Karty Postaci - Wędrówka Królika
Anonymous - 27 Grudzień 2010, 14:02 Temat postu: Wędrówka Królika ów poniższy "pamiętnik" opisuje wędrówkę Białego Królika po świecie ludzi. Nie wliczane są tutaj dni spędzone w Krainie Luster, a jedynie te na Ziemi.
Dzień 11, świat ludzi.
Ludzki świat zawsze wydawał jej się niezwykły z tą swoją zwykłością. Niby na każdym kroku normalność jest wręcz oślepiająca, jednak dla Ali te istoty i tak są zadziwiające. Ich technika, te komputery, komórki, szybkie pojazdy, jeżdżące na paliwo... To wszystko próbuje objąć rozumem, ale czuje, że to ją przerasta. Na dodatek nie powinna zbyt wiele czasu spędzać w tym świecie, w końcu Moria węszy.
Najbardziej Havoc upodobała sobie literaturę. Czytając wymyślone przez ludzi historie, czasami ma takie dziwne wrażenie, że powróciła do Krainy Luster. Aż tu nagle podnosi wzrok i przypomina sobie, że nadal jest w świecie ludzi! Fantastyczne! Jakież te istotki mają rozumki wielkie!
Dzień 12, czyli kolejny dzień w świecie ludzi.
Panna Havoc spędziła ten dzień w parku. Życie tych istot ludzkich było fascynujące, toczyło się tak szybko, jak życie tych czarnych mrówek pod jej stopami. A tak, przejdźmy do tych małych zwierzątek, które z taką zawziętością dźwigają kawałki listka. Dziewczyna pochyliła się do przodu, obserwując te drobne żyjątka. Jedna z mrówek właśnie taszczyła ze sobą jakiegoś innego robaczka. Alias nie potrafiła stwierdzić, co to za stworzenie, więc przeszła do następnej robotnicy. Ta już tradycyjnie dźwigała listek. Kolejna natomiast kostkę cukru. A jeszcze następna chyba rodzynkę... Cholera wie, czy to była rodzynka. Havoc w takim razie poddała się i zmarszczywszy brwi podniosła wzrok, rozglądając się zaraz po okolicy. Niedaleko niej stała budka z lodami. Własnie jakiś mały dzieciak kupował sobie kilka gałek za ciężko zarobione pieniądze rodziców. Dalej para nastolatków obściskiwała się na ławce, chcąc pokazać całemu światu, jak to oni bardzo się kochają, itd. Alias czasami miała ochotę się załamać, bowiem może i ludzie są tacy niezwykli w ten swój zwykły sposób, jednakże niekiedy potrafią być głupsi, niż te tam, mrówki w dole.
Dziewczyna z westchnieniem przygładziła bojówki na kolanach. W świecie ludzi lepiej chodzić ubranym jak ludź, znaczy się, człowiek. Tak, lepiej się nie wyróżniać ubiorem, wtedy biorą cię tutaj za chorego umysłowo. No cóż.
Wyprostowała się i odwróciła twarzyczkę w stronę zachodzącego słońca, ogrzewając blade policzki ostatnimi promieniami. Wstała zaraz, rzucając jeszcze jedno spojrzenie mrówkom, po czym skierowała się do centrum. Tak zakończył się jej dwunasty dzień na tym świecie.
Dzień 42
Alias ma już jako takie pojęcie o ludziach, ich zwyczajach i nawet nauczyła się kilku słów z niektórych języków. Nadal jednak nie potrafiłaby rozmawiać z którymś z nich twarzą w twarz. Odczuwa strach? Nieśmiałość? Ani jedno, ani drugie... Chociaż może trochę się bała, że poprzez sposób wymawiania słów odkryją kim jest i skąd pochodzi. Tak więc nie zamieniała zdań z ludźmi, póki nie nadszedł dzień czterdziesty drugi.
Tego dnia szła po prostu przed siebie, prawie po pustej ulicy. Było południe, a dziewczyna nie miała pojęcia, czemu wokół nie ma tylu ludzi, co zwykle. Najwidoczniej mieli dzisiaj jakiś niezwykły dzień, święto, które nakazywało zostać w domach. Ale mniejsza z tym. Zza zakrętu wyszedł nagle chłopak. Młody blondyn, atrakcyjny. Dziewczyna przez chwile nie mogła skupić się na czym innym, aż ów nieznajomy na nią spojrzał. Przyspieszył kroku i zatrzymał się tuż przed nią.
Patrzy na mnie, on na mnie patrzy, niech przestanie, niech sobie idzie, a kysz człeku... ~ ze zdenerwowania powtarzała to w myślach, chcąc zrobić z palców krzyżyk i przegnać człeka na drzewo. Ten jednak otworzył usta i Alias usłyszała jego nieśmiały, acz męski głos.
- Przepraszam, gdzie jest cukiernia? Chyba się zgubiłem... - mrugnięcie, kolejne mrugnięcie, nieśmiały uśmiech, ukazujący śnieżnobiałe zęby i zalotne spojrzenie.
Dziewczyna spojrzała na niego na wpółprzytomnie, zastanowiła się chwilę, w końcu już tyle razy przechadzała się tymi ulicami, że na pamięć znała każdy sklepik. Ale cukiernia? Gdzie ta cholera była?! Aż doznała oświecenia!
- Pan pójdzie prosto i w prawo, tam na skrzyżowaniu. Spory szyld oznajmi, że jest pan na miejscu. - odpowiedziała nieco zachrypniętym głosem, więc odchrząknęła i uśmiechnęła się podenerwowana. Aż się spociła, cholera jasna.
Chłopak tylko podziękował i czym prędzej oddalił się do celu swojej wędrówki, a Panna Havoc odetchnęła z widoczną ulgą. Ten dzień był jednym z najbardziej fascynujących i nawet potem już łatwiej przychodziła jej komunikacja z ludźmi.
|
|
|