Tyk - 2 Wrzesień 2015, 01:02 Temat postu: Ukryta jaskiniaW jednym z klifów leżących nad Morzem Łez znajduje się naprawdę ciekawa jaskinia. Ukryta jest na co najmniej trzy różne sposoby. Po pierwsze, by się do niej dostać, trzeba przejść po skalistym brzegu pod klifem, uważając by nie wpaść do wody lub zejść po linie, przy czym tu jest problem w postaci drzewa. Ogromnej wierzby płaczącej, której gałęzie dodatkowo zasłaniają wejście, a które wyrasta z niewielkiej półki tuż nad wejściem. Trzecim elementem maskującym istnienie jaskini jest samo jej wejście, które skrywa prawdziwe rozmiary. Dopiero osoby, które wejdą do środka i zbadają dokładnie skalisty labirynt odkryją ... niestety kolejny labirynt tym razem o sto razy bardziej rozgałęzionym. Ogromny system korytarzy jest już prawdziwą pułapką. Nierozważny wędrowiec może zgubić się tam i już nigdy nie wyjść, szczególnie, że wewnątrz nie ma żadnego światła, są za to liczne nietoperze i robactwo, na które polują.Mari - 2 Wrzesień 2015, 13:07 Marionette dużo słyszała o ciekawych i niebezpiecznych miejscach Krainy Luster. Jednak nie miała kiedy je zwiedzić. Od dawna, jeszcze od czasów swego dzieciństwa robiła długą listę miejsc do odwiedzenia. Na jednym z pierwszych miejsc znajdował się klif przy Morzy Łez i ukryta u jego podnóża jaskinia.
Słyszała, że to miejsce jest niebezpieczne ale zarazem zapierające dech w piersiach. Kotka chyba potrzebowała dreszczyku emocji, bo gdy tylko się dowiedziała, gdzie dokładnie się owa jaskinia znajduje, ruszyła tam bez chwili namysłu. No może nie dosłownie. Zastanawiała się nie nad tym, czy iść jednak nad tym co ma tam tak właściwie wziąć.
Słyszała, że są dwa sposoby, żeby się tam dostać. Sama nie była pewna, z którego powinna skorzystać. Uznała jednak, że spróbuje się tam dostać od strony brzegu. Nie przepadała zbytnio za wielkimi wysokościami, a woda nie była jej straszna.
Zabrała ze sobą jednak linę, na wszelki wypadek. prócz tego zabrała krzesiwo i kilka pochodni. A nóż jej się uda przejść, bez całkowitego zamoczenia się. Zaopatrzyła się również w kilka owoców i kawałków suszonego mięsa oraz bukłak z wodą pitną. Nie wiedziała jak długo tam będzie. Wszystko zapakowała do podróżnego worka, który przewiesiła sobie przez ramię. Oczywiście nigdzie nie ruszała się bez fletu i swojego ukochanego sztyletu.
Ubrana w dopasowane spodnie oraz koszulę ruszyła.
Po dotarciu na miejsce od razu skierowała się na skaliste wybrzeże. Stąpała ostrożnie po kamieniach. Często używając do utrzymania równowagi wszystkich czterech łap. Powoli posuwając się na czworaka do przodu, rozglądała się uważnie.
Jeśli nie spotkała większych przeszkód po kilku minutach powolnej wędrówki dotarła do wejścia do jaskini, gdzie postanowiła chwilę odpocząć i nacieszyć oczy wspaniałym widokiem morza.
Gdy już poczuła, że jest gotowa, ruszyła wgłąb jaskini. Nie wyciągała jednak od razu pochodni. Nie wiedziała w końcu na jak długo jej starczą. Jak długo będzie tam krążyć. Szła powoli jednak zdecydowanie wkraczając coraz głębiej w ciemność jaskini.Tyk - 3 Wrzesień 2015, 21:41 Morze było tego dnia wyjątkowo spokojne. Oczywiście nie miało to żadnego znaczenia. Skały przy klifie były na tyle wysokie, że dało się po nich dojść do drzewa nawet przy wzburzonym - choć nie sztormowym - morzu. Nie były jednak aż tak bezpieczne, by bezpiecznie po nich skakać, hopsać, podskakiwać i wykonywać jeszcze inne czynności o podobnym charakterze. Każdy krok musiał być stawiany z niemałą ostrożnością, a droga wcale nie była taka krótka. Wszystko to sprawiło, że Marionette szła bardzo długo, kilka razy zatrzymując się, gdy skała osunęła się pod jej łapą nieomal zrzucając ją na jeszcze mniej przyjazne skały poniżej, częściowo zanurzone w wodzie. Na szczęście jednak udało się jej dojść do końca, lecz była na tyle zmęczona, że gdy wchodziła w końcu do jaskini niebo nad morzem było już bliższe nocy niż dniu, nad głową wciąż jednak mając błękit. Pewną rekompensatą trudów było oczywiście odbicie zachodzącego już słońc w spokojnych falach Morza Łez.
We wnętrzu jaskini znalazła bardzo wąskie przejście, które ciągnęło się przez kilka metrów i już po chwili zrobiło się tak ciemno, że musiała się wycofać i rozpalić ogień, by móc cokolwiek dojrzeć. Już wtedy jednak słyszała płynącą we wnętrzu jaskini wodę.
Jeżeli nie postanowiła się cofać już po kroku zrozumiała, że znalazła się w większym pomieszczeniu. Nie mogła już obiema dłońmi dotykać przeciwległych ścian, a gdyby spróbowała unieść dłoń nie natrafiłaby na nic. Nie wiedziałaby jednak, przez brak światła, że znajduje się w miejscu gdzie podziemna rzeka przecina się z głównym korytarzem jaskini i tym samym miałaby możliwość udania się dalej, jak też skrętu w górę lub dół rzeki.Mari - 5 Wrzesień 2015, 10:50 Gdy tylko Mari straciła kontakt ze ścianami postanowiła jednak zapalić jedną pochodnię. Jednak zanim to zrobiła, postanowiła sprawdzić, czy ma taką możliwość. Czy ziemia nie jest za wilgotna. Gdy tylko to sprawdziła i ziemia okazała się na tyle sucha by nie ugasić od razu pochodni, kotka wypakowała po omacku wszystko co było jej potrzebne i zaczęła rozpalać ogień. Jednak gdyby warunki na to nie pozwoliły, chwyciłaby pochodnię kolanami i tak rozpaliła ją.
Gdy tylko zrobiło się jaśniej, Mari znieruchomiała. Pomieszczenie było ogromne. Nawet nie widziała gdzie się kończy. Zauważyła jednak rzekę.
Zaczęła rozglądać się uważnie, zastanawiając się gdzie powinna iść. Wgłąb? Ta ciemność jednak nie podobała jej się za bardzo. Nie wiadomo przecież co tam na nią czeka. No i na pewno nie miała dość liny aby oznaczyć całą drogę.
Po chwili namysłu uznała, że wędrówka wzdłuż rzeki będzie bezpieczniejsza. Przynajmniej jeśli chodzi o gubienie się. W końcu, woda nie może nagle zniknąć. Prawda? Nawet jeśli to pozostanie jej koryto.
Rozejrzała się jeszcze razem po czym postanowiła ruszyć z nurtem rzeki. Starała się iść brzegiem i nie moczyć łapek w zimnej wodzie. Poruszała się powoli i bardzo ostrożnie. Uważnie przyglądając się podłożu pod swoimi łapkami. Jednocześnie starając się iść na tyle szybko by dojść jak najdalej i jeszcze wrócić zanim wypali wszystkie pochodnie.
Po drodze starała się również zapamiętywać wszelkie zakręty i nierówności w skale. Tak aby nawet po ciemku móc wrócić tą samą drogą.Tyk - 7 Wrzesień 2015, 19:37 Marionette bardzo wesoło dreptała sobie po brzegu podziemnej rzeki. Przynajmniej do czasu, gdy brzeg nie zmienił się w pionową ścianę i podróż inna niż korytem rzeki była niemożliwa. Opuściły ją suche kamienie, a każdy krok musiała stawiać jeszcze ostrożniej niż dotychczas. Woda robiła się coraz głębsza, lecz przez cały czas płynęła tą samą ścieżką. Wszystkie dopływy były tylko niewielkimi dziurami w skałach, przez które nawet nietoperz niezdolny byłby się przecisnąć. Po około dwunastu minutach wody było już dość, żeby sięgać Dachowcowi do jednej piątej długości jej nogi.
Właśnie w tym czasie nastąpił nieoczekiwany wypadek. Marionette po raz kolejny poślizgnęła się nieznacznie na kamieniu, tym razem jednak zahaczając pochodnią o odstający kawałek skały i tym samym upuszczając swoje jedyne źródło światła prosto do wody. Chwilę po tym nastały zupełne ciemności, a Kotka musiała przemyśleć co robić dalej. Nie było już mowy o ponownym rozpaleniu pochodni, jednak powrót oznaczałby zmarnowanie tych kilkunastu minut, które straciła na dojście tutaj.
Pewną podpowiedzią mógł być głuchy dźwięk uderzeń - jakby kamieni uderzających o ściany jaskini dobiegający ze strony, w którą dotąd Kotka szła. Wcześniej nie mogła go dosłyszeć, dźwięk jej kroków zagłuszał cichutkie stukanie.Mari - 7 Wrzesień 2015, 20:07 Początkowo kotka spanikowała lekko. Wyłowiła szybko pochodnię. Jednak gdy tylko dotknęła łapką jej czubka od razu zrozumiała, że na wiele jej się już nie przyda. Pewnie nawet po wysuszeniu na niewiele by się zdała.
Mari westchnęła ciężko. Starała się uspokoić. Wiedziała, że nie może stać w miejscu. Zastanawiała się tylko jak powinna postąpić. Wrócić się i stracić ten czas, próbować zapalić nową pochodnię (co pewnie by się skończyło tak samo o ile nie gorzej niż w przypadku poprzedniej) czy po prostu iść dalej.
Postanowiła wybrać tę ostatnią opcje. Poprawiła worek na plecach, sprawdzając jednocześnie czy nie zamókł już od ostatniego poślizgnięcia i ruszyła dalej z nurtem rzeki.
Tym razem było trudniej. Nie widziała nic. Mimo, że jej oczy powinny już dawno się przyzwyczaić. Jednak było o wiele za ciemno aby to nastąpiło.
Teraz jeszcze bardziej postanowiła uważać. Uważnie stawiała każdy krok. Zanim postawiła łapkę na niepewnym podłożu, starała się "wymacać" grunt. Jednak nie podnosiła ich zbyt wysoko. Bała się, ze nie utrzyma równowagi. Dlatego też sunęła nimi po ziemi. Nie miała już nic w łapkach, gdyż pozbyła się pochodni, tak więc pomagała sobie nimi w utrzymaniu równowagi.
Starała się zmierzać w kierunku dźwięków wydawanych prawdopodobnie przez kamienie. Teraz to one były jej jedynym kierunkowskazem, gdy straciła już kontakt z bezpieczną ścianą.Tyk - 7 Wrzesień 2015, 20:25 Idąc w ciemnościach Marionette bardzo zwolniła. Drogę, którą pokonała przez ostatnie dwanaście minut przeszłaby dopiero po pół godzinnej wędrówce. W dół rzeki szła natomiast przez minut szesnaście. Trafiła jednak na miejsce, gdzie rzeka znikała w ścianie. Dźwięki uderzeń kamieni dobiegały zaledwie z kilku metrów przed nią i były znakomicie słyszalne. Jednak jej dłonie natrafiały na twardą powierzchnię. Tylko dłonie, gdyż nogę postawiła nieco dalej, jakby przejście po prostu skurczyło się, zamiast całkowicie znikać. Była jednak również inna droga. Po jej prawej stronie nie wyczuwała ściany. Co prawda opuściłaby wtedy bezpieczne koryto rzeki. Była to jednak droga o wiele pewniejsza, niż ta, która wymagała czołgania się po kamieniach - o ile rzeczywiście jakaś droga tam była.
W jaskini wciąż było bardzo cicho. Poza stukaniem kamieni oraz szumem spływającej w dół wody nie było słychać właściwie niczego. Mogło to być dość niepokojące bądź zmuszać do refleksji - w zależności od tego kto jaką ma naturę.Mari - 7 Wrzesień 2015, 20:44 Gdy natrafiła na zimną ścianę zdziwiła się lekko. Może to dlatego, że od dłuższego czasu nie miała kontaktu z żadną powierzchnią? Kto wie.
Czuła, że pod ścianą może biec jakaś ścieżka. Ale czy dałaby radę się tam zmieścić? Nie była pewna. Jednak nawet jeśli to skąd ma mieć pewność, że nie jest to ślepy zaułek? Albo, że nagle nie podniesie się poziom wody i nie zaleje zarówno jej jak i zawartości jej worka. Po chwili przemyśleń uznała, że spróbuje pójść tą drugą drogą i jeśli poczuje, że za bardzo oddala się od wody, spróbuje wrócić i przejść dziurą w ścianie.
Jak postanowiła tak też uczyniła. Jednak postanowiła trzymać się ściany. Cały czas dotykała jej lewą łapką. Po przejściu kilku, może kilkunastu metrów zaczęła się zastanawiać czy nie rozpalić drugiej pochodni. Nie była jednak pewna jak długo będzie tu jeszcze błądzić, więc uznała, że poczeka do jakiejś mniej pewnej drogi, gdzie nie będzie miała możliwości podążania za stałą skałą lub będzie musiała coś zbadać lub sprawdzić.
Szła powoli, stąpając ostrożnie. Co pewien czas sprawdzając również czy strop jest na tyle wysoki bu mogła iść wyprostowana. Cały czas nasłuchiwała czy nadal słyszy tajemnicze odgłosy kamieni oraz szum wody. W końcu do tej pory nic innego nie mogła usłyszeć poza tym i odgłosem jej kroków i szumem wydychanego powietrza.Tyk - 8 Wrzesień 2015, 22:42 Marionette wybrała drogę bezpieczniejszą i przede wszystkim suchą. Jest to o tyle istotne, że nie ryzykowała już utraty kolejnej pochodni w wodzie. Przynajmniej przez kilka pierwszych kroków. Gdzieniegdzie w po ścianach jaskini spływały niewielkie strumyczki, a na głowę kapały jej pojedyncze krople.
Wciąż było bardzo ciemno, a każdy krok musiał być stawiany z wielką ostrożnością. Nawet to jednak nie uchroniło jej przed nagłym atakiem, którego zupełnie się nie spodziewała. Idąc korytarzem nagle poczuła jak coś uderza w jej policzek. Zachwiało to nieco jej równowagą i mogło nawet skończyć się upadkiem. Nietoperzy było naprawdę dużo i przez cały czas latały w powietrzu. Prawdopodobnie upadek byłby nawet dobrym pomysłem, gdyż na wysokości około półtora metra nie było już za dużo miejsca na poruszanie się. Mówiąc prościej może znów się zacząć czołgać lub przedzierać przez nietoperze. Za to może być pewna, że nie trafi na zbyt wiele robactwa.
Nie słyszała za to dźwięków kamieni. Po chwili jednak dotrze do kolejnego rozwidlenia dróg i będzie miała do wyboru iść na lewo bądź prawo. Różnica jest taka, że nietoperze lecą z prawej strony, w lewej więc będzie miała nieco spokoju.Mari - 11 Wrzesień 2015, 09:37 Gdy tylko poczuła na policzku uderzenie nietoperza od razu zrezygnowała z pomysłu zapalania nowej pochodni. Jeśli byłoby ich tu więcej niż jeden to tylko by je spłoszyła, a to jeszcze bardziej utrudniłoby jej wędrówkę. I nie myliła się. Po chwili poczuła dziesiątki...ma może serki skrzydeł uderzających ją po głowie i ramionach. Jakby już ta ciągle kapiąca woda nie była wystarczająco irytująca.
Gdy tylko straciła trochę równowagę od razu padła na kolana. Chciała w ten sposób uchronić się przed latającymi ssakami. No i na czworaka na pewno mogła być pewniejsza podłoża niż idąc na dwóch łapach. Upadek zakończył się niestety bolesnym odrapaniem kolan. Jednak mimo tego nie przestała iść w wybranym wcześniej kierunku. Powoli przesuwała się naprzód.
Piskanie nietoperzy bardzo ją denerwowało i przyprawiało o ból głowy. Miała bardzo wyczulone uszy. Za równo przez swoją kotowatość jak i przez fakt iż była muzykiem.
Na czworaka powoli przesuwała się naprzód, a gdy tylko dotarła do rozwidlenia przysiadła na chwilę by sprawdzić przynajmniej pobieżnie stan swoich kolan. Co prawda nic nie widziała ale jak tylko dotknęła jednego łapą od razu mogła poczuć ciepłą ciecz spływającą po nim. Mogła się wyleczyć jednak nietoperze za bardzo ją irytowały.
Musiała zdecydować, gdzie ma iść. Chciała się wsłuchać czy nie słychać znów kamieni, jednak odgłosy ssaków nie pozwalały jej się skupić. Udało jej się za to zorientować, że z prawej strony, odgłosy latających stworzonek są o wiele bardziej nasilone niż z lewej. Dlatego też od razu ruszyła w cichszym kierunku. Nadal, dla bezpieczeństwa poruszając się na wszystkich czterech łapach.
Poruszała się bardzo ostrożnie. Badając dokładnie teren przed sobą i nasłuchując uważnie czy nie słychać tych tajemniczych kamieni. W tych ciemnościach to jedyny sposób aby określić czy idzie dalej. Jak na razie uznała, że nie będzie wyciągała pochodni. Chodzenie na 3 łapach byłoby za bardzo uciążliwe teraz. Trzymała się jednak cały czas blisko lewej ściany, by nie zostać zaskoczoną przez kolejne rozwidlenie.Tyk - 12 Wrzesień 2015, 22:12 Marionette była już głęboko pod ziemią. Było tu znacznie chłodniej niż na zewnątrz, a powietrze było tylko dodatkowo ochładzane przez ciągle kapiące krople wody - spływające po ścianach, czy rozbijające się na niewielkich kałużach wśród kamieni. Również skały były chłodne, stąpanie po nich było niezwykle nieprzyjemne, a po kilkudziesięciu krokach dało się odczuć ból w łapach. Co gorsze kotka wciąż schodziła w dół, choć korytarz nie był zbyt stromy i pomimo takiego dystansu nie była wcale zbyt głęboko.
Najbardziej irytujący był jednak zapewne fakt, że nic nie widziała. Nie wiedziała, czy nie minęła jakiegoś ważnego odgałęzienia. Nie wiedziała nawet czy zakręty nie były jakimś bocznym korytarzem. Szła na ślepo nie słyszała żadnych zwierząt. Tylko czasem przy skałach poczuła jakiś ruch, jakby coś małego uciekało spod jej ręki. Innym razem usłyszała dźwięk skrzydełek. Nie było to jednak nic, na co powinna zwrócić szczególną uwagę. Pewna zmiana nastała po dłuższej chwili. Nie można powiedzieć ile dokładnie trwała. Kotce wydawało się, że przynajmniej z pół godziny, lecz w rzeczywistości czas płynął znacznie wolniej i szła nie więcej niż dwadzieścia minut. Dotarła jednak do delikatnie oświetlonego miejsca. Światło wpadało z góry i choć było bardzo blade, ledwie dało się je dostrzec - pozwoliło na rozpoznanie trzech korytarzy prowadzących każdy w zupełnie innym kierunku. Z jednego z nich nawet dało się słyszeć stuk kamieni. Trudno było powiedzieć z którego dokładnie, choć wydawać by się mogło że z tego, który był prosto przed Mari. Ścieżka po lewej wydawałaby się najrozsądniejsza, skoro gdzieś po lewej była rzeka, którą kotka musiała opuścić. Była też droga w prawo, której wybór byłby wysoce kontrowersyjny.Mari - 15 Wrzesień 2015, 09:10 Kotka rozejrzała się po pomieszczeniu. Światło było słabe jednak po chwili wzrok przyzwyczaił się na tyle by widzieć korytarze. Poświęciła chwilę aby zastanowić się co teraz powinna zrobić po czy ruszyła w kierunku korytarza, który wcześniej miała dokładnie na przeciw. Poszła prosto.
Jednak zanim weszła do nowego tunelu, przystanęła. Nie widziała ile jej jeszcze przyjdzie krążyć po korytarzach. Postanowiła więc skorzystać z odrobiny światła. Przysiadła niedaleko wejścia i wyciągnęła kawałek miejsca ze swojego worka i wodę. Gdy zaspokoiła swoje potrzeby zapaliła nową pochodnię i ruszyła w dalszą drogę.
Weszła powoli wgłąb tunelu. Szła ostrożnie, dokładnie rozglądając się czy nie napotka znów żadnych, przykrych niespodzianek. Obserwowała zarówno podłoże pod łapami jak i ściany i sufit. Nie chciała się ponownie spotkać z nietoperzami. Nie słyszała ich. Jednak coś ją niepokoiło w tym tunelu. Czyżby wybrała złą drogę? Miała nadzieję, że jednak nie. Jednak i tak co chwila oglądała się za siebie, czy nadal widzi wyjście z tunelu i czy ma możliwość odwrotu i wybrania innej drogi.Tyk - 16 Wrzesień 2015, 19:56 Postój, który kotka zorganizowała, wystarczył, by na zewnątrz zrobiło się już całkowicie ciemno. Szczególnie, że księżyc skrył się za chmurami. Marionette nie wiedziała jeszcze, że warunki pogodowe na zewnątrz są wysoce niekorzystne dla ludzi pragnących zorganizować wieczorne ognisko na klifie, czy zagrać w karty pod gołym niebem.
Mogła jednak zauważyć, że w miejscach, które dotąd wydawały się suchymi dziurami, pojawiła się woda. Nic groźnego, może trochę dziwne.
Szybko jednak mogła zapomnieć o kilku nadprogramowych kroplach, szczególnie, gdy skręciwszy w lewo, po dłuższym spacerze korytarzem, ściany stały się czarne. Gdyby nie pochodnia pewnie nie zwróciłaby na to większej uwagi. Dopiero jednak gdy postawiła o jeden krok za dużo, poczuła, że to nie skały, lecz miliony maleńkich owadów. Niektóre z nich nawet miały skrzydła i gdy tylko poczuły się zagrożone przez stopę Kotki zaczęły ją atakować. Ich ugryzienia, choć niegroźne dla zdrowia, były naprawdę irytujące i nie można powiedzieć, że bezbolesne. Marionette powinna w tym poście zaznaczyć przede wszystkim sposób, w jaki chce się przed robactwem bronić.Mari - 17 Wrzesień 2015, 13:15 Gdy Marionette zauważyła, że skały zrobiły się czarne nie przejęła się tym zbytnio. W końcu mógł tam być też jakiś inny rodzaj skał niż widziała wcześniej. Trochę zdziwiła ją woda w dziurach, ale nie widziała w tym nic niebezpiecznego, więc spokojnie szła dalej.
Szła, dopóki nie zobaczyła co spowodowało, że ściany są takie czarne. Robale! Kotka nie przepadała za nimi. Brzydziły ją ale nie były zbyt groźne. Tak myślała póki nie poczuła ich irytujących ugryzień na swoim ciele. Cofnęła się natychmiast. Ogonami i wolną łapką zaczęła się od nich odganiać. Zrzucać je przynajmniej ze swojej skóry.
Po chwili takiego odganiania się sięgnęła do worka i wyciągnęła jeszcze dwie pochodnie. Od razu je połączyła z tą, którą aktualnie trzymała i zaczęła odganiać nadlatujące owady. Wyciągnęła też trochę jedzenia i rzuciła je w głąb tunelu, mając nadzieję, że przynajmniej część tych latających stworzeń ruszy za pokarmem. Nie miała pojęcia co to za robactwo.
W trakcie odganiania ich starała się jak najszybciej wycofać z tunelu. Jak najszybciej, jednak również jak najostrożniej się dało. Nie miała zamiaru stracić równowagi i upaść do tej ciemnej masy. Raczej nie byłoby to zbyt przyjemne.
Odganiała owady zarówno pochodnią, która teraz jarzyła się pięknym, jasnym i przede wszystkim dużym ogniem. Pomagała sobie również ogonami. Oganiała nimi robale z miejsc, z których nie mogła tego zrobić pochodnią.
Nie przestawała się jednak przesuwać w kierunku pomieszczenia, które niedawno opuściła.Tyk - 20 Wrzesień 2015, 00:57 Największe z robali były wielkości dłoni. Mogły same w sobie robić za całkiem milutkie zwierzątko domowe. Gdyby oczywiście nie było tu całej ich hordy, która zaatakowała - czy raczej zaczęła się bronić - gdy Mari znalazła się zbyt blisko. Kotka próbowała je odgonić, lecz na niewiele się to zdawało. Biegła przez cały czas będąc gryziona przez ogromne insekty. Po drodze upuściła też swoje pochodnie. Już w ciemnościach, przewracając się niemalże co kilka kroków, lecz udało jej się wydostać na bezpieczny teren. Tam, gdzie ściany były ze skał, a nie z owadów. Znów jednak było całkiem ciemno i i tylko fakt, że poczuła na sobie krople dał jej do zrozumienia, że jest w miejscu, w którym jeszcze tak niedawno było widać słabe światło. Teraz jednak nie mogła liczyć na takie luksusy, nadto nie mogła zapalić pochodni w tym miejscu. Musiałaby najpierw odejść gdzieś na bok, do jednego z tuneli. Gdzieś, gdzie nad głową nie miała dziury w skalnym dachu. Drogi są te same, co poprzednio. Trzeba też zaznaczyć, że Marionette mogła łatwo zrozumieć, że na zewnątrz zaczął padać deszcz. Trzeba pamiętać, że jest w systemie podziemnych jaskiń, a tam często dachy nie są zbyt szczelne. Musi też wiedzieć, że jest poniżej poziomu, na którym płynął wcześniej strumień, którym szła. Z drugiej strony ogromna liczba robactwa była raczej dobrym sygnałem, świadczącym o tym, że nie zostanie tutaj zalana.