Karty Postaci - Lilith I. Lavaiell
Anonymous - 2 Styczeń 2011, 18:42 Temat postu: Lilith I. Lavaiell
Był to środek ślicznego, słonecznego dnia. W tak cudowną pogodę spotkania powinny odbywać się na tarasach wiszących ogrodów nie w środku zimnej, kamiennej rezydencji. Jednak historia ta opowiada o zdarzeniu z życia pewnej panienki imieniem Lilith, a z nią wszystko jest nie tak jak powinno. Rozmowa ta miała na celu przekonanie rodziny Lavaiell do pomocy, reszta wyjdzie z kontekstu.
- Proszę wytłumaczyć mi jeszcze raz, dlaczego miałabym panu pomóc w negocjacjach - jeszcze bardziej rozsiadła się w swym fotelu. Wydawało jej się iż rozmówca nie rozumie co ona ku niemu rzecze. Z jej ust nie wypływały żadne trudne do zrozumienia lub skomplikowane słowa, możliwe iż biedny Henric – przynajmniej tak się przedstawił nie ukończył gimnazjum. Jeżeli było to prawdą to osoba która wysłała go na rozmowę do LiL musiała być całkowitym żółtodziobem w kręgach arystokracji.
- Ponieważ mamy zamiar dać pani te pieniądze - chłopczyna pokazał skromną walizkę wypełnioną pieniędzmi. Gdy panna Lavaiell ujrzała ten gest wybuchła zimnym, podłym śmiechem. Wypełnił on całą salę odbijając się echem od ścian. Po chwili dźwięk ustał a jej twarz z powrotem zmieniła się w kamień. Bez słowa teatralnie pstryknęła. Nie zdążyła zamrugać a przed jej stopami pojawiła się sterta zielonego papieru, pieniędzy.
- Macie do zaproponowania coś więcej niż pieniądze? Jak widać mam ich pod dostatkiem - uśmiechnęła się wrednie. W jej dłoni pojawiło się pudełko zapałek. Wyjęła jedną po czym jednym pociągnięciem odpaliła o chropowatą ściankę. Powoli schyliła się ku usypanej kupce. Wrzuciła do niej zapałkę i z chorą satysfakcją wpatrywała się w coraz większe płomienie. Cały papier poszedł z dymem, nikomu nie było żal. Tylko pan H. łzawił i robił wszystko by pieniądze nie spłonęły. Wzrokiem wyrazu coś ty zrobiła wpatrywał się w dziedziczkę. Nie spodobało się jej to, na pewno nie.
- Jeżeli tylko tyle ma pan do powiedzenia - skinęła dłonią na strażnika. Skłonił się i czekał na otrzymanie rozkazu.
- Zaprowadź gościa do drzwi i dopilnuj by wyszedł. Nikt taki nie będzie mi się pałętał po domu – mężczyzna grzecznie odprowadził przybysza. Gdy drzwi zostały zamknięte wstała z masywnego fotela. Poprawiła suknię jaki i włosy. Musiała to zrobić, w końcu była pedantem. Nie zdążyła odetchnąć a zza filaru wybiegła matka. Kobieta miała na imię Maria i pochodziła z dalszej rodziny, z panem Sebastianem byli kuzynostwem. Właśnie przez spokrewnienie małżonków córka była blada, chuda i często chorowała. Maria przynajmniej była piękną i wykształconą kobietą, niestety niezbyt bystrą. A szkoda, mogłaby żyć dalej gdyby nie brak ostrożności.
- Dlaczego to zrobiłaś? Ta rodzina proponowała nam bardzo dobre...
- Byli nudni, szokująco nudni. Wybacz matulu lecz nie mam szczerego zamiaru współpracować ludźmi tak nieogarniętymi.
- A jak będziesz zarabiać?!
Ton którym słowa wypowiedziała matka naprawdę nie spodobał się LiL. Darzyła szacunkiem tą kobietę lecz gdy ona traktuje córkę źle, już nie taka mała córunia się odpłaca. Ivanne była bardziej błyskotliwa od matki i zaprawdę bardziej brutalna. Mimo tych czynników matka marzyła o sterowaniu jej życiem. Niestety Lilith była inteligentniejsza od niej, i nie miała zamiaru spędzić życia pod jej skrzydłami, nie na warunkach wyznaczanych przez Marię Lavaiell.
- Powtórzę kochaniutka, jak masz zamiar zarabiać? - dziewczę zaczęło ronić krokodyle łzy. Podeszła do swej matki i przytuliła się do niej. Miała podły plan z zabójstwem w finale. Wiedziała jak wykorzystać swe świetnie opanowane gesty i mimikę, a także zrobić pożytek z umiejętności inokinezy.
- Przepraszam, naprawdę. Nie wiem co sobie myślałam! Nazajutrz pójdę... – w tej chwili w jej dłoni pokazał się sztylet z trucizną w zestawie. Służba bardziej bała się młodszej pannicy niż pani domu więc nawet nie wzdrygła. Ani słowem nie powiadomili matki o zamiarach dziewczyny. I dobrze, zostawi mniej krwi na podłodze
- … do nich i przeproszę za me zachowanie, może i ty powinnaś przeprosić. -
- Za co?! Za co miałabym Cię przepraszać?! - krzyknęła. Jednak nie zdążyła się wyrwać. W mgnieniu oka Lilith wbiła kobiecie nóż między żebra. Biedaczyna osunęła się na podłogę. Ostatnie chwilę spędziła wpatrując się z błaganiem w zimne, błękitne oczy córki. Wyrodna zaś uśmiechała się, była dumna ze swego czynu. Pierwsze zabójstwo a już takie precyzyjne. Nikomu nie było zbytnio żal Marii. Płaciła mniej niż młodsza pannica. Wszystko było dobrze, strażnicy już mieli zamiar wynieść ciało. Na nieszczęście ze stukotem butów do komnaty wbiegł ojciec. Rozejrzał się w poszukiwaniu żony, niestety już trochę zdrętwiałej. W końcu trucizna dokończyła dzieło ostrza. Podbiegł do ciała kochanicy i w pośpiechu sprawdził tętno, nic. Był z zawodu lekarzem i dobrze wiedział iż nastał już koniec. Wstał i bez słowa spojrzał w oczy pierworodnej. Bezradnie wziął zamach i mocno spoliczkował dziewczynę. Ponieważ LiL jest delikatna aż się przewróciła. Zniknęła sztylet i dotknęła się zimną dłonią w policzek. Piekł, bardzo piekł. Będzie siniec, przynajmniej. Gdy ojciec złapał dech w piersi odezwał się załamanym głosem, połykał gorzkie łzy.
- Jak mogłaś? - był roztrzęsiony. Jego słodka Ivanne uśmiechnęła się nagannie i podniosła z posadzki. Poprawiła suknię i wbiła wzrok w tatulka. Biedak nie rozumiał co to zaszło, nigdy nie zrozumie.
- Poszło łatwo. Matula nie wiedziała iż nie można ufać podłym żmiją.
- Ty suko... - ojciec zamachnął się by ponownie by uderzyć córkę, jednak nie docenił jej. Był tak roztrzęsiony iż zapomniał że dzięki swej wadze okruszka była szybsza. Wyczarowała srebrny widelec. Dlaczego on spytacie? Odpowiedź jest prosta, łatwiej wbić go w oko. Tak, była sadystką. Odkryła to już wcześniej na przykładzie pokojówki, jednak bardziej utwierdziła się w tej wierze. Mężczyzna wił się po podłodze wrzeszcząc z bólu. Lilith patrzyła na niego powstrzymując śmiech. Niedługo potem krzyki ustały, wraz z nimi chora zabawa pierworodnej.
Ojciec zginął dokładnie tak jak matka. Jeżeli tak ją kochał powinien być szczęśliwy. Nawet śmierć ich nie rozłączy.
Tego oto pięknego, słonecznego dnia zabiły pogrzebu dzwony. Za zabójstwo została stracona jedna z jej ciotek akurat przebywająca w posiadłości. Parę fałszywych zeznań i znaleziono motyw a także rzekome narzędzie zbrodni z jej odciskami palców. Pogrzeb odbył się z wielkim rozmachem należącym się członkom arystokracji. Były płaczki, hebanowe trumny i mnóstwo róż. Ich córka nawet nie pojawia się na pogrzebie. Lilith I. Lavaiell została ostatnią osobą w prostej linii pochodzącą z tego znakomitego rodu czyli także jedynym dziedzicem tytułu arystokracji i fortuny. Sama nie przejęła się tym zbytnio, nie miała żadnych trosk. Jedyne co zrobiła do końca dnia to rozmyślanie nad głupotą własnych płodzicieli. Sprzątaniem zajęła się wykwalifikowana służba.
|
|
|