To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Archiwum X - Historia Kathariny Dachowca

Anonymous - 29 Wrzesień 2015, 13:22
Temat postu: Historia Kathariny Dachowca
Historia:
Moja historia nie jest ani specjalnie długa, ani też wyjątkowa. W kwestii wczesnych lat dzieciństwa nie mogę powiedzieć wiele. Wiem tylko, że urodziłam się w typowej rodzinie Kotów Czarnoksiężnika. Zarówno moja matka jak i ojciec byli czarnymi kotami, z ograniczonymi zdolnościami magicznymi i dziwnym poczuciu obowiązku. Niewiele z tego pamiętam, ponieważ szybko, mianowicie kiedy tylko zaczęłam w miarę chodzić na moich czterech łapach, oddano mnie w ręce mojego Czarnoksiężnika. Był to człowiek dojrzały, wtedy wydawało mi się, że baaardzooo stary, bo miał zmarszczki. Był też ciekawski, przesadnie pogodny i w tym wszystkim dziwnie przerażający. Nasza współpraca początkowo chyba nie układała się po jego myśli... Ja ten okres wspominam bardzo miło, miau!

-Katharina, moje złote kocię, powiedz mi, czego kazałem ci nie ruszać? - Gdy tylko usłyszałam ten przesadnie spokojny, lekko drżący głos, natychmiast zeskoczyłam z półki z eliksirami, łapiąc w pyszczek cokolwiek było pod ręką i zwiewając! Zwiałam cały metr, gdy zawisłam złapana za skórę na karku. Moja zdobycz, czyli półmartwa żaba, którą upolowałam wcześniej ze słoika, padła na podłogę z głośnym "plask".
- Miau...? - Spytałam słodko, jako iż niewiele więcej mogłam zrobić wisząc tak sparaliżowana.
- Dlaczego zmaltretowałaś tą biedną żabę?
- Bo mnie przezywała. - Odparłam hardo. Hardo wystarczająco, zważając na moją obecną sytuację. Oboje wiedzieliśmy, że żaba nie była tu problemem. Inaczej zamiast udzielać mi reprymendy, natychmiast przystąpiłby do jej resuscytacji. Mój, pfe, "Pan" chyba właśnie wtedy zaczął żałować, że zamiast mnie nie kupił na przykład szafy.
- A nie zwróciłaś może uwagi na fakt, że... żaby nie mówią? - Jego głos przestawał być spokojny, choć jeszcze nie krzyczał. Mówił szybciej, złapał mnie mocniej, tak że dostałam skurczu szczęki. Niósł mnie gdzieś a ja dyndałam na mojej biednej powyciąganej skórze!
- Ale miała bardzo wymowny wyraz... - Nie zdążyłam dokończyć, jak zostałam wrzucona do mojego pokoju. Przeturlałam się po puszystym -prawie jak moje futro- dywanie, i wylądowałam na pysku, potykając się o własny ogon. Jak na okrutnego czarownika, mogłam spodziewać się gorszej kary. Usiadłam, lekko obolała, rozglądając się po pokoju. Był wielki. Z wielkim łóżkiem i ogółem meblami ludzkich rozmiarów. Miałam nawet łazienkę! A mieszkałam w zamku. Znaczy się, nie wiem czy to do końca zamek, bo nigdy nie widziałam takiego prawdziwego, ale nasz dom był dosyć spory i bogato urządzony. Miał tajemnicze pomieszczenia do których nie wolno mi było wchodzić i mnóstwo zakamarków. Nie bardzo wiedziałam co mam zrobić z taką przestrzenią, zwłaszcza, że nawet nie potrafiłam wejść na własne łóżko! Zastanawiało mnie, czemu Czarownik umieścił małego kociaka w ludzkim pokoju. Wystarczyło by mi małe pudło! Cóż, z drugiej strony nie ma na co narzekać. Zwinęłam się w kłębek na moim prywatnym kawałku podłogi i zasnęłam.
Kolejne dni były bardzo podobne. Znaczy się, schemat często się powtarzał. Pan mój i Władca wypuszczał mnie rano, ja zabierałam mu szynkę z kanapek (mimo, że jadłam śniadanie godzinę wcześniej) drapałam meble, bądź wywracałam eliksiry, a później lądowałam w pokoju za karę na resztę dnia. Z perspektywy czasu nie mam pojęcia czemu tak się zachowywałam. Może tak to już jest z kotami? Apogeum moich kłopotów nastąpiło, gdy postanowiłam nasikać na księgę z czarami.
- Kupiłem cie! Masz być posłuszna! A ty, niszczycielski, niewychowany mały czorcie, rujnujesz mnie! Przeszkadzasz! Niszczysz! Ale koniec z tym. Podjąłem decyzje. - Myślę, że nigdy, nigdy przenigdy nie byłam przerażona tak jak wtedy. Mój Czarnoksiężnik nie używał ostrych słów, nie był wulgarny, na wszystkich bogów, nawet nie krzyczał głośno! Ale atmosfera w pokoju się zagęściła jak galaretka, którą ostatnio zrzuciłam ze stołu. Trudno mi było oddychać, zjeżyłam się i syknęłam, bo po tych kilku dniach spędzonych razem nadal nie wiedziałam z jakim człowiekiem przyszło mi żyć.
- Nauczę cię zamiany w człowieka. - Powiedział, a mnie opadła szczęka.

To była nasza pierwsza nić porozumienia. W ciągu kilku dni, ku zaskoczeniu samego Czarniksiężnika, opanowałam przemianę. W postaci ludzkiej wyglądałam na 8-10 letnią dziewczynkę.
- Nie sądziłem że Dachowce mogą być tak... utalentowane magicznie. - Ja też nie sądziłam. W zasadzie myślałam, że nasza moc opiera się na mówieniu. Znaczy, wiedziałam, że są inne dachowce które wyglądają jak ludzie, ale nie sądziłam, że można być i człowiekiem i kotem naraz! Moje osiągnięcie zbliżyło nas do siebie. Już nie psociłam... tak dużo. W ludzkiej postaci przebywałam dość często, co o dziwo irytowało mojego właściciela. Nie miałam pojęcia czemu!
- Może być wreszcie skorzystała z tej pięknie wyposażonej łazienki, która jest cała do twojej dyspozycji, i się wreszcie umyła?- Spytał któregoś dnia. Spojrzałam na niego dość dziwnie.
- Przecież mogę się wylizać. - Odparłam z rozbrajającą szczerością, a mojemu panu opadły ręce.
- To obleśne. - Nie bardzo wiedziałam co to znaczy "obleśne", ale nie spodobało mi się to słowo. Jeszcze tego samego wieczora urządziłam sobie kąpiel w wannie i muszę przyznać, było całkiem przyjemnie!
Czarownik traktował mnie na tyle pobłażliwie, że zapomniałam o dziwnym pierwszym wrażeniu jakie na mnie zrobił przed miesiącami, nim do niego przybyłam. Powoli przestawał mnie zamykać w moim pokoju (gdzie już jako człowiek umiałam korzystać z łóżka!). Mogłam spacerować swobodnie po zamku, nieraz będąc świadkiem przyjmowania gości przez Czarnoksiężnika. Zaskoczyło mnie to, że ludzie się go bali. Naprawdę bali, albo naprawdę nienawidzili. Łatwo było poznać ten nienawistny błysk w oku. Gdy spotkania trwały dłużej, mój właściciel nie pozwalał bym przeszkadzała.
Dni, tygodnie i miesiące mijały szybko. Zwłaszcza, że właściciel postanowił mnie uczyć. Okazało się, że mam w sobie tyle ikry, by panować nad mocą! Nauka szła mi dobrze, i w końcu dostałam zlecenie godne Kota Czarnoksiężnika.
-Katharina, pójdziesz ze mną do miasta. W postaci kota. Nikt nie musi wiedzieć, że jesteś Dachowcem, ani tym bardziej o twoich innych umiejętnościach. Jedyne co masz robić, to słuchać. To nasza umowa. Ty wykonujesz zadania, ja cię trzymam pod moim dachem. Uczę i utrzymuję. - Zadanie wydawało się dość proste, a umowa jasna. Byłam podekscytowana na moją pierwszą wizytę w mieście! Zaczaiłam się pod oknem jakiegoś lokalu, we wskazanym wcześniej miejscu i nasłuchiwałam.
- Moja kobieta .... się dziecka..... pomidory.... coś tam coś tam... spodnie..
- Ostatnio... księga.. matki
...
- Hahaha.... hahaha... piwa...hahaha... - Słyszałam fragmenty rozmów, ale nic konkretnego. Nic, czego mogłabym się uczepić i zasłuchać. Wskoczyłam na parapet. Przecież koty tak robią, prawda? I usłyszałam złowrogie:
- Ooo... kiciuś! - Zostałam złapana pod brzuch tak, że mi się cofnęło, i usadowiona na kolanach jakiegoś podpitego jegomościa, najwidoczniej zauroczonego moim kocim pyszczkiem.
- Zostaw sierściucha, skup sie, mamy sprawy do omówienia. - Drugi chyba nie był fanem kotów, więc spojrzałam na niego nieprzychylnie.
- Mówiłem ci już, wybij sobie to z głowy.
- Nie mogę! To jedyna szansa!
-On nie będzia miał litości...
-Ale kradzież? Za lżejsze przewinienia karał klątwą.
-Nie dowie się.

-Umowa to rzecz święta, nie wolno jej łamać! Bo się zemści! Okrutnie!
Debatowali o tym, czy ten Rumplestilskin jest tak przerażający jak wszyscy mówią, aż oboje spojrzeli na mnie.
-Dowie, Rumpelstilskin ma wszędzie szpiegów. Wśród ludzi i zwierząt...
-... I kotów. -
- Jesteś dachowcem?! - Spojrzałam na nich głupio. Ten, który chyba mnie nie polubił, złapał za kark, ale nie tak delikatnie jak mój właściciel.
-Daj spokój, to zwykły ko.. - I w tym momencie zmieniłam postać. Co innego trzymać w jednym ręku 3 kilowego kota, a co innego 40 kilową dziewczynę. Opadłam na podłogę i wyprułam przed siebie! Nie oglądałam się przez ramię, w obawie, że zobaczę coś strasznego. Nie byłam przyzwyczajona do tego, że ktoś mnie goni po to, żeby mnie złapać! Zwykle to była dla mnie zabawa, a teraz było trochę za poważnie, jak na mój gust. Słyszałam za sobą straszny rumor i krzyki, ale...miałam pewną przewagę, ponieważ od razu zaczęłam biec! Tamci faceci musieli najpierw sobie poradzić z ogromnym wyzwaniem zwleczenia swoich tyłków z ławek i przeciśnięcia się przez lokal pełen istot, co pewnie nie jest łatwe, po kilku piwach. Dodatkowym ułatwieniem jest fakt, że przecież byłam tylko małą bezbronną dziewczynką którą gonili jacyś nikczemnicy! Wątpię, by ktokolwiek skojarzył mnie w pierwszej chwili z tą okrutną bestią, Rumpelstilskimilem. Tak czy inaczej biegłam. Skręciłam w jedną, potem drugą uliczkę, ginąc w mroku, i dalej zwiewałam tak szybko, jak tylko mogłam na tych niestabilnych dwóch patykach, jakby goniły mnie pomioty piekła! Byle znaleźć mojego pana!
Czarnoksiężnika znalazłam w miejscu umówionym, na drodze do zamku. Stał niewzruszony moim poświęceniem, a ja ledwo stojąc i dysząc głośno z nerwów i ze zmęczenia streściłam mu przebieg wydarzeń i rozmowę w barze.
- Biegłam i chyba..uh... ich zgubiłam. Nie wiem uh gdzie teraz są. Tylko... uh.. kim jest ten Rumpelstskkilmil?
-Rumpelstilskin.- Poprawił cierpliwie. - To ja.
Kazał mi wracać do domu, bo sam musiał załatwić jakąś sprawę. Gdy wrócił ja siedziałam w salonie, czytając, a on miał ubranie poplamione we krwi.
- Katharino, jutro kolejne zadanie. Odpocznij.
Nie miałam szansy przemyśleć sprawy. Otóż okazuje się, że mój właściciel Czarnoksiężnik był potworem terroryzującym ludzi wokół. On utrzymywał, że chodzi tylko o dotrzymanie umowy. Ludzie zwracali się do niego o pomoc w ciężkich, beznadziejnych sytuacjach, a on wynajdował sposób na rozwiązanie problemu, albo eliksir który sprawę załatwiał, a potem żądał zapłaty, Nie w złocie, ale w artefaktach i przysługach. Ten kto chciał zerwać umowę, płacił najwięcej. Takie układy bardo nadwyrężały mój kręgosłup moralny, jednak ja byłam tylko kotem, więc wykonywałam swoje zadania, a on starał się, żeby za bardzo nie obciążać mojego sumienia. Taka nieoficjalna umowa między nami. Pewnego dnia zawołał mnie do siebie, akurat wtedy gdy miał gościa. Ku mojemu przerażeniu nasz gość miał nie więcej niż 12 lat i siedział związany liną oplatającą go jak boa dusiciel siedział na krześle, krzywiąc się niemiłosiernie.
- Spójrz, Katharina, nasz gość to złodziej.
-Nie! Nieprawda! Niczego nie ukradłem! - Szarpał się, a ja nie wiedziałam jak zareagować. Na wszystkich bogów, lina zaraz zmiażdży mu narządy!
-Ja uważam, że on kłamie. A ty co powiesz, Dachowcu? - Przełknęłam ślinę, doskonale wiedząc, czego się ode mnie oczekuje. Podeszłam do naszego "gościa", zdjęłam rękawiczkę i przyłożyłam mu pazury do szyi w miejsce, gdzie skóra jest najdelikatniejsza.
- Kłamiesz? - Spytałam błyskotliwie.
- Nieee.. - Wycedził. To tylko dzieciak, dzieciak! Ale dopuścił się przestępstwa. Z dziećmi zawsze tak jest. Robią coś, czego nie wolno, ale im odpuszczamy, bo przecież to tylko dzieci. Mentor mój złapał mnie za ramię i zmusił do cofnięcia się o kilka kroków.
-Katharino, przyjrzyj mu się gdy mówi. Zwróć uwagę na nierówny oddech, to, że nie patrzy na ciebie, tylko w bok. Spójrz jak drgają mu policzki. To wszystko oznaka kłamstwa.
-Rumpelstilskin, skąd możesz wiedzieć?
-Ponieważ widziałem jego kradzież. Chciałem dać mu szansę, jeszcze jedną szansę na uratowanie swojego młodego życia, tak jak mnie prosiłaś, Katharina, ale nasz gość sam sobie ją odebrał. - To była dla mnie kolejna lekcja. Poczucie sprawiedliwości Czarnoksiężnika było trochę spaczone, ale... było. Trudno się nie zgodzić z tym, że złodziej powinien być ukarany. Odcięłam się od faktu, że złodziej był dzieckiem, i że prawdopodobnie zdobył się na tak desperacki czyn dlatego, że sytuacja go do tego zmusiła. Nikt przy zdrowych zmysłach nie okrada Rumpelstilskina! Po tym wydarzeniu zaczęłam zwracać uwagą nie tylko na to kto co mówi, ale na to JAK to mówi.

W miarę jak rosłam, dojrzewałam miałam coraz większy problem z wykonywaniem moich zadań. Być może moje poczucie moralności odbiło się od dna, albo po prostu zaczynałam odczuwać potrzebę bycia niezależną? Męczyły mnie, niektóre wręcz odpychały. Raz musiałam szpiegować matkę, która w zamian za eliksir uzdrawiający miała dostarczyć jakieś rzadkie rośliny Rumpelstilskinowi, potrzebne do kolejnego eliksiru. W wyprawie po zapłatę zginął jej mąż, a ona została z niczym. Oczywiście zostało to potraktowane jako zerwanie umowy. I czekała ją kara. Wykręcałam się jak mogłam, żeby tylko nie musieć szpiegować, a potem donosić Czarownikowi o "grzechach" jego dłużników, ale nie mogłam zerwać naszej umowy, bo czekałaby mnie kara. Byłabym podwójnym dłużnikiem, a spłacenie takiego długu jest niemalże niemożliwe! . Nie potrafiłam pogodzić tych sprzeczności w moim właścicielu. Dlaczego dla mnie był taki wyrozumiały, a dla innych bezwzględny? Z jednej strony cierpliwy, spokojny, a z drugiej okrutny i wściekły! Z mojego punktu widzenia wydawał się być nieco zagubiony i szalony, a inni widzieli go jako przerażającą bestię. Czarnoksiężnik zdawał się prześwietlać moją duszę na wylot, jakby doskonale wiedział, co mnie trapi. Mimo to nic nie mówił do czasu moich 20 urodzin.
- Katharino, wyglądasz na strapioną. - Powiedział pewnego razu. Co ciekawe, wydaje mi się, że na "strapioną" wyglądałam już od jakiś trzech lat.
- Żaba wylała moje mleko. - Mruknęłam pod nosem, wpełzając na sofę. Była to naprawdę wygodna sofa! Czarnoksiężnik uśmiechnął się pod nosem, co mu się często nie zdarzało.
- Nie wiem co masz do tych żab, ale myślę, że nie o to chodzi. - Podniosłam wzrok. I moje kocie uszy, zaciekawiona. - Myślę, że zadania które ci powierzam już cię nie cieszą. - Słysząc to miałam ochotę wstać i zacząć klaskać w uznaniu dla mocy dedukcji mojego mistrza. Zamiast tego uniosłam brwi, myśląc "kontynuuj".
- Nie potrzebuje kota, który nie łowi myszy, moja duszyczko. - Prawie wystrzeliłam w powietrze słysząc to zdanie! Myślałam, że w jednej chwili zejdę tu na zawał! Czy on mnie chce zamienić w żabę? Jednak to, co powiedział chwilę później szybko posadziło mnie z powrotem na miejscu z uczuciem kompletnej dezorientacji, wręcz szoku i... ulgi. - Nie pozostaje mi nic innego, Katharino, jak zerwać naszą umowę.
- Ale to czyni cię...- Zapowietrzyłam się.
- Tak, moja duszyczko. Jestem Twoim dłużnikiem.

Dwa dni później nie mieszkałam już w zamku. Rumpelstilskin może i był moim dłużnikiem według tej jego pokręconej polityki, ale ja nigdy nie zamierzałam tego wykorzystać. Na swój szorstki sposób, mówiąc mi wprost, że mnie nie chce, pokazał, że zwraca mi wolność. Oboje wiemy, że to wszystko było dla mnie, nie przeciw mnie. Tylko po co okazać to w ludzki sposób? Lepiej wygnać z zamku w świat... To więcej niż mogłabym sobie wymarzyć!



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group