To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Archiwum X - Trochę o wariatach...

Anonymous - 8 Listopad 2015, 19:29
Temat postu: Trochę o wariatach...
Historia ta zaczęła się całkiem niedawno, gdyż nie więcej jak 30 lat temu. W pewnym uroczym miasteczku o wdzięcznie brzmiącej nazwie Glassville. Właśnie tam, pewnej pięknej gwieździstej nocy w czterech ścianach domu państwa Shiro, przyszła na świat dziewczynka. Niczym nie wyróżniający się potomek Ayato i Celes. To śliczne niemowlę otrzymało imię Darlynne. Nie znaczyło ono zbyt wiele, nie miało jakiegoś niezwykłego pochodzenia, było po prostu ładne tak jak sama Lyn. Nazwisko tej rodziny było znane, nie tylko z potężnego majątku lecz przede wszystkim z zawodu którym się szczycili. Ojciec jak i matka Lyn byli cenionymi lekarzami - psychiatrami. Swego czasu w mieście mieścił się budynek przeznaczony dla ich pacjentów. To własnie tam Celes i Ayato najwięcej czasu, spędzali na obserwacji i badaniach. Okazało się, że nie każdą jednostkę da się wyleczyć, dlatego ich placówka dawała schronienie osobom, które do końca miały żyć ze swoimi schorzeniami.
Darlynne od małego interesowała się zajęciem rodziców, często odwiedzała miejsce w którym pracowali. Dziewczynka uwielbiała rozmawiać z ludźmi przebywającymi w zakładzie. Uważała, że te wszystkie osoby żyją we własnym świecie, do którego tylko oni mają dostęp, to właśnie najbardziej ją fascynowało. Im więcej czasu im poświęcała tym bardziej ich rozumiała. Widziała w nich wyjątkowych ludzi a nie tylko chore przypadki. Oczywiście, byli pacjenci do których nie umiała dotrzeć lub tacy, którzy unikali z nią kontaktu, jednak większość z nich była po prostu zagubionymi istotami, którzy zostali sami. Już nie jeden raz się zdarzało, że rodzina przywoziła jakiegoś członka swojej rodziny bo nie mieli czasu ani chęci się nim zajmować. W Shi za każdym razem rodziła się potrzeba wsparcia i pomocy. O dziwo w zakładzie znajdowały się też dzieci z którymi nastolatka miała najlepszy kontakt, zaraz po "babci Ami". Darlynne i jej matka Celes były sercem tego szpitala, Ayato zaś zajmował się badaniami. Niestety, ojciec Lynne był przeciwieństwem swojej żony. Tak naprawdę nigdy nie żywił sympatii do swoich pacjentów, interesowała go wyłącznie praca. Był surowy i lekko pedantyczny. To właśnie Ayato zajmował się "przypadkami izolacyjnymi" - pacjentami, którzy byli niebezpieczni i musieli żyć w odosobnieniu. Nie dopuszczał do nich ani córki ani żony, wiedział on, że pałają do wszystkich, a w szczególności do niego i jego rodziny ogromną nienawiścią. Jak widać, Darlynne, Celes i Ayato odstawali troszkę od schematu normalnej rodzinki, nie każdy w końcu na co dzień ma obiadki z wariatami, prawda? Pomimo tego, żyli szczęśliwie, po swojemu.
Wszystko jednak się zmieniło, gdy matka Lyn zmarła. Celes miała przez długi czas chore serce, jednak nikt wcześniej u niej tego nie zdiagnozował. Ayato dowiedział się tego dopiero po śmierci swojej ukochanej. Cóż za ironia losu, dwóch lekarzy w domu i żaden nie wiedział o chorobie mamy Darlynne. Mała i jej ojciec ciężko przeszli okres żałoby. Dom bez Celes nie był już tym samym miejscem. Ayato znalazł ukojenie w pracy a Shi została z tym problemem sama. Strasznie cierpiała ale nie miała pojęcia, że z ojcem dzieje się coś gorszego. Pan Shiro zabronił swojej córce przychodzić do jego pacjentów a sam spędzał w zakładzie całe dnie a nawet noce, pozostawiając córkę samą sobie. Lynne była samotna i pogrążona w smutku, który coraz bardziej ją przytłaczał. Nie miała znajomych, ponieważ nie uczęszczała do żadnej szkoły - uczyła się w domu, w okolicy również nie mieszkało zbyt wiele osób w jej wieku. Wielu ludzi odstraszał zakład, w którym leczeni byli niepoczytalni ludzie. Dlatego młoda Lyn znalazła przyjaciół właśnie w pacjentach rodziców. Zapragnęła się z nimi spotkać, chciała poznać świat w którym żyją, jednak bała złamać się zakaz ojca. Nikt nie mógł wiedzieć, co tak naprawdę ostatnim czasem dzieje się za murami zakładu, Shi też niczego się nie domyślała.
Wszystko stało się jasne, gdy w nocy wymknęła się z domu aby sprawdzić co dzieje się w placówce ojca. Gdy dotarła na miejsce zastała pustki w pomieszczeniu dziennym (to tam większość pacjentów spędzała większość dnia). Wiedziała jednak, że spotka tam pewną miłą starszą panią, która wciąż opowiadała o swoim synu. Ojciec Darlynne powiedział, że staruszka sama dotarła do jego placówki, ponieważ szukała syna, który dawno temu zaginął. Pani Ami opowiadała małej Shiro o niesamowitym świecie nazywanym Krainą Luster na której poszukiwanie wyruszył jej syn. Kobieta ta strasznie uwielbiała przebywać w towarzystwie Lyn bo chyba jako jedyna była zainteresowana jej historiami i nie wmawiała staruszce, że jej syn od dawna nie żyje. Shi często śpiewała kobiecie piosenki, których nauczyła się od matki. Opiekowała się staruszką jak tylko mogła. Dziewczyna nie myliła się, "babcia Ami" siedziała na swoim starym, bujanym fotelu przy oknie z widokiem na las. Darlynne niestety zauważyła coś niepokojącego - kobieta szlochała. Kiedy tylko dziewczyna się zbliżyła, a staruszka wyczuła jej obecność zaczęła krzyczeć i zasłaniać się rękami. "Ja nic złego nie zrobiłam, przepraszam. Ja naprawdę nic nie zrobiłam. Nic nie zrobiłam. Nic nie zrobiłam". Nastolatka pierwszy raz widziała kogoś w takiej histerii. Chciała uspokoić Ami jednak ta wciąż się szarpała i powtarzała wciąż, że nic złego nie zrobiła. Nie musiała długo czekać gdyż do sali szybkim krokiem wpadł tata dziewczyny. Zdziwił się jej obecnością w tym miejscu. Przez jego twarz przebiegł wyraz złości i kazał swej córce szybko opuścić placówkę. Dziewczyna niechętnie się odwróciła jednak nie wyszła z budynku, schowała się ścianką i obserwowała dalszy przebieg wydarzeń. Jednak wiedziała, że nie powinna widzieć tego, co właśnie się tam stało. Jej ojciec, oszalał. Uderzył panią Ami w twarz a ta zaczęła płakać jeszcze mocniej i przepraszać. Chwycił płaczącą staruszkę za włosy i bez słowa zaczął ciągnąć do sali. Darlynne zrozumiała, że to właśnie tak rozładowywał negatywne emocje ojciec, że to dlatego zakazał jej tu przychodzić. Chciała wymazać ten obraz z pamięci jednak wiedziała, że musi pomóc reszcie podopiecznych ojca. Pomknęła korytarzem cichutko sprawdzając każdą sale, o dziwo nie były zamknięte na noc, jak to zawsze bywało. Z pokoi pacjentów zostały wyniesione niemal wszystkie rzeczy. Regały, półki, krzesła, zostały jedynie łóżka... w których brakowało pacjentów. Dziewczynę przeszedł dreszcz. Błądziła po korytarzach budynku do momentu aż dotarła do segmentu którego jeszcze nie znała. Weszła do jednej z sal, i zobaczyła mężczyznę przykutego grubym łańcuchem do łóżka. Ten widok przyprawił ją o gęsią skórkę. Człowiek ten wyglądał jak więzień a nie jak pacjent. Niepewnie zbliżyła się, był to młody mężczyzna, który najwyraźniej spał. Nastolatka nie bardzo wiedziała, co powinna zrobić. Gdy rozmyślała, nad planem uwolnienia chłopaka usłyszała zduszony jęk. Okazało się, że dźwięk wydawał właśnie ten pacjent. Dziewczynka zareagowała niemal natychmiastowo, wydawało jej się, że mężczyzna się dusi, że potrzebuje pomocy lecz gdy tylko była na jego wyciągnięcie ręki, człowiek zerwał się z ziemi i chwycił ją oburącz za szyję. Można powiedzieć, że świat na moment zwolnił. W oczach mężczyzny widać było jedynie gniew, nie mówił zbyt wiele, warczał i syczał coraz mocniej zaciskając dłonie. Lyn nie wiedziała co zrobić, nie mogła krzyczeć a szarpanie nie dawało żadnych efektów. Chciała powiedzieć jej oprawcy, że nie ma złych zamiarów, że przyszła go uwolnić, pomóc. Jednak obraz tracił ostrość, a chłopak wypowiedział ostatnie słowa jakie udało jej się usłyszeć "Już dawno z tą waszą rodzinką powinniście się smażyć w piekle". Jej serce zwolniło, obraz pokrył mrok i zaprzestała próbować wyrwać się z uścisku. Umarła i to w tak tragiczny sposób. Nie była złym człowiekiem, zawsze chciała pomagać i nikomu nie sprawiała przykrości. W jednym momencie jej życie stało się koszmarem - zmarła matka, ojciec zamienił się w bezdusznego tyrana a człowiek którego nigdy nie widziała na oczy udusił ją w momencie w którym chciała go uwolnić od wiążących go kajdan. Obudziła się kilka dni później, w tej samej sali, a raczej celi w której została zamordowana. Leżała na twardym, szpitalnym łóżku przykryta białym prześcieradłem. Ojciec musiał ją znaleźć i uznać, że nie ma czasu na jej pogrzeb. Z pokoju zniknął jej morderca. Dziewczyna zorientowała się, że nie czuje zbyt wiele, była zbyt obojętna biorąc pod uwagę fakt, że umarła i właśnie ożyła. Nie zastanawiała się długo co zrobić, opuściła szpital nie oglądając się za siebie. Nie chciała tego pamiętać, ojca ani osób którzy zrobili jej krzywdę. Nie chciała wracać do złych wspomnień, zostawiła to za sobą tak jak całe to miejsce. Wyruszyła na poszukiwanie krainy o której opowiadała jej "babcia Ami". O dziwo kobieta nie bredziła, Kraina Luster istniała naprawdę. To właśnie tam dziewczyna dowiedziała się kim teraz jest i jak jej "żucie" będzie wyglądało. Sporo czasu spędziła na podróżach, nie spodziewała się, że kiedyś zatęskni za Światem Ludzi. Gdy już tam wróciła nie zastała zakładu ojca, jednak wciąż nie uwolniła się od koszmarnych wspomnień.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group