Miasto - Loft
Cecille - 23 Sierpień 2015, 13:25 Temat postu: Loft
Mieszkanie Państwa Palmer, potentatów farmaceutycznego imperium w rzeczywistości niewiele wspólnego miało ze szlacheckim dworem, charakterystycznym dla ludzi z przerośniętym portfelem i ego. W istocie było minimalistycznym, 250 metrowym penthouse'm. Palmerowie upodobali sobie okazały, piętrowy loft, osadzony na 100 letnim budynku, w którym w przeszłości znajdowała się potężna fabryka dywanów i tkanin. Został on zaprojektowany dla czteroosobowej rodziny ceniącej wygodę i wysoką jakość materiałów, lubiącej otaczać się niebanalnymi przedmiotami w otoczeniu oszczędnej stylistyki. Wnętrze podzielone jest na strefy, które przenikają się, tworząc spójną przestrzeń. Na parterze zastosowano jednolitą posadzkę na bazie cementu i żywicy oraz surowy betonowy strop, co pomogło w uzyskaniu wizualnej harmonii i podkreśliło charakter dziennej części domu. Dominuje tu biel, szarości, czerń i antracyt. Przestrzeń jest jasna, dobrze doświetlona światłem naturalnym, które wpada przez duże przeszklenia. Sercem domu i najbardziej charakterystycznym miejscem jest jadalnia, z dużym okrągłym stołem dla 8 osób oraz znajdującą się nad nim rozetą z motywem roślinnym. Na ścianie przy stole jadalnym zaprojektowana została kompozycja z dębowych kołków i ruchomych półek, która daje domownikom możliwość samodzielnego komponowania i zmian aranżacji.
Tak było kiedyś. Póki prawdziwi Palmerowie tu mieszkali. Wraz ze zmianą domownika, zmianie uległo wiele rzeczy. Elementy drewniane i ozdobne zostały usunięte z pomieszczeń, ustępując miejsca surowym ścianom. Wnętrze stało się ostentacyjnym przykładem skrajnego minimalizmu, a sterylne powierzchnie tylko to wrażenie potęgowały. Przestrzeń wydawała się być niezamieszkana.
Tylko pozornie.
Penthouse został wyposażony w system automatyki ABB-free@home, sterujący m.in. wykrywaczami ruchu, czujnikami elektromagnetycznymi w oknach i drzwiach, elektromagnetycznym systemem w podłożu oraz systemem barierowym, na który składają się pasywne kurtyny podczerwieni, aktywne bariery podczerwieni i aktywne bariery mikrofalowe. Budynek posiada także system detekcji wizyjnej, prowadzący zapis obrazu z kamer, ale też potrafiący go automatycznie analizować. System bezpieczeństwa niezwłocznie wysyła informację na urządzenia mobilne właściciela.
System potrafi również regulować temperaturę poprzez doświetlenie pomieszczeń sterując żaluzjami i roletami. Zostaną one również zwinięte w czasie burzy lub wiatru, by uniknąć uszkodzeń. Właściciel może dowolnie sterować nimi poprzez urządzenia mobilne. Reakcja systemu alarmowego może być różna: zapalenie świateł, włączenie kamer, podniesienie rolet, uruchomienie sygnałów świetlnych lub dźwiękowych, a także zawiadomienie firmy ochroniarskiej i właściciela.
Prawdziwym sercem domu jest jedyny pokój znajdujący się na dolnym piętrze, zbudowany z betonowych ścian, posiadający własną wentylację , linią telefoniczną oraz system monitorów pokazujących sytuację w każdym zakątku domu. Prowadzące do niego, stalowe drzwi otwierają się wyłącznie po zweryfikowaniu odcisków daktyloskopijnych, śliny, zapachu oraz głosu.
Cecille - 23 Sierpień 2015, 13:27
Drzwi rozwarły się z wyraźnym impetem, kiedy przekraczająca ich próg kobieta położyła nacisk na klamce i pchnęła ciężkie płyty. Kiedy jej sylwetka wpadła do chłodnego pomieszczenia, drzwi zostały na nowo wprawione w ruch, zatrzaskując się z wyraźnym hukiem i pobrzmiewającym po nim, elektronicznym sygnałem, informującym o tym, że wejście zostało uzbrojone alarmem.
Platynowa blondynka minęła filar i ruszyła wąskim korytarzem, chybocząc się na niebotycznych szpilkach. W dłoniach trzymała dwa podręczne kufry. Muśnięta słońcem twarz i przesłonięte szczelną czernią szkieł oczy dawały do zrozumienia, że właśnie wróciła z egzotycznej podróży. I to dalekiej. Kufry zaklekotały i zatrzęsły się przy nieprzyjemnym i raptownym spotkaniu z podłogą. Kobieta stanęła w progu sypialni. Jej wychudzoną sylwetkę opinała szczelnie obcisła, czarna sukienka, sięgająca kolan. Pooli wkroczyła do sypialni, dłonie unosząc ku górze, błądząc palcami w bladych puklach, spiętych dotąd w ciasny kok, po to, aby dać im nieco więcej swobody. Uwolnione, sięgające łopatek pasma opadły na jej ramiona w lekkim nieładzie. Przeczesała je palcami, nadając im jeszcze więcej nonszalancji. Następnie zwróciła swe dłonie ku uszom, uwalniając je ostatecznie od ciężaru osadzonych w nich dotąd, diamentowych kolczyków, które wylądowały po chwili na stojącej tuż obok przepastnego łóżka, toaletce. Przyszła pora na pozbycie się ciążących na nosie okularów. Następne w kolejce były szpilki. Już po chwili opadły bezwiednie na miękki, puchaty dywan, a ulga płynąca ze spacerowania na boso pozwoliła jej na chwilę przemyśleń, dotyczących braku sensu w katowaniu kości nawet w tak wyrafinowany sposób.
W takt opadającego na dywan, skórzanego obuwia, podążyła opinająca dotąd jej ciało suknia. Potem do reszty dołączyła dessous, pończochy i pas, który do tej pory je podtrzymywał. Naga, granicząca z wychudzeniem sylwetka podążyła w kierunku przylegającej do sypialni łazienki, a kiedy przekroczyła jej próg, skierowała się w stronę goszczącego tu prysznica. Chwyciła za metalowy uchwyt i rozwarła na oścież szklane drzwi, a potem pochyliła się nad wymyślnymi pokrętłami i przekręciła jeden z nich, uwalniając tryskający z deszczowni strumień wody. Zamknęła przeszklone drzwi i odwróciła się do nich plecami, wodząc wzrokiem po gładkiej, pozbawionej smug tafli lustra. Zbliżyła się do niego, spoglądając najpierw na odbijające się w nim ciało, a następnie na pokrytą makijażem twarz. Jej oczy lśniły niebezpiecznym blaskiem zza głębokiej, błękitnej toni.
Patrzyła na siebie dłuższą chwilę, jakby próbowała się upewnić, czy aby na pewno patrzy na własne odbicie. Nie przypominała dawnej siebie. Zarys żeber na napiętej skórze wyraźnie rzucał się w oczy. Jej sylwetka nie przypominała już klepsydry, było jakby poprzycinana na bokach i w biuście, którego obwód został wyraźnie zredukowany. Posiniała skóra nie miała już zaróżowionej barwy, przede wszystkim była jednak zdecydowanie cieńsza i bledsza niż dawniej.
Powiodła wzrokiem wyżej, na lekko zapadniętą i bladą, acz nadal piękną twarz.
Zlustrowała piorunującym wzrokiem maleńką zmarszczkę widoczną na czole i westchnęła ciężko. Raz jeszcze przypomniała sobie jak męcząca potrafi być ułomność ludzkiego ciała.
Schyliła się, aby otworzyć jedną z licznych szuflad znajdujących się pod dwójką masywnych, porcelanowych umywalek. Wnętrze każdej z nich poukładane było tematycznie, w większości jednak znajdowały się tu wyłącznie przedmioty jednorazowego użytku, począwszy od szczoteczek do zębów, płatków kosmetycznych, patyczków do uszu, a skończywszy na jednorazowych ręcznikach. Nie tylko w łazience, ale i całym domu każdy przedmiot nie nosił śladów użycia. Kosmetyki i ubrania były wymieniane co tydzień, podobnie bielizna i obuwie.
Nałożyła na dłoń lateksową rękawiczkę, a następnie sięgnęła do wnętrza szuflady, wyciągając z niej mokre chusteczki i płyn do demakijażu. Zmyła makijaż, a odpadki i rękawiczka wylądowały w opróżnianym codziennie koszu. Dopiero teraz mogła się sobie dokładnie przyjrzeć. Brwi w ciepłym odcieniu blondu kontrastowały z wybielonym tonem na głowie. Za to zapadnięte policzki, blade usta i dojrzałe sińce pod oczami wskazywać mogły wyłącznie na jedno - choroba. Ponownie w jej głowie zrodziła się wizja niszczycielskiej mocy czasu i licznych barier, przed którymi zwykło uginać się jej ciało. Słabe tkanki będące zaledwie więzieniem dla jej ducha. Ostatni raz spojrzała w swoje oczy, pochylając się nad lustrem. Przypominały jej martwe spojrzenia rekinów. Choć inni byliby skłonni w nich zatonąć.
Odwróciła się na pięcie i weszła pod prysznic, domykając za sobą drzwi. Nie czuła ciepła. Nie zamierzała też spędzić pod wodą więcej czasu niż było to konieczne, dlatego po dokładnym umyciu ciała i włosów, stanęła ponownie na marmurowej posadzce, która dla każdej innej osoby byłaby zbyt lodowata, aby tak śmiało po niej stąpać. Patrzyła na lustro i odbijającą się w nim, przemoczoną kobietę. Znów się nie poznała. Wyglądała zupełnie jak wynurzający się z morskiej toni upiór. Blada i mokra, wydawała się nie mieć w sobie życia.
Czuła się... nieswojo. Delikatnie ujmując. Nie chciała jednak w tej chwili walczyć z własnymi myślami. Czekało na nią zbyt wiele spraw nie znoszących zwłoki. Czym prędzej wytarła swoje ciało i włosy, wyciągniętymi z szuflady, dwoma ręcznikami, które po wykonaniu swojego zadania runęły na dno kosza.
Ruszyła do sypialni, mijając próg i podążając w stronę szafy, z której wyciągnęła czarną mini, szmaragdową koszulę i parę lakierowanych szpilek od Christiana Louboutin. Rzuciła ubrania na łóżko i ponownie zagłębiła się w odmęty szerokiej na trzy metry szafy. Tym razem wydarła z jej wnętrza czarną marynarkę, zapinaną na rząd złotych guzików i torebkę z logiem Chanel, wykonaną najpewniej z krokodylej skóry. Jej ręka sięgnęła głębiej, do ukrytego schowka, znajdującego się za poskładanymi w ciasną kostkę swetrami. Schowek był niewielki, a na jego dwóch półeczkach ktoś umieścił rząd wywieszonych na głowach manekinów, naturalnych peruk. Wyjęła jedną z nich. W kolorze ciemnego, czekoladowego brązu. Była lekko pofalowana i sięgała połowy jej pleców. Popędziła do łazienki, zakładając perukę przy pomocy profesjonalnych klejów używanych przez charakteryzatorów. Następnie wykonała wyostrzający rysy makijaż, przyciemniła brwi, założyła orzechowe soczewki, a usta pomalowała karminową pomadką. Jej kroki znów skierowały się do sypialni. Ubrała się w przygotowany wcześniej zestaw, dobierając jeszcze do niego matowe rajstopy, sprawnie maskujące posiniałe nogi. W uszy wpięła platynowe kółka, które dzisiaj miały być jedyną jej biżuterią. Zerknęła jeszcze raz w lustro, tym razem w to stojące w sypialni, aby upewnić się, że wszystko jest na swoim miejscu. Przerzuciła torebkę przez ramię i ruszyła w kierunku porzuconych kufrów, łapiąc je oburącz i podążając mocnym krokiem w stronę schodów. Zbiegła po nich i stanęła przed uzbrojoną ścianą. Odstawiła kufry, potwierdziła tożsamość analizą głosu, linii papilarnych, zapachu i śliny, a następnie przy wtórującym jej dźwięku otwierających się drzwi i krat wparowała do pomieszczenia.
Drzwi zamknęły się automatycznie, mniej więcej w tym samym momencie kufry czekało kolejne już dzisiaj, powitanie posadzki. Zarówno podłoga, ściany i sufit tego pomieszczenia były wzmocnione i zbrojone, a także wyposażone w urządzenia blokujące sygnały i fale docierające z zewnątrz. Usiadła przy biurku, uruchamiając bezzwłocznie spoczywający na nim laptop. Podpięła pod niego czerwony flash pen i natychmiast spenetrowała jego zawartość. Po odczytaniu wszystkiego co zawiera i przesłaniu kilku komunikatów zamknęła komputer, a flash pen schował do torebki. Opuściła pomieszczenie, uzbrajając jego wejście i wbiegła w pośpiechu na schody.
Po chwili frontowe drzwi zamknęły się z hukiem i pogłosem elektronicznego zabezpieczenia, w postaci blokującego je zamku. W oddali słychać było jednak coś jeszcze. Zdławione trzaski dobywające się z kominka. Wydawał je topiący się w ogniu, czerwony flash pen, ciśnięty okrutnie wprost w bezlitosne objęcia płomieni.
z tematu
Cecille - 3 Sierpień 2016, 22:09
Elektryczny zgrzyt zdjętej w zamku blokady oznajmił powrót właścicielki, potwierdzony także echem zatrzaskujących się za nią drzwi. Przeszła przez korytarz niespiesznym krokiem, lustrując wzrokiem wnętrze loftu, które wydało jej się niezwykle obce. Kolejna podróż zakończona fiaskiem, tym razem rozpoczęła się w Wiedniu. Spędziła tam kilka tygodni, głównie w towarzystwie eksporterów ropy naftowej i austriackiej śmietanki towarzyskiej, jednakże nie uzyskała od nich odpowiedzi na dręczące ją pytania. Ani jednej. Brak postępów w stolicy zmusił ją do dalszej wędrówki, a kolejnymi przystankami okazała się Styria, Karyntia, Salzburg i w końcu Tyrol. Bezskutecznie poszukiwała choć strzępu informacji o zaginionych. Mijały kolejne tygodnie bez jakichkolwiek rezultatów poszukiwań i powoli, choć nieubłaganie docierała do niej myśl, że najprawdopodobniej już nigdy go nie zobaczy. Już od dawna zresztą zastanawiała się co u licha wyprawia... czego tak naprawdę szukała? Być może samej siebie. Tej ludzkiej cząstki, która zaginęła bezpowrotnie razem z nim.
Ślad się urwał, a ona miała już dość stagnacji. Może właśnie dlatego odetchnęła z ulgą, gdy usłyszała o ekskluzywnym ośrodku, zatopionym gdzieś w łańcuchu Alp. To była jej szansa na ucieczkę. Zatopiony w śniegu Gruenwald Resort Soelden okazał się wymarzoną samotnią, w której spędziła kilka tygodni. Niestety jak to zwykle bywa chwila ciszy poprzedzała burzę, a obowiązki nie miały w zwyczaju zapominać o swych wykonawcach. Musiała wracać. Bilet pierwszej klasy spoczywał głęboko w pokrytej wężową skórą torebce, podczas gdy ona sama unosiła się na wysokości dwunastu tysięcy metrów nad powierzchnią ziemi, pośród setki pozostałych pasażerów Boeinga 787.
Stała nieruchomo pośród pustej przestrzeni, wsłuchując się w ogarniającą ją cisze. Zdążyła niemal za nią zatęsknić. Wzięła głęboki oddech i zbiegła żwawo po schodach, stając przed znajomymi, zbrojonymi drzwiami, a zakończona sukcesem analiza głosu, linii papilarnych, zapachu i śliny uprawniła ją do wejścia. Pomieszczenie na pierwszy rzut oka wydawało się nietknięte. Czym prędzej zasiadła za masywnym biurkiem, otworzyła oczyszczony z odcisków palców laptop i zabrała do pracy. Po kilku godzinach spędzonych na czytaniu raportów zamknęła laptop, polerując go tak jak poprzednio odpowiednim środkiem chemicznym. W pośpiechu opuściła pomieszczenie, kodując je na powrót i skierowała krok ku wyjściu. W dłoni trzymała telefon, którego ekran zapełniał się błyskawicznie wpisywanym tekstem. Drzwi wejściowe trzasnęły przy akompaniamencie blokady, a loft po raz kolejny zatonął w groźnej ciszy.
z tematu
|
|
|