Moriego, a co pojawia się dzięki naszyjnikowi. Ból, zamęt, niepewność. To jego siostra. Jego siostra mająca gorzej niż on. Jego jeszcze nic nie boli. Ale zacznie, jeśli będzie przebywał w takim ciśnieniu dłużej. Wydostać się stąd. Udać do siostry.
Złota rybko, spełnisz jedno życzenie?
- Zabierz mnie do siostry - powiedział, czy postarał się powiedzieć, wszystko jedno. Bąbelki. I życzenie pomyślane i wypowiedziane. I złota rybka obecna. Tylko czy to tak działa? Nawet jeśli nie to uświadomił sobie, że powinien się ogarnąć i do siostry przybyć z pomocą. To by dużo pomogło. Plan na dziś - odnaleźć siostrę i ją wspomóc.
Aaron - 12 Luty 2015, 01:18
Mamusiu Ciemnogrodnicko! Ślimaku Ryboustny! On naprawdę chciał by ta rybka, rybeńka najsłodsza razy dwa, mu życzenie spełniła I to nie trzy a aż jedno? To się nie kalkuluje! No bo jak jedno podzielić na dwoje rybek?! Trzy życzenia da się, bo przynajmniej po jednym dostaną i ostatniego nie spełnią. Ale żeby jedno spełnić? Spełnimy je dwukrotnie, zawołała radośnie jedna do drugiej w mocy telepatii. Znaczy, tak mi się zdaje, bo były wytworem tak nierealistycznym dla zasad magii, a realistycznym dla Moriego, że, koniec końców, życzenie odnotowano i spełniono. I nie odnotowano i nie spełniono także. Każda rybka po swojemu. Taka bilokacja cząstek.
Ale jak to?! Ano prosto. Jedno oko widziało inaczej, drugie inaczej.
Patrzysz – dycha. Prześwietlisz – dycha. Cholerna reklama, włazi mi w uporządkowany bieg nieuporządkowanych myśli.
W każdym razie już w tym jeziorze w pełni nie byłeś. Zaraz, czy kiedykolwiek byłeś, czy ci się tylko przyśniło? Sen? Nie, to nie w stylu tej krainy, która kocha swoją magię i chcę ją obdarowywać na jawie. Tu i tam, i tam, i wszędzie.
Jesteś tu swoją lewą połówką ciała, czyli prawą półkulą mózgu.
Mirana - 30 Listopad 2015, 10:57
Droga do Lehtaki powiodła ich przy brzegu małego jeziora. Rozglądała się wokoło, starając się rozpoznać jak najwięcej gatunków roślin. Jak się spodziewała, rosną tu pospolite dla Świata Ludzi i Krainy Luster, ale miejscami odkrywała nowe gatunki bądź nowe rodzaje. Momentami tak bardzo oddawała się obserwacji, że oddalała się od Dachowczyni bądź wchodziła na nagle pojawiające się w podłożu skały. Wtedy jednak powracała do towarzyszki, jak gdyby nigdy nic, po czym znowu obserwacja prowadziła ją za rękę.
Jezioro było pierwszym zasobem wody, jaki Mirana w tych ogrodach napotkała. Postanowiła skorzystać z niego, posilić się.
- Pozwolisz, że przystaniemy na moment.
Powoli usiadła przy brzegu muskanym spokojną taflą wody. Kolejno zanurzyła się po kolana, dłonio-gałązkami pryskając się cieczą po twarzy. Miłe orzeźwienie. Czasem potrafiła w wodzie pół dnia spędzać, ale tym razem po kilku minutach powiedziała sobie dość.
Gdy wyszła z jeziora, wydawała się być żywszą, zieleńszą, może nawet trochę większą.
- Dobra jest, czysta – skomentowała stan jeziora, powracając do Anastasii.
Anastasia - 7 Grudzień 2015, 13:31
Obszerna wiedza posiadana przez Miranę na temat roślin, naprawdę kotce imponowała. W ciszy wsłuchiwała się w jej słowa, a wtrącała jedynie jeśli miała jakieś pytanie. Choć przyjemności wcale długo nie trwały, bowiem Strażniczka zaczęła podążać częściowo własnymi ścieżkami, jak sądziła Anastasia, starając się zapoznać z nowymi gatunkami – bo przecież w tym celu zdawała się zjawić w Ogrodzie Strachu. Straszka zamilkła więc, sama również oddając się kontemplacji otoczenia, jednak pod nieco innym kątem. Wzrokiem starała się wyłapać tutejsze bestie, które jak na złość, wcale pokazać się nie miały zamiaru. Cóż, może to i lepiej, ponieważ miała ona więcej czasu na kontrolowanie sytuacji dookoła, aby nie dać się zbyt łatwo złapać w pułapkę tego podstępnego miejsca.
Właśnie mijały niewielki zbiornik wodny, który w normalnych okolicznościach Hebi ominęłaby szerokim łukiem, lecz Mirana – czy ona specjalnie dotykała wszystkich kocich fobii? - zechciała przy nim na chwilę przystanąć. Dobrze, niech jej będzie.
- Oczywiście, nya. – Sama w stosownej odległości od jeziorka, usiadła na kępce trawy i pozostawała jedynie obserwatorem.
Z początku patrzyła na towarzyszkę, jednak gdy uświadomiła sobie, że poczucie nieustannego, zaciekawionego wzroku może być krępujące dla obcych sobie osób, natychmiast zamknęła oczy oddając się chwili rozmyślań i skierowała twarz na niebo, tym samym zadzierając wysoko głowę.
Nabrała głęboko w płuca powietrza, nasłuchując czy jej serce wydaje charakterystyczne dla siebie uderzenia, czy zwalnia przez to, że przestała dostarczać tlen… Zamiast tego do puchatych uszu dotarł dźwięk zbliżających się kroków, a pierwszym, co ocuciło jej czujność były chłodne, mokre kropelki na twarzy. No tego było za wiele! Naprawdę starała się być miła, a ta roślinka, jeszcze ma czelność ją moczyć, tak?!
Otworzyła gwałtownie oczy, co dopełniło całości obrazu gniewnej miny. Mało nie warknęła z irytacji, zanim uświadomiła sobie, co rzeczywiście było tą niewielką kroplą.
- Śnieg? – Zdziwiona wystawiła rękę łapiąc jeszcze kilka płatków na palce, choć pod wpływem wyższej temperatury zaczynały się roztapiać. Wyższej, nie znaczy, że żywej. – Chcę tu jeszcze chwilę zostać, jeśli masz coś przeciwko, to nie będę cię zatrzymywać, a później odnajdę. Posiadasz dość, nya… charakterystyczny zapach, nawet na tle tylu roślin. – Nie wiedziała czy ta zmiana pogody będzie służyła Miranie, chociaż sama nie lepsza, w sukience pragnęła czekać na większy opad. Ale co jej szkodziło? Czy nie żyjąc mogła jeszcze zamarznąć?
Mirana - 9 Grudzień 2015, 16:27
Może po prostu Mirana zna się na Kotach? Nie, to też nie to. Uznać więc będzie trzeba, że Straszka przebywa w tym miejscu po to, aby walczyć ze swoimi fobiami. Ha! I oto prawdziwy powód prób panowania w tych przestrzeniach, oto cały misterny plan! Szkoda tylko, że Mirana go nie rozszyfrowała.
A śnieg? Śnieg już nie raz jej towarzyszył, pewnego razu było go pełno w lasach za Glassville - roślinki nim spowite pogrążone były w głębokim śnie, było ponuro i brzydko. Iglaste drzewa jednak zostają zielone na ten czas, bardziej manifestują swój żywot. I tak przyjemnie kolcami kajają!
Spojrzała w niebo, a płatki śniegu osiadały i na jej twarzy. Strażniczka wypatrzyła wysoko nad nimi bezkres szarej powłoki, najpewniej opad lada chwila się nasili. Czerwień Otchłani zanikła - porzucona poza zasięg wzroku, nie miała już w tym miejscu wpływów.
- Och, już mnie obwąchałaś?! - oburzyła się, spoglądając na swoje ptaszyny. Nie ma co jednak na wrogość liczyć - serdeczny uśmiech pozostawiał wszystko w granicach żartów.
- Myślę, że nie trzeba ci wiele czasu by zostać bałwanem, bo lada chwila się rozpada na dobre... Koci bałwan, a to ci dobre!
Powinna się bardziej martwić o siebie i opuszczające ją liście przy gwałtowniejszych ruchach. Och, Mircio, chyba twoja postura, choć nadal drzewa, zaczyna tracić z życia!
Postanowiła więc zakorzenić się tutaj, o, tak przy jednym z mocarniejszych drzew, akurat z rzędu sosnowatych. Jej postać kurczyła się, przybierając kobiece kształty, wydatne piersi, szerokie biodra., delikatną cerę twarzy, proste i długie włosy. Zielonkawa początkowo skóra z czasem bledła, choć wciąż mając na sobie ślady tego barwnika w postaci przebarwień. Po chwili była niedaleko Anastasii - jak natura stworzyła. Jedynie nogi Mirany splatały się w jeden zielonkawy pieniek, korzeniem kończącym się pod ziemią. A okoliczna natura mogła być na jej usługi.
- A w tej postaci jaki mam zapach, Anastasio? - zapytała z niesktywaną ciekawością swoją towarzyszkę, być może przy tym wytrącając ją z kolejnego obdarowywania uwagą opadu śniegu.
Trzeba w tym miejscu zaznaczyć, że posiada w większości roślinne komórki, choć organy nadal ma w swoim ciele człowiecze. A jak bardzo to możliwe z medycznego jest punktu widzenia, nie jest nieistotnym.
A gdzie jej królik? Cóż, niebawem tylko oczy będą mu wystawać na tle zapowiadającego się bogactwa śniegu!
Anastasia - 10 Grudzień 2015, 20:28
Gdyby Mirana rzeczywiście była zła na kotkę za zarejestrowanie jej zapachu, ta wcale by się nie przejęła. Byłby to naprawdę nieuzasadniony, wręcz lekkomyślny powód. Bo czy widziała, żeby ta chodziła dookoła niej, narzucała się tym samym naruszając przestrzeń osobistą? Nie. Węch nie na tej zasadzie działał, szczególnie ten bardziej wyczulony. Wystarczyło, że kroczyły obok siebie pewien czas, a woń sama się rejestrowała w głowie Straszki. To naturalne. Sama nie miała pretensji o odstające gałązki z ciała Strażniczki, więc lepiej niech ta wypowiedź wciąż pozostaje w strefie żartu.
Zbyt dożo negatywnych impulsów z zewnątrz mogło fatalnie wpłynąć na zachowanie Anastasi, lecz na szczęście był ten śnieg, na którym uwagę skupiała, nie przejmując się ani trochę… A nie, zaraz. Nazwanie jej bałwanem zrozumiała nieco inaczej, niż autorka starała się przekazać. Koci ogon zaczął nerwowo wirować w powietrzu, co rusz przecinając lub wprawiając w większy ruch opady śniegu. Ale milczała.
I nawet transformacja Mirany nie wywołała pożądanego wrażenia, ot została przyjęta z lekką aprobatą, choć i nieukrywanym zdziwieniem.
- Zapach nie jest kwestią formy, a samej osoby. Dlatego, nawet jeśli magicznie się zamaskujesz zmieniając wygląd, będę w stanie cię rozpoznać. To dość przydatne, kiedy wiesz, że posiadasz wielu, nyahaha, wrogów. – Tutaj nie chciała tworzyć sobie kolejnego. Ale cóż miała poradzić, że są osoby irytujące bardziej niż zamierzają? Może wina nie leżała po ich stronie? Może to z nią było coś nie tak?
Czcze gadanie. Świat nagle się zmienił, gdy czyjeś ręce spłynęły moją krwią. Dlaczego akurat wtedy, nya? Dlaczego teraz moje ręce spływają przezroczystością? Nie chcę pamiętać...
Otrzepała suknię z białego puchu. Mirana miała rację, rozpadał się jak szalony, ale to chyba uroki magii. Możliwe, że jeszcze lada moment i będą w nim brodzić po pas, a przynajmniej Hebi, bo towarzyszka zdawała się oczekiwać tego, że śnieg będzie się wokół niej gromadził.
Obeszła więc pień, tworząc ścieżkę, która nim zatoczyła okrąg, stawała się niewidoczna.
- Zamierzasz tu zostać? Czy w śniegu nie będzie ci wygodniej w ludzkiej postaci? – Strzepała osiadłe białe płatki na swoim czarnym warkoczu. Tak miło sobie przypomnieć, że kiedyś były innego koloru… - Lecz skoro już tak utknęłaś... – Chwilę później cztery ogony stroszyły się od zimna, ale nie zostały wezwane na daremne. Z całą pewnością posłużą lepiej niż wyziębione dłonie jako śniegowa łopata.
Zaczęła usypywać wysoką górę tuż obok zakorzenionej kobiety, a jej wysokość i zapewne możliwość sięgnięcia jeszcze wyżej swoimi roślinnymi atutami były tutaj ważnym aspektem. Hebi z początku miała plan ulepienia kopii towarzyszki. Ale tyle tam szczegółów, pracy przy tym… Że na samą myśl, lenistwo dało o sobie znać. To jednak nie wykluczało stworzenia czegoś innego, a jednocześnie uroczego – takiego o Faucibusa!
- Może ruch pozwoli ci nabrać z powrotem kolorów.
Mirana - 11 Grudzień 2015, 00:37
Nerwowo wirujące ogony nie zwróciły jej uwagi wtedy, gdy dowiadywała się właściwie rzecz biorąc, podstawowych informacji o zapachu. Wie, że koty mają dobre zmysły, ale nie miała okazji się przekonywać o tym na własnej… korze? Pachnie jak roślina, ale teraz rośliny w niej trochę mniej. Ona nie traktowała tego jak magii, bo magia pozwalała powstawać czemuś z niczego – rośliny oddała podłożu, obieg zachowany, nic się nie marnuje, nic z niczego nie powstaje.
- Nie maskuję się, moja… – Przygryzła wargę. Obawiała się zdradzenia swoich słabych stron, obawiała się tego miejsca i samej Kotki, choć w gruncie rzeczy ciekawa była z niej towarzyszka. Ale znowuż, na wspomnienie o wrogach… no cóż, sama nie wiedziała. - Przyjmuję taki wygląd jaki wokoło panuje klimat i czuję się na siłach przyjąć… uboższą wersję. – Jakoś z tego zakłopotania się wydostała.
Opad się nasilał, był ogromny, a Mirana bez oporów przyjmowała go na siebie. Nie odczuwa zimna, temperatura nie ma dla niej dużego znaczenia. Przynajmniej dopóki nagle nie ma swoich wahań i nie jest… wysoka!
Jednak nie z powodu bieli tak przycumowała – tu rozchodzi się o jej moc kontroli roślinności. Poczuła się dziwnie, choć nie aż uwielbioną, ale i też nie tylko zauważoną, kiedy Kotka ją obeszła.
- Lepiej, ale… spokojnie, wszystko w swoim czasie.
Obserwowała poczynania Dachowczyni ze śniegiem. Jej ogony ciekawie radziły sobie z puchem. Bałwan zyskiwał pierwszą kulę, a wówczas Mirana, widząc jak wokoło ilość śniegu wybywa, a opad mimo wszystko nie jest lejącym się nieustannie wiadrem na skrawek powierzchni, zdecydowała się przygarnąć trochę świeżego budulca.
- Odsuń się na moment, proszę. – Zaproponowała Anastasii, kiedy ta była w trakcie lepienia dużej bryły.
Zaprosiła przez korzenie swoje i pobliskich roślin, ich gałązki do poruszenia się. Głównie te iglaste okazy, aby gwałtownym ruchem zrzuciły swój nadmiar śniegu. Na potężnych gałęziach sosnowatych śniegu nagromadziła się co nie miara. Ten spadł wokoło Strażniczki Gaju, na bałwana oraz na nią samą, robiąc z niej właściwie drugiego. Ledwo głowa wynurzała się ze sterty śniegu.
Gdyby Anastasa nie chciała się odsunąć, byłaby trzecim, po sam czubek głowy!
- Proszę, masz piękny nadmiar śniegu, a teraz poproszę byś pomogła mi się odkopać, bo też chcę ci przy bałwanie pomóc!
Ku zaskoczeniu Anastasii, Mirana nie była już korzeniami połączona z ziemią – stała się też niższa, choć nadal o prawie głowę ją przewyższała. Będąc całkiem boso bez ani jednego listka czy gałązki, ze szczerym i pogodnym uśmiechem na swojej młodziutkiej twarzy, wspierała ją przy formowaniu postaci. Dłońmi przygarniała śnieg, nabierała go i przygarniała do ciała, przenosząc z miejsca na miejsce. Pewnie każda inna osoba uznałaby ją za chora na umyśle, ze tak naraża się na hipotermię - ta jej jednak nie grozi. Bałwan nabierał kształtów, zachwycał swoją wielkością. Osobiście nie znała tego stworzenia, ale wiedziała, do czego Dachowczyni zmierza.
- Szkoda, że nie mamy lodu, byśmy mu piękne zęby mogli wyrzeźbić. Chociaż… może jakieś sople trzymasz na ogonach? W ogóle, właśnie, pierwszy raz widzę Kotkę z aż tyloma. Wyglądają bardzo uroczo. Mogę?.. – zapytała nietypowo dla siebie, bo błagalnym nieco tonem, dłońmi kręcąc się w pobliżu jej puchatych atrybutów.
A co z króliczkiem Mirany? Postanowił sobie wyrządzić wybieg na puszystym śniegu.
Anastasia - 11 Grudzień 2015, 15:22
Nie uważała, aby przybieranie uboższej wersji uboższej w tym miejscu było rozsądnym posunięciem. Czy w ogóle w jakimkolwiek było. Choć uboższa, nie musiała wcale równać się słabsza, tak raczej została odebrana przez kotkę. A póki co szczęście im sprzyjało, no i Anastasia pozostawała w czujności, nawet odnajdując pozorne elementy radości wśród sześcioramiennych płatków. Przecież nie będzie starała się niczego Miranie narzucić, widać, że nie chodziła po świecie pierwszy dzień, dlatego zadbać o siebie na pewno umiała. Zastanowiło ją tylko, czemu ta forma miała w tym momencie służyć. Bo czemuś musiała, skoro kobieta odkładała odpowiedź w czasie.
Ale widocznie już niedługo dane jej było się dowiedzieć, może nawet przekonać na własnym futrze bardziej, niżby tego pragnęła. Grzecznie odsunęła się od nabierającego odpowiednich kształtów bałwana, mając tylko nadzieję, że Strażniczka nie zmierza psuć jej roboty. Obserwowała poruszający się delikatnie roślinny krajobraz i nastał moment odpowiedzi – śnieg zebrany przez ten czas na gałęziach powyżej, spadał teraz niczym ten z nieba prosto na Faucibusa oraz Miranę. Hebi nie wyszła z tego cała, puch w małym stopniu również i jej dosięgnął, bo choć oddaliła się o kilka kroków, nie była to odległość wystarczająca. Otrzepała ramiona i ogony, ale z niby-czapki, która uformowała się na jej głowie zebrała sporą garść, następnie zbijając ją w twardszą kulkę. Tak, zdecydowanie musiała się odwdzięczyć, no a skoro Mirana się zakorzeniła…
- Skoro już tyle go przy sobie masz, to odrobina więcej ci chyba nie zaszkodzi. – Pierwsza z kulek poleciała w jej stronę. Pierwsza, bo druga już się formowała i jeśli Strażniczka niczym się nie osłoniła, to mogła oberwać dwa razy wsłuchując się przy tym oczywiście w koci śmiech.
Ale kiedy ta poprosiła, by ją odkopać, Straszka zaprzestała rzucania i chuchając na zmarznięte dłonie, podeszła pomóc, tym razem ogonami odgarniając śnieg. Ku szczeremu zdziwieniu, Mirana nie wyglądała już drzewiaście, a bardziej kobieco. Znów miała nogi! Co znaczyło, że teraz łatwiej może się odegrać lub sprawniej pomóc lepić bałwana. Na wszelki wypadek, gdy odśnieżanie dobiegło końca, Anastasia sprawnie się oddaliła, chowając po drugiej stronie bałwana i twierdząc, że to niby tam teraz lepiej będzie jej się lepiło.
Z każdą chwilą przebywania wśród tego chłodu, ciało odmawiało posłuszeństwa, więc dla utrzymania ciepła owijała się ogonami. Te jednak były w większości mokre, miejscami zlepione zamrożone futro kuło, co tylko pogarszało sytuację. Przydałyby się suche…
- Lód? Bierz ile tylko chcesz, nya, tylko mnie ziębi. – Sama przeczesała jeden z ogonów wyciągając kilka drobnych sopli oraz jeden pokaźniejszy. Wbiła je jako uzębienie bałwana i rzeczywiście nabrało to wygląd prawdziwego stwora z Ogrodu Strachu.
Dziwnym dla niej było, że ktoś chciał zmacać jej ogony, choć przecież takim kociakiem do przytulania i głaskania kiedyś pragnęła być. A teraz co? Ha! Czy przypadkiem nie miało to być na wyłączność dla Wilka?
- Czego oczy nie widzą… Oczywiście. Ale to nie jest mój limit, takich przyjemności mogę mieć więcej, nya! – Obecne cztery zaczęły się rozdzielać, tak, że ostatecznie była ich cała dziewiątka, a żeby nie było mało, to wszystkie one nabrały masywności, objętości, były jeszcze bardziej niż kocie!
Tych nowych jednak nie oddała w ręce Mirany, a owinęła wokół siebie, by w ten sposób ogrzać dygocące ciało.
- Chyba czas wrócić do normalnej temperatury, bo ta zdecydowanie mi nie służy. – Nawet wydychane powietrze przestało się unosić w postaci pary. Ale czy cały Ogród był spowity śniegiem?
Mirana - 11 Grudzień 2015, 19:13
Nie spodziewała się zaatakowania śnieżkami, to było właściwie niesprawiedliwe - stała jak drzewo, bezbronnie! Ach, żeby to była takim drzewem, to by pewnie nie miała powodów czuć się dyskryminowaną - nie zaznałaby wszak nigdy jakiejkolwiek czułości, bo kto poza nią tak potrafi o rośliny dbać?
Hej, przecież Mircia nie myśli tak płytko i egoistycznie - od wielu lat poszukuje istoty takiej jak ona, pełnej chęci sprawowania opieki nad tym królestwem. I może właśnie Anastasia jest na pewien sposób właśnie taką osobą?
- Och Ty Kocie! - krzyknęła. Mimo wszystko uderzenie śnieżką można było niemile odczuć. Kiedy zaś poleciała druga, uchyliła się, dzięki czemu śnieżka tylko trochę musnęła w jej lico i włosy.
Podczas odkopywania, jedna z dłoni skrzętnie ukryła się z gotową kulką, którą zaatakowała kiedy Anastasia była w pobliżu. Prosto w twarz, ale na jej szczęście małą i niezbyt zbitą. Przecież nie chce jej ani zranić, ani tym bardziej zalać szklankami topiącego się puchu. Miała też w pogotowiu drugą, ale puściła ją wolno pod siebie - nie chciała się naprzykrzać, wszak ona jest ciepłolubna.
Oderwała kilka sopli z jej ogonów, kucając przy nich i gładząc mięciutkie futro. Kiedy dołączyły kolejne, usiadła pod nimi w nadziei, że będzie mogła w ich dziewięciu sztukach utonąć - niestety tylko część była dla jej dyspozycji. Stały się jednak bardzo puchate i długo Strażniczka nie zamierzała zaprzestawać tonięcia w przyjemnym puchu ogonów.
- Piękne są, takie miłe w dotyku, przyjemnie łaskoczące.
Się dziecko w niej obudziło, ale czas najwyższy był zająć się bałwanem - Kotka przez przejście w inną część tworzonego stworka dała jej znać, że zabawa na ten moment jest skończona.
Wstawiła lodowe sople w śnieg, zadowolona z utworzonego uzębienia. Gdyby się dało, spróbowałaby uczynić wewnątrz paszczę, ale to nie ma być igloo tylko bałwan, prawda? Poza tym, śnieg jest zbyt puchaty na takie wymyślne kształty.
- Ładnie wygląda. I chyba się cieszę, że nie potrafi, em, zjadać. Nie bardzo przyjemnie wyglądają mięsożerne drapieżniki. Owszem, roślinożerne powinny mnie bardziej niepokoić, tyle tylko, że one przede wszystkim nie polują, a i dla nich zazwyczaj nie wyglądam jak drzewo, a przecież obieg w przyrodzie jest nieuniknionym. Ja tylko staram się go pozbawiać bólu i błędów.
Faucibus drgnął, tworząc kilka pęknięć w zbitej formie - jedno przebiegło przez paszczę, inne przy kończynach. Zaskoczona Mirana, niespodziewanie przylgnęła do Anastasii, stając przy jej boku. W takich sytuacjach się powinno uciekać, ale....
przecież to zwyczajny śnieg jest!
Och nie, jego łapka faktycznie się poruszyła, uniosła ku górze!
- O nie... - szepnęła, wyraźnym gestem dłoni zwołując swoje stworzenia. Wystarczyło, że jedna ptaszyna ją obserwowała, by dać znak drugiej oraz Kicającemu.
Anastasia - 12 Grudzień 2015, 16:47
Mimo usilnych starań, znalazła się w zasobach Mirany śnieżna kulka, którą Topielica oberwała, a ze względu na to, że nie była zbyt mocno zlepiona, szybko się roztrzaskała na kawałki, które częściowo rozproszyły się po sukni, a częściowo wpadły pod nią. To jednak w żaden sposób jej nie zraziło. Istniała dziwna, niezrozumiała do końca przez nią samą, grupa osób, które akceptowała bez względu na wszystko, których nie planowała krzywdzić, żywić się nimi, a w miarę normalnie spędzić czas, jak na kota przystało. Należała tam między innymi Ymel, ale chyba przez wzgląd na to, że przyjemnie spędziły razem czas za bycia Dachowcem oraz Sette, choć ta już nieco mniej, bowiem potrafiła działać na nerwy – teraz jednak miała od niej znów spokój. I na drodze stanęła nowa pani, Pani Roślinna. Zapowiadała się ciekawa znajomość.
A prawienie komplementów, tylko mile łaskotało Strachowe ego, był to dobry trop by zaskarbić sobie jej sympatię, jeśli wyczuwała w takim stwierdzeniu szczerość. Oczywiście nie tyczyło się to osób, które już wcześniej zdążyły jej podpaść! Może właściwie nie chodziło tutaj o odpowiednie rozegranie podejścia Hebi, może ona po prostu stawała się coraz bardziej cywilizowana? Godziła ze śmiercią, z tym kim była? Może będzie grzeczna? Nyahahaha. Niedoczekanie.
Otulona puchem swoich ogonów obserwowała dzieło ich rąk i wspólnej pracy. W pewnym sensie liczyła na to, że przełoży się ona na poważniejsze sprawy, choć małymi kroczkami może do tego celu dotrze. Ważne, że nadarzyła się okazja, aby sprawdzić, czy się nie zagryzą.
- Faucibusy są bardzo urokliwymi stworzeniami. – No tak, jej dziwny gust. - Ale i niebezpiecznymi, nyah, trzeba przyznać. Jeśli nie jest to oswojona bestia, to lepiej uważać i mieć się na baczności. Ten jednak wygląda absolutnie bezpie... – Przekrzywiła głowę na bok, zdziwiona co też śnieg wyprawia. Ruszał się? Że tak sam z siebie? Nie, coś musiało jej się przywidzieć. To przez wady konstrukcyjne – żadna z nich chyba budowlańcem nie była.
Ale kiedy spojrzała na Miranę, ona również wyglądała na zaniepokojoną, a Faucibus, choć już niemalże cały śnieg z siebie zrzucił, wciąż posiadał formę i wygląd tego rzeczywistego. Niemożliwym było, aby jakiegoś przypadkiem zakopały! Takich rzeczy nie da się przeoczyć. Śnieg ożył, to jedyne wytłumaczenie i choć nie było logiczne, to zdawało się prawdziwe. Kotka wolała nie ryzykować testowania, czy również jego moce oraz paszcza w całości połykająca ludzi są w stanie im zaszkodzić. Należało wiać, czym prędzej. Rozgrzać w końcu zmarznięte ciało.
- Nie wygląda to dobrze, uciekajmy. Pozwól, że posłużę pomocą, będzie szybciej, nya. – Rzuciła widząc jak pokracznie bestia stawia kroki, a chwilę później kamienie na jej bransolecie błysnęły fioletem, sama Anastasia zaś przybrała ponownie formę białego konia z czarną grzywą. Oczekiwała, że Mirana na nią wsiądzie i razem pogalopują do Lehlaki. Królik zdąży pokicać za nimi, a i ptak nie powinien mieć przecież problemu z ucieczką.
|
|
|