To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Karty Postaci - Kolorowych snów~

Anonymous - 9 Maj 2016, 21:40
Temat postu: Kolorowych snów~
Z moich snów uciekasz nad ranem, cierpka jak agrest, słodka jak bez...



Na samym początku nie było chaosu. Była nicość. Nicość znajdowała się w części Krainy Snów przeznaczonej dla Williama Heastera, Baśniopisarza z kędzierzawymi, czarnymi włosami oraz niebieskimi oczami. Po zamknięciu tych właśnie oczu i ucieczce w objęcia Morfeusza z reguły nie następowało wiele. Jego sny były podobne do namalowanych przezeń obrazów - nieciekawe i z wieloma niedociągnięciami. Will chciał zostać znanym w całej Krainie Luster malarzem, niestety nie miał talentu, a jednocześnie brak było mu pomysłów na dzieła. Osiadły w swoim domu, czekał na natchnienie, choć powinien poznawać świat, by móc namalować coś, co zachwyci widza. Piękny krajobraz mógł przecież perfekcyjnie przykryć niedoskonałości wynikające z niewielkich zdolności. Baśniopisarz nie wiedział o tym i dane byłoby mu czekać w nieskończoność, gdyby nie koniec nicości. W nicości bowiem pojawił się pierwszy piękny sen - można powiedzieć, że właśnie dla takich powstała Kraina Snów. A wraz z tym nocnym marzeniem pojawiła się Primrose.
Nie da się stwierdzić, co postało pod wpływem czego - czy to piękny las pełen kolorowych światełek i promieni słońca prześwitujących przez gęste liście stworzył wtedy jeszcze nieświadomą Senną Zjawę, czy to raczej ona dryfowała w nicości przez ułamek sekundy, by po chwili powołać do życia to piękne miejsce. Wątpliwościom nie może jednak ulegać urok miejsca wyśnionego przez Baśniopisarza. Gdzie nie spojrzeć, tam znajdowały się ogromne drzewa. Na wielu z nich osiadły też istoty skrzące się kolorowo, przypominające świetliki. Z ziemi wyrastała długa, gęsta trawa, której najwyraźniej nie skaziła jeszcze ludzka ręka. A pomiędzy grubymi korzeniami wystającymi z gleby leżała Primrose. W tym otoczeniu, z długimi, białymi włosami pokrytymi kropelkami rosy i zamkniętymi oczami wyglądała niczym śpiąca nimfa. Choć do takiego krajobrazu nie pasowała postać ludzka, ona wydawała się zjednoczona z lasem. A może była to po prostu harmonia z tym snem, bez względu na jego formę?
Z przeciwnej strony nadchodziła męska postać - William przedzierał się przez gąszcz, próbując odnaleźć drogę powrotną do domu. Był zdezorientowany, nie zdawał sobie sprawy z tego, że śni. Jednocześnie niebieskie oczy przesuwały się to w jedną stronę, to w drugą, jak gdyby chciały zarejestrować tyle widoków, ile tylko mogły. Nagle jednak zatrzymały się na jednym miejscu, jednej postaci - można zgadnąć, że była to właśnie Primrose. Na bladą twarz Baśniopisarza wpełzł rumieniec. Dziewczę było śliczne, ubrane jedynie w białą, zwiewną sukienkę. Odzienie wyglądało jak stworzone z chmur. Pomimo zakłopotania mężczyzna zdobył się na wydanie jakiegokolwiek dźwięku. Kierowała nim ciekawość, a pobyt we śnie nie pozwalał na racjonalne myślenie.
- Ty... śpisz? - zapytał, choć przecież w razie odpowiedzi twierdzącej istota nie udzieliłaby jej.
Uchyliła powieki, zza nich prześwitywały soczyście zielone oczy. Wyglądała, jakby rzeczywiście budziła się z długiego letargu. Przetarła oczy kilkukrotnie, ziewnęła i dopiero podniosła wzrok, określając, kto przed nią stoi. Z początku niewyraźny obraz zaczynał nabierać sensu. Na jej plecy skapnęło kilka kropel wody, co spowodowało wzdrygnięcie się oraz grymas na dotychczas nieskalanej mimiką twarzyczce. William nie mógł powstrzymać się od cichego śmiechu. Dźwięk ten przyciągnął uwagę Primrose. Cóż to takiego? Czyżby nieznajomy się krztusił? Jej ślepka szerzej otworzyły się, a sama niby-nimfa podniosła się ostrożnie, jak gdyby pierwszy raz od wielu lat stawała na nogi. Z zafascynowaniem obserwowała zachowanie mężczyzny. Wydawało się wręcz, że wchłania jego emocje, by zaraz sama móc ich użyć. Po dłuższej chwili również na cienkich ustach pojawił się radosny uśmiech. W przeciwieństwie do Baśniopisarza, radość przejęła całą jej twarz, zwężając oczy i ukazując zęby istotki.
- Ja nie, a ty? - odparła w końcu białowłosa cichym, ale figlarnym tonem.
- Tu jest za ładnie, żebym mógł spać. - odpowiedział William, przekonany o rzeczywistości snu.
Bez jakichkolwiek ustaleń ani pytań ruszyli w drogę, pchani przez niewidzialną siłę. Primrose była rekwizytem w sztuce snu Williama, a on aktorem. Oboje kierowali się napisanym przez kogoś scenariuszem. Kto był jego autorem - przeznaczenie czy przypadek? Każda odpowiedź prowadzi do tego samego efektu - spaceru artysty i jego towarzyszki po pojawiającej się przed nimi ścieżce. Wszelkie emocje malowane na twarzy Baśniopisarza niewiele później gościły również u białowłosej. Choć nie wymieniali wielu słów, uczyła się ona znaczenia każdej z nich zaskakująco szybko. Z każdą miną na jej licu, zielone oczy zaczynały coraz więcej rozumieć, a ich właścicielka... zyskiwała świadomość i, co za tym idzie, życie.
- Jak się nazywasz? - zapytał śniący.
Oderwała wzrok od świetlików zmieniających kolor i skierowała go na mężczyznę. Widać było, że nie ma pojęcia, o czym mówi. Jej odpowiedzią został radosny uśmiech - ulubiona z poznanych przez dziewczynę min.
- Cóż. Ja jestem William, William Heaster. Miło mi poznać... ciebie. - wyrzekł jeszcze po chwili ciszy, nieco skonfundowany brakiem odzewu.
Ruszyła dalej, oglądając się za ramię, by sprawdzić, czy William idzie wraz z nią. Szedł, co skwitowała słyszalnym tylko dla siebie westchnięciem ulgi. Przyszło jej to automatycznie - każda sekunda spędzana z tą osobą sprawiała, że była coraz bardziej świadoma. Po jakimś czasie w jej głowie zaczęły nawet pojawiać się myśli. Z początku pojedyncze, niezrozumiałe, później natomiast układające się w sensowną całość. Niepewnie wypowiadała słowa, przekonana, że jej towarzysz również je usłyszy. Nie, nie usłyszał. Tłumaczyła sobie w umyśle znaczenie różnych wyrażeń, nieświadomie korzystając z zasobów jego wiedzy. Cichy spacer z perspektywy Baśniopisarza wyglądał nieco inaczej - choć nie wiedział, jak to się dzieje, zaczynał coraz lepiej widzieć Primrose. Jak gdyby ktoś wyostrzył obraz. Chciał nawet zapytać, dlaczego robi się wyraźniejsza, ale coś go od tego odwiodło. W końcu sztuka nadal trwała, trzeba było przestrzegać scenariusza.
Nawet najwspanialsze przedstawienie nie jest jednak na tyle absorbujące, by stłumić wstrząs, który objął właśnie wyśniony świat. Jego stwórca ledwo utrzymał się na nogach, czego nie można było jednak powiedzieć o Primrose - nie zachowała równowagi i runęła na ziemię, ale i to przestało ją obchodzić w obliczu zbliżającego się zagrożenia. Obserwowała niebo, które zaczynało... zanikać. Jego części odłamywały się niczym skorupka jajka, a niebieskie kawałki zastępowała bezkresna czerń - nicość. Spojrzała na Williama kombinującego, jak wyratować ich z tej sytuacji. Nie wiedział przecież, że sam powoduje drżenie gruntu, ponieważ powoli wraca do swojego łóżka, uciekając z Krainy Snów. Baśniopisarzowi nie groziło prawdziwe zniknięcie - w końcu pochodził z innego świata. Co innego Prim, wytwór głowy Williama. Jeśli zniknie ta kraina, zniknie i ona. A gdy zniknie, nie spotka już swojego stwórcy, nie powróci do tego pięknego lasu. Wiedziała o tym, nie miała pojęcia skąd, ale czuła, co się zbliża.
I właśnie w tamtej chwili narodziła się wciąż jeszcze nienazwana Primrose, Zjawa Senna wyśniona przez Baśniopisarza o czarnych, kędzierzawych włosach i niebieskich oczach. Zyskała świadomość, bo bała się opuścić tę krainę i Williama. Zyskała świadomość, bo jej zestaw podstawowych emocji został skompletowany.
Gdy zorientowała się, że siedzi już tylko na skrawku ziemi unoszącym się w niewytłumaczalny sposób i ma niewiele czasu, zadziałała całkowicie instynktownie. Wtuliła się w swojego towarzysza i skoczyła wraz z nim, ku jego ogromnego protestowi, w nieskończoną nicość. Ale wiedziała, że będzie dobrze - w końcu on był tuż obok.


Chcę śnić czarne loki splątane, fiołkowe oczy mokre od łez...



Zielone oczy zaczęły przyzwyczajać się do szczątkowej ilości światła pochodzącego zza okna - mogło być to słońce, które nie raczyło jeszcze wyjść za linię horyzontu, ale obdarzało świat pojedynczymi promieniami. Senna Zjawa zauważyła kilka delikatnie rysujących się konturów w nieznanym jej dotąd pomieszczeniu. Dotychczas siedziała na podłodze, więc ostrożnie wstała, dotykając wszystkiego, co tylko nawinęło się pod jej dłonie. Gdy przestała się starać, by nie uderzyć w jakiś przedmiot głową, poczęła nasłuchiwać. Pokój, w którym się znajdowała, wypełniałaby idealna cisza, gdyby nie oddech. Z początku regularny, później coraz mniej stabilny. Primrose nie poddawała wątpliwości, do kogo należał. Początkowe zdezorientowanie już dawno minęło. Zdała sobie sprawę z wielu rzeczy, fala przypominanych zdarzeń powoli ustawała. Do jej umysłu docierały już tylko niewielkie impulsy, kiedy małe wspomnienie wracało na swoje miejsce po krótkotrwałym zagubieniu.
Tymczasem William budził się. Białowłosa nie pragnęła niczego bardziej, niż rozmowy z nim, jednakże nagle ogarnął ją strach. W tym środowisku czuła się niepewnie - ledwo co przestała być kukiełką w świecie snu, żyłki sterujące jej ruchami zostały odcięte. Musiała radzić sobie sama, a na to jeszcze nie była przygotowana. Zamiast więc nawiązać rozmowę albo chociaż zostać tam, gdzie były jej bose stopy, w tamtej chwili drżące razem z resztą ciała... Uciekła. Mężczyzna włączył źródło światła, jednocześnie przecierając zaspane oczy. Dostrzegł wychodzącą z pomieszczenia Zjawę, lecz uznał to tylko za swój sen mieszający się z rzeczywistością. Jego uwagę bardziej absorbowało to, z czego właśnie się wybudził. Nigdy nie pamiętał swoich nocnych przygód, a wyśniony las był mu tak bliski, tak wyraźny... Wyskoczył z łóżka i podszedł do sztalugi, ignorując wczesną porę dnia. Musiał namalować tamten świat. Czuł, że ten obraz będzie inny.
Nie zdążyła nawet rozejrzeć się po pokoju stwórcy, ponieważ nogi pokierowały ją do innego pomieszczenia. Zdawało się, że jest to pokój gościnny. Na ogromnym, miękkim dywanie stała długa kanapa i stolik zapełniony obrazami, większość z nich została przedarta na pół. Na palcach podeszła do mebla i złożyła jedno dzieło. Przedstawiało, a raczej próbowało przedstawiać morze i plażę, tuż obok której znajdował się las. Delikatnie skrzywiła się. Widok nie podbił jej serca... Nie w sposób podobny pięknemu snowi zajmującemu jej myśli nawet w tamtej chwili. W małej główce nie przyszedł jeszcze czas na próby dedukcji. Myśl o tym, że autorem nieudanych prac był William, nawet nie musnęła białowłosej. Dotychczas brakowało jej świadomości istnienia czegoś takiego, jak brak talentu. Wtedy zdała sobie z tego sprawę. Nadal jednak nie przypisywała takiej cechy stwórcy.
Skierowała ciche kroki z powrotem w kierunku wejścia do pokoju, w którym przebywał Baśniopisarz. Bladą twarz artysty udekorował uśmiech - widziała to przez delikatnie uchylone drzwi, ale mogła przysiąc, że nawet przed spojrzeniem na artystę poczuła jego radość. Zamaszyste ruchy pędzla pozostawiały kolorowe ślady na płótnie, tworząc obraz. Obraz mający już niedługo odwzorowywać wyśnioną krainę. Zielone oczy, niczym zahipnotyzowane widokiem, poruszały się w tym samym kierunku, co ręka malarza. Wszelkie myśli zniknęły, pozostał tylko widok natchnienia Williama. A skoro on się uśmiechał, to również kąciki ust Primrose podniosły się. Tak jak za pierwszym razem.
Mogłaby stać tak w nieskończoność, w całkowitym bezruchu, byleby móc ciągle patrzeć na proces tworzenia dzieła. Niestety nie było jej to dane - czarnowłosy skierował wzrok na uchylone drzwi, jakby coś zauważył. Zjawę Senną ponownie ogarnęła panika, ponieważ wciąż nie czuła się gotowa na spotkanie w tym świecie. O wiele większą radość sprawiało jej obserwowanie z pewnej odległości. Co innego podczas snu, gdy miała przewagę nad Williamem. Czuła się powiązana z tamtym światem, kiedy on jeszcze niepewnie stąpał po Krainie Snów. Każdy jego krok w kierunku wyjścia z pokoju napawał Prim jeszcze większą paniką i ogromnym pragnieniem, by mężczyzna nagle zasnął. W ostatniej chwili wyciągnęła ręce, wyobraziła sobie, że ma na dłoniach usypiający pył i dmuchnęła delikatnie, po czym otworzyła zaciskane od niedawna oczy. Ten moment sprawił, że doznała uczucia szoku, szoku silnego jak nigdy. Do nosa jej stwórcy naprawdę zbliżał się prawie niewidoczny pyłek, z kolei sam czarnowłosy zaczął się kołysać, jak gdyby miał zaraz zapaść w sen. Na widok niespodziewanego gościa niebieskie oczy szerzej otworzyły się, by zaraz ponownie się zasklepić. Naprawdę zasypiał. Pomimo zaskoczenia, Zjawa weszła do pokoju i podtrzymała Williama. Kiedy był już całkowicie bezwładny, z trudem ułożyła go na podłodze - ważył o wiele więcej od niej. Na jej twarzy wciąż malowało się zaskoczenie. Miała pewność, że działała instynktownie, próbując jakoś uchronić swoją osobę przed spotkaniem. Głos rozsądku podpowiadał jednak, że nic to nie da. Nie wiedziała, dlaczego jej życzenie się spełniło. Wyciągnęła dłonie i ponownie pomyślała o uśpieniu kogoś. Na jej oczach dziwny, srebrny pył nagle zmaterializował się. Gdy nie zrobiła nic, by go rozprzestrzenić, równie szybko zniknął. Przez kilka minut skupiała się tylko na przywoływaniu proszku i pozwalaniu mu na ucieczkę. Wreszcie jednak przeniosła wzrok na śpiącego Baśniopisarza. Wyczuwała delikatne wibracje, domyśliła się, że pochodzą od jego trwającego snu. Niewiele myśląc, wkroczyła do krainy. Choć niewiele czasu upłynęło od wyjścia z niej, czuła się, jakby nie było jej tam przez wieki. Stęskniła się.


Nie wiem czy jesteś moim przeznaczeniem, czy przez ślepy traf miłość nas związała?



Otworzyła oczy i zobaczyła wytęskniony las. Był taki sam, jak wcześniejszy. Głęboko odetchnęła, wciągając świeże powietrze i ruszyła w drogę, chcąc odnaleźć Williama. Jej strach zniknął - czuła o wiele większą pewność, niż podczas stąpania po podłodze w domu Baśniopisarza. Nie znała tu wielu ścieżek, ale czuła, że to miejsce współpracuje z nią. Było przecież czymś bardzo podobnym do Sennej Zjawy. Niewiele czasu zajęło istotce odszukanie kędzierzawego artysty - siedział pod drzewem i zachwycał się miejscem w podobnym stopniu, co białowłosa. Gdy usłyszał kroki, zerknął tylko w tamtym kierunku, jak gdyby czuł się w lesie równie bezpiecznie, co we własnym domu. Dopiero po chwili zorientował się, że nadchodzi coś człekokształtnego, a nie drobne zwierzątko. Przeniósł spojrzenie na białowłosą z błogim uśmiechem.
- Witaj, nieznajoma. Co robisz w takim pięknym miejscu? Nigdy cię tu nie widziałem, ale sam jestem tutaj pierwszy raz. Jak się nazywasz? Jestem William, Baśniopisarz. - potok słów wydobył się z jego ust.
Nie rozumiała. Właśnie zachowywał się, jakby jej nie pamiętał, a przecież mniej niż godzinę wcześniej spędzali długi czas, spacerując w lesie. Z początku na twarzy Zjawy pojawił się żal połączony z zaskoczeniem, jednak po chwili zastąpił je spokój. Jak gdyby doskonale wiedziała, że to się stanie. W rzeczywistości była zdezorientowana, ale pomyślała, że powinna niepokoić swojego stwórcy. Jeśli znowu się obudzi, będzie musiała go uśpić albo, co gorsza, uciec. Stwierdziła, że najlepiej będzie robić dobrą minę do złej gry. I tłumiąc swoją naturę ciągnącą ją do Williama i do każdego miejsca w tym lesie, naturę, która nie chciała przykrywać białowłosej sztuczną tajemnicą, zaczęła mówić tonem spokojnym i cichym:
- Znam ten las bardzo dobrze... I ty też go znasz, wiesz? Tak naprawdę jest to twój sen.
- Nie żartuj, to nie może być sen! - odrzekł Baśniopisarz, śmiejąc się. Potraktował to jako żart.
- Ależ jest. A ja jestem... Jestem... - przerwała, nie mając pojęcia, co powiedzieć. Bo w końcu kim była? Dopiero po kilku wdechach do jej głowy przyszedł pomysł. - Jestem twoim natchnieniem. Przed tym snem namalowałeś coś doskonałego, ponieważ ci pomogłam.
Powoli do jego świadomości dochodziło, że faktycznie może śnić. Przypomniał sobie również nagły przypływ weny, który przelał na płótno. Był to pierwszy obraz od bardzo długiego czasu, jakiego nie chciał spalić albo zniszczyć. Miał ochotę kopiować go miliony razy, by móc wciąż przeżywać chwilę malowania. Jednak czegoś tam brakowało - dopiero we śnie mógł zaznać olśnienia. Brakowało tam personifikacji jego natchnienia. Białowłosej istoty, której najwyraźniej zawdzięczał piękne dzieło. Obdarzył ją najradośniejszym uśmiechem, jakim tylko mógł.
- W takim razie jak mogę ci się odpłacić za tę przysługę? - zapytał.
- M-możesz... Śnić częściej ten las i mnie. I... i nadać mi imię. Właśnie, jakie imię do mnie pasuje, Williamie?
Delikatny rumieniec wstąpił na twarz istotki. Pierwszy raz wymówiła jego imię.
- Eee... Co powiesz na Primrose?
Skinęła głową z leciutkim uśmiechem. Coraz bardziej wczuwała się w rolę dystyngowanej istoty spełniającej funkcję weny. Po chwili milczenia ruszyła w nieznanym nawet przez siebie kierunku, skinieniem dłoni przywołując Baśniopisarza. Nie mogła wytrzymać, musiała już poznać dalszą część lasu. Pozwoliła sobie na nieco szybszy krok, chcąc zarejestrować jak najwięcej ukochanych terenów. Tuż za nią szedł William, patrząc to na dziewczę, to na pojawiające się przed nimi miejsce. Gęsto ułożone drzewa ustąpiły, by stworzyć płaszczyznę dla niewielkiego, czystego jak łza jeziora. Po jego powierzchni płynęły nieśpiesznie zielone listki i odbijały się promienie słońca, mające większy dostęp do lasu dzięki temu, że korony drzew nie dosięgały do zbiornika wodnego. Gdyby zapytano artystę, jak opisałby to miejsce jednym słowem, odparłby "pięknie". Aż dziw, że jego głowa kryła w sobie takie zakątki.
Primrose podeszła do tafli wody i bosym palcem u stopy dotknęła jej delikatnie, tworząc kręgi znikające jeden po drugim. Usiadła, by móc zamoczyć nogi w dosyć chłodnym jeziorze i odprężyć się. Im więcej czasu tu spędzała, tym bardziej kochała ten świat. Baśniopisarz zaraz przysiadł się do białowłosej, ku jej zdziwieniu, zdjął buty i również zanurzył stopy.
- Mówisz więc, że śnię?
Odpowiedzią było skinienie głowy. Zielone oczy patrzyły rozmarzone daleko przed siebie.
- Będę pamiętał ten sen?
Wzruszenie ramionami i delikatne przysunięcie się do Williama, od którego biło ciepło. Woda nieco ochłodziła jego 'natchnienie'.
- Jak myślisz, to będzie dobry materiał na obraz?
- Oczywiście. Namaluj ten las w kolorach jesiennych. Będzie jeszcze piękniejszy. - odparła, starając się sprawiać wrażenie zapoznania z tematem. Nie było to wybitnie trudne, słowa płynęły prosto z jej serca. Wiedzę zdawała się czerpać prosto z głowy malarza.
- Widzisz... Dotychczas nie potrafiłem choćby wyśnić tak pięknego miejsca. A jak mam je sobie wyobrazić?
- To ty tutaj rządzisz... Zapragnij zmienić kolory, a zmienią się.
Zamknął oczy, wmawiając sobie, że las nagle zmienia swoje barwy na jesienne. Kiedy uchylił jedną powiekę, rzeczywiście zobaczył pomarańczowe kolory. Liście pożółkły i poczerwieniały, a temperatura obniżyła się delikatnie, jak gdyby dopasowując do pory roku. Baśniopisarz polubił to miejsce jeszcze bardziej.
- Czy jesteś wytworem mojej fantazji? - zapytał nagle.
Ledwo powstrzymała się od odpowiedzi twierdzącej. Gdyby uznał, że włada również nią, zlekceważyłby Zjawę, a tego nie chciała. Jeśli jednak dowiedziałby się o jej odrębnym istnieniu, zacząłby się bać. Milczała więc, nadal patrząc w odległy punkt na horyzoncie.
Siedzieli tak przez długi czas, dopóki księżyc nie zagościł na niebie. Ile czasu minęło w świecie rzeczywistym, tego nie dane było im wiedzieć. W końcu William podniósł się i otrzepał chyba z przyzwyczajenia, gdyż żadna cząstka kurzu nie osiadła na jego spodniach. Posłał Primrose radosny uśmiech.
- Chcę obudzić się, żeby móc uwiecznić to jezioro na kolejnym obrazie. Ciebie również namaluję.
Pozwoliła sobie na odwzajemnienie wyrazu twarzy. Mogłaby jednak dać uciąć sobie rękę, że w jej wnętrzu coś wybuchło. Szczęście, jakie wywołało w niej to zdanie, nie równało się z żadnym innym.


Za wilczym śladem podążę w zamieć i Twoje serce wytropię uparte...



Mijały dni, mijały noce.
Kiedy William nie spał, Primrose przechodziła do innych snów z coraz większą wprawą. Na początku działał za nią instynkt, często przenosiła się więc do losowych miejsc, ale z biegiem czasu zaczęła wyczuwać więcej 'wibracji' wytwarzanych przez fantazje różnych istot. Odczucia pochodzące od marzeń sennych Baśniopisarza były dla Zjawy Sennej szczególne i w każdej chwili mogła przejść do jego snu. Nie było szans, by go zgubiła. Był przecież zbyt ważny. W Krainie Snów napotykała wiele rodzajów osób - pełnych energii ludzi z magicznymi kapeluszami, osobników z kocimi elementami w wyglądzie, raz nawet spotkała kobietę z przezroczystą skórą, której rany wyglądały jak stłuczone szkło. Często gościła również u najzwyklejszych ludzi. Z reguły nie odbywała podróży wyłącznie dla siebie - chciała zebrać jak najwięcej pomysłów na dzieła stwórcy, którego natchnieniem stała się już nie tylko z nazwy. Podsuwała mu pod nos widoki, które powinien przenieść na płótno po obudzeniu. Nierzadko malował je podczas snu, by w rzeczywistym świecie zrobić to z przygotowanym planem. Niekiedy Prim wchodziła też do Krainy Luster albo Świata Ludzi, nigdy jednak nie pojawiła się przy Williamie. Jej wygląd nie odbiegał aż tak od standardów ludzkich - można było wytłumaczyć go zafarbowaniem włosów i noszeniem soczewek - dzięki czemu miała okazję nieco poznać ich zwyczaje. Raz nawet zainspirowała Baśniopisarza do stworzenia serii obrazów o fabule znanej w Glassville opowieści o dziewczynce, która w pogoni za królikiem wpadła do nory z portalem, który przeniósł ją do świata identycznego, jak Kraina Luster. Odkryła również drugą właściwość materializowanego przez siebie pyłu - kierując go do oczu innych, mogła oślepiać ich na pewien czas. Niekiedy moc przydawała jej się.
Gdy Primrose zauważała, że może wejść do snu Baśniopisarza, od razu to robiła. Spędzali razem bardzo wiele czasu i zbliżali się do siebie. Zjawa poznała wiele szczegółów z życia artysty, często opierała się na jego ramieniu, kiedy malował coś w tym świecie i podpowiadała, jakich kolorów powinien użyć. W przerwie od tworzenia spacerowali po lesie, który wciąż się rozrastał. Powstała tam nawet mała chatka do spędzania zimowych chwil - pory roku w śnie zmieniały się w zależności od kaprysu mieszkańców. W domku znajdował się między innymi bujany fotel, ulubiony mebel Sennej Zjawy. Z reguły czekała z niecierpliwością, aż William na nim usiądzie, po czym wtulała się w mężczyznę, chłonąc ciepło. Dla niego był to nadal sen, dla niej - rzeczywistość.
Zdarzało jej się słyszeć o miłości. Raz nawet nawiązała konwersację z młodą dziewczyną ze Świata Ludzi, która skomplementowała jej włosy na klatce schodowej, gdy Prim wychodziła z mieszkania śniącej osoby - na szczęście było otwarte. Po krótkiej rozmowie nieznajoma pochwaliła się Zjawie, że jej związek wręcz rozkwita. Dziewczęcia nie zdziwiło nawet pytanie o to, jakim uczuciem jest zakochanie. Najwyraźniej miała taką ochotę podzielić się ze światem swoim szczęściem, że opowiadała o tym nawet nieznajomym osobom.
- Wiesz, to jest tak, że masz ochotę przebywać tylko z tą osobą... No i jest tak przyjemnie ciepło, kiedy na przykład cię przytula! Albo... Albo chcesz zrobić wszystko, żeby ten ktoś był szczęśliwy. A ja często się przy nim rumienię! I niektórzy znajomi mówili mi, że on patrzy na mnie, jak na boginię. - opowiedziała z entuzjazmem dziewczyna.
Pogawędziły jeszcze o drobnostkach, po czym się rozdzieliły - każda poszła w innym kierunku. Była to niedługa rozmowa, ale przez kilka następnych snów, które były jej wyznacznikiem czasu, zastanawiała się nad pojęciem miłości. Los sprawił, że dopiero po trzech nocach powróciła do świata Williama, wcześniej szukała dla niego pomysłu na parę ładnych malunków. Znalazłszy się na miejscu, przypomniała sobie o odbytej rozmowie. Kroczyła w kierunku jeziora, przy którym często przebywał Baśniopisarz. Nagle zdała sobie sprawę z faktu, że im więcej myśli o tym, co usłyszała, tym bardziej się rumieni, jak gdyby udając tamtą dziewczynę. Ale nie udawała. Do jej głowy dostał się mętlik, który musiała rozwiązać prostym sposobem.
Po krótkim spacerze zauważyła siedzącego na brzegu mężczyznę. Ostatnie kilka kroków wykonała niezgrabnie i pośpiesznie. Na pewien czas porzuciła rolę owianej tajemnicą muzy. Usadowiła się obok niego i wlepiła w malarza wzrok, szukając oznak rumieńców czy maślanego spojrzenia. Zostało to skomentowane cichym śmiechem.
- Coś się stało? - zapytał ze słyszalnym zaciekawieniem w głosie.
- Byłeś kiedyś zakochany?
Zaskoczyło go to pytanie. Przypomniał sobie natychmiast zauroczenie w rówieśniczce, kiedy był jeszcze podrostkiem. Został jednak odrzucony na rzecz przystojnego Dachowca. Od tamtej pory przyłapywał się na obdarzaniu tej rasy nieprzyjemnymi spojrzeniami. Poza tą relacją, nie przypominał sobie żadnej wielkiej miłości - poświęcił się próbom tworzenia sztuki.
- Bardzo dawno temu, byłem wtedy mały. Dlaczego o to pytasz?
- A teraz jesteś? We mnie?
Primrose nie potrafiła bawić się w domysły - szukała odpowiedzi, więc zadała pytanie. William, nadal uznający ją za wytwór swojego umysłu, był tym zdziwiony. Pomyślał nawet, że bardzo musi brakować mu kobiety, skoro takie rzeczy dzieją się w jego śnie. Rzeczywiście odczuwał dużą sympatię do Primrose, ba, był nią delikatnie zauroczony, choć w tym zdrowszym stopniu. Nie ma się co dziwić, że zadecydował o małym urozmaiceniu w swoim sennym świecie - utworzenie czegoś w rodzaju związku. Od początku nie traktował tego na poważnie, lecz trwał w przekonaniu, że w razie konieczności będzie mógł przywrócić stan rzeczy do początkowego. Bo w końcu to tylko sen...
- W pewnym sensie... Tak, moja droga. - odpowiedział po dłuższym zastanowieniu, przybierając poważny ton. Chciał odgrywać związek, więc musiał porządnie zacząć.
Twarz dziewczęcia rozjaśniła się pod wpływem uśmiechu. Z wielkim entuzjazmem rzuciła mu się na szyję. Odkryła właśnie kolejne nowe uczucie - właśnie to mogła nazwać zakochaniem. Osoba, z którą wcześniej rozmawiała, miała rację. Nadal czuła, jak mocno płoną jej z reguły blade policzki.
Od tamtego momentu Prim i William rzeczywiście zaczęli zachowywać się jak zakochani. Z reguły to Baśniopisarz okazywał jej, o ironio, uczucia. Delikatne pocałunki, romantyczne gesty - tego wszystkiego udało mu się nauczyć Senną Zjawę o związkach i tym, na czym polegają. Po jakimś czasie zaczęła powtarzać te gesty, często w niespodziewanych chwilach. Mijały dni, mijały noce. W takich okolicznościach dziewczyna jeszcze bardziej przywiązała się do swojego stwórcy. Relacja była niezdrowa - wraz z przywiązaniem przyszło uzależnienie, a choć Will nie zachowywał się jak zły partner, to wciąż pozostawał przy przeświadczeniu, że nie musi, a wręcz nie powinien szczerze angażować się w to wszystko.


Kiedy wyrzekłem moje życzenie, czyś mnie wbrew sobie wtedy pokochała?



Wszystko, co dobre, kiedyś się kończy.
Normalna kolej rzeczy w życiu to poznanie kogoś, w kim po jakimś czasie można się zakochać. To samo spotkało Williama. Choć 'związek' z Senną Zjawą był dla niego czymś bardzo przyjemnym i stał się wręcz naturalny, zauroczenie w pewnej uroczej Marionetkarce stłamsiło starą relację. Dosyć oczywisty przebieg wydarzeń - zaczął spędzać z adorowaną wiele czasu, myśleć o niej, wkraczała do myśli mężczyzny także podczas snu. Z początku Primrose nie odczuła zmiany. Nadal mogła doznawać pieszczot ze strony Baśniopisarza, wciąż doceniał każdy jej pomysł na obraz. Nie widziała żadnego zagrożenia, nie miała o co się martwić. Później jednak przyszła pora na obrócenie się świata do góry nogami. Stopniowo, kroczek po kroczku, sytuacja stawała się niekorzystna. Na początku przyszło stworzenie granicy między białowłosą, a jej stwórcy. Nie było już przytulania i wspólnego bujania się na fotelu. William nie chciał nawiązywać takiego kontaktu z inną osobą, niż jego nowa ukochana, nawet podczas snu. Napawało to niezadowoleniem istotę, ale jeszcze nie zmartwieniem. Pomyślała, że to kolejny etap ich związku. Całkiem sensowne wytłumaczenie.
Później przestał tak często pytać sam z siebie o pomysły na kolejne dzieła. Dotychczas twierdził, że bez niej nie mógłby niczego stworzyć, a wiedziała przecież, że bardzo często coś malował. W pewnych chwilach miała wrażenie, że jej głowa ma zamiar wybuchnąć od natłoku myśli, w większości były to zmartwienia. Zaczęła starać się podwójnie, by ponownie zostać docenioną przez Williama. Szukała inspiracji w każdym świecie i przynosiła ją malarzowi. Dzięki temu chociaż na chwilę, chociaż na te kilka minut czuła się jak dawniej - bezpieczna i kochana.
Pewnego razu w końcu oznajmił jej, co było powodem zmian w tej relacji:
- Wiesz, Primrose, w końcu się zakochałem. I to w rzeczywistości. To piękna Marionetkarka, nazywa się Arinette. Myślę, że nie będziesz mi już dłużej potrzebna. Możesz zniknąć, dziękuję za dotychczasową pomoc, było naprawdę miło!
Uznał taką wypowiedź za normalną. W końcu wciąż uważał Prim za część swojego snu, za kawałek umysłu. Śnił świadomie, więc mógł kierować elementami swojej fantazji. Spodziewał się gratulacji, radości, a po tym spokojnego odejścia. Zobaczył jednak zastygłą w jednej emocji twarz. Zaskoczenie, które szybko przeradzało się w chłodny gniew.
- Co ma to oznaczać?
- Wiesz, byłaś moim natchnieniem, ale już cię nie potrzebuję, rozumiesz? Teraz ona jest moją muzą! - odparł zniecierpliwiony.
Wstała. Bardzo rzadko odczuwała negatywne emocje, a w tym wszystkim rarytasem był właśnie gniew. Nie miała powodów do takowego. Teraz jednak nadrabiała za całe swoje życie, które miało już dosyć pokaźną długość. Zrozumiała wszystko doskonale. Porzucił ją, zabawił się. Gdzieś w tle nadal była szaleńczo zakochana w Williamie, jednak złość przytłumiła wszystko. Nie było szans, żeby choćby pomyślała o próbie zabójstwa stwórcy, ale wiedziała, że musi jakoś się zemścić. Ułamek sekundy zajęło jej dotarcie do sposobu na to - spełni jego życzenie, odejdzie. A wraz ze sobą zabierze cały jego dobytek, czyli natchnienie, którym dotychczas była.
- Odejdę. I odbiorę ci wszystko, co dotychczas ode mnie otrzymałeś! Mam nadzieję, że nie weźmiesz już do ręki pędzla, a wszystkie bardzo przysłoni ci szarość! - wykrzyczała, po czym wyszła ze snu.
I już nigdy tam nie wróciła.


Z moich snów uciekasz nad ranem, cierpka jak agrest, słodka jak bez...



William Heaster związał się z nową partnerką, lecz ich związek był przelotną miłością - po pewnym czasie rozstali się w zgodzie. Baśniopisarz na czas trwania relacji odstawił na bok sztalugę i pędzel, chcąc nacieszyć się partnerką. Kiedy ponownie wziął do ręki narzędzia, zamarł w bezruchu. Nie miał pojęcia, co namalować. Żaden jego obraz nie skończył tego dnia nigdzie indziej, niż w śmietniku. Przez uzależnienie się od pomysłów Zjawy Sennej jego kreatywność zanikła. Kilka lat braku praktyki w malunku, kiedy trwał w związku z Arinette, odebrało mu resztkę posiadanych umiejętności. Był przekonany o swojej bezsilności. Popełnił samobójstwo, uznając, że bez sztuki jego życiu zabraknie sensu.
Primrose tułała się po Krainie Snów, nie chcąc choćby na moment wychodzić poza nią. Czuła, że to w rzeczywistości czai się największe zło. Na przemian rozpaczała, mając ochotę powrócić do swojego stwórcy bez względu na cenę i pomstowała mu. Nie miała jednak odwagi pojawić się w jego śnie. Dopiero po paru latach wróciła do Krainy Luster, gdzie zaczęła szukać informacji o Williamie. Stworzone z jej pomocą dzieła artysty nie były wprawdzie sławne w każdym świecie, ale zyskały drobny rozgłos - Zjawa szybko więc dowiedziała się o śmierci mężczyzny. Ponownie wstrząsnął nią niezmierny smutek. Minął jednak w miarę szybko, gdyż po kilku miesiącach Prim była w stanie pogodzić się z przeszłością. Dla swojej wygody przejęła nazwisko stwórcy. Niewiele osób kojarzyło je od razu z nim, więc bardzo rzadko pytali o powiązanie. Kiedy jednak coś takiego następowało, twierdziła, że była żoną Baśniopisarza. Wystarczyło, by więcej pytań w tym kierunku nie następowało.
Choć wciąż często ogarniał ją smutek i żal, zaczęła nowy rozdział swojego życia. Postanowiła poznać bliżej wszystkie trzy Krainy - tym razem dla siebie, a nie szukając za kogoś inspiracji. Jej głównym celem stało się jednak odnalezienie szczęścia. W dziwny, pokrętny sposób...





Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group