To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Archiwum X - Jin z tonikiem

Anonymous - 28 Czerwiec 2016, 19:44
Temat postu: Jin z tonikiem
♥Historia Jillian Cromwell♥



''Bo urodziłam się, by być tą inną kobietą, która nie należy do nikogo i należy do wszystkich,
która nie ma nic, a pragnie wszystkiego,
która ma w sobie to pragnienie doświadczenia wszystkiego i obsesję wolności,
która zatrważa mnie do tego stopnia, że nie mogę o tym mówić
i pcha mnie w stronę nomadycznej wolności, która mnie ekscytuje
i przyprawia o zawrót głowy.''


Jillian Cromwell urodziła się pewnego pięknego dnia o wschodzie słońca. Jej rodzina cieszyła się ogromnym szacunkiem ze względy na wzrastający z pokolenia na pokolenie talent. Od pierwszych chwil życia wychowywała się wśród kocich muzyków, nic więc dziwnego, że w wieku 2 lat umiała płynnie mówić, a na brzmienie jej głosu nie jedna osoba mdlała z wrażenia. Było też wiele innych rzeczy, które wzbudzały w ludziach zachwyt, jak również grozę, na przykład to zdarzenie, które zaraz przedstawię. Wichura za oknami sypialni nie pozwalała małej Jillian spać, a skoro ona nie spała, to inni też nie mogli. Łzy spływające po różowych licach kotki przyprawiała o ból czułe serca opiekunek, lecz nie jego. Czarnowłosy patrzył na nią wzrokiem pełnym pogardy i nienawiści. Do niedawna jako syn najważniejszej gosposi był traktowany niczym panicz, teraz to miejsce przejęła brązowowłosa. Nieodparta złość kłębiła się w jego ciele, powodując dreszcz kiedy nakazano mu ululać na rękach dziedziczkę. Z dezaprobatą podszedł do zadania, zbijając usta w cienką linię i mrużąc oczy. Ruch ten zaciekawił dziewczynkę niezmiernie. Jak on to zrobił? Ma coś na buzi? Wyciągnęła więc kruchą, białą rączkę dotykając jego ust... wtem umysł ich obojga zalały fale nowych odczuć. Ona poczuła niebywały lęk, jak gdyby rodzona matka zaczęła ją dusić. U młodzieńca w wyobraźni za to rozwijały się kompletnie inne odczucia. Nagle zapragną bliskości tej małej istotki, chciał z nią przebywać i ją chronić jak tylko mógł. Do tego te dziwne uczucie, kiedy przypomniał sobie kilka sytuacji z jego i jej życia, które kiedyś napawały go odrazą, a teraz były wręcz wspaniałe. Tak moi drodzy, moc jaką posiadała była niebywale groźna dla każdego męskiego osobnika, stąd jedynymi mężczyznami mogącymi przebywać w malutkim pałacyku rodziny Cromwell był stary Anthony oraz Izydiusz- dziad i ojciec niemowlaka. Tylko na członków rodziny ta że moc nie działała, i działać do teraz nie powinna.


''Czasami wolę być zupełnie sama
Niezdarnie tańczyć na granicy zła
I nawet stoczyć się na samo dno
Czasami wolę to, niż czułość waszych obcych rąk.''


Była ulubienicą wszystkich, mimo że w jej ciele grała dusza samotnika, który usilnie uciekał od jakichkolwiek ludzi. Inne kocie dziewczynki pragnęły z nią przebywać, bo był to swojego rodzaju wyróżnienie. Pobierała ona bowiem nauki od jednego z najbardziej znanych kocich kompozytorów, a ten nie raz chwalił się swoją uczennicą. Wiele dzieci po pierwsze nie miało dostępu do takiej nauki, a po drugie nie posiadało takiego talentu. Wracając jednak do jej stosunków to bliskości innych nie lubiła, za dużo by o niej wiedziały. Dlatego większość swojego czasu spędzała w sypialni ćwicząc śpiew, grę na instrumentach czy pisząc wiersze.
Już jako tam małe dziecko (5/8 letnie) przechodziła swój pierwszy okres buntu. Mimo swojej nienawiści do osób nietolerancyjnych, wrednych zachowywała się tak samo, tłumacząc to ich ,,głupotą, którą trzeba tępić''. Przytoczyć tutaj mogę pewną sytuację. Mianiowicie pewnej wiosny malutka Jin po raz drugi w swoim życiu poszła bawić się ze znajomymi. I właściwie nie byłoby w tym nic nietypowego, gdyby nie fakt, że jej obecność wzbudziła ogromny zachwyt wśród towarzystwa. Dziewczynki przymilały się do niej, do czasu kiedy pewien chłopczyk z innego ,,obozu'' zabaw postanowił jednej najbardziej milusińskiej nagadać. Stwierdzenie jego bowiem brzmiało-Jestes tak gupia, czi tijko udajeś?- co bardzo Panienkę uraziło, odeszła z płaczem do domu, zostawiając rozchichotaną Jin wraz z innymi ,,gupimi'' przy ławce. Nadszedł jednak wieczór, bądź co bądź nie była to pora kiedy tak małe dzieci powinny same chodzić, lecz czy ktoś się o to martwił? Skądże znowu! Prócz matki jednego z chłopców większość rodziców zignorowało brak ich dzieci w pobliżu, stąd brązowooki stał się obiektem kpin. A ich główną promotorką była właśnie Jin.


''Miałam wszystko
Okazję na wieczność
I mogłam należeć do nocy
Twoje oczy, twoje oczy
Widzę w twoich oczach, twoich oczach
Wszystko w twoich oczach, twoich oczach''


Okres dojrzewania dla Jin był niebywale... burzliwy. Zatargi, bunt, pierwsza miłość. Czyż to nie za dużo dla tak młodej osóbki? Do tego jej momentami podły charakter dawał o sobie znać, kiedy wykorzystywała swoje moce aby uzyskać to, co chce. Zakochanym w niej młodzieńcom czy to przez moc, czy dzięki jej walorom, które zaczęła w sobie odkrywać kazała kraść, bić czy nawet zabijać. Odkryła w tym czasie również swoją ostatnią moc, którą wykorzystała na pewnej młodej dziewczynie. A sytuacja wyglądała następująco. Blondwłosa piękność stała na środku jadalni recytując jeden z najbardziej znanych w Krainie Luster wierszy. Jej drobne dłonie ściskały rąbki sukienki ze stresu, a czerwone policzki pałały dziewczęcą niewinnością. Jillian równie pięknie śpiewała, aczkolwiek nigdy nie skupiała na sobie tyle osób. Pragnęła być choć raz doceniona, być dla kogoś osobą, o której mówi się per ,,idealna''. Być kimś! W takiej sytuacji pozostała jej jedna rzecz. Po zakończeniu przedstawienia Panna Cromwell poprosiła więc gosposię, aby ta zaprosiła blondyneczkę do sypialni Jin, bowiem tam ich głosy mogły w spokoju oddawać myśli ukryte w umysłach. Jednak że kiedy dziewczyna imieniem Annie znalazła się w ów sypialni rzeczywistość okazała się inna. Drzwi sypialni zatrzasnęły się z hukiem, a klucz w magiczny sposób zaginął tuż po zakręceniu się w zamku. Jil spojrzała wzrokiem pełnym pożądania na blondynkę, oblizując jednocześnie wargi. Pragnęła tego, pragnęła z całej siły. Drobne dłonie brunetki nabrały niebywale dużo siły, a ściana była tak blisko! Jedno popchnięcie, jeden mały ruch, a malinowe usta zatopiły się w wargach recytatorki namiętnie je całując. Umysł za to błagał o głos, który powolnym strumieniem oddalał się od krtani Ann lądując wprost w ciele Jillian.
No i oczywiście pierwsza miłość. Baśniopisarz, który w złości podpalił pałacyk. Podłożył go w kuchni, w nocy kiedy wszyscy spali. Na początek wylał łatwopalną ciecz, następnie wyskoczył przez okno i podpalił sznurek, który przeprowadzić ogień aż do kałuży. W tym czasie zdołał ukryć się za pobliskimi głazami, stąd ledwo, ale jednak uszedł z życiem. A jak ona go kochała! Nawet po tym co zrobił bardziej bała się o niego, niż o siebie czy własnych rodziców. A dlaczego podpalił? Otóż wcale nie był ideałem, wręcz przeciwnie! Wredny, zuchwały, pragnący się mścić na przedstawicielach Dachowców przez błędy przeszłości. A co najgorsze wykorzystujący naiwność Jillian. Chcąc zniszczyć całej jej rodzinie życie podpalił pałac, kiedy całe szczęście dziewczynki nie było. Resztki godności miał, ale w budynku były wszystkie inne koty. A te spłonęły we śnie. Niewiasta dowiedziała się o tym dopiero dwa dni później...


''Są tacy, którzy uciekają od cierpienia miłości.
Kochali, zawiedli się i nie chcą już nikogo kochać, nikomu służyć, nikomu pomagać.
Taka samotność jest straszna, bo człowiek uciekając od miłości,
ucieka od samego życia.
Zamyka się w sobie. ''


Prawie 200 lat spędzonych w przetrwałej części pałacyku Cromwellów. Jedyną osobą jaka ją odwiedzała była stara kocica przynosząca jej jedzenie i ubranie.
200 lat śpiewania do pobitego lustra, straszenia przechodzących obok osób i zabaw Bogu winnymi mężczyznami. Piękna kobieta o niebieskich niczym wzburzony ocean oczach stała tegoż dnia w oknie, patrząc uwodzicielskim wzrokiem na stojącego nieopodal Baśniopisarza. Nie poznał jej, lecz co tu kryć - lica spowite różem, sukienka opinająca bujne kształty i głos piękniejszy od wszystkich pięknych kocich głosów w żaden sposób nie przypominały starej Jillian.
Tego dnia koncert miał być nietypowy. Pod oknem starego, nawiedzonego pałacyku nie stało jak zwykle kilkadziesiąt osób, teraz stał tylko on. W jej gardła wydobyły się pierwsze niży, świadczące o początku jej dzieła. Smukłe palce pokonały drogę do klawiszy pianina, a wiatr przepływający strużkami między szczelinami tworzył chórek Pierwsze słowa, pierwsze dźwięki, pierwszy dzień nowego życia, kiedy chwilę później opuściła wrota pałacu i pewnym krokiem ruszyła w stronę miasta.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group