Ogród Strachu - Czerwonolistny Cmentarz
Mirana - 3 Listopad 2015, 12:29 Temat postu: Czerwonolistny Cmentarz
Była niegdyś mgła.
Gęsta, spychająca znienawidzone istoty, dwie ich strony, w kotlinę.
I nastała bitwa.
Szaleńcza, krwawa i niespodziewana. Trwająca ledwie kilkadziesiąt minut, której żniwo po obu stronach zostało bogato zebrane przez wysłanniczkę samej śmierci. Wysłanniczka ta, znana ze swojej nikczemności, postanowiła nie uwalniać dusz od poległych tu ciał. Umarli zostali zapomniani, zalani ulewnymi deszczami, zanurzeni w gruncie, gdzie odnaleźli miejsce swojego niespokojnego… spoczynku.
Masowa mogiła z czasem powstała do pionu – kości, obdarte już z mięśni i ścięgien, poczęły odnajdować drogę ku światłu. Przybrały w rozmiarach, pięły się ku firmamencie, gromadząc na swoich dłoniach czerwonawe liście – symbol wciąż tkwiących w tym miejscu dusz. Niegdyś wrogowie, teraz żywe grobowce swoich własnych ciał – ustawione jak sąsiad obok sąsiada.
Minęły lata, a masowa mogiła stała się laskiem z lotu ptaka i upiornym cmentarzyskiem z perspektywy robaka. Kto postawi kroki na ścieżce prowadzącej do gaju, ujrzy pozornie bezpieczne miejsce. Bowiem choć jedne kończyny wynoszą liście ku górze, inne, tkwiące w głębinach gleby, szukają nowych kości, nowego materiału na przedłużenie swojego istnienia – żądają wieczności, nie chcą być już dłużej osamotnione.
Mirana - 23 Listopad 2015, 20:40
Ten płot ją przerażał. Słyszała o tym miejscu większe i mniejsze historie, czasem oznaczane mianem legendy. Ogrody Strachu. Słyszała od roślin, które na swojej drodze spotykała. Jej towarzysze nie byli zbytnio zachwyceni metalowym ogrodzeniem, straszliwie wykrzywionym, wciąż zdającym się krzyczeć. Ostrzeżeniem i bólem, niepokojem i tajemnicą.
- Spokojnie PrzyUszku, to ogród jak każdy inny, kicnij! - zachęcała bojaźliwą bestię do dołączenia do niej po drugiej stronie.
Początkowo fukał, a teraz nawet na taką formę niezadowolenia nie umiał się zdobyć. Wystraszył się, biedny. Strażniczka zdołała jednak go przekonać. Jej natura i bezwzględna chęć opieki zawsze przezwyciężały strach.
Mirana była już standardowej wielkości, będąc Panią Drzewiec - z liśćmi klono-podobnymi, licznie okalającymi jej gałązki. Zlewała się z bogatym otoczeniem, spacerując w pobliżu króliczej istoty, a ptaszyny leciały nad nimi, czasem będąc bardziej zainteresowane sobą niż przestrzenią wokoło.
Zaniedbana ścieżka, wiele gatunków roślin, ogromne okazy, dalekie dźwięki zwierzyny, bogactwo insektów. To wszystko było piękne, łechtało jej serce, nasycało duszę. Ale niebezpieczeństwo czaiło się w pobliżu. Czuła to, wiedziała, że są intruzami dla tych ogrodów. Starała się być delikatną, a wierną jej zwierzynę pouczyła o zachowywanie ciszy. Ciemne zaułki zdawały się obserwować ich, czasem wyłaniając ze swojej ciemni pary oczu, uważnie obserwujące podróżujących.
I oto spotkała się z czerwonolistnym cmentarzyskiem. Ten widok przeraził ich czwórkę, zatrzymał w miejscu. Nawet ptaszyny bały się nad tym miejscem latać. Mirana miała obawy wkroczyć dalej, nie posiadała się w zaufaniu do tego niezwykłego miejsca.
Właśnie, niezwykłego.
Nawet jeśli nie były roślinami, skutecznie je naśladowały.
- Obejdźmy to miejsce, nie chcę im napsuć humoru. Zdają się być, hm, wrażliwe. - zaproponowała, gładząc królika i usadawiając się na nim, chcąc bliskością dodać mu odwagi. Taka puszysta, śnieżnobiała istota nie pasuje do przerażającej scenerii.
Zebrała po drodze trochę liści i opadłych, twardych owoców, podobnych kasztanom ze świata ludzi. Dekorowała z nich coś jakby sweterek, łącząc je z suchymi gałązkami. Z siebie z kolei wykrzesała cieniutkie pędy, będące niemal jak nici. Do teraz nie wiedziała, jak to wykorzystać, aż zdecydowała się wykonać z tego siodło dla swojego pupila, aby jej twarde gałązki niechcący nie otarły skóry kochanemu wierzchowcowi. Gruba warstwa liści, wzmocniona na krawędziach niby-kasztanami oraz kawałkami gałązek. Kształtem było odpowiednie, w barwach prezentowało całą gamę kolorów, a w dotyku równie przyjemne, co gładkie liście Mirany, do których tak musiał jak i chciał się PrzyUszek przyzwyczaić. I był przyzwyczajony.
- Już dawno powinnam wpaść na ten pomysł!
W odpowiedzi radośnie zamruczał i zazgrzytał zębami. Mirana zaś ucałowała jego sierść na główce, gładząc po zboczu szyi.
Wciąż spacerowała na granicy ze cmentarzyskiem.
Anastasia - 25 Listopad 2015, 19:01
Odetchnęła z ulgą pozbywając się ciężaru obecności drugiej osoby pod jednym, co gorsza własnym, dachem. Miała również wątpliwości, czy dobrze uczyniła zostawiając chowańca samego z mężczyzną, bo przez te jego durne majaki zdolny był do wszystkiego, a nie ma pewności za ile postanowi się obudzić. Tak, należało szybko się uwinąć i wrócić do Lehlaki, osobiście dopilnować jego ozdrowienia, a później grzecznie, choć stanowczo wystawić za drzwi.
Cała wędrówka nie należała do przyjemnych, lecz nie ze względu na wygląd jej otoczenia, a na jego zachowanie. Bo choć odnalezienie tak przyziemnych składników jak aloes, żeń-szeń, czy lawenda nie było trudnym wyczynem, to zebranie niektórych unikając jednocześnie odgryzienia ręki graniczyło z cudem. Ogród Strachu chyba nie lubił się dzielić, albo nie miał w zwyczaju wydawać słabszych, co również brała pod uwagę. Doskonale to także rozumiała, dlatego postanowiła, że po powrocie znacznie wzbogaci hodowane rośliny na własny użytek w przydomowym ogródku. Tymczasem z wielką ostrożnością, dbałością o własne kończyny porywała ostatnią, potrzebną jej roślinę, a kiedy schowała do sakiewki miała zawrócić, dość już się nachodziła. W zasadzie mogła przylecieć na miotle albo przemienić się w któreś z szybszych zwierząt, żeby czas sobie skrócić, jednak w takich przypadkach zawsze musiała myśleć po fakcie.
Teraz również pozostała w swojej formie i wcale kotce nie spieszyło się do zmiany. Dlaczego? Między drzewami coś jej mignęło, słyszała także głosy, no i nie oszukujmy się – zapachy, różne, które się ze sobą mieszały, jednak coś zdecydowanie niedaleko się poruszało. Z początku obstawiała bestie ogrodu, toteż mając niewielkie rozeznanie w gatunkach tu występujących (bo przecież miała nad stawem możliwość je ujrzeć), wolała… Hę? Rzuca się na magicznych ludzi, atakuje ich, czasem przez przypadek ktoś jej zemrze, a będzie się bała bestii? Dobre sobie.
Tylko problem był taki, że bestie szanowała. Nie chciała ich krzywdzić, więc ewentualna walka polegająca na samej obronie ani trochę jej nie leżała.
W każdym razie przyjrzała się istotce bliżej, a zauważając, że to żadna zwierzyna, a inne swoiste dziwadło, pewniej wyszła spomiędzy lasu. Nie miała pod ręką żadnej broni, nie zamierzała atakować, co stawało się coraz bardziej nietypowe dla tego Stracha. Niemniej, to stworzenie zafascynowało ją do tego stopnia, że zapomniała już o leżącym w domu przybyszu, stracił on momentalnie na wartości, więc nawet gdyby w tej chwili umierał, nie przyszłaby z ratunkiem. Bo i dlaczego? Co najwyżej mogła się posilić!
- To miejsce jest tak niesamowicie niebezpieczne, że nawet rośliny dostają nóg, by uciec, nya? – Bez chwili wahania zadała pytanie przyglądając się, jak Roślinna Pani zakłada siodło na Króliczastego, a jego widok był tu naprawdę zabawnym kontrastem, więc Anusi tak szybko się nie pozbędą.
Mirana - 25 Listopad 2015, 19:51
Nie spodziewała się tu spotkać człekokształtnych. Nie to, żeby już myślała o sobie: i'm legend - po prostu bestialski byt był tutaj tym pospolitym. A ta persona mówiła, zdawała się być kobietą i nie wyglądała na podróżniczkę z daleka, nie posiadała nawet bojowego ekwipunku. W sukience po lesie? Pomyślała, że to jeden z mieszkańców, a zatem, co z legendami o niebezpieczeństwach? One muszą mieć uzasadnienie.
Pogładziła królika uspakajającym gestem, wychodząc przed niego i lekko, z jedynie samej grzeczności, kłaniając się jak na gościa przystało. Mierząc ponad dwa metry, przy niskiej Straszce musiała wyglądać komicznie, ale dla Strażniczki Gaju wielkość niewiele znaczyła - respektowała każdy organizm, każdą istotę. Nawet taką, która budziłaby niepokój.
U spotkanej kobiety nic nie mogła wyczytać, nic poza ciekawością, do której była przyzwyczajona.
- Radzisz sobie bez broni tutaj, więc po co stąd roślinom uciekać?
Ptaszyny od pewnego czasu nie otrzymywały poleceń, a spotkanie kobiet obserwowały z wysoka. Alphard, zdając się na swój intelekt, uznał za stosowne przelecenie koło kobiety celem sprawdzenia, czy bliskość tak wyrazistego ptaka uzna za coś niepokojącego. Znalazł się po drugiej stronie, wciąż nie dając znaku, że ma coś z napotkaną Roślinną Panią coś wspólnego. A ta odezwała się ponownie:
- Przybywam w te rejony z daleka, pragnąć odnaleźć w nich ducha natury; odnaleźć siostrzane mi, silne okazy - przedstawiła najprawdziwszy powód swojego jestestwa w Ogrodach Strachu.
Być może dostrzegła wystające z sakiewki pojedyncze listki, którym poświęciła nieco uwagi. Nie byłaby zachwycona z brutalnego zrywania ich z wciąż rosnącej rośliny. Powstałe rany trzeba zasklepić, a najlepiej do ich powstania w ogóle nie doprowadzać - Mirana to potrafiła, miała do tego smykałkę, ale dla reszty - to było prozaiczne jak nalanie wody z butelki.
Anastasia - 25 Listopad 2015, 20:54
Dopiero gdy napotkana Pani wyszła przed Reille, Anastasia mogła przyjrzeć jej się w pełniejszej okazałości, nacieszyć wzrok tym niespotykanym zjawiskiem! Bo rzeczywiście zdarzało jej się widzieć taką nienaturalną osobę po raz pierwszy w życiu. Miała chyba także cichą nadzieję, że nie ostatni, ani że nie są to żadne zwidy, które w prezencie podarował jej Ogród Strachu lub też zaraza przeniesiona z Marionetkarza.
Taka zielona, liściasta, taka… Roślinna. Czy to możliwe, że tutejsza flora ożywa? A to by była heca, odkrycie, którego każdy mógłby pozazdrościć, choć kotka z nikim by się nim nie podzieliła. Zatrzymała wyłącznie dla siebie.
- Radzę? Nyah. Póki co jeszcze żyję i chodzę w jednym kawałku. Wiem, że w każdej chwili może się to zmienić, jednak z własnej woli ogrodu nie opuszczę. – Uśmiechnęła się dość szczerze, jak tylko pozbawiony uczuć Strach mógł sobie pozwolić. I nagle siła na rozmowy w Hebi wstąpiła, odwagi nie musiała sobie dodawać, bo potrafiła być w swoim zachowaniu wręcz bezczelna, jeśli miała kaprys, ale słowa nigdy nie były jej mocną stroną. - Wybacz mi te ciągłe spojrzenia, po prostu jesteś naprawdę fascynująca! Kim jesteś? Stąd pochodzisz? – Już miała ochotę jednym susem znaleźć się przy Miranie, zobaczyć z bliska to dziwadło, sprawdzić czy na pewno jest prawdziwa, ale równie szybko, co pomysł w głowie się pojawił, również z niej uciekł.
Zamiast we wcześniej zamierzoną stronę, uskoczyła na bok nieco od kobiety się oddalając. A przyczyną tego wszystkiego był przelatujący zdecydowanie za blisko Alphard, którego widoku przestraszyła się bardziej niż wizji kolejnej swojej śmierci. Przecież to ptak! Ptaki są złe, gorsze nawet od wody!
Syknęła głośno, co wcale nie musiało zostać przyjaźnie odebrane przez Strażniczkę, jednak powinna zauważyć, że reakcja ta objawiła się na widok sowy i również w jej stronę była wycelowana. Ale jeśli tylko nie podfruwał ponownie, a trzymał się z daleka, kotka ochłonęła, uspokoiła się i choć obserwując poczynania różowego ptaszka, skupiła ponownie uwagę na rozmówczyni.
- Nie przepadam za ptakami, nya. – Rzuciła krótko gwoli wyjaśnienia i odchrząkając kontynuowała inny temat. - Jest was tutaj więcej? Podobnych tobie? Jeśli tak, to nie zdarzyło mi się ich spotkać w Ogrodzie Strachu. Choć jestem tu też od niedawna, odkąd tylko dotarło do mnie, że nie znajdę lepszego miejsca dla siebie. – Wychwyciła zainteresowanie zebranymi dobrami podczas podróży tutaj. - Mam w domu gościa. Nyahaha chyba nie jest w najlepszym stanie, dlatego chciałam zrobić mu przygotować ziołowy wzmacniający napar. Nie chciałabym ci przeszkadzać... – Skończyła dość przeciągle, by ostateczny werdykt o naprzykrzaniu się Straszki wydała Mirana. Prawdę powiedziawszy liczyła na to, że jej nie zbędzie, że pozwoli się lepiej poznać. Gdyby tylko wiedziała, jak trudno teraz wzbudzić takie chęci w tym pół-martwym ciele...
Mirana - 26 Listopad 2015, 00:43
Jak mogła się Mirana domyślić, Kotowata świadoma była zagrożenia, nie będąc na nie odpowiednio przygotowaną. Nie sądziła jednak, że taka determinacja w pozostaniu tutaj ją przepełnia. A może Dachowczyni przebywa tu od zawsze?
Wielu patrzyło na nią niejednym rodzajem wzroku. Najczęściej była to ciekawość obecnie przez Straszkę prezentowana: o, żyjesz, o, ale kim jesteś, jak to się stało, ile was jest. Dopóki ciekawość zbytnio jej nie onieśmielała, bądź nie była po prostu niezdrową, dotąd uprzejmie zwykła udzielać o sobie informacji. Nie obfitych, a jednocześnie wyjaśniających jej naturę.
- Dziękuję, to miłe słyszeć takie słowa. Jestem Strażniczką Roślin, uosobieniem ich potę-gi... - zatrzymała się wpół słowa, obserwując jak panicznie próbuje uniknąć bliskości z ptaszyną. Początkowo sądziła, że to oznaka szykowanej zasadzki bądź po prostu skrywania czegoś. Sykając, wprawiła Strażniczkę w osłupienie.
Gdy wyjawiła, że to jedynie ptaszyna stanowiła problem, kontynuowała:
- Powstałam po to, by strzec ich, by opiekować się nimi, a one w zamian mnie wspierają. Możesz mi mówić Mirana. Albo Miranda.
Wtem padły kolejne pytania, na które również postanowiła udzielić odpowiedzi.
- O ile mi wiadomo, jestem jedyna. Bynajmniej mnie podobne nie spotkałam.
A więc przebywa dość krótko i nie miała lepszego miejsca dla siebie. To całkiem zbiło Miranę z tropu - nie potrafiła w pełni zrozumieć zachowania Kotowatej.
Może po prostu to jej jedyna nadzieja na dalsze życie? Jedyne miejsce, które jeszcze jej nie skrzywdziło? Ale to brzmiało irracjonalnie. I jeszcze ma gościa, którego lichy stan jest dla niej śmieszny. Nie, motyw wciąż pozostawał niejasny.
I zaczynała Miranę przerażać. Niezrównoważona? Z pewnością. Ale jest w niej coś dobrego.
- To ja czuję się w przeszkodzie, przebywam tu na pewno krócej. I szczerze mówiąc, nie jestem przekonana do dalszej, samotnej podróży. Duży to obszar, ciężko mi się w nim rozeznać. I wygląda groźnie.
Nie chciała się narzucać, przecież prośba o zaprowadzenie do domu byłaby tożsama z zezwoleniem na wbicie noża w plecy. W prawdzie, nie takiego porównywania używała, ale zwyczajnie szanowała prawo każdego do prywatności.
Machnęła dłonią, a Alphard wraz z Flarą sfrunęły z gałęzi na jej ramiona.
- To wierne mi ptaszyny, nie masz co się ich obawiać. Mam nadzieje, że nie nimi się posilasz, Kotowato? -Podeszła bliżej. - Jeśli skiniesz którejś z nich, usiądzie ci na ręce i pozwoli się dotknąć. - Zaproponowała jej zaprzyjaźnienie się z nielubianymi ptakami.
Anastasia - 26 Listopad 2015, 15:02
Kiedy Mirana tak o sobie opowiadała, w głowie Hebi kiełkował mały plan. Pomysł, który musiała wcielić w życie, ale będąc zwykłym KotoStrachem na wiele pozwolić sobie nie mogła. Za to właśnie dziś, niby tak bardzo nijakiego dnia, z nieba spada kobieta twierdząca, że przyjaźni się z roślinkami! Cudnie, idealnie!
Od tej pory kotka zdawała sobie sprawę, że musi uważać na swoje zachowanie i słowa przede wszystkim, bo w nich nie przebierała, a to dlatego, by zatrzymać przy sobie napotkaną jak najdłużej oraz zaskarbić jej sympatię. Choć o to drugie chyba nie było tak trudno. Natura, jak to natura wydawała się być niekiedy zbyt naiwna, ale dawała szansę każdemu – oby w tym przypadku istniała nadzieja.
- Racja! Nie przedstawiłam się! – Wyrwała się nagle z zamyślenia, kiedy usłyszała imię rozmówczyni. Co za niesforna nadpobudliwość, nyah. – Ten brak manier jest chyba efektem mojego nowego… życia. Jestem Anastasia i gdybym mogła od kogoś teraz skosztować odrobinę radości, bez krzty kłamstwa stwierdziłabym, że cieszę się, nya, iż mogłam cię spotkać.
Dziwiła się, że los, który do tej pory wiał jej bezustannie wiatrem po oczach, sadzał w nią ostrymi lodowymi soplami i przeganiał jej życie z deszczu pod rynnę, teraz daje taką niespodziankę. Wszystko się tak pięknie składa, wydaję się to być wręcz niemożliwym, dlatego musi korzystać, póki jeszcze szansa nie uciekła jej sprzed nosa wystraszona ekscentryzmem Straszki. Ale niech mi ktoś powie, że pani-drzewo jest tutaj normalna!
- Ależ długość przebywania nie ma tu nic do rzeczy. Sądzę, że mimo wszystko ogród chętniej widzi wśród odwiedzających osoby go szanujące, dlatego jeśli zaczniemy mu przeszkadzać, to da nam to wyraźnie do zrozumienia. Lecz jeśli nie masz nic przeciwko, wybiorę się na przechadzkę wspólnie z tobą. Właściwie nic mnie nie pogania. – Brzask da sobie radę, jeśli wariatowi znów odbije, a jego rany są opatrzone na tyle, że przeżyje, nawet jeśli zostanie bez jakiejkolwiek opieki. Ach, ta wielkoduszna Hebi. - Często urządzam sobie tu spacery, pragnę lepiej poznać rośliny i zwierzęta, właściwie każdą jedną rzecz z ogrodem związaną. Bo jest uroczy, prawa, nya? – Oczy błysnęły jej żywszym kolorem, a i sama kotka wyraźnie promieniała głęboko nabierając powietrza przesączonego zapachem kwiatów. Ale na samą wzmiankę o ptakach ponownie spoważniała, nie ukazując po sobie już niczego z prezentowanej przed chwilą radości. - Taki pokarm już od dawna mi nie podchodzi, jednak nie czuję się również zdolna do pokonania swoich lęków przed tymi stworzeniami, dlatego wolę póki co kontaktu z nimi unikać. – Nie chciała w żaden sposób Mirany urazić. Być może Strażniczka również posiadała jakieś lęki, choćby przed ogniem, bo w jej przypadku byłoby to całkiem logiczne, tak samo Hebi pragnęła trzymać ptaki na stosowną odległość. Przecież jeśli miały razem gdzieś wyruszyć, nawet w króciutką podróż, wypadało niektóre rzeczy uzgodnić. Anastasia nie miała nic przeciwko obecności bestii Mirany, jednak nie na własnym ramieniu. - Chodźmy! Razem mamy większe szanse na przetrwanie, najwyżej jedna poratuje się wpychając drugą w szpony wygłodniałych zwierząt. Nyahahaha! No… Chyba, że jesteś zmęczona? Z daleka tu zawędrowałaś? Może chciałabyś u mnie odpocząć? – Machnęła zachęcająco ogonem, by gdziekolwiek wyruszyć, chociaż już czuła, jak absurdalna ta propozycja się wyda w połączeniu z tymi huśtawkami. Rodzice powinni ostrzegać dzieci o takich sytuacjach, podobnie jak zabraniają im brać cukierków od nieznajomych. Wpakować się w sidła Stracha można czasem tylko raz w życiu.
Mirana - 27 Listopad 2015, 11:27
Anastasia brzmiała dla Mirany zbyt chaotycznie, a to nie godziło się z podarowaniem jej zaufania. Choć mimo to, jeszcze i tak zbyt krótko się jej przedstawiała, jeszcze nieposkromioną jest wewnętrzna niepewność Strażniczki. Nie miała jednak wyraźnych powodów do obaw, a biorąc sobie na poprawkę jej wcześniejsze wypowiedzi, wszystko układało się w całość. Zastanawiającą całość. Trzeba mi się pilnować, bo o jedzeniu i nieszczęściu wypowiada się w szczególny, rozbawiający ją sposób. W razie problemów miała ptaszyny, powinny ją ochronić od nagłych wybryków Dachowczyni, ocucić Kotkę jej własnym lękiem.
Ale nawet taki czyn dla Mirany był z grona nieprzyjacielskich, a co za tym idzie - leżący w sprzeczności z jej osobą.
Nie wygląda na roślinożerną, a i nie słyszałam, by jakiś kot przechodził na wegetarianizm.
- Byłoby miło w Twoim towarzystwie, Anastasio, poznawać te ogrody - odparła szczerze.
Czy nic ją nie pogania, to Roślinna Pani miała na ten temat inne zdanie, mając w pamięci wcześniejsze słowa. Gdy komuś ziół potrzeba, to i dostarczyć mu ich trzeba!
- Czy uroczy... Szczerze mówiąc, przerażają mnie te rośliny, dlatego do nich nawet nie podchodzę. Właściwie sama nie wiem, czy oby takie roślinne są...
Ogień, jedyne co tak niemiłosiernie zdolne jest strawić całą zieleń światów. Miała więc nadzieje, że w Otchłani burze i pożary są tak rzadkie, że niemal niemożliwe.
- Są naprawdę pomocne i przyjacielskie. Cieszę się, że mi towarzyszą. Ale, oczywiście, nie będą ci wchodziły w drogę. - zapewniła o braku pobudek do nękania jej słabej strony.
Poczucie humoru, tak właśnie to się nazywa! Wyjątkowe... Anastasia miała je wybitnie niesmaczne, ale nie chciała go jej pozbawiać. Starała się nie wyrażać swojego zaniepokojenia.
- Odpoczywać zwykłam w gęstwinie zieleni, ale czuję się mile zaproszona w Twoje progi. Nie wiem jednak, czy powinnam... - odparła zakłopotana.
Nie miała pojęcia, jakiego domu się spodziewać. Jest zbyt delikatna na niespodzianki, jest zbyt uległa dobrym słowom. Naiwność tak często prowadzi ją za rękę, posługując się imieniem pogodnego nastroju i wspaniałych przygód.
A bycie gościem jest dla niej wspaniałością! Tak bardzo rzadko ktoś zaprasza ją do siebie. Z tego wszystkiego jeszcze bliżej podeszła do Kotki, gotowa ruszyć w dalszą drogę, w jakimkolwiek kierunku.
Anastasia - 29 Listopad 2015, 14:39
Przez głowę kotki przepływało wiele myśli, niewypowiedzianych słów, których dla bezpieczeństwa wszystkich tu zebranych lepiej było unikać. Głównie dlatego, że wprowadziłyby jeszcze więcej chaosu i niezrozumienia, co sama Anastasia zaczynała coraz mocniej dostrzegać. Nie zachowywała się jak zazwyczaj, raczej jak wariatka na głodzie, podobnym do tego jaki nękał ją ostatnimi czasy podczas wizyty w Glassville, choć i wtedy potrafiła nad sobą zapanować i obracać sytuację na własną korzyść. Teraz przecież musiała się wysilić tym bardziej, jeśli interesy z Miraną miały dojść do skutku oraz co ważniejsze – pomyślnie zaowocować.
Kilka głębokich wdechów mogło pomóc, lecz na pewno nie komuś, kto kierował się cudzymi emocjami. Nie planowała tłumaczyć się napotkanej z przyczyn tego zachowania, może kiedyś…
- Czujesz lęk przed tymi roślinami, sama będąc z nimi przecież tak blisko związaną? Myślisz, że potraktują cię jak wroga, nya? – To zasiało małe ziarenko niepewności w Hebi, wolała teraz się upewnić i w razie czego wiedzieć na czym może z nią stanąć.
Z ulgą przyjęła wiadomość, że towarzyszka nie zamierza nękać jej specjalnie swoimi zwierzętami, choć puchaty Reille był jeszcze do zniesienia. W końcu niedawno takiego właśnie ratowała ze Świata Ludzi.
- Mój dom jest… Dość specyficzny, nie taki, jakie można zobaczyć na Lewitującym czy Odwróconym osiedlu. Znajduje się wewnątrz gigantycznej zdrewniałej łodygi. Nyaha, myślę, że będziesz się tam dobrze czuła. – Można było zauważyć, że jej ton już się unormował. Przestała mówić od rzeczy, a i mniej ekspresji w jej ruchach się już przy tym objawiało. Sądziła, że zostanie to odebrane dość podejrzanie, w końcu raz szalona, raz opanowana… - To kawałek stąd, więc przy okazji zwiedzimy jeszcze wspólnie część Ogrodu. Może przy okazji czegoś się od ciebie nauczę. – Trudno określić, czy było to pytanie, czy stwierdzenie, ważne, że oczy błysnęły jej w nadziei. Tak wiele planów, tak mało czasu. - Nie każ się prosić, Mirano, nalegam byś mnie odwiedziła. Chciałabym także zamienić z tobą parę słów, tak na spokojnie, kiedy minie złe pierwsze wrażenie na mój temat. A teraz chodźmy. – Siliła się na miły ton, chociaż z każdą chwilą stawał się on coraz bardziej bezwyrazowy.
Odrzuciła gruby warkocz na plecy i skierowała się między drzewami w drogę powrotną, licząc na to, że i Strażniczka pójdzie w jej ślady, a jeśli tak było, zaszczyciła ją uśmiechem obnażającym kocie kły i rozpoczęła rozmowę dotyczącą roślin, głównie tych z kategorii ziół.
Mirana - 30 Listopad 2015, 10:43
To nie było wygodne pytanie. Konflikty się zdarzają w każdym środowisku, lecz dla wielu osób, nie tylko ludzi, rośliny uchodzą za jedyny, pokojowy świat.
Nie przeszkadza to jednak w istnieniu problemów.
- Silniejsze rośliny zabierają pokarm tym słabszym, niektóre wykazują apetyt na poruszające się stworzenia. Te tutaj wyglądają niecodziennie, rosną na kościach, które przypominają ludzkie. To zastanawia, budzi niepewność, a ja… – teraz będzie najlepsze- też kości posiadam. - Jej obecny wygląd tego nie zdradzał, z człowieka przyjmowała tylko ogólną posturę.
Istnienie domu w zdrewniałej łodydze zrozumiała jako pomieszkiwanie w pniaku martwego drzewa, a taką architekturę nie uznawała za szkodliwą dla swoich sióstr. To lepsze niż karczować drzewa i Ciąć na deski domostwa.
- Dobrze, niech tak będzie – odparła pogodnie.
Gestem dłoni zaprosiła do siebie zwierzęta. Ptactwu nakazała utrzymywać odległość, a samej szła przy Anastasii.
2x z/t
Anastasia - 7 Lipiec 2016, 12:50
Zakręciło jej się w głowie, gdy po raz kolejny przeniosła się do innej krainy z pomocą Bursztynowego kompasu. Oczywiście mało idealnie wylądowała gdzieś w Ogrodzie strachu, zamiast bezpośrednio w swoim pokoju lub choćby domu, już nie bądźmy tacy wymagający. Dodatkowo sprawy nie ułatwiły pnącza, w jakich ugrzęzła, bo te zamiast grzecznie puścić jej kostki, uporczywie je trzymały coraz mocniej się zaciskając. Przeklęte łakome rośliny. Wiła się tak kilkanaście minut, co tylko pogorszyło sprawę. Ostatecznie zdecydowała się wyciągnąć sztylet, który to pewnym ruchem wbiła w jedną z grubszych części pnącza, dzięki czemu cała reszta na moment znieruchomiała. To była jedyna okazja do ucieczki. Szybko pozbyła się roślin z kostek, poderwała się do biegu, byle czym prędzej znaleźć się jak najdalej od nich - wiedziała, że są jedynie niewielkim kawałkiem większej rośliny. Dopiero przebiegając kilka metrów, uświadomiła sobie, że kamienie na ścieżce boleśnie wbijają się w jej stopę. But. Nie miała go, musiała zgubić podczas ucieczki, może samej szamotaniny, ale... Ale to tylko but, prawda? Nie musi chyba po niego wracać, jeszcze bardziej się narażając? Obróciła się spoglądając na w tym miejscu bardziej leśną niż ogrodową drogę. Nie, szlag by to, podążała dalej w kierunku domu.
zt
Mirana - 10 Lipiec 2016, 09:15
Niejako z przymusu przyszło im udać się w tę stronę ogrodów. W pobliżu kościanych ostańców czerwonolistnych, niczego dobrego nie zwiastujących. Była tu już raz ze swoją Panią, Anastasią, a kolejnego razu wolałaby tu już prędko nie zawitać. Widok kości podobnych do ludzkich budził w niej pewien strach.
Coś w zaroślach zwróciło jej uwagę.
Znała te buty, w bardzo podobnych, albo tych właśnie, Straszka chodziła kiedy ostatni raz się z nią widziała. Jeden osamotniony, czarny jak heban i leciutki, niby to nic szczególnego, może tylko mała ozdoba. A jednak to but, który pozwala na wiele ochrony, wygody i upiększenia.
To przypadek, że leży tak w dwóch pnączach, niewiele z dalsza widoczny - jedynie dla uważnego wzroku i... przypadkowego spojrzenia, którym go Mirana obdarzyła w cyklu odnalezienia.
Wzięła go w dłonie. Gdyby znała się na zapachach, wiedziałaby, że to jej. Gdyby znała jakiegokolwiek innego lokatora tych Ogrodów, wiedziałaby, że to nie jej.
Nawinęła but na jedną ze swoich gałązek, a jeśli Świetlik pytaniem zaczepiła jej zdobycz, odparła:
- Moja Pani nosi podobne - nie potrafiła kłamać. Nie ukazała też i smutku, jakoby miał to złego być zwiastun. Nie ma w zwyczaju zawczasu się martwić, martwić bez wyraźnego powodu.
Być może to z bajki o Kopciuszku ten brak obaw się jej przypętał.
z/t
|
|
|