Karty Postaci - Opowieść z życia lisa polarnego
Lisek - 4 Marzec 2016, 18:14 Temat postu: Opowieść z życia lisa polarnego Kolejny deszczowy dzień. W taką pogodę Arystokratka nie miała ochoty na nic. Nie mogła wyjść na zewnątrz gdzie pospacerowałaby po ogrodzie, czy też do miasta, gdzie poznałaby nowych ludzi. Do wieczora jeszcze znosiła takie warunki, ponieważ mogła powłóczyć się po pałacu i porozmawiać ze służbą, ale co mogła robić wieczorem? Na szczęście przygotowała się kilka dni temu na taką sytuację i wzięła z biblioteki kilka książek, które zaniosła do swojego pokoju. Ładny, staromodny wystrój wnętrza, duże okna, przez które ma widok na cały ogród oraz drewniany stół na środku, który ozdabiał jej pokój jeszcze zanim się wprowadziła do Różanego Pałacu. Przechodząc przez pokój wzięła jedną z jej ulubionych książek z komody i usiadła wygodnie w dużym fotelu. Otworzyła na zakładce, którą sama zrobiła gdy była mała i zaczęła czytać. Czynność tę tylko czasami przerywała na zerknięcie na drzwi, przez które przeszedłby Arcyksiążę. Ostatnimi czasy nie rozmawiali za często, on jest zajęty sprawami Krainy Luster oraz zarządzaniem Arcyksięstwem, Arcyksiążęcą Koleją Lustrzaną i Kompanią, która była najnowszym z projektów. Przez który trzy miesiące temu wyjechał sprawdzić czy budowa floty oraz portów Arcyksiążęcej Kompanii Szkarłatnej Otchłani idzie zgodnie z planem. Już tyle razy Ro chciała opowiedzieć mu co się wydarzyło pod jego nieobecność, lecz on bezczelnie nie zjawiał się w Różanym Pałacu, zajęty piratami w Otchłani. Rozglądając się w pewnym momencie po pokoju usłyszała dźwięk otwieranych drzwi. Szybko spojrzała się na postać wchodzącą do pokoju i się uśmiechnęła.
- Witaj w domu! - uśmiech nie schodził jej z twarzy, radośnie podeszła do niego i przytuliła na powitanie. Gdy zobaczyła go w drzwiach przypomniała sobie ich pierwsze spotkanie. Mimo tego że było ono kilkaset lat temu, cały czas je dobrze pamięta. W końcu to dzięki niemu mieli następne okazje do widzenia się. Ta mała, ciekawska istotka wtedy nawet nie wiedziała kim ten białowłosy mężczyzna może być, a dziś zna go lepiej niż ktokolwiek inny. Gdy zaprosił ją na następne spotkanie była bardzo szczęśliwa. Chodziła do niego co parę tygodni na herbatę i rozmawiali wtedy ze sobą o wszystkim. Często również widywali się na balach, a pierwszy raz zatańczył z nią gdy miała 18 lat. Od tego momentu coraz częściej u niego przebywała i coraz bardziej się przyzwyczajała do Różanego Pałacu. Trzy lata później oświadczył się jej, a zabawne było w tym to, że Arcyksiążę zgubił gdzieś pierścionek zaręczynowy. Na szczęście później wszystko szło bez większych komplikacji. Oczywiście były jakieś szczegóły dotyczące poznania prawdziwej natury Arcyksięcia. Na przykład jego zamiłowania do lisich uszu, które czasami kazał nakładać służbie, czy też prawdy o tym co się działo z jego kochankami. Chociaż wiadomo, że o niektórych rzeczach dowiaduje się dopiero po ślubie.
- Witaj kochanie. Nawet nie wiesz jak się za Tobą stęskniłem. - Arcyksiążę jeszcze ubrany w ciemnozielony płaszcz podróżny i szary kapelusz z piórkiem - co świadczyło, że zjawił się u Rozaliny niezwłocznie po przybyciu do pałacu - odwzajemnił uścisk i spojrzał na komodę, gdzie było pełno książek . - Mam nadzieję, że się nie nudziłaś za bardzo. - Lekko się uśmiechnął i zdjął jedną ręką nakrycie głowy.
- Ja też tęskniłam za Tobą. - Puściła Arcyksięcia i podążyła za jego wzrokiem. - A wiesz, ze właśnie ostatnimi czasy jakoś nie było okazji na spożytkowanie energii. -Pomyśleć, że gdy przybyła do pałacu to wszędzie było jej pełno. Chciała zwiedzić wtedy wszystkie kąty i zakamarki tego budynku. Po 200 latach mieszkania tam znała każdy szczegół, każdy sekret i każde tajne przejście. Nie można było jej zatrzymać kiedy już chciała zwiedzić kolejne pomieszczenie. Lecz gdy zaznajomiła się już ze wszystkim jak również i ze wszystkimi, ponieważ zawsze gdy przybyła jakaś nowo zatrudniona osoba to Ro chciała ją poznać, to znudziły jej się wędrówki po pałacu. Gdy więc Arcyksiążę powiedział, że będzie przebudowa pałacu bardzo się ucieszyła. Miała ona trwać dwa miesiące więc jej mąż namawiał ją by wyjechała do rodziny na ten czas. Rozalina wiedząc, że potrzebuje spędzić trochę czasu z rodziną zgodziła się na tę propozycję. Wyjeżdżając nie była pewna jak te spotkanie się potoczy. Na szczęście te dwa miesiące minęły jej bardzo przyjemnie. Jej matka bardzo się ucieszyła na wieść, ze Ro przyjechała, nawet często wychodziły na spacer i opowiadały co się dzieje w ich życiu. Natomiast z ojcem widziała się tylko pierwszego dnia gdy przyjechała, ponieważ potem wyjechał w sprawach służbowych. Mimo tego i tak uważała, że ten wyjazd był udany. Ro miała bardzo dobrą relację z rodzicami, chociaż nie za często się z nimi widywała. Zawsze byli zapracowani, lecz Arcyksiężna nigdy nie narzekała na to. I chociaż spotkanie z nimi uważała za pomyślne to i tak nie mogła się doczekać powrotu. Jak to mówią wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej, a dla niej domem był Różany Pałac, w którym spędziła większość swojego życia. Gdy wróciła nie mogła nacieszyć swoich oczu. Pałac po przebudowie był przepiękny a najbardziej spodobała jej się biblioteka. Miała w sobie coś znajomego, lecz Ro nie mogła dokładnie sobie przypomnieć gdzie wcześniej widziała tak wielką, gotycką budowlę. Gdy powiedziała o tym Arcyksięciu ten się roześmiał i wspomniał jej o pewnym baśniopisarzu, którego kiedyś spotkała. To ożywiło jej wspomnienie, które chciała zapomnieć. Tuż po wprowadzeniu się do tego pałacu, zatrudniony został nowy artysta, który miał pomalować jej pokój. Jak to zwykle bywa z Rozaliną zaufała mu tak bardzo, że nie chowała swoich rzeczy tylko zostawiała je na półkach. Pewnego razu położyła zegarek, który dostała od Arcyksięcia, na jedną z szafek i wyszła pospacerować po ogrodzie. Gdy wróciła nie było już ani baśniopisarza, ani jego rzeczy, ani zegarka. Była na siebie jeszcze przez długi czas zła, mimo tego że po kilku dniach znaleziono go. Na początku nie chciał się przyznać co zrobił z cenną pamiątką, lecz dzięki umiejętności “perswazji” jej męża(czyt. tortur w lochu) dowiedziano się, że sprzedał go na czarnym rynku. Wkrótce zegarek do niej powrócił, lecz niemiłe wspomnienia zostały. Pomyśleć, ze Arcyksiążę był tak okrutny, ze kazał wybudować bibliotekę przypominającą obraz tego artysty. Wracając do rozmowy, przez chwilką się zastanowiła co dokładnie działo się przez ostatnie trzy miesiące - Chociaż nie mogę powiedzieć, że nie zrobiłam pod twoją nieobecność niczego pożytecznego. - Uśmiechnęła się jeszcze bardziej i pomogła zdjąć mu jego płaszcz.
- Na to liczę, w końcu Arcyksiężnej- jak i mnie zresztą - nie wolno zbyt często zadowalać się bezczynnością i lenistwem. Choć czasem nie zaszkodzi. Napijemy się herbaty i opowiesz mi jakie Cię pochłaniały zajęcia pod moją nieobecność. - Usiadł na kanapę i przyjrzał się książkom, które miał przed sobą.
- Oczywiście. - Zawołała służbę i kazała im zrobić dwie herbaty - Mam wiele do opowiedzenia. - Usiadła obok Arcyksięcia i zastanowiła się przez chwilę od czego zacząć. W końcu zrozumiała, ze najlepiej będzie jak powie od początku. - Gdy ostatnio wyjechałeś zaczęłam czuć, że czegoś mi brakuje. Dłuższy czas zastanawiałam się co to mogło być, lecz nic nie przychodziło mi do głowy. Przecież mam kochającego męża, córkę, służbę, dom i wiele innych rzeczy. Nie powinnam się o nic martwić, ale uświadomiłam sobie, że źle myślałam przez ten cały czas. Siedząc w tym wielkim pałacu zrozumiałam to. Jako żona Arcyksięcia nie powinnam mieć czasu na nic nie robienie całymi dniami. Postanowiłam więc, ze zacznę działać w kierunku polepszenia sytuacji KL. Wcześniej nie widziałam jak wiele rzeczy jest jeszcze w złym stanie. - W tym momencie przestała na chwilę mówić i westchnęła. - Lecz teraz wiem, że można jeszcze wiele zrobić by poprawić tę sytuację. Cztery miesiące temu wychodząc z pałacu, pomyślałam, że zrobię sobie dziś dłuższy spacer do miasta. Wsiadłam w kolej i jadąc nią pomyślałam, że tym razem nie będę tu tylko z powodu własnych spraw. Po tej myśli zaczęłam zauważać rzeczy, które kiedyś mi umykały. Wysiadając zauważyłam małą żebrzącą dziewczynkę, obok niej była matka z synem bez nóg, a dalej bezdomnego mężczyznę. Te istoty, mimo że wychodzą ze swoimi problemami do innych to są oni jakby ukryci. Nikt nie zwraca na nich uwagi, są odtrącani i często również nie akceptowani. Nie mogłam tego zrozumieć, jak to możliwe, że tego się nie zauważa? Dzięki temu doświadczeniu zrozumiałam, ze zbyt długi czas spędziłam na bezczynności. Przez kolejne dni zastanawiałam się co można zrobić i wpadłam na pewien pomysł. Co myślisz o tym by założyć coś w stylu Domu Pomocy?
- Uważam, że to byłby bardzo dobry pomysł - Spojrzał się na swoją żonę szczęśliwy. - Cieszę się, że chcesz to zrobić, ostatnio również nad tym myślałem. Mogę Ci do tego udzielić dworce jeżeli chcesz. Mogłoby to być miejscem gdzie każdy mógłby przyjść i dostać odpowiednią pomoc. Zresztą chyba nawet coś takiego obiecaliśmy pewnej wybuchowej anarchistce. - Uśmiechnął się i wziął jedną z książek do ręki - To dlatego dokładnie uczysz się o wszystkich istotach, które można napotkać?
- Oczywiście! Jeżeli mam komuś pomóc, to powinnam przynajmniej trochę znać jego historię i to kim jest. - Pokazała na książkę, którą trzymał Arcyksiążę - Nie uczę się tylko z niej oczywiście, gdy wychodzę na miasto spotykać się z różnymi istotami, tam również poznaję historię, jakiej w tych księgach nie poznam. A nawet nauczyłam się pewnego zaklęcia! - Cała się rozpromieniała, a w oczach widać było nawet iskierki radości.
- Bardzo mnie to cieszy. - Widząc jej wyraz twarzy uszczęśliwił się. Dawno nie widział by opowiadała o czymś z taką pasją. - Jakiego zaklęcia to się nauczyłaś?
- Gdy pomogłam pewnemu Dachowcowi, w zamian zaproponował mi, ze czegoś mnie nauczy. Powiedział, że kiedyś był kotem Czarnoksiężnika i zna parę rzeczy. Długo się zastanawiałam co mogłoby mi pomóc i w końcu zdecydowałam się na coś, co przyda mi się w samoobronie. Wiem, że jako żona Arcyksięcia powinnam na siebie uważać, ale też nie mogę wszędzie chodzić z rynsztunkiem. Pomyślałam więc, że zaklęcie zmieniające kształt broni w małe przedmioty byłoby bardzo przydatne. Mogłabym zamiast szpady założyć na siebie po prostu bransoletkę lub naszyjnik. Dzięki temu nie będę sprawiać złego pierwszego wrażenia, będzie mi wygodniej a co najważniejsze będę miała przy sobie coś, czym będę mogła się obronić w nagłych wypadkach. - Gdy skończyła mówić wstała z kanapy by rozprostować trochę nogi.
- Jestem z Ciebie dumny Najdroższa, powinienem się zastanowić, czy długie wyjazdy nie służą twojej kreatywności równie dobrze co bale, czy nowe suknie. Spisałaś się jednak tak doskonale, że z przyjemnością pokaże Ci przygotowaną dla Ciebie niespodziankę. Zechcesz przejść się ze mną po ogrodzie, nie zważając na deszcz?
- Jeżeli to ty mi będziesz towarzyszyć, to z wielką chęcią się przejdę nie zważając na pogodę.
|
|
|