Archiwum X - Spotkanie dwóch katan. (Dodge, Nishinoya)
Anonymous - 25 Czerwiec 2016, 20:53 Temat postu: Spotkanie dwóch katan. (Dodge, Nishinoya) Czas: Kilka lat temu ( do ewentualnego ustalenia.)
Miejsce: Kraina Luster
***
Choć ciężkie obłoki zlewały się ze sobą w kolorową masę waty cukrowej, to miał wrażenie, że zaraz lunie na niego czarny deszcz. Kroczył bez celu udeptaną ścieżką, a po prawej czekoladowe jezioro skrzyło się wręcz smacznie w blasku co rusz skrywającego się za chmurami słońca. Pogoda była tak samo niezdecydowana jak on. Kompletnie zagubiony Dodge, nie miał gdzie się podziać. Czuł się niechciany w każdym miejscu w jakie się udał. Martwy i pusty w środku nie potrafił zasymilować się z emocjonalnym istotami, których towarzystwo wbrew pozorom tak kochał. Poprawił niechcianą zmarszczkę na rękawie marynarki. Miał tendencje do pedantyzmu, ale to była jego jedyna para ubrań. Eleganckie spodnie zakurzyły się trochę podczas wędrówki lecz wszystkie kanty pozostały wciąż idealnie wyprasowane. Szarymi, beznamiętnymi oczyma przymkniętymi w półsennym wyrazie ogarnął przestrzeń, ale nie widząc nic wartego dłuższej uwagi nie wstrzymał marszu. Dokąd tak właściwie szedł? Co będzie robił przez resztę życia, kiedy już od jakiegoś czasu błąka się bez celu, po ucieczce od okrutnej marionetkarki? Nie wiedział, ale nie zamierzał się poddać. Rozpacz czy smutek są mu zgoła obce, dlatego nie można było powiedzieć, że załamywał się swoją obecną sytuacją. Marionetki nie potrafią czuć jak ludzie. On się dopiero uczy, wciąż uczy i nadal tak mało wie. Wiedział już za to czym jest samotność. Przygnębiające uczucie pustki i towarzyszące mu znudzenie bezbarwnym życiem są tego przykładem. Wiatr rozwiał czarną czuprynę niosąc ze sobą kilka płatków waniliowych kwiatów i aromat płynnej czekolady. Zaczesał niechciane kosmki do tyłu i schował ręce do kieszeni. Czując przyjemny ciężar zwisającej u boku katany poznawał Krainę za która niegdyś walczył i był gotów oddać życie – (nie)stety nikt go nie chciał odebrać.
Nishinoya - 30 Czerwiec 2016, 10:53
Lubił wracać do miejsca, które ujęło jego serce i sprawiło, że zrozumiał, iż nie znajduje się w swoim świecie, a wszystko, co znał – przepadło. Czekoladowe jezioro jak zawsze pełne słodkości oraz różnorodności było doskonałe w swojej niecodzienności. Chmury z waty cukrowej zrobiły się ciemniejsze, a ich zbita masa nasuwała tylko jedną, prostą myśl – będzie padać. Wkrótce z nieba spłynie czekoladowy deszcz, zalewając to miejsce jeszcze większą słodkością. Na szczęście z nieba nie spadła ani jedna kropla smakowitości, więc Kruczek mógł spokojnie wylegiwać się pod jednym z żelkowych drzew, zajadając ciasteczkowe ryby i miętowe, cukierkowe listki. Białowłosy lubił taką pogodę – mało słoneczną, ale ciepłą i przyjemną. Jako albinos od zawsze był bardzo wyczulony na promienie słoneczne, i mimo że po przemianie nie miał aż takich problemów, to po długim przebywaniu na słońcu źle się czuł. Skończył właśnie przeżuwać ostatnią rybę i włożył do ust miętowego listka, po czym oparł się wygodnie o miękkie drzewo, wyciągnął szkicownik wraz z ołówkiem i zaczął przerysowywać Reyuin – wielobarwnego psa, którego dostrzegł w oddali. Sprawiło mu to nie mały trud, gdyż bestyjka znajdowała się w ciągłym ruchu i tylko na chwilę przystawała, by rozejrzeć się lub podrapać za uchem. Przez długi czas starannie kreślił, rozmazywał i zmazywał linie, które narysował, ale po długim czasie (nie nosi ze sobą zegarka, więc zazwyczaj sugeruje się ułożeniem słońca, a jako że dziś jest pochmurnie, to nie ma zielonego pojęcia, ile tak siedział i rysował) w końcu mu się to udało i miał przed sobą wspaniały portret kolorowego psa. Uśmiechnął się, zadowolony z tego, co stworzył i schował szkicownik oraz ołówek. Powolnym ruchem wstał z ziemi, otrzepał czarne spodnie i przeciągnął się, rozprostowując przy tym białe skrzydła, które zaczęły delikatnie migotać we wszystkich kolorach tęczy, gdy jakaś malutka wiązka światła na nie padła. Zesztywniałe mięśnie odezwały się w dość bolesny sposób, ale czerwonooki do tego przywykł, więc westchnął tylko cichutko. Poprawił zsuwającą się katanę i zastanowił się, co powinien teraz zrobić. Nie miał sprecyzowanego zajęcia na ten dzień, więc postanowił trochę pobiegać, by jego mięśnie nie osłabły.
Anonymous - 1 Lipiec 2016, 10:48
Musiał przyznać, że wędrówka była całkiem przyjemna. Gdyby tylko wiedział ile już czasu jego nogi niespiesznie stawiają kolejne kroki w kierunku niewiadomego. Chociaż w sumie, czy ma to jakiegokolwiek znaczenie? Dopóki żyw i sił, to może tak iść niemal bez końca. Uczucie nieupływającego czasu, jakby ten stanął w miejscu, a on po wsze czasy będzie błądził - minie, jak każde inne. Gdzieniegdzie pojawiające się żelkowe drzewa urozmaicały krajobraz. Czemu by nie usiąść pod jednym z nich i nie zostać w tym miejscu chwilę dłużej, wpatrując się w czekoladowe jezioro? Jakby w odpowiedzi na ten nagły pomysł kłęby chmur przemieściły się rzucając cień na okolicę. Coraz cięższe obłoki nasycone były nie tylko kolorami, ale również kłębiącego się w nich deszczu. Chyba nie zdoła ominąć czającej się ulewy. Przystanął niezdecydowany, bo myśl by na chwilę się zatrzymać wśród słodkich drzew była aż nadto kusząca. Niespodziewane ukłucie przeszyło jego ciało niczym błyskawica. Zamknął oczy jakby z rezygnacji. No tak. Jak mógł zapomnieć o tym fakcie. Nie miał pewności czy nie zasiedzi się pod tym drzewem za długo. A czas tykał. Co jeżeli się już nie obudzi, bo nie będzie miał go kto ponownie nakręcić? Fakt, to był problem, zważywszy na to, że nie pamiętał kiedy ostatnio zwisający na szyi kluczyk był użyty. Odwrócił głowę i poszedł dalej, nie oglądając się już na drzewa. Wpatrzony w swoje stopy, z rękoma w kieszeniach nie spodziewał się tego, co przed sobą zastanie. Gdy uniósł głowę, okolica nie uległa zmianie. Wszystko było na swoim miejscu tyle że.... męska sylwetka biegła w jego kierunku, a jej białe skrzydła mieniły się padających promieniach, wciąż walczącego z chmurami słońca. Spojrzał na boki, ale poza nimi nikogo nie zastał. A mężczyzna wciąż biegł i przybliżał się do Dodge'a dość szybko. Zauważył przy nim pokrowiec i nie miał wątpliwość, że to katana, jako że sam jest tej broni posiadaczem. Osobnik, biegnie… i jest uzbrojony. Czy to pod wpływem wyuczonego instynktu, czy może jedynie w obronnym geście jaki pierwszy mu przyszedł na myśl – dobył zamaszystym ruchem miecza. Kontynuował wędrówkę zwarty i gotowy na ewentualne niesnaski, za nic nie ufając biegnącej prosto na niego postaci. Końcówka ostrza skierowana była bezpiecznie do ziemi, ale im bardziej się do siebie zbliżali tym pewniej zaciskał dłoń na rękojeści. Ciężka kropla spadła mu na ramię. Chyba jednak będzie padać.
Nishinoya - 4 Lipiec 2016, 10:02
Oddychał miarowo, ze spokojem wypisanym na twarzy, która nie okazywała żadnego zmęczenia. Gładkie rysy twarzy ani razu się nie zmieniły, delikatnie marszcząc lub poszerzając przy głębszym wdechu. Mimo wysiłku fizycznego i zmuszenia do ruchu dolnych oraz górnych partii ciała – czuł się przyjemnie spełniony. Nie przeszkadzały mu kropelki potu, które zaczynały pojawiać się na jego twarzy, ani skrzydła, które rytmicznie kiwały się na boki, przy każdym kroku. Białowłosy uwielbiał bieganie, a fakt, że porusza się szybko i z mieczem u boku wcale mu nie przeszkadzał, a nawet dodawał otuchy. Bo w końcu był jego kompanem, a Nishi doskonale wiedział, jak ważni się kompani.
W oddali dostrzegł mężczyznę, mniej więcej tego samego wzrostu, co on sam, jednak pewien nie był, bo różnica centymetra lub dwóch (według niego) nie była niczym specjalnym. Ale to nie wzrost, budowa czy czarne włosy zainteresowały czerwonookiego. To, co przyciągnęło jego uwagę, było trzymane w ręce, podłużne i skierowane czubkiem do dołu… Piękna katana, której właściciel gotów był użyć w każdej chwili. Albinos zwolnił swojego kroku, po chwili prawie się zatrzymując. Prawie, bo szedł teraz niesamowicie mozolnie, ocierając z twarzy pot i rozciągając mięśnie podtrzymujące skrzydła przez wywijanie nimi, to na prawo, to na lewo. – Witaj, przyjacielu – zawołał wesołym tonem, do uzbrojonej postaci. Nie wiedział, jakie zamiary ma drugi przedstawiciel płci brzydkiej (tak samo z resztą było w drugą stronę, gdyż tajemnicza postać nie miała pojęcia, co albinos zamierza zrobić). Nishinoya nie ufa zbytnio ludziom, jednak nawet on potrzebuje przyjaciela, więc istnieje możliwość, że czarnowłosy stanie się jego bliskim. Bo przecie łączy ich już jedno (a nie zamienili ze sobą słowa) – zamiłowanie do tradycyjnych, japońskich mieczy, czyli katan.
|
|
|