Anonymous - 24 Czerwiec 2015, 14:49 Temat postu: Zapomniana karuzelaKaruzele, ach, karuzele... Kto w swoim czasie ich nie kochał? Kto nie pamięta, jak w dzieciństwie od razu po wejściu do wesołego miasteczka biegł w stronę karuzeli i wskakiwał na białego konika, poruszającego się w górę i w dół na pionowej rurze w rytm muzyki? A gdy muzyka ucichła, każdy z płaczem kurczowo trzymał się wierzchowca, od którego próbowała go oderwać mama... Ale ta karuzela już dawno sama o tym zapomniała. Pękły żarówki kolorowych światełek, niegdyś cieszących oczy dzieci. Zamilkły głośniki, z których wydobywała się radosna melodyjka. Kurz i pajęczyny pokryły mechanizm, który kiedyś wprawiał w ruch cały ten wspaniały świat, gdzie mali i duzi zamykali oczy i z wiatrem we włosach wsłuchiwali się w melodię... Dziś próby włączenia maszyny kończą się trzaskiem, kłębami dymu i sporadycznymi porażeniami prądem. Cała karuzela zardzewiała, a konie - dumne białe konie z pióropuszami i zdobionymi siodłami - przedstawiają żałosny widok. Cała farba odpadła, pozostawiając na dawnej atrakcji niewielkie strzępki. Karuzela stoi w najmroczniejszym, najbardziej zapomnianym kącie upiornego miasteczka, gdzie nie zapuszcza się już nikt. Nikt oprócz Any, która po długich podróżach, po przeszukaniu setek miejsc i wypłakaniu setek łez zawsze wraca tutaj, by odpocząć i przemyśleć wszystko. A potem znów rusza w drogę.
Wiatr szumiał między rurami i zdobieniami karuzeli, od czasu do czasu pobrzękując jakąś obluzowaną śrubką. Jednak nawet on zdawał się nie dostrzegać Any, nie poruszając ani jednym z jej włosów, nie zdmuchując ani jednej łzy. Tak, znów płakała. Po raz kolejny błąkała się po Krainie Luster, szukając... i nie znajdując. Nawet gdyby znalazła w sobie odwagę i chęć nawiązania z kimś kontaktu, to ten ktoś nie miałby chęci nawiązania kontaktu z nią. Uznałby ją za zwyczajnie nudną, nudniejszą niż w rzeczywistości, bo potrafiła mówić i myśleć tylko o jednym. Nie znosiła tych myśli i nie chciała ich. Nie mogła myśleć o Genovefe i jednocześnie musiała myśleć o Genovefe. Ach, Genovefe! Dlaczego to zrobiłaś?! Z oczu Any trysnął kolejny potok łez. Dławiła się łzami, myśląc o dawnej przyjaciółce. Czy kiedykolwiek znajdzie kogoś takiego? A jeśli tak, to gdzie i kiedy?!Soph - 28 Czerwiec 2015, 17:37 Nie wiadomo wprawdzie, czy mała, smutna Senna Zjawa jest bardziej typem paranoiczki czy ciekawskiej, tak więc nie wiadomo jak zareagowała - mogła jednak usłyszeć drobne, szybciutkie kroczki coraz bardziej się ku niej zbliżające. Po chwili stanęła przed Aną niewiele młodsza od niej dziewczynka o wielkich, przestraszonych oczach w kolorze bezchmurnego nieba. Niewiele więcej dało się zobaczyć jeszcze prócz niskiego wzrostu i drobnych rączek niebożęcia, bo cała okutana była w zielony płaszczyk z kapturkiem naciągniętym na główkę. Z boku wystawał ogonek brązowego warkocza. Dziewczątko drżało jeszcze bardziej niż łkająca Zjawa.
- Przepraszam, prze-e-e-e-praszam - na każde "e" przypadało też przerażone sapnięcie - pomożesz nam? To bardzo twarde! Za tą karuzelą jest teatrzyk i mamy właśnie Próbę Generowaną, ale brakuje nam kogoś, kto by był w razie czego sufletem!Anonymous - 30 Czerwiec 2015, 16:24 Ana siedziała ze spuszczoną głową, coraz bardziej pogrążona we własnych myślach. Odkryła coś. Była samotna i czuła się z tym źle, a jednocześnie za nic nie chciała tego zmieniać. Co ze mną nie tak? - pomyślała, gdy nowa fala łez szykowała się do wypłynięcia z jej oczu. Ale nie wypłynęła, bo nagle Anie wydało się, że tuż obok usłyszała szybkie, lekkie kroczki, zatrzymujące się tuż przed nią. Lękliwie podniosła głowę i prawie spadła z figury konia, na której siedziała. Przed nią stała drobna dziewczynka w naciągniętym na głowę kapturze i oczach tak wielkich, tak błękitnych i tak przerażonych, że Senna Zjawa poczuła się przy niej niepewniej niż zwykle w obecności innych. Istotka przez chwilę jakby zbierała się na odwagę, po czym odezwała się. Zabawnie przekręcała słowa i panienka Stellarione musiała się upewnić, że dobrze zrozumiała kilka z nich.
- To naprawdę, naprawdę ważne? - odezwała się cicho, kuląc się na koniu. - Chodzi ci o Próbę Generalną, prawda? I... chcecie, żebym była suflerem?
Teatr... Tak, Genovefe opowiadała jej o czymś takim. Chyba to lubiła. Oczywiście, że to lubiła! Przypomniało jej się, jak same próbowały zrobić przedstawienie. Spojrzała jeszcze raz na zalęknioną postać oczekującą na odpowiedź. I zdała sobie sprawę, że to może być idealny moment, by przerwać błędne koło, w które się wpakowała, a przynajmniej trochę je naderwać. Bo inaczej nigdy nie spotka drugiej Genovefe.
- Nigdy nie byłam suflerem, nie wiem, czy dobrze mi pójdzie. I czasami mogę nie wyłapać właściwego momentu albo powiedzieć coś trochę za cicho - wyszeptała. - Ale skoro tak bardzo potrzebujecie mojej pomocy, to postaram się ją zapewnić.
Otarła oczy ręką i niezdarnie zsunęła się z konia. To była najodważniejsza decyzja, jaką podjęła od przeniesienia się do Krainy Luster, i nie była pewna, czy podoła zadaniu, które samej sobie zadała. Ale tak dalej być nie może. Dała dziewczynce znać, że może prowadzić.Soph - 2 Lipiec 2015, 16:57 Gdy Ana zaczęła dopytywać o szczegóły, dziewczynka w zielonym kapturku odetchnęła i nawet odrobinę się rozpogodziła.
- Tak, masz rację, zawsze przekręcam! Szukamy suflera! I nienienienienie!? Na piętno będziesz świetna, a poza tym to jeszcze nie czas na prawdziwe przestawienie.
Dziewczątko zrobiło piruet, aż płaszcz zafurkotał i gdy Zjawa wstała, zakrzyknęło:
- Biegajmy! - i faktycznie pobiegła przodem. Do teatrzyku nie było jednak daleko, dlatego Ana nawet nie straciła jej z oczu.
Jego ściany, choć wyglądały na karton pomalowany kolorowymi farbami plakatowymi, były normalnej wysokości, a łukowate przejście, do którego zmierzała mała przewodniczka miało normalne, drewniane, cóż, że kanarkowożółte, drzwi. W progu jeszcze odwróciła się do Zjawy i powiedziała, jakby się jej to właśnie przypomniało, patrząc wielkimi, poważnymi oczami:
- A nasze próby naprawdę są Generowane. - i zniknęła we wnętrzu domku.
Gdyby nasza protagonistka zdecydowała się pójść za dziewczynką, wkroczyłaby do wielgachnej, wysokiej sali o wielu żelaznych rusztowaniach pod sufitem i wypełnionej ludźmi, tfu, istotami w wielobarwnych strojach.
Wydawałoby się, że całe pomieszczenie jest jedną wielką sceną: na parkiecie z dębowych klepek porozstawiane zostały wszelkiego rodzaju kartonowe dekoracje: naturalnej wielkości drzewa i chmury, rabatki i ściany z oknami, o zupełnie nieodpowiednich kolorach i bardzo misternie wykonane. Tylko w czterech kątach sali rozsiadły się makijażystki czy garderobiany z wieszakami uginającymi się pod ciężarem kostiumów - resztę podłogi zapełniały dekoracje ogrodu - od strony, z której wchodziła Ana - oraz dwóch salonów mających tylko po dwie ściany - wszystko na cienkich sznureczkach, przytwierdzone gdzieś wysoko. W głębi pomieszczenia królował szkielet metalowych schodów, które stały w "ogrodzie" i po parudziesięciu schodkach kończyły się nagle nad jednym z "salonów".
Na prawo od wejścia do teatrzyku nasza Senna Zjawa mogła zobaczyć trzy czarnowłose dziewczęta, ubrane w letnie sukienki w różnych odcieniach różu, omawiające zalety i wady trzymanych przez siebie mioteł i szczotek do zamiatania. Nieznajoma dziewczynka w zielonym płaszczyku stała zaś dalej, przy końcu "ogrodu" i rozmawiała z mężczyzną o głowie lisa.
Anonymous - 2 Lipiec 2015, 18:31 Zdezorientowana Zjawa obserwowała dziewczynkę, która obróciła się wokół własnej osi, po czym z radosnym okrzykiem pobiegła w stronę teatrzyku. Bez namysłu pobiegła za nią, nie chcąc stracić jej z oczu. Stawiała duże, niezgrabne kroki. Nie pamiętała, kiedy ostatnio nie skradała się cicho, a niewielka szybkość biegu była dla niej zawrotną prędkością. W końcu obie istoty dotarły do znajdującego się nieopodal budynku. Ana, dla której karuzela była jedynym stałym punktem w życiu, wiedziała oczywiście o jego istnieniu, ale nigdy nie zastanawiała się, co tak naprawdę jest w środku. Teraz już wiedziała. Tuż przed wejściem dziewczynka obróciła się i szybko powiedziała jedno zdanie, po czym weszła do środka. Ana przystanęła, wciąż nie będąc całkowicie pewną swojej decyzji. ,,Próby naprawdę są Generowane"? Co to znaczy? Co to niezwykłe indywiduum miało przez to na myśli? Zjawa doszła do wniosku, że jest tylko jeden sposób, by się tego dowiedzieć. Odetchnęła głęboko i powiedziała cicho:
- Trzy... Dwa... Jeden!
Na ,,jeden" wkroczyła do środka, zostawiając otwarte drzwi. To, co zobaczyła, zaskoczyło ją. Z szeroko otwartymi oczami rozejrzała się po pomieszczeniu, dostrzegając liczne ozdoby, zapewne stanowiące scenografię do teatru. W kątach dostrzegła kilka kobiet ze szczoteczkami i puzderkami, z pewnością makijażystki, oraz mężczyznę uginającego się pod ciężarem wieszaków ze strojami dla aktorów. Jakże ciężka musi być praca garderobianego! Gdy pierwszy szok minął, do uszu Any doleciały szmery rozmowy prowadzonej tuż obok. Skierowała wzrok w stronę głosów, by dostrzec trzy dziewczyny. Aktorki? Sprzątaczki? Temat ich rozmowy wskazywał na którąś z tych ról, ale Ana już dawno przyzwyczaiła się do różnych dziwactw w Krainie Luster. Nagle przypomniała sobie, po co tu przyszła, i rozejrzała się szybko, szukając małej dziewczynki w zielonej pelerynie. Szybko ją odnalazła. Rozmawiała z podejrzanie wyglądającym człowiekiem o głowie lisa. Wyglądał nieco... strasznie, ale Zjawa stwierdziła, że jej jedynym wyjściem jest zaufanie dziewczynce. Powoli podeszła do rozmawiających, uważając na dekoracje.Soph - 3 Lipiec 2015, 21:18 Dziewczynka w zielonym kapturku szeptała do towarzysza z takim zacięciem, że dopiero po chwili zauważyła Anę. Wtedy odwróciła się do Zjawy, pokazała ją palcem i przedstawiła mężczyźnie-lisowi:
- Adolfie, oto nasz nowy suflet! - a potem nagle zatkała buzię rączkami, jakby popełniła ogromne faux pas. - Ojej, przecież ja nie znam twojego imienia!
Tak czy siak, wyżej wymieniony Adolf uchylił niewidzialnego kapelusza i przywitał się głębokim głosem, pasującym do surduta i wypolerowanych mesztów, które nosił. (Mistrzyni Gry dalej utrzymuje, że "lakierków" brzmiałoby znacznie lepiej, ale została w przeszłości uświadomiona przez kolegów, że w lakierkach to chodzą dziewczynki do Pierwszej Komunii, więc już się nie wychyla.) A więc, przywitał się:
- Przyjemnie poznać, milady.
Wtedy dziewczynka, dalej w ten sam hiperaktywny sposób, który włączyła jej chyba ulga z powodu znalezionego "sufleta", paplała dalej:
- Adolf jest naszym Dobrym Wilkiem! Bo wiesz, Dyrektor teatrzyku bardzo tuli ludzkie bajki, dlatego specjalnie dla Niego ćwiczymy jedną! Aleale! - znów piruet - Musimy jeszcze skoczyć w jedno miejsce, bo brakuje ostatniego rekwizytu! Chodź! - Złapała Zjawę za rękę i zaczęła ciągnąć w głąb "ogrodu", w kierunku schodów. Adolf znów uchylił niewidzialnego kapelusza i pożegnał się:
- Przyjemnie było poznać, milady.
W trakcie wspinania się po żelaznych schodkach dziewczątko nawijało dalej, bardzo przejęte swoją rolą:
- Nie musisz się bać, że będziesz mówić za cicho, bo oprószymy cię zaklęciem niepełnosprawności i dzięki niemu będziesz mogła niepostrzeżenie podejść bezpośrednio do aktorów! Tylko pamiętaj, żeby być zawsze przy tych, którzy mówią! No a jak przestaną to wtedy twoja rola.
Na szczycie kapturek puściła dłoń Any, uśmiechnęła się i stwierdzając "no to hop-siup!", skoczyła.
W zasadzie to jakby w połowie drogi w dół zniknęła, ale kto ją tam wie?Anonymous - 5 Lipiec 2015, 14:50 Ana stała cierpliwie obok dziewczynki rozmawiającej z lisogłowym. O ile z daleka wyglądał podejrzanie, o tyle ujrzenie go z bliska wywołało u Zjawy lęk. Skuliła się, jak jeszcze kilkanaście minut temu. Stała, pochylona, szeroko otwartymi oczami obserwując mężczyznę. Wtedy dziewczynka ją spostrzegła i przedstawiła. Na uwagę o imieniu Zjawa wyszeptała, nie odrywając oczu od Adolfa:
- Stellarione. Ana Stellarione.
Mimo osobliwego wyglądu zachowanie mężczyzny wskazywało na całkowitą normalność. ba, odznaczało się ono dość wyszukaną elegancją. Jednak coś kazało Anie zamknąć się w sobie, nie wchodzić w zbytnie kontakty z tym... człowiekiem? To w ogóle był człowiek? nie mogła się nadtym dłużej zastanawiać, bo mała przewodniczka złapała ją za rękę i pociągnęła za sobą, wbiegając na metalowe schody. Dziewczynka pokrótce wyjaśniła jej, czym dokładnie zajmuje się ,,suflet". Zaklęcie niepełnosprawności nie brzmiało dobrze, ale Ana domyśliła się, że chodzi o niewidzialność czy coś takiego. Nic jednak nie powiedziała. Gdy na górze dziewczynka zeskoczyła, Ana została na miejscu. Tego było za wiele. ,,Co się tu tak NAPRAWDĘ dzieje?", pomyślała.Soph - 6 Lipiec 2015, 16:21 Paręnaście metrów poniżej miejsca, gdzie stała Ana zaczął się zbierać mały tłumek aktorów i pracowników. Składali się na niego mocno umalowana kobieta o lalkowych stawach, Dachowiec wyglądający na studenta w blezerze w romby i krwistoczerwonych szpilkach oraz poznany wcześniej Adolf, który postąpił o krok przed pozostałą dwójkę i zadarł głowę, patrząc na Zjawę. Ze szczytu schodów wszyscy zdawali się być bardziej kukiełkami niż istotami wzrostem znacznie przewyższającymi Anę.
– Musisz uwierzyć, milady! – zawołał mężczyzna-lis, składając ręce w tubę. – Teatr to gra pozorów i balansowanie na granicy prawdy i kłamstwa! Musisz uwierzyć w to, co ci pokazujemy i udawać wystarczająco dobrze, żebyśmy ci uwierzyli! Więcej – żebyś uwierzyła sama. – Przerwał na zaczerpnięcie oddechu. – Możesz też zejść na dół i poczekać na Kapturka z nami, ale nie wiem czy da sobie sama radę na Loterii!
Od momentu, gdy wkroczyłaś do teatrzyku, Ano, to otaczający cię świat jest prawdziwy, nie zaś ten, z którego przybyłaś. Zasady rządzące Światem Ludzi nie przystają do Świata Snów, z którego pochodzisz, tak jak nijak mają się do zasad magii (a raczej braku zasad) w Krainie Luster. A jednak świat, w którym rządzi Dyrektor teatrzyku jest zupełnie inny od tego, który nazywamy Krainą Luster czy Szkarłatną Otchłanią.
Nie każdy wybór będzie dobry, jak i nie każdy aktor będzie ci tu sprzyjał. Komuś jednak musisz zaufać.
Każdy z wyborów pociąga za sobą korzyści i niebezpieczeństwa, w przypadku podążenia za dziewczynką będzie możliwe także wykonanie jednego z Czerwcowych Wyzwań Fabularnych, o ile zdążysz napisać do jutra do północy post w temacie, który ewentualnie ewentualnie stworzę (: Anonymous - 7 Lipiec 2015, 10:14 Ana słuchała słów Adolfa. Nagle przestała się go bać i obawiać. Przed oczami stanęły jej wspomnienia.
Musisz uwierzyć... To jasne. Musiała uwierzyć, że Genovefe powróci. Musiała uwierzyć, że z nią może wszystko. Musiała uwierzyć, że potrafi ją obronić. Musiała uwierzyć, że potrafi ją pocieszyć.
Musisz udawać... Musiała udawać, że jest drugą Vivienne. Musiała udawać, że jest kimś innym, korzystając z umiejętności zmiany wyglądu, by rozśmieszyć Genovefe. Musiała udawać, gdy tworzyły spektakl. Musiała udawać, że jej nie ma, stając się niewidzialną.
Granica prawdy i kłamstwa... Prawdą było istnienie Genovefe. Prawdą było to, że tęskniła. Ale kłamstwem było to, że Ana coś dla niej znaczyła. Kłamstwem było to, że była dla swojej przyjaciółki czymś poza widmem zmarłej siostry. Kłamstwem było, że bez niej Ana nie może żyć.
Każdy świat rządzi się swoimi prawami. Część Krainy Snów wydzielona dla Genovefe, w której jest miejsce dla Any, już nie istnieje. Wprowadzono nowe prawo, skazujące ją na banicję. W Krainie Luster już jej nie ma. I nie wróci. Trzeba żyć dalej, bez niej. Co Ana postanowiła kilkadziesiąt minut temu? Że wyjdzie z błędnego koła. Ale nie zrobi tego nikt poza nią. Tylko ona sama może to zrobić.
Stanęła na krawędzi schodów. Dziewczynka nie spadła na dół, ona zniknęła w połowie. Jeśli Kapturkowi, jak nazwał ją Adolf, nic się nie stało, to... zamknęła oczy, a wszystko nagle ucichło... jej też nic się nie stanie. Postąpiła krok naprzód, spadając i znikając w ślad za dziewczynką. Rozpoczęła nowy rozdział w swoim życiu.
Jeśli egzystencję Sennej Zjawy można nazwać życiem.Soph - 7 Lipiec 2015, 13:18 Ano faktycznie zniknęła. A gdy otworzyła oczy, była już w zupełnie innym miejscu, lądując na bruku lekko jakby ją kto postawił. [chwilowe zt]Soph - 21 Lipiec 2015, 00:31 Kapturek podskakiwała po drodze, nuciła i robiła wszystko, co robią małe, słodkie dziewczynki, gdy się cieszą, śmieją i nie ma w nich ani grama strachu czy rozpaczy.
W odpowiedzi dziewczyneczka spojrzała na Zjawę bez zrozumienia.
– Czerwony Kapturek? A co to za dziwna bajka? – spytała z ogromnymi oczami, przechodząc przez jaskrawe drzwi. – Ja znam tylko Zielonego Kapturka i, jak widzisz, nawet go rozrywam!
Podeszła do prosto jednego z wielu stojących pod ścianami stoliczków i wzięła do rączki opasły, powycierany od częstego dotykania tomik.
– Proszę! Poczytaj sobie, a ja tymczasem pójdę się wygotować!
Kapturek pobiegł do jednej z garderobianych, jeśli zaś Ana miała ochotę przejrzeć książkę, pod ścianą stały krzesła. Na zielonej, materiałowej okładce wytłoczono ozdobną czcionką „Bajki Ludzi” oraz, prawdopodobnie, autorów, którzy je napisali. A może to tylko nazwiska skrybów, który słuchali i gromadzili te ludzkie opowieści? Drukowanymi literami stały: GRIN, ANDERSON, PERRIER. Po otworzeniu na spisie treści mogła przeczytać spisane dziecięcą ręką tytuły zawartych weń bajek:
Kot w Szpilkach
Trzy Babyjagi i Wilk
Tysiąckrotka
Piękna Bestia
Zielony Kapturek
Rozczarowany Ołówek
Świecąca Królewna
Siwobrody
Popielniczka
Anonymous - 21 Lipiec 2015, 17:55 Zielony Kapturek? Hm, no tak... To Kraina Luster, a Genovefe pochodziła ze świata ludzi. Tu wszystko było inne.
Tak czy siak, najwidoczniej miała szczęście, bo wyglądało na to, że akurat Zielony Kapturek był sztuką, w której miała pomagać. Niestety, w każdym szczęściu kryje się nieszczęście - spróbuj tu, Zjawo, zapomnieć o Genovefe! W oczach Any zakręciły się łzy, ale otarła je wierzchem dłoni.
Spróbuj. Spróbuj. Spróbuj. Dasz radę. Na pewno dasz radę! Po prostu spróbuj. - powtarzała w myślach niczym mantrę. Nie zauważyła nawet, jak weszły z powrotem do teatru, a rozentuzjazmowana Kapturek wcisnęła jej do rąk opasłe tomiszcze.
- Dziękuję - wyszeptała, nie zwracając uwagi na Kapturka, która odbiegała w stronę garderobianych.
Delikatnie dotknęła nieco wytartej, ale pięknej zielonej okładki, i szybko cofnęła rękę, jakby bojąc się, że ją zniszczy. Potem niepewnie dotknęła książki jeszcze raz i ostrożnie ją pogładziła, niczym najdroższy skarb. Nie wierzyła własnym oczom. Niemal bała się, że księga za chwilę zniknie.
Jeśli w Krainie Luster istniało coś, co mogło poprawić Anie humor, to były to książki. Mogła je czytać zawsze i wszędzie, zapominając o wszystkim, co działo się wokół niej. Nie miała jednak siły ani ochoty, by ich szukać.
Książka nie zniknęła. Obróciła ją parę razy w dłoniach. Była ciężka, ale miła w dotyku. Przejechała palcem po tytule i nazwiskach autorów baśni, bezgłośnie poruszając wargami, jakby je czytała.
Na chwilę oderwała wzrok od Bajek Ludzi i rozejrzała się. Dostrzegła rząd krzeseł i podeszła do nich. Wiedziona przeczuciem sprawdziła, czy to stojące na brzegu na pewno nie jest żywą istotą, po czym osunęła się na nie i otworzyła księgę. Kartki zaszeleściły, a Zjawa wciągnęła w nozdrza zapach starego pergaminu. Kochała to prawie tak samo, jak Genovefe.
Szeptem przeczytała spis treści i postanowiła zacząć od Zielonego Kapturka. Wszystko wskazywało na to, że ta bajka przyda się jej najbardziej.Soph - 22 Lipiec 2015, 23:50 Krzesło na szczęście nie ożyło, więcej: od początku było zupełnie martwe i do tego okazało się całkiem wygodne. Rozdziały z kolei również zostały spisane ręcznie, wyblakłym już nieco ciemnoczerwonym atramentem. Znaczy, na atrament to wyglądało.
„Bruno Bettelheim jeden rozdział swojej książki pt. Cudowne i pożyteczne: o znaczeniach i wartości baśni poświęca analizie Czerwonego Kapturka w duchu psychoanalizy. Za podstawę badań bierze wersję braci Grimm i przedstawia ją jako opowieść o dojrzewaniu i przedwczesnym przebudzeniu seksualnym. Czerwony Kapturek to dziewczynka w okresie dojrzewania. Kobieta (matka) w tej fazie rozwoju dziecka nie pełni już tak ważnej roli, więc żeńskie bohaterki baśni są tu słabe. Bohaterowie męscy prezentują natomiast dwie strony natury mężczyzny (ojca): destrukcyjne i gwałtowne id (wilk) oraz opiekuńcze skłonności ego oraz superego (myśliwy). Dziewczynka na tym etapie rozwoju nie boi się wychodzić z domu, świat zewnętrzny pasjonuje ją tak bardzo, że mama musi przestrzegać, aby nie zbaczała z drogi.”
Ta cała część została jednak przekreślona na krzyż i opatrzona trzema ogromnymi pytajnikami na boku. Pod spodem wypisano innym charakterem pisma co następuje:
Historia spisana przed dziesiątkami lat piórem Eryka Kapelusznika na przestrogę naiwnym pannom i chciwym łowczym. Jedna z zasłyszanych wśród ludzkich dzieci, między którymi wtedy bawiłem, stołowałem się i mieszkałem.
Był gdzieś kiedyś ogromny Stukilometrowy Las. Po jednej jego stronie mieszkały spokojnie Kapturek i jego Mama. Na przeciwległym krańcu tegoż boru zamieszkiwała małą, ciepłą chatkę Babcia Kapturka, mama Mamy. Mała dziewczynka o oczach jak czerwcowe niebo i długich, lśniących włosach dostała dawno temu od swej Babuni pelerynkę z futra zielonego lisa, by podczas drogi przez las łatwiej wtapiała się w tło i nie została przyuważona przez niebezpieczne stworzenia z głębokiego Lasu. Dzieciątko nie rozstawało się z prezentem i tak zamiast „Kapturek” poczęto na nią wołać „Zielony Kapturek”.
Pewnego słonecznego dnia nasz Zielony Kapturek zostaje wysłany przez Mamę do Babci! Nikt jednak nie wie, że Babunia czeka na Kapturka z dubeltówką, którą zakupiła za kilka złotych monet od Myśliwego. Dlaczego?! zakrzykniecie chórem, drodzy Czytelnicy, i prawidłowo. Dlaczego jej Babcia na Kapturka poluje? Już wyjaśniam! Mama Kapturka nie ma pojęcia o tym, że Babcia została niedawno podmieniona i tak naprawdę to zła czarownica Rozalina, potentatka w handlu lisimi futrami! Chce odebrać Kapturkowi jej rzadkie lisie futerko, które dziewczynka dostała na urodziny! Och, ten biedny Kapturek, idzie prosto w paszczę lwa! Na szczęście po drodze spotyka Dobrego Wilka, który próbuje ostrzec dziewczynkę przed Babcią. Jak wiecie jednak, Mama zawsze uczyła córeczkę, że to Wilk jest zły, a z drogi do Babci nie należy zbaczać, dlatego nawet wszystkie sarenki, króliczki i wróbelki ciągnące naszego Kapturka za sweterek i pelerynkę nie dały rady jej przekonać. Kapturek rzuciła Dobrego Wilka szyszką w nos i pobiegła czym prędzej ścieżyną, nie wiedząc, niebożę, że ten zwierz jest dobry, bo wilk jako przyjaciel lisów od zawsze walczy ze złą korporacją Rozaliny i z wspierającymi ją najemnikami przebranymi za Myśliwych! Chciał uratować Kapturka! I zyskać sojusznika. I nie być następnym trofeum czaro…
W tym momencie nasz prawdziwy Kapturek podbiegł do Any, odrywając ją od lektury i wołając, że wszystko już gotowe, gotowe! Pociągnęła dziewczynę za sobą na środek sceny, do „ogrodu”, i posypała Zjawę z pojemnika jak solniczka jakimś migotliwym pyłem.
– Och! – wykrzyknęła Kapturek. – Wcale cię nie widzę, Ano! Tylko twój cień został! Teraz już wszystko gotowe!
Kapturek założyła zielony kapturek na głowę i pokazała pobliskie dekoracje drzew.
– Tam zaczynamy. Podejdź blisko i czekaj! Mam nadzieję, ze nie będziesz potrzebna – roześmiała się. – Mówiłam ci, że wystawiamy ulubioną bajkę Dyrektora, „Zielony Kapturek otrzymuje Rozczarowany Ołówek i razem z Kotem w Szpilkach dołącza do Drużyny Babyjagi w celu uratowania Radioaktywnej Księżniczki”, prawda? Na pewno ci mówiłam. No to do działa! – i pobiegła, zostawiając Zjawę nieopodal stojącego samotnie Adolfa-lisa.
[sesja wygasa z powodu długiej nieobecności Any i nowych graczy w temacie. na więcej razy z samej grzeczności pytajcie.]Charles - 22 Listopad 2015, 20:19 Przed Charlesem objawiła się karuzela - zepsuta, nadpsuta, rozpsuta i finalnie, okrutnie dopsuta przez czas ciosem wykańczającym. Niegdyś białe siodełka - koniki przypominały wyjęte z formaliny i wytarzane w błocie trupy o pustych oczach i wyszczerzonych zębiskach, jakby miały w każdej chwili zerwać się z pali, na które je nabito i pożreć najbliższą ofiarę. Brrrrr, okropieństwo - ale taki był w sumie urok całego miasteczka... Kiedy ciemna postać zniknęła za jednym z nich, żółtooki kapelusznik przyśpieszył kroku. Bardzo nie chciał stracić jej z oczu, jednak na dźwięk jej głosu zatrzymał się. To nie był głosik małej dziewczynki. Cóż, to pewnie jedna z Lustrzan, którzy na przekór wszystkiemu postanowili zostać dziećmi aż do kresu swych dni. On sam przeżył swoje lata pacholęce dłużej, niźli by było to wskazanym. Zaś to, co rzekła w jego stronę, było absolutnie oburzające.
- To pomówienie i kłamstwo! A na dodatek wcale się nie rymuje! - warknął. Cylinder, jaki nosił na swej skroni, przechodził przez co drugie pokolenie rodziny Verbascum. Sugestia, jakoby jakiś kot miał go uszyć, albo i wykuć w domu publicznym, była tak bezczelna, że brakło mu słów. Jego twarz, tak rzadko zagniewana, przybrała teraz grymas upodabniający go do dzikiego psa. Wypadł zza rogu karuzeli i zmierzył się z... sam nie potrafił stwierdzić, z czym konkretnie. Niesamowitość istoty, jaka przed nim stała na chwilę zgasiła jego gniew. Wyglądała jakby była zrobiona z gwiazdek i komet na tle czarnego nieba. Nocna boginka? Jeśli nawet, to o nader paskudnym charakterze. I gdyby tego jeszcze nie było mało - mówiła rymem.
Dołączyć do komputera? A co to, u licha miało znaczyć? Czy chodziło jej o te... ano tak, tak nazywały się stworzone przez ludzi myślowe skrzynki. I skąd ona wiedziała o Arlekinie...? To było tak... dziwne. Ona sama miała w sobie coś nienaturalnego. Nie licząc tych wszystkich niebieskich światełek, rzecz jasna.
- Mogłabyś nie obrażać tych, których zamierzasz prosić o pomoc?! - rzucił w jej stronę z tym samym, zwierzęcym grymasem. - Akurat mój kapelusz jest dla mnie ważny i nie życzę sobie, aby go tak określano! Jak rozumiem, potrzebujesz... naprawy? - dodał, lekko skonsternowany. W ten sposób mówiły o sobie Marionetki. Czy to możliwe, że i ona była tworem mechanicznym? A może była... jak by to ładnie nazwać? Komputrem osadzonym w sztucznym ciele? Tak czy siak, skrzynki myślowe stanowiły dla niego zagadkę, przynajmniej na razie. Ale tak bardzo chciał zaprzyjaźnić się z Arlekinem!
- Cóż - rzekł więc spokojniej, lecz nadal oschle - wydaję mi się, że przydałby ci się Marionetkarz, albo ktoś w tym stylu. Ja nawet nie wiem, co się w tobie popsuło... Mogłabyś mi to opisać? I czy... to przypadkiem twoje? - dodał, wyciągając naprędce schowane do kieszeni piórka.Aaron - 22 Listopad 2015, 22:51 Na zwyczajną dziewczynkę ze świata ludzi ani nie brzmiała, ani nie wyglądała. A jednak jej cząstka kazała myśleć o niej jako o pozostawionej samej sobie i bezradnej. Tyle tylko, że nadzieja ta gasła wraz z kolejnymi wersami przez nią wypowiadanymi.
- Wziuuum... sądzisz, że dziadek był bez winy?
Jak kraść, to miliony, jak pieprzyć, to księżniczki!
Odparła tak bardzo w dokładnych rymach, jak i zgodnie z prawdą. Tak na pohybel Kapelusznikowi. A może jednak się nie myli i dziadek taki właśnie był? Na pewno jednak łatwo było już ustalić, że persona czytuje mu w myślach. Cokolwiek i jak bardzo mgliście by nie pomyślał.
Już liczyła na schwytanie w swoją zachciankę Kapelusznika, ale... zaskoczyły ją dalsze słowa. Wnioski dla niej całkowicie obłędne, a na domiar temu, wyskoczył z piórkami. Prychnęła i rzuciła tonem o co najmniej pół wyższym niż była potrzeba:
- Głupiec! Żadna marionetka!
Ani nie kurczak! Gdzie tu logika?
Taki stary, nierozumny...
Także, ten, tyka cię elektryka? - ...kończąc na pytaniu błagającym o pozytywną odpowiedź.
Pokazała mu swoje dłonie, w których tkwiły kawałki kabli niczym chrystusowe gwoździe. zakołysały się nie na wietrze, a pod siłą jej woli. Kable były ucięte, zniszczone, ledwo trzymające się w gniazdach.
- Chcę wrócić do wierzchowca,
pragnę grać w jego duszy!
Jeśli cokolwiek ruszy niebiosa,
to ta wolność od moich katuszy!
Podłącz mnie, Panie elektryku
i pogódź się z moją wrogością.
Nim nie posłyszysz mego krzyku,
Będę morderczynią i siostrą... - zakończyła niepewnie, nie tylko świadoma niedopracowanego rymu, ale także i tego, czy odpowiednio przekazała swoje myśli.
Skupiony na ziemi, dotąd blady wzrok podniosła, a wtem, w kierunku Karola z jej twarzy, z dwójki dużych elektronów odzwierciedlających oczy, wystrzeliły drobinki energii, formując się w drodze w sztylet zmierzający w jego osobę. Błękitny, otaczany bijącym z jego rękojeści prądem, a w ostatniej chwili okazujący się być jednak czymś... zupełnie innym. Zatrzymał się w miejscu, tak lewitując na wysokości lekko ponad jego dłoni. Rozdzielił się na kilka narzędzi, należących do ludzkiego świata: śrubokręt, kleszcze, kabelki, malutki miernik prądu i kilka kostek do łączenia kabli. Jednakże, różnic było w tym kilka. Przede wszystkim miernik posiadał analogową wskazówkę do wyrażania miary prądu, a użyte jednostki na skali były nie w pełni znane ludziom - niektóre określały własności magii. Zamiast metalowych końcówek, były kawałki kryształów z Pustkowia, odzianych w drewniane rękojeści. Z kolei kostki do łączenia kabli były wystruganymi z kory drzewa płytkami z otworami i metalowymi płytkami.
Jasne powinno się stać, że dziewczynka oczekuje podłączenia jej do jednego z koników, aby mogła swoje męczarnie zaspokoić.
Ale gdzie ten konik?
Jeden z tych na karuzeli pozbawiony jest głowy, a ta znajduje się w czarnym worku za winklem, z którego wyszła dziewczynka, a którego sznurek leżał nieopodal jej stóp. Zapomniała wspomnieć o tych dwóch faktach, wypatrując na nim dalszych chęci pomocy.
Albo była to cisza przed... morderczynią.