To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Karty Postaci - A stone lion

Anonymous - 30 Grudzień 2015, 20:42
Temat postu: A stone lion
    Imię: Priel, znaleziony w książce przez matkę, która to nie miała pomysłu jak nazwać swojego pierworodnego. Ponoć znaczy Owoc Boży ale nie wiem, którego to Boga jestem owocem.
    Nazwisko: Schütze, po ojcu i jego ojcu.
    Pseudonim: Niektórzy nazywają mnie Lwem, niektórzy śmieją się, że podobny jestem do Sfinksa, choć kobietą nie jestem i skrzydeł nie posiadam... a szkoda.
    Wiek: W rzeczywistości niedawno skończyłem 40, wyglądam natomiast na 21. Około, to już kwesta sporna.
    Rasa: Cieniem jestem twoim.
    Ranga: Dręczycielem ktoś nie ładnie mnie nazwał.
    Miejsce zamieszkania: Kraina Luster acz podróżuje często.


Moce:
Niektórzy komplementowali mój głos, mówiąc, że śpiewać mógłbym się nauczyć inni wręcz przeciwnie. Odpychający dla nich byłem mogąc zahipnotyzować kogoś nim. Ludzie ci tracili kontakt z rzeczywistością, choć krótki to tak przerażający niektórych. Oczywiście moje wyjaśnienia, że nie mogę tych pogrążonych niczym we śnie "kukieł" nic zrobić poważniejszego nic dawały. Ponadto wyłączyć mogę każdy choć tylko jeden naraz zmysł u stworzeń humanoidalnych. Na pięknych Szklanych Ludzi działa to z tego co zauważyłem krócej, zaś na marionetki w ogóle.
+ rangowa klątwa. Kto by pomyślał, że raniąc siebie bądź oprawca atakujący mnie, sam z ranami skończy, które mi zada.

Umiejętności:
Szyję, nawet bardzo dobrze wam powiem! Tak dobrze, że krawcem zostałem. Szyję na miarę i na miarę przedmiotów a nie tylko nogawki skracam głupiutkim ludziom i operować biczem potrafię co by móc ich smagnąć dla obrony własnej, oczywiście. Ojciec mnie nauczył.
+zaklęcie pocałunek - za sprawą muśnięcia ustami poranionego miejsca to natychmiastowo się zasklepia. Oczywiście mam na myśli zwykłe draśnięcia, poparzenia lekkie czy delikatne odmrożenia.

    Charakter:
    Lubię słuchać innych. Lubię wiedzieć czym pieczywo brane przez nich do ust jest udekorowane. Jak się czuli lubię wiedzieć, kiedy je gryźli. Lubię widzieć ich miny, kiedy opowiadają o rzeczach wzniosłych i tych nie oderwanych od ziemi. Może jestem wścibski? Na tyle wścibski, że nie tylko chcę wiedzieć wszystko o życiu innych ale widzieć ich twarze mówiące o tym, jeść ich blask w oczach o przeszłości i przyszłości. Może jestem troszkę władczy? Trochę zazdrosny i chciwy, ale nie wydaje mi się bym te cechy były tak namacalne. Jestem po prostu opiekuńczy. Chyba lubię czuć się potrzebny. W różanej obroży, na delikatnej smyczy obrośniętej truskawkami.
    Nie lubię jednak mówić. Prowadzi to do zbyt dużych niedopowiedzeń i choć są one piękne w swym braku wiedzy a pełne w uczuciu, są irytujące dość kiedy to nie uczucia chcesz jeść a informacje, proste dane. Jest to dosyć uciążliwe.
    Wydaje mi się, że jestem dosyć ugodowy, spokojny. Nie należę do osób rozbrykanych jak dzieci, mówiących tyle co one i ruszających się. Cenie spokój i ciszę acz miło popatrzeć na takie dzieci. Jestem w końcu tylko krawcem, który ogląda przy pracy owady zapylające roślinność. Mieszam poranną herbatę tą samą drogą co przebywają wskazówki zegara i tą samą drogą spaceruje co dzień. Czyżbym się zestarzał, że jedynie widok szybkości mnie cieszy a nie zaś nęci mego serca tak jak innych, którzy już biegną ku uciesze? Choć nie myślcie, że nie umiem się śmiać, śmiech mam akurat zbyt porywczy jak na swój gust, zbyt głośny i dziki, acz czy to już nie wypada, powiedźcie wy mi bo sam już nie wiem.

    Wygląd zewnętrzny:
    Twierdzą, że z gracją lwa się poruszam, a krok mój i palcami dotknięcia przypominają łapy mocarne co terytorium cudze grabie i swoje podkreśla. Wzrok mój nad głowami innych wpatrzony i dalej i wyżej, acz nieruchomo jakby do skoku się przygotowywały, jakby w gęstwinie cienia czekały, acz minuty lecą, godziny i dni, i pękają źrenice i topią się pod naporem jagodowego nadzienia, co bez barwą przypomina. Spojrzenie przestaje być nieruchome, nie dryfuje w pustce a w morzu, w łzach własnych i na zmartwieniach dratwie się kołyszę, niczym rozbitek żałosny co wiruje w wirze i tańczy na wietrze, kiedy woda nieruchomo stoi a kiedy gwałtowne wiatry Boreasza lgną i burzy się morze i ze wściekłością płynie popychane przez starca i skręca się i szamocze w spazmach wyglądem przypominając loki młodzieńca o smutnych oczach. Wściekłe, blade fale z mleczną pianą będące jedynie bujnym dowcipem lwiej grzywy. Choć bujna i gęsta i mieni się odcieniami wieloma to nie złoto iskrzące się w słońca blasku to nie korona co do kolan sięga, to w mysim odcieniu krnąbrne loki, które chichoczą do uszu złośliwie. Czyżby ze względu na karykaturę króla, którego palce długie i kościste z nieobciętymi paznokciami powinny przypominać łapy z pazurami ostrymi i rozchylonym pyskiem a nie ustami sinymi, zaciśniętymi lub uśmiechającymi się złośliwie jak hiena. Acz kły nie stępione jak paznokcie, które ciągle brudne są od mięsa lub owoców słodkich.
    Dostojeństwa mi ponoć nie brak w ruchach i gestach i w ciele szczupłym i w twarzy pełnej, symetrycznej i jej rysach ostrych aczkolwiek brwiach jasnych, ledwie widocznych. Nie brak mi bladości księżyca i pocałunków słońca na szyi i łopatkach, wystających, jakby miejscach po wyrwanych skrzydłach. Czyżby sfinksa przypominałbym bardziej niżeli lwa dzikiego?
    Z powagą głowę unoszę i jabłko Adama ukazuję innym, które zalęgło mi kiedy zjadał owoc z drzewa pierwszy człowiek. Łypię z pogardą na maluczkich, choć wysoki tak bardzo nie jestem a przeciętnego wzrostu i wagi średniej. Choć anatomii uczniowie mogliby się na mnie uczyć i liczyć kręgi i wypukłe kości rysować, które zakryte są pod ciemnymi materiałami i wymyślnymi wzorami marynarek. Ale czy to oni twierdzą, czy ktokolwiek szepcze do uszu cudzych czy to tylko ja, przed lustrem się widzący.

    Historia:
    Miało to miejsce w sadzie, pod drzewem, którego nazwy nie potrafiłem spamiętać jak i owoców jego i ich nazwy. Umykały mi ilekroć gdy nie miałem ich koło nóg lub w dłoniach, dziecięcych, które jakby po samym dotyku wiedziały, że to je jadłem co roku, nie z radości a z przymusu, jak i nie z własnego pragnienia przebywania koło niego, leżałem pod nim pogrążony w wyśnionych wizjach lub z lubością oddawałem się lekturze, co jakiś czas odrywając nos od drukowanych liter i w stronę rodziny go obracając. Była tam i ona, które imię zatarło mi się w pamięci i zgubiło wśród innych imion. Miałem wtedy włosy do ramion, kiedy jej długie, czarne sięgały poniżej łopatek. W wietrze wyglądały jak skrzydła, a jej oczy puste tylko ją uwznioślały do anioła, który upadał ilekroć jadła wraz ze mną malin.
    Byliśmy młodzi. Ale na tyle dojrzali, że na drzewa już się nie wspinaliśmy w obawie o pobrudzenie swoich ubrań. Rodzice byliby źli. Patrzyliśmy jedynie na gałęzie, które chroniły nas przed bezlitosnym słońcem i były półką na ptaki nam śpiewające. Śpiewała razem z nimi sądząc, że usnąłem. Była niezmiernie delikatna i z wdziękiem wgryzała się w owoce, których sok tryskał na trawę i jej białe kolana. Jadła łapczywie, niczym zwierzę choć jej twarz była pełna elegancji. Była sępem, kiedy ja hieną.
    To było tak dawno. Czas gryzł moją pamięć tak jak ja gryzłem jabłka w jej rodzinnej posiadłości. To był nasz ogród. Nasz raj.
    Byliśmy młodzi. Dopiero co wkraczaliśmy w dorosłość. Magiczny wiek, w którym to kształtuje się nasza tożsamość, kiedy to dostrzegamy wszelką robaczywość świata nas otaczającego. Widzieliśmy ją. Była wręcz namacalna, kurczyła się i prostowała otulona karminową skórką. Była jak my, kiedy to pod osłoną nocy całowałem jej białe kostki. Byliśmy jednością. Tą samą starą duszą uwięzioną w dziecięcym ciele. Byliśmy tacy głupi w swej powadze, w swym pięknie. Wszystko to z perspektywy lat staje się niczym przejrzały owoc, zbyt słodki.
    Owoce spadały, kiedy tonęliśmy w sobie. Nie był to jednak słodki nektar kwiatu ani woda, w której te byłyby zanurzone. Nie był to nawet miód, płynne złoto, był to kokon. Sztywny i stęchły z nęcącym zapachem przyszłości, który dał nam jedynie posmak goryczy. Skończył się nasz raj i choć niektóre drzewa jeszcze kwitły my nie byliśmy przy nich aby je podziwiać. Żegnaliśmy się w milczeniu, w zgliszczach naszego nieba, bez oczu patrzących na siebie nawzajem z dziecięcą słodyczą tak jak patrzyliśmy na siebie kiedy przybyłem kilka tygodni temu. Byliśmy wtedy połówkami tego samego owocu i zabawne było to, że nie tylko nasze ciała nie posiadają cienia. Rodzice nie musieli nas ponaglać, oboje odeszliśmy równie szybko.
    Umarła ponoć. Nie napisali. Powiadomiła mnie matka. Twoja kuzynka ... nie żyje. Tylko jak się nazywała. Czyżby trauma po jej śmierci była tak wielka, że sam wymazałem jej imię? Imię mojej pierwszej miłości? Dużo czytałem pamiętam, ale nie więcej niż zwykle. Niebo było takie jakie zawsze pasowało w szkarłatnej Otchłani. Nic się nie zmieniło. Jej śmierć nic nie zmieniła. Tylko matka wyglądała na smutniejszą. Kobiety… Piękne stworzenia o jeszcze piękniejszych snach. Mógłbym patrzeć na te ich rozchylone wargi godzinami. Na ten nieład włosów, układający się w nimb, na chude nadgarstki, które łakomo ściskają poduszkę. Piękne stworzenia o jeszcze piękniejszych snach. Jedne chciwością obrośniętą, jedne w głodzie nienasyconym ale wszystkie o tym samym. Pustka je boli. Łzy wsiąknięte w poduszkę. Połykane serca. Ciekawe jak smakuje.

Aaron - 30 Grudzień 2015, 22:38

Moce:
Co do hipnozy, to rozumiem, że to tylko hipnoza śpiewem jest, tak? Jeśli tak, to okej. A ograniczenie następujące: 3 posty trwania, 2 posty przerwy.

Cytat:
Ponadto wyłączyć mogę każdy

Co to znaczy: wyłączyć?


Moce i Umiejętności:
Prosiłbym o rozdzielenie mocy i umiejętności od siebie zdaniami oraz enterami. Bo zlewają się za bardzo ze sobą ich opisy.


Wygląd:
Cytat:
dratwie się kołyszę

tratwie?

Cytat:
Wściekłe, blade fale z mleczną pianą będące jedynie bujnym dowcipem lwiej grzywy.

Chyba brakuje tu przecinka jakiegoś?

Cytat:
Choć bujna i gęsta i mieni się odcieniami wieloma to nie złoto iskrzące się w słońca blasku to nie korona co do kolan sięga, to w mysim odcieniu krnąbrne loki, które chichoczą do uszu złośliwie.

A tu wielu przecinków!

Napisz jakieś 2-3 zdania o garderobie postaci - w co zwykła się ubierać.


Historia:
Właściwie nie można mieć do niej zastrzeżeń, ale... postać żyje 40 lat i w sumie wiem o niej tyle, że jego kuzynka często z nim przebywała, lecz pewnego dnia umarła. I nic więcej - naprawdę nie masz nic ponadto do przekazania o swojej postaci?

Ponadto napisz coś o nauczeniu się tego zaklęcia w historii - jest to wymagane przy jego posiadaniu - można się uczyć od jakieś wymyślonej postaci, bądź samemu się go nauczyć, choć polecam opcję pierwszą.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group