Aaron - 15 Grudzień 2015, 01:01 Temat postu: Podziemia Domu Grozy
Piwnica oraz parter z piętrem są niezależne od siebie i podlegają od teraz innym MG.
Piwnica #1 Anastasia (w ciele Falimira) i Elyan (w ciele Otome)
Anastasia czuła pod dłońmi drobne kawałki gruzu (choć niektóre były czymś innym – kośćmi) i ostre krawędzie nierównych skał, stanowiących podłogę. Parę otarć wypełniło dłonie. Mimo posiadania słabszych zmysłów, stęchlizna atakowała nozdrza – a właściwie toczyła nierówny bój, wykręcając śluzówkę na lewą stronę . Raz ręką nadziała się na pajęczynę, która oblepiła wszystkie palce. Kleiste nicie posiadały drobne robactwo, które nieprzyjemnie plusnęło przy kolejnym postawieniu dłoni na podłodze. Zgniła substancja spowodowała odruch wymiotny. Mimowolnie podniosła się ku górze, próbując otrzeć dłoń o spodnie i choć na moment oderwać nos od podłoża. W oddali korytarza coś zajaśniało, bardzo nieznacznie, ale po chwili znikło. Może to złudzenie, może coś przeszło, a nawet zatrzymało się w tamtym miejscu?
Poza dialogami zostawionych w tyle osób, ledwie słyszalnym i miarowym szuraniem butów oraz tworzonymi przez siebie odgłosami, nic nie dochodziło jej uszu. Jeszcze tylko pojedyncze krople wody stukały o skały, czasem ziemia była nimi nasiąknięta. I niespodziewanie, znikąd pojawiający szelest kości uświadomił ją o zapadaniu się przednimi kończynami. Wpadła w dół w dużej mierze wypełniony kośćmi, w większości stanowiącymi pokaźne uzębienie drapieżnych gadów. Zdoła się stąd wydostać, choć z nie lada wysiłkiem i kolejnymi ranami… ale czy warto teraz się wydostawać? Poczułaś na twarzy falę powietrza, coś ją musiało spowodować, czyjaś… obecność.
Elyan postanowił udać się w kierunku podobnym do obranego przez faceta w pancerzu, czyli naszą Anastasię. Korytarz był szeroki, a powolny chód właściwie pozwalał mu być dla niej niezauważalnym. Kroki stawiał małe, nieraz butami sunąc po podłożu. Zostawał nieco w tyle, a gdy posłyszał grzechot kości, przystanął. Poczuł jak coś znajduje się nieopodal, a chwilę później nachylał się już nad kościstą pułapką. Wiedział, że tutaj ktoś przebywa, czuł tę osobę. Złapał dłoń Anastasii, aby ta mogła się wydostać, po czym nie pozwolił siebie odnaleźć żadnym dotykiem, nawet najbardziej atakującym i chaotycznym. Jakby się rozpłynął.
W dali ponownie coś jaśniało, a po kilku kolejnych krokach skończyła się ściana – oznaka istnienia pomieszczenia. W nim znajdowało się kilka fluorescencyjnych grzybów, dających światło mętnej zieleni, których odór zmusił do opróżnienia zawartości żołądka. Pomieszczenie, wielkości pokoju, jednak nie zdradzało, aby posiadało dodatkowe przejścia. Pod uwagę jednak trzeba wziąć niemal całkowitą ciemność, a kontury ścian zarysowane są tylko miejscami.
W ciemnościach wszystko wydaje się być daleko, choć czasem jest na wyciągnięcie ręki.
Nie była sama, ale nikogo nie widziała – wnioskowała, że ten ktoś został na korytarzu. Od początku przecież wiedziała, że ktoś ruszył za nią – jedna ze wciągniętych pod podłogę osób – Otome, w której ciele przebywał Elyan.
I coś zaczęło rozwalać pobliską ścianę, próbowało się wydostać – dochodził ją odgłos tłuczonych cegieł i zwalanych kamieni.
Piwnica #2 Simon (w ciele Queen) i Charles (w ciele Lucy)
Oboje znaleźli się pod ziemią. Nieopodal rozlegał się cudowny widok na gruzowisko. Droga na górę jest odcięta, nie dociera tu również światło. Jakim więc cudem, udaje się cokolwiek dostrzec? Otóż, na ścianach znajdują się fluorescencyjne grzyby działające niczym kinkiety. Niektóre wystawały daleko od pionu, inne przylegały do surowych kamieni. Dawały światło o najprzeróżniejszych kolorach.
Tuż za plecami Charlesa znajdował się tunel, który wcześniej mógł zostać przez nich niezauważony. Jednak gdy kurz opadł zza gruzu wyłoniła się biała postać. Niewielki chłopiec o rozczochranych włosach i miłym uśmiechu. Obiegł ich parę razy po czym uciekł w kierunku przeciwnym do tego, w którym udała się wcześniej Anastasia wraz z Elyanem. W połowie drogi jednak zamienił się z nietoperze i wesoło latał pod „sufitem” zachęcając przybyszy by poszli za nim.
Droga, którą chciał ich poprowadzić była w widoczny sposób nadgryziona przez czas. Ściany ozdobione brązowymi, popękanymi kaflami spomiędzy których wystawały świecące, kolorowe grzyby oraz korzenie. Co jakiś czas można się tam natknąć na jakieś pajęczyny lub grupki śpiących nietoperzy, które co pewien czas zerkał tylko czy nie zbliża się jakieś zagrożenie.
Posadzkę pokrywały kamienie o różnych kształtach i rozmiarach. Lepiej uważać pod nogi, gdyż niektóre znajdowały się niżej inne wyżej. Łatwo się potknąć i zrobić sobie niepotrzebną krzywdę.
KOLEJKA (dwie niezależne):
- Anastasia
- Simon, Charles
Bardzo prosimy aby na początku posta napisać w jakiej lokacji znajduje się postać.
Anastasia - 15 Grudzień 2015, 18:45
Piwnica #1
Szła powoli, ostrożnie, co rusz natrafiając na nowe niespodzianki terenu. O ile kawałki gruzu, który spadł razem z nimi wszystkimi nie był odrzucający, o tyle pod dłońmi wyczuwała również inne, nieprzyjemne kształty. Myśli podpowiadały wszelkie możliwe obrazy, jednak ona starała się je skutecznie ignorować, żyjąc dalej w błogiej nieświadomości. A mimo to, przy każdym napotkanym przedmiocie, obślizgłym kawałku ściany czy innym tworze, ciało coraz mocniej zaczynało się trząść. Już nie miała nad nim kontroli, emocje brały górę, a obojętność uciekła wraz z zamianą ciała. Fakt ten jednak nieco ją pocieszał. Co by było, gdyby musiała dotykać tego wszystkiego własnymi rękami?!
- Mam nacieje, sze chtoś fłaścifie tloszczy siem o moje ciauo. – Szepnęła pod nosem, z każdym krokiem oddalając się od grupy. Nie chciała tkwić w miejscu, użalać się i zastanawiać „O jeju! A co to się stało?”
I kolejne coś rozpryskało się pod silnym naciskiem dłoni. Obrzydlistwo! Na dodatek zaczynało intensywniej cuchnąć, więc jakim szczęściem było, iż nie posiadała tu kociego węchu!
Ale im dalej w głąb, tym bardziej przyzwyczajała się do nowego ciała, a ze wsparciem ściany stanęła na dwóch nogach i dalej chwiejnie podążała przed siebie, aż coś nie mignęło jej przed oczami. Tak, chyba dobrze jej się zdawało. Może to pochodnia, która właśnie została zgaszona powiewem wiatru? Choć takiego tu nie wyczuwała, niewykluczone że dalej sytuacja się zmieniała. Pocieszona tym faktem, nie baczyła na drogę i to skończyło się spadkiem do dołu. Stukające o siebie kości w połączeniu z dyskomfortem znajdowania się wśród nich oraz wszelkimi nieprzyjemnościami związanymi z nakłuciami skóry przez zęby, wywołały niekontrolowany wrzask. Paniczny, jakiego dawno nie miała okazji doświadczyć. Przepełniony najżywszym strachem, strachem który tak ogromnie uwielbiała widzieć u innych.
W ciele osiłka musiało to wyglądać przekomicznie, ale cóż mogła poradzić? Czy ktoś w ogóle ją tu widział?
Chyba…
Nikogo nie usłyszała, ale czuła jego obecność tuż przy sobie. Odruchowo wymachiwała rękoma na wszystkie strony, niczym tonący ogarnięty lękiem przed całkowitym zanurzeniem w wodzie. I przy jednym takim ruchu została pochwycona przez czyjąś dłoń. Przy pełnym świetle nigdy by się nie spodziewała, że drobna dziewczyna zdoła pomóc rosłemu mężczyźnie, jednak tę kwestię już pomińmy, bo nic nie widziała, tak? A nim zdążyła się zorientować, kim jest wybawiciel, on jakby się rozpłynął i ślad po nim nie został, co najwyżej pamięć o dotyku.
- Est tu chto? Pochasz sie! Flacaj!
Ale jeśli nic do niej nie podpełzło – bo przecież mógł to równie dobrze być stwór mieszkający w tej części domu, z włosami jeżącymi się na ciele, przyspieszyła kroku, chcąc jak najszybciej się stąd wydostać. Tym razem badała podłoże, nim na nim stanęła.
I dotarła na miejsce, jakieś, bo ściana nagle się kończyła, a wnęka była na tyle duża, że mogła bez problemu dostać się do środka. Obawiała się, że zacznie błądzić po korytarzach, a brak mapy czy dostępu do obfitszego światła, będzie działał przeciwko niej. Tu miała grzyby, ale czy dalej też może na coś liczyć? Może one posłużą jej jako latarka?
Nie myśląc więcej, chciała zebrać jeden z grzybów z podłoża, jak najmniej naruszając strukturę jego grzybni, nuż nie przestanie świecić. I tutaj pojawiła się kolejna nieprzyjemna niespodzianka. Pochylając się nad przyszłą lampką, usłyszała silne uderzenia w ścianę. Wyglądało również na to, że nie były one bezowocne, gdyż ta zaczynała się kruszyć. Co miało taką siłę? Może te ściany były na tyle słabe, że każdy mógł pierwszym lepszym uderzeniem się ich pozbyć? To by wiele ułatwiało.
Niemniej, odsunęła się jak najdalej w tył, być może plecami trafiając na tył pomieszczenia. Przy okazji dokładnie zmacała wszystkie kieszenie w poszukiwaniu czegokolwiek, co mogłoby jej się teraz przydać w ewentualnej potyczce lub przy ucieczce – taki drągal nie mógł przecież przyjść z paczką cukierków! A opcję drugą preferowała, dlatego, gdyby tylko nadarzyła się taka możliwość, zwiałaby przez wydrążoną dziurę.Simon Quinn - 16 Grudzień 2015, 15:48 Piwnica #2
Wyostrzone zmysły dostarczały zwyczajnemu, ludzkiemu mózgowi Simona stanowczo za dużo informacji. Człowiekowi kręciło się w głowie, drobne szmery wydawały mu się niemal ogłuszające, fluorescencyjne grzyby przez chwilę biły po oczach ostrym światłem. Akomodacja oka, dla kota normalna, dla Quinna była kolejnym niemiłym doświadczeniem. On jednak pozbierał się stosunkowo szybko, bo choć jako snajper teoretycznie powinien czekać na rozwój wydarzeń, to odkąd wszedł do tego zatraconego domu czekanie nie przyniosło niczego dobrego. W tak alarmującej sytuacji należało działać.
Podniósł się niezgrabnie, niepewnie stając na nogach. Podniósł głowę akurat na czas żeby zobaczyć przebiegające obok dziecko; odsunął się nieco zbyt gwałtownie i zatoczył na ścianę, na miękkie i sprężynujące grzyby, od których odbił się i ledwo zdołał utrzymać równowagę. Biegające dziecko zamieniło się w chmarę nietoperzy, co wydawało się Simonowi mocno zniechęcające do pójścia w jego stronę. Przed podjęciem decyzji zwrócił uwagę na jedyną osobę w pobliżu, Lisiczkę.
- Idziemy za nim czy... - wysoki, nieswój głos działał wyjątkowo deprymująco, Simon odchrząknął i odkaszlnął kilka razy. - No, innych opcji nie widzę.
Aż zapomniał z tego wszystkiego poinformować, że nie jest Raven Black, nie przyszło mu też do głowy, że Lisiczka może już Lisiczką nie być.
- Bardzo się potłukłaś?Charles - 17 Grudzień 2015, 22:50 Piwnica #2
Charles rozejżał sie naokoło. Mała istotka przemknęła niespodziewanie dookoła nich, dokonując w międzyczasie iście wampirycznej transformacji. Nie mógł być to zły znak, prawda?
- No to w drogę! - zawołał i ruszył przed siebie. Wszyscy orientuhą się zapewne, iż Lucy w wyniku całego tego zamieszania skręciła kostkę. Z nieznanych przyczyn postanowiła ona odezwać się w tej całej wiejskiej orkiestrze bólu z pewnym opóźnieniem, jednak jej płomienna solówka rozruszała cały band. A ponadto Charles zdążył się wywalić. Uroczo wywalić, jak tylko urocza potrafi być Przytulanka.
- Chyba coś sobie zrobiłem. Weź mój cylinder i poszukaj czegoś, czym można to wszystko usztywnić - rzekł, po czym podniósł w górę dłoń szukając znajomego ronda. Jego palce trafiły w pustkę. O nie. Nie teraz. Nie było go. Nie było nie byłoniebyłoniebyloniebyloniebylo NIE MA!
- Gdzie jest mój cylinder? - pisnął, siedząc na tyłku i wpatrując się w twarz Simony Queen. "Zabrali! Ukradli! Ja..." nie mogę bez niego żyć? Ale właśnie zdał sobie sprawę, że obchodzi go to o wiele mniej niż powinno. Kiedyś od samej myśli o utracie go doznawał spazmów. Teraz? Nakrycie głowy i nic więcej. - ... poszukamy go potem, dobrze? - dodał już spokojniej. Nie wyprowadzajmy go jeszcze z nieświadomości - Simon i wampirek mogą zająć sie tym równie dobrze...Simon Quinn - 19 Grudzień 2015, 13:56 W swoim ciele Simon może by i zdążył złapać Lisiczkę i uchronić ją przed zapewne bolesnym upadkiem, ale choć refleks Kotki Białej zapewne nie był najgorszy, koordynacja ruchów ludzkiego umysłu po chamsku wklejonego do obcego ciała pozostawiała dużo do życzenia. Queen mało sam się nie wywalił, jeszcze pogarszając sytuację niezgrabnym wymachem ogona. Bardzo dziwnym wrażeniem było posiadanie czegoś takiego z tyłu; Simon obejrzał się, poirytowany, na ten nie wiedzieć po co humanoidowi potrzebny fragment.
- Można zwariować... Twój cylinder? Nie miałaś przecież żadnego cylindra... Zaiwaniłaś tamtemu Kapelusznikowi, czy co?
Rozejrzał się, nie czekając właściwie na odpowiedź, za czymś do usztywnienia nogi, ale otoczenie nie okazało się pomocne. Grzyby raczej się do celów tego typu nie nadawały. Po chwili bystre, kocie oczy zauważyły czarny płaszcz, leżący porzucony na ziemi. W pierwszej chwili Simon myślał, że to jego własny, ale szybko okazało się, że jednak nie jego, a Kotki Białej; musiał się zgubić podczas upadku. Snajper w cudzym ciele podniósł go i otrzepał, by następnie pomyszkować po kieszeniach w poszukiwaniu czegoś pożytecznego. Znalazł od piernika noży, zapałek i zapalniczek, a także inne, drobne ruchomości; wysypywał to wszystko na ziemię obok Lisiczki, ale nie znalazł niczego godnego uwagi.
- Z usztywnianiem może być ciężko, zwłaszcza, że słabo się na tym znam... Ale przewiązać by to czymś przynajmniej.
Raczej z chęci udzielenia bliźniemu pomocy niż z długo skrywanego ekshibicjonizmu Simon Queen, niewiele myśląc, zdjął należącą do Kotki Białej koszulę - potem ją przeproszę, jak się ten cyrk wreszcie skończy, zresztą i tak jest podarta - i jął drzeć ją na prowizoryczne opatrunki. By ochronić cudze ciało od zimna i ciekawych spojrzeń, narzucił na siebie płaszcz i zbliżył się do Lisiczki z zamiarem usztywnienia jej kostki.
- Postaram się niczego nie zepsuć, ale jeśli wolisz zrobić to sama, zrozumiem.Charles - 20 Grudzień 2015, 11:55 Piwnica #2
- A mój cylinder, mój! Należał do mojego dziadka, a ten do jego dziadka, i tak w kółko i w kółko, zapewne aż do Ery Baśniopisarzy i początku świata! Miałem go od zawsze - ciężko nie zauważyć cylindra u Kapelusznika? Następnym razem doczepię sobie do niego chorągiewki... - marudził Charles, kiedy tamta szukała w swoim czarnym płaszczu jakiegoś środka do usztywnienia kostki. I jeszcze sugestia, że miałby być kradziony! Byłoby to oburzające! Ale nie był to czas na fochy. Znajdowali się w końcu w domostwie śmierci, albo i kogoś innego... a może czegoś... albooo... Rozejrzał się powoli po różnokolorowo świecących grzybach, a potem spojrzał w stronę, w którą zbiegł chłopiec - nietoperz. A niechby był i wampirem, Charlesowi robiło się już wszystko jedno.
- Kurde, nie zastanawia cię przypadkiem, gdzie trafiliśmy? - trajkotał, kiedy tamta obandażowała jego puchnącą powoli nogę. Oczywiście, zwykle w przypadku tak jawnego okazania żeńskich kształtów już ugotowałby się żywcem, ale na razie był zbytnio skupiony na sobie i swoich teoriach, którymi musiał się niezwłocznie podzielić dla dobra ludzkości. Albo zastępstwa, jakim był dla niego Simon. - Jeśli chcesz znać moje zdanie, to jest to zapewne kolejny test jajogłowych z MORII. Oni tam nie są do końca normalni, czyż nie? Naukowcy. Pewnie na nas teraz zewsząd świecą tymi las-serami, kamerami i spisują wszyyyściutko w notatniczkach! Wiesz, sprawdzają, czy to przeżyjemy. A potem najlepszych rozkroją, skroją i przełożą jak kostki Rubika! Ludzie to fajna rasa, ale tutaj reprezentują ich chyba sami idioci... - dodał ponuro.
Kiedy Simon w ciele Białej Dachowiec, dokończył swą robotę - i o ile dokończył, mógł w końcu odmówić współpracy za obrażenie jego organizacji. Ale kto go tam wie? To leży w jego turze. - zielonooka lisokotka wyciągnęła w jego stronę dłoń i powoli uniosła się na jednej nodze. Wszystko go bolało. Tak czy siak, musieli wyruszyć przed siebie, bo zostanie tutaj zakończyłoby się jedynie śmiercią głodową
(pominąłeś kolejkę Anastazji. Trzymajmy się kolejności, dobrze? - Aaron mi powiedział, że mogę też drugi raz, wyjątkowo)
Nori:
Nie kolejkę Anastasii, tylko MOJĄ kolejkę.Aaron - 23 Grudzień 2015, 20:57 Anastasia & Elyan
Ze ściany odpadały kolejne kawałki. Cegły zwaliły się na podłoże, ukazując tym samym duże źródło światła. Mimo iż jego strumień był prostopadłym do oczu Anastasii, potrafił zmusić jej źrenice do zawężenia się i przesyłania mózgowi rozmazanego i przejaskrawionego obrazu. Kiedy już oczy przyzwyczaiły się do nowej sytuacji, ujrzała przybyłą ze ściany kobietę. Znaczy, że była to kobieta, sugerowały długie, jędrne nogi na czerwonych szpilkach i biała sukienka. Na tym podobieństwa kończyły się - sukienka była postrzępiona i poplamiona krwią, po górnych kończynach nie było śladu, a głowę zastępował wielki reflektor, będąc jednym z pierwszych tego typu wynalazków - o solidnej, metalowej obudowie i kwadratowej siatce go przysłaniającej. Światło padało na przeciwną ustrojstwu ścianę, ukazując jej skalną fakturę. Długie nogi karykaturalnie poruszały się, jak gdyby obiekt sam w sobie był ślepym albo pierwszy raz posiadał tego typu buty. Szybko jednak kolejne kroki stały się precyzyjne, choć wciąż niepozbawione ciężkości, i stało się jasne, że ta istota dopiero się przebudzała.
Światło zdawało się być czymś więcej niż oświetleniem i wzrokiem – kłębić się miała prawo myśl o tym, że jest także bronią. A jeśli bronią, to zapewne skuteczną.
Anastasia wykorzystała dobry moment i ruszyła w utworzoną szczelinę wraz z grzybem w ręku, który zerwała. On nadal dawał jej światło, lecz jego zasięg nie był dalekim – do około metra jego fluorescencyjna poświata pozwalała widzieć.
Jej główny problem był taki, że w pomieszczeniu obok było wody po kolana. Od razu ustrojstwo wychwyciło dźwięk pluskającej wody, tak jakby było na nie szczególnie uczulonym. Obróciło gwałtownie łeb i rzuciło przez dziurę w ścianie ostrym światłem w nowe dla Kotki pomieszczenie, ukazując je jako jaskinie. Co jednak najciekawsze – w świetle Pani Latarnia, podłoże było wolne od jakiejkolwiek wody.
Teraz można być pewnym, że najmniejszy dźwięk zwróci jej obecność. Woda, na szczęście Anastasii, nie jest osamotniona – posiada w swojej głębi kilka pływających śmieci.
Simon & Charles
Prowizoryczny opatrunek był… prowizorycznym opatrunkiem – usztywnienia właściwie nie było, ale przynajmniej choć trochę kawałki szmaty ograniczały ruchliwość. Musi się Charles zdać na swoją drugą nogę. Ewentualnie, być może powinien się dokładnie rozejrzeć, bo przecież każda betonowa podłoga jest zbrojona, a po takim widowiskowym zapadlisku, znalezienie zbrojeniowego drutu nie powinno być szczególnie utrudnione. Rzucenie nim o solidną ścianę z dużą siłą, powtórzone kilka razy, powinno pomóc w pozbyciu się reszty żelbetonu go okalającego.
Pytanie, czy na takie pośpieszne zrobienie sobie zarówno broni jak i laski, (nie)Kapelusznik ma jeszcze czas?
Bo oto, gdy wahali się nad tym, czy iść czy może ewentualnie… iść, dopadły ich kroki. Głośne, wyraziste, nadciągające prosto na nich. I kiedy to najprawdopodobniej zamierzali się uchylić przed niewidzialnym obiektem na nich szarżującym, między nimi przebiegł, z przeciwnego kierunku, chłopiec podobny do wcześniejszego, lecz o jaśniejszym wyglądzie. Kroków już nie było, a ruch powietrza jednoznacznie sugerował, że coś pobiegło, owszem, ale w kierunku tunelu, którym na początku podążyła Anastasia.
Zaufać wzrokowi czy słuchowi i dotyku? Zazwyczaj to, co się widzi, może być oszustwem, ale czy taki zwyczaj nie jest zbyt… zwyczajny jak na standardy tego miejsca?
A jeśli jeszcze ktoś z ich dwójki wątpił w to, że miejsce nie jest nadzwyczajne – oto z podłoża wokoło nich, zaczęły wydobywać się długie, szponiaście zakończone dłonie. Podłoga powinna pękać, aby móc ukazać te zajadłe kończyny, lecz zamiast tego, z niczego. wraz z powstającymi kawałkami kończyn. pluskała lodowata krew. Czas się ewakuować, bo choć dłonie są ślepe, to jeden ruch długiego i ostrego pazura może przyczynić się do niebanalnej rany, a nawet nasilić ból akuratnie skręconej kostki. Może nawet natrafi na tętnicę?
Jeśli przyjrzeć się miejscom w którym się żądne mięsa dłonie pojawiają, to odgradzają one od tunelu, którym ruszyła Anastasia, tym samym zmuszając do ucieczki w kierunku, w którym obaj chłopcy pobiegli.
Kolejki:(dwie niezależne)
Anastasia
Simon, Charles
W razie pytań, problemów, skarg, zażaleń itp. pisać via PW!Simon Quinn - 24 Grudzień 2015, 14:31 Udało się zawiązać opatrunek bez urwania pacjentowi nogi albo skręcenia stopy o sto osiemdziesiąt stopni, piętą do przodu, co Simon uznał za zadowalający efekt, nawet, jeśli niezbyt efektywny. Otarł czoło rękawem płaszcza - zapominając, że koty się nie pocą - i zaczął zbierać dobytek właścicielki jego obecnego ciała, by spakować go na chybił trafił do kieszeni. Już otwierał usta, by zasugerować opuszczenie tego nieprzyjemnego miejsca, ale właśnie wtedy po raz kolejny objawiło się biegnące dziecko. Simon odsunął się niezdarnie z jego drogi, myśląc, że może należałoby delikwenta złapać, przełożyć przez kolano i sprać pasem, a nuż by rozjaśnił im choć trochę obraz sytuacji. Co to za dom, co to za zjawy, co tu się dzieje...
- Gdzie my jesteśmy? W podziemnym przedszkolu dla wampirków? - zdenerwował się, patrząc w ślad za dzieckiem. Dobrze widział w ciemności, miał też wyczulony słuch; aż zastrzygł kocimi uszami, gdy rozległ się następny, niepokojący dźwięk. Zanim udało się go Simonowi z czymkolwiek połączyć, ze skały pod ich stopami zaczęły wyłaniać się pazury, potem całe łapy...
- Mam złe przeczucia - powiedział niezbyt odkrywczo, cofając się spoza zasięgu jednej z łap i chlustającej z ziemi krwi w kierunku Lisiczki. - Zmywajmy się stąd, prędko.
Jeśli tego potrzebowała, pomógł jej wstać, starając się najlepiej jak mógł zachować równowagę. Przyzwyczajał się już do bycia w obcym ciele, zaczynał coraz lepiej sobie radzić z poruszaniem. Zerknął przez ramię, by zobaczyć duże zagęszczenie głodnych mięsa szponów, przy okazji dostrzegł też spoczywające na ziemi fragmenty gruzu ze sterczącymi prętami zbrojeniowymi. Krew, w niewytłumaczalny sposób wciąż wydobywająca się z ziemi, podmywała mu już buty, on jednak złapał za długi kawał pręta ze stosunkowo niewielkim ułomkiem kamienia na końcu; rzecz wyglądała niemal jak maczuga. Pojawił się jednak jak problem; ciało Kotki Białej nie było tak silne, jak jego własne, musiał się nieźle przyłożyć, by upatrzony pręt ruszyć z miejsca. Gdy mu się to już udało, wskazał w kierunku, w którym wcześniej pobiegły dwa niedorostki.
- Tędy może damy radę. Szybko!
Jeśli podczas tego przydługiego postoju nie został podrapany czy nawet poraniony, mógł się uważać za szczęśliwca, czuł jednak, że bez narzędzia do torowania drogi może się nie obejść. Gdy ruszył z miejsca, z Lisiczką u boku, jeśli potrzebowała jego wsparcia przy chodzeniu lub za nią, jeśli zdecydowała się iść przodem, ale na pewno nie przed nią, starał się wybrać najmniej zaszponioną trasę, co z upływem czasu stawało się coraz trudniejsze. Na próbę uniósł z wysiłkiem prowizoryczny młot i opuścił go z impetem na jedną ze świeżo wyrastających łap przed sobą, chcąc w ten sposób przerzedzić ich szeregi. Po paru takich ciosach, jeśli okazały się skuteczne, mogło udać im się wydostać z matni bez zostawiania na krwiożerczych pazurach kawałków mięsa z własnych nóg.Charles - 25 Grudzień 2015, 20:38 Charles przyglądał się nieprzytomnie działaniom białej Kotki, ponieważ - jak zwykle - był zajęty swoimi myślami. Gapiąc się tak długo w jeden punkt, który prędzej czy później, zgodnie z zasadami prawdopodobieństwa, powinien zostać czymś zapełniony, zapełnił się kolejnym wampirzątkiem, biegnącym na przekór wydawanym przez siebie dźwiękom. W sumie zabawne, że udało mu się wychwycić ze słuchu tak dużo. Przecież czyścił je jeszcze w zeszłym tygodniu.
- Hah, pewnie bawią się w berka, czy coś. Lepiej niech gonią za sobą, niźli mieliby ganiać za nami... - powiedział, instynktownie machając długim, puszystym ogonem z prawa na lewo. W sumie, dla nieistniejącej osoby postronnej, jakim możesz być na przykład Ty, czytelniku, zaczynało być to trochę śmieszne. Kiedy wreszcie Charles zauważy, że znajduje się w innym ciele? Czy mimo wyostrzonych zmysłów Lucy był kompletnie ślepy i głuchy? Dajmy mu odpowiednią chwilę, świat jest teatrem, aktorami ludzie, a Charles miał do odstawienia rolę komediową. Cóż, śmieszkowie w horrorach giną zaraz po czarnych, ale skoro jasnoskóry Michi przetarł szlak cmentarnej parady, wszystko się mogło zdarzyć.
A oto i akt, w którym nadciąga masakra, mrok i zagłada! Widok pazura wyrwał Charliego z marazmu, w jaki zapadł - z piskiem podciągnął nogi, chcąc jak najszybciej odsunąć się od wymachującego pazurami łapska. Nie bacząc zbytnio na kostkę wstał i zaczął powoli cofać się w kierunku tunelu, nie zamierzając specjalnie kwestionować słów Simona. Początkowo próbował iść jeszcze niejako sam, ale po kilkunastu uderzeniach bólu stwierdził że nie, nie da rady. Poczekał chwilę na Simona, aby w dogodnym momencie oprzeć się na jego ramieniu. Cały czas wymachiwał ogonem, starając utrzymać równowagę na niestałym podłożu, kiedy wokół otaczał go gąszcz wyciągniętych w ich kierunku rąk. Dopiero, gdyby jeden z pożółkłych pazurów zahaczył o niesforną kończynę, Kapelusznik mógłby zauważyć oczywisty fakt NIEBYCIA @#$^(@#@&#*$@*$&# KAPELUSZNIKIEM (autor przeprasza za utratę zimnej krwi, ale głupota Charlesa zaczęła go już po prostu dobijać)Anastasia - 26 Grudzień 2015, 19:24 Przysłoniła oczy wielką, męską łapą, odruchowo mrużąc przy tym oczy, gdy tylko snop światła w nie uderzył. Początkowo miała nadzieję, że zostanie dzięki niemu skierowana prosto do wyjścia z tego pokręconego domu, jednak z każdą chwilą, kiedy wzrok przyzwyczajał się do sytuacji, dostrzegała jak mocno się myliła. Ani trochę nie spodobała jej się napotkana istotka i szczerze wątpiła, czy zadziała na nią urokiem osobistym tego… czy człowiek, w którego ciele się znajdowała wspominał swoje imię? Mniejsza, nie miało to żadnego znaczenia.
Jak wcześniej pomyślała, tak też zrobiła i wciąż niepewnie, chciała zwiać przed dziwadłem rodem z Toy Story. Z jednej strony, część światła pochodziła z reflektora, z drugiej, co ciemniejsze miejsca delikatnie rozświetlała grzybem. Skoro otworzyło się nowe przejście, a innej alternatywy nie miała, musiała z niego skorzystać Wszak to coś, skądś przyjść musiało. I sądziła, że lepiej trzymać to od siebie z daleka – nie znała możliwości nowego ciała, nie miała pojęcia o ewentualnych mocach, ani tym bardziej nie znała stworka, który wyszedł zza ściany, choć patrząc na niego, raczej wątpiła by siłą uderzenia dłoni wybił dziurę…
- Cholela, nya! - Woda zniechęciła ją do dalszej wędrówki, ale powrót również nie wchodził w grę. Szczęście w nieszczęściu było takie, iż wciąż wykorzystywała obce ciało. Właśnie… A gdyby pozwoliła mu umrzeć? Co by się stało? Wróciłaby do swojego czy przepadła na zawsze, a to kocie pozostałoby we władaniu innej osoby?
Zbliżające się kroki nie dały jej dużo czasu do namysłu. Pluskanie wody wabiło jakby-kobietę, takie odnosiła wrażenie, więc poruszanie się w niej nie było rozsądnym pomysłem.
Tak. I takie rozwiązania dziś Anastasia preferowała!
Ruszyła w dzikim biegu przed siebie po drodze napotykając różne pływające śmieci. Ale jak tu zmylić potwora, jeśli tak czy siak zmierza w jedną stronę, a przedmiotów w inną nie ma jak rzucić. By zabawa miała jakiś sens, postanowiła ją zwolnić. Wyłowione na szybko śmieci rzucała jak najmocniej za siebie, aby spowolnić goniącą, zaś sama starała się wybierać właściwą trasę, prowadzącą do… dokądś.Aaron - 12 Styczeń 2016, 12:32 Anastasia & Elyan
Czemu Anastasia na każdym kroku podejmowała decyzję burzącą dobry zwyczaj, ukształtowany spokój i zagospodarowany porządek? A może zamiast pytać o przyczynę, należy samemu ją znaleźć? I... czy właściwie jest to rzecz, nad którą trzeba się rozwodzić?
Nie, Pani Latarnia nie jest zainteresowana pobudkami krzątającego się po jej pomieszczeniach robaka, a interesuje ją jedynie zażegnanie niechcianego lokatora.
Anastasia poczuła na sobie płomienny promień światła, którego temperatura była na tyle wysoka, że aż parzyła. Nie jak żelazko, ale też nie jak para znad gotowanej wody. Coś pomiędzy, podobnie jak pomiędzy wodą i nie-wodą się teraz znajdowała. Bo co nogami poruszyła, to przed nimi stał opór. Z kolei tu, gdzie jej cień nie sięgał, wody nie było i nie uciekała nawet w to miejsce poruszana ciecz. Dwie rzeczywistości nakładały się na siebie, tworząc trzecią, teraźniejszą. Stąd też czasem jakiś przedmiot nagle znikał z jej pola, ale częściej takowe niespodziewanie się pojawiały. Na przykład wpadła raz na niekompletne krzesło, które przyhamowało ją, zmniejszyło dystans do goniącej i w tym momencie poczuła swąd palonej tkaniny. Jak szpony krwiożerczej bestii, albo mordercze lasery, zaatakowało ją rozjuszone, intensywne światło. Ubrania, skóra i powierzchowne mięśnie zostały nacięte, zmuszając do upadku, ulegnięcia bólowi.
Urwał jej się film na dosłownie kilka sekund.
Ocknęła się w norze pełnej grzybów, słysząc chlupanie wody, jak gdyby ona sama poruszała się za pobliską, kamienną ścianą, ale w pobliżu nie było ani śladu po cieczy. To przywodziło na myśl nieunikniony atak na jej plecy i w tym samym momencie rozumiała, że rana na niej nie istnieje. Dlaczego? Powyżej znajduje się wyjaśnienie.
Dokąd się może udać? W każdym z czterech kierunków, ewentualnie w piąty, stanowiący wyrwę w suficie, przez którą tutaj wpadła, a która to była dziełem rzeczywistości pod wezwaniem światła. Pani Latarnia zbliżała się, była tam na górze.
Tymczasem przy Anastasii pojawiłą się Otome, łapiąc ją mocno, acz przyjaźnie i szepcąc:
- Tu jesteś! Chodź, coś ci pokażę!
Charles & Simon Queen
Ucieczka w korytarz, mający już przynajmniej dwóch lokatorów w postaci dzieciaków, ocaliła ich od poważniejszych obrażeń, jakie chętne zadać były szponiaste łapy. Nie obyło się jednak bez drobnych otarć na ubraniach czy obuwiu, ale to szczegół nieistotny.
Teraz przed Charlesem pozostawało dokuśtykać się do wyjścia. Chciałoby się umieścić maść na ból... kostki i ją odpowiednio podpisać, ale, niestety, nie witam was w krainie czarów. Co najwyżej w witrynach odbicia, witam was w rzeczywistości, w wyjątkowych okolicznościach.
Grzyby głównie występowały przy ścianach, oświetlające swoim światłem na zaledwie kilkumetrowy dystans. Tunel prowokował do rozdzielenia się przez daleko oddalone od siebie ściany, pomiędzy którymi gościła czerń. Może w lewo, może w prawo, może w sam środek?
W którą by się stronę nie udali, dwójka wcześniejszych dzieciaków zostałaby w końcu przez nich zauważona, stojąca przed nimi tak po prostu, zwyczajnie, patrząca na nich i wskazująca na przestrzeń za nimi. Spostrzegliby ich również podczas obrania drogi w ciemność, gdyż mieli w dłoniach świecące grzyby, którymi zdawali się zajadać.
Obróciwszy się we wskazywanym przez dzieciaków kierunku, ujrzeliby dziwny, czarny kształt, zmieniający swoje kontury i zbliżający się do nich w szybkim tempie. Kiedy już był bardzo blisko, zdawał się być jakimś pajęczo-podobnym tworem, z wyraźnie zaznaczoną, ludzką sylwetką, skupioną w jego centrum. I w tym samym czasie, wcześniej poznane przez nich łaknące mięsa szpony wystrzeliły z podłoża nieopodal pobliskich ścian, co jasno sugeruje, że najbezpieczniej czuliby się, obierając na kierunek spaceru ciemną przestrzeń pośrodku.
Ale… czy nasze kotki boja się ciemności?
Kolejka jak poprzednio.Anastasia - 12 Styczeń 2016, 14:26 Uciekała, ile tylko sił miała w nogach, a tych chyba było sporo, choć nie potrafiła w pełni wykorzystać ich potencjału i co gorsza idealnie się poruszać, niczym we własnym ciele. Ta naprawdę spora zmiana w gabarytach, została spotęgowana przez zmienne, ale naturalnie odczuwalne emocje, co wprowadziło chaos do głowy i mogło skutkować błędnie podejmowanymi decyzjami – pod wpływem emocji. Teraz dopiero doceniła, jak beztrosko było przemyśleć wszystko na chłodno.
Ale wracając.
W porównaniu ze światłem, jakie dawało goniące ją monstrum, grzybek wypadał naprawdę blado, jednak nie wypuszczała go z dłoni, wierząc, że w razie czego jeszcze się przyda. Gdy choćby Latarni odłączą prąd. Plan rzucania za siebie przedmiotami nie był najmądrzejszy, bo wcale to nie zwalniało kobiety, a jedynie informowało ją o tym, że Anastasia wciąż znajduje się przed nią. Gdyby miała obmyślony plan, mogłaby sobie wmawiać, że ciągnie ją w zasadzkę, ale takowa przecież nie istniała. Nie wiedzieć czy zawiódł ją wzrok, którego prawie nie posiadała przez brak oka i okolice drugiego potraktowane kwasem, czy inne niedogodności ciała Falimira dały się we znaki, ale zamiast ominąć lub chwycić kolejny przedmiot do rzutu, wpadła na niego i nawet nie protestując runęła w wodę. Teraz to już chyba wszystko jedno. Kroki się zbliżały, choć nie miały większego znaczenia, kiedy poczuła jak jej ciało zaczyna się nagrzewać, a skóra nagle pęka z efektem niewielkich krwistych bomb. Dokładnie mogła się przyjrzeć zawartości swojej dłoni, czując jak zbiera jej się na wymioty, które być może dały sobie upust. Tego już nie wiedziała, bo ból męczył ją do granic możliwości, wiła się, krzyczała, a po ich przekroczeniu straciła przytomność. Nie wiedziała, co działo się dalej, dopóki ponownie nie otworzyła oczu.
W dłoni wciąż uporczywie ściskała zerwanego grzybka, ale tych było w nowym miejscu znacznie więcej. Czyżby… Czyżby wciąż znajdowała się w pomieszczeniu, do którego weszła z korytarza, a po zerwaniu grzyba zwyczajnie zemdlała? Było to bardzo prawdopodobne. Sama potrafiła wymienić kilka takich gatunków z nazwy, lecz żaden opisem nie pasował do tych z pomieszczenia. Co więcej, wszelkie ślady po ranach zniknęły, jakby nigdy się to nie wydarzyło.
Ale czy dźwięki dochodzące z góry, również potwierdzały tę teorię?
- Hę? – Zapytała z inteligencją godną wielkiej kupy mięśni i braku mózgu, o co Falimira podejrzewać nie mogła, bo jednak myślała i to całkiem sprawnie! Ale nie wystraszyła się widząc, że jest to dziewczyna, która jako ostatnia z niesłychaną gracją wpadła do domu. - Ale tam jefst…! – Wstała z chłodnej ziemi, rozglądając się w poszukiwaniu innych wskazówek, może lepszej drogi wyjścia, niż chciała zaproponować Otome. - Szemu tu jestesz? Jak sze tu dostauaś? – Trochę nieodgadnione to było, bo przecież Zjawa nie uciekała razem z nią przed Latarnią. Coś się nie zgadzało lub istniała bezpieczniejsza droga. Więc może wypadało pójść za nią?
Najpierw jednak przyjrzała się bacznie każdemu z korytarzy, próbując wyczuć, czy gdzieś nie da o sobie znać ciąg powietrza, co by mogło zasygnalizować wyjście. Przemyślała, którą drogę ewentualnie sama by wybrała i jeśli nie była to ta, w którą ciągnęła ją Zjawa, zapamiętała, by później wrócić.
- Opofiec fszystko, nya, co cię spotkauo od zapadnięcia. – Poleciła podczas drogi do nieznanego celu.Simon Quinn - 13 Styczeń 2016, 17:16 Nawet brawurowa ucieczka z zaimprowizowanym młotem i Lisiczką na ramieniu nie zapewniła bezpiecznego schronienia. Simon niemal się zdziwił, że upiorne nietoperzodzieci nadal są tam, gdzie je ostatnio widział; w tym domu był to rzadki fenomen. Chociaż, technicznie rzecz biorąc, nie byli już w domu, tylko w jakichś podziemiach. Piwnicach. Lochach. Katakumbach. Jakiego słowa by nie użyć, miejsce równie paskudne, jak sytuacja Queena i udachowionego Kapelusznika.
Pojawienie się tego ni to pająka, ni to człowieka byłoby bardzo przerażające jeszcze pięć minut wcześniej. ale Simon zdołał już trochę opanować strach związany z dziejącymi się dziwnościami. Był, bądź co bądź, wyszkolony, umiał się adaptować do sytuacji, choć trzeba przyznać, że pod kątem tak niecodziennej sytuacji nikt go nie przeszkolił. Zrobił użytek ze świetnego, kociego wzroku jakim został niespodziewanie obdarzony i rozejrzał się szybko, oceniając sytuację i zamiatając długimi, białymi kłakami. Czymkolwiek było to arachnoidalne coś, wyglądało niebezpiecznie, a Simon był obolały i poobijany, nie w swoim ciele i bez swojej broni. Nie czuł się na siłach na konfrontację z nieznanym przeciwnikiem. Pozostawały trzy korytarze... Jak stał ten dom? Z której strony do niego przyszedłem? Gdzie było główne wejście? Myśl przestrzennie!
Nie miał czasu na myślenie, że w tym domu tak proste reguły zapewne nie mają żadnego znaczenia i że kierunki są tu równie względne, co wystrój wnętrz. Nie miał czasu, więc zawołał:
- W lewo!
Ruszając w stronę lewego korytarza, miał nadzieję na różne szczęśliwe zbiegi okoliczności. Najśmielszą i najbardziej nieprawdopodobną z nich była ta, że może upiorne bachory zechcą być pomocne i w jakiś sposób spowolnić pogoń. Drugą nadzieją Simona było żeby Lisiczka nie zechciała się nagle zbuntować i skręcić w inny korytarz, bo wtedy musiałby zawrócić i biec za nią, przecież samej nie zostawi... Niech ten korytarz skręci w lewo, prosił w duchu snajper, bo zdawało mu się w jego naiwności, że mniej więcej na lewo powinny być niezamieszkałe tereny i dróżki, skąd przyszedł do tego po trzykroć przeklętego domu.Charles - 2 Luty 2016, 19:55 Charles... Lucy... nie, jednak Charles był coraz bardziej przerażony otaczającymi ich wydarzeniami. Ból niemalże paraliżował jego nogę, zmieniając ją w rozchwiany kikut, na którym musiał się opierać. A te dwa wampiryczne bachory stały przed nimi, wielce rozbawione i jeszcze śmiały go wytykać palcami! Charles miał ochotę pokazać im w podzięce wulgarny gest, ale coś kazało mu odwrócić głowę. To był błąd. Kardynalny, gdyż Kapelusznik nie potrzebował więcej stymulacji neuronowej, a pająkołak(?) był istną narkotyczną ucztą dla rozszalałego paniką umysłu. Byle dalej! Byle dalej od tego czegoś! "Błagam" skomlał w duchu "będę już grzeczny i dobry i będę zawsze myć zęby i wszystko, tylko mnie stąd zabierzcie!". Po policzkach płynęły mu łzy przerażenia - może to kwestia wrażliwszej, kobiecej psychiki?
Na rozkaz Simona zareagował z opóźnieniem, ponieważ w tym całym szaleństwie musiał sobie primo przypomnieć, które to było lewo. Lewo to ta strona, w której kciuk lewej ręki jest po prawej, nie? Szybko dokuśtykał do jego niskiego, białowłosego ciała i złapał go za rękę, licząc, że przynajmniej zwiększy to jego prędkość. Żeby tylko lewa strona była tą odpowiednią...Aaron - 13 Luty 2016, 22:02 Anastasia
Wyczuła większy przeciąg z przeciwnej strony niż ta, w którą zachęcała iść Otome. Skinęła niepewnie na obawy Anastasii o "to coś", a gdy dopytywała się o jej sposób przetrwania, ta wzruszyła tylko ramionami, uśmiechnęła się i szarpnęła mocniej, aby pośpieszyła.
- Nie ma czasu!
Kilkadziesiąt metrów ścieżki, prowadzącej pomiędzy grzybami, zakończyło się nagłym zatrzymaniem Otome i jej odwróceniem. W międzyczasie można było usłyszeć zza siebie stłumiony i oddalony plusk wody. Dziewczyna zawiesiła wzrok nad ciałem mężczyzny, dysponowanym przez Kotkę. Zza pleców Otome wyłoniły się nadmiarowe kończyny, chcące mocno objąć i przylgnąć do siebie swoją ofiarę. I zaskoczony wzrok Anastasii mógł napotkać rozszerzone źrenice dziewczyny na pozbawionej emocji twarzy, której oblicze było nijakie. Uchyliła usta, chcąc coś powiedzieć, ale nie potrafiła złapać oddechu - jakby umierała, jakby przejęta przez coś.
Gdy zza jej ciała ujawnił się pysk niby-pająka, stało się zrozumiałe, że dziewczyna miała ją tutaj zwabić.
Ale dlaczego? Czy dlatego, że pająk nakazał, czy może dlatego, że w tej nierównej walce Anastasia ma większe szanse niż z Panią Latarnią?
Ale gdzie dwóch się bije, tam...
Tylko dlaczego Otome miałaby się poświęcać? Być może wcale tego nie uczyniła, pomimo iż upadła przed Kotką i zdawała się być co najmniej nieprzytomną...
Charles & Simon
Wybrali lewą stronę. Przypomnę, że wszystko to wciąż ten sam korytarz, tyle że szeroki i w tej szerokości nabierający coraz większych wymiarów. Po pojawieniu się wampirzo-nietoperzych dzieciaków, niedługo potem pojawiły się wspomniane kończyny, wyłaniające się z podłoża w poszukiwaniu swojej mięsistej ofiary. Jeden z dzieciaków próbował pchnąć Simona, stojącego akuratnie niedaleko linii ataku kończyn. Stało się teraz jasne, że dzieciaki nie będą im usłużne. Bynajmniej nie dopóki, dopóty istnieć będzie dla nich zagrożenie. Drugi próbował mu pomóc, choć nie wyglądał na zdecydowanego.
Tak jakby rozmyślał, czy nie skorzystać z sytuacji i uciec, by uratować samego siebie, a resztę zostawić... samych sobie.
Pajęcze monstrum nadciągało i nie zamierzało rezygnować z posiłku. Kto kogo skonsumuje? Kogo kończyny rozszarpią?