To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Po drugiej stronie krzywego zwierciadła...

Archiwum X - Historia Jaspera

Anonymous - 29 Czerwiec 2016, 19:17
Temat postu: Historia Jaspera
Otóż na wstępie powiem, że pochodzę z dobrej i szanowanej rodziny Cieni. Praktycznie od zawsze była szanowana i nie było niczego co można by jej zarzucić. No, ale w końcu urodziłem się ja, czarnooki ja. Jak powszechnie wiadomo prawie każdy Cień ma czerwone oczy i tak samo było w przypadku mojej rodziny. Żaden z moich przodków nie miał oczu tego samego koloru co ja. Trochę niespotykane, co nie? A jak coś jest niespotykane to wśród gawiedzi oznacza to to samo co podejrzane, a moja kochana rodzinka nie chciała mieć niczego wspólnego z czymkolwiek co byłoby podejrzane. Z początku zaplanowano mnie zabić od razu, ale na szczęście moja matka nie mogła pozwolić, by zabito jej nowo narodzone dziecko, dlatego też postanowiono, że mnie zabiją, gdy styknie mi 16 lat. Matka tym razem nie miała już nic do gadania, więc nie pozostało jej nic innego jak zgodzenie się na tę mniej brutalną opcję. Po tych jakże przyjemnych pierwszych dniach mojego życia, wiadome było, że moje życie będzie cudowne.Przejdźmy do warunków mojego przeżycia. Po pierwsze, niby dali mi pożyć te 16 lat, ale musiałem cały ten okres spędzić zamknięty w moim pokoju, bo przecież nikt nie mógł się dowiedzieć o moim istnieniu. Nawiasem mówiąc o moim istnieniu wiedziała zaledwie garstka osób z mojej rodziny, mianowicie byli to: moja mama, tata, 2 starsze siostry i dziadek z babcią. Drugim warunkiem mojego życia było to, że nie mogłem mieć żadnego pojęcia o świecie na zewnątrz mojego pokoju, tak więc wszelkie lekcje, historie, bajki i tym podobne, były kategorycznie zakazane. I tu jest mały kruczek, zabroniono mi się dowiadywać czegokolwiek o świecie na zewnątrz pokoju, ale nikt nic nie mówił o Świecie Ludzi. Tak więc znowu pomogła mi moja matka, która potajemnie sprowadzała dla mnie książki o świecie ludzi, tak właściwie to sama ja pisała. Żeby ułatwić zrozumienie tego powiem, że moja matka była Dręczycielem, a jej ulubieńcem był pewien Japończyk, który był dość blisko z moją rodzicielką, niektórzy w mojej rodzinie uważali, że stąd się wzięły moje czarne oczy, ale to teraz nie ważne. Tak więc za każdym razem, gdy ona pożywiała się jego snem, on opowiadał jej jak najwięcej o swoim świecie, znowu z kolei ona to zapisywała. Był tylko jeden problem...ów facet miał świra na punkcie historii swojego kraju i tylko o tym mówił. Szczególną wagę przywiązywał do "wielkich wojowników Japonii" czyli samurajów i "wspaniałych zabójców Japonii" czyli ninja. Skończyło się na tym, że w wieku 12 lat wiedziałem praktycznie wszystko o japońskich wojownikach, minusem było to, że była to wiedza czysto teoretyczna, bo w innym wypadku już bym uciekł z mojego przytulnego pokoiku. Można przecież powiedzieć, że mogłem uciec przez Krainę Snów, bo przecież nigdy tego nie próbowałem. Dopuszczano mnie tam raz w miesiącu, żebym zjadł sobie jakiś koszmar i zawsze byłem pod nadzorem ojca, więc ucieczka nie wchodziła w grę. Mając już te 12 lat nie miałem kompletnie nic aby umilić sobie kolejne 4 lata, bowiem Japończyk, z którym powiązana była moja mama w nieznanych okolicznościach zmarł na zawał. Najdziwniejsze było to, że nie miał żadnych problemów z sercem i był w sile wieku, tu po raz kolejny moje podejrzenia padają na kochaną rodzinkę. Niedługo po tym zajściu pierwszy raz w moim życiu do mojego pokoju wparował ojciec, oczywiście nie przyszedł zobaczyć jak mi się powodzi. Wziął wszystkie książki jakie spisała mi matka, ale to właściwie nie był problem, gdyż tak wiele razy je przeczytałem, że znałem je praktycznie na pamięć. Problemem zaś było to co później zrobił z moją matką, ponieważ po tym zdarzeniu tamta już nigdy nie pojawiła się w moim pokoju. Podsumowując, byłem 12 letnim chłopcem, mieszkającym w pokoju, w którym znajdowało się tylko łóżko, jadłem raz w miesiącu, zostałem wykluczony przez moją własną rodzinę z powodu koloru mojego oczu, nie miałem żadnego kontaktu z światem zewnętrznym, a na dodatek z jedyną osobą, która nie miała mnie gdzieś czyli moją matką stało się się prawdopodobnie coś strasznego. Co więc mi pozostało? Tylko jedna rzecz...zemsta. Podążając tym tropem zacząłem ćwiczyć, oczywiście nie były to jakoś niesamowicie wycieńczające ćwiczenia, gdyż do dyspozycji miałem jedynie swoją masę ciała, ale i tak jakoś dało się w ten sposób trenować. No i w ten oto właśnie sposób minęły mi teoretycznie ostatnie 4 lata życia. W końcu nadszedł dzień mojej egzekucji, co śmieszniejsze miała się ona odbyć w moje urodziny. Miałem przygotowany plan działania na praktycznie każdy rodzaj egzekucji, poza jednym...spaleniem żywcem. I jak to w życiu bywa, żeby było zabawniej miałem być spalony żywcem, no to sobie myślę "Fajnie, że". I tak sobie zmierzam do palącego się stosu drewna, do którego mieli zamiar mnie wrzucić. Oczywiście uciec nie ma teraz jak, bo z każdej strony była obstawa, której bez broni bym nie pokonał za nic w życiu. Kiedy tak rozmyślałem o tym czy śmierć będzie boleć, dym uchodzący z palącego się stosu zaczął mnie otaczać. Poczułem coś dziwnego, że teraz mam siłę aby ich wszystkich zabić. Dym zaczął się gromadzić coraz gęściej wokół mnie, co wzbudziło uwagę wszystkich obecnych, po czym przyjął kształt ninja-ken (inaczej ninja-to, czuli miecz używany przez ninja, który był krótszy i prostszy od katany), który pojawił się w mojej ręce. Ku mojemu zdziwieniu był on dość twardy i ciężki, co już zupełnie nie przypominało dymu. Wystarczyła mi chwila, żeby przebić na wylot mojego ojca, który szedł za mną, w celu upilnowania mnie. Wtedy też wszyscy członkowie mojej rodzinki rzucili się na mnie, ale nie byli już dla mnie żadną przeszkodą, gdyż w moich dłoniach automatycznie zaczęły się tworzyć bronie, którymi po kolei ich wszystkich zabijałem na różne sposoby w zależności od broni. Rzecz jasna każda broń była stworzona z dymu, którego na szczęście wtedy nie brakowało. Zabicie ich wszystkich zajęło mi łącznie jakieś 10 minut, bo muszę przyznać szczerze, że choć miałem broń, słaby nie byłem i wiedziałem jak się nią trzeba posługiwać, to w rzeczywistości było to o wiele trudniejsze. Sam też w tej walce odniosłem jakieś rany, ale nie były zbyt poważne. Po tym wszystkim ostatni raz wszedłem do mojego domku, poszedłem do pokoju mojego ojca i tam z szuflady w biurku, wyciągnąłem jego "ukochaną" fajkę i schowałem ją do kieszeni spodni, tak sobie na pamiątkę rodzinną. Wychodząc postanowiłem jeszcze spalić ten dom, nie wiem czemu, ot tak sobie. Gdy już w całym domu porozlewałem alkohol, wystarczyło to wszystko podpalić, a żeby było zabawniej, jako rozpałka posłużył mi kijek, który zapaliłem od stosu, na którym miałem zginąć. I gdy miałem już go wrzucić do domu, usłyszałem jakiś głos, był to mój staruszek wijący się z agonii. Podszedłem do niego, a ten mi powiedział "To ty miałeś zginąć bękarcie", śmieszne prawda? Po jego słowach uśmiechnąłem się i stworzyłem ostatnie ostrze z dymu, którym odciąłem mu głowę. Łebek mojego tatusia wrzuciłem do domu, a chwilę potem wrzuciłem też palący się kij. Kilka minut później dom stał cały w płomieniach, a ja cieszyłem się widokiem ognia i dymu, który stał się wtedy częścią mnie. Chwilę jeszcze tak postałem i odszedłem nie zostawiając po sobie żadnego śladu, ponieważ wszystkie bronie z dymu rozpadły się na drobinki, takie same jakimi były wcześniej. Jakiś tydzień później przechadzając się po mieście niedaleko miejsca, w którym dorastałem usłyszałem o tragedii pewnej rodziny, podobno ktoś ich zamordował, następnie spalił ich dom, tylko że nie ma żadnego podejrzanego o to przestępstwo, ale to chyba jasne, bo przecież ja nie istnieję. Jak wiadomo kto raz zabił, na tym nie poprzestanie, tak więc zacząłem się włóczyć po świecie trenując przy tym swoje zdolności. Obecnie mam 24 lata. Od tego czasu dowiedziałem się, że oprócz tworzenia broni z dymu, sam potrafię się zmienić w obłok dymu. Oprócz tego teraz wiem, że podobnie jak ojciec jestem Koszmarem, no i podobnie jak on stałem się nałogowym palaczem.


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group