To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Archiwum X - Historia sówki nocnej!

Anonymous - 13 Grudzień 2015, 16:04
Temat postu: Historia sówki nocnej!
Kobieta nieśpiesznym krokiem szła w deszczu, niosąc siatki z zakupami i uśmiechając się przyjaźnie do ludzi znajdujących się wokół niej. Czasami kiwała do niektórych głową, a w innych momentach nie była w stanie zrobić nawet tego przez uciążliwy wiatr, targający parasolem.
Weszła w końcu w jedną z dróg, które znała aż za dobrze. Za młodych lat, jeszcze na ziemiach nieskalanych wojną dotyczącą niemalże całego świata, biegała tutaj wraz z młodymi przyjaciółmi. Część z nich umarła, kolejni się wyprowadzili i tylko nieliczni zostali w tym mieście. Jednak nie opłakiwała minionych lat, choć wspomnienia ożywały wielokrotnie podczas przechodzenia między kościołem, a kamienicą Robertsonów. Następnie będzie stara, już zamknięta budka, w której za dziecka sprzedawali zimne napoje w ciepłe dni; tablica z ogłoszeniami o najbliższych wydarzeniach i godzinach mszy; stare drzewo powalone ostatniej burzy na ziemię ze względu na spróchniałe, nie utrzymujące go w ziemi korzenie.
Uśmiech nie schodził z jej ust, chociażby ze względu na to, że była kobietą zawsze zadowoloną. Mijały lata i choć na jej twarzy przybywało zmarszczek, ona nie narzekała - bowiem każdy z tych śladów przywoływał jedynie coraz więcej wspomnień, nagromadzonych przez całe życie. Także na swoje zdrowie nie powiedziała nigdy złego słowa! Lata mijały, a jej brakowało jedynie wnuków, których synowa nie była w stanie dać. Jednak to nie przeszkadzało, aby cieszyły się dobrymi kontaktami! Dlaczego miałyby się przejmować takimi drobiazgami i zamartwiać? Życie było na to zbyt krótkie!
Spokojny marsz ustał, a kobieta obróciła się. Od momentu, w którym weszła w znajomą jej uliczkę, czuła że ktoś ją pilnie obserwuje, a może nawet i śledzi? Nigdy nie spotkała się z atakiem w swoją stronę, jednak lepiej było to skontrolować.
- Moje maleństwo! - zawołała, a po tym podeszła do tajemniczej postaci. Okazało się, że był nią chłopiec, nie sięgający głową wyżej niż nad stół kuchenny. Już potrafił chodzić i docierało do niego wiele rzeczy, a przynajmniej potrafiła to wywnioskować po jego posturze. Nie mógł mieć więcej, niż pięć lat! Jasne włosy przylegały do jego czoła, a duże i zielone oczy wpatrywały się w kobietę, która rozejrzała się dookoła.
- Gdzie są twoi rodzice? - zapytała, ale nie doczekawszy się odpowiedzi, więc klęknęła przed nim, najwyraźniej niezrażona wizją ubłocenia swojego stroju. Zdjęła swoją apaszkę, odstawiając na moment zakupy. Już po chwili okryła główkę chłopca tym materiałem. - Jesteś przemarznięty! Chodź, zabiorę cię do domu. Ogrzejesz się i zjesz... A kiedy się przejaśni, poszukamy twoich rodziców, dobrze? - powiedziała, a po chwili już wracała tak dobrze znaną sobie drogą.
Idąc w deszczu, co chwilę spoglądała na dziecko, które w ciszy szło przy niej. Może nie potrafiło mówić? Chociaż kobieta była wręcz przekonana o tym, że chłopiec wszystko doskonale rozumiał, kiedy tylko się odezwała. Nie wiedziała czym ta niechęć do mówienia była spowodowana... Jednak postanowiła aktualnie się tym nie martwić. Najważniejsze było dotarcie do domu i wysuszenie chłopca, aby nie zachorował - choć przewidywała u niego wystąpienie gorączki połączonej z zatkanymi zatokami. Przemoczenie i wiatr, nigdy nie były dobre dla ludzi i to niezależnie od tego, jaką mogli popisać się odpornością organizmu! Była osobą starszą; w życiu już dosyć widziała i wiedziała swoje.
Droga, pomimo braku rozmowy, wcale się nie dłużyła. A przynajmniej kobiecie, bowiem ciężko było odgadnąć myśli chłopca. Szedł spokojnie, patrząc się przed siebie. Najwyraźniej nie był zainteresowany tym, co działo się dookoła; co mijał i co ciekawego mógł ujrzeć. Jego uwagę przyciągała jedynie brukowana dróżka, prowadząca do niewielkiego zbiorowiska skromnych domów, choć im dłużej się szło, tym mniej ich widziano. Ostatecznie dotarli niemalże na obrzeża miasta. Budynków było tutaj zaledwie kilka - ale ogród każdego z nich prezentował się olśniewająco. Choć podczas ulewy z pewnością nie było to widoczne.
Dotarli do odpowiedniego budynku, a kobieta uchyliła furtkę, wpuszczając tym samym obcego chłopca. Jednak ten stał przez chwilę i w końcu wyciągnął do niej dłoń, chcąc jej dać w ten sposób znak, że poniesie za nią ciężkie siatki. Staruszka, poruszona tym gestem, pozwoliła mu na to i podała mu jedną z lżejszych siat, a po tym obserwowała jak jasnowłosy dochodzi do drzwi. Zapukał, a po chwili otworzyła mu młoda kobieta o ciemnych włosach i błękitnych oczach. Spojrzała na niego zaskoczona, ale widząc uśmiech na twarzy swojej teściowej, postanowiła go wpuścić.
- Któż to jest?
- Niemowa. Spotkałam go samego... Nie mogłam go zostawić na tej ulewie! Kiedy się rozjaśni, poszukamy jego opiekunów - powiedziała do żony swojego syna, a kobieta jedynie pokiwała głową. Wzięła od chłopca siatki i poszła do kuchni z zakupami.
Brunetka stanęła tuż przy nieznajomym, kucając, aby być na jego poziomie wzrostu.
- Może chciałbyś się czegoś napić? Albo jesteś głodny? - zapytała, lecz nie doczekała się odpowiedzi słownej. Chłopiec jedynie pokręcił przecząco głową, prędko zwracając wzrok ku starszej pani, kładącej na jego głowie ręcznik i wycierającej mu włosy. Kobieta po tym kucnęła i dotknęła go w nos.
- Powinieneś powiedzieć "dziękuję", bo tego wymaga kultura. Tak pokazujesz, że ktoś zrobił dla ciebie coś miłego i się z tego cieszysz - poinformowała niemowę, jednak ten tylko pokiwał głową, jakby nie chciał mówić. Ta westchnęła, prowadząc go do łazienki, aby odnaleźć suche ubrania, w których mógłby chodzić po domu. Lepiej, aby te jego wyschły, nim je ponownie założy.
Staruszka, znając doskonale przesądy, legendy i różnorodne historie słyszane w miasteczku, prędko zauważyła brak cienia u chłopca, jednak doświadczenie życiowe nakazywało jej nie zwracać na to uwagi. Nigdy nie wierzyła z istoty paranormalne, bajkowe i inne elfo-podobne stworzenia, o których w Glassville krążyły plotki. Jednak pogłoska to pogłoska - niewiele ma wspólnego z rzeczywistością!
Kiedy wstało słońce - kobiety postanowiły odnaleźć opiekunów niemowy. Nie przynosiło to skutków, choć dzień w dzień przez miesiąc wypytywały przyjezdnych, ale także i mieszkańców. Zupełnie, jakby ten pojawił się znikąd. Niczego nie ułatwiał fakt, że jasnowłosy nie był skory do rozmów, choć zdawał się znać słowa i pojmować je, kiedy tylko ktoś do niego mówił. Potrafił także wykonywać podstawowe czynności, ale ludzie którzy przygarnęli go pod dach, byli nieco zaniepokojeni. Nie potrafili tego wytłumaczyć w logiczny sposób, jednak wiedzieli że wyglądający na pięciolatka chłopiec w rzeczywistości jest starszy.
***

Minęło trochę czasu, nim w końcu się odezwał. Synowa jak i sam syn starszej kobiety, powoli się przyzwyczajali do obecności nietypowego dziecka, a nawet postanowili je adoptować i wychować. Naturalnie staruszka zaoferowała swoją pomoc w tym, bowiem wiedziała że młodzi dużo czasu poświęcali na pracę. Nie mogła im się dziwić w żadnym, nawet najmniejszym stopniu! Chcieli zapewnić swojej rodzinie godny byt, a skoro już mogli nazywać siebie rodzicami, także chcieli aby ich syn miał wszystko, czego tylko zapragnie w przyszłości.
Po sześciu miesiącach przebywania wśród tych dobrych ludzi, nareszcie się odezwał. Miało to miejsce wieczorem, kiedy jego opiekunowie wyszli do pracy, a on został pod opieką starszej kobiety. Ta usiadła wtedy do biurka, korzystając z chwili prawie-samotności i otworzyła jeden ze swoich dzienników, które pilnie zapisywała. Mały chłopiec, nazwany przez przybranych rodziców Quetwick, podszedł do biurka i uważnie zaczął się przyglądać poczynaniom babci.
- Dlaczego to robisz? - zapytał, a kobieta przez chwilę nie zrozumiała, że to właśnie jej wnuczek się odezwał. Spojrzała na niego, nie potrafią stwierdzić czy jest wzruszona, czy jednak zaszokowana. Jednak postarała się szybko otrząsnąć i wzięła chłopca na kolana, żeby mógł się przyjrzeć jej zapiskom.
- Piszę. Spisuję swoje myśli, to co się dzisiaj wydarzyło... Prowadzę dziennik. To bardzo miłe i pozwala wiele rzeczy przemyśleć, a także zobaczyć coś, czego nie potrafimy zobaczyć bez skupienia - wyjaśniła. - Możesz też to czytać. Nie potrafisz czytać, więc może cię...
- Potrafię czytać. Przeczytałem tutaj, że babcia ma na nazwisko Seinstone. Ja też tak mam na nazwisko? - zapytał, a widząc jak babcia kiwa głową, przez chwilę się zastanowił.
- Czytanie jest nudne. Ale pisanie jest ciekawe, bo można stworzyć coś nowego. Czytając mogę tylko odtwarzać... Mogę też pisać? - zadał pytanie, a starsza kobieta cicho się zaśmiała, słysząc te słowa. W końcu uznawała, że chłopiec nie potrafi pisać bez uprzedniego przygotowania. Podała mu więc czysty dziennik oraz ołówek, aby spróbował swoich sił... A po tym wpatrywała się w ciszy i w osłupieniu, kiedy krzywe litery na kartce zaczęły układać się w słowa. Nie potrafiła tego zrozumieć.
- Ile... Ile masz lat? Czym jesteś? - zapytała w końcu, kiedy Quetwick zapisał już całą pierwszą stronę i zaczął przewracać kartkę. Jednak przerwał, odkładając ołówek i spojrzał na kobietę.
- Cieniem, ale nie wiem, co to znaczy. Wiem, że nim jestem. I nie muszę jeść tego, co ty babciu. Jem sny. Macie bardzo smaczne sny. I jestem nieco starszy, niż ci się wydaje, babciu... Ale nie chcę o tym rozmawiać. Nie pytaj, dobrze babciu? - powiedział, a uznając, że kobiecie tyle informacji wystarczy, wrócił do swojego nowego zajęcia.
Nie miał prawdziwych przyjaciół, ale także i prawdziwych rodziców. Często smutek innych ludzi sprawiał mu przyjemność, a ich koszmary senne traktował niczym najlepszy afrodyzjak. Jedynie nie lubił widzieć cierpienia swojej babci - z nieznanych przyczyn ta staruszka zyskała szacunek i sympatię chłopca. Podążał za nią krok w krok, choć ludzkiej młodzieży wydawało się to dosyć dziwne i niejednokrotnie stawało się to zwykłą wymówką do gnębienia. Dlaczego nie głównym powodem? Bo widzieli, że Quetwick jest inny, dziwny, nienormalny i bali się go. Rzadko dobrowolnie z nim rozmawiali czy przebywali w jego otoczeniu. Szeptali między sobą, że ten jest wampirem, bo przecież nie ma cienia i na pewno też odbicia. Choć w rzeczywistości, nikt się nigdy temu nie przyglądał, a ubrania dawały mu szansę do bagatelizowania wszystkich oszczerstw. Dzięki nim, te wszystkie plotki można było bardzo łatwo podważyć.
***

Przybranych rodziców traktował jako… Konieczność. Nie rozmyślał nad tym czy dobrze wywiązują się ze swojej roli, czy wręcz przeciwnie. Był im po prostu posłuszny i nie przywiązywał żadnej wagi do tworzenia między nimi a sobą jakiejś więzi. Nie pytał, co działo się danego dnia, nawet kiedy ci najwidoczniej po pracy wracali zmartwieni. On sam oczekiwał tego samego… Choć kto wie? Może gdyby sam zareagował nieco wcześniej, jego życie potoczyłoby się w nieco lepszą stronę i dalej nie wybrzydzałby wśród pożeranych przez siebie snów.
Kobieta i mężczyzna, biorący na swoje barki odpowiedzialność wychowania Cienia, popełnili błąd i musieli za niego srogo zapłacić. Skusiła ich oferta zarobienia kilku dodatkowych funtów – najzwyczajniej w świecie obudziła w nich chciwość, a z czasem świadomość popełnionych błędów i poczucie winy. Jednak ten „czas” zbyt późno przyszedł – zupełnie jak wiedza, że nie mogą wiele zmienić w swoim życiu i stali się zupełnie zależni od pewnych, niezbyt przyjemnych, osób. Zaczęli podejmować przez tych ludzi decyzje, których żałowali i sprawiały, że coraz bardziej przypominali wraki. Czyny popełniane wbrew własnych przekonań stały się normą, powoli dowiadywali się rzeczy, o których woleliby nie wiedzieć…
I w końcu postanowili oderwać się od tych wszystkich wpływów – choć wszystko było na marne, bo klamka zapadła już dawno.
Przypadek sprawił, że późną porą Quetwicka nie było w domu. Jak zwykle wychodził, aby posilić się snami, a ostatecznie wrócić do swojego łóżka i nieco zregenerować swoje siły. Jednak nie zastał z powrotem okna, przez które zazwyczaj się wkradał… Ani też ściany, zasłony, łóżka, pokoju czy czegokolwiek, co mogłoby to przypominać. Kiedy znalazł się w świecie snów i posilał nimi, doszło do pożaru, który postawił na nogi pół miasta. To dlatego tak często musiał zmieniać sny, którymi chciał się posilić… Wszystko zaczęło mu się układać w głowie.
Zaczął pojmować, że ktoś musiał mieć coś do jego rodziców. Ile z nimi przebywał? Jakieś dziesięć lat... Owszem, może i nie wyglądał na te szesnaście lat, jakie u niego podejrzewano, jednak nie przejmował się tym. Ludzie także nie. Przecież już nie raz i nie dwa widywało się chłopców, którzy byli niscy, mimo podejrzeń o większą ilość przeżytych lat. Starzał się fizycznie nieco wolniej... A może i znacznie wolniej. Ugh... I co on miał teraz zrobić? Był zły, wściekły, coraz bardziej chciał znaleźć ludzi, którzy to zrobili. Jego rodzice tak długo na to wszystko pracowali! A babcia...
W tym momencie doznał szoku. Wbiegł w popiół domu, nie przejmując się krzykami z oddali, jakby ktoś go chciał dorwać. Z domu zostało niewiele, głównie popiół, może kilka ścian. Nie potrafił znaleźć ciała swojej babci! Gdzie... Gdzie ono było!? Musiała gdzieś tutaj być! Na pewno uciekła! Nie mogła umrzeć! Nie mogła go zostawić samego! Nie ma mowy! Nie chciał tak!
Nie zwracał uwagi na to, że się parzy jeszcze gorącymi deskami. Gdzieniegdzie można było zauważyć żarzące się drewno, jednak on był zbyt pochłonięty tym, co stało się w tym miejscu.
Ktoś złapał go od tyłu, a on w przypływie paniki, poparzył go, korzystając ze swojej zapalniczki zawsze noszonej w kieszeni spodni. Ten, przerażony, odskoczył od niego. Był to ich sąsiad, zalecający się do jego babci. Starszy pan, całkiem miły. Chyba jako jeden z niewielu nie starał się przekonać jego babci do tego, że jej wnuczek jest nienormalny.
- To ty... To ty ich podpaliłeś, potworze! - krzyknął nagle mężczyzna, oszołomiony tym widokiem.
- Ludzie, to ten dziwak!
- Wampir ich podpalił?!
- To było zło od samego początku!
- Biedna Henrietta, zawsze tak o niego dbała...
Ludzie powoli znów zaczęli się zbierać na ulicy. Powtarzano między sobą, co się stało. Nawet kilku mężczyzn chciało podejść do Cienia, jednak ten bardzo szybko znów podpalił szczątki domu, w którym mieszkał. Był wystraszony, więc działał impulsywnie. Pobiegł do lasu, w którym prędko odnalazł tajemniczą, Szkarłatną Otchłań, a z czasem i Krainę po drugiej stronie lustra... Jednak zamieszkał w tej pierwszej, żywiąc szczerą nienawiść do ludności z Glassville i jednocześnie nie do końca znając istoty z dziwnej krainy. Od tamtej pory, osądza ich o śmierć swojej babci. Z czasem - bo od tych wydarzeń minęło jakieś piętnaście lat - zapomniał, że miał rodziców. Pamiętał tylko i wyłącznie starszą kobietę. Postanowił też, że tamci ludzie nie mogą być szczęśliwi, przez co zaczął pożerać tylko i wyłącznie senne marzenia.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group