Kryształowe Pustkowie - Wieża Forets azyl Eliasa Prosspero
Kejko - 13 Lipiec 2016, 03:38 Temat postu: Wieża Forets azyl Eliasa Prosspero
O miejscu tym wiedzą nieliczni, zaś jeszcze skromniejsze grono miało okazję by do wieży Forets choćby się zbliżyć a co dopiero w niej zagościć. Nie dzieję się tak bez przyczyny, bowiem ów wieża wyrasta wysoko pośród terenów okalanych przez gęsty kryształowy las. Ilość bezpiecznych śnieżek, którymi wędrowcy mogliby się do wierzy dostać można wymienić raptem na palcach jednej ręki. Jasnym jest, iż ten, kto wieżę wzniósł chciał z niej uczynić miejsce odosobnienia. Wystarczy jednego spojrzenia, aby zyskać pewność, że do wzniesienia ów budowli potrzebna była magia, bowiem strzelista smukła i wysoka wieża obsadzona na planie koła, otoczona jest przez rzeźbę, która zarazem stanowi część budynku przedstawia zaś kolosalnych rozmiarów Foretsa, co też zdradza, dlaczego wieża nosi taką a nie inną nazwę. Wieża, choć jej stan zupełnie tego nie wskazuje zaliczać się może do zabytków w historii Krainy Luster, od czasu jej powstania przewinęło się już wiele legend na jej temat. Baja się o tym, iż raz na ćwierć wieku ogromny wąż ożywa i znika, wtedy zaś przez Krainę niechybnie przetacza się jakieś nieszczęście. Legend i historii tej podobnym znaleźć można wiele, choć owe z prawdą wspólnego mają niewiele.
Aktualnym właścicielem jak i mieszkańcem tego niezwykłego miejsca jest Elias Prosspero. Lunatyk, który życie poświęcił studiowaniu magii i w swej namiętności po dziś dzień trwa. Wieża podobno w swej znacznej części stanowi ogromną wiele poziomową bibliotekę, największą dumę i skarb ów Diabelskiego Bibliotekarza. Nie licząc samego Eliasa wieżę zamieszkują jeszcze dwie marionetki będące wiernymi sługami Lunatyka.
Kejko - 29 Lipiec 2016, 02:44
Po raz kolejny ocknęłam się zupełnie nie wiedząc gdzie jestem i jak się tu znalazłam. Sceneria różniła się jednak znacznie od tej, którą zastałam ostatnim razem. Nie leżałam w wodzie i błocie, lecz w miękkim łóżku, w powietrzu unosił się zapach ziół i starego atramentu. Ciszę zakłócał jedynie wiatr poruszający zasłoną przy niewielkim okienku. W pokoju panował półmrok, zaś przysłonięte okno oraz brak jakiegokolwiek zegara w zasięgu wzroku nie pozwalał na określenie panującej pory dnia.
Czyżby to wszystko było tylko snem? Wyścig i jego następstwa… czy mogły okazać się koszmarem, z którego właśnie się obudziłam? Był bardzo prosty sposób aby się o tym przekonać… Niepewnie uniosłam dłonie przed siebie a raczej miałam taki zamiar. Prosta czynność okazała się niemożliwą a to za sprawom pasów którymi moje ręce były przytwierdzone do łóżka…. Dopiero teraz zaczęłam zadawać sobie pytanie takie jak: Jak ja się tu dostałam? Gdzie ja właściwie jestem? Gdzie podziały się moje ubrania?
Byłam przytwierdzona do łóżka, okazało się, że poza rękami i moje nogi zostały unieruchomione…. Strzępy moich ubrań zniknęły a zastąpiła je jakaś długa biała koszula… Ten strój w połączeniu z przywiązaniem mnie do łóżka… spowodował panikę, ponieważ w głowie nagle pojawiła się wizja, iż znalazłam się w jakimś gabinecie MORII. Nagły przypływ adrenaliny napędzonej strachem zrobił swoje, zaczęłam rzucać się na łóżku wydając przy tym dźwięki właściwe dla przerażonego kota, między nimi wkradały się też pojedyncze kwestie takie jak „Wypuście mnie stąd!” „Gdzie ja jestem?!” „Czemu jestem związana!”. Słowem wpadłam w mały amok…
Nagle dotarł do mnie dźwięk otwierających się drzwi a mi ukazała się postać wysokiego mężczyzny o długich blond włosach, towarzyszyła mu druga postać, której posturę określiłabym, jako dziecięcą.
-A więc się obudziłaś. Prawdę mówiąc szybciej niż myślałem minęły w końcu niecałe trzy dni, spodziewałem się czterech może pięciu.
-Kim jesteś?! Co ja tu robię i czemu jestem przywiązana do łóżka?!
-Spokojnie… Nie szarp się tak bo tylko zniweczysz efekty mojej ciężkiej pracy. Jesteś związana owszem, ale było to konieczne abyś nie zrobiła sobie krzywdy. Powiedź jak się czujesz?
Mężczyzna podszedł do łóżka, z którym byłam aktualnie związana bardziej niż bym sobie tego życzyła. Końcówki blond włosów niemal połaskotały mnie w nos, kiedy mężczyzna zbliżył się jeszcze odrobinę, przyglądając mi się w dziwny sposób.
-Rozwiąż mnie!
-Zadałem Ci pytanie…
Ton nieznajomego stał się bardziej surowy, przez chwilę zamilkłam i zaczęłam analizować jego słowa… Bandaże, zapach ziół i brak bólu który niedawno doprowadzał mnie do obłędu. Nagle zrobiło mi się głupio… Wyglądało na to że ten ktoś musiał mi pomóc… Uspokoiłam się, przestałam się szarpać i wrogo powarkiwać w stronę nieznajomego, przyglądałam mu się teraz znacznie pokorniejszym wzrokiem.
-Ty… Um, Pan mi pomógł prawda? Tam przy nadmorskiej polanie, gdy zasłabłam? Ja… czuję się, dobrze dziękuję. Tylko… proszę, proszę mnie rozwiązać.
Przez chwilę miałam wrażenie, że na ustach mężczyzny pojawił się uśmiech, jednak nawet, jeśli tak było to musiał ona na nich gościć bardzo krótko. Blondyn nie zbliżył się bardziej, widocznie wcale nie musiał, jednak pasy na moich kończynach zostały rozpięte a dokładniej rozpięły się same. Zaskoczona nieco tym faktem ostrożnie podniosłam się do pozycji siedzącej wbijając zagubione spojrzenie w plecy mężczyzny. Nie odszedł szczególnie daleko ponieważ zajął miejsce na fotelu usadowionym w kącie komnaty. Szybkim gestem ręki nakazał swej towarzyszce odejść, zawołał tylko za oddalającą się postacią.
-Przynieś dla naszego gościa coś do jedzenia i picia.
Ponownie fioletowe oczy wbiły się w moją osobę a na męskich ustach tym razem już nie miałam, co do tego pownosi pojawił się tajemniczy uśmieszek. Po chwili dowiedziałam się co było jego przyczyną.
-No i przygotuj dla Panienki jakieś ubrania…
Momentalnie przyciągnęłam do siebie kołdrę zakrywając się nią niemal po czubek nosa, gwałtowny ruch sprawił, że w dłoni odezwał się ból. Przygryzłam dolną wargę, policzki zapiekły mnie od rumieńców. Nie odzywałam się nie wiedząc, co mam powiedzieć, przyciągnęłam przed siebie okaleczoną dłoń, teraz szczelnie owiniętą bandażami, były wilgotne nasączone jakimś ziołowym specyfikiem.
-Nie musisz się tak chować. Zdążyłem już obejrzeć Cię podczas uzdrawiania i nie sądzę byś musiała się czegoś wstydzić. Może z wyjątkiem niewiedzy… Twoje obrażenia były poważne, jednak to owoce którymi próbowałaś posilić się na rzeczonej polanie szybciej spowodowałby Twój zgon. Na szczęście nie zdarzyłaś zjeść ich zbyt wiele.
-Były… trujące? Lazur! On też je jadł, co…
-Twój Aureum ma się dobrze. Co prawda i względem niego musiałem przedsięwziąć pewne środki ostrożności… jednak i jemu udzieliłem pomocy. A teraz wybacz, ale wzywają mnie pewne sprawy, Ines zjawi się tu niebawem i zajmie Tobą. Nie opuszczaj komnaty sama, Kołysanko…
-Zaczekaj, skąd znasz moje…
Ponownie urwałam w połowie swej wypowiedzi, ponieważ nie miałam już jak posłyszeć odpowiedzi. Mój Tajemniczy wybawiciel po prostu zniknął, jakby wcześniej w ogóle go tu nie było…
Przez chwilę zostałam sama w komnacie, pozostawiona z mnóstwem gnębiących mnie pytań. Zastanawiałam się gdzie teraz był Lazur i gdzie w ogóle się znajdowaliśmy… Miałam zamiar podejść do okna, aby rozwiać swe wątpliwości jednak w tej samej chwili drzwi pokoju uchyliły się ostrożnie…
~Cz.1~
Kejko - 5 Październik 2016, 19:36
Czas spędzony pod skrzydłami Eliasa naprawdę wiele zmienił w moim życiu, wzbogacił je i pokazał, że z życia trzeba korzystać, bo nie wiemy, co czeka nas jutro a nawet za godzinę. W naszym spotkaniu musiało być coś więcej niż tylko przypadek, tego byłam pewna. Magia nie wdarła się w moje życie to ja ją do niego zaprosiłam, tak jak Elias zaprosił mnie do siebie. Zamieszkanie z Lunatykiem było szalonym pomysłem, dawna ja nie miewała na tyle odwagi… ale moje życie zmieniło się, od kiedy obudziłam się na plaży.
Okres spędzony w wieży był równie magiczny, co i pracowity, nigdy nie podejrzewałam, że nauka zaklęć to aż tak skomplikowana sprawa… Przez swój cały koci żywot nie miałam do czynienia z taką ilością ksiąg ani z taką dyscypliną. Magia to nie zabawa… już na początku musiałam wbić sobie to do głowy. Było tyle ciekawych czarów, zaklęć i eliksirów… podziwiałam kunszt swego mentora i żałowałam, że sama jestem w stanie zrozumieć tak niewiele. No, ale ja przecież byłam zwykłą nowicjuszką zaś mój nauczyciel magii i księgom oddał całe życie. Czarnoksiężnicy naprawdę muszą mieć jakaś słabość do czarnych kotów… no i vice versa…
Było mi tu naprawdę dobrze, lunatyk i jego dwie wierne marionetki Alsys i Minea równie ekscentryczne co urocze. Nie polubiłam się jedynie z pewną wielką gadziną, która tak niemiło powitała mnie, gdy przez przypadek wylądowałam w bibliotece Elyasa. Długo nie zapomnę gadziego uścisku i strachu, że zaraz usłyszę trzask swoich żeber brrrr…. Był to chyba jedyny niemiły incydent, jaki mnie tu spotkał, no może nie licząc tego, że nieco przybrałam na wadzę, nad czym nadal ubolewam… Minea to prawdziwa mistrzyni kuchni! Ale to nie obawa o utratę swej atrakcyjnej figury sprawiła, że podjęłam decyzję o powrocie do domu. Zwyczajnie zaczęło brakować mi przestrzeni, tęskniłam też za siostrą i nowymi przygodami, teraz byłam na nie gotowa bardziej niż kiedykolwiek indziej. No i była jeszcze jedna niedokończona sprawa… moja ręka a właściwie palec. Zerkając na swoją oszpeconą dłoń wylałam już wystarczająco dużo łez. Myślałam już nawet o jakiejś protezie… jednak Elias badał moją dłoń i stwierdził, że rana nie należy do normalnych… że jest magiczna. Według szalonej teorii mojego mentora miałam szanse na odzyskanie utraconego ubytku… musiałam tylko odnaleźć bestię, która zawiniła jego utratą. Nie miałam tyle optymizmu, tym bardziej, że minęło już tyle czasu… jednak nie oznaczało to, że nie zamierzałam spróbować! Dlatego właśnie musiałam wrócić i zawalczyć o swoje. Pożegnanie z Lunatykiem nie należało do łatwych… oboje przywiązaliśmy się do siebie, połączyła nas dziwna wieź i oboje byliśmy jej świadomi. Elias na pożegnanie podarował mi niezwykły prezent, piękny pasek, w którym tkwi prawdziwy Kamień Dusz! Nie powinnam przyjmować takich prezentów wiedziałam o tym doskonale, ale wiedziałam też, że odmowa nie ma sensu. Nawet gdybym nie przyjęła paska od razu to na pewno i tak trafiłby do mnie w jakiś inny dziwny magiczny sposób.
W końcu nadszedł dzień rozstania, dzień obietnic i tęsknoty… Niestety do domu mogłam zabrać tylko Lazura ponieważ Neo podczas jednego z treningów uszkodził swoje skrzydło. Mój Gatto został w dobrych rękach i wiedziałam że jak tylko wydobrzeje, mój mentor od razu go do mnie odeśle. Mimo to nie było mi łatwo zostawiać mojej słodkiej bestyjki. Opuszczając wieże gnębiło mnie coś jeszcze... dziwne uczucie że o czymś zapomniałam. Być może uda mi się je zgubić gdzieś po drodze, teraz znów mogłam przemierzać krainę na grzbiecie Lazura, czując jak wiatr szarpie mi włosy i świszcze w uszach.
Zt.
|
|
|