To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Karty Postaci - Ruda pantera

Anonymous - 23 Czerwiec 2016, 21:13
Temat postu: Ruda pantera
Są duże i małe wojny. Te duże zmieniają świat, te małe człowieka. Jednak każda z nich zbiera swoje żniwo, najczęście kończące czyjeś życie. W dosłownym lub przenośnym znaczeniu. Jednak przetrwanie jakiejkolwiek z nich nie daje ci gwarancji, że nie przyjdzie kolejna. Że znowu czegoś nie stracisz. Więc ciągle się boisz, ciągle walczysz. Prowadzisz bitwę sam ze sobą.
Bo koniec wojny ujrzeli tylko ci, którzy umarli.

~***~


Nikt nie ma w zwyczaju dopuszczać do siebie myśli, że następnego dnia twoje życie zrobi obrót o sto osiemdziesiąt stopni i kopnie cię w twarz. Choć wszyscy wiedzą, że nawet uczeni nie znają dnia ani godziny swojej śmierci, każdy żyje w przekonaniu, że to nie dziś. Dlaczego więc tym razem miałoby być inaczej? Nie zapowiadało się na żaden konflikt. Ludzie dogadywali się z mieszkańcami Krainy Luster, mimo że różnice dzielące ich były ogromne. Choć sama ta dobra passa powinna być podejrzana, wszyscy myśleli, że tak pozostanie. Ale zawsze znajdzie się ktoś, jakiś jeden świr, który postanawia wcielić swoje chore idee w życie innych ludzi. Tym razem nie było inaczej - organizacja MORIA nagle zmieniła swoją opinię i uznała Krainę Luster za zagrożenie. Zupełnie tak, jakby bali się własnego odbicia.
Jednak nikt nie miał zamiaru ulec tym przesądom, magiczne istoty zaczęły walczyć. Nie inaczej postąpił jej ojciec - miał swoje ambicje, dla których był gotowy się rzucić w ogień. Matka zawsze mówiła, że kiedyś "się zastrzeli dla idei", choć nie sądziła, że wykrakała okrutny los. Jak można się spodziewać, takie historie nigdy nie kończą się szczęśliwie. Powiedziano, że zginął honorowo, z rąk jakiegoś opakowanego dziwaczną technologią człowieka. Nie wiedziała czy to prawda. Okoliczności nie były wtedy ważne. Jedyne co się liczyło, było to, że straciła ojca.
Kiedy wydawało się, że gorzej być już nie może, los zaśmiał się głośno i zakręcił kołem fortuny zupełnie tak, jakby ktoś mu za to płacił. Ich matka pracowała w teatrze. Aktorką była raczej przeciętną, jednak pięknie śpiewała. Zwykłe nucenie wprowadzało w stan zachwytu, nikt nie przechodził obok niej obojętny. Pewnego dnia wyszła do pracy, a ludzie zaatakowali teatr. Nigdy nie wróciła do domu. Nikt nie wiedział czy zginęła, zaginęła czy została porwana. Ale to również nie miało znaczenia, liczyło się tylko to, że teraz nie miała ani ojca, ani matki.
Została tylko ona. I jej mała siostrzyczka. Wojna ucichła, a one trafiły do sierocińca. Cattleya miała niewiele ponad dziesięć lat, a Amelia trzy. Dziewczyna była zmuszona dorosnąć o wiele za szybko. W końcu nie mogła myśleć o zabawie, kiedy jej jedyna rodzina potrzebowała ciągłej opieki. Nigdy nie narzekała na swój los. Wierzyła, że tak musiało być. Jednak przyrzekła sobie, że zrobi wszystko, by nikt więcej nie zniknął z jej życia nieoczekiwanie. Starała się przychylić nieba swojej siostrze, jednak co mogło zrobić dziesięcioletnie dziecko? Kradła, oszukiwała i ogrywała wszystkich, którzy mógli mieć cokolwiek, co przyniesie uśmiech na usta Melki. Była gotowa rozszarpać gołymi rękoma każdego, kto do niej zbliży się choćby na metr w złych zamiarach. Wiele razy znajdowała się niezwykle blisko takiej możliwości. Była trudnym dzieckiem, jednak jej postawa miała na celu odstraszyć kolejne nieszczęścia. Szło jej raczej średnio.
Kiedy Amelka skończyła cztery lata, w sierocińcu pojawiła się pewna arystokratka. Można się domyślić, że przyszła z zamiarem adopcji. Jednak Catt stwierdziła po chwili, że chyba pomyliła przybytki - to był przytułek, nie schronisko dla zwierząt. Otóż szukała Dachowca, który spełniałby rolę maskotki i zabawiał przybyłych do jej rezydencji gości. W dziewczynie coś się zagotowało, jednak tego nie skomentowała, bo wiedziała, że w istocie nie miała nic do gadania. Arystokratka zainteresowała się siostrami. Jednak nie chciała wziąć ich obydwu, a jedną. Nie chciała Amelii. Wybrała Cattleyę, która wtedy była już naprawdę ładną dziewczynką. Choć ta nie dopuszczała do siebie myśli, że ktokolwiek mógłby ją rozdzielić z Mel, zdawała sobie sprawę, że to jak walka z wiatrakami. Szybko przemyślała sytuację i doszła do wniosku, że ona poradzi sobie w sierocińcu sama, Amelia nie. Dlatego przekonała arystokratkę, że wcale nie chce zabrać jej ze sobą. Kiedy błaganie nie działało, zaczęła się zachowywać jak najwredniejsze dziecko tej ziemi, co skutecznie odwiodło bogatą panienkę od wizji adopcji Cattlei. W końcu jak ma pokazywać gościom niewychowaną gówniarę? A Amelka była cicha i na tyle mała, że mogła wychować ją po swojemu. Catt przytuliła na pożegnanie siostrę, pocałowała w czoło i przyrzekła, że jeśli dowie się, że ktoś wyrządził jej jakąkolwiek krzywdę, wpadnie tam nawet w środku nocy i zmiecie ich z powierzchni ziemi. Wiedziała, że w razie czego nie przeszłaby nawet przez bramę, ale gotowa była spróbować.
Jej późniejsze życie nie było łatwe. Ale przecież nigdy nie jest prosto, prawda? Czuła się samotna, jednak czas leczy rany i prędzej czy później się przyzwyczaiła. Stała się niezwykle samodzielna, wszakże była zdana sama na siebie. Lata mijały, a Catt w końcu była za duża, by ktokolwiek chciał ją adoptować, ale też za mała, by pracować.
Kiedy stała się pełnoletnia, musiała opuścić sierociniec. Z jednej strony zawsze o tym marzyła, z drugiej - dokąd miała się udać? Przez parę miesięcy praktycznie rzecz biorąc żyła na ulicy, kradnąc i oszukując się, że następnego dnia będzie lepiej. Jak można łatwo się domyślić, lepsze czasy nie nadchodziły. Cattleya w końcu wpadła w złe towarzystwo. Trafiła do grupki równie "bezpańskich" dzieciaków, co ona. Kradła i wyrządzała szkody razem z nimi przez kilka lat. I pewnie robiłaby to do dziś, gdyby duża część bandy nie planowała dołączyć do pewnej podziemnej grupy, która pragnęła zemsty na ludziach. Dziewczyna, owszem, miała im za złe, że przez nich straciła rodzinę. Ale nie uważała, że mszczenie się to jakiekolwiek wyjście. Uciekła pewnej nocy i zdecydowała, że pójdzie inną ścieżką. Własną. Ta droga była o wiele cięższa, niż ślepe podążanie za tłumem - głównie dlatego, że szło się samemu.
Miała dwadzieścia dwa lata, kiedy wstąpiła do armii Arcyksięcia. Nie była osobą wyedukowaną, a w przeszłości nie raz przyłożyła komuś przez łeb w walce o własne dobro. Taka praca wydawała się dobrą opcją. Uczyła się szybko, jednak minęło parę lat, nim mogła nazwać się dobrym żołnierzem. Wspinała się po szczeblach armii na coraz wyższe stanowiska i nim się zorientowała, wylądowała w najbliższej straży Arcyksięcia. Gdyby kiedyś ktoś jej powiedział, że w wieku trzydziestu lat jej głównym zajęciem będzie stanie z bronią pod pokojami najważnejszej osoby w Krainie Luster, zaśmiałaby się serdecznie i odsunęłaby się od tego świra jak najdalej się da. Bo widzicie, gdy Catt miała jakieś piętnaście lat, zdała sobie sprawę, że posiadanie jakichkolwiek większych ambicji nie jest dla niej. Nie spodziewała się więc, że ktoś będzie darzył ją aż takim zaufaniem.
Dlatego też, zdziwiła się następnym zadaniem od Jego Wysokości. Trzy lata temu wezwał ją do siebie i oświadczył, że jego młodsza siostra wraca i od teraz Cattleya ma być jej prywatną obstawą. Co prawda wyraził się inaczej, powiedział, że będzie jej pupilem, na co w kieszeni dziewczyny otworzył się nóż. Przed oczami przeleciał jej obraz arystokratki, która adoptowała Mel. Kiedy zaprotestowała najgrzeczniej, jak tylko umiała, wyjaśnił, że to bardzo ważna sprawa, a Ruby otwarcie ochrony nie przyjmie. Catt zgodziła się, ale głównie dlatego, że nie bardzo mogła powiedzieć Arcyksięciu "nie". Jednak równie dobrze rozumiała, co to znaczy troszczyć się o siostrę.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group