Simon Quinn - 17 Listopad 2015, 18:52 Temat postu: Mieszkanie SimonaTabliczka na solidnych, wyposażonych w judasz, zamykanych na dwa zamki i łańcuch drzwiach głosi "S. Quinn". Wejście takie jak to z pewnością zniechęciłoby wielu włamywaczy, skłaniając do szukania łatwiejszego celu. Przed drzwiami leży wycieraczka, zwyczajna, bez napisów.
Jeśli już się ktoś do środka dostanie, znajdzie się w krótkim, wąskim przejściu, zwężanym dodatkowo przez szafkę na buty i wiszące na wieszakach sztuki odzieży. Tym, co ma się przed twarzą po zrobieniu kilku kroków, jest duża szafa, przesuwana, z lustrem, kryjąca trochę niezłych sekretów, i domofon na ścianie. Na prawo jest część "do życia", kanapa, telewizor, niski stolik ze szklanym blatem, dalej stół do jedzenia posiłków, przy nim cztery krzesła. Za stołem jest typowy, podstawowy aneks kuchenny; z części jego wyposażenia warto wymienić ekspres do kawy, toster i chlebak. Jest też lodówka, w której najczęściej można coś znaleźć, najczęściej nieprzeterminowanego.
Na ścianie naprzeciw drzwi, trochę na lewo patrząc od wejścia jest łazienka, a w niej to, co zwykle w łazience, zaznaczyć warto, że jest prysznic, wanny nie ma. Skręcając o dziewięćdziesiąt stopni na lewo od wejścia można z kolei trafić na niewielką sypialnię z porządnym, posłanym łóżkiem. Dwie osoby się w nim zmieszczą, co prawda z biedą, ale jednak. W sypialni jest kilka szafek i szuflad, również skrywających sporo ciekawostek.Simon Quinn - 9 Lipiec 2016, 14:49 Simon wrócił z miasta w raczej dobrym nastroju. Kluczem otworzył oba zamki, wmaszerował do swojego mieszkania i zamknął drzwi za sobą, ale już tylko na jeden zamek - nie był aż takim paranoikiem, żeby zawsze korzystać ze wszystkich zabezpieczeń, w jakie wyposażył swoją rezydencję. Większość z nich była tylko na specjalne okazje.
Pozbył się butów do biegania i otworzył laptop, który wcześniej zostawił na szklanym stoliku. Nie znosił tego stolika za jego niepraktyczność; nawet stawiając na nim kubek trzeba było uważać, żeby nie huknął nieprzyjemnie, ale nigdy dotąd nie znalazł motywacji, żeby go wymienić na coś praktyczniejszego, a przy tym nadal pasującego do wystroju. Simon był, bądź co bądź, estetą.
Komputer przebudził się do życia z cichym dźwiękiem; Quinn w tym czasie nastawił czajnik elektryczny i odszukał w szafce torebkę zielonej herbaty, którą następnie zalał i wrócił do kanapy z kubkiem gorącego napoju. Sprawdził pocztę; zgodnie z obietnicą daną przez Gregsona, czekał już na niego mail od sekretarki, zawierający w załącznikach skompresowane archiwa z policyjnymi dokumentami. Simon pobrał wszystkie i wypakował. Było tego dużo - raporty z miejsc zbrodni, analizy z zakładu medycyny sądowej, zapisy przesłuchań świadków. Słowo "świadek" było zresztą w tym wypadku na wyrost, bo nikt w końcu nie widział samego aktu mordowania. Policjanci rozmawiali z mieszkańcami okolic w których popełniono zbrodnie, z przypadkowymi ludźmi, których kamery monitoringu poustawiane przy publicznych miejscach wychwyciły w pobliżu, a w dwóch przypadkach także z ludźmi, którzy słyszeli coś, co prawdopodobnie było mordowaniem. Simon wziął łyk herbaty i zabrał się do przeglądania natłoku udostępnionych mu informacji.
Nie zaskoczyło go, że większość z nich nie miała ani dla niego, ani dla policji żadnej wartości. Drobiazgowe opisy miejsc zbrodni były chyba najmniej pomocne ze wszystkiego, bo były po prostu opisami różnych miejsc które Simon lepiej lub gorzej kojarzył, z dodatkami w rodzaju połamanych gałązek, śladów butów na ziemi i, sporadycznie, niewielkich ilości krwi. Krew ta nieodmiennie należała do ofiar i zdążyła dobrze zaschnąć, zanim eksperci z medycyny sądowej mogli się nią zająć. Zabójca żadnych wiążących śladów nie zostawił; żadnego przypadkiem oderwanego kawałka ubioru czy jakiegoś drobnego przedmiotu osobistego. Częściowo zatarty odcisk buta na mało uczęszczanej ścieżce w parku który mógł - chociaż nie musiał - należeć do niego, został dokładnie zbadany, co pozwoliło ustalić, że właściciel buta mógł mieć około metra osiemdziesięciu wzrostu, jeśli był proporcjonalnie zbudowany. Simon zapisał to we własnym notesie jako jedną z potencjalnie przydatnych informacji.
Nie było żadnego dającego się łatwo dostrzec wzoru w miejscach, gdzie mordowano. Były to bez wyjątku miejsca zaciszne, mało ludne i przeważnie w stosunkowo dużym oddaleniu od ludzkich domostw, ale zdawały się być wybierane na chybił trafił, co Quinn musiał uznać po naniesieniu ich w postaci czarnych iksów na mapę miasta i okolic. Nie skupiały się wokół niczego i były rozrzucone zupełnie losowo, co nie dawało szans na przewidzenie następnego. Ciemne uliczki, park, opustoszałe dzielnice - wszystkie miejsca tego typu stawały się potencjalnym końcem życia samotnego przechodnia. Simon pociągnął następny łyk herbaty i zminimalizował przeglądany plik, by rzucić okiem na rozmowy ze "świadkami".Simon Quinn - 10 Lipiec 2016, 11:30 Z pracy wyrwał go dźwięk oznajmiający nadejście smsa. Simon wydobył telefon z kieszeni i zerknął na ekran, spodziewając się jakiejś reklamy czy innego spamu; przeżył zaskoczenie, gdyż wiadomość była od jego nowej partnerki. Quinn przeczytał smsa i uniósł brwi, trochę zaskoczony szybkimi i konkretnymi rezultatami, jakie Apryline Moss uzyskała. Zaimponowało mu to trochę, więc uśmiechnął się i odpisał krótko, po czym zaczął zbierać się do wyjścia. Miał spory kawał drogi do przejścia, a po drodze chciał jeszcze wstąpić do sklepu, więc złapał kilka potrzebnych rzeczy i opuścił mieszkanie, nie zapominając o zamknięciu go na klucz.
/ztSimon Quinn - 15 Wrzesień 2016, 18:02 Zamknąwszy za sobą drzwi - nie na zamek, co mogłoby się wydać działaniem niepokojącym dla przyprowadzonej do mieszkania kobiety - Simon ruszył przed siebie, uważając, by się o nic nie potknąć; dość było opatrywania jednej osoby. Znał swoją kwaterę dość dobrze, by poruszać się bez zapalania światła, więc pomny na prośbę Mary, nie szukał włącznika, tylko od razu skręcił w prawo, w stronę aneksu kuchennego, gdzie miał nadzieję znaleźć świeczki i materiały sanitarne.
- Rozgość się; jeśli zobaczysz lub wyczujesz jakieś miejsce siedzące, możesz z niego skorzystać - powiedział przez ramię, otwierając szafki i wyjmując potrzebne materiały. Na szczęście mieszkanie było wysprzątane; Simon nie należał do flejtuchów, chociaż w stronę pedanterii też nie przesadzał. Najbardziej cieszył go fakt, że nie zostawił na wierzchu żadnych papierów związanych z pracą, czy to jako najemnego zabójcy, czy to jako agenta MORII. Na stole leżał za to krzyżyk do wieszania na szyi, który każdemu Zwiadowcy pozwalał przenosić się pomiędzy światami, ale Quinn uznał, nie przerywając swoich czynności, że nie powinien on budzić żadnych podejrzeń, był w końcu z wyglądu najzwyklejszym krzyżykiem.
- Jeszcze chwilę - powiedział, szukając zapałek.Anonymous - 16 Wrzesień 2016, 06:05 Mary musiałaby być naprawdę bezduszna, gdyby zauważyła zmęczenie Simona lub - co gorsza - kazała siebie postawić, żeby dojść do miejsca sama. W końcu, czy to nie najbardziej ugodzi męskie, rycerskie ego jej nowego przyjaciela? Albo była zwyczajnie złośliwa i lubiła napawać się tym, że ktoś się dla niej zmęczył, to też możliwe. Tak czy siak, w pełni współpracowała z Quinnem, jak kazali jej stanąć i iść, to szła, jak ponownie ją nosili, dała się nosić, nie odzywała się za wiele, czasami coś mruknęła, żeby nie było, że olewała rozmówcę. Weszła do mieszkania, w którym było zupełnie ciemno.
Och, a Impurity poczuła się, jak w domu.
Miała wzrok dostosowany do ciemności, więc niewiele czasu zajęło, żeby mogła rozpoznawać kształty, a nawet - w bardzo niedokładnym przybliżeniu - kolory. Odłożyła godne pożałowania buty koło drzwi, a potem delikatnym, prawie nie słyszalnym krokiem skierowała się za samym mężczyzną. Uśmiechnęła się do siebie, gdy dostrzegła, że mężczyzna naprawdę spełnia prośbę Cienia.
Najpierw skorzystałaby z łazienki, ale na to przyjdzie jeszcze pora, skoro pan Quinn tak wczuł się w księcia z bajki, chociaż Mary księżniczką była kiepską. Tak czy siak, wycofała się i łatwo znalazła kanapę, na której zasiadła. Rozejrzała się wokół, dostrzegła krzyżyk i zmarszczyła nos, a jej dłoń mimowolnie powędrowała w jego kierunku. Nie uniosła go, jedynie zbadała koniuszkami palców, a potem wycofała się. Rozejrzała się po pomieszczeniu, widząc ładny porządek, a z tego mężczyźni się nie szczycą. Co też skomentowała:
- Wysprzątane mieszkanko, panie Quinn. Nie dość, że rycerz to jeszcze doskonała, męska pokojówka? - zapytała się drocząc.
Uniosła na chwilę biodra, żeby sięgnąć po szelkę z pończoszek, ponownie je upuściła i ostrożnie, starając się nie macać rany, poczęła je zsuwać. Przy zsuwaniu z kolan, gdzie materiał zetknął się z kolanem, odczuła tępy ból - ale jego zaczynała odczuwać na całym ciele, chociaż niekoniecznie jej to przeszkadzało, ba, delektowała się nim, bo coś o d c z u w a ł a.
A potem, na wzór pierwszej, zajęła się drugą.
- Ciekawi mnie, czy twój sąsiad, który próbuje wprowadzić wszystkich dookoła w odpowiedni nastój, skomentuje coś, że gościłeś u siebie kobietę - stwierdziła po chwili, chociaż faktycznie, nie była tym szczególnie zainteresowana. - Kto wie, jak daleko sięga ludzka wścibskość - dodała melodyjnie.Simon Quinn - 18 Wrzesień 2016, 18:34 Umywszy ręce i mając już wszystkie potrzebne przedmioty, Simon podszedł do stolika, na którym zaczął je rozkładać. Dwie świeczki, pudełko zapałek, jałowa gaza, bandaże; jak już wcześniej stwierdził, szczęśliwie skaleczenia Mary nie były na tyle poważne, żeby należało się martwić koniecznością szycia. Pomoc medyczna w warunkach domowych powinna być wystarczająca, nawet przy ograniczonych umiejętnościach sanitarnych domorosłego ratownika.
Quinn sprawnie zapalił dwie świeczki i ustawił je na stole; brak dobrego światła z pewnością nie ułatwi mu opatrywania ran, ale cóż mógł poradzić? Teraz przynajmniej coś widział, jak na przykład fakt, że jego gość zdążył już pozbyć się pończoch, oszczędzając mu tym samym proszenia o to, za to przysparzając bodźców rozpraszających uwagę. Simon powstrzymał się od potrząśnięcia głową podobnego opędzającemu się od owadów zwierzęciu.
- Rozumiem, że spodziewała się pani swojskiego nieporządku, typowego dla samotnego mężczyzny? Zajmuję się sprzątaniem z braku lepszych rzeczy do roboty, kiedy się nudzę; to bardzo uspokaja. Ścieram kurz z półki, patrzę w okno, myślę o egzystencji i przemijaniu, potem idę do następnej półki i też ją wycieram.
Brakowało mu jedynie gramofonu, z którego mógłby włączać klasyczną muzykę na starych, winylowych płytach. Nawet myślał już nad zakupem podobnego ustrojstwa, ale ostatecznie uznał to za zbędny wydatek i popadanie w pretensję. A teraz, naprowadzony na tę myśl, wstał z krzesła, podszedł do umieszczonego obok kanapy, pod telewizorem odtwarzacza i włączył cichą muzykę Marka Knopflera. Wydała mu się odpowiednio relaksująca i neutralna, poza tym czy komukolwiek mogło się nie podobać Redbud Tree?
- Mam nadzieję, że nie będzie ci przeszkadzał. Skoro mam dokonywać takich delikatnych operacji, niech to się dzieje w optymalnych warunkach - wyjaśnił z uśmiechem, wracając do stołu i dopiero teraz zdejmując płaszcz, który powiesił na oparciu krzesła. Pozbył się również marynarki i odpiął specjalną szelkę, utrzymującą mu przy boku kaburę z Contenderem, żeby spluwa nie zawadzała mu podczas opatrywania. Nie martwił się, że pacjentka mu wpadnie w panikę na widok broni; nie wyglądała jakoś na taką, co w życiu nie widziała pistoletu, chociaż ten Simonowy był dość niezwykłą sztuką. Położył gnata na stoliku, zaraz obok krzyżyka.
- Myślisz, że mój sąsiad o tej porze sterczał przy judaszu, wyczekując tylko mojego powrotu? Trudno mi sobie wyobrazić, w jaki inny sposób mógłby się dowiedzieć, że goszczę u siebie kobietę. Chyba, że narobimy strasznego rabanu... Ale o to nie powinien mieć pretensji; to człowiek, którego nierzadko nachodzi w środku nocy ochota na granie w squasha przy użyciu dzielącej nas ściany.
W tym momencie, jak na zawołanie, rozległ się odgłos uderzenia piłką o ścianę, pod którą stała kanapa Simona. Po chwili zabrzmiały następne uderzenia; sąsiad niewątpliwie poczuł potrzebę rozładowania emocji.
- Właśnie. Doprowadza mnie czasem do pasji... No, i wszystko gotowe - poinformował, biorąc do ręki namoczoną w chłodnej wodzie gazę. - Na twój znak mogę zaczynać, Mary.Anonymous - 20 Wrzesień 2016, 10:41 Lubiła Quinna. Lubiła jego gesty, głos, sposób, w jaki się wysławiał i tę tajemnicę, która zaczęła coraz upierdliwej naciskać na jej tył głowy, niemal zmuszając ciało do ruchu. Starała się szanować jego prywatność, nie ze względu na moralność (wszak ta w istocie była krzywa, jak kręgosłup u ludzi z wadą postawy), ale dlatego, by móc się nim dłużej delektować. Była stara i lubiła uczepić każdej pajęczej sieci, jeśliby umiliłoby jej to - chociaż na chwilę - dalszą egzystencję, wszak czymże byłby XXIw. bez Nieczystości niepozornie kroczącej ramię w ramię? A ona również miała prawo czerpać przyjemność, a ostatnim kaprysem był właśnie Simon, najpierw jego sny, teraz zaś on sam.
Zaśmiała się dość szczerze na metodę sprzątania mężczyzny. Każdy lubił dbać o swoje gniazdko, chociaż Impurity nie była przywiązana do żadnego. Była jedynie wędrownikiem, więc jak mogła to oceniać?
- Jezus miał swoją Pustynię, Leonardo da Vinci spacery w samotności, a ty masz swój mały świat - wykonała gest dłonią. - który starannie pielęgnujesz? - zapytała bardziej retorycznie, bo czasami lubiła analizować sobie na głos, wypowiadać swoje przemyślenia do drugiej osoby, które w istocie i tak niewiele wniosą do tegoż świata pełnego przepychu, bez jakiejkolwiek wartości słowa (Mary pozostało się dostosować).
W pokoju rozbrzmiała muzyka, której obiła jej się o uszy, lecz nie zapadła jej w pamięć; była zupełnie zakochana w latach 90-tych. Nie zmieniało faktu, że nie przeszkadzała jej, a niech jej nowy przyjaciel ma coś z tego życia. Mruknęła coś w odpowiedzi, a potem pozostało jej bez krępacji przyglądać się, jak mężczyzna powoli zaczyna się relaksować. Spojrzała krótko na broń, trochę zaskoczona, że ten nie obawiał się tego, że mogła okazać się złodziejaszkiem, a broń na wyciągnięcie ręki ułatwiłaby tylko rabunek.
Albo wziął ją za głupią, naiwną blondynkę, w sumie, Mary nie obraziłaby się.
- Hm, może faktycznie nie jest zainteresowany twoim życiem prywatnym, skoro psuje klimat naszego spotkania - stwierdziła dość rozbawiona, chociaż beznamiętna twarz nie podzielała jakichkolwiek emocji. Możliwe, że Simon nawet nie dostrzegał jej twarzy, skąpanej w niewyraźnym świetle, chociaż Impurity w ciemności czuła się lepiej niż gdziekolwiek i - pasowała do niego. - Proszę, nie krępuj się. Powiem, jak zacznie boleć - dodała skwapliwie. - Krzyż jest pamiątką, czy oznaką twojego wierzenia? Podobno nie ma niczego bardziej niebezpiecznego, niż wierzący z gnatem - stwierdziła lekko, chociaż zapewne już przeczuwała, jaka mogłaby być odpowiedź... i, być może, jak wiele znaczy dla Quinna ten zgrabny krzyżyk.
Nie, żeby obawiała się rządu ISIS w wersji chrześcijańskiej lub prawosławnej.Simon Quinn - 20 Wrzesień 2016, 20:38 Tymczasem nieświadomy grożących mu niebezpieczeństw Quinn działał w sposób zupełnie zrelaksowany, nie podejrzewając nawet, że sytuacja, w jakiej się znalazł, może pod pozorami zwyczajności być aż tak niecodzienna. Zdawał sobie sprawę, że wie o swojej niespodziewanej pacjentce zgoła niewiele, że mogła ona być kimś, na kogo zupełnie nie wyglądała; nie przeszło mu jednak przez myśl, że te ewentualne niespodzianki mogą sięgać spraw nie z tego świata. Odczytując retoryczność pytania, odpowiedział jedynie wzruszeniem ramion i ambiwalentnym uśmiechem; cóż więcej mógł powiedzieć? Nie był bardzo przywiązany do swojego mieszkania, lubił je, ale nie zasmuciłoby go zanadto, gdyby musiał się przenosić. Było tylko dachem nad głową, nie dostarczało mu inspiracji, nawet jeśli uznać jego zawód za rodzaj sztuki, w którym każde zabójstwo było artystycznym dziełem, opłaconym, ale jednak wymagającym wysiłku, talentu i pieczołowitości. Simon jednak nie myślał o sobie w takich kategoriach, zbliżających się niebezpiecznie do zaburzeń psychicznych. Wykonywał swoją pracę, jak każdy. I tyle.
Nie sformułował wcześniej takiej myśli w pełni, ale poniekąd spodziewał się, że pokaz umiejętności, jaki dał wcześniej, unieszkodliwiając pijanego amanta wystarczy za świadectwo, że potrafi sobie poradzić lepiej niż wystarczająco bez broni w ręku. Nie to, żeby się obawiał rabunku czy nagłego napadu.
- O ile wiem, ma w swoim życiu partnera - stwierdził, przypominając sobie szczegóły na temat swojego sąsiada, jakie z niewiadomych przyczyn pozostały mu w pamięci. - Słabo mówi po angielsku, nazywa się Aayan, albo jakoś tak. Pozostaje mi mieć nadzieję, że nie budują tam za ścianą bomby...
Podniósł się z krzesła, podszedł bliżej do Mary i zajął się delikatnym przemywaniem jej pokaleczonych kolan. Pewna ręka, na szczęście, była nieodzownym elementem zawodu snajpera, więc mimo braku przeszkolenia nie miał problemów z dokładnością i precyzją; szło zgrabnie, mimo nikłego światła. Gdy zmieniał gazę, zerknął kątem oka na krzyżyk, o którym wspomniała... Ten rekwizyt przypomniał mu ni stąd, ni zowąd o wielu rzeczach, którym nie poświęcał wielu myśli tego wieczoru. Żadnych powodów do podejrzeń nie miał, ale zaczęło mu się snuć gdzieś z tyłu głowy ostrzegawcze "ostrożnie". Nie zakłócając płynności ruchów, zwrócił wzrok ponownie na goszczącą w jego mieszkaniu kobietę.
- Na swój sposób jest i jednym, i drugim; dostałem go, wyobraź sobie, od szefowej, z okazji awansu - rzucił, właściwie nie mijając się z prawdą. - A że pozostaje w zgodzie z moim światopoglądem, to i noszę. Zaś co do wierzących z gnatami; muszę przypomnieć, że nigdy nie podawałem się za bezpieczną osobę.
Jeśli patrzeć obiektywnie, to i tak zapewne był tą mniej niebezpieczną osobą w pokoju, ale nie mógł przecież o tym wiedzieć. Skończył z przemywaniem kolan i zaczął ostrożnie nakładać przygotowane wcześniej opatrunki.Anonymous - 20 Wrzesień 2016, 23:19 Powiedzmy sobie szczerze - sąsiad-gej, a nawet hetero, niekoniecznie zajmował wysoką pozycję w zainteresowaniach Impurity. Mogli pieprzyć siebie nawzajem, mogli zdradzać się z wieloma innymi i roznosić HIV oraz budować bomby, a nawet Arkę Noego; ta kobieta nie zwykła oceniać, nie selekcjonowała innych, no, może wszystkich zniżała do swojego poziomu, ale - ostatecznie - była tylko gościem w ich duszach. Przez pewien czas, na samym początku, Immunditia była zafascynowana homoseksualizmem, który kiedyś był przywilejem orgii najbogatszych, potem bezwzględnie piętnowana (ale wciąż obecna). Teraz uważała to za dość pospolite zjawisko. Dlatego też, zareagowała dosłownie nijak, niż powiedzeniem dość rzeczowo:
- W razie kłopotów, zawsze możesz zgłosić imigranta. Większość z nich jest nielegalna, poza tym z doświadczenia wiem, że są stawiani o wiele niżej, niż obywatele tego kraju - wzruszyła ramionami, jakby nigdy nic, jakby właśnie nie sugerowała tego dość wrednego uczynku, który, och, rozbiłby prawdziwą miłość.
Zgryzła leniwie wargi, gdy ten zaczął zajmować się jej kolanami; niby delikatnie, ale wciąż odczuwała pieczenie; przez jej głowę przeszła jednoznaczna myśl, że nie miałaby nic przeciwko, gdyby dłoń pana Quinna znalazła się gdzieś indziej, w znacznie intymniejszym miejscu. Przymknęła powieki i uśmiechnęła się do siebie, bo bezwstydnie zaczęła sobie fantazjować, tak brudnie, żeby umilić sobie czas, chociaż równie dobrze mogła delektować się tym bólem, który - dzięki zamkniętym oczom i wyczulonym zmysłom - był bardziej odczuwalny. Nawet tak lekko rozchyliła uda, może nawet niekoniecznie świadomie.
Wysłuchała wypowiedzi Simona, skinęła mu głową i spojrzała na niego i wymruczała, niczym leniwy kociak:
- Chyba powinnam stwierdzić, że, ojej, jest tak późno i muszę wracać do domu... - zawiesiła głos. - ... Ale tutaj zostałam i nie wybieram się do wyjścia. Jak myślisz, dlaczego? - Może kierowała nią ciekawość, może było to pytanie retoryczne, może chciała jeszcze więcej zainteresowania Simona, bo - powiedzmy sobie szczerze - każda normalna kobieta ulotniłaby się na widok samej broni, a co dopiero po takiej sugestii? Cóż, na pewno było coś więcej, niż kwestia połamanego obcasa.
Prawda była taka, że Impurity była nieco bardziej podekscytowana, chwilowo wyrwana stagnacji, chociaż nijak było tego widać po jej postawie ciała.
- Panie Quinn... Simonie. Mogę tak do ciebie się zwracać? - zapytała aksamitnie, przechodząc do niemal-szeptu perfidnie wykorzystując fakt, że i sam mężczyzna najprawdopodobniej miał wrażliwsze zmysły w tych ciemnościach.Simon Quinn - 22 Wrzesień 2016, 20:44 Pokątne zajęcia sąsiadów również Simona obchodziły mało lub wcale, dopóki nie wysadzali niczego w powietrze i nie sprowadzali pod blok tłumów dziennikarzy. Wycelowane na stałe w drzwi do jego klatki kamery byłyby zdecydowaną niedogodnością w jego życiu, być może rozważałby nawet przeprowadzkę, żeby tylko zachować swoją cenioną prywatność w jednym kawałku. Byłoby wielce niekorzystne, gdyby strzelano mu fotki za każdym razem, kiedy wychodził do pracy.
- Póki co nie dają mi powodów do podejmowania tak radykalnych kroków - mruknął, unosząc na chwilę badawczy wzrok na twarz Mary. - Okazjonalną partię squasha w nocy jestem w stanie przeżyć, nie skarżę się na lekki sen.
Quinn, jak każdy żołnierz, umiał zasypiać szybko i bezproblemowo nawet w niedogodnych warunkach, byle tylko maksymalnie skorzystać z dostępnego czasu i zregenerować siły. Kolejnym efektem spędzenia wielu lat życia w obozie szkoleniowym była czujność na pobliskie hałasy; trudno okraść we śnie kogoś, kto przez pół życia spał z nożem pod poduszką.
Dłonie Simona, póki co, trzymały się przeznaczonym im ścieżek i nie zapuszczały się w żadne dygresje. Trudno byłoby nazwać ich dotyk zmysłowym, choć w zamyśle miał być możliwie mało toporny i jak najmniej bolesny. Quinn właśnie zakończył opatrywanie skaleczeń na kolanach, ale zwlekał chwilę z wyprostowaniem się, słuchając coraz to bardziej bezpośredniej wypowiedzi swojej nowej znajomej; dość długo poprawiał bandaż, który tego nie wymagał, uśmiechając się lekko pod nosem.
- Nie mam pojęcia, dlaczego; może do domu jest daleko, a wracać ciemną nocą tymi niebezpiecznymi uliczkami strach, jeszcze bardziej, niż przebywać w mieszkaniu uzbrojonego mężczyzny? Może rany są jeszcze zbyt bolesne, żeby wstawać z kanapy? Możliwe powody są niezliczone - uznał, unosząc w końcu głowę i prostując się na krześle, nadal z uśmiechem błąkającym się po ustach. Zabłąkały się też palce jego dłoni, które wodziły po gładkiej powierzchni zewnętrznej strony uda kobiety. - Ale jeśli zechcesz naprowadzić mnie na ten właściwy, to zamieniam się w słuch.
Cokolwiek miało z tego wyniknąć, podejmował grę. Przeczucie mówiło mu, że stawka będzie znacznie wyższa niż mogłoby się wydawać, a przecież o szczęście trzeba grać va banque.
- Możesz się tak do mnie zwracać, czemu nie - zgodził się. - Jeśli dobrze pamiętam, skaleczyłaś się również na plecach; tym też należałoby się zająć, jeśli pozwolisz.Anonymous - 22 Wrzesień 2016, 22:18 Na twarzyczce Mary nie odmalowała się żadna dodatkowa emocja związana z tym nieco za długim dotykiem ud; tak naprawdę, czerpała z tego niemałą przyjemność, ułatwiało jej to wyobrażanie sobie, a to zaś kończyło cię impulsem w podbrzusze zalewające się ciepłem. Jedynie patrzyła na jego twarz spod tych swoich gęstych rzęs, czytała z jego oczu, z kącika ust, z ruchu palców. W tle leciała ta klimatyczna płyta, w pokoju jedynym źródłem światła były świeczki, to wszystko przypominało... Tutaj chwila dla rozbawionego wykrzywienia ust Nieczystości... przypominało randkę. Szkoda tylko, że okoliczności ich spotkania nie były krzty romantyczne, chociaż dla tej pokręconej kobiety może i były.
Powody Simona, przez które domniemanie tutaj miałaby zostać, były do bólu racjonalne. Uśmiechnęła się do niego lekko, jakby sama wierzyła w to, że on w to nie wierzył, bo przecież to było tak nudne, tak l o g i c z n e. Zdecydowanie czuła się tak, jakby ten z nią igrał, pokazywał kotkowi koci miętkę, a ten począł być coraz bardziej głodny, nie przykro, ale odczuwalnie.
Po dłuższej chwili odpowiedziała:
- Myślę, że podobasz mi się od pierwszego wejrzenia - powiedziała, tak po prostu, co było niemal sprzeczne z tym jej dość beznamiętnym głosem. Była szczera, wszak faktycznie tak było, chociaż zdecydowanie - dla tej pani - nie było to ich pierwsze spotkanie.
Spojrzała na niego nieco uważniej, jakby faktycznie zastanawiała się, czy powinna odwrócić się do swojego nowego przyjaciela plecami. Po chwili jednak skinęła głową i wstała, wykonując jego życzenie. Jednocześnie zgarnęła wszystkie włosy na jedną, nieuszkodzoną stronę.
Mogłaby pobawić się w łapanie zamka sama, wszak jakoś zasunąć go sobie musiała... Ale po co, skoro miała towarzystwo?
- Jak już opatrujemy to wszystko. Mam nadzieję, że poradzisz sobie z przeszkodą - na chwilę zamilkła, nasłuchując jakichś jego ruchów. - Przyjemna jest ta płyta. Gdzieś ją słyszałam... to jakiś soundtrack? - zapytała, ot tak, jakby przed chwilą nie wyznała jakiejś tam sympatii do Simona.
Jakby nie oczekiwała jego dotyku, nawet tego najdelikatniejszego i niezamierzonego.
Tylko ten cholerny krzyżyk nie dawał jej spokoju; ciało do nań ciągnęło, a pulsowanie z tyłu głowy lada moment mogło doprowadzić do migreny. A może sama o tym myślała, zamiast skupiać się na czymś o wiele przyjemniejszym? Tak czy siak, sięgnęła po niego z jakimś mruknięciem czy mogę? i - jeśli miała taką szansę - chwyciła za łańcuszek i ponownie się wyprostowała. Kilka kosmyków włosów zgubiło się gdzieś na plecach, drażniły jej ranę, a ona jedynie mlasnęła pod nosem.
- Swojej szefowej też puszczałeś muzykę w swoim mieszkaniu, Simonie? - zapytała, ot tak, w sumie bez większego celu, chociaż była ciekawa, czy jej nowy przyjaciel odbierze to jako zazdrość lub pragnienie traktowania, jako ktoś wyjątkowy. Chociaż, jeśli być szczerym, nie zależało jej na niczym takim i chyba niekoniecznie to ukrywała.Simon Quinn - 24 Wrzesień 2016, 19:57 Czarne oczy Simona mogły w tej chwili wyrażać wszystko albo zgoła nic, ale z pewnością nie były to rozmaślone, marzycielskie, ogłupiałe oczy człowieka, który zupełnie nie wie, co robią jego ręce, bo myśli odpłynęło gdzieś hen, daleko. Nic z tych rzeczy; mimo półmroku i lekko przyspieszonego pulsu snajper zachował opanowanie godne monolitu. Produkcję adrenaliny w jego ciele w tej chwili stymulowały dwie rzeczy; coraz to silniejsza pewność, że gdzieś w pobliżu jest jakaś zagadka, jakaś dobrze ukryta tajemnica, a on po omacku stara się wyczuć ją palcami, oraz fakt, że ta skąpo oświetlona, zmysłowa kobieta siedziała tuż przed nim, na jego własnej kanapie, rzucając mu wyzwanie dwojakiego rodzaju; pierwsze, to zewnętrzne, któremu już uległ, czyniąc z fizycznego kontaktu coś więcej, niż tylko machinalny zabieg; drugie, to mniej oczywiste, ale nie mniej kuszące, bo te kształtne usta zdawały się mówić "Jestem zagadką. Rozwiąż mnie".
Na to nieoczekiwane wyznanie nie zareagował od razu, tylko minimalnie zwęziły się jego oczy. Dopiero po chwili odpowiedział:
- Jestem zaszczycony.
Przez moment miał wrażenie, że nie zgodzi się odwrócić do niego plecami i nagle jego przestronne mieszkanie skurczyło się do rozmiarów budki telefonicznej, kiedy włosy na karku podniosły mu się w napięciu. To krótkie okamgnienie jednak minęło i Simon ponownie wstał, zbliżając się do odwróconej tyłem Mary.
- To Mark Knopfler - odparł, lustrując wzrokiem nowe pole do przeprowadzania zabiegów. Uniósł dłonie, ale zamiast zająć się wspomnianą przeszkodą, zanurzył je w jasnych włosach Mary, niespiesznie zbierając je razem, rozpuszczając i przesuwając po nich palcami w tę i z powrotem. - Mam do niego sentyment od bardzo dawna; człowiek, który mnie wychowywał, zaszczepił mi to upodobanie. Na marginesie... Masz piękne włosy, Mary.
Ponownie odsuwając tę mnogość jasnego blondu od rany, Simon zajął się odsuwaniem zamka, obserwując, jak pacjentka sięga po jego krzyżyk i starając się ustalić, czy jej zainteresowanie tym drobiazgiem podpada już pod coś nienaturalnego, czy może jeszcze nie. Ostatecznie nie zareagował; przeniósł wzrok z powrotem na plecy Mary i rozchylił delikatnie niepołączone już zamkiem poły jej sukienki. Możliwe, że minimalnie bardziej, niż to było konieczne.
- Moja szefowa nie bywa w moim mieszkaniu i niech lepiej tak zostanie - stwierdził, powtarzając te same czynności, które przeprowadzał przy kolanach. Myślał, jak łatwo byłoby teraz skręcić kark tej siedzącej przed nim kobiety, ot, dwa ruchy i po wszystkim... Mógłby też otoczyć jej łabędzią szyję duszącą garotą swojego ramienia, gdyby miał na to ochotę. Sposobów było wiele. - To kawał hetery. Proszę bardzo; do wesela się zagoi.
Skończywszy z nakładaniem opatrunku, Quinn opuścił dłonie i czekał na rozwój wypadków, ewentualną prośbę o zasunięcie zamka na powrót zostawiając w gestii jego właścicielki. Odsunął się o pół kroku i śledził poczynania swojej towarzyszki, rejestrując każdy ruch spod pozornie leniwie przymrużonych powiek.Anonymous - 25 Wrzesień 2016, 11:16 Jestem zaszczycony.
- I chyba dość oziębły, Simonie - powiedziała dość rozbawiona na tę reakcję. A może zwyczajnie ostrożny? Może to właśnie dlatego nie czekał na niego obiadek wraz z żoną, albo żoną jako obiadek? Chociaż ten wiek należał do singli, zupełnie inne priorytety niż kilka wieków temu, więc nie mogła - i nie miała w planach, Impurity nigdy nie miała tego w zanadrzu - go oceniać.
Odwrócona do niego tyłem, kobieta, którą przed chwilą wyratował z opresji, teraz stała, tak po prostu, czekając, aż ten ją opatrzy, wyglądając całkiem ufnie. Trudno było zaprzeczyć zmysłowości chwili oraz gęstej, intymnej atmosferze, którą skrycie delektowała się ta kobieta, serio, z przyjemnością spędzała czas z tym seksownym, ale nie wulgarnym mężczyzną (chociaż była ciekawa jego wszystkich wersji). Było lepiej, niż sobie to wyobrażała, tak, najwyraźniej Wenus dobrała odpowiedni moment na zbliżenie się tej dwójki.
Poczuła palce we włosach, co znowuż sprawiło, że całe jej ciało pokryła gęsia skórka. Uśmiechnęła się do siebie, bo w istocie, bardzo lubiła czuć tam dotyk - i, oczywiście, nie tylko tam.
- Czy ten człowiek był dla ciebie wzorem? - zapytała najpierw, a po chwili dodała. - W takim razie, możesz dotykać moich włosów ile chcesz.
Skinęła głową na zdanie o szefowej, chociaż w istocie niewiele to zmieniło - jednak, dawanie prezentów było dla Impurity wyznaniem zaborczości relacji, kupieniem, utrzymaniem zainteresowania, a w przypadku tego tutaj Cienia, zupełną wulgarnością, hedonizmem i sentymentami. Pewnie dlatego zadała tego typu pytanie.
Simon skończył ją opatrywać, a ta mimowolnie sięgnęła do tego dzieła, badając opatrunek opuszkami palców. Po chwili odłożyła krzyżyk z powrotem na stolik, odwróciła się do mężczyzny i spojrzała na niego, lekko unosząc głowę do góry.
- Nie musisz się zgadzać, bo to nadużycie gościnności... Ale mogłabym odświeżyć się w twojej łazience? Wciąż czuję na sobie pot tego dupka - wyjaśniła cicho, powoli, z przyjemnością chłonąc każdą relację. - Postaram się nie zmoczyć twoich małych dzieł - dodała z rozbawieniem.
Czy się zgodził, czy nie, na pewno zapragnęłaby sięgnąć dłońmi do policzków mężczyzny, krótko zbadać ich strukturę, skórę, kontury szczęki, czy miał zarost, a potem zniżyłaby jego twarz jeszcze niżej. Samej stanąwszy na palcach spojrzałaby mu w oczy, krótko i intensywnie, potrąciłaby swoim nosem jego i złożyła delikatny pocałunek na czole, z wyszeptanym "dziękuję".Simon Quinn - 25 Wrzesień 2016, 21:30 - Niestety - uśmiechnął się lekko, słysząc to trafne podsumowanie jego lakonicznej reakcji. - Oziębły byłem od niemowlęctwa, to z pewnością coś, co wyssałem z mlekiem matki.
Swojej matki nie znał, więc nie miał pojęcia, czy była chłodną kobietą, ale byłoby niesprawiedliwością zwalać na nią winę za jego powściągliwy, mówiąc delikatnie, charakter. Już prędzej można by się doszukiwać tu zasługi jego przyszywanego opiekuna, który był rzetelnym kawałem stoika. Relacje, jakie mężczyźni w jego wieku nawiązywali przeważnie z kobietami, były czymś, co naturalnie nie mogło oddziaływać na wszystkie płaszczyzny życia Simona, bo przecież nie mógł zabierać dziewczyn na wycieczki po równoległych światach, ani opowiadać im o szczegółach swojej pracy. Jeśli przyrównać jego życie do dużego, piętrowego domu, to kobiety zatrzymywały się najdalej w przedpokoju.
- Owszem, był dla mnie wzorem pod wieloma względami. Sądzę, że nadal naśladuję go w wielu względach, nawet nie do końca świadomie - przyznał Simon, mając niejako na myśli swoje upodobanie do czarnych płaszczy i ogólnie nawet przesadnie eleganckiego ubioru. - Jestem bardzo zadowolony z tego przywileju... Nie co dzień mam okazję nacieszyć mój zmysł dotyku równie nadzwyczajnym wrażeniem.
Nie był pewny, czy czuł się bardziej uspokojony, czy może zawiedziony, gdy odłożyła krzyżyk na stolik, jak postąpiłaby normalna kobieta, zainteresowana nietypowym prezentem od szefowej. Co prawda, nie bardzo wiedział, czego się spodziewał - że wypróbuje jego autentyczność zębami? Spychając myśli o tym na dalszy plan, Simon odpowiedział na zadane pytanie:
- Nie wydaje mi się, żeby prośba o skorzystanie z łazienki była nadużywaniem czyjejkolwiek gościnności, ale w każdym razie proszę bardzo, czuj się jak u siebie. Być może zastaniesz w niej niedostatek środków pielęgnacyjnych, ale na to póki co nie mogę nic poradzić - rzucił, gestem wskazując kierunek, w którym znajdowały się drzwi do łazienki. Zamierzał zresztą przejść się tam i otworzyć drzwi, ale wtedy właśnie zatrzymał go w miejscu kontakt fizyczny, po raz kolejny tego wieczoru nawiązany między nimi. Quinn przechylił lekko głowę, odwzajemniając spojrzenie prosto w oczy i dając się przeegzaminować kobiecymi dłońmi; z pewnością nie było to nieprzyjemne uczucie, całe szczęście, że nie zaczerwienił się jak uczniak, któremu dała buziaka najpopularniejsza laska w roczniku. Gdy te nader miłe sekundy dobiegły końca, podziękował, czy może odpowiedział na podziękowanie niemym skinieniem głowy - ależ był charyzmatyczny tej nocy! - i niespiesznie przeszedł te kilka kroków dzielących go od łazienki, do której następnie otworzył drzwi, zapraszając Mary gestem do środka.
- Cała twoja - powiedział, zerkając do środka by się upewnić, czy nie zostawił tam jakiegoś wyjątkowego bałaganu; na szczęście, nie zrobił niczego podobnie haniebnego. - Pozwól mi jeszcze spytać; jak znajdujesz wino? Białe, dla ścisłości, bo czerwonego chwilowo nie posiadam... Ewentualnie whisky, z rzeczy, które mam w barku. A może ślubowałaś abstynencję? - spytał z udawanym strachem.Anonymous - 27 Wrzesień 2016, 06:03 Dobrze, że byłeś oziębły, a nie zimny, pomyślała z tym swoim makabrycznym poczuciem humoru. Gdyby tak było, nie randkowalibyśmy teraz.
Skinęła głową na wyjaśnienia Simona, będąc w istocie dość zaciekawiona jego opiekunem... w sumie tak jak wszystkiego, co go ukształtowało, każdej jego twarzy i gestu. To było dość niesamowite, że potrafił przybić ją gwoździami do rzeczywistości na tak długo, już dawno tego nie zaznała, gdy w jej bliżej beznamiętnych oczach pojawił się nieśmiały, tlący błysk, który tylko uatrakcyjniał tę kobietę, sprawiał, że była bardziej tutaj niż tam. Ale, powiedzmy sobie szczerze, mogła równie łatwo zniknąć, co się pojawić, duchowo i nawet fizycznie.
Po buziaku - a zapragnęła dać mu ich o wiele więcej, w innych miejscach, gdzie mogłaby testować skórę swoimi wrażliwymi wargami - Simon poprowadził ich do łazienki. Sama zerknęła do środka, rejestrując taki sam porządek, jak w całym mieszkaniu (nawet Mary czasami lubiła pobałaganić, bo jak dbać codziennie o coś, czego i tak nie uważa się za swoje?).
Wzruszyła ramionami na wybór alkoholi, który przedstawił jej Simon.
- Spróbuję tego, czego ty najbardziej lubisz - skłamała gładko, bo w istocie, ten Cień nigdy niczego nie jadł, ani nie pił i nie zapowiadało się, żeby teraz cokolwiek miało się zmienić.
Gdy Simon pozwolił, zamknęła się w łazience. Tak jak zapowiadała, odświeżyła się pod prysznicem, zmyła porządnie cały makijaż z twarzy, zamoczyła w wodzie opatrunek, na co znowuż się skrzywiła, potem wytarła się ręcznikiem, jeśli nie znalazła szlafroczku, oblekła się ponownie w ubrania, które przed chwilą ściągnęła.Z pewną różnicą, co zresztą wprawne oko winno zauważyć, że... cóż, Mary nie miała na sobie bielizny. Nigdy nie wstydziła się swojej (ani cudzej) cielesności. Otworzywszy okno, żeby pozbyć się oparów z łazienki, wyszła z pomieszczenia.
Stanęła przy framudze, szukając wzrokiem Simona. Czy go zauważyła, czy nie, przeczesała włosy dłonią dość niedbałym gestem i zakomunikowała:
- Zmoczyłam opatrunek. Ale szybko się wysuszy.