Archiwum X - Spotkanie Kandi i Meredith w Parku Rozalii
Anonymous - 28 Maj 2016, 17:35 Temat postu: Spotkanie Kandi i Meredith w Parku Rozalii Było to już późny wieczorem, o ile nie nocą. Kandi od kilku tygodni nie odmierzała czasu, a jej zegar biologiczny pozostawał całkowicie rozstrojony. Wszystko było pokryte kryształowymi kropelkami rosy lub deszczu. Dziewczyna również przez ten czas była odcięta od świata zewnętrznego, więc jej pojęcie o pogodzie było zerowe. Wlekła się powolnym i chwiejnym krokiem przez kolejne części parku. Jej różowiutkie pantofle (nie pomyślała wcześniej by ubrać jakiekolwiek buty wyjściowe) zaczynały przybierać barwę błota, a nogawki piżamy powoli podmakały. Nastolatka ogarniała całe otoczenie swym pustym wzrokiem, właściwie nie miała pojęcia dokąd i po co idzie, jednak była na tyle uważna by nie wpaść na jakiś obiekt. Spojrzała na labirynt zakręcony w środku ogrodu, po czym stwierdziła, że wygląda on o wiele mroczniej niż za dnia.
Z początku spadło na nią kilka kropel, które po chwili zmieniły się w deszcz. Kandi coraz bardziej przemakała, jednakże nic sobie z tego nie robiła. Miała na sobie zaledwie kurtkę, która szybko przemokła i nie stanowiła już żadnej izolacji przed deszczem. Dziewczyna postanowiła usadowić się na ławce osłoniętej przez gęstą koronę drzewa. Nie dawało jej to pełnego schronienia, bowiem co chwilę spadały na nią krople, jednak o wiele cięższe i większe.
Leżała tak bez większego sensu, a powieki opadały pod własnym ciężarem. Zasnęła licząc, że obudzi się gdzieś w lepszym świecie…
Anonymous - 28 Maj 2016, 19:39
Błąkała się przez parko-ogród od dobrych kilku godzin, kojąc swoje wieczne rozkołatanie widokiem kwiatów. Kwiaty... Chyba jedyne, co było w stanie wywołać u Meredith czysto pozytywne emocje. Może przez to na wpół nieświadomie zawędrowała właśnie do parku.
W ręku obracała co jakiś czas koronkowy parasol, który spełniał zadanie głównie dekoracyjne i zaczynał już przemakać. Ściekające krople nie robiły jednak Świetlikowi różnicy, drobne uderzenia i chłód wody nie znajdowały się w spektrum, które była w stanie odczuwać. Oprócz tego miała na sobie jasnobeżową sukienkę sięgającą samej ziemi, z długimi rękawami i bez głębszego dekoltu. Strój ten skutecznie zakrywał jej lalkowe stawy, pozwalając uchodzić Mer za zwykłego, przeciętnego człowieka… chociaż sukienka sama w sobie przyciągała uwagę, nadając się bardziej na wykwintne przyjęcie niż przechadzkę. Na szczęście dla marionetki pora i pogoda nie sprzyjały tłumom, nie było więc wokół żadnych ciekawskich i niepożądanych oczu.
Ruszyła ścieżką w dalszą drogę, ale coś przykuło jej uwagę. Och? Co to? Przystanęła przed ławką, wpatrując się zaciekawiona w dziewczynę. Śpi, biedactwo. Uśmiechnęła się słodko. W końcu przybyła do tego świata by trochę lepiej poznać ludzkie obyczaje, czemu nie zacząć już teraz? A może najlepiej zacząć poznawać ich od środka, dosłownego środka? W wolnej dłoni trzymała nóż do tapet, który cały czas wysuwała i wsuwała, jakby jego szczęknięcia pozwalały jej się skupić. Wtem wbiła go sobie w nadgarstek, a krople niebieskiej chłonki zaczęły się powoli sączyć z nacięcia. Poczuła tylko lekkie ukłucie, ale ten impuls zupełnie jej wystarczył. Uśmiechnęła się szerzej, zadowolona. Już wiedziała. Nie. Nie dzisiaj. Może i ma w środku Odpowiedź, może znalazłabym to czego szukam, ale nie dzisiaj, Poszukiwania mogą poczekać, tak, tak. Oczy jej zalśniły - miała teraz pomysł na lepszą zabawę. Pogmerać w ciele dziewczyny zawsze można później.
Zlizała niebieską limfę że świeżej rany i schowała nóż do małej kieszonki, w którą na szczęście była wyposażona sukienka. Wyciągnęła pustą już dłoń i delikatnie musnęła czubek głowy śpiącej. Możliwe, że włożyła w ruch trochę więcej siły niż było to konieczne - nie była w stanie przecież poczuć jak silny nacisk wywiera.
- Kochanie, śpioszku, czas się budzić. Chcesz iść z Pasterką na małą wycieczkę?
Uśmiechała się, patrzyła łagodnie dużymi oczami i czekała na odpowiedź tamtej.
Anonymous - 30 Maj 2016, 21:28
Ze snu wyrwało ją niezbyt delikatne stuknięcie w czoło. Dziewczyna powoli rozchyliła powieki masując swoje czoło, w które przed chwilą oberwała. Przed nią jawiła się nieznajoma postać. Kandi mogła przyrzec, że kobieta stojąca obok niej wręcz jaśniała. Co prawda taka wizja mogła wynikać z nie do końca obudzonego umysłu nastolatki, załzawionych oczu i nietypowej aparycji nieznajomej.
- Kochanie, śpioszku, czas się budzić. Chcesz iść z Pasterką na małą wycieczkę?
Kobieta przedstawiła się jako Pasterka. “To jakiś pseudonim? Kim ona w ogóle jest? Dlaczego proponuje mi wycieczkę?” Pytania mnożyły się w głowie młodej dziewczyny, jednak nie miała odwagi by je zadać. Była całkowicie zdezorientowana całą sytuacją. Zimny deszcz, który niemal całkowicie przesiąknął jej pidżamę przyprawiał ją o dreszcze. Ruszenie się stąd i ogrzanie to nie był najgorszy pomysł… Ale zaraz… Skąd Kandi w ogóle wzięła się w parku? Nie przypominała sobie by wychodziła z domu… Absurd całej sytuacji mogło wytłumaczyć jedno - to tylko sen. Nagle wszystko nabrało sensu. Pasterka to po prostu postać stworzony przez znękany umysł nastolatki - przybyła tutaj by wskazać jej właściwą ścieżkę życia. W końcu kobieta wyglądała niemal jak anioł pozbawiony skrzydeł. Młode dziewczę porzuciło wszelkie wątpliwości i zmartwienia, jeśli to był tylko sen to jej nic nie groziło, a mogła tylko zyskać. Przyjazne spojrzenie Pasterki tylko utwierdzało ją w tym przekonaniu. W końcu po długiej pauzie odezwała się.
- Tak Pasterko, pójdę z tobą. Wskaż mi ścieżkę mego życia - nie miała zamiaru tego dodawać, jednak słowa same z niej uciekły. Zawstydzona zarumieniła się. Aby zmienić obrót sytuacji szybko się przedstawiła - Nazywam się Kandi - “po co ja to mówię, to wymysł mego mózgu, powinna mnie znać na wylot” - chociaż to zapewne już wiesz - dodała pośpiesznie.
Podniosła się z ławki i niemal runęła na ziemię, jednak w ostatniej chwili udało jej się podeprzeć ławką. Mięśnie dziewczyny najwyraźniej nie do końca się wybudziły. Choć trudność w poruszaniu się była również charakterystyczną cechą dla snu. Kandi spojrzała na swą Pasterkę, która miała poprowadzić ją ku lepszej przyszłości w oczekiwaniu na ruch z jej strony.
Anonymous - 31 Maj 2016, 20:41
Ojej. Chyba za mocno. - pomyślała, obserwując dziewczynę rozmasowującą swoje czoło. Na kilka sekund w Mer wezbrała fala gniewu. Znów coś pozornie nieistotnego przypomina jej o marionetkowej niedoskonałości. Świetlik bezwiednie zacisnęła dłonie wbijając sobie w skórę paznokcie, ale niemal nic nie poczuła. Jej oczy przez moment pałały czystą żądzą mordu i destrukcji, lecz uśmiech pozostał niewzruszony. Wszystko to trwało krótką chwilę, po czym Meredith roześmiała się radośnie.
- Chodź za mną, Kandi, zaprowadzę cię właśnie tam gdzie pragniesz. Cudowna kraina, wolna od trosk i zła. Podaj mi rękę, nie chcemy przecież żebyś się gdzieś zagubiła. - wyciągnęła dłoń w stronę dziewczyny, dusząc w sobie kolejny wybuch śmiechu. Naiwna! Jest taka naiwna! Pastorałce aż ciężko było w to uwierzyć, ale wcale nie zamierzała narzekać.
Zabawa robiła się coraz ciekawsza. Lalka doskonale zdawała sobie sprawę z tego, co zacznie się dziać z Kandi po drugiej stronie lustra. Pasożyt, nabywanie mocy… Z pewnością będzie miała co obserwować. Gdzie ją zaprowadzić najpierw? Gdzie porzucić, żeby złamać słodką Kandi? Tylko dlaczego w ogóle bawić się kosztem dziewczyny? A dlaczego nie?
- Kto wie, może jeśli będziesz grzeczna to wyrosną ci skrzydła? - z zamyśleniem zwróciła się po części do Kandi, po części do siebie. Miała głęboką nadzieję że proces ich wyrastania będzie bolesny dla dziewczyny. Może mogłabym się czegoś dowiedzieć? Obserwować i badać, i… znaleźć. Znaleźć… Nie. Nie mogła dawać sobie fałszywych nadziei. Nawet, jeśli ta nowa ofiara nie pomoże jej w tej sprawie, to przynajmniej pozwoli na trochę rozrywki. Tak, to na razie wystarczy.
Pasterka, ciągnąc za sobą zapewne wciąż zaspaną owieczkę, kierowała się w stronę przejścia, z którego tu przybyła. Nie planowała wcale opuszczać tego świata tak szybko, ale skoro ofiara nawinęła jej się pod rękę i jeszcze zamierzała współpracować, to Mer nie zamierzała przepuszczać okazji. Szły więc tak obie, dziwnie bajeczna para pod parasolem, niby zagubione dziecko i anioł stróż.
Anonymous - 2 Czerwiec 2016, 22:02
- Och, cudowna kraina! - wyrwało się dziewczynie.
Pokornie podążała za Pasterką, a jej od dłuższego czasu kompletnie depresyjny humor poprawiał się. “Jednak sny potrafią zdziałać cuda… Szkoda, że tylko pozostaną snami…” Westchnęła w głębi duszy. Następnie poczęła zastanawiać się, do jakiej krainy jest wiedziona. Czyżby była to cudowna kraina pełna Elfów i Krasnoludów rodem z “Władcy Pierścieni”? A może świat pełen czarodziejów niczym w “Harrym Potterze”? Czy istniała szansa na zastanie miejsca podobnego do tego z “Alicji w Krainie Czarów”? Kto wie czy przypadkiem nie czekał na nią bardziej w słowiańskich klimatach świat wyjęty z “Wiedźmina”. Nie chciała o to pytać swej przewodniczki, bowiem gdyby zostało jej to ujawnione, cała zabawa zostałaby zepsuta, a tego nasza bohaterka nie chciała. Mimo kłującego chłodu z zewnątrz, dziewczyna płonęła głęboko w swym sercu. Dawno nie było jej dane czuć takiego szczęścia. Oj naiwna, nie wiedziała na co się właśnie porwała. A może jeśliby wiedziała, to i tak z desperacji zgodziłaby się pójść za Pasterką, byleby uciec od tego okrutnego świata…? Cóż, tego niestety już nigdy się nie dowiemy. Głębokie przemyślenia Kandi przerwały słowa prowadzącej ją kobiety:
- Kto wie, może jeśli będziesz grzeczna to wyrosną ci skrzydła?
Z ekscytacji oczy nastolatki aż zalśniły. Tym razem nie mogła wytrzymać i zwróciła się do swej przewodniczki.
- A jakie one będą… Znaczy moje skrzydełka! Piękne pierzaste aniele skrzydła czy może delikatne i lśniące jak u wróżki? - w myślach rozważała wszelkie opcje, starając sobie przypomnieć wszelakie uskrzydlone postaci jakie były jej znane.
Nawet nie zauważyła, kiedy obie opuściły park i zmierzały w coraz to bardziej podejrzanym kierunku...
Anonymous - 3 Czerwiec 2016, 19:57
Kandi wydawała się być oczarowana myślą o nowej krainie, do której prowadziła ją Pasterka. Zatopiona w swoich myślach, dziewczyna wyglądała tak niewinnie i delikatnie… Meredith poczuła jakieś dziwne ukłucie w środku, coś pomiędzy żalem a strachem. Przez jej twarz przetoczył się chmurny grymas, ale zniknął równie szybko jak się pojawił. Nie, nie, nie. Nie ma miejsca na takie rozterki. Zrobię z niej coś nowego, coś innego… Będzie mi jeszcze wdzięczna!
Uspokoiła się i przywołała łagodniejszy wyraz twarzy, gdy Kandi wróciła ze swojego wewnętrznego świata i zadała lalce pytanie. Świetlik udała krótkie zastanowienie, wpatrując się w nocne niebo.
- Cukiereczku, oczywiście że twoje skrzydła będą dokładnie takie, jakie sobie wymarzysz. - zwróciła się do niej nieco karcącym tonem, jakby odpowiedź na to pytanie była czymś oczywistym. Wciąż jednak ciepło się uśmiechała. - Możesz mieć nawet każde piórko w innym kolorze, jak mała tęcza! - zaśmiała się, myśląc o tych opętańcach, których dane jej było widzieć, o ich skrzydłach wyglądających jak z koszmaru, o ludziach staczających się na skraj obłędu. Nie, już nie ludziach, a wyrzutkach nie należących do żadnej z krain. Będzie dokładnie taka jak ja, odmieniec, bez miejsca, bez żadnego życia. Nie czuła nic w rodzaju współczucia, a zamiast tego wypełniała ją czysta, niezdrowa ciekawość. Znowu na moment się w niej zagotowało, ale tym razem spowodowane to było czymś w rodzaju podniecenia na nadchodzące wydarzenia.
Marionetka i ludzka dziewczyna już jakiś czas temu opuściły park, a ścieżka zaczęła prowadzić ich coraz to ciemniejszymi zaułkami. Mer zdawała się jednak znać drogę i pewnie prowadziła za rękę Kandi. Teraz jednak delikatnie oswobodziła swoją dłoń.
- Nie bój się, motylku. Z Pasterką jesteś bezpieczna, zresztą nie mamy przed sobą już dalekiej drogi. - złożyła parasolkę, jako że deszcz przestał siąpić jakiś czas temu, i podała ją dziewczynie. - Zaopiekuj się nią, a ja coś ci w nagrodę pokażę.
Świetlik wyciągnęła z kieszonki mały instrument, okarynę. Po chwili zastanowienia zaczęła grać licząc na to, że muzyka ukoi ewentualne poddenerwowanie Kandi. Przez myśl marionetki przebiegło wspomnienie ludzkiej legendy o Szczurołapie z Hameln i cudem stłumiła w sobie chichot. Prowadzenie ludzkiego dziecka ku zgubie… Przecież dokładnie to robiła, prawda?
Melodia wciąż rozbrzmiewała, a obie postacie przedzierały się przez coraz to głębsze zarośla. Na całe szczęście chmury zdążyły się rozejść, a księżycowy blask wystarczał im do orientacji w terenie. Wkrótce dotarły do skraju lasu, a między ostatnimi drzewami można było dostrzec dziwną, jakby falująco - lustrzaną powierzchnię. Lalka przyłożyła palec do ust, dając znak Kandi by była cicho i samotnie postąpiła kilka kroków do przodu. Meredith rozglądnęła się, ale wyglądało na to, że wokół portalu nikogo nie było, a przynajmniej nikogo widocznego.
- Teraz, droga Kandi, czeka cię mały test. Nie martw się, będę cały czas przy tobie, ale musisz mi odrobinkę pomóc. - wyszeptała, pochylając się delikatnie nad dziewczyną. - Widzisz tamto lustro? To właśnie magiczne przejście na drugą stronę, a tam czeka nas tylko szczęście, śpiewające kwiaty, rzeki pełne czekolady i oczywiście twoje magiczne skrzydełka. Ale najpierw musimy być cichutko i ostrożnie przemknąć się do przejścia, dobrze?
Ponownie złapała za rękę swoją nieświadomą-w-co-właśnie-się-pakuje owieczkę i zdecydowanym krokiem ruszyła w stronę portalu.
Anonymous - 5 Lipiec 2016, 22:08
Ach, Kandi nie mogła uwierzyć w cudowność swego snu. Mogła mieć wymarzone skrzydełka. Wyobraziła sobie swe plecy przyozdobione setkami piór w kolorach tęczy. Jak piękny mógł być ten świat, do którego prowadziła ją Pasterka? Czy był wolny od zmartwień, pełen uskrzydlonych ludzi, którym za niedługo miała stać się sama dziewczynka?
Zatopiona w swej fantazji i wizji utopijnego świata podążała za Meredith kompletnie nie zwracając uwagi na miejsca, które mijały. Tym samym nie zauważyła, jak mroczna, złowroga i pokrętna były ów droga, którą obie dziewczyny podążały.
Uwadze Kandi również uciekł fakt, że deszcze przestał padać i właściwie nie zorientowałaby się w ogóle, gdyby Marionetka nie wręczyła jej swojej parasolki. Gdy tylko Świetlik pozbyła się przedmiotu, wyciągnęła dziwny instrument, którego nastolatka nie kojarzyła. Po chwili zastanowienia przypomniała sobie, że podobny instrument widziała w grze “The Legend of Zelda”, choć nadal nie do końca rozumiała jego działanie i konstrukcję. Oczywiście niezbyt się tym przejmowała, pozwalając swojemu umysłowi aby ukoił się w miłych dźwiękach wydobywanych z tego dziwactwa.
Wiedziona muzyką po raz kolejny odpłynęła i kompletnie nie zwracała uwagi na to co było wokół niej. A było to istotne, bowiem nasza nietypowa parka znalazła się w środku lasu, spowitego księżycowym światłem co tylko nadawało mu aurę tajemniczości.
Niespodziewanie Meredith zatrzymała się i dała instrukcje dziewczynie. Na wspomnienie o czekoladowej rzecze, Kadni niemal krzyknęła w euforii, jednak ostatecznie powstrzymała się od wydania jakiegokolwiek dźwięku.
Zbliżały się tak powoli do tajemniczej tafli lustra. Nastolatka nie rozumiała po co ta cała ostrożność. Czyżby Pasterka bała się, że ktoś niepowołany pójdzie za nimi? Ktoś, kto nie zasługuje by stać się aniołem? W każdym razie niezbyt ją to obchodziło. Udało im się, dotarły niespostrzeżenie do celu. Teraz wystarczy tylko przekroczyć tę magiczną barierę.
Nagle pojawiło się zwątpienie. Czy Kadni aby na pewno powinna tam iść? A może to nie sen, a ona właśnie została porwana? To było chwilowe przebudzenie zdrowego rozsądku. Chciała uciec, jak najdalej stąd. Jednak przed ucieczką powstrzymała ją jej przewodniczka, “zachęcając” dziewczynę by jednak “dobrowolnie” przekroczyła portal.
“Szkarłat…” To była jedyna myśl jaka przeszła przez głowę nastolatce po zderzeniu z zimną powierzchnią. Już sama nie do końca wiedziała, czy to lustro było takie, czy może w coś uderzyła. Chłód… Ogarnął ją i był bardziej dotkliwy niż do tej pory. Dopiero teraz poczuła, że jest niemal przemoknięta do suchej nitki. Otworzyła oczy. Leżała na podłodze, wyglądem przypominającej szachownicę. Wstała powoli i zaczęła się rozglądać. Znajdowała się w jakimś… Kościele? Wyjrzała przez najbliższe okno. Cała przestrzeń była spowita czerwienią, a gdzieniegdzie unosiły się skalne wysepki. Czy to było już piekło? Czy została oszukana? Postanowiła obejrzeć to dziwne miejsce jeszcze raz. Za nią było jedno wielkie majestatyczne lustro, zaś na przeciwko znajdowało się identyczne. A może nie została oszukana, a to tylko przejście. W każdym razie postanowiła poczekać na jej przewodniczkę, nieświadoma tego w co właśnie nieodwracalnie się wpakowała.
Anonymous - 7 Lipiec 2016, 13:27
Czyżby jej towarzyszka właśnie się wahała? Może jednak zdała sobie sprawę jak nieprawdopodobna i podejrzana jest cała ta sytuacja? Zastanawiała się nad ucieczką? Nie, nie, nic takiego nie wchodziło w rachubę w planie Meredith. Wszystko jak do tej pory szło gładko i zgrzyty, niemal już przy końcu, były niedopuszczalne. Absolutnie nie-do-pusz-czal-ne.
Pastereczka posłała Kandi swój najłagodniejszy, najcieplejszy i najsłodszy uśmiech, licząc że ten anielski wyraz twarzy uspokoi dziewczynę.
- Kochanie, co się dzieje? Nie bój się, nic złego ci się nie stanie, przecież jestem przy tobie. - szepnęła, kładąc jej rękę na ramieniu i delikatnie, a przynajmniej starając się by nie było to zbyt mocno, popchnęła nastolatkę w stronę lustra i podążyła za nią na drugą stronę.
Chłód, którego czuć nie mogła. Szkarłat, krwista czerwień i wszystkie inne jej odcienie mieszające się tutaj. Uśmiechnęła się, tym razem szczerze i z zadowoleniem. Napawała się przez moment widokiem z jednego z okien.
- Nie podoba ci się tutaj? - spytała, z lekkim zdziwieniem, widząc wyraz twarzy Kandi. Dla Mer Otchłań było miejscem które naprawdę kochała, miejscem które nazywała Domem. - Nie martw się w takim razie, to tylko… przedsionek. - ponownie wyciągnęła rękę w kierunku dziewczyny i pociągnęła ją za sobą, przechodząc przez kolejne lustro prowadzące do właściwej krainy.
Malinowy Las, potem Herbaciane Łąki i dalej. Te tereny z pewnością musiały wzbudzić zachwyt Kandi, a Mer nie zdziwiłaby się gdyby musiała niemal siłą odciągać dziewczynę od wąchania każdej z saszetek na herbacianych krzewach lub próbowania cukierków zwisających z drzew. Z tej perspektywy Kraina Luster wydawała się być szczęśliwa i beztroska, zupełnie tak jak przedstawiła ją wcześniej lalka. Ale ich podróż jeszcze się nie skończyła, Świetlik miała nieco... inne plany wobec tego ludzkiego dziecka.
- Co powiesz, Kandi? Wygląda jak w twoich snach? Zostaniesz z nami, prawda? Już na zawsze. - zaszczebiotała uroczo. Nieopodal, w wysokiej trawie, wylegiwała się gromadka Reille. Nieco dalej szumiał strumień, wypełniony zapewne mlekiem czy inną herbatą. Sielanka, istna sielanka. Tak jak w ludzkim świecie, tak i tu panowała noc, ale brak chmur, księżyc w pełni i chmary tęczowych świetlików skutecznie oświetlały polanę i nadawały jej jeszcze więcej magii.
- Chodź, już czas. - ponagliła ją. - Nie możesz się doczekać swoich skrzydeł, prawda? Już niedługo. Musimy tylko dotrzeć do pewnego… szczególnego miejsca. Wyjątkowego, zupełnie jak ty. - spojrzała przenikliwie na przyszłego Opętańca, wyobrażając ją sobie w scenerii Mrocznych Zaułków. Była ciekawa, niezmiernie ciekawa jak to miejsce złamie słodką Kandi.
|
|
|