To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Archiwum X - Duża księga, z opisaną piero połową kartek...

Anonymous - 4 Kwiecień 2016, 21:47
Temat postu: Duża księga, z opisaną piero połową kartek...
Z racji na duży nacisk, na aspekt wiekowy postaci w Karcie Postaci, starałem się pisać w każdym rozdziale od 600 słów w górę, aby wszystko uzasadnić i nie pozostawić bez wyjaśnienia. Piszę to jednak dość chaotycznie, aby móc już zacząć fabułę postacią, a historia przedstawiona niżej będzie przez następne parę tygodni dopracowywana.




Chyba każda historia, musi mieć jakieś konkretne rozpoczęcie, a szczególnie, jeżeli chodzi o historię takiego chłopaka... Zaraz, a może starca?

Przedstawiciele cieni dzielą się na tych, którzy uważają, że urodzili się w zwykły sposób i spędzili normalne dzieciństwo. Drugą grupą są Ci, którzy nie pamiętają jak powstali, no właśnie, powstali, bo takie określenie pasowałoby idealnie do tego Pana, który zwie się Ardenn de Castinne.
Ile, z czasów powstania pamięta ktoś, kto brał udział w bitwach liczonych na pierwszej setce świata? To niespisane legendy, zapomniane przygody, które przeżył i nie pozostawiły w jego głowie nic, poza mylącym wrażeniem, czy aby na pewno żyje tak długo. Stargane myśli, że ma słabą pamięć, albo tylko złudne przeczucia, że takie coś miało miejsce właśnie z jego udziałem, jeszcze to nazwisko... Zdawałoby się, czysta paranoja.
To jedna z naprawdę niewielu rzeczy, które zdarzyły się z "początku", a pamięta ich ideę i umowny sens. Wiedział, że powstał już tak rozwinięty fizycznie jakim jest teraz, a na dodatek nosił także nazwisko de Castinne. Nie była to amnezja, po tym, co działo się podczas jego żywota zapewne ktoś by go skojarzył, pamiętał, a Ardenn stał się całkowicie nową postacią na kartach historii. Paręset lat mierzył się z poznaniem prawdy, odnalezieniem czegokolwiek związanego z jego nazwiskiem, bądź samą jego osobą, co tak naprawdę się stało, że powstał.
Nie potrafi nawet przypomnieć sobie tego, w jaki sposób zaaplikował się do życia, do społeczeństwa, jakim sposobem opanował walkę na tyle, żeby brać udział w wielkich bitwach i wychodzić z nich żywym. Życie ze świadomością, że coś się niegdyś działo, a nie mamy pojęcia, jak to mogło wyglądać, ani co to było jest swego rodzaju katorgą dla psychiki, szczerze mówiąc, ogromną.
To, jak bardzo chaotycznie wygląda taka sytuacja, mogłoby świadczyć o tym, że mamy do czynienia z niestabilnym psychicznie facetem, jednak tutaj mowa o pewnym siebie, spokojnym i pełnym wyrafinowania Cieniu, który potrafi opanować się w każdej sytuacji. Nie licząc problemów z pamięcią, nie ma on żadnych problemów na podłożu psychicznym, głównie z racji tego, że na większość rzeczy już przez swoje życie wyuczył się mało reagować.

Samych początków nie pamięta, ma tylko świadomość, że owe miały miejsce. Pamięć z bardzo odległych czasów jest u niego dość losowa, wielu nie pamięta, niektóre przez mgłę, jedno, czy też dwa wspomnienia z tamtego okresu pamięta dość dobrze. Jednym ze wspomnień, które pamięta bardzo dobrze były czasy, w których poznał swojego pierwszego nauczyciela i mentora, który to wprowadził go w życie zarówno jego rasy, jak i życie wojownika, którym chciał i musiał pozostać, aby przetrwać.
Nie pamięta jak wyglądał jego mentor, barwy głosu, a nawet imienia, pamięta jednak ogólne nauki i to w jaki sposób mu je wtłaczał. Zdawało mu się, że był dość młody, niczym sam Ardenn, lecz był osobnikiem, który od dłuższego czasu żył w pełnej świadomości, dlatego też nie czuł się jak ktoś "nowy" niczym sam As. Ardenn od zawsze miał w nawyku maniery, podejście do etykiety i eleganckie zachowanie, do teraz czuje, że tak po prostu nakazuje mu jego natura, sam fakt jego bytu. Od pierwszego mistrza dowiedział się głównie o tym, na jakiej zasadzie odżywiają się cienie, bo jak wiadomo, nie robią tego jak inne rasy. Ardenn przez dość długi czas, błądził wycieńczony, instynktownie szukając pożywienia, którego wiedział, że mu brakuje, jednak bez skutku, dopóki nie znalazł go jego mentor. Trwało to trochę ponad sto lat, mniej więcej taki okres spędził razem ze swoim mistrzem, który stał się w pewnym okresie już jego przyjacielem, kompanem, z którym podróżowali, poznając Krainę Luster. Zwiedzili podczas tego mnóstwo krain, te obrazy akurat pamięta dość dobrze, śmieszy się zawsze ogromnymi zmianami, jakie zaszły na przestrzeni tylu lat.

Chociaż, że to jedno z tych wspomnień, które pamięta dobrze, to nadal nie jest to zbyt dużo. Pamięta bardziej ogólniki, niż jakiekolwiek konkrety, ale czego można się spodziewać, po takim upływie lat? Szczególnie, że są to tak naprawdę mało ważne fakty, albowiem nie był to ostatni mistrz i mentor Ardenna, nie ostatni kompan i na pewno nie ostatnie duże doświadczenie.
Los tego jegomościa był mniej, lub bardziej splatany z o wiele większymi rzeczami, to co wydarzy się później będzie owiane coraz mniejszą zagadką, poprzez pamięć, która się utrzymuje. Czym sobie zasłużył na takie wyniosłe pseudonimy jak "Krwawy Paladyn", "Kochanek Śmierci", czy też najbardziej do niego pasujący i najbardziej przez niego wielbiony "As Karo"? Na wszystko sobie dobrze zasłużył, czasem aż zanadto.



To właśnie w tych czasach, zaczęto go zwać Krwawym Paladynem. Było to paręset lat po wyruszeniu w oddzielne strony ze swoim mentorem. Era "Wielkich Wojen" kiedy to najznamienitsze rody, przy pomocy swoich wielkich armii dopiero rozpoczynały walkę o miejsce, na którym są aktualnie, bądź jego braku. Nie sięga on pamięcią, po której konkretnie stronie walczył, nie miało to jednak dla niego większego znaczenia. Z tamtego okresu, w pamięci miał głównie obrazy, te jednak bardzo wyraziste. W większości były to pobojowiska bo zaciekłych bitwach, istne skupiska trupów, czasem jednak były to widoki z jego wizyt na dworach królewskich, zwyczaj w zbroi rycerskiej, którą posiada do teraz.
Jego już wtedy doskonałe, wyszkolenie w walce przy pomocy broni białej dawało się we znaki. Nie pamięta, czy z każdej bitwy wychodził całkowicie cało, jednak niezbitym faktem jest, że do teraz udało mu się przeżyć. Brał udział w wielu bitwach, w wielu krainach, na stałym lądzie, a czasem nawet na morzu. Gdyby dało się to wszystko spamiętać, zapewne jak inni, którzy żyją tyle co on, byliby czymś w rodzaju chodzącej historii.
Tamten okres był bardzo męczący, ciągłe prowadzenie wojen o terytorium i wpływy prowadziły do wielu nieszczęść i ogromnych strat w wojskach, jak i cywilach. Ardenna zwykle to nie obchodziło, bo robił to, co nakazał mu jego władca. Cholernie dobry i zawzięty wojownik, w zbroi zmieniającej swój kolor na czysto czerwony po całej bitwie, odbierający życie z taką gracją, jakby niemal tańczył. Takimi określeniami niektórzy rzucą mu jeszcze teraz, łącząc to potem w jedno, właśnie to Krwawego Paladyna. Cóż, nie miał nic przeciwko tej nazwie, podobała mu się, jednak brzmiała według niego dość ironicznie, bo jakby się zastanowić, co ma wspólnego cień z paladynem?
Nieustanne niebezpieczeństwo i gotowość do walki przystosowały Ardenna do największych i najgorszych bojów. Każdy kolejny przeciwnik był dla niego sporą lekcją, każdy ruch, każdy blok uważał za spore doświadczenie, te uczucia pamięta, jakoby czuł się tak jeszcze dzisiaj, to jest jedno z tych, których zapomnieć po prostu nie można.

Cała ta, można powiedzieć Era, trwała kilkaset lat w ciągłych wojnach, które już pod jej koniec stawały się dość monotonne dla wszystkich, nawet samych władców. Końcówka Wojen, co prawda cały czas miała w powietrzu ten niepokój, niezdecydowanie i zagrożenie, nie było jednak tak niebezpiecznie jak dotychczas. Zakładanie i rozwijanie miast nie było już tak bezcelowe, a wojska nie prowadziły już wielkich wypraw po ziemie wroga. Ci władcy, którzy myśleli racjonalnie zaprzestali działań typowo ofensywnych, skupiając się już najbardziej na obronie tego, co udało im się wywalczyć. W tym właśnie czasie zawód najemnika był chyba w największej to świetności. Mnóstwo wojowników, widząc, że wojny dobiegają końca, odeszli od swoich królestw w celu spokojnego zasiedlenia się, bądź zdobywania brudnych pieniędzy z najemnej walki dla tych, co pieniądzem rzucali.
Dla wręcz pedantycznie honorowego rycerza, nie było mowy o paraniu się takim nikczemnym zawodem jak bycie najemnikiem, określał to czymś na rodzaj kurwy, tylko dla walczącego chłopa. Warto wspomnieć, że tamte czasy pamięta już o wiele lepiej, wtedy to już prowadzone były różne księgi, w których opisywano tamte czasy, bitwy i inne wydarzenia, często sam notował sobie mnóstwo rzeczy, jakby przewidział przyszłe problemy z pamięcią.

Pod już sam koniec wszelakich wojen, kiedy to tym razem sami władcy udawali się na przeprawy, aby podpisywać wszelkie pakty o nieagresji Ardenn spędzał już prawie cały czas jako szlachcic. Wtedy też wyuczył się, bądź też doszlifował maniery, którymi aktualnie podbija serca mnóstwa panien i szczyci się wśród wysoko posadzonych. Nie miał powodów do walki, niezbyt mu tego także brakowało, podobało mu się beztroskie życie szlachcica. Bardzo eleganckie i smukłe ubrania, szyte na miarę, które doskonale podkreślały jego sylwetkę zapewniał mu o wiele większą wygodę, niż ciężka zbroja, a już na pewno większą wygodę mentalną. Podczas tego właśnie zorientował się, że jest on typem cienia, który najbardziej gustuje w pięknych snach. Słyszał kiedyś określenie "Morfeusz" stosowane wobec przedstawicieli jego rasy tego typu. W posiadłościach i dworach królewskich nieciężko o osoby, które śnią piękne rzeczy, albowiem ich beztroski żywot zapewnia im niemalże ciągłe bezpieczeństwo i brak jakichkolwiek zmartwień, więc co innego mogło im się śnić. Ardenn jednak takie sny odbierał, samemu ogromnie się w tym smakując, nie mówiąc już o zabieraniu takich snów pięknym kobietom.
Chociaż, że Ardenn nigdy w swoim życiu nigdy się nie zakochał, to bardzo ciągnęło go do niedawno wspomnianych kobiet, jednak wyłącznie tych, które spełniały jego wymagania na "piękne". Można by powiedzieć, że doznawał swego rodzaju zauroczenia, gdy takową damulkę udawało mu się poznać, w skrajnych przypadkach zauważyć. Zawsze wtedy stawiało mu się na cel, mówiąc teraz dość popularnie taką pannicę "zaliczyć", bo tak to z pozoru wyglądało. Jednak dla niego, coś takiego miało o wiele większy sens, było to według niego swego rodzaju oddanie szacunku, pokazanie, że dana damulka jest godna zainteresowania. Zazwyczaj, po spędzeniu z taką nocy, nie wynosił z tego tylko i wyłącznie fizycznych korzyści, albowiem zabierał takim także ich piękne sny, czyli sytuacja, w jakich lubował się najbardziej.





Kiedy oficjalnie nastały już czasy potencjalnego pokoju, Ardennowi życie szlachcica nie tyle zaczęło się nudzić, co dziwnie odczuwał pokusę przygody, podróżowania, a także ogromną ciekawość wobec wszystkiego co znajduje się dookoła. Zdawał sobie sprawę, że piękno, które kocha i zarazem tak go intryguje pozostaje jeszcze w dużej części przez niego nie odkryte, a niektóre nawet nie zostało odkryte przez kogokolwiek. Napędzała go ta rządza, poznać najskrytsze sekrety świata, aby mieć większy zasób odhaczonych piękności w swojej wymyślonej liście. Minęło już około tysiąca lat, od kiedy As Karo hmm, narodził się? Najpewniejsze będzie zostać właśnie przy wersji narodzin, co prawda dość specyficznych, ale jednak narodzin. Z racji tego, ile już kroczy po tym świecie, można by rzec, że poznał już wystarczająco jego tajników, a w szczególności więcej niż niejeden kończący żywot już przed drugą setką. Z początku może i tak, trochę podróżował, wraz ze swoim mistrzem, nie poznali jednak za bardzo świata z tego względu, że czasy na to nie pozwalały. W powietrzu czuć było wojnę, większość bytów na świecie nie była jeszcze spisana w ani jednym bestiariuszu, nikt nie wiedział jak przetrwać długą przygodę.

Dość jednak o tym, co już było, pora skupić się na tym, co Ardenn robił po zakończeniu się ery wojen. Przez jeszcze około dziesięć, do dwudziestu lat obnosił się jako szlachcic. Często miewał mieszanki nastrojów, nie ukazując tego jednak, a występowały owe mieszanki z racji, że bardzo podobało mu się takie dogodne życie, ale chciał zakosztować życia podróżnika, poznać wiele nowych, pięknych rzeczy. Nie bał się już za bardzo śmierci, przeżył tyle lat, że dostosował się do faktu, iż śmierć to daleko oddalona mu sytuacja. Nie zważając na to, chciał się dobrze przygotować przed wyruszeniem w daleką podróż. Miał spore wpływy i pieniądze, więc sprawy materialne nie sprawiały dla niego najmniejszego wrażenia, drugą sprawą pozostawała kwestia fizyczna i psychiczna. Zakupił potrzebny i praktyczny ekwipunek, a potem przez następne jakieś piętnaście lat starannie trenował szermierkę, rzucanie nożami i shurikenami, a także studiował dokładnie mapy Krainy Luster, niedokładne, bo niedokładne, ale lepszych na tamten okres nie było.

>Jeżeli jakimś cudem, zaczynasz mieć wrażenie, że dwucyfrowe liczby lat nie miały dla Ardenna zbytnio znaczenia, to wrażenie jest całkowicie trafne. Przez swoją długowieczność nie tyle, że przestał liczyć swój wiek, to nie grało dla niego roli czy spędzi nad czymś rok, czy też tych lat dwadzieścia.

Młody, chociaż to z wyglądu, mężczyzna uznał, że jest gotowy ruszyć w świat aby na własnej skórze odczuć adrenalinę płynącą z przygody i zobaczyć, jakie to jeszcze piękności skrywa świat. Nie miał zamiaru oznajmiać tego nikomu, nikt nie wiedział także o tym, że od dłuższego czasu przygotowywał się do wymarszu. Nie był z nikim związany, jedynie ze swoim Królem, który nim najzwyczajniej władał, lecz tym razem osobiste pobudki Ardenna zwyciężyły.
Podczas przygotowań dużo myślał o zaciągnięciu ze sobą jakiegoś przewodnika, bądź doświadczonego w tego typu przygodach osobnika, lub co lepsza, piękną osobniczkę. Chociaż, że z ogółu wolał pracować w grupie, to tym razem wiedział, że takie wyprawy powinno się odbywać samotnie, aby móc w pełni się nimi nacieszyć.
Brał udział w wielu bitwach, przeżył całe wojny, wtopił się w społeczeństwo po jego "powstaniu", a taka błahostka jak wyruszyć na wyprawę wydawała się mu trudna. Pamięta to uczucie, nim wyruszył, ten symboliczny...Strach. Tak jak czytał w wielu książkach, takie rzeczy robiło się nocą, czysto logiczne, wszyscy śpią i widoczność jest ograniczona. Nie był więźniem, że musiał się wymykać, chciał jednak uniknąć gradu pytań i prób powstrzymania go od samotnej wędrówki.

Nie sięgał pamięcią aż tak, żeby wiedzieć gdzie zaczął, była to dość ładna kraina, w której znajdował się dwór szlachecki, w którym dotychczas mieszkał. Szczęśliwie rozpoczął wędrówkę, ruszył ku sekretom świata!
Podróżował tak mnóstwo czasu, mnóstwo nawet dla niego. Nie było to sto, czy dwieście lat, określenie tego około pięciuset myślę, że będzie idealne. Z początku był ogromnie podekscytowany, że wybrał własne pragnienia, ruszył aby to zrobić. Nie było jednak tak pięknie, jak sobie to wyobrażał. Nie było dużo rzeczy, które zapierały mu dech w piersiach, mnóstwo z nich, albo nie były dla niego wystarczająco piękne, a jeszcze inne po prostu niegdyś widział, gdy przemierzał świat jako wojownik. Miał jednak coraz większą potrzebę ujrzenia czegoś, co zaspokoi jego hmm, coś na rodzaj wyrafinowanej zachcianki. Doczekał się... Poniekąd.

Słowa starca, napotkanego w obozowisku podczas wędrówki, o legendzie Króla Artura i Potężnego Baśniopisarza, a także ich "bliźniaczych" mieczy. Excalibura i Exhali'bura.
Cytat:
Zapewne słyszałeś legendę o Królu Arturze i jego mieczu Excaliburze? Otóż widzisz, mawiają, że w tej legendzie dużo z prawdy się ukrywa. Słyszałem kiedyś, że jeden z najstarszych i zarazem najpotężniejszych baśniopisarzy poznał tego Artura, chociaż nikt nie potrafi określić, skąd owy mógłby chociaż pochodzić.
Legenda zaś powstała, już o samym tym baśniopisarzu i jego mieczu, Exhali'burze. Ponoć tak zakochał się w mieczu Króla Artura, że postanowił przy użyciu swoich zdolności stworzyć bliźniaczy miecz i samemu go dzierżyć, a potem zostawić wbity w kamień, aby czekał na odpowiedniego właściciela.

Widzę, że walka przy pomocy miecza nie jest Ci obca, a nawet powiem, że jesteś z nią za pan brat. Więc weź to <wręcza Ardennowi kartę>, na pewno lepiej z tego skorzystasz, niż ja. Szczęścia.

Kartka, którą Ardenn otrzymał od starca.

To było jedno ze wspomnień, które As pamięta najdokładniej, z większością szczegółów. Ta legenda, to było coś, co otworzyło serce Cienia, stworzyło ogromną nadzieję i jeszcze większe szczęście. Ardenn poświęcił następne pięćdziesiąt lat na poszukiwaniach Exhali'bura, albowiem wiedział, że jest on tym, który godnym jest dzierżenia prawdziwego dzieła historii i sztuki w rękach.
Pięćdziesiąt, "tylko" tyle lat zajęło mu dotarcie do miejsca, w którym miał nadzieję, że znajdzie ten miecz, to dzieło sztuki, to arcydzieło, tą miłość stwórcy. Szukając informacji i złączając najróżniejsze fakty, wydedukował o maluteńkiej wysepce na Morzu Łez, która pokazywała się tylko przez dobę, dokładnie tydzień po zaćmieniu księżyca. Wysepka ta, nazywała się ponoć "Królewska", o ile w ogóle istniała. Ardenn wypłynął nad morze, na tydzień przed zapowiadanym zaćmieniem księżyca, zaś w przybliżonym miejsca, gdzie owa wyspa miała się pokazać, a przynajmniej miał taką nadzieję, był już trzy dni po zaćmieniu. Odczekał potrzebne dni, aż całkowicie nagle na horyzoncie pojawił się nowy ląd, wychodzący zza lekkiej mgły.
Był pewny swego, zaczął płynąć z nadzieją, że miecz jest jego. Exhali'bur czekał na niego.
Wyspa, nie bez powodu nazywana była małą, zajmowała nie więcej niż 120m². Z początku, jak to wyspa, lekko piasku, zaraz po tym jednak zaczęła się bardzo ubita i porośnięta wręcz lśniącą, zieloniutką trawą ziemia. Od prawie, że początku było to małe wzniesienie, idące łagodnie w górę. Już na górze wyspy, wydawało się, jakby była ona wręcz symetryczna, idealna, stworzona na zamówienie...Nizzo. To nie jest zwykła wyspa, stworzył ją baśniopisarz. - pomyślał wtedy, prawie na głos Ardenn, aż w końcu zobaczył na samym środku kamienny ołtarzyk, a na nim...
Przez parę minut nie mógł wyjść z zachwytu, ciągle ją oglądał, przejeżdżał palcem po każdym milimetrze, czuł coraz bardziej zapierający dech w piersiach z sekundy na sekundę. Wtedy, kamienny ołtarzyk zaczął się ruszać, kilka sekund po tym okazało się, że to ukryty w wyspie kamienny golem, najprawdopodobniej wspomniana w legendzie "ochrona" Exhali'bura. Ardenn lekko się roześmiał, walczył już z podobnymi bestyjami, taka walka nie należy do łatwych, ale nie należy też do niemożliwych, wiedział, że uczucie jakie poczuł dla tego miecza pozwoli mu z łatwością zwyciężyć. Potwór pierwsze co zrobił, to przystąpił do bestialskiego ataku i wytrącił Asa z równowagi, a ten upuścił jego nowy, piękny miecz. Chociaż, że darzył go ogromnym szacunkiem i uwielbieniem, chciał zachować życie, aby móc się nim nacieszyć, albowiem golem stał w pozycji obronnej miecza, a ruszenie po niego, zamiast atakowania byłoby głupotą. Gdyby wiedział chociaż, jak wyglądał Nizzo, zmienił by się w niego, to może potwór nie zareagował, teraz jedynie był ze swoim mocy zdany na moc Awersu i ciskać w niego śmiercionośnymi kartami, bez skutku. Przypuszczenie paru frontalnych ataków, specjalnie wyuczonych przeciwko kamiennym potworom, także nie dawały skutku, było to coś w rodzaju osłaniającej go magicznej bariery. Dzięki swojej szybkości przemknął pod golemem i zagarnął z ziemi Exhali'bura, rozgryzł zagadkę. Potwór w pierwszej kolejności pozbawił go miecza, a potem go zaciekle bronił, bo tylko on potrafił go zranić. Ardenn szybko posłał duszę golema do swojego stwórcy, miecz był jego, stał się nowym, godnym właścicielem legendarnego Exhali'bura.
Arcydzieło



<Z racji na fakt, że nie chcę już totalnie dobijać osoby, która będzie KP sprawdzać, napiszę tutaj ogólniki dotyczące pobytu Ardenna w Świecie Ludzi. W odpowiedziach, bądź retrospekcjach będą prowadzone dokładne kroniki z różnych miejsc, które odwiedził, bądź wydarzeniach(szczególnie historycznych), w których wziął udział>

Minęło już trochę lat, od kiedy Ardenn zdobył ten legendarny miecz, nie wielu jednak zdaje sobie sprawę z faktu, że to właśnie on, albowiem Nizzo, jego twórca nigdzie nie opisywał jego wyglądu, a także nielicznym było dane go zobaczyć w jego rękach. As nie zwykł do opowiadania tego na prawo i lewo, będąc szczerym, nie opowiadał o tym wcale, to sprawiało, że czuł się jeszcze bardziej dumny z pięknego arcydzieła, które nosi przy pasie.
Zobaczył najpiękniejszą rzecz, w swoim diabelsko długim żywocie, dotarł do celu, czy miał dość? Oczywiście, że nie. Niektórzy nazwaliby to ambicją, niektórzy ciekawością, a inni natomiast po prostu znudzeniem. On sam nie wie, czy był na tyle znudzony życiem, że wolał przygody od spokojnego życia szlachcica, czy po prostu jego prawdziwym charakterem, był charakter odkrywcy i podróżnika. Nie wiedział dokładnie, jednak mało go obchodziło znalezienie odpowiedzi na to pytanie, żył różnymi żywotami, próbował wszystkiego, może kiedyś odnajdzie spokój i powołanie.
Tym razem jednak, podróżował już z pełnym przygotowaniem, doskonale poznał się na mapach, wiele nawet sam sporządzał, potrafił dobrać prawidłowy ekwipunek i w doskonały sposób wybierał cele podróży, lecz nigdy nie sprecyzowane. Zdobył ogromne ilości znajomości, szczególnie tych związanych ze wskazywaniem drogi, sprzedawaniem informacji, czy kupowaniem rzadkich przedmiotów, znalezionych w zapomnianych, bądź nieodkrytych miejscach.
Patrząc na ogólny pryzmat jego życia, nie było to tak dawno bo na przełomie około pięciuset lat od teraźniejszości. Podróżował, szukał, walczył, zdobywał doświadczenie. To już stało się rutyną, czasem brakowało mu tego wygodnego życia, jednak wiedział, że dokonał dobrego wyboru, w końcu, gdyby nie ten wybór, to prawdopodobnie nie zdobyłby nigdy Exhali'bura. Dzień, jak co dzień. Udał się do pewnej informatorki, po informacje dotyczące zaginionego statku, który, jak powiadają, miał na pokładzie bardzo dokładną mapę całego Morza Łez. Informatorka jednak zamiast tego, sprzedała mu o wiele ciekawszą informację, albowiem przechodzenie na drugą stronę lustra robiło się coraz popularniejsze, to Ardenn dowiedział się od niej, jak się tam dostać. Nigdy nie przywiązywał do tego dużej wagi, wręcz uważał, że nie jest tym całkowicie zainteresowany, teraz jednak coś go pchnęło, wyjście z codziennej rutyny, spróbować czegoś całkowicie nowego.

Przygotowywał się mnóstwo czasu, całe mnóstwo. Jednak tym razem, prowadził już życie bez podróży, powrócił trochę do wygodnego życia, wykorzystywał znajomości i pieniądze, aby dostatecznie przygotować się do przejścia na drugą stronę lustra.
Dowiedział się mnóstwo o drugim świecie, na tyle, by zafascynował go jeszcze bardziej. Był bardzo zdegustowany faktem, że nie udał się tam wcześniej. Ta prostota działania ich świata była dla Ardenna tak fascynująca, że wpadło mu nawet na myśl zostać tam na dobre. Nawet zajął się zmianą swojego wyglądu, aby wyglądać chociaż trochę bardziej naturalnie w innym świecie, albowiem wiedział także, że ludzie różnią się od istot z krainy luster, bardziej, lub mniej. W pierwszej kolejności, wyposażył się w specjalne soczewki, dzięki którym miał normalny kolor oczu, dla ludzi. Potem, pozbawił się długich i prostych włosów, które sięgały mu niemal kostek i zrobił sobie fryzurę kończącą się przy początku ramion. Zmienił też ubiór, chciał się jakkolwiek dostosować, był naprawdę zobowiązany, aby rasa ludzka go zaakceptowała, wiedział także, że będzie musiał często używać mocy zmiany wyglądu, bo słyszał, że ludzie są jeszcze dość prostolinijni, a wręcz mają upośledzone poglądy dotyczące obcokrajowców, a Ardenn naturalnie pasował chyba tylko do Wielkiej Brytanii.
To był czas, w którym As ponownie był zobowiązany zwracać na niego uwagę, przynajmniej z początku. U ludzi, dziwnym było żyć w doskonałej kondycji przy wieku osiemdziesięciu lat, a co dopiero w wieku ponad dwóch tysięcy lat wyglądać jak dwudziestosześciolatek. Był zmuszony podawać się za młodego mężczyznę i mniej więcej taki poziom intelektualny reprezentować, a najtrudniejszym zapewne było, nie powiedzieć nic, co mogłoby wskazywać na to, że jest on istotą magiczną, bądź chociażby "przybyszem z innej planety". Na około rok, przed wyruszeniem udało mu się zdobyć zwój do nauki zaklęcia, zwanego "Dyplomatą". Zaklęcie pozwalało rzucającemu je, rozumieć i samemu mieć możliwość prowadzić dialekt w nieznanym dotąd języku, oczywiście nie permanentnie.

Po wspomnianym roku ruszył, tym razem jednak pożegnał się z paroma osobami, które bardzo pomogły mu w przygotowaniach. Postarał się przy okazji sprawić, aby jego byt został zapisany od tamtego dnia jako zakończony, że de Castinne, As Karo; Krwawy Paladyn; Kochanek Śmierci, stracił życie. Był to bezwzględnie jeden z ważniejszych dni w całym jego życiu.
39-47
W Świecie Ludzi było około roku 1864. Po przejściu przez portal, znalazł się na terenie Stanów Zjednoczonych, podczas Wojny Secesyjnej, w której wziął udział.
Potem zabawił trochę w Chinach, nawet Japonii. Chciał poznać wszystko, co skrywał ten świat, pokochał to miejsce, chociaż nie zawierało ono magii.
Wziął także udział w II Wojnie Światowej, lecz nie po konkretnej stronie, tylko jako szpieg dla samego siebie. Przy użyciu zaklęcia i mocy zmiany wyglądu zdobywał informacje z każdej ze stron, dla czystej wiedzy i przyjemności. Najbardziej jednak podobały mu się strony ZSRR i Niemiec, co jest dość oczywiste.
Po zakończeniu działań zbrojnych, zbratał się z paroma ludźmi w Rosji, a potem stał się grubą rybą w jednej z dość wpływowych rosyjskich mafii. W Rosji spędził prawie całą zimną wojnę.
Do roku 2000 podróżował po całym świecie, poznał niezliczone ilości ludzi, zasoby kultury, wiedza i doświadczenie jakie zdobył były wprost zdumiewające. Jednak, we wspomnianym roku udał się z powrotem, do Krainy Luster.
Dlaczego?
Cóż, nie da się ukryć, że Ardenn i wygląda i zachowuje się jak młody książę, a znudziło mu się ciągłe zmienianie miejsca zamieszkania i brak możliwości otwartego działania, jeżeli chodzi o moce...


<Kontynuując proces okazywania litości(w nadziei na odwzajemnienie podczas wytykania błędów), ten akt także będzie dość uszczuplony. Można go nawet nazwać krótkim epilogiem, który nie będzie za bardzo rozwijany w późniejszym czasie, albowiem do niego należy już także fabuła, którą prowadzić będzie postać.>

Wziął głęboki oddech czystym powietrzem nad Morzem Łez. Już teraz, parę chwil po powrocie wiedział, że tutaj jest jego miejsce, chociaż, że świat ludzi nadal go fascynuje i odwiedzi go pewnie nie raz, to tutaj było jego miejsce do stałego pobytu.
Poszperał trochę, powałęsał się i jak chciał, tak się stało. De Castinne oficjalnie uznany jest za zmarłego, chociaż znalazło się wielu, co go poznało i zaczęło roznosić plotki, że te o jego śmierci to bujda, to i tak większość świata żyła w takiej świadomości. Jego można powiedzieć, swojska legenda przepadła, bo zniknął bez śladu, tak po prostu, czuł się trochę jakby wszystko zaprzepaścił. Nastąpił także czas, gdy w końcu wybrał sobie imię, które uważał za proste, lecz zarazem wyrafinowane, idealnie pasujące do niego, tym imieniem właśnie było Ardenn.
Nadal przedstawiał się De Castinne. Wielu jednak zarzucało mu przywłaszczanie tożsamości, nazwiska rodowego. To bez wątpienia był dla niego nowy początek, znaleźć w swoim świecie, który porzucił, swoje miejsce. Miał wiedzę, miał doświadczenie, miał jeszcze ukrytych mnóstwo pieniędzy, potrzebował tylko pomysłu na to, co ma zrobić ze swoim bytem, który o dziwo, jeszcze nie stracił dla niego sensu.
Zaczął znowu swego rodzaju podróże, te jednak bardziej nastawione w charakterze najemniczym. Po pobycie w świecie ludzi stał się o wiele bardziej perfidny w zabijaniu, był o wiele bardziej brutalny i stanowczy. Chciał podążyć ścieżką chaosu, sprawić, aby drżeli słysząc "As Karo, Ardenn de Castinne!". Jakby ku okazji napotkał członków Karcianej Szajki, którzy w prosty sposób chcieli go zabić. Nie do końca można było ich chyba nawet nazwać rekrutami, bądź zwiadowcami. Podejrzewał, że ktoś się nimi zabawił i mówiąc, że są w członkami organizacji posłał w świat. Odebrał piątce z nich życie w niecałą minutę, ich potencjał bojowy wydawał się Ardennowi śmieszny, szóstego zaś pozostawił przy życiu, a ten przyprowadził go do osoby, która go zrekrutowała.

W taki właśnie sposób As Karo, Ardenn de Castinne znalazł swoje miejsce, łącząc pragnienia i cechy charakteru, w szczególności lojalności, aby służyć Królowi i Królowej Karcianej Szajki, aby wraz z nimi i innymi członkami,
siać chaos.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group